W imię rodziny

W imię rodziny

Tania Bullmore

86,631 Słowa

5.0

Opis

To był taki dzień w Buttonwood w Alabamie, gdzie kłopoty wślizgiwały się do miasta wraz z wiatrem, szarpiąc przebudzone wiosenne liście masywnych dębów i niebotycznych hikorów. Wyskrobał wysuszony bru d, wysyłając kurz na ścieżkę, jakby chciał się ukryć. Gwizdał swoje ostrzeżenie, jasne jak dzień dla każdego, kto chciał słuchać. Jeśli ktoś mógł rozpoznać tę ostrzegawczą melodię, to byłem to ja. W końcu byłem biskupem. Nazwisko mojej rodziny było praktycznie synonimem słowa "kłopoty". Tatuś, Twyla i moi trzej bracia, jak dawno niewidziani krewni, rzucili się w wir kłopotów, nie zważając na konsekwencje. I zobacz, gdzie ich to zaprowadziło - każdy z nich jest teraz martwy i pochowany.