Poza pomocą

I. Upadek

----------

I

----------

==========

Upadek

==========




1. Przedmowa

----------

1

----------

==========

Przedmowa

==========

dzień 0

Nie próbowałem się zabić. To był wypadek. Nie więcej niż wypadek. Klęska żywiołowa, niespodziewana i nagła. Fałszywe uderzenie pioruna przez los. Niewidzialne siły łączące się w kataklizmie. Nie da się tego powstrzymać. Nie można się przygotować.

Et cetera.

Nikt mi nie wierzy, oczywiście. Spróbuj wytłumaczyć swojemu binarnie myślącemu ojcu, że to nie intencje, ale pech zepchnął samochód z klifu. To nawet nie był klif, naprawdę. Widziałem klify. Zrzucałem z nich swoje ciało więcej razy niż jestem w stanie zliczyć, usta w rycie radości, ramiona wystrzelone z ciętym celem w kierunku wrzącej wody.

To nie jest klif. Tylko małe wzgórze. Trawiaste i skaliste, z łagodnym nachyleniem za krótką, obtłuczoną barierką. Nie ma już barierki, przynajmniej nie tam, gdzie uderzenie mojego samochodu wyrwało fragment, gdzie ciśnienie wypchnęło iskry buntu z zardzewiałych śrub, które nie pasowały do luksusowego coupe jadącego czterdzieści sześć mil na godzinę.

"Tak będzie najlepiej, Mia".

Odganiając szczątkowe myśli o iskrach i dymie, spoglądam na mojego brata bliźniaka. Obolała twarz Jamesona świadczy o jego bezsennym zmartwieniu, jego oczy są zaczerwienione i podkreślone cieniem. Stres związany z moim wypadkiem spowodował jego bezsenność.

Nasze demony wyznaczają różne ceny.

"Przepraszam", mój głos szepcze między nami, wibracja pozbawiona znaczenia. Nie czuję wyrzutów sumienia i on o tym wie.

Zimne palce schodzą na moje, które mocniej zaciskają się na wyściełanym podłokietniku.

"To miejsce jest bardzo polecane. Bezpieczne i prywatne. Będziesz pod dobrą opieką."

Jego głos, w przeciwieństwie do mojego, zawiera jakieś pozory emocji. Być może błaganie. Cienka warstwa żalu. A może to ulga?

Nie wiem, dlaczego się tym przejmuję, ale próbuję jeszcze raz. "To był wypadek. Mój but-"

"Wszystko w porządku."

Połykam słowa na języku. Dławię się kolcem niezadowolenia. Nikt mi nie wierzy. A ja nie mam kogo winić, tylko siebie - z coraz większą bezczelnością narażam się na niebezpieczeństwo, odkąd w wieku siedmiu lat złamałam rękę, skacząc z dachu.

Ale wspomnienie bólu, nawet początkowego ostrego wstrząsu, zawsze stawiało mnie na drugim miejscu po transcendentnym uczuciu nieważkości. Przez kilka chwil byłem wolny.

Rozległo się delikatne pukanie do drzwi. Pusty frazes, bo bezzwłocznie wdziera się do środka. Jameson prostuje się z kucnięcia obok mojego krzesła, przeczesując palcami swoje rozczochrane brązowe włosy.

"Czas na przycięcie, J" - mruczę.

Spogląda na mnie, oczy pełne wyrzutu i rozbawienia jednocześnie, zanim zwróci się do naszego gościa. "Samochód jest tutaj?"

Mój ojciec przytakuje, patrząc na mnie i w dal. Jego unikanie nie przeszkadza mi - to nic nowego. Przełyka gardło, a ja obserwuję, jak jabłko Adama obija się pod jego kwadratowym podbródkiem.

"Czy jesteś pewna, że to miejsce jest lepsze niż... niż..." Nie kończy, ale słowa wiszą ciężko w powietrzu.

Szpital psychiatryczny.

Farma śmiechu. Looney bin. Dom wariatów.

Prawie się śmieję.

Prawie.

"Tak", odpowiada mój brat. Jego palce drgają w kierunku głowy, ale powstrzymuje chęć, chowając ręce do kieszeni. "Ich program ma dziewięćdziesięcioczteroprocentowy wskaźnik sukcesu".

Prycham.

Jameson wzdryga się na mnie. On, przynajmniej, nie boi się mojego spojrzenia. "To był pieprzony koszmar wprowadzać cię do tego miejsca, Mia. Nie masz pojęcia, jak przekonywałem cię do..."

"Jameson," pstryka nasz ojciec.

Usta mojego brata ściskają się w białą linię. W końcu wydaje z siebie ciężkie westchnienie, napięcie odrywa się od jego ramion. Jego oczy pozostają jednak utkwione w moich, niebieskie głębie zmętnione szarością emocji. Strach. Uraza. Nadzieja.

Najpierw odwracam wzrok.

Chwytając się obu podłokietników, podnoszę się na nogi. Tępy ból promieniuje od obitego ramienia w dół kręgosłupa, a mięśnie ostrzej przypominają o moich niedomaganiach. Ograniczenia mojego ciała i kości.

Ograniczenia grawitacji.

Jameson sięga po moje ramię, ale odsuwam się od niego, krzywiąc się, gdy moje ramię protestuje.

"Nie bądź takim bachorem", mówi, ale jego usta drgają.

Walcząc ze znajomą przynętą naszego wspólnego, pokręconego humoru, uśmiecham się. "Przynajmniej powiedz mi, że to miejsce ma dobre narkotyki".

Śmieje się, ale ma to swoją przewagę. "Jeśli przez narkotyki rozumiesz terapię, to tak. Najlepsze narkotyki na zachodnim wybrzeżu."

Otwieram usta na oschłą ripostę, ale to co wychodzi zamiast tego to urwane błaganie. "Przysięgam na mamę i Phillipa, że to był wypadek".

Mój ojciec robi mały hałas. Kątem oka widzę, jak wychodzi z pokoju. Jameson sztywnieje pod moimi słowami, jakby każde z nich było ciosem. Jego szczęka zaciska się i rozwiera, gdy walczy. Chce mi uwierzyć. To jest coś.

Tylko za mało.

Jego ramiona zwisają. Jego oczy - tak zmęczone, lewa powieka drga - znajdują moje. "Zrób to dla mnie, Meerkat", mówi miękko.

Ma mnie.

Moje zęby trzonowe mielą, przytakuję. "Dla ciebie, Jaybird."

Moje spojrzenie po raz ostatni omija sterylną sypialnię dla gości. Moja skromna garderoba jest już spakowana, pojedyncza walizka na zewnątrz. Jedynym dowodem mojego pobytu jest telefon komórkowy leżący na szafce nocnej. Małe szczeliny na jego popękanym, pozbawionym życia ekranie chwilowo mnie hipnotyzują. Przez mój umysł przemyka wspomnienie pajęczych pęknięć samochodowej szyby.

Jameson robi dwa kroki i chwyta telefon, chowając go do kieszeni na piersi swojej marynarki. Mój trans został przerwany - wzdycham. Teraz naprawdę nie ma po mnie śladu w domu mojego ojca w Malibu. Nie, żeby kiedykolwiek był; jego dom nie jest mój.

"Chodźmy, Mia."

Bez słowa podążam za moim bratem z pokoju, w dół przewiewnego korytarza, przez wyłożone kafelkami foyer i w złote, popołudniowe słońce. Podnosząc rękę, by zacienić oczy, zatrzymuję się na terakotowym stopniu, by wpatrywać się w mocno przyciemniony samochód miejski. Moja walizka jest już w bagażniku. Tylne drzwi są otwarte, trzymane przez ubranego w rękawiczki mężczyznę. Jest nijaki pod każdym względem, jego indywidualność nie pasuje do miażdżących kół zębatych bogactwa.

Zastanawiam się, czy wie, że jestem współwięźniem, czy go to obchodzi.

Uśmiechając się mocno, pytam brata: "Czy wyściełane ściany będą też wyłożone futrem? Kawior i szampan przed moją codzienną terapią szokową?".

Jameson prycha, węsząc do przodu, aby upuścić pocałunek na czubek mojej głowy. Odpędzam go dobrym ramieniem, po czym idę w stronę zacienionego portalu tylnego siedzenia samochodu. Nie boję się, moje kroki są równe i stabilne. Po prostu kolejny dzień, kolejna katastrofa.

Nic mnie już nie przeraża. Bardzo rzadko coś mnie porusza. Nie piękno. Ani śmierć. Nie ból. Ani radość.

Jestem prawie pewien, że mój ojciec uważa mnie za socjopatę. Pierwsza diagnoza pochodziła od psychiatry, który leczył mnie w wieku 13 lat, po incydencie, w którym prawie utonąłem. Druga została wykrzyczana przez przerażoną pokojówkę po tym, jak znalazła mnie żonglującego nożami w kuchni. Trzeci i ostateczny osąd wydał mój były narzeczony po tym, jak rozpaliłam ognisko z jego bezcennej kolekcji płyt.

Może jestem socjopatką, ale nie sądzę. Mam mnóstwo uczuć, tylko nie strach. Kocham moją bliźniaczkę, mocne czerwone wina, naleśniki z jagodami i filmy z lat osiemdziesiątych. I nawet kocham mojego ojca.

Brzydzę się moim byłym i głupią krową, którą wkręcił w nasze łóżko. Brzydzę się zapachem, konsystencją i smakiem ogórków. Małe zwierzęta doprowadzają mnie do płaczu, a nie ma nic zabawniejszego niż głupie żarty.

Widzisz? Uczucia.

I mam sumienie. Nie krzywdzę świadomie i nie manipuluję innymi, chyba że na to zasługują. Nie jestem szalony.

Z drugiej strony, szaleni ludzie rzadko myślą, że są.

Wsuwając się na gładkie skórzane tylne siedzenie, kucam, żeby zobaczyć brata po raz ostatni. Cień otula mnie, podczas gdy światło słoneczne podkreśla jego przystojną, zmęczoną twarz.

Apropos.

"Na razie, Aligatorze", kpię.

Jego usta wykrzywiają się w małym uśmiechu. "Za chwilę, Krokodylu".

Drzwi się zamykają.




2. The Stories We Tell (1)

----------

2

----------

==========

historie, które opowiadamy

==========

dzień 6

Nie ma zbyt wiele do opowiadania. Moja historia.

Moja matka i młodszy brat zginęli w wypadku samochodowym, kiedy Jameson i ja mieliśmy siedem lat. Ich śmierć złamała w moim ojcu coś fundamentalnego i od tamtej pory nie jest już taki sam. To nic zewnętrznego. Jeśli w ogóle, to jego kariera jako obrońcy nabrała rozpędu w latach po wypadku. Ale tego dnia straciliśmy oboje rodziców.

Jameson i ja jesteśmy bratnimi bliźniakami. Nie jest z nim tak źle - jest podobny do mojego ojca. Ale ja jestem podobna do mojej matki, dlatego mój ojciec nie może na mnie patrzeć.

Tak, to pojebane, że mój ojciec po śmierci żony i syna wymknął się emocjonalnie od pozostałych dzieci. To bolało jako dziecko, i czasami nadal tak jest. Ale jako dorosły przynajmniej rozumiem, skąd pochodzi. Jest tylko człowiekiem.

Moje nastoletnie lata były burzliwe. Nie miałem ujścia dla mojej frustracji i żalu, nie tak jak mój ojciec z pracą, a Jameson ze sportem. Więc skończyłem w wielu kłopotach. Wykroczenia i lekkomyślne wyczyny.

Moja kartoteka jest jednak czysta. Specjalne podziękowania dla Harrisona T. Sloana, ojca roku i jednego z najlepszych adwokatów w stanie.

"I to wszystko w skrócie". Kończę moją wypowiedź z westchnieniem. "Po prostu źle spędzona młodość, która w końcu mnie dopadła. Przepraszam, że marnuję twój czas."

Nie jest mi właściwie przykro, jestem zirytowany.

To już szósty dzień, moja szósta prywatna sesja terapeutyczna, podczas której powtarzam tę samą cholerną historię. Dzięki Bogu, że w niedziele nie ma terapii, bo mógłbym stracić panowanie nad sobą.

Tym razem następuje dziesięciosekundowa pauza, po czym postać siedząca w skórzanym fotelu naprzeciwko mnie mówi: "Opowiedz mi więcej o swojej matce".

Rozkładam nogi, a potem ponownie je krzyżuję. Głos, ciemny i głęboki, faluje przez następującą ciszę. Nie jest to głos, który łatwo zignorować; podobnie jak przylegające do niego ciało. Zawsze miałam coś do mężczyzn, którzy noszą okulary.

Wydmuchuję oddech, kosmyki włosów ujeżdżają projekt i łaskoczą mój policzek. "Słuchaj", zaczynam, wpatrując się w moje kolana, "Już ci powiedziałem, ledwo ją pamiętam. Dużo śpiewała. Zaplatała mi włosy. Czytała mi bajki na dobranoc. Umarła. To smutne. Nie ma tam żadnego dramatu."

"Amelia-"

"Mia", poprawiam.

Dr Chastain jest profesjonalistą najwyższej klasy. W jego głosie nie ma śladu irytacji, gdy pyta: "A co z drugą żoną twojego ojca? Możemy o niej porozmawiać?"

Moje zaskoczone oczy zatrzaskują się na jego twarzy. "Skąd do cholery wiesz o Jill? Co ta suka powiedziała?"

Jest niewzruszony moim wybuchem. Ocean nieskazitelności. "Pani Richmond odmówiła rozmowy ze mną, ale ich małżeństwo i późniejszy rozwód jest publicznym zapisem".

Bladoniebieskie oczy opuszczają się na krótko na notatnik na jego kolanach. Oddycham trochę łatwiej bez ich uwagi.

"Znalazłem jej zdjęcie tuż przed rozwodem".

Uh-oh.

Długie, eleganckie palce podnoszą pojedynczą kartkę papieru, kierując wydrukowany obraz w moją stronę. To Jill, w porządku - bez brwi, jej widoczna skóra jest cętkowana na pomarańczowo.

Przygryzam wargi.

Oczy doktora Chastaina zwężają się, rozjarzone czymś, czego nie potrafię zidentyfikować. Gdyby nie był robotem, mogłabym pomyśleć, że to rozbawienie. Obraz opada z powrotem na jego kolana. Przewracając oczami do sufitu, czekam, aż ustąpi ochota na cackanie się.

"Nie zaprzeczasz, że jesteś odpowiedzialny za jej przemianę?"

Wzruszam ramionami, opuszczając wzrok na jego klatkę piersiową. Nawet pod przebraniem garnituru i krawata, mogę powiedzieć, że jest niezwykle wysportowany. Promiskuityzm nigdy nie był moim narkotykiem, ale nadal jestem czerwonokrwistą, dwudziestoośmioletnią kobietą. A doktor Chastain to wizualna uczta.

Pozwalając mojemu spojrzeniu zanurzyć się niżej, fantazjuję o ujeżdżaniu go w jego skórzanym fotelu.

"Amelia."

"Hmm?"

"Stop."

Komenda trzaska jak bicz. Ciepło skwierczy w górę mojej szyi i twarzy. Odwracam się szybko, by wyjrzeć przez najbliższe okno.

"Przepraszam," mamroczę.

On wzdycha, skóra skrzypi, gdy przesuwa się w swoim fotelu. "Zatrzymajmy się na dzisiaj".

Skaczę na nogi i jestem w połowie drogi przez biuro, zanim on nawet stanie. "Dzięki, doktorku. Do zobaczenia jutro."

Drzwi zamykają się przy jego odpowiedzi.

Uwalniając nerwowy dreszcz na całym ciele, idę eleganckim korytarzem w kierunku Fish Tank, centralnego punktu placówki w kształcie litery "U". Nazwa pochodzi od okien od podłogi do sufitu, które dominują na północnej i południowej ścianie, a także od mnóstwa dyskretnych kamer zamontowanych na belkowanym suficie.

Estetycznie przestrzeń wygląda jak lobby luksusowego górskiego kurortu, całe w rustykalnym drewnie, niskich stolikach i przysadzistych, niedopowiedzianych meblach. Ale zamiast drzew i gór za oknami jest pustynia.

Dużo i dużo niczego.

Nie jestem pewien, gdzie dokładnie jestem - zasnąłem w połowie drogi. Wiem, że jechaliśmy na wschód od Los Angeles, a kiedy dotarliśmy na miejsce, niebo wciąż miało najsłabsze oznaki zachodu słońca. Gdzieś za Palm Springs, może? Albo Mojave?

Gdziekolwiek jesteśmy, jest odosobnione i umocnione. Gdy słońce mocno świeci na wybielonej ziemi, widzę wysoki płot, który przegapiłem pod osłoną ciemności.

"Co robisz, Goldie?" pyta rozbawiony głos.

Zerkam za siebie na właściciela, wysokiego mężczyznę o zmierzwionych kasztanowych włosach i kpiącym uśmiechu.

Dorównuję jego ironicznemu uśmiechowi. "Co tylko chcę."

Śmieje się i idzie do przodu, aż stajemy obok siebie. "Myślisz, że to ogrodzenie elektryczne?" pyta, mrużąc oczy.

"Nieee, to pewnie po to, żeby trzymać paparazzi z dala od twojego tyłka".

Mężczyzna obok mnie, Callum Rivers, zdarza się, że jest jednym z najwyżej opłacanych modeli na świecie.

On huff. "To miejsce jest jak Strefa 51. Nie ma mowy, żeby mnie znaleźli. Jestem na indonezyjskim odosobnieniu. Chłonę duchowe wibracje."

Śmieję się, ale czuję, że to wymuszone. Urodzony z genem agresywnej ciekawości - czytaj: wścibstwa - coraz trudniej jest mi nie zapytać, dlaczego tu jest. Ale grzebanie w przeszłości drugiej osoby to wielki zakaz. Zostało mi to wpojone podczas wprowadzenia sześć dni temu i jest stale wzmacniane przez moderatorów naszych sesji terapii grupowej.




2. The Stories We Tell (1)

----------

2

----------

==========

historie, które opowiadamy

==========

dzień 6

Nie ma zbyt wiele do opowiadania. Moja historia.

Moja matka i młodszy brat zginęli w wypadku samochodowym, kiedy Jameson i ja mieliśmy siedem lat. Ich śmierć złamała w moim ojcu coś fundamentalnego i od tamtej pory nie jest już taki sam. To nic zewnętrznego. Jeśli w ogóle, to jego kariera jako obrońcy nabrała rozpędu w latach po wypadku. Ale tego dnia straciliśmy oboje rodziców.

Jameson i ja jesteśmy bratnimi bliźniakami. Nie jest z nim tak źle, bo przypomina mojego ojca. Ale ja jestem podobna do mojej matki, dlatego mój ojciec nie może na mnie patrzeć.

Tak, to pojebane, że mój ojciec po śmierci żony i syna wymknął się emocjonalnie od pozostałych dzieci. To bolało jako dziecko, i czasami nadal tak jest. Ale jako dorosły przynajmniej rozumiem, skąd pochodzi. Jest tylko człowiekiem.

Moje nastoletnie lata były burzliwe. Nie miałem ujścia dla mojej frustracji i żalu, nie tak jak mój ojciec z pracą, a Jameson ze sportem. Więc skończyłem w wielu kłopotach. Wykroczenia i lekkomyślne wyczyny.

Moja kartoteka jest jednak czysta. Specjalne podziękowania dla Harrisona T. Sloana, ojca roku i jednego z najlepszych adwokatów w stanie.

"I to wszystko w skrócie". Kończę moją wypowiedź z westchnieniem. "Po prostu źle spędzona młodość, która w końcu mnie dopadła. Przepraszam, że marnuję twój czas."

Nie jest mi właściwie przykro, jestem zirytowany.

To już szósty dzień, moja szósta prywatna sesja terapeutyczna, na której powtarzam tę samą cholerną historię. Dzięki Bogu, że w niedziele nie ma terapii, bo mógłbym stracić panowanie nad sobą.

Tym razem następuje dziesięciosekundowa pauza, po czym postać siedząca w skórzanym fotelu naprzeciwko mnie mówi: "Opowiedz mi więcej o swojej matce".

Rozkładam nogi, a potem ponownie je krzyżuję. Głos, ciemny i głęboki, faluje przez następującą ciszę. Nie jest to głos, który łatwo zignorować; podobnie jak przylegające do niego ciało. Zawsze miałam coś do mężczyzn, którzy noszą okulary.

Wydmuchuję oddech, kosmyki włosów ujeżdżają projekt i łaskoczą mój policzek. "Słuchaj", zaczynam, wpatrując się w moje kolana, "Już ci powiedziałem, ledwo ją pamiętam. Dużo śpiewała. Zaplatała mi włosy. Czytała mi bajki na dobranoc. Umarła. To smutne. Nie ma tam żadnego dramatu."

"Amelia-"

"Mia", poprawiam.

Dr Chastain jest profesjonalistą najwyższej klasy. W jego głosie nie ma śladu irytacji, gdy pyta: "A co z drugą żoną twojego ojca? Możemy o niej porozmawiać?"

Moje zaskoczone oczy zatrzaskują się na jego twarzy. "Skąd do cholery wiesz o Jill? Co ta suka powiedziała?"

Jest niewzruszony moim wybuchem. Ocean nieskazitelności. "Pani Richmond odmówiła rozmowy ze mną, ale ich małżeństwo i późniejszy rozwód jest publicznym zapisem".

Bladoniebieskie oczy opuszczają się na krótko na notatnik na jego kolanach. Oddycham trochę łatwiej bez ich uwagi.

"Znalazłem jej zdjęcie tuż przed rozwodem".

Uh-oh.

Długie, eleganckie palce podnoszą pojedynczą kartkę papieru, kierując wydrukowany obraz w moją stronę. To Jill, w porządku - bez brwi, jej widoczna skóra jest cętkowana na pomarańczowo.

Przygryzam wargi.

Oczy doktora Chastaina zwężają się, rozjarzone czymś, czego nie potrafię zidentyfikować. Gdyby nie był robotem, mogłabym pomyśleć, że to rozbawienie. Obraz opada z powrotem na jego kolana. Przewracając oczami do sufitu, czekam, aż ustąpi ochota na cackanie się.

"Nie zaprzeczasz, że jesteś odpowiedzialny za jej przemianę?"

Wzruszam ramionami, opuszczając wzrok na jego klatkę piersiową. Nawet pod przebraniem garnituru i krawata, mogę powiedzieć, że jest niezwykle wysportowany. Promiskuityzm nigdy nie był moim narkotykiem, ale nadal jestem czerwonokrwistą, dwudziestoośmioletnią kobietą. A doktor Chastain to wizualna uczta.

Pozwalając mojemu spojrzeniu zanurzyć się niżej, fantazjuję o ujeżdżaniu go w jego skórzanym fotelu.

"Amelia."

"Hmm?"

"Stop."

Komenda trzaska jak bicz. Ciepło skwierczy w górę mojej szyi i twarzy. Odwracam się szybko, by wyjrzeć przez najbliższe okno.

"Przepraszam," mamroczę.

On wzdycha, skóra skrzypi, gdy przesuwa się w swoim fotelu. "Zatrzymajmy się na dzisiaj".

Skaczę na nogi i jestem w połowie drogi przez biuro, zanim on nawet stanie. "Dzięki, doktorku. Do zobaczenia jutro."

Drzwi zamykają się przy jego odpowiedzi.

Uwalniając nerwowy dreszcz na całym ciele, idę eleganckim korytarzem w kierunku Fish Tank, centralnego punktu placówki w kształcie litery "U". Nazwa pochodzi od okien od podłogi do sufitu, które dominują na północnej i południowej ścianie, a także od mnóstwa dyskretnych kamer zamontowanych na belkowanym suficie.

Estetycznie przestrzeń wygląda jak lobby eleganckiego górskiego kurortu, całe w rustykalnym drewnie, niskich stolikach i przysadzistych, niedopowiedzianych meblach. Ale zamiast drzew i gór za oknami jest pustynia.

Dużo i dużo niczego.

Nie jestem pewien, gdzie dokładnie jestem - zasnąłem w połowie drogi. Wiem, że jechaliśmy na wschód od Los Angeles, a kiedy dotarliśmy na miejsce, niebo wciąż miało najsłabsze oznaki zachodu słońca. Gdzieś za Palm Springs, może? Albo Mojave?

Gdziekolwiek jesteśmy, jest odosobnione i umocnione. Gdy słońce mocno świeci na wybielonej ziemi, widzę wysoki płot, który przegapiłem pod osłoną ciemności.

"Co robisz, Goldie?" pyta rozbawiony głos.

Spoglądam za siebie na właściciela, wysokiego mężczyznę o zmierzwionych kasztanowych włosach i kpiącym uśmiechu.

Dorównuję jego ironicznemu uśmiechowi. "Co tylko chcę."

Śmieje się i idzie do przodu, aż stajemy obok siebie. "Myślisz, że to ogrodzenie elektryczne?" pyta, mrużąc oczy.

"Nieee, to pewnie po to, żeby trzymać paparazzi z dala od twojego tyłka".

Mężczyzna obok mnie, Callum Rivers, zdarza się, że jest jednym z najwyżej opłacanych modeli na świecie.

On huff. "To miejsce jest jak Strefa 51. Nie ma mowy, żeby mnie znaleźli. Jestem na indonezyjskim odosobnieniu. Chłonę duchowe wibracje."

Śmieję się, ale czuję, że to wymuszone. Urodzony z genem agresywnej ciekawości - czytaj: wścibstwa - coraz trudniej jest mi nie zapytać, dlaczego tu jest. Ale grzebanie w przeszłości drugiej osoby to wielki zakaz. Zostało mi to wpojone podczas orientacji sześć dni temu i jest stale wzmacniane przez moderatorów naszych sesji terapii grupowej.




2. The Stories We Tell (2)

Żadnych pytań ani konkretnych komentarzy na temat przeszłości. Jeśli skierujemy się w stronę innego tematu niż to, co tu i teraz, przerywają lub wzywają kogoś innego.

Tylko dr Chastain zna nasze sekrety.

"Jak wyglądała twoja sesja?"

"Transformacyjna", odpowiadam płasko.

On uśmiecha się świadomie. "Mówię ci, po prostu wyrzuć cały swój bagaż. To wszystko czego on chce, a ty poczujesz się lepiej. On jest magikiem. To gówno, które wyłapuje... Warto, zaufaj mi".

Daję mu boczne oko. "Pijesz Kool-Aid."

Uderza mnie swoim ramieniem. "Lepsze niż wódka."

Moja głowa odwraca się gwałtownie, ale on odrzuca moje zainteresowanie machnięciem ręki.

"Tylko się z tobą droczę. To była kokaina." Jego głowa przechyla się. "A może to było porno?"

Potrząsam głową chidingly. "Drażnij się."

Uśmiecha się, orzechowe oczy błyszczą magnetyzmem. Rozpoznaję to jako znak firmowy, topiący majtki wyraz twarzy, który uczynił go sławnym. Kiedy przewracam oczami, zamiast się zamigotać, Callum w końcu uśmiecha się tak, jakby miał to na myśli, na tyle szeroko, że widzę jego lekko krzywe dolne zęby.

"Lubię cię, Mia."

"Tak, tak", mówię lekceważąco. "Lubisz mnie tylko dlatego, że jestem tu jedyną osobą, która nie próbowała dobrać się do twoich spodni".

Nie mówi nic, ale mogę powiedzieć, że chce zapytać dlaczego. Nie dlatego, że jest zainteresowany mną seksualnie - choć wiem, że uważa mnie za atrakcyjną - ale z prostej ciekawości.

Dla mężczyzny, który przywykł do tego, że kobiety w każdym wieku i z każdej sfery życia lgną do niego, jestem anomalią.

W innym życiu pewnie byłabym pierwsza w kolejce, żeby zmierzyć się z nim nago. Callum jest fizycznie zapierający dech w piersiach, inteligentny i czarujący, i ma wielkie poczucie humoru. Ale to nie jest inne życie, a surowy fakt jest taki, że nie pieprzę się z mężczyznami, którzy mi się podobają. Nie od lat. Nie od czasu Kevina.

Callum, reagując na moje kłujące mojo, pyta: "Chcesz iść popływać przed lunchem? Nix i Kinsey już tam są".

"Jasne." Właściwie nie chcę przebywać w pobliżu nikogo innego. Callum jest jedynym mieszkańcem tutaj, który nie działa mi na nerwy.

"Świetnie. Wezmę moje kufry i spotkamy się tam."

Jego kroki słabną, ale ja zostaję przy oknie jeszcze przez kilka chwil, wpatrując się w dystopijny krajobraz. W jasnym, popołudniowym słońcu odległy płot wygląda jak miraż, mrugający w tę i z powrotem.

Czuję dziwne uczucie oderwania od rzeczywistości - jestem tym płotem, w jednej sekundzie widocznym, a w następnej niewidzialnym. Niemożliwe do zlokalizowania. Niemożliwe do osiągnięcia.

Stłumiony dźwięk kroków przerywa mój trans. Odwracam się, myśląc, że Callum już wrócił, a ja wpatrywałem się w płot przez minuty zamiast sekund. Ale to nie Callum.

Dr Chastain kroczy przez Fish Tank w kierunku przeciwległego skrzydła mieszczącego kuchnię, jadalnię, siłownię i różne pokoje do medytacji, terapii grupowej i sztuki. Idzie z brodą w dół, okulary zwisają z jego palców, podczas gdy jego druga ręka pociera miejsce na jego czole.

Wciąż rezonując z uczuciem niewidzialności, obserwuję go, doceniając jego płynny krok, krój jego garnituru, jego idealnie zaczesane ciemne włosy i sposób, w jaki jego wykrochmalona biała koszula podkreśla jego mocną, opaloną szyję. Jego nazwisko, Chastain, jest francuskie, ale poza niebieskimi oczami mężczyzna jest w całości Włochem. Może jego matka?

Już kilka kroków dzieli go od zniknięcia w sąsiednim korytarzu, gdy nagle się zatrzymuje.

Jestem niewidoczny.

Mówi do pustego pokoju. "Czy twoja matka nazywała cię Mia czy Amelia?"

Mrugam z powrotem do istnienia, ale nie mogę otworzyć ust. Moje nogi są litym drewnem, zakorzenione w podłodze, moje serce uwięzione i waląca obecność w mojej klatce piersiowej.

"Amelia", mówi miękko, kiwając do siebie.

Potem już go nie ma.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Poza pomocą"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści