Pobierz się, by zakończyć waśń

Księga I - Prolog

Mówią, że pierwszą z mojego rodzaju była kobieta o imieniu Alasdair, człowiek wychowany przez jastrzębie. Nauczyła się języka ptaków i została obdarzona ich formą.

To ładny mit, przyznaję, ale niewielu w niego wierzy. Nie zachowały się żadne zapiski z jej życia.

Nie ma żadnych zapisków poza piórami we włosach każdego ptaka, nawet jeśli poza tym wyglądamy jak ludzie, i skrzydłami, które mogę sobie wyhodować, kiedy tylko zechcę - i oczywiście piękną złotą formą jastrzębia, która jest dla mnie tak naturalna, jak nogi i ręce, które noszę normalnie.

Ten mit jest jedną z opowieści, które słyszymy w dzieciństwie, ale nie mówi nic o rzeczywistości ani o twardych lekcjach, które otrzymujemy później.

Prawie zanim dziecko mojego gatunku nauczy się latać, uczy się nienawiści. Uczy się o wojnie. Uczy się o rasie, która nazywa siebie serpiente. Uczy się, że nie można im ufać, że są kłamcami i nie są lojalni wobec nikogo. Uczy się bać granatowych oczu ich królewskiej rodziny, mimo że prawdopodobnie nigdy ich nie zobaczy.

Nigdy nie dowie się, jak zaczęła się walka. Nie, to zostało zapomniane. Zamiast tego dowiaduje się, że zamordowali jej rodzinę i jej bliskich. Dowiaduje się, że ci wrogowie są źli, że ich drogi nie są jej drogami i że zabiliby ją, gdyby mogli.

To wszystko, czego się nauczyła.

To wszystko, czego ja się nauczyłam.

Dni, tygodnie i lata, a wszystko co wiem to rozlew krwi. Nucę piosenki, które kiedyś śpiewała mi moja matka i pragnę pokoju, który obiecuje. To pokój, którego moja matka nigdy nie zaznała, ani jej matka przed nią.

Ile pokoleń? Ilu naszych żołnierzy poległo?

I dlaczego?

Bezsensowna nienawiść: nienawiść wroga bez twarzy. Nikt nie wie, dlaczego walczymy; wiedzą tylko, że będziemy to robić, dopóki nie wygramy wojny, na którą jest już za późno, dopóki nie pomścimy zbyt wielu poległych, aby ich pomścić, dopóki nikt już nie będzie pamiętał o pokoju, nawet w piosenkach.

Dni, tygodnie i lata.

Mój brat nie wrócił zeszłej nocy.

Dni i tygodnie i lata.

Ile czasu minie, zanim ich zabójcy mnie znajdą?

Danica Shardae

Dziedziczka Tuuli Thea



Rozdział 1 (1)

Wziąłem głęboki wdech, żeby uspokoić nerwy i ledwo uniknąłem zwymiotowania od ostrego, dobrze znanego smrodu, który mnie otaczał.

Zapach gorącej ptasiej krwi rozlanej na kamieniach i chłodnej krwi serpiente, która wydawała się gotowa rozpuścić skórę z moich rąk, jeśli tylko jej dotknę. Zapach spalonych włosów i piór oraz skóry zmarłych tlił się w ogniu upuszczonej latarni. Tylko deszcz, który spadł poprzedniej nocy, powstrzymał ten ogień przed rozprzestrzenieniem się przez polanę na las.

Z lasu po mojej lewej stronie usłyszałem rozpaczliwy, zduszony krzyk człowieka w bólu.

Zacząłem iść w kierunku dźwięku, ale kiedy zrobiłem krok przez drzewa w jego kierunku, natknąłem się na widok, który sprawił, że moje kolana się ugięły, a oddech zamarł, gdy upadłem na znajome ciało.

Złote włosy, tak podobne do moich własnych, spowijały oczy chłopca, zamknięte teraz na zawsze, ale tak wyraźne w moim umyśle. Jego skóra była szara w świetle poranka, pokryta lekkim strumieniem rosy. Mój młodszy brat, mój jedyny brat, nie żył.

Podobnie jak nasza siostra i nasz ojciec przed laty, jak nasze ciotki i wujkowie oraz zbyt wielu przyjaciół, Xavier Shardae został na zawsze uziemiony. Wpatrywałem się w jego nieruchomą postać, chcąc, by wziął oddech i otworzył oczy, których kolor odzwierciedlałby moje własne. Chciałam się obudzić z tego koszmaru.

Nie mogłam być ostatnia. Ostatnim dzieckiem Nacoli Shardae, która była całą rodziną, jaka mi teraz pozostała.

Chciałem krzyczeć i płakać, ale jastrząb nie płacze, zwłaszcza tu, na polu bitwy, pośród trupów i otoczony jedynie przez swoich strażników. Nie krzyczy, nie bije w ziemię i nie przeklina nieba.

Wśród mojego gatunku łzy uważano za hańbę dla zmarłych i wstyd wśród żywych.

Ptasi rezerwat. Dzięki temu serce nie pękało z każdą kolejną śmiercią. Dzięki niej wojownicy walczyli w wojnie, której nikt nie mógł wygrać. Dzięki niemu stałem, gdy nie miałem nic do zaoferowania poza rozlewem krwi.

Nie mogłam płakać za bratem, choć bardzo tego chciałam.

Odepchnęłam od siebie dźwięki, zmuszając usta, by nie drżały. Tylko jeden ciężki oddech uciekł mi, chcąc być westchnieniem. Podniosłam suche oczy na strażników, którzy stali wokół mnie ochronnie w lesie.

"Zabierz go do domu," rozkazałem, mój głos wahał się nieco pomimo mojego postanowienia.

"Shardae, ty też powinnaś wrócić do domu".

Odwróciłem się do Andreiosa, kapitana najbardziej elitarnego lotu w ptasiej armii, i przyjąłem zmartwiony wyraz w jego miękkich brązowych oczach. Wrona był moim przyjacielem od lat, zanim stał się moim strażnikiem, a ja zacząłem przytakiwać na jego słowa.

Kolejny okrzyk z lasu sprawił, że zamarłem. Zaczęłam iść w jego kierunku, ale Andreios złapał mnie za ramię tuż nad łokciem. "Nie ten, milady".

Normalnie zaufałabym jego osądowi bez pytania, ale nie tutaj, na polu bitwy. Przemierzałam te krwawe pola, kiedy tylko mogłam, odkąd skończyłam dwanaście lat; nie mogłam odwrócić wzroku, kiedy znajdowaliśmy się w samym środku tego chaosu i ktoś błagał, prawdopodobnie ostatnim tchem, o pomoc. "A dlaczego nie, Andreiosie?"

Kruk wiedział, że ma kłopoty w chwili, gdy zwróciłem się do niego pełnym imieniem, zamiast jego dziecięcego przezwiska Rei, ale trzymał się na piętach, gdy stąpałem wokół zabitych ciał i bliżej głosu. Reszta jego lotu wycofała się, zniknęła z pola widzenia w swoich drugich formach - głównie wrony i kruki. Zabierali mojego brata do domu tylko wtedy, gdy nie oznaczało to pozostawienia mnie tu samej.

"Dani." W zamian, wiedziałem, że Rei jest poważny, kiedy lapsnął w nieformalny i użył mojego pseudonimu, Dani, zamiast pełnego szacunku tytułu lub mojego nazwiska, Shardae. Nawet gdy byliśmy sami, Rei rzadko nazywał mnie Dani. To było błaganie o naszą dozgonną przyjaźń, kiedy używał tego przezwiska tam, gdzie ktoś inny mógł je usłyszeć, więc zatrzymałam się, żeby posłuchać. "To jest Gregory Cobriana. Nie chcesz mieć jego krwi na rękach".

Przez chwilę to nazwisko nic dla mnie nie znaczyło. Z włosami splamionymi krwią i wyrazem twarzy będącym maską bólu, Gregory Cobriana mógł być czyimkolwiek bratem, mężem lub synem. Ale potem rozpoznałam czarne włosy na tle jasnej skóry, sygnet z onyksu na lewej ręce i, gdy spojrzał w górę, głębokie granatowe oczy, które były znakiem rozpoznawczym linii Cobrianów, tak jak oczy ze stopionego złota były charakterystyczne dla mojej rodziny.

Nie miałam energii, żeby się wściekać. Każda moja emocja była osłonięta tarczą rezerwy, której nauczyłam się od małego.

Najwyraźniej książę serpiente również mnie rozpoznał, bo jego błagania uwięzły w gardle, a oczy się zamknęły.

Podszedłem do niego i usłyszałem trzask ruchu, gdy moi strażnicy zbliżyli się, gotowi do interwencji, gdyby upadły stanowił zagrożenie.

Przy wszystkich jego różnych zadrapaniach i drobnych urazach trudno było powiedzieć, gdzie są najgorsze obrażenia. Widziałem złamaną nogę, być może złamaną rękę; z każdego z tych urazów mógłby się wyleczyć.

Co bym zrobił, gdyby to było najgorsze? Gdyby był ranny, ale nie za bardzo, żeby przeżyć? To był człowiek, który prowadził żołnierzy, którzy zabili mojego brata i jego strażników. Czy odwróciłbym się, by Królewska Eskadra mogła dokończyć to, czego nie dokończyli ci wszyscy polegli wojownicy?

Przez chwilę myślałem o wzięciu mojego noża i wbiciu go w jego serce, albo o podcięciu mu gardła i zakończeniu życia, które ta istota nadal posiadała, podczas gdy mój brat leżał martwy.

Mimo protestów moich strażników, ponownie rzuciłem się na kolana, tym razem obok wroga. Patrzyłem na tę bladą twarz i próbowałem przywołać potrzebną mi furię.

Jego oczy zatrzepotały otwarte i spotkały się z moimi. Mętny odcień czerwieni, oczy Gregory'ego Cobriany były wypełnione bólem, smutkiem i strachem. Strach uderzył mnie najbardziej. Ten chłopak wyglądał na kilka lat młodszego ode mnie, zbyt młodego, by zasłużyć na ten horror, zbyt młodego, by umrzeć.

Żółć podniosła się w moim gardle. Kochałem brata, ale nie mogłem zamordować jego zabójcy. Nie mogłem spojrzeć w oczy chłopca przerażonego śmiercią i trzęsącego się z bólu i poczuć nienawiści. To było życie: serpiente, owszem, ale wciąż życie; kim byłem, żeby je kraść?

Dopiero gdy się cofnąłem, zobaczyłem ranę na jego brzuchu, gdzie nóż przeciągnął się po miękkim ciele, jeden z najbardziej bolesnych śmiertelnych ciosów. Napastnik musiał zostać zabity, zanim zdążył dokończyć swój czyn.




Rozdział 1 (2)

Może mój brat trzymał nóż. Czy potem leżał samotnie umierając w ten sposób?

Poczułem, że szloch dławi moje gardło i nie mogłem go powstrzymać. Gregory Cobriana był wrogiem, ale tutaj na polu bitwy był tylko kolejnym bratem kolejnej siostry, poległej na polu walki. Nie mogłem płakać po własnym bracie; on by tego nie chciał. Ale odkryłem, że płaczę za tym znienawidzonym obcym i niekończącą się rzeź, do której prawie się przyczyniłem.

Obróciłem się w stronę Rei. "To dlatego ta głupia wojna trwa. Bo nawet kiedy on umiera, ty możesz czuć tylko swoją nienawiść," splunąłem, zbyt cicho, by książę serpiente mnie usłyszał.

"Gdybym był na miejscu tego człowieka, modliłbym się o kogoś, kto uklęknąłby u mego boku," kontynuowałem. "I nie obchodziło by mnie, gdyby tą osobą był sam Zane Cobriana."

Rei uklęknął niezręcznie obok mnie. Przez chwilę jego ręka dotknęła mojej dłoni, niespodziewanie. Jego spojrzenie spotkało się z moim i usłyszałam, jak cicho westchnął ze zrozumieniem.

Odwróciłem się z powrotem do serpiente. "Jestem tutaj; nie frasuj się", powiedziałam gładząc czarne włosy z twarzy Gregory'ego.

Jego oczy wypełniły się łzami i wymamrotał coś, co brzmiało jak "Dziękuję". Potem spojrzał prosto na mnie i powiedział: "Zakończ to. Proszę."

Te słowa sprawiły, że się skrzywiłem. Chwilę wcześniej myślałam o tym samym, ale chociaż wiedziałam, że prosi mnie o powstrzymanie bólu, nie chciałam, aby moja ręka zakończyła życie innej osoby.

"Dani?" Rei zapytała zaniepokojona, gdy łza spadła z moich oczu na dłoń Gregory'ego.

Potrząsnęłam głową i owinęłam swoją dłoń wokół chłodnej dłoni Gregory'ego. Mięśnie napięły się, a potem on chwytał moją dłoń, jakby to była jego ostatnia kotwica na ziemi.

Kiedy wyciągnąłem nóż z pasa, Rei złapał mnie za nadgarstek i potrząsnął głową.

Cicho, żeby Grzegorz nie słyszał, przekonywałem: "Taka śmierć może zająć mu godziny".

"Niech te godziny miną", odpowiedział Rei, choć widziałem, jak mięśnie w jego szczęce się napinają. "Serpiente wierzą w zabijanie z litości, ale nie wtedy, gdy to druga strona to robi. Nie kiedy to dziedzic Tuuli Thea kończy życie jednego z ich dwóch żyjących książąt."

Siedzieliśmy na polu przez większość dnia, aż chwyt Gregory'ego na mojej dłoni rozluźnił się, a jego poszarpany oddech zamarł.

Jak często robiłem to umierającym ptasim żołnierzom, śpiewałem, by umilić mu czas i odwrócić uwagę od bólu. Piosenki były o wolności. Mówiły o dzieciach, które mogą się bawić, śpiewać i tańczyć bez obaw, że stanie im się krzywda.

Najbardziej jednak kochałam tę piosenkę, którą śpiewała mi moja matka, kiedy byłam dzieckiem, zanim dano mi całodobowe pielęgniarki, pokojówki, służących i strażników. To było na długo przed tym, jak moja matka stała się odległą królową ze zbyt wielką godnością, by okazać uczucie nawet swojej ostatniej pozostałej córce. Zrezygnowałabym z całego rozpieszczenia i szacunku, jaki zyskałam w ciągu ostatnich kilku lat, gdybym mogła wspiąć się w jej ramiona i wrócić do czasów, gdy byłam jeszcze zbyt młoda, by zrozumieć, że mój ojciec, moja siostra, a teraz mój brat zostali zamordowani w tej wojnie, która toczy się tak długo, że nikt już nie wie, o co chodzi i kto ją rozpoczął.

Słyszałem o avianach i serpiente, którzy żyli pięćset lat lub więcej, ale teraz nikt tego nie robił. Nie w czasach, gdy obie strony zabijały się tak często i tak skutecznie.

Jedynym męskim dzieckiem, które mogło odziedziczyć tron serpiente był Zane Cobriana, istota, której imię rzadko wymieniano w grzecznym ptasim społeczeństwie, a jeśli on umarł... miejmy nadzieję, że morderczy dom królewski serpiente umarłby razem z nim. Jednak teraz, kiedy Gregory Cobriana, najmłodszy i ostatni brat naszego największego wroga, był martwy przede mną, nie mogłem być wdzięczny za tę stratę. Jedyne co mogłem zrobić, to delikatnie zaśpiewać starą kołysankę z dzieciństwa zwaną "Hawksong", którą dawno temu śpiewała mi moja matka.

Życzę ci słońca, moja droga, moja droga. I koron drzew, byś mógł się wzbić ponad nie. Życzę ci niewinności, moje dziecko, moje dziecko. Modlę się, byś nie dorastał zbyt szybko.

Nigdy nie zaznaj bólu, moja droga, moja droga. Ani głodu, ani strachu, ani smutku. Nigdy nie znajdź wojny, moje dziecko, moje dziecko. Pamiętaj o swojej nadziei na jutro.

Zanim znalazłem sen tej nocy, z powrotem w Hawk's Keep, moje gardło było ściśnięte przez zbyt wiele łez, krzyków i modlitw, których słów nigdy nie mogłem znaleźć.




Rozdział 2 (1)

MOJA MATKA, LADY NACOLA SHARDAE, była jak posąg z brązu, gdy patrzyła, jak stos pochłania kolejne z jej dzieci na Skale Żałobnika. Światło ognia nadało miedziany odcień jej jasnej skórze, dopasowując się do złota jej włosów i suchych oczu.

Wcześniej Królewska Eskadra była obecna; przylecieli tu z ciałem i zbudowali stos. Ale gdy ogień trzaskał w ostatnich chwilach, pozostała tylko rodzina zmarłego. To brutalnie pokazało, jak niewielu z nas pozostało.

Moja matka i ja czuwaliśmy w milczeniu, dopóki ostatni węgielek nie zszarzał, a wiatr nie wzbił popiołów w niebo.

Kiedy cisza została przerwana, słowa mojej matki były równe i jasne, nie zdradzały żadnego bólu czy gniewu, który musiała czuć. "Shardae, masz nie wracać na pola" - rozkazała. "Znam twój pogląd na ten temat. Wiem też, że za ledwie miesiąc zostaniesz królową. Twój lud cię potrzebuje".

Wśród awianów dziedziczka tradycyjnie zostawała królową, gdy nosiła w sobie pierwsze dziecko. Nie wydawało mi się to prawdopodobne w najbliższym czasie, ale moja matka zdecydowała, że nadszedł czas, by władza zmieniła się wbrew tradycji.

"Tak, matko."

Przygotowywałam się do objęcia tronu od czasu, gdy moja starsza siostra zmarła, gdy miałam dziesięć lat, ale matka rzadko aprobowała moje metody. Wiedziałem, że chodzenie na pola było niebezpieczne, podobnie jak odwiedzanie kogokolwiek poza silnie bronioną Hawk's Keep, ale jak mógłbym rządzić moim ludem, gdybym odmawiał opuszczenia bezpiecznego domu? Nie mógłbym ich poznać, gdybym nigdy nie zetknął się ze światem, w którym żyją, a to obejmowało również rozlaną krew na polach.

Na razie trzymałem język za zębami. To nie był czas na kłótnie.

MOJA MATKA odeszła przede mną. Kiedy zmieniła formę i rozpostarła skrzydła, czarna chmura zdawała się wznosić z klifów nad nami, a pół tuzina kruków i wron pilnowało jej nawet tutaj.

Zawisłem nieco z tyłu, wahając się na czarnej skale i powtarzając w kółko słowa Nie czas na łzy. Wiedziałem, że nie będzie już energii do życia, jeśli będę zbyt głęboko opłakiwał każdą stratę, ale od każdego pogrzebu trudniej było się odwrócić niż od poprzedniego.

W końcu zmusiłem się do odsunięcia pełzającego smutku, aż wiedziałem, że mogę zachować spokój, gdy stanę przed moimi ludźmi, bez śladu niepokoju na twarzy, żalu czy gniewu w oczach.

Kiedy tak czekałem, pojedynczy kruk oderwał się od skały nade mną. Okrążył raz, zanim wrócił na swoje stanowisko, upewniony, że nadal tu jestem, stojąc silnie.

Nie pozostało nic do zrobienia.

Kiedy zmieniłem swoją zmęczoną ludzką postać w taką z potężnymi skrzydłami i złotobrązowymi piórami, wydałem z siebie krzyk. Wściekłość, ból, strach; rozpłynęły się w niebie, gdy z każdym uderzeniem skrzydeł o powietrze wypychałem się poza nie.

Było już późno, gdy wróciłem do Jastrzębiej Twierdzy, wieży, w której mieściło się to, co pozostało z mojej rodziny, najwyżsi rangą żołnierze i najznamienitsi rzemieślnicy, kupcy i mówcy ptasiego dworu.

Z rozkazu mojej matki siedem pięter Keep zmieniło się z mojego bezpiecznego domu w moje więzienie. Zamiast być schronieniem przed krwią i bólem, ściany stały się nagle pułapką trzymającą mnie z dala od rzeczywistości.

Z Andreiosem stojącym w pobliżu w razie kłopotów, które nigdy nie miały miejsca w środku, pozostałem na pierwszym piętrze, piętnaście stóp nad parterowymi dziedzińcami i poligonami. Obserwowałem, jak ostatni kupcy pakują swoje rzeczy, niektórzy z nich byli wdzięczni, że mają pokoje na wyższych poziomach Keep, ale większość obawiała się świata, do którego wrócą, gdy stąd wyjadą.

Targ trwał od świtu do zmierzchu. Na tym piętrze gromadzili się kupcy i gawędziarze oraz zwykli ludzie, a w ciągu dnia Tuuli Thea i jej spadkobiercy - obecnie jej jedyni - chodzili między nimi i słuchali skarg. Rzemieślnicy zostali niemal wyrugowani z ptasiego społeczeństwa przez wojnę, ale moja matka zaczęła zachęcać tych, którzy pozostali, do pokazywania swoich wyrobów. Ptasi rynek słynął z rzemiosła i całkowita utrata tej sztuki byłaby tragiczna w skutkach.

Obok rzemiosła, broni i innych luksusów, na targu można było znaleźć opowieści i plotki. To tutaj kupcy, rolnicy i wszyscy inni, którzy nie walczyli, słyszeli wszystkie szczegóły.

Przez lata widziałem wystarczająco dużo żołnierzy Serpiente poległych obok naszych, a teraz, z obrazem Gregory'ego Cobriany wbitym w mój umysł, po raz kolejny przypomniałem sobie, że byli tak samo śmiertelni jak mój własny gatunek. Jednak strach czyni wszystkich wrogów bardziej niebezpiecznymi, a historie opowiadane tej nocy na rynku były tak samo obrzydliwe jak zawsze.

Rodzice opłakiwali swoje martwe dzieci. Pewien młody człowiek zalał się łzami, co było dość niestosowne w ptasim społeczeństwie, gdy wspominał śmierć swojego ojca. Plotki płynęły jak rzeka: jak serpiente walczyli jak demony, od których według legend wzięli swoją moc, jak ich oczy mogły zabić, jeśli patrzyło się w nie wystarczająco długo, jak...

Próbowałem przestać słuchać.

Moi ludzie przywitali mnie uprzejmymi słowami, tak jak poprzedniego dnia. Kolejne dziecko jastrzębia było martwe, wraz z tuzinem członków Królewskiej Eskadry, kilkoma Krukami - kolejną Eskadrą, która w hierarchii była tuż poniżej mojej osobistej straży - i osiemnastoma zwykłymi żołnierzami, którzy dołączyli do walki, gdy zobaczyli, że ich książę upada. Tak wielu zabitych, a nic się nie zmieniło.

"Milady?"

Odwróciłam się w stronę kupca, który mówił, metalowca o dobrej reputacji. "Czy mogę ci pomóc?"

Wykręcał ręce, ale przestał, gdy tylko się odezwałem, jego wzrok opadł. Kiedy znów spojrzał w górę, jego twarz była opanowana. Wyciągnął pakiet starannie zawinięty w miękką skórę, kładąc go na ladzie, abym mógł go zobaczyć. "Moja para bond była wśród Kruków, które wczoraj padły. Pracowałem nad tym dla niej, ale jeśli milady Shardae chciałaby to nosić, byłbym zaszczycony."

Prezentem, który ofiarował był smukły nóż do butów, wyryty w prostych, ale pięknych symbolach wiary i szczęścia.

Przyjęłam nóż, mając nadzieję, że nigdy nie będzie mi potrzebny, ale powiedziałam na głos: "Jest piękny. Jestem pewien, że wasza więź parowa doceni to, że nie idzie na marne".




Rozdział 2 (2)

Kupiec odpowiedział: "Może to cię ochroni, gdy znów wyjdziesz na zewnątrz".

"Dziękuję, panie".

"Dziękuję, milady."

Odwróciłam się od niego z westchnieniem, którego starałam się nie dać mu usłyszeć. Było już za późno, by któraś ze stron mogła wygrać; ta wojna musiała się skończyć. Niezależnie od kosztów.

Gdybym tylko wiedziała, jak ją zakończyć.

"Shardae?"

Znałam młodą kobietę, która podeszła do mnie teraz, z czasów, gdy obie byłyśmy dziećmi. Eleanor Lyssia była wieczną romantyczką, z wielkimi marzeniami, które chciałabym spełnić. Ostatni raz słyszałam o niej kilka lat wcześniej, kiedy właśnie terminowała u krawcowej.

Mój uśmiech był szczery, gdy przywitałem ją serdecznie. "Eleanor, dobry wieczór. Co cię sprowadza do The Keep?"

"W końcu wolno mi sprzedawać moje prace na rynku," odparła promiennie. "Byłam dziś odpowiedzialna za sklep." Uśmiech, który nosiła, zamarł do ponurego wyrazu. "Chciałam ci powiedzieć ... słyszałam, co się wczoraj stało. Z Grzegorzem Cobrianą." Potrząsnęła głową. "Wiem, że nic z tego nie jest właściwe do powiedzenia, ale lubię myśleć, że byliśmy przyjaciółmi, kiedy byliśmy dziećmi?". Przytaknęłam, a ona kontynuowała: "Kiedy usłyszałam, co się stało, dało mi to nadzieję. Jeśli następca tronu może odłożyć na bok przeszłość i po prostu pocieszyć umierającego człowieka... być może wszystko jest możliwe."

Odwróciła wzrok, nagle niezręcznie.

"Dziękuję, Eleanor." Ta perspektywa sprawiła, że chciałem się śmiać i płakać; osiadłem na zmęczonym uśmiechu. Spotkałam jej spojrzenie; miałam nadzieję, że dostrzegła moją wdzięczność. "Leć z wdziękiem".

"Ty również, milady".

Rozstaliśmy się, a teraz Andreios ruszył w moją stronę. Jak zawsze wiedział, kiedy potrzebuję ucieczki. Jego obecność odwodziłaby każdego innego od zbliżania się, zanim zdążyłabym to zrobić. Zastanawiałem się, czy usłyszał słowa Eleanor, ale nie odezwaliśmy się, zanim obaj zmieniliśmy formę, by polecieć nad rynkiem na wyższe poziomy Keep.

Andreios zatrzymał się na piątym piętrze, gdzie kwaterował jego lot; ja kontynuowałem na szóstym. Minąłem drzwi do pokoi mojego brata i wyszeptałem ostatnie pożegnanie, zanim wszedłem do swoich.



Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Pobierz się, by zakończyć waśń"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści