Gliniarz z Wydziału Arcymistrzowskiego

Rozdział 1

==========

Rozdział 1

==========

Miałam trzynaście, prawie czternaście lat, kiedy mój świat się rozpadł. Dwóch retainerów z Findlay - Rodziny mojej babki - wtargnęło do mojej klasy.

"Wybaczcie nam", powiedział do mojej nauczycielki ten, którego rozpoznałam jako Osirisa Dillona. "Mistrzyni James musi iść z nami. Teraz."

Nauczycielka, strach widoczny na jej twarzy, odwróciła się do mnie.

"Wszystko w porządku," powiedziałam, choć wewnętrznie się trzęsłam. W jakiś sposób wiedziałem, że nie jest dobrze, że już nigdy nie będzie dobrze. Zebrałam swoje książki i włożyłam je do torby, po czym powoli stanęłam, wdzięczna, że nogi mnie utrzymały. Świadoma, że wszyscy się na mnie gapią, podeszłam do przodu sali.

Ozyrys i jego towarzysz zanurzyli głowy, gdy do nich doszłam, po czym Ozyrys odwrócił się i wyszedł z sali. Poszłam za nim, a drugi mężczyzna wpadł za mną. Dyrektorka stała i czekała na nas, jej wyraz twarzy był bardzo poważny, ale nic nie powiedziała. Szła obok mnie długim korytarzem, nie do frontowego wejścia, ale na zaplecze, gdzie ciężarówki serwisowe dostarczały jedzenie do stołówki.

Na zewnątrz, przy rampie załadunkowej, czekał samochód - długa czarna limuzyna - wraz z dwoma opancerzonymi wozami bojowymi. Wszyscy mężczyźni nosili mundury strażników z Findlay i byli w stanie podwyższonej gotowości, ich broń osobista była w pogotowiu. Jeden z mężczyzn otworzył tylne drzwi limuzyny, gdy się pojawiliśmy, a ja zostałem zapędzony do samochodu. Ozyrys wsiadł z przodu razem z kierowcą.

Nikt nic do mnie nie mówił, a ja zbyt bałem się zadawać jakiekolwiek pytania. Ale mój ojciec mnie wyszkolił i owinąłem rękę wokół małego pudełka w mojej torbie. Stworzył je, a ponieważ moje magiczne dary były takie same jak jego, miałem moc, by je aktywować i użyć.

Nasza mała karawana pojechała na północ od szkoły w Baltimore na wieś do posiadłości Findlay. Wielki biały dom stał na szczycie wzgórza, otoczony wysokimi białymi ścianami i lasem.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, frontowe bramy były zamknięte, a wieże strażnicze na murach w pełni obsadzone. Ozyrys wypchnął mnie z limuzyny i przeszedł przez bramę dla personelu, zostawiając samochód na zewnątrz. Zerknąłem za siebie i zobaczyłem, jak strażnicy przy bramach przeszukują wnętrze i spód naszego pojazdu, co przeraziło mnie bardziej niż cokolwiek innego. Przeszliśmy przez skanery - zarówno mechaniczne, jak i magiczne - do pomieszczenia wewnątrz muru, a następnie zostałem umieszczony w nowym pojeździe i odwieziony do głównego domu.

Lokaj spotkał nas przy drzwiach wejściowych, ale Ozyrys został ze mną, gdy weszliśmy do domu i poprowadzono nas do pokoju, który odwiedziłem wcześniej tylko dwa razy. Gabinet mojego wuja.

Czekał na mnie wujek George Findlay i babcia Olivia. Ozyrys został na zewnątrz w holu, ciągnąc za sobą zamknięte drzwi. Stałam tam, wpatrując się w dwóch najstarszych członków Rodziny mojego ojca.

"Chodź usiądź, dziecko", powiedziała moja babcia, wskazując miejsce obok niej na loveseacie. Dziadek George siedział w swoim fotelu za swoim dużym biurkiem.

Usiadłam, trzymając moją torbę na kolanach. Nie byłam pewna, co z nią zrobić. Babcia Olivia sięgnęła i wyrwała ją z mojego uścisku, po czym postawiła ją na podłodze obok siebie.

"Co to jest w twojej ręce?" zapytał dziadek.

Otworzyłam rękę i pokazałam im pudełko.

"Czy twój ojciec ci to dał?" zapytała babcia.

"Tak, proszę pani".

"Co to jest?"

"Generator piorunów".

"Myślę, że możesz to na razie odłożyć" - powiedziała babcia, wystawiając rękę. "Jesteś tu bezpieczny."

Położyłem go na jej dłoni, a ona wsunęła go do mojej otwartej torby.

"Ale na zewnątrz nie jestem bezpieczna", powiedziałam.

"Nie, Danica, nie jesteś." Jej oczy nakręciły się, a broda lekko zadrżała, jakby próbowała nie płakać. "Nie ma łatwego sposobu, aby to powiedzieć, więc nie będę próbował słodzić. Twój ojciec odszedł. Coś się stało dziś po południu".

"Mama?"

"Twoja matka jest bezpieczna", powiedział dziadek. "Kiedy sytuacja się ustabilizuje, sprowadzimy ją tutaj, ale nie sądzimy, aby podróżowanie w tej chwili było dla niej bezpieczne".

"Jak?" Mój ojciec był zdrowy, kiedy widziałem go dzień wcześniej.

"Nie jesteśmy pewni," powiedział dziadek. "On i Richard zostali zaatakowani w centrum miasta". Richard Findlay był młodszym bratem George'a i Olivii. Dowiedziałem się później, że o ile ciało dziadka Richarda zostało znalezione, o tyle mojego ojca nigdy.

Ale nie to mnie martwiło w tym momencie. Nie miałem pojęcia, gdzie śmierć ojca pozostawiła mnie i moją matkę. Byłem draniem, co dzieci w szkole lubiły mi powtarzać. Nazywałam się James, byłam wnuczką Huntera Jamesa, najbardziej znienawidzonego człowieka na tej planecie. Czy nie byliśmy już częścią Rodziny?



Rozdział 2

==========

Rozdział 2

==========

Dwadzieścia dwa lata później

Mężczyzna siedzący w gabinecie mojego szefa był magiem. A przynajmniej był ubrany jak mag, co było całkiem dobrym wskaźnikiem. Nie rozpoznałem go.

Nie żeby magowie nosili mundury, ale wszyscy mieli tendencję do krzykliwych, drogich strojów. Nie wiedziałem, czy ich arogancja i krzykliwość była efektem ubocznym ich magii, czy też przejęli ją po drodze od swoich rodzin i szkoły, ale nigdy nie spotkałem maga, który byłby nieśmiały i wycofany.

Czarownice miały tendencję do hipisowskiego, ziemskiego, organicznego, rolniczego wyglądu. Wampiry ubierały się na czarno, srebrno lub czerwono w stylu gothic-disco, a wilkołaki preferowały stroje człowieka gór lub rdzennego amerykańskiego szamana. Demony nosiły cokolwiek, lub nic. Fae ubierały się jak Fae.

Rodzaj magii, którą posiadałem, był dość rzadki, ale prawie wszyscy, których znałem, nosili czarne skóry i jeździli na motocyklach. Z wyjątkiem Mary Sue. Powiedzieć, że była inna, to było światowej klasy niedopowiedzenie.

Mój szef, Thomas Whittaker, był magiem i byłem całkiem pewien, że jego ciemno skrojony garnitur wykończony złotą lamówką kosztował więcej, niż ja zarobiłem w miesiąc. Ale był o sto lat starszy ode mnie, więc miałem czas, żeby nadrobić zaległości. Nie żebym planował siedzieć w biurze, gdy będę miał sto trzydzieści lat. Fantazje, którym się oddawałam, myśląc o swojej przyszłości, zmierzały w kierunku plaż z białym piaskiem i pina coladas, z umięśnionymi surferami, którzy zapalali moją fajkę i robili mi masaże.

"Ach, Danica," powiedział Whittaker, machając mi do pokoju. "To jest Mychal Novak. Mychal, to jest Danica James, magitka, o której ci mówiłem".

Novak dał mi znak góra-dół jakieś trzy razy i nie wyglądał na zadowolonego. Ja pewnie też nie. Novakowie? Wezwanie mnie na spotkanie z potomkiem jednej z Dziesięciu Rodzin nie wróżyło, że będę się dobrze bawił.

"Mychal dołącza do nas z wydziału narkotykowego" - powiedział Whittaker, odciągając moją uwagę od nadętego osła siedzącego przed jego biurkiem. Sposób, w jaki to zostało stwierdzone, podniósł natychmiastowe ogniste, czerwone flagi. Nie, nie, nie. Proszę, nie!

"Danica jest jednym z naszych najlepszych detektywów" - powiedział Whittaker. Czerwone flagi uruchomiły fajerwerki. "Ona również przeszła z narkotyków, więc macie wspólne tło. Jestem pewien, że wasza dwójka będzie dobrze współpracować".

Mój nowy partner. Wpatrywałem się w Whittakera, a on odwzajemniał spojrzenie.

Po mojej ostatniej sprawie powiedział, że zapłacę za złamanie protokołu, nie mówiąc już o kilku przepisach i paru ustawach. Ale rozwiązałem ją, kiedy połowa sił została zablokowana. To kupiło mi ułaskawienie i brak nagany w moich aktach. Kupiło mi też nowego partnera, a spojrzenie Whittakera ośmieliło mnie do sprzeciwu.

Biorąc pod uwagę powiązania rodzinne Novaka, założyłem, że musiał gdzieś nawalić, skoro Whittaker przydzielił go do mnie. Gdyby był wunderkindem, wylądowałby u innego maga, takiego, który był starszy i bardziej ustatkowany. Takim, który był uważany za dobry wpływ. Większość gliniarzy patrzyła na przydział do bycia moim partnerem jak na formę kary, jeśli nie wyrok śmierci. Te dwie śmierci nie były jednak moją winą. Idioci robią głupie rzeczy.

Rodzina Novaków była jedną z dziesięciu, zwykle uważana za najbogatszą i najpotężniejszą. Nie byłem zafiksowany na śledzeniu wybryków, skandali i manewrów Rodzin, ale nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, że Whittaker był sprzymierzony z Novakiem. Wyczuwałem respekt w postawie Whittakera, mimo że klan Whittakera należał do Setki, a Thomas był szefem Mychala. Struktury klasowe były zakorzenione od najmłodszych lat.

Przynajmniej mój nowy partner był łatwy do wypatrzenia. Mychal był około trzydziestki, mniej więcej mojego wzrostu, miał ciemne włosy, idealnie symetryczne rysy z wyrzeźbionymi kośćmi policzkowymi i wysportowane ciało, które zapowiadało, że może być w przyzwoitej formie fizycznej. Mogło być gorzej. Whittaker mógł mnie osiodłać z nieforemnym pijakiem, jak ten facet, do którego mnie przydzielił, kiedy byłem nowy.

"Ja prowadzę", powiedziałem do Novaka.

Zanim Novak zdążył odpowiedzieć, Whittaker powiedział: "Gliniarz z wydziału dochodzeniowego zadzwonił w sprawie zabójstwa w centrum Baltimore. Tompkins był oznaczony, ale właśnie zadzwonił i poprosił o pomoc Arcane Division. Prawdopodobnie przekaże to tobie".

Przytaknąłem, po czym powiedziałem do Novaka: "Chodźmy".

Mój nowy partner wyszedł za mną z biura Whittakera i zszedł po schodach na parking. Uniósł brew, kiedy zaprowadziłem go do sportowo wyglądającej czarnej Toyoty, którą przydzielił mi wydział. Zakładałem, że pewnie przywykł do luksusowych barek za najwyższe sumy, ale Toy był szybki, zwinny i rogaty jak nietoperz. Nie tak dobra jak mój cykl do ścigania wampirów, ale moim zdaniem była najlepszym, co Departament Policji Metropolitalnej miał do zaoferowania. Moje modyfikacje uczyniły go jeszcze lepszym.

Zapięliśmy pasy i wysadziliśmy się na ulicę. Novak zesztywniał, a ja starałem się nie grymasić. Włączyłem światła i wjechałem na autostradę, włączając się i wyłączając z ruchu i naciskając klakson. Nie ma sensu delikatnie łamać mojego partnera. Jeśli sprawy przybrałyby zły obrót, musiał być gotowy, żeby sobie z tym poradzić.




Rozdział 3 (1)

==========

Rozdział 3

==========

To nie był zły rejon miasta, choć kiedyś, przed pandemiami i kolejnymi wojnami, było lepiej. A w ostatnich latach odnotowano w niej wzrost handlu narkotykami. Prawdopodobnie dlatego, że mieszkało tu wielu studentów i samotnych młodych profesjonalistów. Było to również dość blisko miejsca, gdzie kilka lat wcześniej otworzyła się Szczelina. To zawsze psuło okolicę.

Zaparkowałem i błysnąłem odznaką umundurowanemu policjantowi, mając nadzieję, że uchroni mój samochód przed włamaniem. Gdy tylko wszedłem w uliczkę, wiedziałem, dlaczego Tompkins pytał o Arcane'a. Wszędzie rozpryskiwała się krew, a zwłoki ledwo przypominały cokolwiek ludzkiego. On - zakładałem, że to mężczyzna ze względu na krótkie włosy - został poszatkowany.

"Jest źle," powiedział Tompkins, gdy wyszedł mi na spotkanie. "Dziewczyna jest tam, po drugiej stronie śmietnika". George Tompkins, ze swoją postrzępioną twarzą, włosami siwiejącymi na skroniach i długim płaszczem przykrywającym tani brązowy garnitur, wyglądał jak policjant, i to dobry. Pracował w wydziale zabójstw od ponad dziesięciu lat.

"Cóż, oczywiście nie jest wampirem," powiedziałem. "George, to jest Mychal Novak, mój nowy partner".

Tompkins poprowadził mnie dalej w głąb uliczki i zatrzymał się, wskazując na odcisk stopy we krwi. Odcisk nie był zbliżony do ludzkiego. Oceniłem go na mniej więcej rozmiar trzydzieści trzy, z sześcioma szponiastymi palcami i wyglądał tak, jakby to, co go zostawiło, było owłosione.

Dziewczyna miała długie blond włosy i poza wypatroszeniem i odgryzieniem twarzy, nie odniosła tak dużych obrażeń jak mężczyzna.

"Jakiś pomysł, dlaczego byli tutaj w alejce?" zapytałem.

Tompkins gestem w prawo powiedział: "Znaleźliśmy wytwórnie narkotyków".

Zrobiłem kilka kroków w tamtym kierunku i zobaczyłem strzykawkę, łyżeczkę, zapalniczkę i mały woreczek z białym proszkiem leżący na ziemi obok śmietnika.

"Ciekawe, czy to, co je zjadło, naćpało się prochami" - powiedziałem.

"Nie wygląda na to, żeby mieli okazję się naćpać", powiedział Tompkins. "Myślę, że cokolwiek to zrobiło, było z tyłu i czekało na nich".

"Widziałeś kiedyś coś takiego?" zapytałem.

"Nie wiem. Demon? Wilkołak? Jakiegoś potwora, ale nie, nic całkiem takiego. Nie wygląda na to, żeby był głodny."

W tym momencie zauważyłem, że Novak wyglądał trochę zielono.

"Wynocha, dalej, wynocha!" Wskazałem na ulicę, na której zaparkowaliśmy i dałem mu pchnięcie. "Jeśli zwymiotujesz i zanieczyścisz miejsce zdarzenia, skopię ci tyłek!".

Poszedł, lekko się potykając.

"Nowy w poważnych przestępstwach?" zapytał Tompkins.

"Tak. Przeszedłem z narkotyków."

"Novak? Jeden z Novaków?"

"Tak."

Potrząsnął głową. "Żaden dobry uczynek nie uchodzi bezkarnie. Wiesz, że szefostwo ma cię w nosie." Na szczęście gliniarze na ulicy szanowali mnie, bo wiedzieli, że dbam o interesy.

Błądziłem po okolicy, sprawdzając ściany budynków, a zwłaszcza ślepy zaułek. Jedna droga w głąb uliczki, jedna droga na zewnątrz. W końcu znalazłem plamy krwi, które wskazywały na miejsce, z którego wyszedł morderca. Dziury w ceglanym murze, które wyglądały jak ślady pazurów, a odległość między otworami nie była zachęcająca. Istota musiała mieć co najmniej sześć do ośmiu stóp długości lub wzrostu, ze szponami na wszystkich czterech kończynach. I wspinała się po czystej ceglanej ścianie, więc nie wilkołak. Ale demon też nie miał sensu. Obrażenia ofiar nie odpowiadały temu, co zwykłem widzieć u zwykłego demona. I nie żywił się.

Reszta uliczki nie ujawniła niczego ciekawego, więc rozmawiałem z Tompkinsem, dopóki Novak nie wrócił. Nadal był blady i roztrzęsiony, ale bardziej jak człowiek, który właśnie zwymiotował, niż jak człowiek, który szykuje się do tego.

"Jakie jest twoje powinowactwo?" zapytałem go.

"Aeromancja."

"Naprawdę? Może Whittaker zrobił mi coś dobrego po tym wszystkim. Chodź."

Zaprowadziłem go nad ścianę, gdzie podejrzewałem, że nasz potwór uciekł. "Myślę, że to tam uciekł nasz morderca," powiedziałem, wskazując w górę. "Chodźmy."

Spojrzał na mnie, jakbym stracił rozum.

"Co?" Nie mogłem zrozumieć, dlaczego się wahał. "Chodź. Chodźmy."

"Chcesz iść za tym czymś?"

Wzięłam głęboki oddech. "Tak właśnie robimy. Teraz albo zabierzesz mnie na szczyt tego budynku, albo zadzwonimy do DC Whittakera i każemy mu przysłać mi innego partnera. Pański wybór, panie Novak."

Wyglądał, jakby nie wiedział, czy płakać, czy się wściekać, po czym złapał mnie za górne ramiona i wznieśliśmy się w powietrze. Problem polegał na tym, że moje plecy były do ściany, a ja chciałam stanąć z nią twarzą w twarz, żeby móc ją zbadać w poszukiwaniu kolejnych dowodów. Mój nowy partner zamierzał być kłopotliwy do włamania.

Minęliśmy dach i zatrzymaliśmy się, wisząc tam jak para nieruchomych celów. Gliniarze, nawet jeśli nie w mundurze, nie byli najpopularniejszymi ludźmi w większości części miasta.

"Czy widzisz coś?" Zapytałem w moim najsłodszym głosie. Znałem odpowiedź, ponieważ byliśmy twarzą w twarz, wpatrując się w siebie.

"Uh, nie."

"W takim razie może mógłbyś nas ustawić na dachu, zanim ktoś zdecyduje się użyć nas jako celownik".

"Huh?"

"Połóż mnie na dachu. Delikatnie."

Zaczęliśmy spadać.

"Nie tam! Na lewo." Zaczął lądować tuż nad tropem zabójcy. Czy ten chłopak nie rozumiał nic o zachowaniu dowodów?

Gdy tylko moje stopy uderzyły o dach, wyrwałem się z jego uścisku. "Musimy odbyć długą rozmowę na temat właściwej procedury" - mruknąłem, odwracając się, by spojrzeć na głębokie blizny w cegłach na krawędzi dachu, gdzie nasza ofiara przeciągnęła się przez szczyt.

Podążyliśmy za jej śladem, zmniejszając ilość krwi z każdym krokiem, przez dach i na dach następnego budynku. Podpowiedziało mi to, że żadna z tych krwi nie należała do mojej ofiary. Dotarłem do krawędzi i spojrzałem w dół, na pięć pięter, na ruchliwą ulicę poniżej. Nie ma mowy, żeby tak poszedł, chyba że miałby skrzydła. Po szybkim rozejrzeniu się, ruszyłem w lewo, przecinając kilka kolejnych dachów, aż spojrzałem na kolejną uliczkę trzy piętra niżej.

Nasz potwór był fioletowy. Miał też więcej mięśni niż zawodowy zapaśnik.




Rozdział 3 (2)

"Ok," powiedziałem, "trzymaj mnie od tyłu tym razem. Możesz zrobić tarczę powietrzną, prawda?".

"Tak."

"Myślę, że dobrym pomysłem byłoby mieć jedną przed nami, zanim dotkniemy w dół".

Owinął ramiona wokół mojej talii i zszedł z dachu, trzymając mnie przy swojej piersi. Mała część mojego umysłu zauważyła, że to była bardzo ładna klatka piersiowa, a jego ramiona były dobrze rozwinięte. Szkoda, że nie poświęcił tyle samo czasu na ćwiczenie swojego umysłu.

Stworzenie nie zauważyło nas na początku, ale zwróciliśmy jego uwagę, gdy byliśmy jakieś dziesięć stóp od ziemi. Wyskrobało się ze śmietnika, w którym grzebało, i stanęło naprzeciwko nas, gdy wylądowaliśmy. Gdy tylko Mychal rozluźnił swój uścisk na mnie, wyciągnąłem pistolet.

"Stójcie tam! Metropolitan Police. Połóż się na twarzy z rękami nad głową".

Kątem oka widziałem zszokowany wyraz twarzy Novaka. Myślę, że spodziewał się, że rozwalę stwora na wizji, ale trzeba przestrzegać zasad grzecznościowych. To może być czyjeś zwierzątko, albo czyjś brat. Poza tym policjant nigdy nie wiedział, kiedy zza głowy może nagrywać dron medialny.

"Po co?" Usta istoty nie były raczej ukształtowane do ludzkiej mowy, ale jej angielski był zrozumiały. Jego głowa miała kształt nieco podobny do końskiego, a usta wypełnione były zębami aligatora. Wysoka na co najmniej siedem stóp, dwunożna i pokryta długim, jedwabistym futrem, miała sześć palców u rąk i sześć palców u małpich stóp. Z tak bliska, i ponieważ nie nosiło ubrań, było oczywiście mężczyzną. I fioletowy. Czy wspomniałem o purpurze?

"Aresztuję cię pod zarzutem zamordowania dziś rano dwóch ludzi".

"Przeszkodzili mi w posiłku." Jakby to był wystarczający powód do morderstwa. "Ja tylko chroniłem swoje jedzenie."

Modliłem się, żeby nie zjadł kolejnej ofiary. Konieczność przejrzenia jego brzucha w celu zidentyfikowania osoby nie była moim pomysłem na dobrą zabawę.

"Jakie jedzenie?"

"Tamtejsza restauracja daje mi codziennie lunch w pudełku. Smaczne rzeczy."

Znowu wyobraziłem sobie alejkę i prawie się wycisnąłem. Jego pomysł na wykwintne jedzenie to gnijące jedzenie, które pizzeria wyrzuciła do śmietnika.

"To nie jest usprawiedliwienie dla morderstwa. A teraz połóż się i poddaj się".

Warknął i ruszył w moją stronę. Pociągnąłem za spust, a wzmocniony magicznie pocisk wybuchowo-indukcyjny wywalił w jego klatce piersiowej dziurę wielkości mojej pięści. Zakołysało nim, ale nie zatrzymało. Słyszałem, jak broń Novaka wystrzeliła trzy razy, zanim ponownie pociągnąłem za spust. Mój drugi nabój wywalił sporą dziurę w brzuchu bestii, a ona się zatrzymała. Stał kołysząc się, po czym znów warknął, a jego kolana ugięły się, przygotowując się do skoku na mnie. Moja trzecia kula złapała go między oczy, a on upadł w kupie.

"Zadzwoń po kryminalistykę i niech dyspozytor powie Tompkinsowi, że mamy jego mordercę," powiedziałem, holsterując moją broń boczną i podchodząc do potwora zmiętego na ziemi. Kiedy podszedłem bliżej, stwierdziłem, że śmierdzi jak śmieć, po raz kolejny udowadniając, że jesteśmy tym, co jemy.

Pochyliłem się bliżej. Novak był całkiem niezłym strzelcem. Mogłem zobaczyć, gdzie wszystkie trzy jego kule trafiły stwora w klatkę piersiową, co nie znaczy, że zrobiły mu jakąkolwiek krzywdę.

Novak odłożył telefon, ale nie wydawał się skłonny do bliższego przyjrzenia się naszemu zabójstwu. Podszedłem do niego.

"Pokaż mi swoją broń".

Podał ją. "Czy to sprawa działu?" zapytałem. Był to standardowy, niezmodyfikowany dziewięciomilimetrowy automat z magazynkiem na dwanaście nabojów.

"Tak. Nosiłem go ze środkami odurzającymi".

To w ogóle nie miało dla mnie sensu. "Myślałem, że byłeś z narko w Wydziale Arcymistrzowskim".

"Tak jest."

Byłem oszołomiony. "Nad jakimi sprawami pracowałeś?"

"Handel narkotykami. Wiesz, ludzie sprzedający magicznie wzmocnione narkotyki w szkołach i na uczelniach. Pomogłem rozbić ten gang w hrabstwie Howard".

Zrozumiałam. Pracował nad sprawami wyższej klasy. Ludzie handlujący narkotykami z ludźmi. Magowie i czarownice wzmacniające narkotyki i sprzedające je dzieciom bogatych ludzi. Piłkarskie matki dzielące się magicznymi hajami w wiejskim klubie. To było dalekie od ulic, gdzie pracowałem nad narkotykami, i to bardzo różnymi narkotykami. Nie wspominając o bardzo różnych dilerach i mułach.

"Kiedy wrócimy do biura, wymienimy tego popguna na coś z jakąś mocą zatrzymywania," powiedziałem. "Noszenie tego może cię tylko zabić".




Rozdział 4 (1)

==========

Rozdział 4

==========

Wróciwszy na posterunek, wypełniłem swój raport i przygotowałem się do powrotu do domu. Zatrzymałam się, żeby pogadać z kimś na korytarzu, i w rezultacie nie zdążyłam wyjść z budynku, zanim Whittaker mnie dogonił.

"Danica, Whittaker chce cię w swoim gabinecie" - powiedział sierżant z biurka, kiedy robiłam sobie ucieczkę.

"Właśnie z nim rozmawiałam," odpowiedziałam i w zamian otrzymałam uniesioną brew.

"O ile nie dodałeś translokacji do swojego repertuaru, rozmawiałem z nim od czasu twojej ostatniej rozmowy", powiedział sierżant.

Wróciłem więc po schodach i korytarzem do gabinetu Whittakera. Jego drzwi były częściowo otwarte, więc zapukałem i wsadziłem głowę do środka.

"Sierżant James. Wejdź." Whittaker nie był sam. Inny mag siedział na krześle, które opuściłem kilka minut wcześniej - duży mężczyzna i trochę z nadwagą, siwy przy skroniach, ubrany w drogi garnitur.

"Jestem Justus Benning," powiedział. Nie zaoferował swojej ręki. Magowie zwykle tego nie robili.

"Zamknij drzwi, Dani," powiedział Whittaker, wskazując mi, abym zajął drugie krzesło przed jego biurkiem. "Córka pana Benninga zaginęła, ale nie udało mu się skłonić Missing Persons do potraktowania go poważnie. Chciałbym, żebyś się temu przyjrzał. Po cichu. Nie drażnijcie piór w piwnicy". Biuro Osób Zaginionych składało się z pół tuzina kłujących gliniarzy tkwiących w piwnicy komendy policji, udających, że pracują i że zależy im na pracy.

Rodzina Benningów była jedną z setek. Poważne pieniądze i władza. "Ile ona ma lat?" zapytałem, gdy usiadłem.

"Siedemnaście. Nie wróciła do domu ze szkolnej funkcji dwie noce temu. Policjanci, z którymi rozmawiałam, spędzili około piętnastu minut na śledztwie i powiedzieli, że prawdopodobnie uciekła z jakimś chłopakiem. Pani James, ona nie ma chłopaka."

O czym wiedział jej ojciec.

"Próbowałem iść w górę łańcucha dowodzenia tutaj w Met, ale nikt nie traktuje tego poważnie," kontynuował. "Więc przyszedłem do Thomasa".

I większość policjantów prawdopodobnie nie potraktowałaby tego poważnie, gdyby nie znaleziono jej ciała. Wiedziałem, że każdego dnia zgłaszano zaginięcie co najmniej kilkudziesięciu nastolatków. Więcej niż kilka z nich prawdopodobnie przekroczyło Szczelinę i nigdy więcej nie zostanie zobaczonych.

Rodzina Whittakerów również należała do Setki, a obaj mężczyźni byli mniej więcej w tym samym wieku. Nie trzeba było geniusza ani detektywa, żeby domyślić się, jak skończyłem tę sprawę.

"Zezwolisz na moje nadgodziny?"

Mój szef przytaknął.

"Dobrze, przyjrzę się temu. Ale panie Benning, jeśli do końca miesiąca nic nie wymyślę, nie zamierzam bić głową w mur. Jest szansa, że ona nie chce być znaleziona albo że nie da się jej znaleźć."

Czekałem, aż to do niego dotrze. Wpatrywał się prosto przed siebie przez dwie lub trzy minuty, potem odwrócił głowę i przestudiował moją twarz.

"Panie Benning, jeśli przekroczyła Szczelinę, z własnej woli lub nie, nigdy więcej jej nie zobaczymy. To się zdarza. Jeśli została przez coś zjedzona, policja nigdy nie znajdzie ciała. Jeśli samochód został porzucony, jego części są już pewnie w Detroit lub Dallas. Ale jeśli żyje i jest w tej rzeczywistości, to będzie ślad. A ja jestem bardzo dobry w podążaniu za śladami".

Oficjalnie, żaden człowiek nigdy nie przekroczył szczeliny i nie wrócił. Ani też nikt nigdy nie przekroczył Szczeliny i nie skomunikował się z powrotem przez nią z tymi na Ziemi.

"Sierżant James jest bardzo wytrwały" - powiedział Whittaker. "Ale jeśli wróci i powie mi, że nie może znaleźć żadnych tropów, nie będę miał wyboru, jak tylko ją z tego wycofać".

"James. Magitek?"

Pozwoliłem, aby odrobina uśmiechu zagrała wokół moich ust. "Hunter James był moim dziadkiem". Nigdy nie próbowałem zaprzeczać swojemu dziedzictwu. Mój dziadek był odpowiedzialny za zniszczenie świata, przez co stałem się pariasem w niektórych kręgach, ale to sprawiało, że ludzie obawiali się ze mną zadrzeć. Czasami, w słabych momentach, chciałem się przenieść gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna i zmienić nazwisko.

"Jestem gotów zapłacić bardzo wysoką nagrodę," powiedział Benning, po czym wręczył mi chip z danymi i wydrukowane zdjęcie. Jego córka była oszałamiająca. "Wszystko, co mogłem wymyślić o Sarze, jest na tym chipie", powiedział. "Zdjęcia, akta szkolne, lista jej przyjaciół. Próbowałem ją namierzyć, ale nikt chyba nic nie wie".

"Albo nie chcą rozmawiać z jej ojcem" - powiedziałem.

"Prawdopodobnie. Nie jestem tak stary, żeby nie pamiętać własnego stosunku do dorosłych, kiedy byłem w tym wieku." To czyniło go mile widzianą rzadkością w moim doświadczeniu. Rozmawialiśmy przez kolejne piętnaście minut, po czym wstałem, aby wyjść.

"Mogę mieć pytania po przejściu przez to. Zakładam, że są tam informacje kontaktowe dla pana i pańskiej żony?". Przytaknął. "Uaktualnię zastępcę komisarza Whittakera, a on da ci znać, jeśli coś znajdę".

* * *

"Jesteś w domu późno. Ciężki dzień? Czy jadłeś?"

Uśmiechnęłam się do mojej współlokatorki. Kirsten była wiedźmą serca, która posiadała sklep aptekarski i pracowała normalnie od 9 do 5 od wtorku do soboty. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami od czasów szkoły średniej.

"Pracowity dzień, i złapałem coś u Jenny. Whittaker podsunął mi specjalny, z gwarantowanymi nadgodzinami."

Usiadłem przy komputerze i podłączyłem chip Benninga. Kirsten przyszła i zerknęła mi przez ramię.

"Co to za sprawa?"

"Zaginiona dziewczyna z liceum. Rodzina jest jedną z Setki".

"Przynajmniej nie jest to tropienie demona".

"Chyba, że demon ją porwał. Nigdy nie wiadomo. Dziewczyna mogła być tak piękna, że oczarowała dziką bestię".

Kirsten roześmiała się. "Chcesz piwo?"

"Tak, dzięki."

Wyszła do kuchni, podczas gdy dane o Sarze Benning ładowały się. Kirsten wróciła z dwoma piwami i podała mi jedno, gdy wyciągnęłam zdjęcie Sary.

"Wow," powiedziała Kirsten.

"Wygląda jak jedno z twoich porzuconych kochanych dzieci."

Uderzyła mnie w ramię. "Przestań."

Falujące długie blond włosy, czyste niebieskie oczy, wysokie kości policzkowe, usta w kształcie łuku kupidyna i cera, która prawdopodobnie nigdy nie widziała pryszcza. Sarah wyglądała jak wszechamerykańska dziewczyna, której przykładem jest połowa gwiazd w Hollywood. Może i nie miała chłopaka, ale gdyby nie węszyły za nią dziesiątki chłopców, oddałabym odznakę i wstąpiła do klasztoru. Kobietom, które tak wyglądały, nie brakowało towarzystwa, chyba że to był ich wybór. Chociaż, gdy nie był to ich wybór, ludzie tacy jak ja mieli tendencję do angażowania się.



Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Gliniarz z Wydziału Arcymistrzowskiego"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści