Rycerstwo

Rozdział 1 (1)

==========

Rozdział 1

==========

Lead odłożył hantle, ocierając pot z czoła, gdy studiował swoje odbicie w lustrze z przodu domowej siłowni, którą zainstalowali w swojej piwnicy.

To był sposób w jaki ludzie pozostawali "sprawni" i umięśnieni na Ziemi, a podczas gdy smoki były naturalnie umięśnione i tak naprawdę nie potrzebowały ćwiczeń, on odkrył, że to uwalniało stres i pomagało mu zachować spokój, gdy sprawy były intensywne.

Co było w zasadzie cały czas, odkąd on i cała jego drużyna smoczej straży opuścili swoją rodzinną planetę Drakkaris i próbowali dostosować się do pomysłu bycia na Ziemi i przyjęcia ludzkich towarzyszy.

Minęło zaledwie kilka tygodni, a Lead czuł się bardziej zagubiony niż kiedykolwiek wcześniej.

Jego życie zawsze było ustabilizowane. Niemal od urodzenia ciężko pracował, by dostać się do smoczej straży, a w swojej karierze brał udział w niezliczonych misjach, aż w końcu został kapitanem najbardziej elitarnych smoków na swojej planecie, a może i we wszechświecie, o ile wiedział. Jego załoga była doskonale wyszkolona, zdyscyplinowana, a co najważniejsze kierowała się honorem i potrzebą ochrony słabszych.

Czyli w zasadzie wszystkich.

Przez ostatnie kilka tygodni byli zamknięci w rezydencji, która została wyposażona we wszystko, czego mogli potrzebować, z wyjątkiem kobiet.

Powód, dla którego on i inne smoki z Drakkaris zostały tu sprowadzone był dwojaki. Ziemia potrzebowała pomocy w wojnie, która groziła wybuchem pomiędzy frakcjami zmiennokształtnych, a brak partnerów na jego planecie oznaczał, że większość jego załogi ulegnie truciźnie krążącej w ich krwi, zanim znajdą zgodnych partnerów.

Więc teraz byli na Ziemi z setkami, jeśli nie tysiącami kobiet w każdym mieście, a smoki robiły się niespokojne, że jeszcze nie pozwolono im na interakcję z nimi.

Rozumiał, że wyrocznia obawiała się, że narozrabiają i ujawnią się jako obcy lub zmiennokształtni, albo jedno i drugie, ale jak mieli przyzwyczaić się do ludzkich kobiet, skoro nie mogli ich spotkać?

Mimo wszystko szkoda mu było każdej kobiety, która musiała spotkać się z sześcioma głodnymi smokami w rezydencji. Honorowe, tak. Uprzejmy, tak. Opiekuńczy, oczywiście.

Napalony jak diabli? To też.

W większości byli po prostu zdesperowani, by zacząć doświadczać świata, który im obiecano, i by ocalić własne życie, znajdując kogoś do spółkowania, kogoś, kto sprawił, że kochali wystarczająco mocno, by zapieczętować truciznę w ich własnych sercach. Kogoś, kto dał im powód, by iść dalej.

Tutaj, na Ziemi, z przyjemnością odkryli, że trucizna została już nieco spowolniona, być może dlatego, że nigdzie nie było takiej obecności zewnętrznych metali, jak na Drakkaris.

Ale nadal nie mogli czekać wiecznie, a im dłużej nie mieli nic do roboty, tym bardziej czuł, że po prostu próbują nie zwariować.

Każdy przyjął swoje własne sposoby na zajęcie. Cobalt spędzał czas w bibliotece. Arsen próbował gotować i oglądał filmy wojenne. Chrom znalazł gry wideo. Cynk spędzał dużo czasu w swoim pokoju sam, ale to było zwykłe. Cadmium starał się podtrzymywać ludzi na duchu, a także próbował dowiedzieć się czegoś o ludzkich kobietach online.

Lead po prostu lubił spędzać czas sam i ćwiczyć. Bycie w kontakcie ze swoim ciałem, próba poprawy siebie, zawsze sprawiała, że był spokojny.

Wszystkie smoki dołączały do niego czasami, ale żaden nie pracował tak często jak on, i wszystkie komentowały w tym czy innym momencie jego obsesję, z wyjątkiem Cynka, który zawsze był niechętny do osądzania.

Ołów odchylił się do przodu z ławki do ćwiczeń, na której siedział i miał właśnie podnieść ponownie hantle, gdy drzwi do siłowni pchnęły się, ukazując blondwłosego kadmowego smoka.

"Myślałem, że cię tu znajdę," powiedział Kadm, z rozbawieniem w swoich brązowych oczach, gdy złożył ręce na piersi. Miał na sobie ubrania, do których wszyscy uczyli się dostosowywać. Ciasne, cienkie bluzki zwane "tee shirtami" i ograniczające, grube spodnie zwane "dżinsami", które zazwyczaj były w odcieniu niebieskiego.

Ludzie byli tacy dziwni.

Lead miał obecnie na sobie "tank top" i parę "szortów", mało kreatywną nazwę dla spodni, które były po prostu krótkie, sięgające tylko do kolan.

"Hmph," powiedział do Cadmium, podnosząc ponownie hantle.

"Tak bez sensu," powiedział Kadm, stąpając po nim i patrząc na niego z góry, unosząc brew. "Wiesz, że nie musisz tego robić. Powinieneś przyjść na górę i szpiegować ze mną ludzkie kobiety."

"Naprawdę nie powinieneś tego robić" - powiedział Lead. "Nie powinieneś wchodzić z nimi w interakcje".

"Nie jestem," powiedział Cadmium. "Nie używam swojego zdjęcia i właściwie nie reaguję. Dużo."

Lead przewrócił oczami. "Lepiej nie."

Ale jeśli komukolwiek można było prawdopodobnie zaufać, że nie zepsuje sprawy, to był to Cadmium. Zawsze był najbardziej gładki, najbardziej dyplomatyczny wśród nich. I najbardziej zwariowanym na punkcie kobiet. Był podekscytowany przybyciem tutaj, a jego entuzjazm związany z chęcią poznania ludzkich kobiet był zaraźliwy.

"Co ty tu robisz?"

"Przyszedłem po ciebie," powiedział Kadm. "Wiadomość od wyroczni. Najwyraźniej ma dla nas jakieś zadanie."

Lead spojrzał w górę, zaciekawiony. "Zadanie?"

"W końcu jesteśmy na jej zawołanie".

"Do tej pory nie wymagała od nas zbyt wiele," powiedział Lead.

"Racja, poza tym, że mamy się nudzić do woli," powiedział Cadmium. "I żeby nie nawalić".

"Cóż, jesteśmy jej winni," powiedział Lead. "To ona zaaranżowała złamanie traktatu, aby pozwolić nam tu być, i musimy robić to, co ona mówi."

"Tak dobrze być posłusznym psem," odparł Cadmium. "Jak zwykle."

"Niczyim psem," powiedział Lead, stojąc i wycierając ręce o swoje spodenki.

"Oczywiście, że nie, kapitanie," powiedział Cadmium, tylko lekko sarkastycznie. Cadmium miał najtrudniejszy czas na dostosowanie się do zasad panujących w rezydencji i był najbardziej niespokojny, więc ponura akceptacja wszystkiego przez Lead'a wydawała się działać mu na nerwy.

Ale Lead nie był aż tak zachwycony wykonywaniem szeregu rozkazów, jak wszyscy zdawali się myśleć.

Zawsze był honorowy. Zawsze żył dla czegoś większego niż on sam. I nie miał o to pretensji - do czasu, gdy musiał oddać kobietę, której pragnął, człowiekowi o wiele mniej honorowemu.




Rozdział 1 (2)

Człowiek, który się poprawił, ale mimo to był niehonorowy.

Teraz ta kobieta mieszkała z wyrocznią i nawet wzmianka o niej sprawiała, że gryzł go ostry dyskomfort.

"Wszystko w porządku?" zapytał Kadm, kiwając głową. "Znowu przesadziłeś?"

"Nie," odpowiedział Lead, przetaczając głowę na bok, aby złamać szyję. "Nic mi nie jest. Będę za chwilę, po wzięciu prysznica".

"Uh, ona jest na projekcji w tej chwili."

Lead westchnął. Uwielbiał swój prysznic po treningach. Kochał swoje rutyny w ogóle i nienawidził, gdy były łamane. Ale w tej chwili nie miał wyboru.

Byli winni wyroczni wszystko. To była ich druga szansa, a jak dotąd pytała ich o wszystko, co podawała, pozwalała im się wypowiedzieć.

Mimo to, częścią tego, na co czekał na Ziemi, była wolność w dążeniu do tego, co chciał, a nie bycie żołnierzem żyjącym dla wszystkich oprócz siebie.

Może w pewnym momencie, zgadywał.

"Zaraz tam będę. Przynajmniej pozwól mi się przebrać."

Kadm skinął głową i zniknął przez drzwi, zostawiając Lead'a samego.

Takim, jakim zawsze był, gdy naprawdę o tym myślał. Czy kiedykolwiek naprawdę by się zmienił? Czy naprawdę był tam ktoś dla niego? Poza misjami i ciągłymi walkami?

Rzucił na ziemię swój tank top i szorty i przebrał się w koszulkę i dżinsy, które przyniósł ze sobą, podszedł do drzwi i ruszył za Kadmem po schodach.

Gdy dotarli do drzwi biura, w którym spotkała się z nimi wyrocznia, podsłuchał, że pozostałe smoki już rozmawiają.

"Więc co, chcesz, żebyśmy utworzyli drużynę SWAT?" mówił Cobalt.

Lead kiwnął głową, niepewny o czym mówi jego przyjaciel.

Lead otworzył drzwi, by zobaczyć wszystkie smoki siedzące na swoich zwykłych krzesłach przed dużym biurkiem, gdzie wyrocznia pojawiła się podczas projekcji.

Wyrocznia, która została wyświetlona przed nimi, klasnęła w dłonie z radości. "Smocza drużyna SWAT. Podoba mi się to." Siedziała na krawędzi biurka, magiczna, pełnowymiarowa postać, która była tylko lekko przezroczysta. Była krągłą, starszą kobietą o roziskrzonych, mglisto-szarych oczach, które mieniły się bielą lub bzem.

Lead nie znielubił jej dokładnie, ale potrafiła być surowa i ścierna i jak wielu przywódców traktowała żołnierzy jak środek do celu.

"O czym ty w ogóle mówisz?" Cadmium zapytał, przeczesując swój blond kucyk z powrotem przez ramię. "Swat co? Muchę?"

"Nie," powiedział Cobalt, przebiegając ręką przez swoje krótkie, niebiesko-szare włosy. Jego żywe, niebieskie oczy błysnęły jak zawsze, gdy dzielił się jakąś informacją. "Specjalna broń i taktyka. Kiedy policja musi wykonać bardziej specjalistyczną, niebezpieczną pracę, jak na przykład ratowanie zakładników, wzywa zespół SWAT. To akronim."

"Co?"

"Wiesz, słowo złożone z liter, które oznaczają inne słowa," powiedział Cobalt. Kiedy Kadm przewrócił oczami, Cobalt kontynuował. "Wiesz, biorąc pod uwagę, że potrafimy czytać i mówić po angielsku, nie zaszkodziłoby wam podnieść książkę".

Chrom, który trzymał w rękach system gier wideo, spojrzał w górę i szybko potrząsnął głową, po czym wrócił do swojej gry.

Był kuzynem Cobalta i wyglądał bardzo podobnie do niego, z wyjątkiem tego, że miał czysto białe włosy, które sięgały za ramiona i jasne, niebiesko-zielone oczy koloru morza.

Wyrocznia spojrzała na Chroma ze zmarszczką, ale Cobalt potrząsnął głową.

"Zaufaj mi. Do niego dociera wszystko, co mówisz. On zawsze słucha."

Chromium wystawił rękę, nie odwracając wzroku od swojej gry, a Cobalt uniosła ją wysoko.

Tylko kilka tygodni, a już zaczynali zachowywać się jak ludzie, których wszyscy oglądali co noc w telewizji.

"Przepraszam za spóźnienie," wtrącił Lead, siadając na krześle obok pozostałych. "O czym rozmawialiśmy?"

Wyrocznia spojrzała na niego z zamyślonym wyrazem twarzy. "Lead. Jak się masz?"

Wzruszył ramionami. Co ją to obchodziło? "Dobrze."

Dała mu spojrzenie, które mówiło, że mu nie wierzy, ale zignorował je.

"Więc czym jest ta misja, którą swatamy?"

"To akronim -" zaczął Cobalt ze zmarszczką, ale wyrocznia podniosła rękę, uciszając go.

"Odkryliśmy pewną liczbę smoczych serc, które zostały wzięte jako zakładnicy przez naszych wrogów. Było ich kilka jakiś czas temu, ale zostały uratowane przez podwójne smoki w swoich regionach. Jednak kiedy wilczy trybunał zdecydował się wypowiedzieć wojnę smokom, chyba postanowili znów zacząć tworzyć plany awaryjne."

"Co to jest smocze serce?" zapytał Lead.

Zinc, następca tronu Drakkaris, spojrzał na Lead z ukłonem, zastanawiając się nad tym samym. Siwe włosy Zinca i ciemnoszare, srebrne oczy rzucały się w oczy, nawet na Drakkaris.

Zinc był prawdopodobnie pierwszym, który potrzebował partnera, a Lead wiedział, że trucizna w nim ogarnia go szybciej niż chciał na to pozwolić.

"Podwójne smoki kopulują z nimi, zazwyczaj", powiedziała wyrocznia. "To ludzkie kobiety, które w jakiś sposób wykazały się niezwykłą odwagą".

"Jak zostały schwytane?" zapytał Kadm. "To brzmi naprawdę niejasno".

"Cóż, jeśli jest tak jak wcześniej, wilki po prostu obserwowały ludzkie wiadomości w poszukiwaniu oznak kobiet dokonujących niezwykłych czynów, a następnie je uprowadzały."

"Zło," powiedział Lead, składając ręce, gdy złość wzbierała w nim na myśl o dobrodusznych ludziach nagradzanych przez schwytanie.

"Właśnie z tym mamy do czynienia," powiedziała wyrocznia. "To dlatego Marina i Merkury są tu teraz ze mną, pomagają przyjrzeć się tej sprawie. Wizje Mariny stały się silniejsze i myślę, że będzie ona w stanie pomóc zlokalizować te smocze serca, z czasem. Ale na razie mamy informatora, który powiedział nam o naszym pierwszym."

"I chcesz, żebyśmy poszli uratować tę osobę?" zapytał Lead, odchylając się w swoim fotelu.

"Tak," odpowiedziała wyrocznia. "Ale coś więcej niż to. Te kobiety, będą musiały być trzymane w bezpiecznym miejscu, dopóki nie zostaną upomniane albo ich wspomnienia nie zostaną wymazane, w zależności od tego, czy są smoczymi sercami i czy chcą pozostać w naszym świecie."

"Więc mamy je ratować i strzec?" zapytał Kadm. "I co mamy z nimi zrobić? Czy możemy je kojarzyć?"




Rozdział 1 (3)

Wyrocznia przyłożyła rękę do jej głowy. "Zawsze nie doceniam twojej desperacji, by być kojarzonym".

"Ty też byłbyś zdesperowany," powiedział Kadm, składając mocno ręce. "Poza tym, nie mamy tyle czasu."

"Wiesz, że twoja trucizna porusza się wolniej," powiedziała wyrocznia. "Ale tak, rozumiem, że nie opuściłeś swojej rodzinnej planety na darmo".

Cynk w milczeniu przytaknął. Lead wiedział, że opuszczenie było dla niego prawdopodobnie najtrudniejsze. Głęboko w kościach wciąż czuł, że Drakkaris jest jego odpowiedzialnością.

W pewnym sensie wszyscy to robili. Ale zgodzili się już na życie na Ziemi, jeśli tego chcieli ich towarzysze.

"To może działać również dla was wszystkich," powiedziała wyrocznia. "Nie możecie jeszcze wchodzić w interakcje ze zwykłymi ludzkimi kobietami, ponieważ nie mogę ryzykować, że ujawnicie, że jesteście zmiennokształtnymi lub kosmitami. Ale te kobiety będą już świadome świata zmiennokształtnych. Chroniąc je, możecie wejść z nimi w interakcję, stać się bardziej świadomi, a one mogą was nauczyć, jak być lepszym w ludzkim świecie, kiedy już tam wyjdziecie."

"Czy możemy je kojarzyć?" Cadmium zapytał ponownie, uparcie.

Wyrocznia posłała Leadowi spojrzenie, bezsłownie prosząc go o pomoc. "Te kobiety mogą mieć traumatyczne przeżycia. Właśnie zostały porwane, mogły zostać zaatakowane. Potrzebują mężczyzn, którzy zapewnią im bezpieczeństwo, a nie będą do nich podchodzić. Nie mówię, że nie mogą cię polubić, ale proszę, bądź uprzejmy, miły, honorowy."

Lead skinął głową. "Będziemy. Prawda, strażnicy?"

Niechętnie, wszystkie smoki przytaknęły. Lead wiedział, że każdy z nich był zbyt honorowy, by kiedykolwiek pomyśleć o chęci sprawienia kobiecie dyskomfortu. Ale każdy z nich prawdopodobnie uważał się za zbyt gładkiego, by kiedykolwiek zrobić coś takiego. Lead trzymałby ich w ryzach.

Rozumiał ich niechęć, bo przebywanie w pobliżu niezaspokojonej samicy, ich pierwszej ludzkiej samicy, byłoby dziwnym doświadczeniem i być może pokusą dla tak wielu głodnych smoków.

Ale nawet jeśli było to dla nich trudne, mogli to zrobić. Robili już trudniejsze rzeczy.

"Kiedy odzyskacie pierwszą, skontaktujcie się. Wyślę wiadomość i zobaczę, jak ona się z tym czuje".

"Dostanie sześciu smoczych protektorów," powiedział cierpko Arsenic, jego drugi w kolejności dowódca, który do tej pory był cichy. Odrzucił do tyłu swoje czarne włosy, które były pokryte białymi pasemkami, a jego szmaragdowe oczy błysnęły. "Co tu jest do nielubienia?"

"Prawdopodobnie będzie przerażona", powiedziała wyrocznia. "Ale wy sześcioro jesteście moimi najlepszymi strzelcami i wiem, że żaden z was nie zrobiłby jej krzywdy. Zaufam wam jak nigdy nie ufałem żadnemu z moich innych smoków."

"Cóż, oczywiście", powiedział Arsen. "Jesteśmy bardziej alfa niż którykolwiek z waszych ziemskich smoków." Posłał grymas w stronę pozostałych smoków, a one podzieliły się śmiechem.

"Będziecie też moją pierwszą smoczą drużyną," powiedziała Wyrocznia. "Więc pokładam w was duże zaufanie".

"Poważnie?" zapytał Kadm. "Robimy to?"

"Oczywiście, że tak." Lead spojrzał na niego ostrzegawczym wzrokiem. Cadmium zawsze był bardziej nastawiony na zabawę niż pracę, ale z pewnością rozumiał, dlaczego musieli się z tym zgodzić.

Ktoś ich potrzebował, ktoś kto wyraźnie zasługiwał na ich pomoc, a oni w przeszłości udzielali jej nawet tym, którzy na nią nie zasługiwali.

Zinc wypuścił z siebie prychnięcie. "W porządku. Więc kiedy skontaktujemy się z tym informatorem?"

Wyrocznia potrząsnęła głową. "Nie wiem czy się zgodzisz, ale przekazał lokalizację i zaraz prześlę ją Cobaltowi."

Telefon Cobalta zabrzmiał, a on wyciągnął go, spojrzał na niego z góry i skinął głową.

"Powodzenia," powiedziała wyrocznia, powoli zaczynając zanikać.

"Czekaj, czy powinniśmy użyć naszych mocy? Czy powinniśmy-" Ale zanim Lead zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, już jej nie było.

"Cóż," powiedział Cadmium, "to oznacza brak zasad. Możemy robić co chcemy." Złamał swoje knykcie i rozejrzał się po pokoju. "Jestem pewien, że wszystkim nam przydałaby się dobra walka."

Lead usłyszał śmiechy i zobaczył, że inne smoki przytakują w zgodzie. Nie mógł ich winić. Nawet teraz budził się w nim wojownik, gotowy do działania na każde zawołanie.

Cobalt zwrócił ich uwagę machnięciem ręki. "Mam tu jeszcze kilka szczegółów. Zbiórka jest wieczorem i musimy zrobić trochę badań na temat tych wyvern, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć, ale poza tym jesteśmy gotowi do drogi."

Kadm uśmiechnął się, spoglądając na Lead. "Gotowy poprowadzić nas kapitanie?"

"Zawsze," odpowiedział Lead.




Rozdział 2 (1)

==========

Rozdział 2

==========

Brittany siedziała na wyściełanych poduszkach ławki w swojej celi, starając się skupić na dziwności swojego więzienia, a nie na molestowaniu przez mężczyzn przed nią.

Cóż... wilki przed nią.

Po kilku tygodniach uwięzienia przyzwyczaiła się do tego, że na tym świecie są wilki, chodzące w przebraniu ludzi. Inne stworzenia również.

To nie była najdziwniejsza rzecz, jaką sobie uświadomiła, odkąd tu jest. Zdała sobie również sprawę, że te stworzenia obrały sobie za cel kobiety, które dokonały dobrych uczynków, myśląc, że są "smoczymi sercami" czy coś w tym stylu, i więziąc je jako dźwignię dla smoków.

Co to w ogóle znaczyło smok? Jak to możliwe, że coś tak dużego mogło istnieć i nikt o tym nie wiedział?

Przejechała dłonią po wirującym różowym kwiatowym wzorze poduszek i starała się mieć zajęty umysł, żeby nie słyszeć dosadnych słów skierowanych w jej stronę.

"Suka", pluła Tay, ciemnowłosa wilczyca, która lubiła schodzić i drwić z niej zza krat. "Myślisz, że niski człowiek jest zbyt dobry, by nawet na nas spojrzeć?".

"Tak," powiedział Roy, gruby, wysoki, głupio wyglądający wilk, idąc do przodu, aby wcisnąć swoją twarz w kraty. "Myśli, że jest lepsza od nas, kiedy jest tylko śmierdzącym człowiekiem".

"Ładne cycki, chociaż", powiedziała Tay.

Brittany żałośnie je zignorowała.

"Co tu się do cholery dzieje?" wtrącił się lekki, kulturalny głos, a Brittany spojrzała w górę, by zobaczyć, że do lochu wszedł Fifi.

Widziała go już kilka razy. Wydawał się reprezentować wyższe sfery trzymającej ją organizacji, a wszystkie wilki natychmiast się mu podporządkowywały.

Roy i Tay wypuścili małe warknięcia, ale szybko skulili się z pomieszczenia. Gdyby byli w wilczej formie, mieliby ogony między nogami.

Spojrzała z ciekawością na Fifiego. Dlaczego on to dla niej zrobił?

"Nie wiem, dlaczego upierają się, żeby cię niepokoić," powiedział. "Jesteś taką zwykłą małą rzeczą".

Dlaczego zawsze pojawiał się w odpowiednim momencie, a jednocześnie zachowywał się jak totalny dupek?

Zakręcił głową i studiował ją tymi intensywnymi, fiołkowymi oczami. Miał długie, białawe włosy, które opadały przez jedno ramię w kolejce. Jego twarz miała ostre piękno, które można by niemal nazwać kobiecym, gdyby nie jego bardzo męskie łożysko. Był jednym z najdziwniejszych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkała, a samo patrzenie na niego przyprawiało ją o dreszcze.

"Dlaczego więc ich powstrzymałeś?" zapytała.

"Nie wiem," odpowiedział Fifi. "Nieszczególnie lubię szorstkie słowa i czyny." Plasnął na kwiecistym krześle przed jej celą. "Jak ci się tu podoba?"

"Um, jestem uwięziona w jednopokojowej celi, która jest urządzona jak magazyn Marthy Stewart. To piekło," powiedziała, tylko lekko żartując.

"Martha jaka?"

"Nieważne", powiedziała ze śmiechem.

Nie był najprzyjemniejszą osobą, ale był towarzystwem i nie był creepem jak inne wilki, które zeszły, żeby ją nękać.

"To ostatni raz, kiedy będę mógł cię odwiedzić," powiedział.

"Nie," powiedziała, wstając i podchodząc do krat, chwytając je w dłonie, które nagle stały się zimne. "Nie możesz." Mniej się bała, odkąd tu był. Nie wiedziała nawet, co planowali z nią zrobić, a kto wiedział, ile czasu minie, zanim któryś z wilków otworzy jej celę, jeśli nie będzie go w pobliżu?

"Tak," powiedział, podchodząc do celi i kładąc swoje ręce na jej. Jego dotyk był ciepły, relaksujący, ale ona cofnęła się w szoku. "Nie miałem na myśli nic złego przez to. Chciałem cię tylko pocieszyć."

"Cóż, nie," powiedziała. Nie był tak zły jak inni, ale nadal był jednym z jej porywaczy. "Kiedy zamierzają mnie stąd wypuścić?"

"Obawiam się, że to nie nastąpi," powiedział, przerzucając przez plecy pukiel jedwabistych włosów.

"Dlaczego nie?" zapytała. "Minęły już tygodnie. Żadne smoki nie nadchodzą, jeśli w ogóle istnieją."

"Och, istnieją i powinnaś być na nie ostrożna," powiedziała Fifi. "Nie istnieje żadne bardziej niebezpieczne stworzenie, jeśli chodzi o brutalną siłę. Chociaż, jest kilka wyjątkowo silnych wilków alfa, które mogłyby je pokonać, w tym twój."

Zmarszczyła się. "Ale oni nie wiedzą, że tu jestem. Albo mają to gdzieś."

"Wątpię, by były to najinteligentniejsze stworzenia. Jaszczury, mimo wszystko. Ale to tylko kwestia czasu, kiedy zostaną jakoś powiadomieni. Oni mają kontakty wszędzie." Jego ton był dziwny, gdy to mówił, i patrzył w bok w sposób, który ją zdezorientował.

"Um. Dlaczego nie zobaczę cię ponownie?"

"Nieważne," powiedział Fifi ostro, siadając ponownie na swoim krześle. Odwrócił ją w stronę drzwi, obserwując je ostrymi oczami, gdy z nią rozmawiał. "Chciałem cię ostrzec przed smokami. Jeśli powinny cię uratować, miej się na baczności przy nich. Nie bądź z nimi sama, jeśli to możliwe. A jeśli możesz, znajdź takiego, któremu czujesz, że możesz zaufać i pozwól mu cię chronić".

"Dlaczego mi to mówisz?"

Fifi wypuścił westchnienie. Miał na sobie miękkie, białe, jedwabne ubranie, jak to zwykle robił, i rudo wyregulował delikatne mankiety.

Był dziwny i szorstki, ale było w nim coś, co było dobre, co ją przyciągało, przynajmniej jako przyjaciela.

W pewnym sensie przyjaciela.

"Wszyscy zmiennokształtni mogą być bestiami, jeśli chodzi o krycie. A ty zostałaś porwana, bo jesteś typem samicy, którą smoki chcą kopulować".

"Kopulować?"

Podniósł brwi. "Wiesz, zamierzam pozwolić wyroczni wyjaśnić ten jeden".

"Kto?"

westchnął. "Nieważne. Tylko nie daj się napaść".

"Napadnięty? Ale myślałam, że powiedziałeś, że jestem zwykłym drobiazgiem," powiedziała.

Obdarzył ją długim, oceniającym spojrzeniem. "Cóż, mój gust jest trochę inny niż kogokolwiek innego. Ale gdyby smok był... wystarczająco szorstki, mogłabyś być idealna."

Co?

"W każdym razie, pamiętaj, co powiedziałem. Znajdź sobie obrońcę."

"A co jeśli będzie chciał mnie kojarzyć?"

"Nie jestem pewna, czy te smoki są nawet takie," powiedziała Fifi.

"Dlaczego w ogóle mnie o tym ostrzegasz, skoro jestem uwięziona w celi na najbliższą przyszłość? Bo mnie porzucasz i czujesz się źle?"




Rozdział 2 (2)

Fifi potrząsnął głową. "Nie, mój drogi. Obawiam się, że to ty będziesz mnie porzucać".

Usłyszała trzask z góry, a potem wybuchły krzyki. Nieznane głosy krzyczały, szczekały rozkazy i jeśli się nie myliła, okrzyki wojenne?

Co w...?

Fifi podniósł wzrok na sufit i uśmiechnął się. "Ach, to teraz byliby oni." Stanął i wyciągnął z kieszeni klucze. Grzebał w nich, aż doszedł do małego srebrnego, po czym włożył go do zamka. Przekręcił go i cela się otworzyła. Wyciągnął rękę, aby wyszła.

Ujęła jego dłoń, w szoku. Czy naprawdę opuszczała tę klatkę? A jeśli tak, to gdzie miała się udać? Po odgłosach dochodzących z góry, ogromnych trzaskach i grzmotach, cokolwiek po nią przyszło, nie było człowiekiem.

Usłyszała kroki na schodach i spojrzała na Fifiego, wciąż zdumionego, że ją uwolnił.

"Dlaczego to robisz?" zapytała.

"Przypominasz mi kogoś," powiedział. "Kogoś, kogo chciałbym uwolnić w ten sposób". Spojrzał z powrotem na drzwi. "Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pewnego dnia mogę." Pochylił się szybko do przodu i zaskoczył ją, wyciskając pocałunek na jej czole. Czynność ta była niemal... braterska.

Ale właśnie wtedy, drzwi wyłamały się i uderzyły z trzaskiem w sąsiednią ścianę, praktycznie wyrywając się z zawiasów.

Tłum mężczyzn przepchnął się przez nie, ten z przodu potknął się lekko do przodu, zanim odzyskał równowagę.

Był ogromny, znacznie większy niż wilki, które widziała. Wyższy nawet od Fifi, ale znacznie szerszy.

Miał świecące żółte oczy, które przypominały jej jastrzębia i gęste, brązowe włosy przytrzymywane przez opaskę. Nosił dżinsy i koszulkę, która wyglądała na nim dziwnie źle. Jak Tarzan we współczesnym ubraniu.

Wycelował swój miecz, ogromny, tępy, przerośnięty kawałek metalu, w Fifiego, który cofnął się z podniesionymi rękami.

"Odejdź od niej, wilku", warknął surowym, rozkazującym głosem, który posłał dreszcze w dół do jej palców.

Kimkolwiek był, ten człowiek był niebezpieczny. Wyczuwała to w każdej komórce swojego ciała. Ale nie chciała, żeby Fifi coś się stało.

"Nie, on mi pomógł", powiedziała, patrząc na ogromnego mężczyznę z błagalnym wyrazem twarzy.

"Kim jesteś?" zapytał brutalnie. Potem zdawał się zdawać sobie sprawę, że powinien złagodzić prośbę i wypuścił oddech. "Jestem Lead. To jest moja drużyna. Jesteśmy tu, aby cię uratować. Jak masz na imię?"

Przełknęła. "Brittany."

"Cóż, Brittany," powiedział blondyn, wychodząc zza Lead. Był ogromny i umięśniony jak mężczyzna z przodu, ale miał życzliwsze, łagodniejsze oczy. "Zabieramy cię stąd. Jesteś teraz bezpieczna."

Wpatrywała się w blondyna, zastanawiając się, czym karmili tych facetów, żeby tak urośli.

"Nie jest wielką gadułą, prawda?" zapytał blondyn.

"Zamknij się, Kadm", powiedział mężczyzna o czarnych włosach z białymi pasemkami, występując do przodu. "Panienko, musisz iść z nami".

Zrobiła ostrożny krok do tyłu, spoglądając w górę na Fifiego. Ten dał jej uspokajające skinięcie głową.

"Oni są tu, by ci pomóc, kochanie." Jego głos był zaskakująco czuły. Czuła, że widzi prawdziwego siebie, tego, którego trzymał ukrytego za maską obelg i sarkazmu. Potem jego wyraz stwardniał, gdy odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz z ogromnymi mężczyznami w pokoju. "Lepiej, żebyście wszyscy dobrze się nią zaopiekowali. Jeśli usłyszę od wyroczni, że któryś z was ją skrzywdził, a usłyszę, to odpowiecie przed jednym z najpotężniejszych wilków w Trybunale."

"Kto?" zapytał Kadm, rozglądając się dookoła.

"Ja," odpowiedział Fifi, zerkając. "W każdym razie, miejmy to już za sobą." Wystąpił do przodu, podwijając rękawy.

"Co?" zapytał Kadm, spoglądając na brązowowłosego mężczyznę przed sobą. "Czy wiesz o czym on mówi, Lead?"

"To musi być nasz informator," odpowiedział brązowowłosy mężczyzna, który wydawał się być ich przywódcą, najwyraźniej nazywany Leadem. Dlaczego oni wszyscy mieli takie dziwne imiona? Co ważniejsze, czy pójście z nimi było naprawdę bezpieczne?

Spojrzała na celę za nią. Czy naprawdę miała jakiś wybór?

Och, cóż, już wcześniej była odważna. Po prostu musiałaby być odważna ponownie.

"Że dziewczyna," powiedział Fifi. "Nie szukaj tej następnej części, dobrze?".

"Co masz na myśli?" zapytała, gdy Fifi poszedł do przodu, by stanąć przed Leadem.

"Jestem gotowa," powiedziała Fifi. "Śmiało."

"Dobrze," powiedział Lead. "Ale to będzie bolało".

Fifi uśmiechnął się. "Oh goody." Zrównał spojrzenie z Leadem, a Brittany zarumieniła się w tym samym czasie, co Lead. Fifi podkradał się do kobiet i mężczyzn z równymi szansami, jak się wydawało. "Ale zrób to szybko." Jego głos obniżył się sułtańsko. "Nie drażnij mnie."

To wydawało się cofnąć wszelkie wahania Lead o chwili, a Brittany gasped jak posadził jego pięść kwadratowo w twarz Fifi z głośnym, pękającym dźwiękiem.

Fifi upadł na ziemię, a Brittany musiała stłumić krzyk, gdy Lead wystąpił do przodu, strząsając z siebie rękę, która wyraźnie się zabliźniła.

Wycofała się od niego. "Skrzywdziłeś go, ty -"

"Musieliśmy sprawić, żeby wyglądało, że nie był w to zamieszany," powiedział Lead. "Nie mamy wyboru, jeśli chcemy ponownie użyć jego inteligencji, by uratować innych, takich jak ty." Potem pochylił się do przodu, złapał ją za kolana i uniósł przez ramię jak worek ziemniaków.

Krzyczała i walczyła z nim, bardziej z odruchu niż z czegokolwiek innego, ale jego uścisk był jak lita skała, jego ciało ciepłe i uspokajające, a ona powoli się uspokajała.

Jaki miała wybór?

Poza tym Fifi ufał tym ludziom. Pozwoliła się przez nich skrzywdzić. Byli jej jedyną nadzieją.

"Arsenic? Ściana" - polecił Lead.

Czarnowłosy mężczyzna wystąpił do przodu, przyjrzał się ścianie, a następnie uderzył w nią ramieniem, jakimś cudem przechodząc prosto przez solidną cegłę, pozostawiając po sobie chmurę pyłu.

I idealnie wyprofilowaną dziurę, przez którą Lead mógł ją przenieść.

Starała się nie patrzeć na tyłek Lead'a, kiedy szedł z nią przez trawę do lasu na skraju posiadłości, ale w jej obecnej pozycji, to była jakby jedyna możliwość.

I był to bardzo ładny tyłek. Silver linings i wszystko.

Potem przestał iść i postawił ją gwałtownie, łapiąc ją za ramiona, by ją ustabilizować, gdy prawie potknęła się na chwiejnych nogach.

Jego drużyna podeszła i rozmawiali przez chwilę ściszonymi szeptami, po czym zdecydowali, że to on będzie tym, który coś zrobi i odeszli w stronę lasu.

Jego ręce wciąż były na niej, stabilizując ją, gdy stała przed nim, patrząc na las, w którym zniknęli mężczyźni.

Chwilę później zobaczyła, jak mieniące się kształty wystrzeliły z drzew, powodując, że liście latały wszędzie. Zmrużyła oczy, ale kształty były przezroczyste, trudne do rozróżnienia.

"Nie panikuj", powiedział Lead, uwalniając jej ramiona i upewniając się, że jest stabilna, zanim zrobił kilka kroków w tył.

Jej skóra była gorąca w miejscu, gdzie ją dotykał, i nie mogła uwierzyć w siebie, ale chciała, żeby wrócił.

Zamiast tego, zaczął biegać dalej, a kiedy próbowała do niego dołączyć, potrząsnął głową i podniósł rękę. "Jedną sekundę. Podniosę cię jeszcze raz".

Przytaknęła bezwładnie, po czym obserwowała, jak jego forma się zmieniła, dym unoszący się wokół niego, gdy wydawał się rozciągać we wszystkich kierunkach, ogarnięty przez czarny, lśniący kształt pokryty łuskami.

Zadygotała, gdy ogromne skrzydła rozwinęły się w mieniącej się metalicznie tęczy, takiej jaką można zobaczyć na plamie oleju. Przerażające. Piękne. Zdecydowanie smok.

Gdy zrobił grzmiący krok w jej stronę, była zaskoczona, że nie zemdlała. Wtedy jedna szponiasta ręka wyciągnęła się i owinęła wokół jej talii mocnym, ale delikatnym chwytem. Jasna cholera, był ogromny!

Ale miała tylko sekundę, by o tym pomyśleć, zanim odepchnął się od ziemi i wystrzelił w niebo, niosąc ją ze sobą, gdy jego olbrzymie skrzydła pokonywały powietrze wokół nich.

Spojrzała w dół, gdy ziemia zniknęła, starając się uspokoić swoje próbujące eksplodować serce.

On był smokiem. Została uratowana przez smoki. Schwytana przez smoki?

Nie miała czasu długo się nad tym zastanawiać, bo jej lęk wysokości w końcu przekroczył granice tego, co mogła znieść i zemdlała, a jej ostatnie myśli dotyczyły dziwnej gładkości smoczych pazurów.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Rycerstwo"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści