Kochankowie w snach

Część I - Prolog

==========

Prolog

==========

W dzieciństwie miałem koszmar. Koszmar, który odwiedzał mnie raz po raz. Nigdy go nie zapomniałem, ani jednego szczegółu, choć gdyby moi rodzice nie zachowali raportu psychologa, pewnie założyłbym, że lata dodawały i odejmowały mu na różne sposoby. Ale nie zrobili tego. Wszystko jest na piśmie, dokładnie tak, jak spoczywa w mojej głowie.

Quinn, lat 4, została przywieziona do naszej kliniki z powodu nawracających koszmarów. Rodzice donoszą, że pacjentka budzi się kilka razy w tygodniu, płacząc za swoim "mężem" ("Nickiem") i twierdząc, że ktoś ich rozdzielił. Pacjentka upiera się, że "nie powinna tu być" przez wiele godzin, a czasem nawet dni. Nie ma żadnych innych oznak psychozy.

Na początku te koszmary - ich dziwność, ich specyfika - sprawiały, że moja matka bała się o mnie. Z czasem jednak zaczęła się bać także mnie, a to nauczyło mnie lekcji, która przez następne lata okazała się prawdziwa: rzeczy, które znam, prawdziwe rzeczy, najbezpieczniej jest zachować dla siebie.




Rozdział 1 (1)

==========

1

==========

QUINN

2018

Déjà vu.

Tłumaczy się to na already seen, ale tak naprawdę oznacza jakby odwrotnie: że nie widziałeś już danej rzeczy, ale czujesz się tak, jakbyś ją widział. Kiedyś zapytałem Jeffa, czy myśli, że faktycznie nazywają to déjà vu we Francji, czy może zachowują dla siebie lepsze, dokładniejsze określenie. Roześmiał się i powiedział, że "czasami myślisz o najdziwniejszym gównie".

Co jest o wiele prawdziwsze, niż on sam wie.

"Wszystko w porządku?" pyta teraz, gdy podążamy za moją matką i jego do gospody, w której weźmiemy ślub za siedem krótkich tygodni. Byłem wyłączony, jakoś, od chwili, gdy wjechaliśmy do miasta, i chyba to widać.

"Tak. Przepraszam. Mam początki bólu głowy." To nie do końca prawda, ale nie wiem jak wyjaśnić to coś w mojej głowie, ten irytujący niski szum. Sprawia, że czuję się tak, jakbym była tu tylko w połowie.

Wchodzimy do holu i moja mama rozkłada ręce jak gospodyni programu gier. "Czy to nie urocze?" pyta, nie czekając na odpowiedź. "Wiem, że to godzina od Waszyngtonu, ale w tak późnym terminie to najlepsze, co mamy zamiar zrobić". Prawdę mówiąc, hol przypomina mi ekskluzywną społeczność emerytów - baby blue ściany, baby blue dywan, krzesła Chippendale - ale prawdziwy ślub i przyjęcie odbędą się na trawniku. I jak zauważyła moja matka, nie możemy już sobie pozwolić na wybrzydzanie.

Matka Jeffa, Abby, staje obok mnie, przesuwając dłonią po mojej głowie, tak jak mogłaby to zrobić z nagradzanym ogierem. "Zachowujesz się w tej sprawie tak spokojnie. Każda inna panna młoda wpadłaby w panikę."

To jest pozowane jako komplement, ale nie jestem pewien, czy to jest. Utrata naszego miejsca na dwa miesiące przed ślubem powinna wywołać u mnie panikę, ale staram się nie przywiązywać zbytnio do rzeczy. Zbytnie przywiązanie do czegokolwiek sprawia, że zupełnie rozsądni ludzie popadają w obłęd - wystarczy zapytać dziewczynę, która spaliła salę weselną, w której jej były miał wziąć ślub... a tak się złożyło, że była to również sala weselna, w której my braliśmy ślub.

Moja matka składa ręce. "Cóż, nasze spotkanie z koordynatorem wydarzeń w hotelu nie jest przez kolejną godzinę. Czy możemy dostać jakiś lunch podczas oczekiwania?"

Jeff i ja wymieniamy szybkie spojrzenie. W tej kwestii obaj jesteśmy jednego zdania. "Naprawdę musimy wrócić do D.C. przed godzinami szczytu". Czy moje słowa wypływają tak wolno, jak się wydaje? To tak, jakbym był na opóźnieniu jakoś, dwa kroki za. "Może mogłabyś nas po prostu oprowadzić?".

Uśmiech mojej matki zmienia się w coś znacznie mniej szczerego. Chce ode mnie radosnego uczestnictwa i jest konsekwentnie rozczarowana moją niezdolnością do jego zapewnienia.

Ona i Abby prowadzą drogę, z powrotem do ganku, gdzie weszliśmy. "Już trochę o tym rozmawiałyśmy", mówi do mnie Abby przez ramię. "Myślałyśmy, że możesz zejść po schodach i wyjść na ganek, gdzie twój fa- wujek, mam na myśli, będzie czekał". Zatrzymuje się na chwilę, rumieniąc się na myśl o błędzie. W tym momencie nie powinno to być nic wielkiego - mojego taty nie ma już prawie osiem lat - ale i tak czuję to uszczypnięcie głęboko w piersi. Ta nuta smutku, która nigdy do końca nie opuszcza. "A potem zrobimy czerwony dywan do namiotu."

Razem wychodzimy na zewnątrz. To jest wyczerpująco gorący dzień, jak większość letnich dni w pobliżu D.C., a ta rzecz w mojej głowie tylko się pogarsza. Niejasno zauważam otoczenie - oślepiające słońce, technicolorowe niebieskie niebo, krzewy róż, które komentuje moja matka, ale cały czas czuję się wyparty, jakbym śledził to z daleka. Co się dzieje, do diabła? Mógłbym to nazwać déjà vu, ale tak naprawdę to nie jest to. Rozmowa, która odbywa się teraz, z tą grupą ludzi, jest zupełnie nowa. To miejsce wydaje się znajome. Więcej niż znajome, właściwie. Czuje się ważne.

Rozmawiają o jeziorze. Nie jestem pewien, co przegapiłem, ale Abby martwi się o jego bliskość. "Wystarczyłaby jedna łódka z pijakami, żeby powstał chaos", mówi. "A my też nie chcemy bandy gapiów".

"Większość łodzi nie może dotrzeć do tej części jeziora," odpowiadam bez zastanowienia. "W drodze tutaj jest zbyt wiele zarośli pod wodą".

Brwi Abby podnoszą się. "Nie zdawałam sobie sprawy, że byłeś tu wcześniej. A kiedy w ogóle żeglowałeś?"

Mój puls zaczyna się ścigać, a ja biorę szybki, paniczny oddech. Oni wiedzą, że tu nie byłem. Wiedzą, że nie żegluję.

Nie wiem, dlaczego pozwoliłem, by to się wymknęło.

"Nie," odpowiadam. "Poczytałam trochę, zanim przyjechałam". Słowa te brzmią dla mnie tak samo fałszywie i wiem, że dla mojej matki też brzmią fałszywie. Gdybym zerknął na nią w tej chwili, zobaczyłbym ten zmartwiony wyraz twarzy, ten, który widziałem już tysiące razy. Wcześnie nauczyłem się, że to ją niepokoi, ta moja dziwna zdolność do tego, by czasem wiedzieć rzeczy, których nie powinienem.

Telefon Jeffa dzwoni i on odwraca się w drugą stronę, podczas gdy moja matka idzie przed siebie, marszcząc się na ziemię pod nią. "Mam nadzieję, że wkrótce będą podlewać", frasuje się. "Jeśli pozostanie tak sucho, ten dywan będzie pokryty kurzem do czasu rozpoczęcia ceremonii".

Ma rację, niestety. Widzę, jak ziemia przesuwa się luźno przede mną, jak trawa jest spalona i wytarta pod nieubłaganym słońcem, aż do pawilonu. Gdyby był choćby najmniejszy wiaterek, już teraz byśmy się nim udusili.

Zaokrąglamy róg gospody i naszym oczom ukazuje się jezioro, mieniące się we wczesnym lipcowym upale. Wygląda jak każde inne jezioro, ale jest w nim coś, co do mnie przemawia. Wpatruję się w nie, próbując je zlokalizować, a gdy to robię, mój wzrok zostaje przynaglony do góry, poza jego szafirową głębię, do domku w oddali.

Na początku to było stuknięcie. Małe stuknięcie między łopatkami, jak ostrzeżenie rodzica, żeby dziecko zwróciło uwagę. Ale potem coś się we mnie zmienia, niewidzialne kotwice zapadają się w ziemię, trzymając mnie w miejscu. Mój żołądek zdaje się opadać wraz z nimi.

Znam ten dom.

Chcę odwrócić wzrok. Serce bije mi mocniej, a fakt, że ludzie to zauważą, sprawia, że bije jeszcze mocniej, ale w mojej głowie tworzy się już obraz - szeroki pokład, długi, trawiasty stok prowadzący do brzegu wody.




Rozdział 1 (2)

"Jak to możliwe, że trawa jest tak sucha przy całej tej wodzie wokół?" pyta Abby, ale jej głos staje się coraz słabszy pod tym nagłym dzwonieniem w moich uszach.

A potem jej słowa całkowicie znikają. Nie ma ziemi, nie ma światła, nie ma czego się chwycić. Spadam, a upadek jest nieskończony.

* * *

Kiedy moje oczy się otwierają, jestem płasko na plecach. Gleba przylega do mojej skóry, a słońce bije tak mocno, że zagłusza wszelkie myśli. Jestem na jakimś polu z domem w oddali, a nade mną pochyla się kobieta. Czy ja ją już gdzieś spotkałem? Mam wrażenie, że tak, ale zupełnie nie mogę jej umiejscowić.

"Quinn!", woła. "Och, dzięki Bogu. Nic ci nie jest?"

Światło jest zbyt duże. To bębnienie w mojej głowie zamienia się w gong. Muszę to zatrzymać, więc zaciskam oczy. Zapach spieczonej trawy atakuje mnie.

"Dlaczego tu jestem?" szepczę. Słowa są niewyraźne, głos ledwie mój własny. Boże, boli mnie głowa.

"Upadłeś", mówi, "Jesteśmy w gospodzie. Na twój ślub, pamiętasz?"

Kobieta błaga mnie, jakbym był dzieckiem na granicy tantry, ale nic, co mówi, nie ma sensu. Przecież jestem już mężatką. I od kiedy w Londynie zrobiło się tak gorąco? Tu nigdy tak nie jest.

W naszą stronę idzie biegnący mężczyzna. Jego budowa jest podobna do Nicka - wysoki, umięśniony - ale nawet z daleka wiem, że to nie jest Nick, nawet w przybliżeniu. Oczy mi się zamykają i przez chwilę czuję się, jakbym znowu była z nim - obserwując uśmiech, który zaczyna się powoli, zanim uniesie się wysoko w bok, wyłapując słaby zapach chloru z jego porannej kąpieli. Gdzie on jest? Przed sekundą był tuż obok mnie.

Mężczyzna upada na ziemię obok mnie, a kobiety zbiegają mu z drogi. "Musiała się potknąć" - mówi jedna z nich - "i teraz naprawdę nie ma już sił. Chyba musi jechać do szpitala".

Nigdzie się z tymi ludźmi nie wybieram, ale czuję w piersi ten pierwszy wybuch strachu. Pulsowanie w mojej głowie narasta. Co jeśli spróbują mnie zmusić, żebym z nimi wyjechała? Nawet nie wiem, czy byłabym w stanie odeprzeć ich z taką głową.

"Gdzie jest Nick?" Słowa wyłaniają się mądre i niewystarczające, raczej potrzebujące niż rozkazujące.

"Kierownik hotelu to Mark", mówi inny głos. "Może ona ma na myśli Marka?"

"Możesz usiąść?" pyta chłopak. "Chodź, Quinn."

Mrużę oczy, próbując go lepiej zobaczyć w jasnym słońcu. Skąd on zna moje imię? Jest w nim coś znajomego, ale ma też po prostu jedną z tych twarzy. "Czy jesteś lekarzem?"

Jego szczęka zwisa otwarta. "Kochanie, to ja. Jeff."

Co tu się dzieje, do cholery? Dlaczego ten facet zachowuje się tak, jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi? Skupiam się na nim, próbując nadać temu sens.

"Twój narzeczony", dodaje.

Przez chwilę po prostu gapię się na niego w przerażeniu. A potem zaczynam się szamotać do tyłu, bezużyteczna próba ucieczki. "Nie" - wykrztuszam, ale nawet gdy zaprzeczam, modląc się, że to koszmar, jakaś część mojego mózgu też zaczęła go rozpoznawać i przypomina sobie inne życie, takie, w którym Nick nie istnieje.

Nick nie istnieje.

Tarzam się w trawie twarzą w dół i zaczynam szlochać.




Rozdział 2 (1)

==========

2

==========

QUINN

Moja pamięć w większości wróciła do czasu, gdy wsadzili mnie do samochodu. Moja matka i Jeff patrzą na siebie uważnie, ale nie mówią nic o tym, że ja, przez pewien czas, nie rozpoznałem żadnego z nich. Opieram bolącą głowę o siedzenie, gdy oni cicho kłócą się na zewnątrz. Bóg jeden wie, co moja matka z tym robi.

"Powrót do D.C. zajmie ci godzinę", mówi. "W Annapolis jest najnowocześniejszy szpital".

"Nawet najnowocześniejszy szpital nie będzie tak dobry jak Georgetown", odpowiada. "Słuchaj, po prostu skończ z tym kontraktem tutaj. Przysięgam, że dobrze się nią zaopiekuję i dam ci znać, co mówią, gdy tylko coś usłyszę".

Przełykam ciężko, chcąc odrzucić tę rozpacz w mojej piersi, tę, z którą się obudziłem. Mówią mi, że zawaliłam, ale rzeczy, które widziałam, wydawały się tak prawdziwe - Nick wydawał się tak prawdziwy - że trudno uwierzyć, że je sobie wyobraziłam. Sen, halucynacja - to powinno być cieniste, niejasne. Nie jest. Pamiętam naszą pierwszą, drugą randkę, tygodnie, które minęły po niej. Nie widzę Nicka jako jakiejś rozmytej postaci, którą mogłam opisać tylko w ogólnikach. Pamiętam jego oczy, usta, ten jego dołeczek. Pamiętam, jak znajomy wydawał się od chwili, gdy się poznaliśmy, że wiedziałam, zanim jeszcze otworzył usta, jak będzie się śmiał, jak będzie się uśmiechał, jak będzie całował. To było tak, jakby nasz związek wcale nie był nowy. To była ścieżka tak dobrze wydeptana, że mogliśmy raczej biec niż iść.

Moje oczy się otwierają. Dwie stopy dalej Jeff i moja matka kontynuują dyskusję na mój temat, a moja klatka piersiowa zaciska się mocno. Jeff jest osobą, którą kochałam przez ostatnie sześć lat. Człowiek, obok którego budzę się każdego ranka, ten, który zrobił naleśniki na moje urodziny i zrezygnował z dnia wędkowania, żeby w ostatni weekend przejść się ze mną po Hirshhorn. Nienawidzę tego, że siedzę tu teraz, pragnąc kogoś, kogo nigdy nie poznałam.

Kogoś, kto nawet nie istnieje.

Ale w drodze do domu, ruch samochodu kołysze mnie do snu, to nie Jeff jest w mojej głowie. To Nick, tak jak go sobie wyobrażałam, kiedy upadłam.

* * *

Budzę się w mieszkaniu Nicka tuż przed nim. Jego ręka jest na moim biodrze, zaborczy nawet w jego śnie, a ja jestem uśmiechnięty na to, kiedy jego oczy migotać otwarte. Uśmiecham się również do widoku, biorąc pod uwagę, że prześcieradło zakrywa tylko jego dolną połowę, pozostawiając resztę jego - nagą, opaloną, nieskazitelną - na wspaniałym widoku. Wczoraj wieczorem powiedział, że przestał pływać zawodowo w college'u, ale najwyraźniej nadal robi wiele rzeczy.

"Zostałeś", mówi, jego uśmiech podnosi się wysoko z jednej strony. Moje serce trzepocze na jego widok. Nie mogę uwierzyć, że przekroczyłem ocean tylko po to, by upaść dla faceta, który dorastał kilka godzin ode mnie.

"I did. Chociaż, aby być sprawiedliwym, w pewnym sensie musiałem, ponieważ nie mam pojęcia, jak wrócić do mojego mieszkania stąd." Biorąc pod uwagę, że mogłem z łatwością zadzwonić do Ubera lub wyciągnąć mapę miasta na moim telefonie, nie ma to większego sensu, ale jest wystarczająco uprzejmy, aby nie wskazać go.

Pojawia się ten jego dołeczek. Chcę go poślubić w oparciu o ten dołeczek sam. "Wszystko część mojego złego planu, aby utrzymać cię tutaj".

Zerkam na jego mieszkanie, które widziałem niewiele ostatniej nocy, ponieważ było późno, kiedy weszliśmy, a my dwaj byliśmy, um, trochę zajęci. Jest kawalerskie - proste ściany, okna wymagające zasłon, popielato-szare twarde drewno. Decyduję, że jestem otwarty na możliwość bycia zatrzymanym.

"Zły plan?" pytam. "Więc to jest coś, nad czym pracowałeś przez jakiś czas?".

"Absolutnie. Chociaż 'spotkać wspaniałą kobietę bez wiedzy o Londynie' było zaskakująco trudnym pierwszym krokiem."

Oboje uśmiechamy się w tej chwili. Jak to możliwe, że jest tak komfortowo? Jak to możliwe, że już czuję się z nim tak związana? Od momentu naszego wczorajszego spotkania było tak, jakbym miała go poznać, a może w jakiś sposób już to zrobiła. "Jak na razie poniekąd podoba mi się twój szatański plan."

Podnosi się, opierając się na przedramieniu. To przybliża go do moich ust. "I byłem idealnym dżentelmenem zgodnie z obietnicą, prawda?".

Nasze oczy blokują się. Całował mnie przez wiele godzin poprzedniej nocy, aż byłam na granicy błagania, żeby mnie rozebrał, ale nie poszło to dalej. Jego wzrok wędruje na moje usta. On też to pamięta.

"Byłeś doskonałym dżentelmenem".

Pochyla się nade mną, szerokie, opalone ramiona wyrzeźbione przez samego Boga. "Nie możesz mnie pocałować, dopóki nie umyję zębów," ostrzegam.

"Wtedy skupię się na innych częściach". Jego usta szczotkują się o linię mojej szczęki i przesuwają się na szyję. Pociąga za skórę tylko na tyle mocno, aby wywołać ostry wdech, moje ciało łukowate przeciwko jego bez myśli.

"Jezu," jęczy. "Staram się tu zachowywać, ale nie ułatwiasz mi tego".

Ponieważ ma na sobie tylko bokserki, ten fakt był już dla mnie jasny, ale nie obchodzi mnie to. Moja ręka prześlizguje się po jego szerokich plecach aż do pasa. Chcę przesunąć moją dłoń po jego twardym tyłku i pozwolić moim paznokciom zatopić się w jego skórze...

"Chcę, żebyś znowu wydawała ten dźwięk", mówi, jego głos jest ochrypły i niski. Pociąga za moją szyję w tym samym miejscu, w którym właśnie to zrobił.

"O Boże, lubię to zdecydowanie za bardzo", mruczę. "Tylko nie daj mi hiciora".

On śmieje się przepraszająco. "Myślę, że jest już za późno".

"Wtedy", odpowiadam, ciągnąc go z powrotem w dół, "równie dobrze możesz zrobić to jeszcze raz".

* * *

"Hon," mówi Jeff, potrząsając moim ramieniem. "Obudź się."

Mrugam, próbując nadać sens faktowi, że Nick nie jest już ze mną. A potem spoglądam na mojego narzeczonego, na jego słodką twarz i zmarszczone brwi, i czuję się chora z poczucia winy. To nie mogło być prawdziwe, z Nickiem, ale nadal mam tonący uczucie, że uderza, gdy odkryjesz, że zrobiłeś coś bardzo, bardzo źle.

"Gdzie jesteśmy?" pytam, mój głos zgrzyta z powodu snu. Jesteśmy otoczeni przez cementowe ściany garażu, głęboko pod ziemią i oświetleni tylko przez migoczące światło fluorescencyjne. Nie dostarcza ono żadnych wskazówek.

"Szpital. Upadłeś w gospodzie, pamiętasz? Zraniłeś się w głowę?"

Argh. Wszystko wraca do mnie w pośpiechu. Planowanie przyjęcia, poczucie déjà vu, widok tego białego domku w oddali. A potem czas, który spędziłam z Nickiem - czas, o którym myślałam, że spędziłam z Nickiem - podczas którego Jeff zdawał się nie istnieć. To było takie prawdziwe. To nadal wydaje się realne. Wystarczyłoby, żebym uwierzył w reinkarnację, tylko że to wszystko działo się teraz, albo blisko. Pamiętam jego iWatch na nocnej szafce. Myślałem o Uberze. To było niedawno. I ostatnią rzeczą, jakiej chcę, jest bycie szturchanym i szturchanym przez jakiegoś lekarza, podczas gdy pomijam fakt, że część mnie nadal myśli, że to się stało.



Rozdział 2 (2)

"Myślę, że możemy to pominąć", mówię mu. Jestem pewien, że dla Jeffa ta cała sprawa wydaje się monumentalna, ale moje dzieciństwo było zaśmiecone dziwacznymi małymi epizodami, których nikt z nas nie potrafił wyjaśnić, a to wydaje się prawdopodobnie należeć do tej samej kategorii, jeśli tysiąc razy bardziej ekstremalne. "Teraz czuję się dobrze i nie mam ochoty siedzieć w poczekalni przez wiele godzin tylko po to, żeby jakiś lekarz powiedział mi, że uważa, że nic mi nie jest".

Jego szczęka się otwiera. "Wydaje się, że poważnie nie doceniasz powagi tej sprawy. Nie miałeś pojęcia, kim jestem." Jego głos jest napięty - troska lub zranione uczucia, nie mogę powiedzieć. "Już zadzwoniłem do twojego biura i powiedziałem im, że cię nie będzie."

Opieram głowę z powrotem o siedzenie i pozwalam moim oczom zamknąć się na chwilę. "Kilka godzin snu zrobiłoby mi więcej dobrego niż jakikolwiek lekarz w tej chwili".

Jego drzwi się otwierają. "Nie rozpoznałeś nawet swojej własnej matki. Musimy to sprawdzić."

Jestem na to zbyt zmęczony, ale też zbyt zmęczony, żeby się kłócić. Idę za Jeffem do szpitala, skamieniały jak nastolatek. Gdy jesteśmy już w środku, wydaje się to jeszcze gorszym pomysłem. Podczas gdy Georgetown miasto jest rajem dla bogatych i uprzywilejowanych, szpital Georgetown nim nie jest. Wchodzę do środka, spodziewając się dzieciaków z prywatnej szkoły z kontuzjami w lacrosse lub osób towarzyskich z niepożądanymi reakcjami na botoks, ale zamiast tego znajduję chaos: policję powstrzymującą krzyczącą kobietę tuż za drzwiami, faceta z raną brzucha ociekającego krwią po prawej stronie.

Jeff osłania mnie przed tym wszystkim, umieszczając swoje szerokie ramiona między mną a krwią i krzyczącą kobietą, nie troszcząc się o siebie. Jeśli mój ojciec gdzieś nas teraz obserwuje, to się uśmiecha. Był tak pewien, że Jeff zawsze zapewni mi bezpieczeństwo, i miał rację.

W końcu wywołano moje imię i zaprowadzono nas z powrotem do pokoju o ścianach z pustaków ceramicznych i z plakatem, na którym proszono mnie o opisanie miejsca mojego bólu w skali między emoji z uśmiechniętą twarzą a emoji z płaczem. Chwilę później pojawia się rezydent, aby zakończyć badanie moich odruchów, orientacji i historii medycznej. Nie, to się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Nie, nie używam narkotyków. Tak, piję towarzysko, ale niewiele. A potem przychodzi prowadzący i robi wszystko od nowa.

Nie jestem w nastroju, by przechodzić przez to wszystko dwa razy. I to jest wyczerpujące, mówienie półprawd, trzymanie tak wielu rzeczy dla siebie. "Po prostu upadłam", mówię jej. "To nie było nic wielkiego."

Jeff marszczy się na mnie. "Nie rozpoznała mnie ani swojej matki, kiedy się obudziła. Nie miała pojęcia, gdzie jesteśmy i pytała o kogoś o imieniu Nick". Jest w tym nutka, tylko nutka, oburzenia, kiedy wypowiada to imię. Jest zazdrosny, uświadamiam sobie w końcu. Dlatego właśnie to mu przeszkadza. Pewnie myśli, że Nick to jakiś mój były, o którym nigdy nie wspominałam, i mogłabym próbować go uspokoić w tej kwestii, ale prawda jest prawie gorsza. Gdyby mógł sobie wyobrazić, co robię - Nicka górującego nade mną tym spojrzeniem, które nawet teraz sprawia, że pragnę pewnych rzeczy bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej - wątpię, by mu ulżyło. Zwłaszcza, że to wszystko wydawało się dziać niedawno, w czasie, gdy byłam z Jeffem.

"Więc miałaś małą utratę pamięci i szybko się pozbierałaś?" pyta lekarz.

Staram się uśmiechnąć, w sposób, w jaki mogłaby to zrobić zupełnie normalna osoba, która nie fantazjuje o obcym mężczyźnie. "Tak, trwało to minutę, a potem było mi dobrze. Tylko ból głowy, ale to też już minęło. Pominęłam śniadanie i i tak nie czułam się najlepiej".

"Zrobimy rezonans magnetyczny, żeby mieć pewność" - mówi.

Moje ramiona się napinają. Prawdopodobnie sprawdza pod kątem wstrząsu mózgu i nic z tego nie wyjdzie... ale nie podoba mi się pomysł, żeby ktoś zbyt blisko przyglądał się temu, co jest w mojej głowie. "Naprawdę wolałabym tego nie robić. Szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby to było coś wielkiego".

"Najlepiej być po bezpiecznej stronie", kontruje. "Czy jesteś gdzieś obolały?"

Wzruszam ramionami. "Nie bardzo."

"Pozwól mi sprawdzić twoje węzły chłonne." Przesuwa się przede mną i umieszcza swoje dłonie tuż pod moją szczęką. Jej dłoń uderza w podstawę mojej szyi i skrzywiam się. "Przepraszam," mówi. "Nacisnęłam na twój..." Urwała.

"Moje co?"

Jej uśmiech jest tak niezręczny, że jest fizycznie bolesny. "Masz, um, siniaka... na szyi". Staram się zrozumieć, dlaczego, dokładnie, ona jest tak dziwna - aż do momentu, gdy zdaję sobie sprawę, że przez siniaka ma na myśli hickey.

"Co?" szydzę. "Nie."

"Spójrz w lustro", mówi, z kolejnym niezręcznym uśmiechem. Zerkam na swoje odbicie i tam, zerkając z powrotem na mnie, jest mały fioletowo-czerwony znak. Mój puls wzrasta, gdy Jeff robi krok do przodu, aby przyjrzeć się bliżej. Jego twarz opada. Cokolwiek tam jest, oboje wiemy, że nie jest za to odpowiedzialny. Nigdy w życiu nie dał mi hiciora, a przez większość ostatniego tygodnia był poza miastem.

Składam te rzeczy razem i cichy rodzaj strachu wkrada się, rozpościera lodowate palce wewnątrz mojej klatki piersiowej.

Bo jedyne co przychodzi mi na myśl to wspomnienie ust Nicka na mojej szyi.

* * *

Kiedy mój egzamin jest zakończony, pielęgniarka kieruje nas na górę, na neurologię. Milczenie Jeffa po drodze jest niepokojące. Nie powiedział ani słowa, odkąd zobaczył siniaka. "Powiedz mi, co myślisz", mówię. "Wiesz, że to nie jest hickey".

"Wszystko co wiem," mówi bez fleksji, "to to, że ci jej nie dałem".

Jęczę cicho pod swoim oddechem. Pomimo snu o Nicku, nie ma mowy, że to faktycznie jest hicior. I nie mogę uwierzyć, że on nawet kwestionuje to. "Byłeś ze mną przez cały dzień. I ostatniej nocy też. Gdybym naprawdę miał siniak na szyi przez cały czas, nie sądzisz, że już byś go zauważył? Pewnie po prostu uderzyłem się o kamień czy coś, kiedy dziś upadłem".

Drzwi się otwierają, a jego ręka wędruje do małej części moich pleców, gdy wychodzimy. Nawet tak zdenerwowany jak on, nadal chce się mną opiekować, prowadzić mnie, osłaniać.

Chyba właśnie to widział w nim mój ojciec, na długo zanim ja to zrobiłem. Miałem zaledwie 20 lat, kiedy wróciłem do domu po diagnozie ojca, a według mnie Jeff był już dorosły - skończył studia, wrócił do Rocton i pracował jako asystent trenera piłkarskiego. Pod koniec życia wskazówki mojego ojca zamieniły się w błagania. Jeff zapewni ci bezpieczeństwo - szeptał, ściskając moją dłoń, a morfina sprawiała, że jego słowa były prawie niezrozumiałe. Wyjdź za niego, a zawsze będziesz bezpieczna. Przytaknęłam tylko po to, żeby go pocieszyć, nie mając tak naprawdę tego na myśli. Ale sposób, w jaki Jeff zaopiekował się mną i moją mamą po śmierci ojca, wywarł na mnie wrażenie, a kiedy już naprawdę nastawił się na zdobycie mnie, nie sposób było się w nim nie zakochać. Więc chyba mój ojciec miał rację przez cały czas.



Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Kochankowie w snach"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści