Secrets of the Sentinel

Część I - Rozdział 1

1      

Zamykam drzwi szafki, dźwięk odbija się echem od betonowych ścian pustego pomieszczenia. Wkładam wkładki do uszu, wciskam play na telefonie i moja playlista zaczyna się od miejsca, w którym skończyłem wczorajszy trening. Do moich uszu dociera utwór "All Around Me" zespołu Flyleaf. Podkręcam głośność i pozwalam muzyce wydobyć z siebie wewnętrzną bestię, a w myślach planuję, jak zdominować ten mecz. 

Talon zawsze naśmiewa się z tej części mojej rutyny przed walką. Nie rozumie mojej potrzeby wizualizowania sobie, że muszę komuś dokopać, zwłaszcza gdy jeszcze nie wiem, kto jest moim przeciwnikiem. Niestety, jest to jedna z wielu rzeczy, których nie potrafię mu wytłumaczyć. 

Ślady tego, co jest we mnie, zapalają się w całym moim ciele. Tajemnicza iskra zdolności rozciąga się we mnie jak rozleniwiony kot i choć rozkoszuję się tym przypływem mocy, staram się trzymać go w ryzach. Jeśli przyjmę jej za dużo, zaleje mnie i zamieni w ludzką wersję iskierki z czwartego lipca. To by całkowicie rozpieprzyło moje zachowanie, które staram się utrzymywać, że jestem taki sam jak inni. 

W powietrzu unosi się ciężki, ale przyjemny zapach środka czyszczącego, którego używają do zwalczania resztek zapachu spoconych ciał. Wdycham czysty, cytrynowy zapach, systematycznie rozciągając się i przygotowując ciało do walki. Nie wiem, co to o mnie mówi, ale uważam, że ostry zapach tego pomieszczenia jest dla mnie pocieszający. Mój mózg kojarzy go z ciężką pracą i sukcesem. Przysięgam, że każda siłownia, w której kiedykolwiek ćwiczyłem, i każda szatnia, z której korzystałem, ma ten sam cytrusowy zapach. 

Do moich uszu dobiega narastająca część utworu "I'm so Sick", kiedy metalowe drzwi otwierają się z trzaskiem i wchodzi Talon. Wygląda tak, jakby powinien wchodzić do sali posiedzeń zarządu, a nie do tej betonowej, pachnącej cytryną szatni. Jego garnitur jest szyty na miarę i nieskazitelnie czysty, co kłóci się z jego starym, surowym stylem wikinga, którym emanuje cała reszta. 

Kiedy spotkałem go po raz pierwszy, miał długie włosy. Blond kosmyki tańczyły na wietrze, a błękitne oczy wpatrywały się we mnie, gdy stałem na dachu jego SUV-a z kamieniem w ręku. Miałem piętnaście lat i byłem bezdomny, uciekałem przed kilkoma dupkami, którzy wkurzyli się, że ośmieliłem się walczyć, gdy ich grupa próbowała ukraść mi plecak. 

Talon nosi teraz ścięte włosy, brodę krótszą i bardziej zadbaną. Zarost w niewielkim stopniu ukrywa jego kwadratową szczękę i ostry nos. Z biegiem lat odkryłem, że jego niebieskie oczy łagodnieją tylko dla mnie. Wszyscy inni widzą w nim bezwzględnie zimną i wyrachowaną stronę Talona. Ja - obrońcę i przyjaciela. Przy sześciu stopach i dwóch calach jest na tyle wysoki, że góruje nade mną, a wszystko w nim - od wzrostu po sposób, w jaki się zachowuje - mówi: nie zadzieraj ze mną. 

"Jesteś gotowa?" pyta, a ja kiwam głową. 

"Dobrze. Nie spiesz się. Daj dobry pokaz. A potem go, kurwa, unicestw" - poucza mnie, a instrukcje są zbędne. 

Chrząkam z aprobatą dla jego zaciekłości, choć nie mogę się powstrzymać, żeby nie przewrócić oczami. To nie jest taniec z choreografią i on dobrze o tym wie. Talon chichocze, odczytując moje myśli z wyrazu mojej twarzy. Kierowca, który mnie tu przywiózł, wciąż stoi w rogu pokoju. Jego kręgosłup sztywnieje na dźwięk śmiechu Talona, jakby jego śmiech był równoznaczny z wyrokiem śmierci. Z tego, co wiem, to może być prawda. 

Poza treningiem i walką nie wtrącam się w sprawy Talona, ale on zdecydowanie może być typem człowieka, który śmiech utożsamia ze śmiercią. Ja nie podchodzę do tego tak beztrosko, ale nie mam też żadnych skrupułów, jeśli chodzi o śmierć. Skręcam kark, próbując w ten sposób złagodzić oczekiwanie, które odczuwam. To mi się zawsze zdarza przed walką. To nie są nerwy, a nawet słowo "oczekiwanie" nie oddaje istoty tego uczucia. To raczej chęć, by wziąć się do roboty, potrzeba ataku. 

"Oto mój mały wojownik, niech ta żądza krwi wsiąknie w ciebie i do dzieła" - zachęca Talon. 

Przytula mnie i figlarnie szarpie za koniec jednego z moich holenderskich warkoczy. Uderzam go w bok, ale nie wkładam w to żadnej siły, a on się śmieje. Nie wiem, jak to jest mieć rodziców, którzy mają cię w dupie. Nigdy nie poznałem swojego ojca, a Beth - moja dawczyni jajeczek - odrzuciła mnie, jak śmiecia, o którym zawsze mi mówiła, że nim jestem. 

Talon jest najbliższy temu, co mogę przeżyć, by doświadczyć, jak powinien zachowywać się rodzic. Nie mam pojęcia, dlaczego ściągnął mnie z dachu swojego samochodu i z ulic Vegas, ale każdego dnia jestem wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobił. 

Odwracając się od sentymentalnego kierunku moich myśli, oczyszczam umysł i robię minę do złudzenia przypominającą grę. W świecie podejrzanych podziemnych interesów i zimnej brutalności, w którym żyję ja i Talon, nie ma miejsca na piękne myśli i miłe wspomnienia. Skupiam się na sobie i odbijam się w miejscu, żeby rozgrzać mięśnie i rozluźnić się. 

Ryk tłumu dociera do nas przez grube ściany pomieszczenia i wyraźnie widać, że ktoś z uczestników obecnej walki właśnie otrzymał poważny cios. Beton tłumi okrzyki widzów, ale dość łatwo można się zorientować, co się dzieje. Talon staje się coraz bardziej nerwowy, gdy zbliża się mój mecz. 

Siedzimy w miłej ciszy, aż ktoś dwukrotnie uderza w metalowe drzwi, sygnalizując, że już czas. Talon odwraca się do mnie, a jego niezgłębione niebieskie oczy mierzą mnie wzrokiem. W jego spojrzeniu dostrzegam błysk smutku, gdy wydaje się, że znalazł to, czego szukał, i odwraca się. Stanowczym skinieniem głowy wyprowadza mnie z szatni. 

Wejścia na mecz mogą się różnić w zależności od miejsca i skali walki. Dzisiaj nie ma zbyt wielu fanfar, poza oświetleniem i nagłośnieniem. Dudniący rezonans spikera wykrzykuje moje imię, Vinna Aylin, a ja wchodzę do przesiąkniętej cieniem sali, by się przedstawić. 

W świetle reflektora skierowanego na mnie trudno jest ocenić, jak wielki tłum wypełnia arenę. Ich okrzyki poparcia lub pogardy otulają mnie jak koc, otulając mnie swoją agresją. Ośmiokątna klatka znajduje się pośrodku magazynu, skąpana w świetle, a Talon i ja podążamy w jej kierunku z pewnością siebie. 

Drzwi do klatki otwierają się, a ja odwracam się do Talona. Obejmuję go w pasie, przytulając się po raz ostatni, zanim wejdę do środka. Wchodzę jako pierwszy i czekam na zapowiedź wejścia mojego przeciwnika na arenę. Okrzyki mojego imienia bombardują mnie, ale ignoruję je, bo mój wzrok przesuwa się po tłumie, oceniając szczegóły pomieszczenia. 

Mój wzrok pada na mężczyznę, który przygląda mi się z taką intensywnością, że włącza się alarm w moim mózgu. Nie jestem pewien, dlaczego jego wnikliwe spojrzenie wyróżnia się wśród innych żądnych krwi fanów, którzy obserwują i czekają, ale coś w nim sprawia, że jestem zdenerwowany. Po jego płowej cerze i ciemnych włosach wnioskuję, że jest z Bliskiego Wschodu. Jego miodowo-brązowe oczy wpatrują się we mnie i błyszczą drapieżnym blaskiem. 

Mężczyzna uśmiecha się, ale są to same usta, bez zębów. Nie widać błysku kłów ani zaczerwienienia oczu, co ułatwiłoby potwierdzenie moich podejrzeń. Nazywam ich pierdołami z kłami, ale wątpię, żeby tak się do siebie odnosili. Przypuszczam, że to jakiś rodzaj wampirów, ale żaden z tych, których zabiłem, nie próbował mnie zjeść; z jakiegoś powodu chciały mnie po prostu wziąć na ręce. 

Instynktownie chcę tego człowieka wrzucić do grupy innych wampirzych skurwieli, na których natknąłem się przez te wszystkie lata, i ufam swojemu przeczuciu, kiedy mówi mi, że ten czarnowłosy, białooki widz stanowi dla mnie zagrożenie. 

Kiedy po raz pierwszy jeden z nich mnie zaatakował, miałem czternaście lat. Łatwo byłoby zlekceważyć szybkość i siłę, a także świecące oczy jako rodzaj halucynacji spowodowanej szokiem, ale wiedziałem lepiej, niż próbować przekonać samego siebie, że pomyliłem się w tym, co widziałem. Że to było niemożliwe. W końcu, gdyby nie to, że jestem zdolny do rzeczy niemożliwych, to coś zabrałoby mnie gdziekolwiek lub do kogokolwiek chciało. 

Walczę z pragnieniem, by pokazać temu człowiekowi, że to ja jestem drapieżnikiem, a nie ofiarą, ale nie chcę uchylać rąbka tajemnicy. Jeśli jest tym, czym myślę, że jest, to tylko kwestia czasu, zanim ten skurwiel przyjdzie po mnie. Wtedy się nauczy. Wtedy zginie jak wszyscy inni.




Rozdział 2

2      

Dudniący głos spikera odrywa mnie od moich myśli i od oczu człowieka, którego naznaczyłem na śmierć. Głęboki bas głosu spikera przedstawia mojego przeciwnika, a ja skupiam swoją uwagę na jego wejściu. 

Duża grupa mężczyzn rusza w stronę klatki. Nie mogę powstrzymać małego uśmiechu, który ogarnia moją twarz, gdy świta rozdziela się w sposób, który musi być wyćwiczonym ruchem. Najwyraźniej myliłem się i to jest choreograficzny taniec po wszystkim. Staram się powstrzymać moje rozbawienie i przyjąć bardziej pasującą postawę badassa, ale teraz wyobrażam sobie tych wielkich, krzepkich kolesi łamiących się w flash mob. 

Dzisiejszy przeciwnik zbliża się do wejścia. Słowo ogromny przychodzi mi na myśl, ale nie do końca oddaje to, jak wielki jest ten skurwiel. Światło reflektorów podkreśla jego mięśnie i grube żyły, które siedzą prawie jak wąż pod jego skórą. Albo spędza dziewięćdziesiąt procent swojego dnia na siłowni, albo jest na pierwszej randce ze sterydami. Moim zdaniem to jedno i drugie. 

Wchodzi do klatki i patrzy na mnie, odrzucając mnie jako zagrożenie w ciągu około dwóch sekund. Następnie odwraca się do tłumu i wydaje z siebie śmieszny ryk. O tak, jest tu zdecydowany szał na roid. 

Sędzia wzywa nas na środek ringu, aby dać nam nasze instrukcje. Jest to typowy nie gryzienie, ciągnięcie włosów, lub strzały do mowy śmieci, a ja dostroić go jak ocenić bestię człowieka naprzeciwko mnie. Jest kolosalny, a uderzenie od niego spowoduje poważne obrażenia. Jeśli do tego jest szybki, to na pewno zmusi mnie do pracy nad wygraną. 

Moja żądza krwi budzi się we mnie, a ja rozkoszuje się potencjalnym wyzwaniem. 

Po raz pierwszy nawiązuję kontakt wzrokowy z Colossusem. Oblizuje wargi i zaczyna całować powietrze, a potem puszcza do mnie oko językiem. Czy ten facet mówi poważnie? Przewracam oczami i rozglądam się za Talonem, żeby rzucić mu spojrzenie typu "gdzie znalazłeś tego faceta?". 

Talon zwykle stoi z przodu i w centrum, ale nie mogę go znaleźć w tłumie. Dostrzegam za to faceta, który wpatruje się we mnie z takim napięciem, że graniczy to z paniką. Jestem przyzwyczajony do widoku tego wyrazu twarzy ludzi. Jeśli są nowi w walkach, to może poważnie przestraszyć ludzi, widząc wszystkie pięć stóp osiem cali mnie w ringu z wielkim przerażającym wyglądającym kolesiem, jak ten, z którym mam zamiar walczyć. 

Uśmiecham się i mrugam do faceta, mając nadzieję, że trochę się rozluźni, ale to chyba nie działa. Wygląda na to, że sekundy dzielą go od próby wyciągnięcia mnie z tego ringu. Och, wy małej wiary. Wkrótce dowie się, że nie ma we mnie części, która jest damą, i nic w tym meczu mnie nie niepokoi. 

"Mam nadzieję, że nadal będziesz się uśmiechać, kiedy cię przypnę i zerżnę tutaj, na oczach tego tłumu," Colossal Douche szydzi ze mnie. 

Łapie za krocze swoich szortów, zwracając moją uwagę na smutną wymówkę dla erekcji, którą uprawia. Wiem, że Talon kazał mi się nie spieszyć i dać dobre przedstawienie. Ale ten kawał gówna musi się nauczyć trochę manier. 

Sędzia kończy swoje instrukcje i Kolosalny Dupek i ja dotykamy knykci, zanim się rozdzielimy. Adrenalina przepływająca przeze mnie ociera się o bezimienną siłę, która mieszka we mnie, a moja siła siedzi jak nadgorliwy szczeniak, gotowy i czekający na wezwanie. 

Sędzia opuszcza uniesioną rękę, sygnalizując, że zaczynamy, a ja natychmiast ruszam do akcji. Colossal Douche ryczy i szarżuje na mnie. Trzyma swoje ręce w bezużytecznej postawie Frankensteina, jak tupie bliżej, mając na celu owinięcie ramion wokół mnie. Szybki jak błyskawica, podnoszę stopę na jego udo i używam jej jako dźwigni, aby wspiąć się na jego masywną ramę jak na dżunglę. 

Jego ramiona zaciskają się, ale udaje mu się uwięzić tylko jedną z moich nóg. Wspinam się na tyle wysoko po jego torsie, by dać sobie czysty strzał w jego niestrzeżoną głowę i twarz. Uderzam go mocno wiele razy w szybkim tempie, każde uderzenie ląduje w słodkim miejscu jego skroni. Uderzenia oszałamiają go, a jego uchwyt na moim udzie rozluźnia się. 

Opadam na podłogę, gdy Kolosalny Wątpliwy robi kilka oszałamiających, niepewnych kroków do tyłu. Chwieje się, ale nie upada. Pozostaję w ofensywie i atakuję ponownie, szukając dobrego otwarcia. Zamachuje się na mnie, gdy jestem blisko, ale jest dziki i nie łączy się. 

Chwytam go za ramię i wykorzystuję jego zamach przeciwko niemu, wytrącając go z równowagi i uderzając łokciem w jego przedramię. Colossal Douche wysuwa się do przodu od uderzenia, wciąż próbując oczyścić głowę. Chwytam się jego ramienia i podciągam się, by uderzyć go kolanem w żebra. Popełnia błąd i zgina się na bok, próbując chronić swoje żebra, co zapewnia mi kolejny czysty strzał w jego głowę. Głupek. 

Uderzam kolanem w jego twarz. Głośny dźwięk chrupania odbija się od ogrodzenia z ogniw łańcucha, a ja odskakuję do tyłu, aby uniknąć eksplozji krwi i chrząstek. On spada do tyłu na matę, na zimno, a ja odbić trochę jak jego masywna rama rozbija się na ziemi. Sędzia pędzi, aby sprawdzić na nim i sygnały dla medyków, aby przejąć. 

Dziwne dudnienie podnosi się z Colossal Douche's entourage, ale ignoruje go, jak wyciągnąć mój ochraniacz na usta. I skanowania tłumu kibiców, którzy pozostają na nogach, aż znalazłem faceta, który wyglądał tak zmartwiony wcześniej. Wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami, ze zdumionym wyrazem twarzy. Odpowiadam na jego błędną ocenę uśmiechem. 

Ktoś rzuca mi ręcznik, a ja wycieram ręce z potu i krwi. Sędzia ogłasza mnie zwycięzcą, a ja wychodzę z klatki wśród wrzawy ludzi próbujących ożywić mojego przeciwnika. Szukam człowieka, który uruchomił wszystkie moje dzwony alarmowe wcześniej, ale nie widzę go nigdzie. 

Ochrona eskortuje mnie z dala od całego zamieszania i z powrotem w kierunku szatni, w której się wcześniej ubrałem. Nie znajduję Talona czekającego na gratulacje w swoim zwyczajowym miejscu przy drzwiach. Nie widzę go nigdzie, co wywołuje u mnie niepokój. Kierowca, który mnie tu przywiózł, stoi na miejscu Talona, więc zamiast tego podążam za nim z powrotem do szatni. 

"Gdzie jest Talon?" pytam, gdy tylko metalowe drzwi zatrzaskują się za mną. 

"Został odwołany." 

Czekam na rozwinięcie tematu przez chłopaka, ale wygląda na to, że to wszystko, co zamierza mi przekazać. Wciągam luźne bluzy na spandexowe szorty, które mam na sobie, i wsuwam skarpetki i buty. Zakładam koszulkę na mój czarny sportowy stanik i biorę torbę. 

Jestem gotowa do drogi w ciągu kilku minut, ale sądząc po niecierpliwym stukaniu nogą kierowcy i jego zirytowanym wyrazie twarzy, jakoś zajęło mi to zbyt długo. Zapisuję sobie w pamięci, żeby Talon nie wbił mi tego kutasa ponownie. 

Przerzucam paski mojej torby przez ramię i podchodzę do kierowcy. 

"Po tobie". Dupek.



Rozdział 3

3      

Podążam za moją uprzejmą eskortą przez drzwi wychodzące na tyły budynku. Prowizoryczny parking jest ledwie oświetlony, a samotny czarny SUV stoi zaparkowany piętnaście stóp od drzwi. Kiedy kierowca prowadzi mnie do samochodu, mój wzrok przykuwa szybki błysk czegoś. Zamarłem i zacząłem skanować otoczenie, czujny i gotowy do ataku. Przysięgam, że przed chwilą widziałem, jak coś przebiegało obok mnie, ale teraz nic tam nie widzę. 

Spodziewam się, że ciemnowłosy facet z wewnątrz wyłoni się znikąd, ale widzę tylko równinę pokrytą ziemią i kilka małych krzewów. Gdy już miałam się odwrócić, zauważyłam słabe migotanie w powietrzu, jakieś dziesięć stóp przede mną. 

"Panno Aylin?" woła do mnie kierowca. 

Jestem pewna, że wyglądam jak wariatka, stojąc tutaj i wpatrując się w pustą ciemność. Dobra, Vinna, weź się w garść. Dziwny odgłos, prawie jak chrząknięcie, przerywa moje wewnętrzne karcenie i zaczynam iść w kierunku dziwnego migotania. Gdy zbliżam się do anomalii, energia przepływa przeze mnie jak powódź. 

"Co jest, do cholery?" mruczę. 

Spoglądam za siebie i widzę, że kierowca patrzy na mnie, jakbym postradał zmysły, i przez chwilę zastanawiam się, czy może ma rację. Kolejny dźwięk przykuwa moją uwagę do pustej przestrzeni, ale coś w niej jest nie tak, jak powinno. 

Kontynuuję marsz naprzód, a moje ciało ogarnia dziwne uczucie. Czuję się tak, jakby każdy mięsień mojego ciała jednocześnie zasnął, a teraz próbował się obudzić. Poświęcam chwilę na otrząśnięcie się z szumu w kończynach, po czym wkraczam w migotanie powietrza, by po drugiej stronie zastać kompletny chaos. 

Wybuch akcji wokół mnie, gdzie kilka sekund temu nie było nic, jest dezorientujący. Stoję jak wryty w miejscu i przyglądam się zamieszaniu. Jestem otoczony przez ludzi... walczących. Rozglądam się dookoła, a gdy uświadamiam sobie, że po jednej stronie walki stoi świta tego, z którym przed chwilą walczyłem, budzi się we mnie uznanie. 

Siedmiu dużych, krzepkich mężczyzn walczy z czterema innymi, w średnim wieku, których nie rozpoznaję. Pięciu - uświadamiam sobie, gdy zauważam faceta stojącego z boku, oddzielonego od pozostałych. Stoi tam z zamkniętymi oczami, a jego usta poruszają się, jakby mówił do siebie. Cóż, jeśli jestem szalony, to wygląda na to, że mam towarzystwo. 

Jeden z mężczyzn ze świty rusza z niepokojącą prędkością, kierując się prosto na samotnego faceta, z błyskiem metalu w dłoniach. Z dziwną prędkością napiera na mamroczącego mężczyznę, który zdaje się nie zdawać sobie sprawy, że niebezpieczeństwo nadciąga na niego jak pociąg towarowy. 

Moja wewnętrzna moc podnosi się, gotowa odpowiedzieć na moje wezwanie. Dziwne znaki, które pojawiły się na całym moim ciele w dniu moich szesnastych urodzin, zaczynają mrowić w oczekiwaniu. Wzywam energię ze znaków, które znajdują się na dolnej krawędzi moich pośladków, a noże do rzucania stają się twarde w moich rękach. 

Czekam kilka sekund, żeby zobaczyć, czy kurant zareaguje na groźbę, ale kiedy nawet nie otwiera oczu, przystępuję do działania. Gdy napastnik podnosi swój nóż, rzucam w niego swoim. Ten ryczy z bólu, a potem pada na ziemię, z krwią płynącą ze sztyletu, który właśnie wylądował czysto w jego gardle. 

Mamroczący facet otwiera oczy, gdy ciało napastnika zatrzymuje się kilka metrów od niego. Spojrzenie mężczyzny pada na mnie, ale zamiast wdzięczności, której się spodziewam, jego oczy zwężają się w irytacji. Zaczyna iść w moją stronę, nie przerywając ciągłego ruchu warg. 

Krzyk bólu mężczyzny wypełnia nocne powietrze, odciągając moją uwagę od kuranta. Skupiam się na mężczyźnie, który ma prawie siedem stóp wzrostu i długie rude włosy sięgające za ramiona. Wyciąga nóż z boku, a krew sączy się przez szwy palców, gdy uciska ranę. Nadal walczy z mężczyzną stojącym przed nim, nie zwracając uwagi na zagrożenie, które skrada się za nim. 

"Aydin, uważaj!" - krzyczy śpiewak do swojego przyjaciela. 

Podbiegam do mężczyzny, który jak tchórz skrada się za rudym olbrzymem. Śmieszy mnie jego mina, gdy wyskakuję znikąd, uniemożliwiając mu oddanie celnego strzału w plecy rudego olbrzyma. Po serii ciosów i szybkim skręcie karku wielki, zwalisty tchórz leży twarzą w ziemi i nie ma szans na odliczenie. Odwracam się, żeby sprawdzić, co z tym Aydinem i patrzę, jak nad jego rękami unosi się kula ognia. 

Jego duża sylwetka i luźne kosmyki włosów są rozżarzone blaskiem płomieni, a kula ognia, którą w jakiś sposób stworzył, pęcznieje między jego dłońmi. Rzuca ją i mężczyzna stojący przed nim staje w płomieniach. Pełne bólu krzyki wyrywają mnie ze zszokowanej bezczynności, gdy w moją stronę dobiega warkot. Wyciągam rękę i łapię za rękojeść noża, zatrzymując go, zanim wbije się w moją klatkę piersiową. 

Jasna cholera, było blisko! 

Skanuję walczących, szukając trupa, który właśnie rzucił się na mnie z nożem. Odwracam się w samą porę, by zobaczyć, jak sztylet wbija się w ramię faceta, który wciąż mówi do siebie. Wydał z siebie zaskoczony syk i skrzywił się z bólu. Jego mamrotanie ustaje i nagle dwaj wielcy wojownicy wybuchają w gigantyczne, pieprzone niedźwiedzie Grizzly. 

Co to, do kurwy nędzy, jest?




Rozdział 4

4      

Nie próbuję nawet zrozumieć, co się, do cholery, właśnie stało. Zamiast tego skupiam się na człowieku ze świty Kolosalnego Dupka, który próbuje się poddać. Pada na kolana, płacze i wpatruje się w starszego faceta, który trzyma między dłońmi jasną kulę z nie wiadomo czego. 

Co, do diabła? 

Nie zabija się kogoś, kto się poddaje. Czy to nie jest jakaś zasada albo kodeks, według którego powinni żyć wojownicy? Przebiegam obok klęczącego mężczyzny i uderzam w dupka władającego magiczną kulą. Dzięki Bogu, że świecąca kula nie trafia ani we mnie, ani w leżącego na ziemi mężczyznę. Krzyczę na niego, żeby uciekał. Nie patrzę, czy mnie słucha, bo facet, którego właśnie sprawdziłem, podnosi się z powrotem i jest wkurzony. 

Jest wysoki, ma ciemne włosy i wściekle zielone oczy. Coś w jego twarzy wydaje mi się znajome, ale nie mam czasu, żeby się nad tym zastanowić, zanim zacznę się uchylać i unikać jego ataku. Nie bronię się, bo nie jestem pewna, czy powinnam. W końcu, gdy zapraszałem się na to przyjęcie, stanąłem po stronie grupy tego gościa. Mieli przewagę liczebną i walczyli z wielkimi facetami z nożami, a to wydawało się niesprawiedliwe. 

Potem zmieniłem stronę i pomogłem poddającemu się wrogowi. Morał z tej historii: Muszę się nauczyć pilnować własnego, pieprzonego interesu. Nie pozwalam wściekłemu zielonookiemu na zadawanie ciosów, ale jest on nieustępliwy w swoich atakach i jeśli mam być szczery, podoba mi się to wyzwanie. 

Jego oczy przelatują mi przez ramię przez ułamek sekundy, dając do zrozumienia, że ktoś zaraz zajdzie mnie od tyłu. Daj spokój, zielonooki, powinieneś wiedzieć lepiej. Sięgam za ramię i głaszczę jedną z linii oznaczeń na plecach, a w moich dłoniach krzepnie laska. 

Czuję, że powietrze za mną się przesuwa, i obracam laskę, celując w ciało, które - jak wiem - zbliża się do moich pleców. Zielone oczy mężczyzny przede mną rozszerzają się w szoku, gdy nagle pojawia się broń w mojej dłoni. Udaje mi się złapać kontakt z tym, kto stoi za mną, gdy z boku atakuje mnie trzeci facet. 

Teraz jest trzech przeciwko mnie i nie zastanawiam się już, po której stronie powinienem stanąć. Odpowiedź jest moja. Trzech przeciwko jednemu to bzdura, zwłaszcza gdy uratowałem dwóch z ich oddziału przed wypatroszeniem. Banda niewdzięcznych dupków. 

Trzy dupki zaczynają chrząkać z wysiłku, gdy przestaję się tylko bronić i zaczynam atakować. Wymieniam ciosy między nimi i wciąż unikam ich uderzeń. Wytatuowany dupek, który dołączył do walki jako ostatni, źle oblicza ruch, a ja mocno wymachuję kijem w kierunku jego nieosłoniętej głowy. 

Widzę moment, w którym wytatuowany facet uświadamia sobie, że zaraz będzie miał poważnie przejebane. Coś w tej smutnej rezygnacji, która maluje się na jego twarzy, zmusza mnie do uwolnienia energii, która utrzymuje kij w stałej pozycji. Znika ona z mojego uchwytu tuż przed tym, jak zadałaby mu miażdżący cios w czaszkę. Zaskoczenie zastępuje rezygnację na twarzy wytatuowanego faceta, a on sam sztywnieje w szoku. 

Wymierzam mu brutalne kopnięcie w klatkę piersiową, które wyłącza go z walki. Odwracam się, aby zablokować pięść wymierzoną w moją twarz. Widać, że dwóch pozostałych dupków, z którymi wciąż walczę, ma w dupie to, że okazałem ich kumplowi litość, nie rozwalając mu czaszki. Zaczynam się poważnie wkurzać, a moja moc rośnie wraz z rosnącym gniewem. Pomarańczowe i fuksjowe błyskawice energii przesuwają się po mojej skórze, a ktoś wokół mnie przeklina. 

Zielonooki dupek formuje kolejną z tych świecących kul i rzuca ją we mnie. Leci nieubłaganie w moją stronę, a ja nie mam pojęcia, jak, do cholery, mam ją powstrzymać, żeby mnie nie dotknęła. W mojej głowie pojawiają się obrazy tego drugiego człowieka, który stanął w płomieniach, i po raz pierwszy od dłuższego czasu jestem przerażony. 

Tuż przed zetknięciem się kuli z moim ramieniem, ze znaku na moim ramieniu eksploduje niebieska, wypukła tarcza. Świecąca kula uderza w tarczę, iskrzy się, a potem gaśnie. Nie mam pojęcia, co, do diabła, się stało, ale tłumię swoje zdumienie. Będę musiał zbadać tę nową umiejętność później, kiedy nie będę chciał komuś dopieprzyć. Odwracam się do oszołomionej twarzy zielonookiego dupka i spoglądam na niego. 

Ten skurwiel właśnie mnie wystraszył... Zobaczymy, jak mu się to spodoba. Patrzy z napięciem, gdy sięgam za plecy. Zamiast ponownie wzywać laskę, głaszczę oznaczenia na mieczu. Nie będę się już z tymi kutasami pieprzył. 

Cofa się i wyciąga kolejny kula. W odpowiedzi całe moje ciało rozświetla się trzeszczącą energią. Moje znaki zaczynają świecić i czuję, że źródło mojej mocy całkowicie się otwiera, gotowe do użycia. Zderzam dłoń z rękojeścią miecza, który lśni w mojej dłoni, a on rozdziela się na dwie części. 

Trzymając ostrze w każdej z dłoni, wykonuję nim fachowy obrót i ruszam przed siebie.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Secrets of the Sentinel"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści