One-Flight-Stand

1. Olivia (1)

1

==========

OLIVIA

==========

"Opóźnienie?" mruknąłem. "Och, chyba sobie żartujesz".

Agent linii lotniczych mruga do mnie z powrotem z wymalowanym uśmiechem. "Przykro mi, proszę pani. Efekt domina. Poprzedni lot był spóźniony".

Przełykam swoje rozczarowanie. "Jak długo to potrwa?"

"Kilka godzin. Zrobię ogłoszenie, jak tylko będziemy wiedzieć więcej. W międzyczasie, dlaczego nie zajmiesz miejsca?"

Równie dobrze mogłaby powiedzieć: "Siadaj na swoim irytującym tyłku - zwolnienie jest tak oczywiste. Nie mam wyboru, jak tylko skinąć głową. "Dobrze. Dziękuję."

Odchylam się do najdalszego rzędu siedzeń wychodzących na główny terminal i sprawdzam godzinę. Powinniśmy byli wejść na pokład już teraz. Zamiast tego, osiadam na twardym plastikowym siedzeniu na zatłoczonym lotnisku i unikam plamy na podłokietniku, która podejrzanie wygląda jak wymiociny.

Nie muszę dodawać, że miałem lepsze wakacje.

Mój telefon pinguje pięć razy z rzędu, ale wiem, kto to jest, bez konieczności sprawdzania. Mama jest technicznie właścicielem działającego telefonu komórkowego, płaci rachunek i wszystko, ale piekło zamarznie, zanim dowie się, jak włączyć tę cholerną rzecz.

Mój brat Rob nie jest typem tekstowym. Jeśli ma coś do powiedzenia, po prostu podnosi telefon i dzwoni.

Co oznacza, że moja najdroższa siostra jest tą, która mnie wysadza. Wyciągam jej teksty.

Wszystko, co widzę na początku, to garść wybujałych emojis. Uśmiechając się, przewijam w dół, aż widzę prawdziwe słowa, napisane prawdziwym angielskim. Mia jest dziesięć lat starsza ode mnie, ale nadal pisze czasem tak, jakby była dwunastoletnią dziewczynką, która utknęła w wersji czyśćca z czatu AOL z początku XXI wieku. Dużo omgz, lulz i rolfcopters.

Jedna rzecz się jednak nie zmieniła: w typowy dla Mii sposób jej myśli są podzielone na pół tuzina różnych wiadomości. To mały podgląd na to, jak pracuje jej mózg. 100 mil na godzinę w każdym kierunku.

MIA: Czy wsiadłeś już na pokład?

Będę tam, żeby cię odebrać.

W ten sposób będziemy mogli porozmawiać o mamie i Robie, zanim wszyscy będziemy uwięzieni razem w jednym domu.

Tak się cieszę, że cię widzę, Munchkin!!!

MIA: Nie mogę się doczekać, żeby zmiażdżyć ci twarz.

Interpunkcja to rzadka gratka. Musi być oszołomiona. Nie mogę się powstrzymać od śmiechu i od razu czuję się lepiej. Przesiedziałabym sto opóźnień, gdyby to oznaczało, że zobaczę moją rodzinę na końcu. Bóg wie, że tego potrzebuję.

Od czasu przeprowadzki do Nowego Jorku dwa lata temu nie widywałam ich tak często, jak bym chciała. Mia odwiedziła dwa razy; mama przyjechała raz. Rob jeszcze nie odbył tej podróży.

Jego praca trzyma go zajętego, co jest zrozumiałe. No i jeszcze ta druga sprawa...

Biorę głęboki oddech, martwiąc się o mojego upartego brata i o to, jak poradzi sobie w pierwsze święta bez Isabelli.

Odsyłam Mii garść serduszek i uśmiechniętych buziek, zanim zaczynam pisać właściwy tekst.

OLIVIA: Też się cieszę, że was zobaczę!!! Ale mój lot został opóźniony. Nie wiem jeszcze jak długo.

Odpisała prawie natychmiast. Nieeee!!!

Widzę, że wpisuje coś jeszcze, ale wtedy ikona trzech kropek znika. Sekundę później mój telefon zaczyna dzwonić. Odbieram go z uśmiechem.

"Hej, hej, hej!" mówię w głębokim, choć piskliwym, ale w większości po prostu okropnym wrażeniu Grubego Alberta. To był nasz wewnętrzny żart od lat. Mia ganiała za mną po domu, powtarzając to w kółko, łaskocząc mnie na pół do śmierci, gdy tylko dogoniła.

"Opóźnienie?" jęknęła, nie przejmując się nawet zwrotką. "Co za stek bzdur. Cóż, powinieneś mieć przekąskę i wypić trochę wody, jeśli masz zamiar czekać chwilę."

Opieram się chęci przewrócenia oczami. "Mam już jedną matkę, dziękuję bardzo. Nie potrzebuję kolejnej."

Biorąc pod uwagę, jak blisko jesteśmy, można by pomyśleć, że jest mniejsza różnica wieku. Ale Mia jest o całą dekadę starsza ode mnie. Kiedy byłyśmy młodsze, była jak moja druga matka. Teraz jesteśmy najpierw przyjaciółkami, a dopiero potem siostrami. Chyba, że Mia jest pijana, wtedy lubi mówić wszystkim, że jesteśmy "ballers first". Szczerze mówiąc nie jestem nawet pewna, co to znaczy.

"Ok, niegrzeczne!" szydzi.

"W każdym razie - tak, mam nadzieję, że to nie jest wielkie opóźnienie".

"Zawsze jest", mówi natychmiast Mia.

"Nie zapeszaj".

Śmieje się. "Ty przesądny mały dziwaku."

"Tak, cóż, pozwij mnie. Jestem tym, czym jestem. Dam ci znać, gdy będę wiedział więcej. Nie chcę, żebyś koczował w SFO czekając na mnie."

"Szczerze mówiąc," mówi, obniżając głos, "nie mam nic przeciwko..."

Skrzywiłem się. "O nie. Czy to Rob?"

"Nie, ale... cóż, to jego pierwsze święta bez niej," mówi. Nie musi wyjaśniać wiele więcej.

"Czy ma się lepiej?" pytam nieśmiało. "Za każdym razem, gdy do niego dzwonię, wydaje się taki rozkojarzony".

"Cóż, to może nie dotyczyć Isabelli. Myślę, że w pracy dzieje się coś dużego," mówi.

"Ooh, dramat w Biurze", chichoczę. "Czy on powiedział co? Czy to seryjny morderca? Założę się, że to seryjny morderca. To zawsze jest seryjny morderca."

"Nie, ty pajacu", mówi Mia z egzaltowanym śmiechem. "On nigdy nie mówi o pracy. To jest cholernie irytujące. Zwłaszcza, że to on ma fajną pracę. To niegrzeczne pracować dla FBI i nigdy o tym nie mówić!".

"Zgaduję, że w takim razie zakopuje się w pracy. Czy to zdrowe?"

"Nie winię go, szczerze mówiąc. Ja pewnie zrobiłbym to samo."

Kiwam głową, czując ten ostry ból w piersi, ilekroć myślę o Robie i wszystkim, przez co przeszedł w ciągu ostatniego roku. To go zmieniło. Są chwile, kiedy czuje się zupełnie innym człowiekiem. Jak brat, którego kochałam, odszedł i już nigdy nie wróci.

"Czekaj - więc jeśli nie mówiłaś o Robie, to co miałaś na myśli?".

"Nic," mówi, trochę za szybko. "To po prostu... Boże Narodzenie jest zawsze trudne dla mamy".

Natychmiast, bryła formuje się w moim gardle. Cóż, "tworzy" to nie jest właściwe słowo, bo jest tam już od tak dawna, że zaczyna się czuć jak część mnie. Bardziej jak ból, o którym tak bardzo starałem się zapomnieć.

Tata uwielbiał święta w nieuzasadnionym stopniu. Byliśmy jedynym domem na ulicy, który miał swoje dekoracje na początku listopada i ostatnim, który je zdejmował ostatniego dnia stycznia. Gdyby nie mama, zostawiłby je pewnie aż do lata.



1. Olivia (2)

"Nie mogę uwierzyć, że nie ma go już siedem lat" - szepczę.

"Wiem", mówi. "To dziwne. Czuje się jakby odszedł na zawsze, szczerze mówiąc."

"Naprawdę?" pytam. "Dla mnie to uczucie, jakby to się stało zaledwie wczoraj".

Siedzimy z naszym wspólnym smutkiem przez chwilę. Był czas, kiedy unikałem rozmów o tacie. To było po prostu zbyt bolesne. Ale przez lata nauczyłam się otwierać przed Mią. Nadal jest jedyną osobą, przy której czuję się komfortowo płacząc.

"Byłaś o wiele młodsza", mówi.

"Miałam osiemnaście lat", zaznaczam. "Byłam wystarczająco dorosła. Wystarczająco stara, by wiedzieć lepiej".

"Och, kochanie, nie idźmy tam, dobrze?", mówi. "Myślałam, że skończyłaś z poczuciem winy".

"Nigdy z nim nie skończyłem, Mimi. To po prostu przychodzi i odchodzi."

Robi pauzę i oddycha przez chwilę. Następnie: "Liv, może powinnaś z kimś porozmawiać?".

"Próbowałam tego", pstrykam, trochę ostrzej niż na to zasługuje. "Dwa razy, właściwie. Ale obaj psychiatrzy, których widziałam, mówili w Bumper Sticker".

"Co to znaczy?"

"Na przykład: koegzystuj. Zawrzyj pokój ze swoimi demonami. Kiedy życie daje ci cytryny, odrzuć je i poproś o tacos zamiast tego. Tego typu bzdury, które można zobaczyć na tylnej części minivana jakiejś soccer mom".

Mia wybucha śmiechem. "Okej, punkt przyjęty. Ale znalezienie terapeuty jest jak randka. Mnóstwo ryb w morzu; musisz tylko znaleźć tego właściwego. Wiesz, mam przyjaciela, który jest terapeutą. Mógłbym polecić..."

"Nie," mówię, przerywając jej.

"Znowu, niegrzecznie. Dlaczego nie?"

"Bo to zbyt osobiste. Wy dwie jesteście przyjaciółkami".

"Nie jesteśmy tak blisko," protestuje Mia. "Przespaliśmy się ze sobą dwa razy i to było wszystko. Obie byłyśmy młode i zajęte. Chodziło tylko o seks".

"Ślicznie. Już dużo więcej niż muszę wiedzieć o moim terapeucie".

"Ok, w porządku. Punkt również przyjęty."

"Mówiąc o rybach w morzu", mówię, zmieniając temat, "co ostatnio wyhaczyłeś? Umawiasz się z kimś godnym uwagi?"

Ona dramatycznie wydycha. "Jestem chirurgiem, kochanie. Mężczyźni, których spotykam, są zwykle rozłożeni na moim stole z ich wnętrznościami patrzącymi mi w twarz."

"Uh, ew."

"Trudno po tym znaleźć atrakcyjnego mężczyznę", wtóruje jej.

"Nie umawiałaś się z nikim od czasów Williama," mówię jej, jakby potrzebowała przypomnienia.

"Tak, cóż, byłam zajęta."

"Przez trzy lata?"

"Znowu, jestem chirurgiem. Zawsze jestem zajęty."

Śmieję się. "A co z twoimi kolegami lekarzami? Jestem pewien, że w okolicy jest też kilka gorących pielęgniarek".

"Czy myślisz, że pracuję w odcinku Grey's Anatomy?"

"To znaczy, może? Czy naprawdę nie ma żadnych McSteamysów w zasięgu wzroku?"

"Żadnych", mówi. "Co jest w porządku. Wiesz, że jestem bardziej McDreamy kinda gal".

Zmarszczyłem nos. "Racja. Zapomniałem o twoim dziwnym guście w płci męskiej."

"Ja?" szydzi. "Mówi to pani, która umawia się z mężczyznami tak nudnymi jak nieposmarowane masłem tosty!"

"Teraz kto jest niegrzeczny?"

"Nie kłóć się," odpowiada. "Pamiętam twoją historię randek. Twierdzisz, że jesteś w złych chłopcach, ale każdy z twoich poprzednich chłopaków był tak waniliowy jak babeczka."

"Ok, ok," przyznaję. "Więc może żaden z nich nie był -"

"Ekscytujący? Seksowny? Nawet zdalnie interesujący?" oferuje.

"Lionel nie był taki zły!"

Ona wyszczekuje śmiech. "Miał na imię Lionel. Początek i koniec historii."

Zanim zdążę zacząć obrzucać wszystkich jej byłych chłopaków, przez system dźwiękowy zaczyna grać ogłoszenie.

"Oh, czekaj," mówię jej. "Ten jest dla mnie."

Głos jest wyraźny i profesjonalny. "Poniższe ogłoszenie jest dla pasażerów lotu UA523: Twój nowy czas wejścia na pokład to 1:15. Przepraszamy za wszelkie niedogodności".

"Och, kurwa, ja", jęczę.

"Co by powiedzieli?" Mia pyta. "Nie do końca to zrozumiałem."

"To pięciogodzinne opóźnienie".

"Nooo!" mówi z więcej niż jej sprawiedliwym udziałem melodramatu. "Co zamierzasz zrobić?"

"W porządku", mówię pospiesznie, próbując znaleźć srebrną podszewkę. "Będę po prostu wisiał na lotnisku, dopóki nie będę musiał wejść na pokład".

"Przez pięć godzin?"

"To nie ma sensu wracać do domu", mówię. "Z ruchem ulicznym zajmie mi to co najmniej półtorej godziny w obie strony. Równie dobrze mogę przeczekać to tutaj".

"Ok, w porządku. Ale przynajmniej zrób użytek ze swojego cholernego opóźnienia i flirtuj z jakimś słodkim nieznajomym".

Przewracam oczami. "Racja, będę pewna, że dokładnie to zrobię. Znasz mnie tak dobrze."

"Przestań przewracać oczami i żyj tym, Olivia," mówi Mia.

"Jak ty..."

"Jestem twoją starszą siostrą. Wiem wszystko," mówi. "Tak jak wiem, że wybierasz tylko mężczyzn, do których w rzeczywistości nie jesteś przyciągany i nie możesz się ewentualnie zakochać, ponieważ oznacza to, że nie grozi ci złamanie serca".

Nawijam, jakby właśnie uderzyła mnie w twarz. Nie dlatego, że się myli. Dokładnie na odwrót, właściwie.

"Cóż... gówno."

"Widzisz?" Mia mówi. "Znam cię."

"Może powinieneś być moim psychiatrą."

"Nie stać cię na mnie."

"Nie ma zniżki rodzinnej?" Gazu w szyderczym przerażeniu.

"Dziewczyna musi jeść. A mój loft nie jest tani."

"Nie mogę się doczekać, żeby cię zobaczyć", mówię ze śmiechem.

"To samo, dzieciaku. To samo."

Żegnamy się z obietnicą, że będę ją aktualizował, jeśli czas lotu znów się zmieni. Po odłożeniu słuchawki, wybieram się na bezcelowy spacer po lotnisku. Wśród opcji "grab-and-dash" znajduję uroczą małą piekarnię, która wychodzi na płytę lotniska. Czarno-białe kafelki na podłodze i metalowe krzesła w kawiarni nadają jej elegancji - tak długo, jak długo ignoruję rozczochraną kobietę w brudnym muumuu i bez butów, skuloną w rogu.

Odwracam się od niej i wybieram stołek przy barze. Kelner przynosi mi kawę, a ja sączę ją, obserwując, jak każdy samolot oprócz mojego przygotowuje się do startu.

Wszędzie, gdzie spojrzę na zewnątrz, jest mnóstwo aktywności. Mężczyźni machają tymi świecidełkami we wszystkich kierunkach, wrzucają bagaże do podwozia samolotu nie zważając na "Handle Carefully", pędzą po terenie na tych małych zmotoryzowanych wózkach. To coś w rodzaju Zen, w dziwny sposób.




1. Oliwia (3)

Jestem tak zaangażowana w obserwowanie ludzi, że szarpię się gwałtownie, gdy ktoś zajmuje stołek barowy obok mnie.

"Nic ci nie jest?" pyta z rozbawieniem głęboki głos. "Nie chciałem cię zaskoczyć".

"Och, nie - to znaczy tak, jestem -"

Zatrzymuję się krótko, gdy patrzę na mężczyznę, który właśnie usiadł obok mnie.

Jest masywny. Kolos, co najmniej sześć i pół stopy wzrostu, szeroki w ramionach, z wąską talią atlety. Ubrany jest swobodnie w koszulkę z długim rękawem i ciemne dżinsy, ale dopasowanie i materiał emanują bogactwem i ważnością. Zegarek na jego nadgarstku jest prawdopodobnie wart więcej niż hipoteka mamy. I mimo że znajduje się na lotnisku, gdzie wszyscy wyglądają na nieumundurowanych i wyczerpanych, ten mężczyzna jest gotowy do sesji zdjęciowej. Jego włosy są idealnie rozwiane przez wiatr, naturalne światło czyni cuda dla szmaragdowych plamek w jego morsko-błękitnych oczach, a linia szczęki wygląda jak wyrzeźbiona laserową linijką.

W zeszłym roku dostałem swoje pierwsze duże zlecenie jako szczery rysownik, jako wolny strzelec dla New York Timesa. Częścią pracy było narysowanie - cytuję - "najprzystojniejszego mężczyzny, jakiego można sobie wyobrazić".

Będąc beznadziejną fanką Titanica, wzorowałam się na Leonardo DiCaprio. Nie można się pomylić, prawda? I pewnie, wtedy byłam zadowolona z rezultatu.

Ale teraz, patrząc w twarz tego człowieka, zdaję sobie sprawę, że narysowałam złego Adonisa.

On nadal tam stoi, co najmniej trzy stopy ode mnie, a mimo to ciepło płynące z mojego ciała jest przerażające. Tak samo jak fakt, że już od prawie sześciu sekund wpatruję się w niego w milczeniu, nie mówiąc ani słowa.

"Na pewno nic ci nie jest?" pyta.

Mrugam raz. Dwa razy. Mów, do cholery. Co się z tobą dzieje, Olivia?

"Przepraszam," udaje mi się wydusić. "Ja... nic mi nie jest. Ja tylko... byłam..."

"Gdzieś indziej?" mówi, pomagając mi.

Uśmiecham się. "Właśnie... Tak. Gdzieś indziej."

"Nie masz nic przeciwko temu, żebym tu siedział, prawda?" To pytanie, które samo odpowiada, powiedziane z łatwością i latami oczywistej praktyki.

Coś mi mówi, że ten człowiek wie, jak zdobyć to, czego chce.

"Nie, to byłaby moja przyjemność. Nie chodzi o to, że prosisz o to, żeby ze mną siedzieć. Chodzi mi o to, że to wolny kraj, prawda? Uh..."

Uśmiecha się, a ciepło gromadzi się nisko. Między moimi nogami, mówiąc dokładniej.

"Obiecuję ci: przyjemność jest cała moja".




2. Aleks (1)

2

==========

ALEKS

==========

Wygląda lepiej, niż sobie wyobrażałem.

Jej policzki są buraczkowo czerwone, niemal tego samego koloru co jej głęboko kasztanowe włosy. Rumieniec rozprzestrzenia się, gdy wysuwam stołek obok niej i siadam.

"Długi layover?" pytam.

"Tak. Cóż, nie," poprawia. "Mój lot został odwołany. To znaczy, nie odwołany, ale..." Wybiera ten moment, aby spojrzeć na mnie i natychmiast traci swój pociąg myśli.

"Opóźniony," oferuję, pomagając jej z wewnętrznym uśmiechem.

"Racja, to właśnie miałem na myśli." Macha ręką w próbie bycia nonszalanckim. To prawie działa, ale wtedy jej palec łapie uchwyt kubka z kawą. Kubek przechyla się na bok, a ona dyszy, wysuwając się i ratując go tuż przed przewróceniem.

Ale to nie uratowało jej palców. Parujący rozbryzg kawy przelewa się przez bok, oblewając jej rękę i stół.

"Boże, kurwa, cholera!" krzyczy.

Patrzę na nią przez chwilę, zanim parsknęłam śmiechem. Kolor powraca na jej twarz, gdy rozgląda się za czymś do wytarcia rąk. Wyciągam kilka serwetek z pojemnika po lewej stronie i owijam nimi jej przesiąknięte kawą palce.

W chwili, gdy ją dotykam, nieruchomieje. Patrzy w górę na moją twarz, obserwując, jak ścieram kawę. Musi zakładać, że jestem zbyt zajęty pomaganiem jej, by zauważyć jawne pragnienie w jej oczach.

Ale ja zauważam.

Zauważam wszystko.

"Tam", mówię, gdy jej ręka jest już względnie sucha. "Jesteś dobra. Tylko trochę mokra."

"Dziękuję za - czekaj, co właśnie powiedziałeś?"

"Twoje palce," mówię, tylko na tyle niewinnie, że nie może mnie oskarżyć o zbytnie zabłądzenie. "Wciąż są trochę mokre. I prawdopodobnie lepkie. Dopóki nie zajmiesz się tą sprawą".

"Och." Odwraca się w stronę kołujących samolotów, żeby nie musieć spotykać się z moimi oczami. "Tak. Racja."

Jej umartwienie jest namacalne. Poziom promieniowania nuklearnego zawstydzenia. To sprawia, że ten mały run-in jest o wiele bardziej zabawny niż się spodziewałem.

Bierze pozostałe serwetki na stole i stara się zetrzeć kawę, która rozlała się wokół jej kubka. "Przepraszam. Zazwyczaj nie jestem tak niezdarna."

"Jakoś ci nie wierzę".

Odwraca się do mnie, oczy szerokie w zaskoczeniu. Potem łapie oczywiste rozbawienie na mojej twarzy. Uśmiecha się, a ja zdaję sobie sprawę, że jej brązowe oczy są w rzeczywistości leszczyną. Odłamki zieleni w nich łapią światło z okna.

Jest ładniejsza, niż się spodziewałem. Ale to ani tu, ani tam.

A jednak.

"Zazwyczaj nie jestem też tak niezręczna", dodaje.

"Ja też chyba w to nie wierzę". Robię pauzę, po czym rzucam jej koło ratunkowe. "Opóźnione loty są najgorsze. Ja też jestem opóźniony".

"Ach, tak? Dokąd zmierzasz?"

"San Francisco."

"No way! Czy ty też lecisz UA523?"

"Tak, jestem." Kiwam głową. "Wygląda na to, że utkniemy tu razem przez jakiś czas".

Ona siedzi bardziej wyprostowana, zyskując trochę pewności siebie w miarę naszej rozmowy. "Chyba tak. I oczywiście to będzie ten lot, w którym zapomnę spakować mój szkicownik w moim bagażu podręcznym."

"Szkicownik? Jesteś artystką?"

Oczywiście już to wszystko o niej wiem, ale udaję zainteresowanie.

"'Cartoonist' to mój oficjalny tytuł," mówi, zanurzając głowę samoświadomie. "Jestem freelancerem, głównie".

"Ciekawa branża."

"Może być," mówi jasno. "Czym się zajmujesz?"

"Trochę wszystkiego."

Ona podnosi brwi. "To wymijająca odpowiedź".

"Czy kobiety nie lubią tajemniczych mężczyzn?"

Jej rumieniec powraca. "Nie wiem. Zależy od kobiety, jak sądzę."

Przygryza wargę, żeby powstrzymać się od wymruczenia czegoś innego, ale nie powinna się nawet przejmować. Bo ja już wiem wszystko o pani Olivii May Lawrence, dwudziestopięciolatce, posiadaczce dyplomu licencjata sztuk pięknych, pół tuzina przeważnie martwych roślin domowych i uzależnienia od Hot Cheetos. Wiem, gdzie robi zakupy i gdzie je. Wiem, kiedy wychodzi z domu i kiedy do niego wraca. Wiem, kiedy śpi i kiedy się budzi, i do diabła, jestem cholernie pewna, że wiem dokładnie, co jej się śni.

Więc nie, mała kiska nie musi powiedzieć tej szczególnej prawdy, żebym i ja ją znał: że jest dokładnie takim typem kobiety, która lubi tajemniczych mężczyzn.

Może nawet niebezpiecznych.

"Jestem Aleksandr, tak przy okazji", mówię jej, ratując się tym, że nie jest w stanie.

"Aleksander", powtarza niezdarnie.

"Spróbuj powiedzieć to tak, jakbyś nie był tak boleśnie amerykański", śmieję się. "Albo możemy po prostu powiedzieć 'Aleks'".

Ona mruga. "Czy to było aż tak złe? Rozumiem, że nie jesteś Amerykaninem".

"Not by a long shot".

"Ale tak naprawdę nie masz akcentu".

"Nauczyłem się dawno temu, żeby zostawić to za sobą".

"Hm, również bardzo tajemniczy. Naprawdę skłaniasz się do całej tej persony."

Przechylam głowę w jej stronę. "Pot, kettle. Nadal nie zdradziłaś mi swojego imienia."

"Och, prawda," śmieje się. "Liv. Skrót od Olivia. Nie jest prawie tak interesujące jak twoje imię. Ale przypuszczam, że pasuje. Ja też nie jestem zbyt interesująca".

"Pozwól mi być sędzią w tej sprawie."

Nie spodziewałem się, że tak mnie wciągnie. To atrakcyjna kobieta. Piękna, nawet.

Jest po prostu tak skupiona na tym, żeby zniknąć, że jej piękno nie jest od razu widoczne.

Jej dżinsy mają wysoką talię i są dobrze dopasowane, ale przykrywa je długa, workowata biała bluzka i wełniany sweter, który lepiej pasuje do siedemdziesięcioletniego mężczyzny niż dwudziestopięcioletniej vixen.

"Będę cię nazywać Olivia", postanawiam.

Liv to ta niezręczna, niepewna siebie dziewczyna z brzydkim swetrem i gorącą kawą na palcach.

Olivia to kobieta pod wszystkimi warstwami. Tą, którą przyszłam znaleźć.

"Oh. Uh, okay, yeah, sure. Całkowicie." Uśmiecha się grzecznie, ale pod tym kryje się warstwa zakłopotania, jak elektryczność statyczna przerywająca program telewizyjny jej życia.

Nie jest przyzwyczajona do mężczyzn takich jak ja. Enigmaty.

Patrzę w dół na filiżankę w mojej dłoni. "Ta kawa smakuje jak kocie szczyny".

Parsknęła śmiechem, ukrywając go za poplamioną kawą dłonią. "Nie byłoby to wysoko na mojej liście pamiętnych kubków, nie. Ale to kawa z lotniska, czego się spodziewałeś?".




2. Aleks (2)

"Jeśli wiesz, dokąd idziesz, zawsze możesz znaleźć to, czego szukasz", mówię jej. "Nawet na lotnisku".

Ona zwęża oczy. "Gdzie jest ta magiczna utopia kawy, o której mówisz?".

"Czy chcesz iść ze mną i się dowiedzieć?".

Ona podnosi brwi. "Czekaj, naprawdę?"

"Dlaczego nie?" pytam. "Masz pięciogodzinne opóźnienie, takie samo jak ja. To będzie trudne do zrobienia bez odpowiedniego uderzenia kofeiny."

Ona się waha. Jej myśli są wypisane w jej oczach, jasne jak dzień. Uważa mnie za atrakcyjnego, ale jestem obcy. Chce przyjść, ale nie jest typem dziewczyny, która podejmuje ryzyko.

Olivia jest otwartą księgą.

A ja chcę ją rozerwać - strona po stronie, po stronie, po stronie.

Widzę moment, w którym podejmuje decyzję. Wyprostowuje ramiona i ustawia szczękę. "Dobra. Chodźmy."

Kiedy wstaję, jej oczy podążają powoli w górę, poszerzając się z każdym calem. Nie jest pierwszą kobietą, która tak się na mnie gapi. Ale jest pierwszą od jakiegoś czasu, którą mam w dupie.

Tylko nie z powodów, które ona podejrzewa.

Mruga i odwraca wzrok w chwili, gdy zdaje sobie sprawę, że obserwuję ją, jak mnie obserwuje. Prostując swój kręgosłup, staje. "Prowadźcie", ogłasza.

Uśmiecham się. "Zawsze tak robię."

Pasterzuję ją przez tłumy w kierunku prywatnego saloniku na lotnisku. Nie jest to salonik dla często podróżujących czy zapracowanych biznesmenów. Ten jest schowany za nijakimi, naznaczonymi drzwiami bez oczywistych oznaczeń.

Trzeba znać ludzi, żeby tu wejść.

Otwieram drzwi i gestem daję jej znak, żeby poszła pierwsza. Zatrzymuje się w progu i marszczy nos. "Nie wiedziałam, że najlepszą kawę na lotnisku można znaleźć w szafie dozorcy".

Słowa zamierają na jej ustach, gdy widzi, co jest w środku. Obserwuję ją, zahipnotyzowany, jak subtelny blask świateł odbijających się od brązowej tablicy oświetla jej twarz jak konstelację.

"Um, Aleks? Ja... chyba nie pasuję tutaj".

"Co sprawia, że tak mówisz?"

"Myślę, że potrzebujesz jakiegoś ekskluzywnego członkostwa, żeby się tu dostać. Oni wezmą jedno spojrzenie na mnie i wezwą zespół SWAT do usuwania chłopów."

"Dobrze, że jesteś ze mną, w takim razie". Sięgam do kieszeni i odzyskuję moją platynową kartę członkowską. "Chodź."

Wprowadzam ją do środka i zamykam za nami drzwi. Hałas lotniska znika natychmiast. Jest tu cicho i spokojnie.

Zaokrąglamy róg i widzimy biurko z wypalonej stali, rozciągające się w gładkim łuku. Za nią urzędnik przykuwa uwagę. Pokazuję mu swoją kartę, a on się kłania, po czym przyciska kciuk do skanera znajdującego się tuż obok. Rozlega się przyjemny szum, po którym drzwi po lewej stronie otwierają się na cichych zawiasach.

Oczy Olivii robią się okrągłe, gdy wchodzimy dalej do środka.

Salonik jest jaskiniową, swobodnie płynącą przestrzenią, podzieloną na otwarte strąki, które naśladują przytulne salony. Głębokie, bujne sofy pławią się w słońcu, na każdym stole błyszczą świeżo ścięte kwiaty, a na mahoniowych biurkach stoją kubki ze złotymi piórami.

Z jednej strony znajduje się rozległy bufet. Szpieguję kraby i homary, jambalaya, omlety, pół tuzina różnych zup bulgoczących w eleganckich garnkach. Zapach jest niebiański.

Jedna z hostess zauważa nas i podchodzi. Widziałem ją już wcześniej - wysoką, krągłą, z bluzką o trzy rozmiary za małą i bardzo widocznym brakiem stanika. Nie mogę sobie przypomnieć, czy ją pieprzyłem, czy nie.

"Dzień dobry panu", mówi, ignorując Olivię całkowicie. "Czy mogę ci coś podać?"

"Dwie filiżanki kawy," mówię jej. "Weźmiemy ją w jednym z prywatnych salonów".

W chwili, gdy znika, Olivia przysuwa się obok mnie. Jest wyższa niż zdawałem sobie sprawę, kiedy po raz pierwszy usiadłem obok niej w kawiarni. Zgaduję, że ma około 5-9 lub 5-10 lat. Lekkie garbowanie się w jej ramionach mówi mi, że spędziła większość swojego życia próbując się zmniejszyć.

"W środku jest prywatny salonik?"

"Follow me."

Prywatne salony to mniejsze pomieszczenia znajdujące się z tyłu większej sali. Meble w tym miejscu są ciemniejsze, bardziej wystawne, bardziej wyrafinowane. Prywatna przestrzeń do robienia prywatnych rzeczy.

Idealne dla moich celów.

Odprowadzam Olivię do jednego z pomieszczeń. Właśnie usiadłyśmy, gdy gospodyni przyniosła wózek z kawą i ciastkami. Wśród nich są małe kwadraciki ciasta czekoladowego i różnokolorowe makarony.

"Czy mogę ci coś jeszcze załatwić?"

"Prywatność."

Hostessa unosi się, zerkając na mnie niespokojnie. Jest zaproszenie w jej uśmiechu, ale do jej kredytu, ona bierze wskazówkę i wychodzi, zamykając drzwi strąka za nią. Mądra kobieta.

Olivia patrzy na mnie z zaskoczonym wyrazem twarzy. "Więc... jesteś ważny."

Wzruszam ramionami. "A może jestem tylko bogatym dzieciakiem, który korzysta z członkostwa swojego ojca".

Ona zmarszczyła nos. "Nie, nie sądzę."

"Nie?"

Siedzimy na tej samej sofie, ale ona wybrała sobie pozycję dobre trzy stopy ode mnie. Jestem zaskoczony, jak bardzo mnie to denerwuje.

Nigdy nie byłam jedną z tych, które znoszą coś, co mi się nie podoba. Więc przysuwam się do niej bliżej. Ona napina się, gdy wsuwam się w zasięg.

"Um, cóż, nie," powtarza, z trudem zbierając swój tok myślenia. "Ty... wydajesz się być typem człowieka... który, um-"

"Na jakiego mężczyznę wyglądam?" Naciskam.

Ona przygryza dolną wargę, wyglądając na wyraźnie sfrustrowaną samą sobą. "Rodzaj mężczyzny, który poradził sobie sam. Czy mam rację?"

Uśmiecham się. "Bardzo dobrze. Jesteś spostrzegawcza."

"To z powodu mojej pracy," mówi. "Obserwuję ludzi. Lubię widzieć jak się zachowują, kiedy nie wiedzą, że ktoś ich obserwuje".

"Och, ale jestem świadoma, że obserwujesz," mówię miękko. "Bardzo świadoma."

Rumieni się i szarpie do przodu, aby podnieść swój kubek z kawą, aby nie musiała odpowiadać na to ostatnie stwierdzenie. Ale chwyta go tak szybko, że więcej gorącej kawy rozpryskuje się po brzegu na jej palce.

"Boże, kurwa, cholera!" mówi po raz drugi.

Wyrywam filiżankę z jej rąk. "Ciekawe wyrażenie", zauważam, próbując powstrzymać swój śmiech. "Nie słyszałem, żeby ktoś wcześniej tak przeklinał".

Ona jest jasnoczerwona z zażenowania. "Mój brat uczył mnie takich rzeczy przez cały czas, kiedy byliśmy mali. Głównie po to, by wpędzić mnie w kłopoty z naszymi rodzicami, jak teraz podejrzewam. Ale moja siostra i ja złapałyśmy ten zwyczaj i nie możemy go puścić. Bardzo nie przystoi damie, wiem."

Odstawiając filiżankę, rozkładam grubą serwetkę z materiału i oferuję jej, by oparła na niej rękę. Robi to niechętnie, patrząc na mnie przez cały czas z nerwowym drżeniem na policzkach. Składam jej dłoń między swoje i jeszcze raz ścieram kawę.

Poruszam się wolniej niż wcześniej. Delektuję się chwilą.

Tak wiele w to weszło, że szkoda byłoby się spieszyć.

"O Boże," jęczy. "Przepraszam za to. Musisz myśleć, że jestem najbardziej klutza dziewczyna żyje." Patrzy w górę i zostaje uwięziona w moim spojrzeniu.

"Właściwie," mruczę, "myślę, że może robisz to celowo".

"Dlaczego miałabym celowo wylać na siebie gorącą kawę dwa razy z rzędu?"

Patrzę na nią szpiczasto. "Więc posprzątam to za ciebie".

Zastyga, ale jej oczy migają od naszych dłoni do mojej twarzy i z powrotem. To jest niezaprzeczalne. Nawet jeśli jej mózg nie wybiera tych działań świadomie, to jej ciało jest teraz tym, który kontroluje.

Zacieśniam chwyt na jej lepkiej dłoni i przyciągam ją do siebie. Z lekkim sapnięciem uderza w moją klatkę piersiową, ale nie odsuwa się.

Przyciskam swoje usta do jej. Delikatnie, na początku. Ale w miarę jak się całujemy, Liv ustępuje na drugi plan, a Olivia przejmuje kontrolę. Jej pulchne usta miękną i rozchylają się. Jej język wysuwa się, badając moje usta, pewny siebie i chętny.

To nie było częścią planu.

Ale plany się zmieniają.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "One-Flight-Stand"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści