Uszkodzone dusze

Rozdział 1 (1)

==========

Rozdział 1

==========

Dani

"Biorą tylko chłopców". Ręce mojej matki drżą, bębniąc o czubek mojej dokładnie ogolonej głowy, gdy przeszywa nożyczkami kilka zabłąkanych włosów, które ominęła. "Tylko chłopcy."

Pytanie, co to znaczy, jest bezcelowe. Nie powiedziała nic innego od godziny, kiedy zaciągnęła moje rodzeństwo i mnie do łazienki, zamykając za sobą drzwi.

Mój trzyletni brat, Abel, stoi na czubkach palców, z rękami nad umywalką, łapiąc opadłe włosy w swoją drobną dłoń.

Staram się nie patrzeć w dół do miski, gdzie ostatnie z moich długich brązowych włosów leżały w stercie, czekając, aż je spali. Będę płakać, jeśli to zrobię, a to tylko zachęci ją do dalszego mamrotania.

Z jakiegoś głupiego powodu jedyną rzeczą, która przychodzi mi na myśl, jest spinka, którą dostałam od ojca na urodziny, zrobiona przez niego z piór i sznurka, której nie będę już mogła wpiąć we włosy. Zawsze przywoził do domu najlepsze prezenty ze swoich podróży, z wizyt w ruinach pobliskich miast, gdzie zbierał to, co nie zostało zniszczone przez bomby.

Brakuje mi ojca.

Wiedziałby, co powiedzieć, żeby wyrwać ją z tego zaklęcia, ale on nie żyje. Zabity przez Szarlatanów podczas poszukiwania jedzenia dalej od naszej społeczności.

Grupy ocalałych, takie jak nasza, znajdują się w tak zwanych ulach. Małe społeczności, które funkcjonują niezależnie z zasobami, jakie posiadamy. Mój ojciec, który zawsze był mistrzem w nawigacji i geografii, posiadał całkiem niezłe rozeznanie terenu i prowadził wyprawy po zapasy i jedzenie, które często oddalały go od nas na wiele dni.

Mówiono mi, że walczył jak lew i sam załatwił Ragera, zanim oni opanowali go jak kolonię ognistych mrówek. W myślach wyobrażam sobie, że zostały po nim tylko jego kości. Choć nawet te, Ragery czasem zbierają jako trofea.

Wiem to wszystko tylko dlatego, że jeden z mężczyzn z ich obozu jakoś uciekł. Wrócił tutaj, pokryty krwią i ugryzieniami. Doktor musiał go oczywiście uśpić, bo jak już się ugryzie, to jest za późno. Po tym nie ma już powrotu.

Moja matka stawia świecę, pozwalając płomieniowi złapać ścięte włosy, aż te zapłoną w mały ogień, zatrzymany przez porcelanę zlewu. Poza łapaniem moich włosów zlew nie ma sensu, podobnie jak lampy, zmywarka i telewizor stojący w rogu salonu. To wszystko rekwizyty, które dają wrażenie normalności. Życia przed epidemią - życia, którego ja sam nie znam, ale te niepoważne przedmioty zdają się przynosić mojej matce pociechę.

Mój tata powiedział, że kiedyś dostarczały wody i rozrywki ludziom, którzy tu mieszkali. Uważam to za dziwne, biorąc pod uwagę, że siedzą tak cicho w całym naszym domu - przedmioty tak samo bezsensowne jak gruz na ulicach.

Na stłumiony dźwięk, który brzmi jakby dochodził z zewnątrz naszego budynku mieszkalnego, oczy mojej matki rozszerzają się. Jeśli to możliwe, jej ręce drżą jeszcze bardziej, ponieważ zbiera nożyce, szczotkę i chowa je do szafki pod zlewem.

Stukot kieruje moją uwagę w stronę drzwi do łazienki. Za nimi słyszę uderzenie, które rozbija bibeloty, które moja matka przykleiła do ścian w salonie - prezenty z podróży mojego ojca.

Ciągnie moją najmłodszą siostrę, Sarai, bliźniaczkę mojego brata, przed lustro, przeczesując palcami jedwabne loki jej włosów, jakby była w innym świecie. Jej oczy zatracają się w tym akcie, patrząc na nią z góry tak, jak robiła to, gdy zwykła kołysać bliźniaki do snu. "Nie ma czasu. Biorą tylko chłopców". Szepty mojej matki ledwo niosą się nad hałasem po drugiej stronie drzwi łazienki.

"Mamo, co to jest? Kto bierze tylko chłopców?" W końcu zebrałam się na odwagę, żeby zapytać.

Kieruje swoje oczy na moje i po raz pierwszy w ciągu ostatniej godziny widzę w nich coś - cienie, które czają się za porannym błękitem. Moje oczy są zielone, ale nie jest to jasna wiosenna zieleń, raczej matowa zieleń bez wyrazu, która naturalnie ciemnieje w pewnym świetle. W niczym nie przypominają oczu mojej matki. Jej są wystarczająco jasne, by dostrzec w nich zmartwienie. Błyszczą łzami, a jej usta purpurowieją i drżą, jak przed płaczem. Wiem, bo to wszystko, co robiła przez sześć miesięcy, kiedy nie było mojego ojca.

Chwytając moje ramię, wyprowadza moje bliźniacze rodzeństwo z łazienki do swojej sypialni, ciągnąc mnie za trójką, aż zatrzymujemy się za drzwiami. Wciąga mnie do środka, zamykając za sobą drzwi i odwraca się, by stanąć przede mną.

"Przyjmujesz imię swojego ojca. Nie Danielle. Jesteś Danielem. Dbaj o swojego brata. Nie zapominaj, czego ojciec nauczył cię o przetrwaniu. Musisz pozostać przy życiu." Łzy wyciekają po jej policzkach, gdy pieści krótką koronę moich włosów. "Bez względu na wszystko."

Te słowa prześlizgują się po mojej skórze, pozostawiając gęsią skórkę, i chcę ją zapytać, dlaczego mówi do mnie, jakby szła gdzieś, gdzie nie jestem.

Ale nie robię tego.

Jej warga drży, zanim przyciąga mnie do swojej piersi, a jej ciepły oddech pieprzy odsłoniętą skórę na czubku mojej głowy. "Musisz, Dani. I wiedz, że ty, cała ty, jesteś dla mnie najważniejsza. Kocham cię", szepcze. Porzucając uścisk, pochyla się do Abla i całuje jego policzek. "Słuchaj swojej siostry. Rób wszystko, co ci powie."

Abel przytakuje i wyciera łzę z jej policzka. "Będę, mamo".

"Mamo-"

Gromkie bum zatrzaskuje moją uwagę na drzwi sypialni za mną, zanim zerknę z powrotem na matkę. Jej drżące palce wsuwają się w moje, a ona wycofuje nas w kierunku łóżka.

Panika wznosi się do mojego gardła, a pierwsze mrowienie strachu faluje w dół mojego kręgosłupa. "Mamo, kto jest za drzwiami?".

Trzask z tyłu odbija się od ściany sypialni, a w drzwiach stają trzy postacie, ubrane w ten sam czarny mundur. Maski zakrywają ich twarze, z obu stron wystają kanistry, a na biodrach mają akordeonową rurkę, która łączy się ze skrzynką. Dwie głębokie czarne soczewki całkowicie zasłaniają ich oczy.




Rozdział 1 (2)

Nie widzę nawet cala ich skóry, żeby wiedzieć, czy są w ogóle ludźmi, a zimne gałęzie przesączają się przez moje żyły, zamykając mnie w miejscu.

Szepty dryfują przez mój umysł, opowieści, które słyszałem o mężczyznach w czarnych garniturach, którzy kradną dzieci i zabijają ich matki, i zdaję sobie sprawę, że patrzę na koszmar, który uważałem za nic innego, jak tylko opowieść z ogniska.

Podchodzą do mojego brata i mnie, chwytając nas za łokcie znacznie mocniej niż nawet nasz ojciec, gdy tylko byliśmy nieposłuszni.

"Mamo!" Wykręcam się z uścisku, a mój brat wydaje z siebie zawodzenie, gdy jeden z żołnierzy go podnosi.

Obracając się na pięcie, odwracam się do mojej matki, która wycofała się z Sarai w kąt pokoju. Krzyżuje ręce na czole mojej siostry i zamyka oczy. Rozpoznaję ruch jej ust jako Modlitwę Pańską od wielu razy, kiedy wymawiała ją w ciszy.

"Mamo!" Moje mięśnie podskakują z tęsknotą za tym, by pobiec do niej i dać się złapać w ten uścisk razem z moją siostrą, ale kolejny uchwyt, znacznie mocniejszy niż poprzednio, oplata moją szyję, a ja dyszę, gdy odsuwa mnie do tyłu.

Moje ręce podchodzą do gardła, a ciśnienie rośnie w mojej głowie i nosie, wypychając powietrze z płuc. Drapiący materiał ociera się o moją brodę, gdy żołnierz ciągnie mnie za szyję przez cały pokój, zostawiając jednego żołnierza w sypialni z moją matką i siostrą.

Krzyki mojej siostry są dzikie i gardłowe, nie jak skomlenie, ale kiedy jest naprawdę przerażona.

Kiedyś śniły jej się potwory, a obudziła się z tym samym krzykiem w gardle. Tylko mój ojciec potrafił ją uspokoić, kiedy obiecał jej, że nigdy nie pozwoli, by potwór ją skrzywdził.

Wtedy wydawało mi się to dziwne, że nigdy nie powiedział, że one nie są prawdziwe.

Zatrzymujemy się tuż przy łazience, a ten sam pop, który słyszałem wcześniej, jest znacznie głośniejszy, odbijając się od ścian. Kolejny.

Krzyk mojego brata rozbija się na pisk obok mnie, a ja nadal w ramieniu mojego porywacza, podwójnie mrugając.

W pierwszej chwili nawet nie rejestruję, że zastrzelili moją matkę, dopiero gdy widzę, jak czerwień rozlewa się po drewnianych deskach jak rzeka, przesuwając się w moją stronę, jakby sięgając po mnie.

Trzecie pęknięcie.

Węższy strumień krwi ścieka obok pierwszego, gdy dwaj ścigają się w moją stronę.

Ostry ból uderza w moją klatkę piersiową, która jest zimna i napięta, a powietrze gęste w moich płucach. Otwieram usta, by nic nie usłyszeć. Nic poza ciszą i szarpnięciem w gardle, które błaga mnie o płacz.

Dlaczego nie mogę płakać?

Moja matka i siostra leżą w stercie na podłodze. Po tym jak upadły, wydają się niemal skulone w sobie, spokojnie śpiące. Wieczny uścisk.

I stąd wiem, że moja matka odeszła, bo nigdy nie pozwoliłaby, żeby bliźniakom coś się stało. Była tak opiekuńcza, jak tylko matka może być.

Ich kształty rozmywają się za moimi łzami, a płacz, który wybucha z mojej piersi nie jest moim własnym. Brzmi dla mnie obco. Słaby. Przerażony. Najbardziej bolesny dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałam, rozbija się w mojej głowie.

Hałas wokół mnie kurczy się do echa odbijającego się od mojej czaszki.

Wyciągam ręce po matkę, mając nadzieję, że pozostał jeden błysk, jeden mały ruch, który powie mi, że ona wciąż żyje. Że ona i moja siostra się bawią.

Nic.

Matka odpływa ode mnie, gdy jestem wleczona przez pokój, ale nie odrywam od niej oczu. Kopię i kopię piętami w twarde drewno. Ramię owinięte wokół mojej szyi jest wystarczająco blisko moich ust i zaciskam na nim zęby, zaskoczona, kiedy zaledwie zsuwają się z nieprzeniknionej tkaniny. Walczę o jeszcze jedną chwilę z matką. Jeszcze jedno spojrzenie, by zapamiętać jej oczy, takie same jasnoniebieskie jak mojej siostry, Sarai.

"Puść mnie!" słyszę, jak krzyczę, ale wszystko jest odległe, jakby mówił ktoś inny.

Za rogiem zarówno moja matka, jak i siostra znikają mi z pola widzenia, a krzyki brata przywracają mi ostrość. Salon prześlizguje się po moich peryferiach, a mój umysł błaga mnie, żebym coś wzięła. Cokolwiek.

Na stoliku do kawy leży książka, którą moja matka często czytała nam przed snem. Harry Potter i Kamień Czarodzieja. W jej czasach była to ulubiona pozycja, więc kiedy mój ojciec wyciągnął ją z torby po jednej z wycieczek, tańczyła po domu z podniecenia.

Wbrew uciskowi na gardło sięgam po książkę i przywieram ją mocno do piersi.

Trzymający mnie potwór pręży się do niej, ale ja mocniej oplatam ramiona, aż walka ustępuje.

I być może inne potwory się zorientowały, bo jeden z nich oferuje mojemu bratu wypchanego królika leżącego na podłodze. Należy on do jego zamordowanej bliźniaczki, Sarai, i choć łagodzi nieco jego krzyk, jego ciałem wciąż wstrząsają ciężkie łkania i szlochy.

W moim żołądku zaciska się pięść szoku, gdy potwory maszerują w dół po schodach mieszkania, w którym mieszkamy, dalej od mojej matki i siostry.

Patrzę przez barierkę na linię chłopców - niektórych starszych, niektórych bardzo młodych, jak Abel - schodzących po spiralnej klatce schodowej naszych mieszkań.

Wychodzimy na zewnątrz na światło i jesteśmy zmuszeni do stania ramię w ramię, aż do momentu, gdy stoimy w linii prostej. Obracając głowę w lewo, potem w prawo, zauważam, że jestem jedyną dziewczyną w kolejce. Każda głowa z krótkim zarostem należy do chłopca lub mężczyzny.

Abel stoi przede mną i trzyma się mojej nogi, a królik wciąż dynda mu na ramieniu.

Po drugiej stronie drogi lustrują nas kolejni chłopcy, w sumie może piętnastu. Każdy z nich wygląda na zdumionego i nie na miejscu.

Wiem, że za mną jest aleja, która przylega do płotu, z dziurą i ruinami miasta po drugiej stronie. Kiedyś było to Las Vegas. Teraz to tylko kupa żużlu i gruzu, którą ja i moi przyjaciele czasem lubimy zwiedzać. Mógłbym pobiec, ale Abel nigdy nie nadążyłby, a mnie spowalniałyby próby niesienia go.

Zamieszanie po lewej stronie kieruje moją uwagę w stronę Thomasa, chłopaka z mojej szkoły, który właśnie to robi. Moje mięśnie płoną z chęci podążenia za nim i muszę ścisnąć ramię Abla, żeby nie wyrwać się z szeregu.




Rozdział 1 (3)

Jednak dźwięk zamraża mnie w miejscu. Ten okropny dźwięk, który na zawsze mnie przerazi, i odwracam się, by znaleźć Thomasa rozłożonego na chodniku w alejce z czerwoną rzeką śmierci płynącą z jego głowy.

Był w moim wieku.

Tylko czternaście.

Jąkał się w klasie i bał się grać w piłkę kopaną z chłopakami na przerwie, więc często przesiadywał na huśtawkach z moją najlepszą przyjaciółką, Kiarą, i mną, która, jak się domyślam, nie żyje, chyba że jej matka też ogoliła głowę. W szkole nazywali go tchórzem, ale dziś myślę, że to najodważniejszy chłopak, jakiego znałam, bo ja na pewno nie mam odwagi, żeby teraz uciekać.

Jego śmierć wywołuje niski szum mamrotów. Niektórzy z pozostałych chłopców nawet szlochają za nim.

Zimno, które od dawna mnie ogarnia, obladza moje mięśnie, tak że nie mogę nawet mrugnąć, a co dopiero płakać. Moje otoczenie zamieniło się w sen, a głowa nie pozwala mi uwierzyć, że jest prawdziwy.

Nic z tego nie jest prawdziwe.

Kiedy znów staję twarzą do przodu, jeden z mężczyzn w czarnych garniturach stoi przede mną, wpatrując się we mnie. Przechyla głowę, a ręka w rękawiczce sięga po mój podbródek. Chwytając każdą ze stron mojej twarzy, prowadzi moją głowę w lewo, a następnie w prawo, badając mnie. Pomimo rozgałęziającego się w moich żyłach zimna, moje dłonie są spocone. Alarmy biją w moich myślach, ostrzegając mnie, że on się dowie, że jestem dziewczyną, a ja będę leżała w rzece krwi, tak jak Thomas. I moja matka.

Sekundy mijają w moim umyśle, gdy czekam, aż nazwie mnie zdrajcą. Kłamcą.

Zamiast tego jego ręka opada, a on krąży palcem w powietrzu.

W następnym oddechu chwyta mnie za ramiona, przekręcając mnie tak, bym był zwrócony plecami do chłopca przede mną, a Abel nas rozdziela, i w jednym szeregu idziemy do przodu.

Na końcu drogi siedzą trzy duże ciężarówki, każda przykryta głęboko zieloną plandeką, która połyka linie chłopców do brzucha każdego pojazdu. Jeden z potworów podnosi Abla, który wyciera nos o królika Sarai. Wciągam się za nim do ciężarówki i prowadzę go w kierunku jednej z ławek wyłożonych wewnątrz kabiny ciężarówki. Abel wspina się na ławkę obok mnie i wtula swoją twarz w mój bok, podnosząc moje ramię, by go objąć. Jego ciało nadal drży, ale łzy uspokoiły się do chlipania i okazjonalnej czkawki.

Po przeciwnej stronie mnie siedzi starszy mężczyzna. Ten, który wygląda nie na miejscu wśród wszystkich młodszych chłopców, a kiedy wpatruje się we mnie, marszcząc brwi, przypominam sobie dlaczego. Instynktownie przesuwam dłonią po kosmyku włosów, który kiedyś sięgał mi do połowy pleców. Po raz pierwszy od kilku minut znów mam ochotę się rozpłakać.

Rozpoznaję mężczyznę z aptek, w których moja matka handlowała ziołami. Zawsze uważałam go za wrednego, zrzędliwego starego pryka, który często kłócił się z moją matką o zastosowanie niektórych leków.

Jakby to miało teraz jakiekolwiek znaczenie.

Myśl o mojej matce wywołuje kolejne szarpnięcie w gardle, a ja trzymam wzrok zamknięty na dłoni spoczywającej na szczycie książki na moich kolanach.

"To była ognista kobieta, twoja matka. Pełna ducha i hartu ducha." Głos starego człowieka przyciąga moje spojrzenie do jego, jego miękki ton łapiąc mnie przez zaskoczenie. "Na lepsze miejsce, ta".

"Gdzie?"

"Niebo. Jeśli wierzysz w takie rzeczy."

Czy ja? Czy kiedykolwiek wierzyłem, że mój ojciec jest w niebie? Jako pobożna katoliczka, moja matka wierzyła w takie rzeczy, ale czy ja mogłam?

"A ty?"

Jego klatka piersiowa wznosi się wraz z oddechem, a jego ramiona chudną na wydechu. "Muszę."

"Dlaczego?"

"'Dobrze jest w coś wierzyć. Utrzymuje cię przy życiu, kiedy wszystko inne zniknęło."

Staram się nie pozwolić, by ciężar tej myśli napierał na mnie, bo wiem, że mnie zmiażdży. Nie wszystko przepadło, mimo wszystko. Wciąż mam Abla. "Kim są ci ludzie? Dlaczego zabijają tylko kobiety i dziewczynki?"

"Miłosierdzie, jak przypuszczam".

"Za co? Gdzie nas zabierają?"

Kiwa głową w stronę mojej książki. "Lubisz czytać?"

Zerkam w dół i z powrotem, chwilowo zdezorientowany, że nie pofatygował się, by odpowiedzieć na moje pytanie. "Tak. Czytam i piszę opowiadania".

Bycie dobrze czytającym nastolatkiem to w dzisiejszych czasach niemal oksymoron. Nikt nie ma czasu na czytanie, próbując utrzymać się przy życiu tutaj, ale moja matka nalegała, żebym się uczył, tak czy inaczej. Jestem anomalią - słowo, którego większość moich rówieśników nie znałaby znaczenia.

"A w tej książce, czy dobro pokonuje zło?"

Kiwam głową, przypominając sobie ostatnią scenę, którą przeczytała mi matka.

"Miejsce, do którego idziemy ... nie ma tam nic dobrego." Odwraca twarz od mojej, a marszczenie jego brwi, ponury wyraz twarzy, wzbudza tonące uczucie w moim żołądku. "Ty trzymaj się tej książki. Trzymaj się swoich historii. Bo w końcu są one wszystkim, co mamy."




Rozdział 2 (1)

==========

Rozdział 2

==========

Wren

Kiedyś przeczytałem, że skorpion mógłby przetrwać wojnę nuklearną. Ta myśl mnie rozśmieszyła, wyobrażając sobie jakiegoś przesiedlonego robala, który skrada się po ruinach, próbując dowiedzieć się, co do cholery stało się ze wszystkimi.

W jednej chwili jesteś przynętą na buty, w następnej jesteś jedyną rzeczą, która ma nogi.

Ten sam artykuł postulował, że ludzie nie przeżyją więcej niż sto dni w czasie apokalipsy zombie. Najzdolniejsi do przetrwania przeżyliby, ale z dużymi szansami na zarażenie się lub zjedzenie żywcem. Nie byłoby też drugiego pokolenia, ponieważ ciężarna kobieta próbująca uciec przed Ragerem byłaby śmieszna, gdyby nie była tak makabryczna.

Ludzie zostaliby wymazani z powierzchni ziemi, a świat pozostałby w rękach szwędających się mięsożerców i kilku naprawdę zdezorientowanych skorpionów.

Chyba ci uczeni nie obstawiali, że pewien potentat rynku nieruchomości wykorzysta jedną z największych farm paneli słonecznych na zachodnim wybrzeżu i zbuduje z niej całą społeczność. Otoczoną wielkim murem, który w końcu zbudował, by utrzymać wszystko i wszystkich na zewnątrz.

Za miesiąc będę obchodził swoje osiemnaste urodziny. Ponieważ jestem ocalałym w drugim pokoleniu.

Nazywają to Erą Odrodzenia - dosłownie, próbują odrodzić populację. Nawet jeśli spora część świata została wymazana przez jedną zarazę, to nie ta jedna jedyna rzecz zredukowała nas do ułamka tego, czym byliśmy kiedyś. Elektrownie atomowe wyciekły, linie gazowe eksplodowały, całe miasta stanęły w ogniu, ponieważ ludzie chorowali i nie mogli ich utrzymać. Gangi i przestępcy wzniecili zamieszki, próbując ustanowić kontrolę nad upadłymi miastami, zabijając się nawzajem. Byli też ludzie, którzy chorowali na nieuleczalne choroby, tacy, którzy umierali z niedożywienia, i niezliczeni inni, którzy popełniali samobójstwa.

Około tuzina katastrof upakowanych w jedną dekadę.

Wysuszony, chrupiący pancerz siedzi w mojej dłoni, a ja spoglądam w dół na smażonego skorpiona, mój język łaknie słonego tang Papa sezonów nad nimi, i pop go do ust. Chłopcy z mojej społeczności mówią, że skorpiony nie są damską przekąską, cokolwiek to znaczy. Kiedy świat idzie do piekła, wszystko staje się jadalne.

Jasne, mamy jedzenie, ale skorpiony to przysmak - zwłaszcza, że te pochodzą z drugiej strony muru.

I są dobrym przypomnieniem, że życie nie zawsze jest przewidywalne.

Wyciągam z plecaka butelkę z wodą i odchylam ją, obmywając słony smak z języka. Na pustyni niedobór wody jest sposobem na handel - sposobem na nakarmienie rodziny lub zdobycie zapasów potrzebnych do jej obrony. Wewnątrz murów, gdzie mieszkam, woda jest jedynie atutem życia w Szolen Farms. Tak nazywamy naszą małą społeczność, liczącą około dwóch tysięcy, mniej więcej. Została nazwana na cześć założyciela, jak na ironię, syna niegdyś miliardowego potentata naftowego, zanim uderzyła w nią pogłębiarka. Jego ojciec, najwyraźniej, wyrzekł się go za inwestowanie w samowystarczalny projekt.

Teraz jest to oaza dla piekielnego świata za murem.

Mamy tu kliniki, szkoły, małe jadłodajnie, piekarnie, farmy. Mamy nawet samochody i motocykle - wszystkie zasilane energią elektryczną dostarczaną przez ogromną farmę paneli słonecznych, która jest pilnie strzeżona przez wszystkie godziny dnia. Handel jest naszą walutą i na szczęście dla mnie, Papa jest jednym z niewielu lekarzy, co czyni go bardzo pożądanym członkiem.

Zdziesiątkowanie poza murami to świat, o którym słyszymy tylko od nielicznych odważnych, którzy wyruszają po okazjonalne zapasy. Na przykład rośliny lecznicze, które Papa zbiera czasem w ciągu dnia, gdy Szarże są najbardziej widoczne.

Ci z nas, którzy są wewnątrz, żyją stosunkowo spokojnie, ponieważ przemoc może doprowadzić do śmierci. Cóż, każde niestabilne zachowanie, które może być nawet mylone z The Dredge, może doprowadzić do śmierci.

Jest miło. Świetne miejsce do życia, jak sądzę.

Jednak z jakiegoś powodu, druga strona mnie wzywa.

Mówi mi, że jest nam zbyt wygodnie w świecie, który dąży do wyeliminowania ludzkości. I że pewnego dnia? Wszyscy będziemy mieli nieprzyjemne przebudzenie, gdy Łowcy, lub inne zagrożenie, będą na tyle sprytni, by naruszyć ten mur.



Z naszego domu widać kominy wznoszące się ku chmurom, a ponieważ mówi się nam, że w Martwych Ziemiach nic nie istnieje, uważam to za ciekawą obserwację.

Takie, które aż prosi się o zbadanie.

'Ograniczony' to duży znak przymocowany do drutów kolczastych, które otaczają cały obwód drzew poza nim. Dla większości to ostrzeżenie jest wystarczające, by trzymać ich z dala.

Ja jednak nie jestem większością.

Byłem w środku już kilka razy, ale nigdy nie udało mi się dotrzeć do ściany z tyłu. To jedyne miejsce w obrębie wspólnoty, gdzie drzewa przylegają do krawędzi - są na tyle wysokie, że można się na nie wspiąć i zobaczyć drugą stronę. Jest to również jedyna część, która nie jest strzeżona, co czyni ją dla mnie podwójną ciekawostką.

Druty są naładowane prądem o napięciu wystarczającym do wypalenia moich wnętrz, więc kiedy składam gałąź zakończoną widłami, aby podnieść górny drut na tyle, by móc się przez niego wspiąć, drżą mi ręce. Dopiero niedawno otrzymałem pozwolenie na wędrówkę poza fazę drugą. Jednak północna strona gminy, a zwłaszcza ten las, to zakaz. Papa sam by mnie zabił, gdyby wiedział, że znów zapuściłam się w głąb, ale dzięki słońcu wysoko na niebie mogę wrócić przed zapadnięciem zmroku, a ponieważ udało mi się zdążyć na kolację, nigdy nie będzie niczego podejrzewał.

Z około ośmiu tysięcy akrów, które tworzą naszą zamkniętą społeczność, ta część stanowi czterdzieści akrów lasu stworzonego przez człowieka. Odizolowane miejsce w obrębie murów, całkowicie poza granicami.

I jeszcze nie odkryłem dlaczego.

Uważając, by żadna część mnie nie dotknęła drutów, które nucą melodię śmierci, gdy się między nimi czołgam, kładę dłoń na trawy po drugiej stronie i wstrzymuję oddech. Najmniejsze szarpnięcie, a mógłbym złapać się jednej z kolców, trzymając się ogrodzenia, gdy ono poraża moje wnętrze popiołem. Jednym szybkim pchnięciem przetaczam się na drugą stronę.




Rozdział 2 (2)

Bezpiecznie.

Dziwny zapach miesza się z zapachem wilgotnej szczotki, jak palone włosy lub mięso na otwartym ogniu. Czuję go w nosie, gdy rozglądam się dookoła i pozwalam, by gęsty zagajnik drzew pochłonął mnie pod całunem wysokich gałęzi. Lasy takie jak ten nie istnieją naturalnie na pustyni, wypełnione są starannie wyhodowanym asortymentem drzew owocowych - moringa, czyli drzewo podkowiaste, mnóstwo figowców, jujub i granatów. Jak wszystko inne tutaj, wydaje się sztuczne i nie na miejscu.

Uroczy mały bajkowy las, otoczony kilometrami piekielnej suszy.

Pomysł był taki, żeby wykorzystać jak najwięcej ziemi do zbierania owoców, a na południowym krańcu kompleksu siedzi kilka gajów, z których zbierane są częściej. Jak mówi Papa, zaczęło się to jeszcze przed bombami, w ramach programu zalesiania gminy ściekami - sposobu na to, by nie uszczuplać i tak już deficytowego źródła wody poprzez nawadnianie odpadami.

Bujna zieleń, wysoka i krótka, przyciąga moją uwagę, gdy zagłębiam się w las.

Dźwięk łapie moje ucho - niski i droning, cichy, ale stały. Instynktownie zatrzymuję się, skanując pnie drzew.

Nic.

To nigdy nie jest nic, a nienaturalny dźwięk wciąga mnie głębiej w las w poszukiwaniu jego źródła.

Przy biodrze mam myśliwski nóż, który tata dał mi na nasze wyprawy, a u boku zrobioną przez niego chustę pasterską, podobną do tej, której użyto do pokonania Goliata w Biblii. Jeśli kiedykolwiek znajdę się po drugiej stronie tego muru, tata mówi, że nigdy nie zabraknie mi amunicji ze wszystkich skał i gruzu.

Kolejna rzecz, która nie jest zbyt kobieca, jak sądzę.

Podobno w czasie wojny rodzi się więcej chłopców, a w moim pokoleniu na każdą dziewczynkę przypadały dwie. Gdybym była bardziej podobna do dziewcząt w moim wieku, pewnie przesiadywałabym we wspólnych pomieszczeniach z resztą z nich, albo wymykałabym się do jednego z niezamieszkałych domów z chłopcami na seks, bo zdaje się, że to właśnie robią dla zabawy. Dwu- i trójkąt z jedną dziewczyną nie jest niczym niezwykłym. Nie można powiedzieć, czy jest to zgodne, czy nie, ponieważ wszyscy opanowali sztukę ukrywania plotek, które mogłyby zaszkodzić czyjejś reputacji. Rywalizacja między mężczyznami wystarczy, by dziewczyna chciała zostać zakonnicą.

A może tak jest tylko w moim przypadku.

W ogóle nie jestem taka jak oni, dlatego ich unikam. Nie noszę ubrań, które oni noszą, nie chodzę do ich szkół, ani nie przejmuję się trywialnymi rzeczami, które oni robią.

W większości uczę się w domu i przeczytałem prawie wszystkie książki w lokalnej bibliotece.

Tak jak oni przedzierają się przez swoją historię i łacinę, mnie uczono jak przetrwać na tych surowych ziemiach. Wiem, jak zasadzić ogród z nasion i znaleźć wodę w niekończących się kilometrach ziemi i skał.

I choć oni uważają, że takie lekcje są niepoważne w tym miejscu, ja myślę, że są anemicznie przygotowani do realiów życia.

Dotarcie na drugą stronę lasu zajmuje około pół godziny, a wysokie betonowe bloki muru otaczają nasz związek. Niesławna bariera dla Martwych Ziem, która odgradza od nich Łobuzów i każdego innego, kto jest choć trochę zainfekowany Dredgem. Chociaż Ragery nie są często widywane tak daleko na pustyni, okazjonalne strzały słyszane w nocy potwierdzają, że są tam.

Droning hum hum jest tutaj głośniejszy, a wyraźne kliknięcie wywołuje dreszcz w moim kręgosłupie. To chrzęst ich zębów, gdy natkną się na jedzenie. Coś w rodzaju dzwonka na obiad dla innych, tuż przed tym jak wpadają w szał karmienia. Nie wiem, skąd tak dobrze to znam, po prostu znam. W koszmarach często poprzedza moment, w którym wyskakuje Rager, a ja budzę się zlany zimnym potem. Nawet teraz, pusta kipiel w moim żołądku mówi mi, że ten przerażający dźwięk wstrząsnął mną do samych kości.

Jednak nadal muszę widzieć.

Rozglądam się w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak posterunku strażniczego, który mógłby znajdować się w koronach drzew. Po przeciwnej stronie osiedla, w którym mieszkam, znajduje się znacznie mniejszy szpaler jaworów, które niosą wyglądające jak forteca platformy, z których strażnicy czuwają przez wszystkie godziny dnia. Zgaduję, że już znalazłbym się na ich celowniku, gdyby ten odcinek był odpowiednio strzeżony.

Według Papy, mamy dwa zbrojne oddziały-Pośredników, czyli mężczyzn, którzy pilnują muru i paneli słonecznych, z których wielu, jest stosunkowo przyjaznych. Za murem są ci, z którymi nigdy nie rozmawiałem, znani jako Legion.

Bardziej agresywni niż nasi Mediatorzy.

Szukają Ragerów, polują na nich i powstrzymują maruderów przed wtargnięciem do naszej społeczności z zewnątrz. Jeśli Mediatorzy są naszą obroną, to Legion jest ofensywą. Czasami sprowadzają ocalałych, którym udało się uniknąć infekcji, ale głównie zabijają. Ubrani w czarne uniformy z maskami na twarzach, nie wyglądają na ludzi, w ogóle.

Nie mają żadnej tożsamości. Żadnej osobowości.

Rzadko ich widuję, bo mieszkają po drugiej stronie muru, ale czasami, gdy przemaszerowali, udało mi się rzucić okiem na tyle, by zachować dystans.

Wychylam brodę ku niebu, w stronę, gdzie liście górującego nade mną jaworu sięgają do okolicznych drzew. Las nie jest tu tak gęsty, a rozległa luka, wypełniona przez nawłocie i roślinność leśną, mówi mi, że drzewo stało na długo przed wybudowaniem muru.

Opierając stopę o korę, podskakuję, by złapać się gałęzi i podciągnąć się. Wspinaczka jest dla mnie czymś naturalnym, a na terenie gminy znajduje się wiele skalnych wzniesień, które każdego dnia sprawdzają moją wytrzymałość. Część mnie czuje się tak, jakbym się do czegoś przygotowywał, jak gdyby Papa mnie przygotowywał, tak jak nalega, żebym wiedział jak najwięcej o krajobrazie. Robimy nawet od czasu do czasu ćwiczenia survivalowe, ale jeszcze nie zabrał mnie ze sobą za mur, do Martwych Ziem. Mówi, że nie jestem jeszcze gotowa.

Oczywiście, nigdy nie będę całkowicie gotowy, dopóki nie wyjdę poza mur.

Zapach płonącego mięsa uderza w mój nos, powodując chęć zakneblowania gardła. Wciągam się na grubą i mocną gałąź, żeby złapać oddech i odwracam się w stronę szczytu ściany, która znajduje się na wysokości oczu. Jeszcze jedna gałąź w górę i widzę ponad krawędzią bariery.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Uszkodzone dusze"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści