Kochanie z daleka

Rozdział 1 (1)

==========

ROZDZIAŁ PIERWSZY

==========

Knox

7 lat temu

Oparłem się o lodówkę i wziąłem kilka markowych napojów gazowanych. Alkohol byłby lepszy - tydzień finałowy był do dupy, ale nie było szans, żeby pani Anders się na to zgodziła.

Ryker? Jasne, miał 21 lat.

Ale ja miałam jeszcze dwadzieścia lat przez kolejne sześć miesięcy. To była wieczna klątwa za pominięcie drugiej klasy - byłem w tej samej klasie co moi przyjaciele, ale zawsze o rok młodszy.

"Hej, Ry, możesz mi podać butonierkę Vica?" zapytał zza pleców lekki, kobiecy głos. Mój puls skoczył w odpowiedzi.

Robotycznymi ruchami chwyciłem przezroczyste pudełko z białą różą z drugiej półki i stanąłem na całej swojej wysokości.

Czułem, jak jej nieciągły oddech przebiega przez każdy nerw w moim ciele, gdy powoli się odwróciłem, jej widok sprawił, że moje palce się wygięły, mój uchwyt wgniótł boki felernego plastikowego pudełka.

"Knox." Jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu, a ona dokończyła moje imię z tym zadyszanym przeczuciem, które nigdy nie zawiodło, by kopnąć mnie w brzuch.

"Harper," odpowiedziałam, jakoś formując słowo bez połykania języka.

"Ja...nie zdawałam sobie sprawy, że tu jesteś". Jej długie blond włosy były upięte w jakimś miękkim układzie, który błagał o ręce, aby tunelować przez nie, a jej sukienka bez ramiączek - ten sam niebiesko-zielony kolor jej oczu - przytulała każdą cholerną krzywiznę na swojej drodze do podłogi.

Harper nie była już tą małą dziewczynką, która chodziła za nami po remizie, gdy dorastaliśmy. Miała teraz osiemnaście lat. W pełni dojrzałą kobietą w drodze na swój bal maturalny.

Była też młodszą siostrą mojej najlepszej przyjaciółki.

Małą siostrą. Dokładnie tak powinienem był o niej myśleć, biorąc pod uwagę, że spędziłem większość moich nastoletnich lat w tym właśnie domu, ale moje myśli nie były braterskie, gdy śledziłem nabrzmienie jej piersi podnoszące się z każdym jej oddechem. Jej usta były pełne i błyszczące, skóra nieskazitelna, a rzęsy niemożliwie długie. W ciągu ostatniego roku z pięknej - zawsze była piękna - stała się... wspaniała. Naprawdę kurewsko wspaniała.

A ja się gapiłem.

Mów.

"Właśnie dziś wróciłem. Przyjechałam z Rykerem." Zsunąłem butonierkę i napoje gazowane na ladę i oparłem się o nią plecami, spijając jej widok.

Nie byłem nieświadomy wpływu, jaki zawsze na mnie wywierała. O nie, byłem z tym aż za dobrze zaznajomiony, ale trzymałem ręce z dala od Harper z trzech powodów. Pierwszym było to, że nie mogłem sobie pozwolić na wkurzenie Rykera - on i nasz najlepszy przyjaciel, Bash, byli jedyną rodziną, jaka mi została oprócz babci. Drugi powód? Miałem społeczną i prawną kartotekę długą na milion mil w tym mieście, która dowodziła, że nie byłem wystarczająco dobry, by być kimś innym niż jej przyjacielem. Trzeci? Miałem zamiar zostać strażakiem, tak jak nasi ojcowie, tak jak Bash, a Harper nie chciała mieć z tym nic wspólnego.

Nie żebym mógł ją winić. Minęły tylko cztery lata od czasu, gdy pożar Legacy Mountain spalił nasze miasto i naszych ojców na popiół.

"Racja." Błysnęła chwiejnym uśmiechem i potrząsnęła głową. "To znaczy, wiedziałam, że jesteś w domu, tylko nie wiedziałam, że jesteś w naszym domu." Wygarnęła, jej policzki zaróżowiły się. "Nie, że nie powinieneś być w naszym domu. Oczywiście, że powinnaś. Zawsze dość dużo tu mieszkałaś i zawsze jesteś mile widziana, wiesz o tym. Heck, masz klucz. Po prostu nie zdawałam sobie sprawy, że jesteś...no wiesz, tutaj." Skończyła swój bełkot i zasznurowała palce przed sobą.

Boże, tęskniłem za nią. Nie było sensu walczyć z moim uśmiechem. Uwielbiałem to w niej - gaworzenie. Dla wszystkich innych w naszym maleńkim rodzinnym miasteczku Legacy w Kolorado Harper była chłodna, pewna siebie i całkowicie władcza. Ale kiedy znaleźliśmy się w odległości dziesięciu stóp od siebie, stawała się zdenerwowana. Musiałem przyznać, że lubiłem być w stanie zdenerwować królewnę naszego małego balu. Przez połowę czasu, pieprzyłem się z nią tylko po to, żeby ją zdenerwować. Była moja w sposób, w jaki nikt inny nie był, aby denerwować, pogarszać, chronić, a nawet uwielbiać... ale nigdy nie dotykać.

"Wyglądasz pięknie."

"Dziękuję." Ona wygładziła swoje ręce nad wysokim, klejnotem talii jej sukni, aby osiedlić się na jej biodrach. "To noc balu."

"Zauważyłam."

Szła do przodu przez kuchnię, sięgając obok mnie po małe plastikowe pudełko. Harper była kurewsko drobna, o całą stopę niższa od mojego wzrostu sześć stóp trzy, i nawet gdy miała na sobie obcasy, górowałem nad nią.

Zerknęła na zegar na kuchence i przełknęła ciężko. "Już prawie czas." Jej ręka drżała, gdy zsuwała srebrną gumkę wokół pudełka, a następnie wyskakiwała z plastikowych guzików.

Coś tu było nie tak.

"Dlaczego jesteś zdenerwowana?" Zapytałem cicho, wiedząc, że Ryker wejdzie w każdej sekundzie, a ona się zatrzaśnie.

Jej spojrzenie przeleciało do mojego, te niebiesko-zielone oczy zabiły mnie jak żadne inne przez całe trzy lata mojego pobytu w Boulder. Nie to, że nie było dziewczyn - zawsze były dziewczyny - ale żadna z nich nie oddziaływała na mnie tak jak Harper i to było cholernie niepokojące. Gdyby była kimś innym...

Przestań.

Włożyła pudełko.

"Harper, dlaczego jesteś zdenerwowana?" powtórzyłem.

"Nie jestem", bezczelnie skłamała, chwytając boutonniere z podłogi, zanim zdążyłem. Nadal było lekkie drżenie jej rąk, gdy odłożyła pudełko z powrotem na ladę, ale wyprostowała ramiona i przechyliła podbródek, gipsując plastikowy uśmiech na jej twarzy, który ustawił moje zęby na krawędzi. "Miło cię widzieć, Knox."

Odrzuciła mnie i odeszła, kierując się w dół korytarza.

Pozwolić jej odejść.

Ale nie mogłem. Coś ewidentnie ją trapiło.

Wbrew mojemu lepszemu osądowi, poszedłem za nią w dół korytarza, a następnie oparłem się o otwartą framugę drzwi łazienki na dole, gdy sprawdzała swój i tak już perfekcyjny makijaż i przeglądała zawartość małej torebki.

"Co, Knox?" trzasnęła, jej spojrzenie spotkało się z moim w lustrze.

"Dlaczego jesteś zdenerwowana?" zapytałem ponownie. "I tym razem nie kłam".

Jej oczy wypluły ogień z powrotem na mnie.

Zdenerwowana.




Rozdział 1 (2)

"Czy to ten facet?" Wszedłem do łazienki, a ona cofnęła się, jej plecy obijając się o wieszak na ręczniki w małej przestrzeni. Potem zamknąłem drzwi i oparłem się o nie. "Jest nas tylko dwoje i obiecuję, że nie powiem Ry, ale proszę, powiedz mi, dlaczego trzęsły ci się tam ręce. Noc studniówkowa ma być zabawna."

Jej usta zacisnęły się. "Tak jak bawiłeś się potem z Angie Crawford?"

Zamrugałam. "Skąd wiedziałabyś-"

"Nie jestem idiotką, Knoxville Daniels." Jej ręce skrzyżowały się pod piersiami.

I oto było - imię, którym nikt inny nie odważył się mnie nazwać, ale Harper rzucała je wokół siebie, jakby było jej. W pewnym sensie, chyba tak było.

"Ok, cóż, miałem... dobry czas z Angie," zgodziłem się. Bardzo dobry czas, gdzie oboje skończyliśmy nago na brzegu jeziora Hawkins- "Czekaj. Myślisz, że ten facet będzie cię naciskał na seks? Bo ja, kurwa, zabiję..."

Jej ręka znalazła się na moich ustach szybciej niż zdążyłem skończyć. "Shhh! Jeśli Ryker cię usłyszy, umrę jako dziewica".

Czekaj. Co? Zgodziłem się na ten plan.

Spojrzała na mnie. "Nie żartuję. Zajęło mi wieczność znalezienie faceta, który wziąłby mnie dziś wieczorem, który nie bałby się waszej trójki, a ty tego nie zrujnujesz." Powoli opuściła rękę. "Jest wystarczająco źle, że Bash będzie tam z Emersonem, co oznacza, że będę musiała unikać mojego najlepszego przyjaciela przez całą noc".

"Jesteś dziewicą?"

"Głośno o tym fakcie, prawda?"

"Może." Do diabła tak, byłam. Harper mówił dobrą grę, stale dokuczając Emerson, że musi skoczyć Bashowi - który w zasadzie zgrzytał ręką, czekając na osiemnaste urodziny Em. "Chyba myślałam, że z tego jak mówisz..."

Wygięła brew w moją stronę. "Że byłam doświadczona?"

"Że stanowczo panowałaś nad swoją seksualnością" - poprawiłam, wiedząc, jak szybko Harper potrafi obrócić na mnie zdanie.

"Och, jestem. Mocno kontroluję to, czego chcę i jak zamierzam to zdobyć. Ale Ryker, i Bash, i... ty" - wbiła palec w moją klatkę piersiową - "odstraszyliście prawie każdego faceta w Legacy High, zanim wyjechaliście na studia. Wy trzy jesteście jak pole siłowe śmierci, więc nie miałam dokładnie okazji, a teraz idę na swój bal maturalny niewydarzona dziewica z facetem, który jest o wiele bardziej doświadczony, według jednej czwartej dziewczyn w klasie maturalnej, więc tak, może trochę się denerwuję, że będę w tym kiepska, a on będzie wiedział, że jestem...". Potrząsnęła głową.

"Dziewica", powtórzyłem, zastanawiając się, kogo nie udało mi się odstraszyć od Harper. Nasza trójka była dość cholernie dokładna w liceum, które szczyciło się zaledwie kilkuset uczniami. Czekaj...czy ona powiedziała unkissed?

"Dlaczego ciągle powtarzasz to słowo?"

"Bo jesteś." Wzruszyłem ramionami.

"Nie na długo. To jest ta cała wymarzona randka, prawda? Utrata tego w noc balu?"

Uwierzyłbym w jej brawurę, gdyby jej głos nie uderzył, a jej warga nie drżała lekko.

"Nie dla wszystkich. Powinno się czekać, aż się zakochasz. To jest marzenie." I to było to, na co zasługiwała.

"A ty byłeś zakochany w Angie Crawford?" Czy to była zazdrość w jej tonie?

"Nie. I ona nie była moją pierwszą". Ani moją drugą.

Usta Harper opadły otwarte na sekundę, zanim je zatrzasnęła. "Ile ich było? Czy kochałaś swoją pierwszą?"

To proste pytanie czuło się obciążone, i nie tylko dociekliwe, ale intymne. "Nie", odpowiedziałem zgodnie z prawdą. "Nigdy nie byłam zakochana". Nie byłam do tego zdolna. "A moje liczby nie są niczym, do czego można by dążyć".

Jeśli cokolwiek, były dowodem na to, jak nieodwołalnie spieprzony byłem, biegając przez dziewczyny jak woda, zawsze szukając czegoś, czego nie mogłem znaleźć, wychodząc, zanim ktoś inny miał szansę.

Jej postawa zmiękła. "Cóż, przynajmniej nie jesteś niecałowaną dziewicą, prawda?". Zmusiła się do lekkiego śmiechu. "Nie byłeś zdenerwowany w noc balu".

"Harper," wyszeptałam, mój żołądek skręca się, nienawidząc wszystkiego o tym, jak się teraz czuła. "Czy chcesz, żeby ten facet był twoim pierwszym...wszystkim?" Zignorowałem ból w mojej klatce piersiowej, który krzyczał dla niej, aby zaprzeczyć.

Jej spojrzenie darted do ściany, jak ona zaoferowała trochę wzruszyć.

"Nie powinieneś się tak czuć." Delikatnie podniosłem jej brodę, aż zamknęliśmy oczy. Była zbyt cholernie piękna dla własnego dobra. Zbyt inteligentna, i miła, i ognista, i cholernie doskonała. Kimkolwiek był ten cholerny facet, nie zasługiwał na żadną część jej osoby. Nie żebym ja też zasługiwał. "Całowanie... seks nie polega na tym, żeby mieć to już za sobą. Chodzi o wzajemne potrzeby, pragnienia i pożądanie. Chodzi o pragnienie czegoś - kogoś - tak bardzo, że nie ma innej opcji niż wziąć go w ręce. Jeśli masz szczęście, chodzi o miłość i używanie ciała do komunikacji, a nie tylko brania. Jeśli jesteś tak zdenerwowana, to nie marnuj czegoś tak cennego jak twój pierwszy pocałunek - twój pierwszy raz - na jakiegoś faceta, którego jedyną cechą jest to, że nie boi się Basha i Rykera."

"Albo ty", poprawiła.

Pierwotny wstrząs ochronności, którego nie miałem prawa czuć, podskoczył w górę mojego kręgosłupa. "Tak, cóż, powinien się mnie bać. Jeśli zrobi jedną rzecz, której nie chcesz, to go kurwa zniszczę - Bash i Ryker niech będą przeklęci. Wszystko, co musisz zrobić, to zadzwonić, a ja będę tam, aby go wykończyć."

Nikt nie zamierzał jej dotykać bez jej udziału z całego serca. Cholera, nie chciałem, żeby ktokolwiek ją dotykał, kropka, ale to nie była moja decyzja. Nie miało znaczenia, że każdy instynkt w moim ciele nagle zażądał, abym złożył jakieś roszczenie na jedyną kobietę, której nie wolno mi było pragnąć.

"Pokaż mi", szepnęła.

"Mój numer?" Sięgnąłem do tylnej kieszeni po telefon.

"Nie. Pokaż mi... pragnienie, potrzebę. Pocałuj mnie."

Kurwa. Mnie. Każdy mięsień w moim ciele zablokował się, gdy moja uwaga przesunęła się na jej usta. "Harper-"

"Co to jest jeden mały pocałunek? Pewnie miałeś ich tysiące."

Jeden pocałunek był wszystkim, jeśli był z nią.

Logika walczyła z moimi instynktami, a egoistyczny dupek, którym byłem, obezwładnił każdą racjonalną myśl. Chciałem tego pocałunku. Chciałem być pierwszym, który poczuje jak miękkie są jej usta, usłyszeć jakiekolwiek dźwięki, które by wydała. Chciałem pokazać jej, jak dobrze może czuć się pocałunek, jak jest to kompletny akt sam w sobie. Chciałem być mężczyzną, do którego po tej chwili porównywała każdego innego faceta, a to nie było w porządku.




Rozdział 1 (3)

"Proszę? Nikomu nie powiem" - obiecała. "Po prostu...pokaż mi. Bo wiem, że potrafisz, a co jeśli nigdy tego nie poczuję, a co się stanie dziś wieczorem... Po prostu... ufam ci." Uśmiechnęła się. "Jesteś Knox."

O cholera. Pragnienie przerodziło się w rodzaj potrzeby, której nie mogłem zaprzeczyć, nie z nią patrzącą na mnie w ten sposób. Niemożliwe przekształciło się w nieuniknione w czasie krótszym niż uderzenie serca.

Nie możesz.

"Harper..." Wziąłem jej twarz w swoje dłonie, kciuki lekko głaszcząc po jej kościach policzkowych. "To nie jest dobre-"

Podskoczyła na palcach, zatrzaskując pocałunek na moich ustach. Był twardy, zamknięty i skończył się, zanim zdążyłem zareagować. Wycofała się, patrząc na mnie z przerażeniem i szerokimi oczami.

"Pocałowałeś mnie", powiedziałem powoli. Dała mi swój pierwszy pocałunek. Mnie. Nie chłopakowi, który aktualnie był w drodze, żeby ją odebrać. Ani nikomu ze szkoły. Mnie.

Mój.

"Zrobiłam to. A teraz, zostałam pocałowana." Jej wzruszenie było tylko na pokaz.

"Nie, nie masz." W porządku, szedłem do piekła, bo nie było żadnego zatrzymania. To szybkie małe dziobnięcie było pierwszą strużką śniegu, która sygnalizowała nadchodzącą lawinę. Wszystko, co mogłem zrobić, to trzymać się i mieć nadzieję, że oboje przeżyjemy, gdy powoli opuszczałem głowę w kierunku jej, dając jej wieczność na odciągnięcie się. "Jeszcze nie."

Wessała oddech, a jej oczy zatrzepotały na sekundę przed tym, jak ją pocałowałem, szczotkując moje usta nad jej, jakbyśmy mieli cały czas na świecie. Była jeszcze bardziej miękka niż sobie wyobrażałem.

Westchnęła, a ja pocałowałem ją ponownie, lekko ssąc jej dolną wargę i pozwalając mojemu językowi przesuwać się po pulchnym ciele. Nigdy nie zajmowałem się dziewczyną z taką uwagą, mierzyłem i delektowałem się każdym ruchem i reakcją. Z drugiej strony, nigdy nie całowałem Harper.

"Knox," wyszeptała, nachylając się po więcej.

Dałem jej to, całując ją nieco głębiej, przebiegając językiem po szwie jej warg. Czyste ciepło wystrzeliło przeze mnie, spiekając moje nerwy, wypalając dźwięk mojego imienia na jej ustach w mojej pamięci. Zakwiliła, a ja zatopiłem się w jej ustach z jękiem, moje palce wsuwając z powrotem w jej włosy.

Mój język ocierał się o jej, smakując coś słodkiego, czego nie potrafiłem umiejscowić. Szybko załapała, wirując i głaszcząc, gdy rozpływała się we mnie. Kurwa, to było idealne - prawie boskie. Obróciłem nas, aż została przyparta do łazienkowego blatu i zbliżyłem nasze ciała do siebie.

Jęknęła, jej ręce oplotły moją szyję, by przyciągnąć mnie bliżej.

O Boże, to było zbyt dobre. To wszystko było zbyt dobre, zbyt wiele.

To musiało się skończyć.

Jej język znalazł drogę do moich ust, a wszystkie myśli o zatrzymaniu się wyleciały przez okno. Badała i głaskała, a ja ssałem ją głębiej, pragnąc, by mnie naznaczyła, by zgłosiła pretensje w sposób, w jaki ja byłem zdesperowany, by to zrobić z nią.

W jakiś dziwaczny sposób, to też czułem się jak mój pierwszy pocałunek.

Jej paznokcie wbiły się w tył mojej szyi, a ja prawie straciłem samokontrolę, którą miałem. Chciałem, żeby te paznokcie grabiły moje plecy, zostawiając drobne czerwone ślady na mojej nagiej skórze. Chciałem Harper. Tylko Harper. Chciałem ją pode mną, jej uda wokół moich bioder, jej plecy wyginające się w łuk, gdy sprawiałem, że dochodziła. Mój kutas pulsował na myśl o tym, jak gorąca będzie, gdy wsunę się w nią, jak nauczę ją, jak się poruszać. Jak ona nauczy mnie jak kochać.

Przejmując kontrolę nad pocałunkiem, pochyliłem się do niej, pozwalając jej poczuć dokładnie, jak bardzo jej pragnę. Odwróciła swoje biodra w stronę mojego, a z mojej piersi wydobył się niski pomruk.

Więzy mojej kontroli pękły i wziąłem jej usta tak, jak chciałem wziąć jej ciało, długimi, pewnymi pociągnięciami. Nasze języki skręcały się i splatały, aż pocałunek zmienił się z powolnej, zmysłowej eksploracji w dziki ogień czystej, palącej potrzeby. Przytuliłem jej głowę, odchylając ją do głębszego kąta, wiedząc, że jeśli poruszę dłońmi w najmniejszym stopniu, powędrują one w górę jej sukienki, by odkryć, czy jest tak samo roztopiona na całej powierzchni.

Skubnęła moją wargę, zasysając ją do ust, a ja nie mogłem powstrzymać swojego jęku. Była bardziej miękka niż jedwab, i wszystko, czego chciałem - a czego nie mogłem mieć.

Nigdy.

To było szaleństwo i musiało się skończyć.

Zwolniłem pocałunek, wyciągając każdą uncję przyjemności z prostego połączenia naszych ust. Potem, z ostatnią, niekończącą się pieszczotą moich ust, uniosłem głowę.

"Harper." Jej imię było pełnym czci szeptem, gdy oparłem swoje czoło o jej.

"Knoxville." Westchnęła. Jej dłonie prześledziły moje policzki, jej palce pasące się na moim finals-weekowym zaroście.

"Teraz zostałeś pocałowany." Zajęło to każdą uncję samoograniczenia, którą miałem, aby nie pocałować jej ponownie.

Przytaknęła powoli, jej palce przeczesały jej spuchnięte wargi. "Czy zawsze tak jest?"

"Jak co?" Trudno mi było myśleć; jak ona składała zdania?

"Tak niezbędne jak powietrze? Jakbyś umarł, gdybyś przestał? Jakby ten ból miał cię spalić żywcem?". Sięgnęła po mnie.

Zrobiłem dwa gigantyczne kroki w tył, opierając tyłek o ścianę. Musiałem się wydostać z tej łazienki, zanim cokolwiek zostało z mojej kontroli się zatrzasnęło.

"Czy to?" zapytała ponownie, jej oczy zaszkliły się.

Powinienem był skłamać - powinienem był jej powiedzieć, że pocałunek to tylko pocałunek. Ale nie mogłem. Nie kiedy ostatnie kilka minut właśnie zrzuciło cały mój świat z jego pieprzonej osi, nie kiedy moja grawitacja przesunęła się z centrum ziemi... do niej.

"Nie." To było najbardziej szczere i potępiające słowo, jakie kiedykolwiek wypowiedziałem. Ciężkie kroki zabrzmiały nad nami, schodząc po schodach. Ryker. Mój żołądek się rozchylił. Miał zamiar skopać mi tyłek, jeśli nas tak znajdzie, a ja na to zasłużyłem. "I nigdy więcej nie może się to zdarzyć. Nie między nami."

Nawet gdyby rozwalił mi wargę nad tym, co właśnie się stało, byłoby warto.

Cała jej twarz opadła. "Co? Dlaczego?"

Bo jesteś niebezpieczny. Bo masz moc, by mnie rozerwać. Bo jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek chciałam i niczym, na co zasługuję. Bo jest we mnie coś zepsutego, czego nawet ty nie możesz naprawić. Bo jesteś młodszą siostrą Rykera. Wybierz jedną.

"Bo nie może", odpowiedziałam w końcu, a potem płasko uciekłam z małego pokoju.

Szybko przeszłam korytarzem i znalazłam Rykera stojącego w kuchni.




Rozdział 1 (4)

"Stary, gdzie poszedłeś?" zapytał.

"Łazienka," odpowiedziałem.

"Co masz na całej twarzy?"

Przeciągnęłam dłonią po ustach. Drobne plamki błyszczącego brokatu. Błyszczyk Harpera. "Nic."

Ryker spojrzał na mnie dziwnie, ale mój wzrok przeniósł się na dzieciaka wchodzącego z salonu, idącego z takim fałszywym swagiem, z którego normalnie bym się śmiał, ale nie teraz. Vic Donaldson? Czy ona, kurwa, mówiła poważnie? Był gnojkiem jako pierwszoklasista i przypuszczam, że nic się nie zmieniło, odkąd skończyłem szkołę. Pieprzony dupek. Dupek w smokingu... bo zabierał Harper na bal.

Moją Harper.

Nie twoją. Cóż, jego też nie.

Byłem przy tym dzieciaku w ciągu dwóch sekund, wykorzystując każdy centymetr mojego wzrostu, żeby go wypatrzeć. "Wiesz kim jestem?"

Spojrzał na mnie, ale przytaknął. Dobrze wiedzieć, że moja reputacja jest nadal nienaruszona.

"Widzisz moją twarz?" Wskazałem tylko po to, by mieć pewność, że podąża za mną.

"Tak, stary, widzę," trzasnął, ale krew odpłynęła z jego twarzy.

"To dobrze. Bo jeśli dotkniesz ją bez jej wyraźnej, całej, trzeźwej zgody, albo jeśli tak bardzo pomyślisz o skrzywdzeniu jej, ta twarz będzie ostatnią rzeczą, jaką zobaczysz, gdy wsadzę cię do pieprzonej ziemi. Rozumiesz?"

"Whoa." Ryker postąpił bliżej, jego czoło puckering.

"Czy. Ty. Kurwa. Rozumiesz. mnie?" Białe gorące zazdrość pompowane przez moje żyły.

"Rozumiem", powiedział w końcu chłopak.

"Knox," zawołał Harper za mną.

Wpatrywałem się w Vica przez kolejne kilka sekund, aż wiedział, że zrealizuję swoją groźbę, a potem odwróciłem się, by stanąć twarzą w twarz z Harper. Zakłopotanie postawiło dwie kreski między jej brwiami, a jej usta wciąż były upstrzone pszczołami od naszego pocałunku.

Te same usta, które Vic zamierzał spróbować pocałować później.

Mdłości przetoczyły się przez mój żołądek.

"Dlaczego?" zapytała Harper.

Oboje wiedzieliśmy, że nie pyta o to, dlaczego właśnie zagroziłem zamordowaniem jej randki.

"Bo jesteś młodszą siostrą Rykera". To była jedyna odpowiedź, która zachowałaby jej serce nienaruszone, zapewniła jej bezpieczeństwo przede mną.

Dewastacja przemknęła przez jej rysy tak szybko, że myślałem, że sobie to wyobraziłem, zanim wyprostowała kręgosłup i wymusiła uśmiech. "Rozumiem. Vic, możemy?"

"Wyglądasz gorąco", powiedział facet z około tyle uroku, jak pijany facet bractwa.

"Dzieciaki gotowe? Znalazłam aparat!" powiedziała pani Anders, schodząc po schodach.

Zakotwiczyłem stopy obok Rykera w kuchni, życząc sobie, by mój napój gazowany był tequilą, podczas gdy pani Anders robiła zdjęcia. Moja szczęka zacisnęła się, gdy Vic położył ręce na talii Harper i przyciągnął ją do siebie. Pusta puszka zgniotła się w moim uścisku. To było złe.

Z każdą sekundą coś dzikiego wewnątrz mnie stawało się głośniejsze, wredniejsze, bardziej wściekłe, aż w końcu zaczęło krzyczeć, łechtać moje wnętrzności, żeby się wydostać, żeby zostać usłyszanym, żądając, żebym wyrzucił Vica na zbity pysk i sam wziął Harper.

Zrób to.

Może Ryker by zrozumiał. Może życzyłby nam dobrze. Może cały powód, dla którego nigdy nie mogłem się z nikim związać w szkole, był taki, że czekałem tylko na... Harper. Ryker był moim najlepszym przyjacielem, moją rodziną. Wiedział, że nigdy nie skrzywdziłbym jej celowo.

Celowo.

Dwadzieścia lat przyjaźni było zagrożone, ale to była Harper. Moja Harper. Nawet jeśli nie była moja, to ja byłem jej. Więc co, może nie byłem jej wart, może w końcu spieprzyłbym nas obu, ale może nie. Może szansa była warta ryzyka.

"Knox?" Ryker zapytał cicho, gdy obserwowaliśmy Harper i Vic.

"Tak?" Odłożyłem zgniecioną puszkę na ladę i przygotowałem się do wykonania mojego ruchu.

"Jesteś moim najlepszym przyjacielem, a ja uważam cię za brata. Więc, zamierzam powiedzieć to tylko raz".

"Ok?" Moje spojrzenie zwęziło się, gdy Vic wtulił Harpera w swoją klatkę piersiową.

"Ta lista, którą prowadzimy? Ta, na której wszyscy mamy wymienić dziewczynę, której nikt nie dotknie?".

"Tak?" Bash stworzył ją i nazwał Emerson jako swoją dziewczynę lata temu. Kara za dotknięcie dziewczyny z listy? Natychmiastowa ekskomunika z naszej przyjaźni, nie żeby Ryker czy ja przejmowaliśmy się kimś na tyle, żeby zaklepać chociaż.

"Jestem gotowy, aby wskazać mój wybór". Głos mojego zazwyczaj ułożonego przyjaciela stał się płaski.

Spojrzałem mojemu najlepszemu przyjacielowi w oczy i zobaczyłem, że jego wyraz twarzy jest prawie lodowaty.

"Moja dziewczynka to Harper." Powiedział te słowa cicho, z niesamowitym spokojem, który powiedział mi, że nie będzie żadnej litości.

Ten instynktowny dzikus wewnątrz mnie, który pragnął Harpera bardziej niż powietrza, ryknął, gdy słowa Rykera przecięły moją emocjonalną szyjkę. Ból, jakiego nigdy nie znałem, poszatkował moje wnętrza, przedzierając się przez każdą komórkę, aż spodziewałem się znaleźć się stojąc w kałuży krwi i żalu.

"Czy rozumiesz?" zapytał, spuszczając brwi.

Nigdy o nic mnie nie prosił, przez te wszystkie lata, kiedy byliśmy przyjaciółmi, ale to nie była prośba. To było żądanie. Linia. Ultimatum.

Moje spojrzenie na krótko odnalazło Harper, zanim odwróciła się po kolejne zdjęcie. Była kimś, na kogo nigdy bym nie zasłużył. Do diabła, Ryker znał mnie najlepiej. Jeśli w jakiś sposób widział, co było w moich oczach i nadal uważał, że nie jestem wystarczająco dobry dla jego siostry, to znaczy, że nie byłem.

"Knox?" zapytał.

Stałem zupełnie nieruchomo, cicho krzycząc, gdy Harper rzuciła mi ostatnie spojrzenie, Vic wyprowadzając ją za drzwi. Drzwi zatrzasnęły się z brutalną ostatecznością, a moje serce zacięło się, a następnie zwolniło, gdy możliwość tego, co mogło być, wykrwawiła się właśnie tam, na podłodze w kuchni.

Ona nigdy nie będzie moja.

"Rozumiem."




Rozdział 2 (1)

==========

ROZDZIAŁ DRUGI

==========

Harper

7 lat później

W naszym małym miasteczku Legacy w Kolorado wszyscy byliśmy trochę uszkodzeni. Zazwyczaj było to ukryte pod nową farbą, nową konstrukcją, nowym... wszystkim, ale nawet najmniejsze zadrapanie ujawniało zwęglone szczątki pod spodem. Ludzie, budynki, miasto - wszyscy byliśmy tacy sami na tym czy innym poziomie - odbudowani, przerobieni.

I nie zawsze było to silniejsze.

"Hej, Lisa", powiedziałem do mojego telefonu, pozostawiając trzecią pocztę głosową, gdy spojrzałem na zegar. Szósta po południu. "Tu Harper... znowu. Dzwoniłam do knajpy, ale Agnes powiedziała, że wyszłaś po swojej zmianie około trzeciej. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że Cherry podrzuciła tu Jamesa, więc mam obu chłopców i bardzo chciałabym wiedzieć, kiedy będziesz mogła ich zgarnąć. Daj mi znać, jak to odbierzesz, dobrze?". Rozłączyłam się, pozwalając, by moje ramiona opadły, i zamknęłam tylne drzwi mojego przedszkola. Był to jeden z jedynych niezniszczonych budynków na Oak Avenue, ponieważ kazałam go wybudować w zeszłym roku po ukończeniu studiów magisterskich.

Lisa była jedną z tych zniszczonych osób - zbyt złamanych, by odbudować się po pożarze. Utrata jej pierwszego męża na tej górze z tatą i resztą Legacy Hotshot Crew złamała ją, ale potem jej drugi odszedł, gdy mały brat Liama był w drodze, wysyłając ją w pełną spiralę.

"Pani Anders," Liam zawołał ze stołu, gdzie kolorował, jego ośmiomiesięczny brat, James, siedzący u jego stóp.

"Tak, Liam?" odpowiedziałam, schylając się do jego pięcioletniego wzrostu.

"Jestem głodny", powiedział, jego olbrzymie brązowe oczy darting do mojego, potem Jamesa, przed szybkim spadkiem z powrotem do jego obrazu Spider-Mana.

"Wiesz co, kolego? Ja też jestem. Jak o złapać nas trochę przekąskę aż pizza dostaje tutaj, a następnie będę zrobić kilka połączeń, dobrze?" Potargałem jego ciemnobrązowe włosy.

Przytaknął.

Wyciągnęłam kilka torebek krakersów Goldfish z mojej awaryjnej szuflady na biurku, a potem zatrzymałam się i wzięłam jeszcze jedną. Liam zawsze był głodny, i to nie w sposób przedszkolny, ale taki, o którym nikt nie lubi myśleć - taki, o którym ja nie mogłam przestać myśleć.

Ale hrabstwo zapewniło mnie, że mają Lisę i jej chłopców na celowniku.

Otworzyłam trzy torby i usiadłam obok niego, wciskając tyłek w siedzenia wielkości przedszkolaka. Poczekał, aż podam Jamesowi krakersa i wsadzę go sobie do ust, zanim wziął któregoś ze swoich.

"Spider-Man?" Zapytałem nonszalancko, trzymając oko na Jamesa, gdy zerkał na mnie dużymi brązowymi oczami, jego pyzate pięści ściskające jedną z zabawek do ząbkowania, które znalazłem w jego torbie na pieluchy. Jak na niemowlęta przystało, był super-dziwnie uroczy.

Liam przytaknął, delektując się kolejną z własnych przekąsek, gdy kolorował czerwień na kombinezonie Spider-Mana. Kiedy nie było w pobliżu innych dzieci, traktował każdy kęs jak najlepszy deser, co było dalekim przeciwieństwem sposobu, w jaki wdychał zarówno przekąskę, jak i lunch w naszym programie.

To był jeden z powodów, dla których powiedziałam Lisie, że wezmę go na cały dzień za darmo. Jako nauczycielka w przedszkolu nie wolno mi było mieć ulubionych dzieci, ale... miałam, i był to Liam. Był inteligentny i spostrzegawczy, słodki dla każdego dziecka w klasie i miał uśmiech, który z dumą zdobywałam.

Liam zsunął się z krzesła na podłogę, podając Jamesowi kolejnego krakersa, i natychmiast został nagrodzony niezrozumiałym bełkotem i dwuzębnym grymasem. "Proszę bardzo, kolego". Jego głos był zdecydowanie za stary jak na piątkę. "Zrobił się naprawdę dobry w żuciu," zapewnił mnie skinieniem głowy.

"Cóż, robisz bardzo dobrą robotę opiekując się nim". Ok, to po prostu roztopiło moje szalone serce.

"Gdzie jest moja mama?" zapytał, przerywając.

Nigdy nie okłamujemy dzieci. Nigdy nie okłamujemy dzieci. Powtórzyłam moją mantrę. "Nie jestem do końca pewien, ale zadzwoniłem do niej" - odpowiedziałem, starając się zachować lekkość głosu.

Spojrzał sceptycznie, ale przyciągnął Jamesa bliżej i nakarmił go resztą krakersów Goldfish, jeden po drugim.

Gdzie była Lisa? Jasne, spóźniła się na odbiór raz czy dwa, ale nigdy bez telefonu.

"Wiesz, naprawdę powinieneś trzymać te drzwi zamknięte po godzinach," zawołała Emerson, gdy weszła do drzwi frontowych, jej ramiona pełne pizzy i dwóch toreb z zakupami.

"Mój wybawiciel!" Powiedziałem, podskakując, aby pomóc i chwytając pudełka z pizzą od mojego najlepszego przyjaciela.

Ustawiła torby na dziecięcym stole. "Hej, Harper" - powiedziała, przytulając mnie mocno. Jej zimowy płaszcz wciąż był schłodzony od wczesnokwietniowego powietrza. "Co się dzieje?"

"Nic wielkiego, ale dzięki za pomoc". Obok mojego brata, Rykera, który nie mógł naprawdę pomóc, gdy został wezwany do pożarów, Emerson była najbardziej niezawodną osobą w moim życiu.

"Nie, widzę, że są bardzo małe". Uśmiechnęła się i pomachała do moich małych podopiecznych. "Dzieci Lisy?" domyśliła się, otrząsając się z płaszcza i drapując go na jednym z niewymiarowych krzeseł, uważając, by nie przytrzasnąć sobie długich brązowych włosów.

Małe miasteczka, stary. Każdy znał każdego.

"Tak. To jest Liam, i James. Jego pseudonim to Jamie." Dziecko zaoferowało grymas.

"No, hi there! Jestem Emerson." Dała im obu uśmiech i poprowadziła mnie kilka stóp dalej. "Co się dzieje? Nie, że nie jestem zawsze szczęśliwy, aby przynieść pizzę."

"Nie wiem, gdzie jest Lisa, a nie chcę musieć dzwonić do Elliota". Moja klatka piersiowa ścisnęła się mocno na tę myśl.

Przytaknęła powoli, jej twarz opadła, gdy zerknęła na chłopców. "Rozumiem to. Ale jeśli zrobi się dużo później, być może będziesz musiał".

"Wiem." Po prostu naprawdę, naprawdę nie chciałam. Uwielbiałem Elliot, i zawsze miałem. Była tylko o rok starsza ode mnie i nigdy nie była dla mnie niczym innym jak życzliwa, ale była też jednym z dwóch pracowników socjalnych Legacy, a ja nie chciałem widzieć, jak ci dwaj mali chłopcy kończą w rodzinie zastępczej na noc.

"Jesteś głodny, mały kolego?" Emerson zapytał Liama, gdy skierowaliśmy się z powrotem w stronę stołu.

Liam spojrzał zarówno na pudełko z pizzą, jak i na torby, ale pozostał cicho.

"Przepraszam, Liam nie jest osobą, która lubi ludzi".

"Bez urazy," odpowiedział Emerson, chwytając talerze z torby. "Szczerze mówiąc, cieszę się, że zadzwoniłeś. Bash odszedł na noc, a to czuje się jak wieki, odkąd cię widziałem." Uderzyła mnie biodrem, a ja wzięłam talerze, otwierając plastikowe opakowanie.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Kochanie z daleka"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści