Przyjęcie urodzinowe

Prolog (1)

==========

Prolog

==========

PIĄTEK, 24 LIPCA 2015 R.

Krzyki dzieci uniosły się wysoko w powietrze i przeszyły bębenki Elsy niczym noże przecinające jej mózg. Pragnienie, by je udusić - wszystkie - stało się obezwładniające. Cholerny ból głowy. To zmieniło ją w obłąkaną wiedźmę. Odrzuciła tę chęć. Nie mogła myśleć prosto, kiedy miała jeden z tych złych bólów głowy. Odbierały rozum i chciała tylko zamknąć się w sobie i schować pod kołdrą, dopóki ból nie stał się możliwy do zniesienia. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy zdarzały się coraz częściej, a leki nie przynosiły już pożądanego efektu. Musiałaby poprosić o większą dawkę.

Lekarz zdiagnozował je jako napięciowe bóle głowy, wywołane przez stres. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę to, co przeszła w ostatnim roku.

W stodole dwóch chłopców walczyło o zabawkowego dinozaura, każdy z nich ciągnął z całych sił, zdeterminowany, by posiąść plastikowy przedmiot. Taka dzikość o coś, co kosztowało tylko trzy funty w sklepie z rękodziełem. Elsa wykorzystała wszystkie swoje rezerwy i klaszcząc w dłonie, zwróciła na siebie uwagę. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, było znalezienie się na czele dzisiejszego przyjęcia urodzinowego: dwudziestu nadpobudliwych pięcio- i sześciolatków, biegających gorączkowo i niepomnych na żadne jej polecenia.

Solenizantka, ubrana w dziecięcą różową sukienkę, do której przypięta była duża fuksjowa plakietka z numerem sześć, i z błyszczącymi różowymi spinkami do włosów, przytrzymującymi jej gęste, czarne włosy, była sprawczynią wszystkich pisków i krzyków. To był wyjątkowy dzień Harriet Downing, a ona wykorzystywała to do granic możliwości. Elsa przykleiła fałszywy uśmiech i oznajmiła, że czas odwiedzić zoo. Przywitało ją więcej wrzaskliwych okrzyków przyjaciół Harriet, wszystkich nadpobudliwych po cukrze i miękkiej zabawie, i chętnych do rzucenia się na zwierzęta umieszczone w zagrodach w pobliżu specjalnie przystosowanej stodoły, która była głównym pomieszczeniem funkcyjnym Uptown Craft Centre and Farm.

Elsa Townsend była po części właścicielem/kierownikiem, rolę tę odziedziczyła po swoim małżeństwie i późniejszym rozwodzie z Barneyem Townsendem, który założył ją jako centrum ogrodnicze pięć lat temu w maju 2010 roku. Barney uwielbiał rośliny i ogrodnictwo, ale to Elsa dostrzegła potencjał rozwoju i sprowadzenia nowej klienteli - takiej, która ma dużo siły przebicia: dzieci. Centra ogrodnicze przyciągały tylko jeden typ osób - tych, którzy lubili ogrodnictwo. Przekształcając niektóre budynki gospodarcze w zagrody dla zwierząt i organizując przyjęcia urodzinowe oraz dni sztuki i rzemiosła, Elsa zamieniła to miejsce w kopalnię złota. Im większe i bardziej ruchliwe stawało się to miejsce, tym większą presję wywierało na związek Townsendów, a ponieważ Barney częściej wycofywał się do swoich szklarni i terenów uprawnych, cierpiało na tym ich małżeństwo.

Na początku tego roku Townsendowie w końcu zrezygnowali z nieudanego małżeństwa i rozwiedli się. Elsa miała połowę udziałów w firmie, ale Barney sprzedał swoje udziały Alistairowi Fulcherowi, zadufanemu w sobie, swawolnemu wszystkowiedzącemu, a Elsa została z człowiekiem, którego ledwo tolerowała. To była wina Alistaira, że utknęła na przyjęciu urodzinowym w dniu wolnym od pracy. Spaprał grafik pracy, a 25-letnia Donna, która powinna dziś dowodzić, zdążyła wziąć wolne, żeby odwiedzić chorą babcię. Elsa parsknęła. Chora babcia. Przecież ona nie urodziła się wczoraj. Samotna Donna i bardzo żonaty Alistair Fulcher najwyraźniej mieli romans. Zauważyła tajemnicze spojrzenia między nimi w biurze. Dlaczego Alistair nagle oznajmił, że musi jechać do Nottingham, zostawiając Elsę odpowiedzialną za wszystko tego dnia? Miała tylko dwóch pomocników, a jeden z nich, Janet, był na razie zajęty gdzie indziej. Elsa rozejrzała się za 24-letnim Guyem Noble, który zniknął, by przygotować zwierzęta do oglądania i jeszcze nie wrócił, by jej pomóc. Kontrolowanie dużej grupy dzieci i małych zwierząt wymagało co najmniej czterech dorosłych, ale dziś miała tylko trzy i w tej chwili nie miała pojęcia o miejscu pobytu pozostałej dwójki.

Dzieci rozproszyły się; niektóre przypięły się do przeciągania liny w odległym końcu stodoły i obserwowały je, dodając zachęcające okrzyki; dwie dziewczynki zaczęły wykonywać pompki na rękach pod ścianą, a inna grupa... cóż, Elsa nie potrafiła określić, co dokładnie robiła, ale polegało to na skuleniu się razem i okresowym skakaniu i krzyczeniu. Harriet Downing oddzieliła się od głównej grupy i rzucała Elsie spojrzenie, które mówiło: "Jeśli tego nie rozwiążesz, powiem mojej matce, jak fatalnie się bawiłam". Elsa nie mogła się pogodzić ze zwrotem pieniędzy pani Downing ani z wyjaśnieniem, dlaczego Harriet nie miała takiego przyjęcia urodzinowego, jakiego oczekiwała. Kobieta dość szczegółowo określiła swoje wymagania i zasugerowała, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, poleci ośrodek swojej rozległej sieci matek i przyjaciół. Elsa zwykle nie przyjmowała rezerwacji na dwadzieścioro dzieci, jeśli przynajmniej jeden lub dwoje rodziców nie zostawało na miejscu, żeby pomóc - trudno było upilnować wszystkie kłócące się lub nadpobudliwe dzieci, zwłaszcza po jedzeniu, ale pani Downing chciała, żeby wszyscy koledzy z klasy Harriet wzięli udział w przyjęciu i nalegała, żeby było to przyjęcie tylko z dowozem, więc Elsa niechętnie się zgodziła. Szybko policzyła głowy. Dwadzieścia. Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawił się Guy, a ona odetchnęła z ulgą.

'Spójrz, oto Guy. Zabierze cię na spotkanie z naszą nową owieczką, Billy. Ma dopiero trzy dni. Kto chce go najpierw pogłaskać?' Grymasiła się na swój sztucznie przyjemny głos. W głowie jej się kotłowało. Wzięła kilka tabletek i dogoniła Guya.

'Ja!' przyszedł zbiorowy krzyk, sprawiając, że się skrzywiła.

'Dobra, dobra!' zaśmiał się Guy. Był naturalny w kontaktach z dziećmi. Wydawało się, że lubią jego dużą, szczerą twarz, kudłate włosy i zgrabne buty. Elsa przypuszczała, że wyglądał dla nich jak przyjazny olbrzym. Ruszył do przodu, a dzieci podążyły w jego stronę i natychmiast ucichły. Znowu wydech i zasygnalizowała, że idzie do biura. Tłum dzieci wyszedł ze stodoły za Guyem. Jak Pied Piper wyprowadzający dzieci z wioski, pomyślała, zanim ostatnie dziecko zniknęło z pola widzenia.




Prolog (2)

Elsa przebiegła obok stajni, gdzie trzy kucyki, ubrane w kokardy i sztuczne rogi jednorożca, były uwiązane, czekając na przejażdżki dla dzieci, gdy tylko skończą zwiedzanie. Każde przyjęcie urodzinowe rozpoczynało się od jedzenia i gier w zewnętrznej stodole: Pin the Tail on the Donkey, Grandmother's Footsteps i inne ulubione; kontynuowane było z wycieczką po wybiegach zwierząt, gdzie dzieci były zachęcane do trzymania lub głaskania, a nawet karmienia zwierząt; a kulminacją była krótka przejażdżka kucykiem po terenie. To było miłe, kiedy mieli letnie jagnię, a narodziny Billy'ego były dodatkowym atutem.

Ona sidled do biura, które dzieliła z Alistair i grzebał w jej torebce dla niektórych leków, popping dwie tabletki do ust. Jej głowa była teraz thudding tak bardzo, że ledwo mógł skupić się na tym, co robi. Wzięła obfity łyk z butelki wody, którą trzymała na biurku, ciężko przełknęła, po czym przez kilka chwil siedziała z twarzą w dłoniach. Potrzebowała, żeby pulsowanie ustąpiło, zanim będzie mogła stawić czoła dzieciom i przejażdżkom na kucykach. Guy poradziłby sobie przez kilka minut bez niej. Janet pomagałaby mu, pilnując, by zwierzęta nie gryzły ani nie zasuwały. We dwie dadzą sobie radę. Potrzebowała wakacji. Może zarezerwowałaby wycieczkę i zostawiła Alistaira, żeby prowadził to miejsce. To by go nauczyło. Powinien bardziej się przykładać, a nie ciągle zostawiać to jej. Cholerny Alistair.

Ból zaczął tępić, ale miała mało energii, żeby wstać i wrócić na przyjęcie. Guy zaalarmowałby ją o wszelkich problemach. Przyjęcia urodzinowe! Wpadnięcie na ten pomysł było uderzeniem geniuszu. Każda impreza przynosiła spore zyski, zwłaszcza gdy dzieci prosiły rodziców o kupno modeli obejścia, miękkich zabawek lub któregoś z licznych prezentów rzemieślniczych dostępnych w sklepie, przez który musieli przejść w drodze do wyjścia. Zamknęła oczy, spróbowała rozluźnić ramiona i życzyła sobie, żeby Barney wytrwał zarówno w małżeństwie, jak i w pracy. Dobrze by im się razem pracowało.

Jej myśli nadal płynęły i był to szok, kiedy spojrzała w dół na zegarek i zdała sobie sprawę, że jest w biurze od prawie dwudziestu pięciu minut. Nadszedł czas na przejażdżki kucykami, a potem rodzice mieli przybyć po swoje potomstwo. Po tym czasie ona też by się zabrała i ruszyła do domu. Myśl ta dodała jej otuchy i wyszła z powrotem na podwórko w samą porę, by zobaczyć, jak dzieci wychodzą, pierwsza grupa z Guyem, a druga z Janet. Głosy znów podniosły się z podniecenia na widok koni.

'Jednorożce!' krzyknęła Harriet. Gaworzenie, niczym stada głośnych szpaków, nasiliło się, gdy dzieci z szybkością rozsypały się w kierunku stajni. Dwadzieścia dzieci. Nie. Dziewiętnaście. Elsa policzyła jeszcze raz. Janet miała tylko dziewięcioro w swojej grupie. Pośpiesznie dołączyła do nich, odciągając Janet na bok.

'Janet, brakuje jednego dziecka'.

Janet potrząsnęła głową. 'Nie. Guy i ja rozdzieliliśmy je, gdy weszły do zagrody, aby je uspokoić. Były dość pobudliwe. On wziął dziesięć, a ja dziewięć.'

'Było dwadzieścia dzieci.' Serce Elsy zatrzepotało. Wyraz twarzy Janet zmroził jej krew.

Janet zawołała, 'Czy możecie się wszyscy ustawić, proszę? Żadnego dotykania kucyków. Pamiętajcie, co mówiłam wam wcześniej o straszeniu zwierząt. Nie chcemy, żeby ktoś został pogryziony, prawda?

Jej głos był spokojny, ale gdy dzieci ustawiły się w dwóch liniach, puls Elsy przyspieszył.

Czy nie mogę go po prostu pogłaskać?" zapytała Harriet, odrywając się od innych, by podejść do pierwszego kucyka. 'To moje urodziny'.

'Za chwilę, Harriet,' powiedziała Elsa, trochę zbyt stanowczo. Dolna warga Harriet wysunęła się i popłynęły łzy. Pani Downing byłaby bardzo niezadowolona, że jej cenne dziecko zostało upomniane, ale Elsa nie przejmowała się tym w tej chwili.

Janet mówiła spokojnie. 'Możecie mi powiedzieć, kogo tu nie ma?'

Dzieci rozejrzały się w zdziwieniu. Jedno z nich - dziewczynka z warkoczem i szczerbatym uśmiechem - w końcu podniosło rękę. Elsa przypomniała sobie, że miała na imię Audrey - imię jej własnej matki. 'Nie ma tu Avy Sawyer,' powiedziała. 'Poszła do toalety, ale to było wieki temu'. Wśród niektórych dzieci rozległo się buczenie.

Harriet, która wyglądała na nadąsaną z powodu odsunięcia od niej uwagi, odezwała się. 'Ona zawsze wychodzi sama z siebie.'

Elsa zignorowała tę uwagę i zwróciła się do Audrey. 'Dlaczego mi nie powiedziała? Powiedziałam wam wszystkim, żebyście zapytali, czy chcecie iść do toalety.'

'Powiedziała, że wie gdzie to jest. Byłaś zajęta Freddiem i Thomasem. Nie mogła czekać.'

Serce Elsy uderzyło o żebra, a jej oddech przyspieszył. Rozładowywała kłótnię między dwoma chłopcami, którzy walczyli o dinozaura podczas przyjęcia. Jeden oskarżał drugiego o oszukiwanie w grze "Przypnij ogon osiołkowi". Nie widziała, jak dziewczyna wymyka się ze stodoły. Ona była odpowiedzialna i nie widziała, jak Ava Sawyer wychodzi. Musiała wcześniej źle policzyć. Elsa przełknęła ciężko. To była jej wina. Dziecko weszło do ośrodka bez opieki i nie wróciło. Być może nadal jest zagubione gdzieś w rozległym ośrodku. Miała gorącą nadzieję, że tak właśnie jest. Alternatywa była nie do pomyślenia.

Janet poszła przeszukać toalety na wypadek, gdyby dziecko było uwięzione w kabinie lub chore. Pozostałe dzieci straciły zainteresowanie pod nieobecność Avy i stopniowo stawały się niespokojne, kopiąc w kamienie i zrzędząc, że trzyma się je z dala od kucyków. Elsa poczuła, że napięcie znów rośnie. Nie miała innego wyjścia, jak pozwolić Guyowi poprowadzić pierwszą parę dzieci - Harriet i jej najlepszą przyjaciółkę, Rainey Kilburn - na przejażdżkę na kucyku, podczas gdy ona miała oko na resztę. Janet przybiegła z powrotem, z troską na twarzy, i potrząsnęła głową. Towarzyszyły jej dwie osoby z personelu centrum rzemieślniczego.

'Nikogo tam nie ma. Ted i Kristin też jej nie widzieli'.

'Jak wygląda Ava?' Elsa zapytała Audrey.

'Miała na sobie żółtą sukienkę. Ma okulary.'

Pamiętała to dziecko: lalkowate, z porcelanową cerą, długimi blond włosami i w cytrynowej sukience, która wisiała na jej chudej ramie. Nie wydawała się swobodna w towarzystwie innych i powstrzymywała się, kiedy grali w gry, jakby nie czuła, że należy do nich.

Odezwała się cicho do Janet. 'Zaalarmuj cały personel. Zamknijcie centrum i dajcie znać przez system nagłośnieniowy'. Nawet gdy wypowiadała te słowa, miała tonące uczucie, że będzie to bezowocne. Ava zniknęła na całe czterdzieści minut i gdyby ktoś się na nią natknął, odprowadziłby ją do kas lub zaprowadził do któregoś z pracowników. Elsa rozejrzała się po twarzach przed sobą i każdym włóknem woli chciała, aby dziewczyna się odnalazła.

Czy poszła do domu?" zapytała Audrey.

Nie sądzę,' odpowiedziała Elsa. 'Myślę, że wciąż tu jest'. Gdy mówiła, rodzice podeszli do podwórka z uśmiechami na twarzach i jej serce znów się przyczaiło. Rozpoznała kobietę o takich samych delikatnych rysach jak jej córka. Przyjechała matka Avy.




Rozdział 1 (1)

==========

Jeden

==========

WTOREK, 25 KWIETNIA 2017 R.

Tony Mellows poruszał się po ogromnym bagnie, które udawało plac budowy. Cholerna pogoda była przeciwko nim odkąd zaczęli tę cholerną robotę. Prognozujący pogodę byli bandą głupków. Mówili, że dziś będzie sucho, a jednak był tutaj, po kostki w błocie, a deszcz znowu siąpił. Padało cały dzień. Potrząsnął głową, aby rozproszyć krople w swoich gęstych włosach.

Mokrej pogodzie nie było końca, ale terminy były terminami, a oni musieli wykopać teren. Nowi właściciele chcieli, żeby ogromne szklarnie i nowoczesne budynki zostały wzniesione na czas przed wielką premierą w lipcu, i nawet jeśli natura starała się im to udaremnić, musieli kontynuować niezależnie od tego i oczyścić zarośla.

Dał znak kierowcy dużego JCB, który odbijał się od pola, a jego łyżka kołysała się i brzęczała, gdy pracował na dalekiej stronie. Bob, kierowca, uśmiechnął się i wymruczał: "Frajer".

Odbiorca tej obraźliwej uwagi stał obok Tony'ego, ubrany niestosownie w szary garnitur, białą koszulę ze spinkami do mankietów i czerwony krawat. Zwrócił się do Tony'ego. 'Więc, jak myślisz, kiedy zaczniesz wznosić nowe budynki?'

Neil Linton trzymał nad głową parasol z logo Poppyfields Garden Centre. Jako szef tego projektu, wyglądał na człowieka, który wkrótce padnie na zawał lub udar, jeśli nie wywiąże się z umowy na czas. Był to łasuch o szczupłej cerze, któremu udawało się wyglądać na permanentnie zagniewanego. Zaciągnął się głęboko papierosem - trzecim od czasu jego przybycia tego popołudnia - i rzucił go na zaschniętą ziemię. Z niedopałka uniósł się cienki kłąb bladego, srebrnego dymu, ale Neil nie spojrzał w dół. Jego oczy były skupione na kopaczach oczyszczających teren. Poppyfields, duży konglomerat centrów ogrodniczych, niedawno nabył Uptown Craft Centre i zamierzał rozszerzyć teren, wykorzystując ziemię z tyłu. To było zadanie Neila, aby zapewnić, że to się stało, i to szybko.

Tony chrząknął w odpowiedzi, która zginęła w hałasie brzęczących wiader koparek i deszczu rozbryzgującego się na parasol. Był przyzwyczajony do tego, że ludzie krzyczą i naciskają, żeby skończył na czas. Faktem było, że był to brudny, mokry dzień i nawet jego najwyższej klasy maszyny i doświadczeni pracownicy nie mogli dokonać cudów. Udało im się usunąć krzewy i krzaki oraz oczyścić teren, ale jeśli pogoda będzie się utrzymywać w takim stanie, to doda do harmonogramu dobrych kilka tygodni. Kładzenie fundamentów na zaschniętej ziemi okazałoby się niemożliwe.

Neil próbował argumentować z Tonym, którego spojrzenie było więcej niż trochę onieśmielające. 'Będę szczery. Jest trochę luzu w dacie, ale nie możemy dłużej zwlekać. Musimy jak najszybciej zacząć działać i zarabiać pieniądze. I nie muszę ci przypominać, że w kontrakcie jest napisane...

'Wiem, co jest stwierdzone w kontrakcie.' Głos Tony'ego był niskim warknięciem. Pieprzony kontrakt. Przeklinał zgadzanie się na napięty termin. Jeśli go nie dotrzymają, będzie musiał stracić część zapłaty - spory kawałek - a na to nie mógł sobie pozwolić. 'Pracujemy, czyż nie? Minęła czwarta w ten gówniany dzień, a my wszyscy pracujemy. Będziemy mieli to ukończone na czas.'

Neil przytaknął, chociaż jego twarz pozostała beznamiętna. Jego telefon zadzwonił i wymówił się, aby odebrać połączenie, pozostawiając Tony'ego, aby sprawdzić postępy. Cały teren miał osiem hektarów - około dwudziestu akrów - powierzchni, z czego ponad połowa była już zabudowana. Pozostałe akry miały zostać zagospodarowane. To był nie lada wyczyn, ale gdyby pogoda była łaskawsza, byliby znacznie dalej w realizacji projektu.

Nagle pojawiło się zamieszanie z machaniem rękami, krzykami i okrzykami od jednego z mężczyzn, który nadzorował koparki.

'Whoa! Stop!

Bob, jeden z najdłużej pracujących pracowników Tony'ego, wyłączył silnik swojej koparki i krzyknął do mężczyzny na ziemi. Stało się coś poważnego.

'Kurwa!' powiedział Tony. Gdyby przeszli przez zakopany kabel elektryczny, czekałoby ich piekło. Tupnął do przodu, buty zapadły się w zasysanym błocie.

Maszyny zamilkły, a Bob wygrzebał się z kabiny i opadł na ziemię, by dołączyć do mężczyzn. Zauważył Tony'ego i krzyknął. 'Szefie! Tutaj.'

Zamieszanie przyciągnęło uwagę Neila, a on zakończył swoje połączenie i obserwował, jak Tony podciągnął się do robotników i uklęknął. Deszcz klepał o jego parasol, gdy obserwował scenariusz przed sobą. Tony znów wstał, potrząsnął głową i przejechał ręką po włosach, zanim poklepał Boba po plecach. Podniósł komórkę do ucha. Mężczyźni wycofali się z miejsca i stali jak wartownicy, z pochylonymi głowami, nie chcąc patrzeć na to, co odkryli.

Tony podbiegł do Neila, jego głos stawał się coraz wyraźniejszy, gdy zbliżał się do mężczyzny. 'Tak. Natychmiast. Tak. Stare Centrum Rzemiosła i Farma w Uptown.

Neil zmarszczył brwi, gdy majster zwolnił do zatrzymania. 'Cóż, co do cholery się teraz dzieje? Dlaczego wszyscy odłożyliście narzędzia? To był mój szef na telefon, chcąc wiedzieć, jak daleko zaszedłeś, a on nie jest najlepiej zadowolony z tego opóźnienia. Rozumie pan, jakie to ważne. Jeśli nie uda ci się dotrzymać docelowego terminu, będziemy musieli powołać się na klauzulę w twoim kontrakcie".

Tony rzucił mężczyźnie spojrzenie pełne obrzydzenia. 'To jest poza moimi rękami. Powołaj się na nią, czy co tam chcesz, ale nie możemy prowadzić dalszych wykopalisk. Odkopaliśmy ciało. Nie będzie więcej kopania, nie dzisiaj.'

* * *

'Nie obchodzi mnie, czy Ben Lincoln ma parę, nie możemy sobie na nie pozwolić' - powiedziała DI Natalie Ward, ignorując spojrzenie na twarz swojego piętnastoletniego syna. 'To nie są twoje urodziny przez kolejne trzy miesiące, a ty już masz parę idealnie dobrych trenerów'.

'Da-ad,' jęczał Josh.

'Nie ma sensu mnie w to wciągać', powiedział David. Nie jestem już głównym żywicielem rodziny.

Jego słowa i gorzka krawędź, która im towarzyszyła, wrzynała się w Natalie. Jeśli nie zajmie się tym odpowiednio, skończą na kłótni - kolejnym bezsensownym sporze o pieniądze i karierę - a z tym nie mogła się już zmierzyć.




Rozdział 1 (2)

'Słuchaj, jeśli nadal chcesz je przyjść na swoje urodziny, pomyślę o tym wtedy, ale wiesz, jaki jesteś, Josh. Nike Air Force czy nie, będziesz znudzony nimi w ciągu kilku tygodni i będziesz chciał czegoś innego. Zobacz, jak się czujesz za miesiąc lub dwa - uzasadniła, starając się utrzymać lekki ton i nie zerkać w kierunku męża. Nie byłby żadnym wsparciem, siedząc tak jak przez ostatnie dziesięć minut, ze złożonymi ramionami, opuszczonymi brwiami i wyciągniętą wargą. Chryste! Niektóre dni były jak życie z trzema hormonalnymi nastolatkami. Wystarczyło, żeby pojawiła się trzynastoletnia Leigh i zaczęła jęczeć o szkole, przyjaciołach albo niewegetariańskiej zapiekance, którą Natalie przygotowywała na obiad, a już byłaby gotowa na pobyt w miejscowym azylu.

Uniosła rękę, by zasygnalizować koniec rozmowy, i pozwoliła, by zabójcze spojrzenie Josha obmyło ją. Zadziałało. Oddalił się na górę i zatrzasnął drzwi swojej sypialni.

'Mogliśmy sobie pozwolić na trenerów,' zaczął David.

Odwróciła się do niego. 'Na litość boską, David, wiesz jak bardzo jesteśmy zadłużeni. Musimy jeszcze spłacić rachunek za kartę kredytową w tym miesiącu i cholerną hipotekę.

Jego dolna warga złożyła się jeszcze bardziej. Włożyła łyżkę do zapiekanki i spróbowała. Nie mogła ciągle obwiniać Davida za bałagan, w którym się znaleźli; poza tym jedno z nich musiało być przy dzieciach, o czym często jej przypominał. Nie zawsze była dostępna, kiedy jej potrzebowały. Przynajmniej większość czasu spędzał w domu.

Josh był starszym, bardziej uporządkowanym z ich dwójki potomstwa i tym, na którym zwykle można było polegać, jeśli chodzi o rozładowywanie niestabilnych sytuacji, które zdarzały się coraz częściej, odkąd Leigh skończyła trzynaście lat. Nie był złym dzieckiem i bardzo chciałaby móc zaoferować mu nową parę trenerów, ale fakty są faktami, a praca Davida jako niezależnego tłumacza ledwo wystarczała na pokrycie rachunków za jedzenie każdego tygodnia. Gdyby nie jej praca jako inspektora policji w Samford, byliby w gównie.

Zrzuciła pokrywkę z powrotem na naczynie i włożyła je z powrotem do piekarnika. To było do przyjęcia. Bogini domowa, nie była. 'Mogłabym wziąć na siebie trochę nadgodzin,' zaczęła.

'Och, do kurwy nędzy, Natalie. Nie rób mi tego.' David wstał jednym szybkim ruchem.

'Zrób co?' zapytała, ale już wiedziała. Utrata przez Davida stanowiska tłumacza w firmie prawniczej, w której pracował od dwudziestu lat, była jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogły się zdarzyć. Nie był w stanie znaleźć więcej takiej pracy, więc jedynym wyjściem było pójście w stronę wolnego zawodu. Problem polegał na tym, że w erze cyfrowej jego umiejętności były mniej poszukiwane, a znalezienie nowej posady okazało się niemożliwe. Miał za złe Natalie, że była ich jedyną nadzieją na utrzymanie dachu nad głową. Jego duma doznała ogromnego ciosu, a ona próbowała mu wmówić, że to nie ma znaczenia i że jest tak samo przydatny, będąc ojcem w domu, ale oboje znali prawdę: to go zżerało. David po prostu nie był dobry w zajmowaniu tylnego siedzenia.

'Masz ochotę na drinka?' powiedziała w drodze do pokoju.

'Nie ma jeszcze nawet szóstej godziny'.

'Idź. W lodówce jest trochę wina. Zapiekanka może poczekać. Josh nie będzie chciał jeszcze jeść, a zresztą musi trochę ochłonąć. Kupimy mu te cholerne buty jako wczesny prezent urodzinowy, jeśli uważasz, że tego właśnie chce.

'Chodzi o wiarygodność na ulicy, Nat. On tego potrzebuje. Nie jest mu łatwo się dopasować.

'Tak, wiem. Jej twarz zmiękła. Josh był wspaniałym dzieckiem, ale miał problemy - nosił aparat na zęby i ostatnio dostawał cięgi od kolegów z klasy, którzy dokuczali mu bez przerwy. Dzieciaki potrzebowały pochwał, żeby zyskać szacunek przyjaciół, a Joshowi poczucie własnej wartości dawały najmodniejsze ubrania, a nie gadżety czy najnowszy smartfon. Natalie pomyślała, że szkoda, iż nie zyskał szacunku za bycie mądrym - Josh był bystrym chłopakiem.

David wydawał się zadowolony z jej odpowiedzi.

'Chcesz w takim razie kieliszek wina?' zapytała ponownie.

'Dobrze. Tylko jeden. Mam do przetłumaczenia skrypt dla klienta, który chciał go do wczoraj.' Rozciągnął się i ziewnął. To był sygnał, że napięcie między nimi minęło.

Rzuciła mu uśmiech. Tłumaczenie prawdopodobnie nie było aż tak wielką sprawą, jak to sobie wyobrażał, ale pozwoliła Davidowi mieć swoją chwilę. Potrzebował poczuć, że jest doceniany.

Odwróciła się w stronę lodówki i wyciągnęła schłodzoną butelkę Chardonnay. Gdy to robiła, jej komórka zabrzęczała na kuchennym blacie. To była praca.

Usta Davida ułożyły się w cienką linię, a jego wyraz twarzy zmienił się. 'Lepiej to zrób', powiedział i wycofał się z kuchni.

'David,' zawołała, ale było już za późno. Wycofał się do swojego biura. Z pokoju Josha dobiegł ciężki beat, który wibrował po schodach. Słuchał swojej muzyki na pełnej głośności. Odebrała telefon z jednym palcem w drugim uchu, aby zablokować hałas.

'Natalie, tu Aileen.'

Głos był muzykalny ze swoim miękkim, południowo irlandzkim liltem i trudno było sobie wyobrazić, że należał do jego właścicielki, nadinspektor Aileen Melody. Aileen może i miała łagodny głos, ale była jedną z najtwardszych policjantek, jakie Natalie znała: funkcjonariuszka zajmująca się zwalczaniem przestępczości, która w błyskawicznym tempie awansowała dzięki pracy w londyńskiej policji, pracując najpierw w wydziale obyczajowym, a potem kierując jednostkami antyterrorystycznymi. Jeśli Aileen do niej dzwoniła, to były to złe wieści.

'O co chodzi, Aileen?'

'Dzwonię do ciebie, ponieważ byłaś zaangażowana w śledztwo w sprawie Olivii Chester'.

Żyły Natalie zamieniły się w lód na wzmiankę o sprawie, do której została przydzielona w 2015 roku. Źle się to skończyło.

'Chciałabym uzyskać twoją ekspertyzę w tej sprawie'.

'Czy znalazłaś ciało?'

Milczenie Aileen powiedziało Natalie wszystko, co musiała wiedzieć.

Kiedy?" zapytała.

'Godzinę temu. To nie jest niedawna śmierć. Patolog uważa, że ciało jest na miejscu od kilku lat lub więcej. To młodzieniec.

'Ile ma lat?'

'Trudno powiedzieć w tej chwili'.

Natalie zamrugała wspomnieniami o ostatnim razie, gdy widziała ciało martwego dziecka i odpowiedziała. 'Będę tam. Wychodzę teraz.'

Kiedy zbierała z korytarza swoją torbę na morderstwo - zestaw kryminalistyczny, który będzie jej potrzebny na miejscu zbrodni - David wyszedł ze swojego biura. Jego czoło zmarszczyło się od niezadanych pytań i obserwował ją w milczeniu, gdy podnosiła płaszcz i kluczyki do samochodu.

'Zapiekanka będzie gotowa za piętnaście minut'.

Przytaknął w odpowiedzi i gdy otworzyła drzwi, jego usta rozstąpiły się, jakby mógł mówić. Wyślizgnęła się na zewnątrz, myśląc o tym, co ją czeka. Wyczuwając jego zamiar, odwróciła się na chwilę, ale David zamknął usta i zamknął za nią drzwi. Cokolwiek chciał powiedzieć, teraz było już za późno.

Natalie otworzyła drzwi swojego samochodu i wsunęła się na miejsce kierowcy. Oparła dłonie na chłodnej skórzanej kierownicy. Dziecko. Tym razem musiała to zrobić dobrze. Ponowne popełnienie tego samego błędu było więcej niż warte jej życie.




Rozdział 2 (1)

==========

Dwa

==========

WTOREK, 25 KWIETNIA - WIECZÓR

To, co kiedyś było Uptown Craft Centre and Farm, stało na dalekim końcu ogromnego parkingu - znacznie większego niż parking przy tanim supermarkecie, w którym Natalie robiła cotygodniowe zakupy. Oznakowanie dawno zniknęło, ale fasada wyglądała podobnie do centrów ogrodniczych, które odwiedziła wcześniej: budynek z brązowej cegły z łukowatym wejściem.

Centrum znajdowało się przy ruchliwej głównej drodze prowadzącej z Samford - gdzie Natalie pracowała - do Uptown, znanego z parków i corocznego festiwalu muzycznego. To była jej pierwsza wizyta w tym mieście i w miarę jak Natalie zbliżała się do niego, stawała się coraz bardziej świadoma bicia swojego serca, które stawało się nieregularne.

Ustawiła się w miejscu blisko wejścia, włożyła kalosze i ruszyła w stronę policjantów przed budynkiem, trzymając przed sobą swój dowód osobisty. Odnotowali jej nazwisko w rejestrze miejsc zbrodni i skierowali ją do bocznego wejścia, które prowadziło przez puste podwórka na tyły ośrodka. Deszcz wciąż padał z ciemnego, wieczornego nieba, tworząc na betonowej podłodze atramentowe, czarne kałuże, w których Natalie się pluskała. Centrum było kiedyś połączeniem centrum ogrodniczego, centrum sztuki i rzemiosła, herbaciarni i małego gospodarstwa. Dodatkowo był tam sklep rolniczy, który sprzedawał lokalne produkty i szeroki wybór prezentów. Nowi właściciele, konsorcjum biznesowe, rozbudowywali go i wprowadzali kolejne sklepy rolnicze oraz różne atrakcje, w tym kuźnię i kolejkę parową, która miała przebiegać przez teren, przewożąc pasażerów do różnych punktów tego, co miało być bardziej parkiem tematycznym niż centrum ogrodniczym. Natalie opuściła podwórze i weszła na grząską ziemię za dwiema szklarniami. Obok najbliższej szklarni stał chudy mężczyzna po pięćdziesiątce, z rękami wciśniętymi głęboko w kieszenie kamizelki odblaskowej. Jego siwe włosy przylegały do głowy, a oczy były zapadnięte.

'Jestem Neil Linton,' powiedział wyciągając smukłą dłoń. 'Kierownik projektu. Znaleźliśmy ciało.'

Wzięła jego dłoń. Była gładka w dotyku. 'Czy złożył pan zeznania, sir?'

Kiwnął żałośnie głową. 'Mam, ale nie mogę wyjść. Nie, dopóki nie będę wiedział. Oficerowie powiedzieli, że można poczekać'.

'Wiedzieć co, sir?'

Że to ludzkie szczątki, które odkryliśmy.

'Nie ma nic do zyskania zostając tutaj i nie będziemy ujawniać żadnych informacji, dopóki nie będziemy mogli, niezależnie od tego, co powiedzieli ci oficerowie'.

Ramiona mężczyzny opadły. 'Nie powiedzieli dokładnie. Miałem nadzieję...'

Obdarzyła go ciasnym uśmiechem. 'Obawiam się, że nie.'

'Czy mogę chwilę poczekać?'

'Wolałbym, żebyś poszła...' Jego oczy spowodowały, że się zatrzymała. Były wypełnione bólem; widziała ten sam ból w oczach rodziców - rodziców, których dzieci nie była w stanie zlokalizować na czas, by je uratować. 'Zostań, jeśli musisz, ale niczego się dziś nie nauczysz', powiedziała łagodnie. 'Naprawdę lepiej byłoby, gdybyś wrócił do domu. Skontaktujemy się z tobą w odpowiednim czasie.

'Tylko dziesięć minut. Czuję, że jestem to winien temu, kto tam jest,' odpowiedział Neil.

Natalie skinęła głową na zgodę i opuściła oświetlony teren. Przeszła przez pole, trenując swoją latarkę na ziemi, przez cały czas deszcz wbijający się w jej twarz i błoto wsysające jej stopy w lepkie podłoże. Nie obchodziło ją ani jedno, ani drugie. Chciała tylko mieć najbliższe minuty za sobą. Kilku funkcjonariuszy stało w pobliżu prowizorycznego namiotu. Ponownie pokazała legitymację blademu policjantowi, który otworzył klapę namiotu. Przechodząc przez pole, próbowała uspokoić myśli, skupiając się na sprawdzonych technikach wyobrażania sobie spokojnego jeziora, zachodu słońca, krów żujących paszę - każdej z tych rzeczy, które zalecał jej psychiatra po sprawie Olivii Chester. Nauczyła się wielu technik relaksacyjnych i sposobów radzenia sobie, ale dziś ją zawiodły. Miała być świadkiem czegoś, czego miała nadzieję już nigdy w życiu nie zobaczyć: martwego dziecka.

Reflektory świeciły jasno wewnątrz namiotu, przez co na chwilę zmrużyła oczy. Zamrugała i dostrzegła Mike'a Sullivana, kierującego jednostką medycyny sądowej, który rozmawiał z mężczyzną, jak przypuszczała, będącym patologiem. Natalie znała Mike'a przez większość swojej kariery - jakieś dwadzieścia lat - i był on bliskim przyjacielem jej męża, gdyż dzielił z nim mieszkania na uniwersytecie. Mike nie lubił niczego bardziej niż wspominać stare dobre czasy - całonocne imprezy i niekończącą się zabawę. W międzyczasie świat wymknął mu się spod kontroli, a te hedonistyczne dni należały do przeszłości. Jego żona, Nicole, niedawno się z nim rozstała, zabierając ze sobą młodą córkę, Theę. Na pozór wydawał się nieporuszony ich odejściem, ale Natalie zauważyła drobne zmiany - spadek wagi i ciemne worki pod oczami - które sugerowały co innego. Natalie dołączyła do mężczyzn i zwalczyła gulgoczący dźwięk, który mimowolnie podniósł się w jej gardle.

Ciało było tak małe, trzy stopy od korony do pięty. Było zawinięte w jakiś materiał - worek lub podobny - i było teraz odsłonięte, wysuszone, maleńkie zwłoki ze skórą ciasno naciągniętą na widoczne kości. Czaszka była niewielka - nie większa od dłoni Natalie. Szczęka była otwarta, odsłaniając równe, białe zęby, które nigdy nie zostałyby schowane pod poduszką, by odkryła je Wróżka Zębuszka. Widok ten był dla Natalie ciosem w splot słoneczny i brała krótkie oddechy, usilnie starając się ukryć przed kolegami swoją konsternację. Wiedziała, że Mike czuje to samo. Myślałby o własnej córce, a widok tego dziecka wydobył w nim Papę Misia. Zacisnął pięści, jakby chciał zrobić poważną krzywdę temu, kto to zrobił. Spojrzał w górę i rzucił jej krótki uśmiech. Był jak kotwica w czasie burzy, a ona przylgnęła do niego, odwzajemniła go i odzyskała spokój.

'To jest Ben Hargreaves,' powiedział Mike, wskazując patologa i przesuwając swoją pozycję, aby mogła przesunąć się obok niego. Przesunęła się obok niego, czując ciepło unoszące się z jego masywnego ciała. 'Został przeniesiony z Birmingham. Ben, to jest DI Natalie Ward'.

'Cześć,' powiedziała Natalie, ciesząc się, że ma kogoś innego, na kim może się skupić, a nie na dziecku na ziemi. Ben zerknął krótko w jej kierunku i wydał z siebie mamrotliwe chrząknięcie uznania, zanim zwrócił uwagę na zwłoki przed sobą. Zapadła cisza. Mike rzucił jej spojrzenie, po czym wzruszył ramionami. Może ten człowiek był tak samo wstrząśnięty jak oni.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Przyjęcie urodzinowe"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści