Taniec zimnych cieni

Rozdział 1

Christopher Sommers wyszedł ze Strażnicy, z frustracją wciąż malującą się na twarzy, tylko po to, by zostać zaskoczonym przez lawinę płatków śniegu.

Pogoda zmieniła się na gorsze; prognoza zapowiadała pochmurne niebo, a jednak znalazł się tutaj, złapany w zaimprowizowane opady śniegu. Gryzący północny wiatr niósł drobne płatki śniegu, które szczypały jego skórę, a zimno sprawiało, że jego uszy pulsowały. Czuł, jak odmrożenia wkradają się do jego ciała.

Z westchnieniem Christopher wrzucił papiery do torby, potarł uszy i pospiesznie zszedł po schodach. Szybko podbiegł do starej, zniszczonej taksówki zaparkowanej przy krawężniku.

"Poobijana" to mało powiedziane; model był przestarzały, farba była odpryśnięta, a na jej powierzchni widniały niezliczone zadrapania. Tylny zderzak był rozbity i chaotycznie sklejony żółtą taśmą klejącą, co wyraźnie wskazywało na to, że osoba, która próbowała go naprawić, nie miała zbyt wiele cierpliwości.

Szybkim ruchem zamknął przednie drzwi pasażera, rozkoszując się krótkim wytchnieniem od śniegu i zimna. W środku nie było zbyt ciepło, ale lepsze to niż mroźne powietrze na zewnątrz. Westchnął z ulgą.

"Jaki jest werdykt? Jakaś szansa?" odezwał się głęboki głos z siedzenia kierowcy. Kierowca był krzepkim mężczyzną o ciemnej karnacji, a jego rysy nie wyróżniały się niczym szczególnym, poza spieczoną słońcem cerą. Rękę miał leniwie przeciągniętą przez kierownicę, a palce nerwowo stukały w rozmytą osłonę. "Co powiedział Fletcher Grey?

Christopher potrząsnął głową i wyciągnął paczkę papierosów z puchowej kurtki. Wyciągnął jednego, ale szybko odłożył go z powrotem, nie chcąc otwierać okna w mroźną pogodę, która mogła rozproszyć odrobinę ciepła w kabinie.

"Nie udało się. Wszystkie stanowiska policjantów pomocniczych są związane z wymogami szkoleniowymi. Przegapiłem ocenę, która odbyła się na początku roku - wyjaśnił, ponownie pocierając uszy. Ciepło wewnątrz samochodu zdawało się nasilać ostry ból.

"Powinieneś był kazać mu spojrzeć na twoją przeszłość wojskową. Jesteś imponujący! Nie odmówiliby ci!" - nalegał kierowca, jego oczy rozszerzyły się z niedowierzania.

Christopher zaśmiał się lekko. Chociaż nie był jedną z niewielu uprzywilejowanych osób, zdecydowanie nie był kimś, kogo można by nazwać zwyczajnym. Lata spędzone na służbie wyostrzyły jego surowe rysy, a jego uśmiech roztaczał aurę kogoś w pełni świadomego swoich możliwości - dzikiego kwiatu kwitnącego wbrew przeciwnościom losu na zielonym klifie.

"Imponujące czy nie, mają swoje zasady. Fletcher dał mi jasno do zrozumienia, że powiadomią mnie, gdy miasto ponownie przeprowadzi rekrutację - odpowiedział, pocierając palce, by je rozgrzać. Miał ochotę na nikotynę, ale powstrzymał się.

Kierowca skrzywił się z grymasem frustracji na twarzy. Więc co dalej? Chyba nie myślisz poważnie o posadzie szefa społeczności w New Dawn Village, prawda?

Uśmiech Christophera lekko zelżał. Po ośmiu latach spędzonych w wojsku zamienił życie strzelca wyborowego na chaos pracy społecznej. Zaciągnął się do wojska w wieku osiemnastu lat, a w wieku dwudziestu sześciu awansował do rangi najbardziej utalentowanego snajpera w swojej kompanii zwiadowczej, był nawet bliski awansu na sierżanta, dopóki nie podyktował własnej ścieżki i nie odszedł.
Ponownie podniósł wzrok, zmuszając się do uśmiechu. Co jest złego w byciu szefem społeczności? To przynajmniej pozycja władzy, prawda? Trzeba udowodnić, że się tego boisz.

Kierowca zadrwił, a jego wyraz twarzy był mieszanką sceptycyzmu i politowania. Jasne, tytuł brzmi nieźle, ale to tylko harówka. Każdego dnia będziesz tonął w drobnych sprzeczkach - nie bez powodu ostatni facet uciekł na wzgórza. Poza tym New Dawn to ledwo kontrolowany chaos".

Christopher odparł lekceważąco. Słuchaj, to jedyna przyzwoita opcja pracy, jaką teraz mam. I kto wie? Może zarządzanie społecznością nie jest takie złe. Mógłbym być stabilny dla odmiany".

Kierowca westchnął, niechętnie przyznając rację. W porządku, jeśli ci to odpowiada. Więc co dalej? Podwiozę cię, dokądkolwiek będziesz chciała".

Sprawdzając godzinę, Christopher zobaczył, że jest 11:15. Chodźmy coś przekąsić. Nie chcę cię zatrzymywać".

Nie dzisiaj, stary. Po południu mam robotę do wykonania i jeśli nie będę ostrożny, nie będę w stanie zarobić żadnych pieniędzy. Zamiast tego napijmy się dziś wieczorem - zasugerował jego kierowca, a w jego oczach pojawiła się nutka złośliwości.

Christopher skinął głową. Poranek Henry'ego Wildera był już zajęty, a dla taksówkarza każda minuta oznaczała stratę pieniędzy.

Jadę do Street Hall, żeby złożyć raport, to niedaleko, więc możesz mnie tu podrzucić. Otworzył drzwi, by wysiąść.

Jego stopy zatańczyły lekko w mroźnym powietrzu, zanim podniósł rękę, by pożegnać się z kierowcą, gdy chłód ponownie osiadł wokół niego.

Rozdział 2

Christopher Sommers wyszedł z Street Hall, przeszył go zimny dreszcz. To był tylko pięciominutowy spacer, ale mroźne zimowe powietrze było bardziej intensywne, niż się spodziewał. Poranne wiadomości ostrzegały, że tegoroczna zima będzie najzimniejsza od prawie dwudziestu lat.

Gdy skrzypnęły za nim ciężkie drzwi, spojrzał na zimowe słońce i zastanowił się, gdzie mógłby spędzić popołudnie.

"Hej, stary, chcesz się ostrzyc?" odezwał się chrapliwy głos niesiony gryzącym wiatrem.

Odwracając się, Christopher zobaczył chłopca, który miał nie więcej niż dwanaście lub trzynaście lat. Miał na sobie za dużą, ciemnoszarą kurtkę, która prawie pochłaniała go w całości, futrzaną czapkę ściągniętą do brwi, pozostawiając jedynie parę ostrych, zimnych oczu widocznych jak ostrza przecinające mroźne powietrze.

Chłopiec zawołał do niego z odległą znajomością, badając go jak młody wilk, zamiast podejść do niego ciepło. Wcisnął Christopherowi w ręce małą karteczkę. Chodź się ostrzyc, moje umiejętności są na najwyższym poziomie - dodał, a jego głos był dziwną mieszanką zapału i obojętności.

Christopher zauważył, że dłonie chłopaka były gołe, czerwone i popękane z zimna, gdy ten szybko wciągnął je z powrotem w swoje za duże rękawy. Rękawy miały ciemną, brudną plamę przy mankietach - dowód zaniedbania, które rozciągało się na zakamarki jego świata.

Mężczyzna zawahał się z odpowiedzią, czując irytację promieniującą z szerokich, zimnych oczu chłopca. W momencie, gdy chłopiec miał się odwrócić i odejść, rzucając mu pogardliwe spojrzenie, Christopher zaskoczył ich obu, kiwając głową na znak zgody.

"W porządku, gdzie idziemy? Prowadź.

Chłopiec spuścił wzrok, a jego zacięta postawa zniknęła, gdy powiedział chłopięcym rechotem: "Niedaleko, tylko przed nami".

Przedzierali się przez ostry wiatr i gryzący śnieg przez około piętnaście minut - trudna wędrówka. Po wejściu do środka Christopher potarł uszy, by przywrócić ciepło. Nawet z czapką na głowie, zimno przenikało do jego ciała, a ból przeszywał jego uszy - pozostałość po odmrożeniach, których doznał podczas zimowych treningów jako strzelec wyborowy.

Spędził wtedy pięć wyczerpujących godzin, leżąc w śniegu i celując do wszystkich rang, od dowódców brygad po zwykłych szeregowych. Kiedy ćwiczenia dobiegły końca, świętował przy drinku, a jego nerwowy śmiech zniknął we mgle alkoholu. Następnego ranka potknął się na porannych ćwiczeniach, wciąż cuchnąc alkoholem i szokująco ubrany tyłem do kierunku jazdy. O dziwo, jego dowódca zaoferował jedynie poklepanie po ramieniu, sygnał koleżeństwa, a nie naganę.

Ze wspomnień wyrwał go trzeszczący dźwięk plastiku - chłopiec potrząsający arkuszem plastiku.

Christopher usiadł na wysokim stołku, który skrzypiał pod nim, a plastik owinął się wokół jego szyi, gdy przyglądał się małemu salonowi fryzjerskiemu. Był schowany w zaułku, w starym, przekształconym domu. Jedyną dekoracją na zewnątrz było wirujące, kolorowe światło. W środku było ciasno, ledwo mieściły się dwa lustra i dwa krzesła, a w rogu stała zniszczona kanapa.
Ściany były chorobliwie żółte, lustra wytarte i zużyte, a krzesła przypominały starą, skórzaną skórę. Zakurzona suszarka do włosów z minionej epoki leżała porzucona na stole.

Jedyną rzeczą, która dawała poczucie życia, był sam chłopiec.

Teraz, gdy zdjął kapelusz, jego słomiane włosy kontrastowały z czerwonymi, odmrożonymi policzkami i bladymi ustami zaciśniętymi w skupieniu. Pulchna postać wyglądała bardziej jak model niż fryzjer, trzymając nożyczki, które wydawały się nieco za duże dla jego małych dłoni.

"Obcinasz mi włosy? zapytał zaskoczony Christopher.

Chłopiec spojrzał na Christophera przez lustro, mamrocząc: "Tak, jestem w tym całkiem dobry".

Oczy Christophera przeniosły się na dłonie chłopca, które nosiły wyraźne oznaki odmrożenia - czerwone, spuchnięte plamy na knykciach. Niezręczna chwiejność jego uścisku sprawiła, że Christopher zawahał się - czy ten dzieciak naprawdę zamierzał obciąć mu włosy?

Chłopak wyregulował stołek, nie pytając o styl, i zaczął obcinać. Dzięki Bogu, Christopher nie przejmował się zbytnio swoją fryzurą. W wojsku utrzymywał krótkie włosy, ale od czasu zwolnienia ze służby i odmrożeń zapuścił je na tyle, by zakrywały mu czoło.

Chłopiec również milczał. Ciepło panujące w sklepie i zmęczenie Christophera sprawiły, że zaczął odpływać, z trudem utrzymując otwarte oczy.

W obawie przed zaśnięciem i narażeniem na szwank pracy chłopca, Christopher walczył, by nie zasnąć. Wymamrotał niezobowiązujące "Hmm" do czegoś, czego nie do końca uchwycił.

Następną rzeczą, jaką wiedział, było to, że obudził się, odchylając się do tyłu na krześle. Bolał go kark, a w głowie miał mętlik, senność wciąż trzymała się go jak ciężar. Przez okno wpadały promienie słońca, a szybkie spojrzenie na zegarek pokazało mu, że jest już druga po południu.

W całym tym zamieszaniu związanym z pracą, nie spodziewał się, że skromny mały zakład fryzjerski zapewni mu tak orzeźwiającą drzemkę.

Zaciekawiony spojrzał w lustro, licząc wbrew nadziei na miłą niespodziankę. Kiedy jednak zobaczył swoje odbicie, serce mu zamarło, a po karku spłynął zimny pot.

Jego włosy - płonące czerwienią niczym płomienie zlizujące z czubka głowy.

To był naprawdę żywy, niemal nienaturalny kolor, o którym Christopher myślał, że istnieje tylko w programach telewizyjnych. Osoby o tak szokująco jaskrawym odcieniu były zwykle przedstawiane jako skazane na zagładę lub sprawiające kłopoty.

Z niedowierzaniem przejechał dłonią po chaotycznym bałaganie, czując niewątpliwą teksturę produktów do stylizacji - jego włosy były dzikie i niesforne, przez co wyglądał głupio.

Idealnie - pomyślał, a na jego twarz wkradł się ironiczny uśmiech.

Rozdział 3

Wyraz twarzy mężczyzny był mroczny i onieśmielający, a ostre rysy sprawiały, że wydawał się jeszcze bardziej groźny. Jego wojskowa postawa przyprawiała o dreszcze każdego, kto niefortunnie stanął mu na drodze, gdy był wściekły.

Młody chłopak siedział na starej kanapie za nim, pochłonięty zniszczoną książką. Kiedy usłyszał napięcie w powietrzu, podniósł głowę i spojrzał na Christophera Sommersa w lustrze.

Przebudzony? W takim razie czas się uspokoić - powiedział niskim głosem Christopher.

Chłopak odłożył książkę, wstał i ze spuszczonym wzrokiem podał mu zmięty paragon.

Strzyżenie 180$, farbowanie 480$, razem 660$.

Cholera - mruknął Christopher. Odkąd wcielił się w rolę przewodnika Elysii, starał się trzymać język za zębami. Ale patrząc na szczupłego, żylastego młodego Tylera, wszelkie współczucie, jakie czuł, zniknęło. Czy prosiłem cię o przefarbowanie włosów?

Tak. Młody Tyler spojrzał Christopherowi prosto w oczy, a w jego oczach nie było widać strachu. Zapytałem, czy chcesz to zrobić, a ty odpowiedziałeś tylko "um".

Christopher przypomniał sobie tę senną odpowiedź i jego gniew rozgorzał. Było jasne, że Młody Tyler zastawił na niego pułapkę, gdy był na wpół śpiący.

Podnosząc się, górował nad chłopcem, który instynktownie cofnął się o krok. Młody Tyler szybko jednak odzyskał panowanie nad sobą, wyzywająco wystąpił naprzód, wysoko unosząc głowę.

Chciałeś je ufarbować. Dlaczego się na mnie gapisz?" Jego głos załamał się w okresie dojrzewania, dodając do protestu napięty ton.

Christopher pochylił się bliżej, zmniejszając dystans między nimi. Uniósł brew, jego głos był ledwie szeptem, ale ociekał groźbą: - Czerwień była moim wyborem.

Oczywiście. Poprosiłeś o kolor Sakuragi Hanamichi.

Gówno prawda. Temperament Christophera, gorący jak ogień, wybuchł. Sięgnął do przodu, szczypiąc szorstko tył szyi Młodego Tylera, trzymając go, jakby był wijącym się pisklęciem. Gdzie jest twój opiekun? Zabierz ich stąd; nie rozmawiam z takim bachorem jak ty.

Nikt nie przyjdzie. Tylko ja - odparł wyzywająco młody Tyler, wijąc się pod uściskiem Christophera i rzucając mu spojrzenie w bok. Próbujesz spłacić swój rachunek?

Christopher roześmiał się ze złością, po czym zamachnął się zmiętym paragonem i uderzył nim Młodego Tylera w czoło. To jest twój rachunek! Myślisz, że możesz wyłudzić 600 dolarów bez konsekwencji? Chcesz, żebym zadzwonił na policję i cię zamknął?

Młody Tyler trochę się szarpał, ale jego siła nie mogła się równać z uściskiem Christophera. To tylko tutejsza stawka. Sprawdziłeś w ogóle cenę przed wejściem? Jeśli uważasz, że jest za wysoka, to nie powinieneś był tu wchodzić".

Kto ustalił tę cenę? Prowizja rynkowa? Naprawdę myślisz, że możesz tak po prostu oszukiwać ludzi i ujdzie ci to na sucho? Christopher zacieśnił uścisk, ale Młody Tyler uparcie trzymał podbródek, patrząc mu w oczy z determinacją młodego wilka, zdeterminowanego, by pokazać zęby, nawet jeśli wciąż był mały i drżał w środku.

Gdzie jest twój opiekun? Christopher rozejrzał się po małym sklepie, który okazał się pusty.
Oni nie żyją - powiedział młody Tyler, a w jego oczach błysnął gniew.

Christopher zadrwił, nie chcąc mu wierzyć. Chłopak stracił w jego oczach wszelką wiarygodność.

Stali tam, zamknięci w konfrontacji. Christopher nagle poczuł falę dezorientacji. Czepianie się dzieciaka nie miało sensu, a poza tym nie było nikogo, kto mógłby go wesprzeć. Jego wściekłość nie miała gdzie się ulokować i stał się bardziej rozdrażniony, niezdecydowany.

Nagłym ruchem pchnął młodego Tylera na kanapę.

Zamierzał powiedzieć coś ostrego, aby wyładować swoją frustrację, ale patrzył, jak Młody Tyler szybko podnosi leżącą pod nim zniszczoną książkę, ostrożnie wygładzając wytarte strony.

Gdy przeleciał wzrokiem, zauważył, że był to podręcznik do angielskiego dla piątej klasy.

Jego złość nieco opadła.

W porządku. Nie można winić dzieciaka za to, że próbuje - mruknął Christopher, odwracając się od niego.

Wśród bałaganu znalazł parę maszynek do strzyżenia, włączył je, a brzęczenie wypełniło powietrze.

Przechylił głowę, przyłożył maszynkę do ucha, pchnął do góry, a kaskada jaskrawoczerwonych włosów opadła wokół niego.

W rogu stołu leżała zmięta paczka papierosów. Christopher wyciągnął jednego, ugryzł go i zapalił jedną ręką, jednocześnie kontynuując strzyżenie.

Wydychając chmurę dymu, odwrócił się, by spojrzeć na młodego Tylera, który przyglądał mu się wyzywająco. "Potrzebujesz kontroli rzeczywistości. Spędzaj więcej czasu na nauce, zamiast wymyślać różne plany.

Christopher był Przewodnikiem Elysii od trzech lat i doskonale radził sobie z przemowami motywacyjnymi. Dziś jednak nie był w nastroju do pouczania dzieciaka - szkoda było na to czasu. Zamilkł i odwrócił wzrok.

Kilka chwil później, po wypaleniu jednego papierosa, Christopher miał ogoloną głowę. Jego dobrze zarysowane rysy były teraz jeszcze bardziej surowe, uosabiając mieszankę autorytetu i ostrego charakteru, onieśmielającej obecności dalekiej od jego zwykłej spokojnej postawy.

Z irytacją kopnął stertę rudych włosów na podłogę i spojrzał na zegarek, zdając sobie sprawę, że musi wyjść lub ryzykować zmarnowanie całego popołudnia.

Gdy włożył płaszcz i skierował się w stronę drzwi, Młody Tyler nagle zagrodził mu drogę. Christopher miał nadzieję, że odpuści, że zachowa się jak ktoś ważniejszy, ale dzieciak miał inne pomysły.

Młody Tyler z wytrzeszczonymi oczami wycedził przez zęby: "Zapłać. Jeśli tego nie zrobisz, nie opuścisz tego miejsca".

W końcu Christopher wręczył pięćdziesiąt dolców.

Młody Tyler trzymał się blisko niego, dorównując mu kroku przez zimny, gryzący wiatr i śnieg, który biczował ich twarze jak ostre sztylety.

Christopher czuł się, jakby po piętach deptał mu wściekły pies, ale był to mały szczeniak, który szczerzył zęby.

Wiatr wył coraz głośniej, utrudniając im widoczność, a płatki śniegu szczypały ich w oczy.

Młody Tyler potykał się za nim, z rękami schowanymi w rękawach, pochylony, z czapką nisko nasuniętą na brwi, odsłaniającą jedynie blady podbródek, niemal upiorny pod ostrym zimowym chłodem.

Walczył z wiatrem, jego usta były prawie bezbarwne, desperacko próbował utrzymać równowagę, każdy krok był walką z żywiołem.
Zaledwie sto metrów od Street Hall, Christopher w końcu przyznał się do porażki.

Rozdział 4

Christopher Sommers wyciągnął pięćdziesiąt dolarów i wcisnął chłodne banknoty w małe dłonie trzęsącego się chłopca. "Wynoś się stąd szybko, albo przysięgam, że cię rozwalę".

Młody Tyler zmrużył oczy przed gryzącym wiatrem, ściskając pieniądze, jakby były liną ratunkową.

Pospiesz się, przestań mnie śledzić. Christopher odwrócił się, przepychając się do ciepłego biura na lokalnej ulicy.

Wszedł do środka, tylko po to, by rzucić ostatnie spojrzenie na małą sylwetkę chłopca znikającą w wirującym śniegu. Gdy Tyler zniknął w bieli, odetchnął z ulgą i odwrócił się, by zająć się swoimi sprawami.

**Dzień pierwszy, aktualizacja trzecia.**

Tyler zatrzymał się przy wejściu do alejki, wahając się.

Zastanawiał się, czy iść prosto alejką do swojego domu, czy wybrać piętnastominutowy objazd. Burzowa śnieżyca sprawiła, że piętnastominutowa wędrówka wydawała się uciążliwą wyprawą dla czternastoletniego chłopca, który już spędził dzień czując się zarówno głodny, jak i wyczerpany.

Wyciągnął z kieszeni pięćdziesiąt dolców, uzbroił się w odwagę i skręcił w boczną uliczkę.

Hej, Quinlan, dokąd się wybierasz?

Głos krzyknął przez wyjący wiatr, wysyłając niespokojny dreszcz w dół kręgosłupa Tylera. Z zaułka wyłoniło się dwóch mężczyzn, szczelnie owiniętych płaszczami, przeskakujących z nogi na nogę w odrętwiającym zimnie, a ich donośne głosy niosły się przez burzę. Quentin Stone, lepiej, żebyś nie myślał o zatrzymaniu tego wszystkiego dla siebie. Czy ty w ogóle chcesz jeszcze z nami pracować?

Tyler zatrzymał się, a jego przenikliwe spojrzenie lśniło jak lód. Ostry wiatr zdawał się chłodzić jego spojrzenie aż do kości.

Odwrócił się powoli, kierując swoje kroki do alejki, celowo ignorując mijających go mężczyzn i nie spuszczając wzroku z ziemi.

To było to samo stare miejsce, The Curbside Cut, zaśmiecone czerwonym futrem ze starych zimowych kurtek.

Gdy Tyler wszedł do środka, nie tracił czasu. Głosem przypominającym zardzewiały zawias przesłuchiwał dwóch dorosłych mężczyzn. Gdzie się podziewaliście? Dlaczego wcześniej nie weszliście do środka?

Jeden z mężczyzn wyglądał na dwudziestolatka, a jego włosy były ufarbowane na złocistożółty kolor. Drugi, około czterdziestki, miał czerwoną twarz przypominającą zimowe jabłko z charakterystycznym spojrzeniem piwowara Gimliego - obaj najwyraźniej nie byli sympatycznymi typami.

Słysząc oskarżenie Tylera, wymienili spojrzenia, a na ich twarzach pojawiło się zakłopotanie.

Faye Ariel nie czuła się najlepiej; zabrałem ją do toalety. W międzyczasie pozwoliłeś dzieciakowi uciec? Dałeś mu jakąś gotówkę? Policzki starszego mężczyzny zalśniły od zimna.

Przestraszyliśmy się? Tyler przechylił lekko głowę, pokazując pogardliwy uśmieszek.

Przestraszeni? Proszę cię! Jesteśmy tu dłużej, niż możesz sobie wyobrazić. Widzieliśmy różne charaktery i mieliśmy z nimi do czynienia - upierał się młodszy mężczyzna, prezentując swoje złote loki, które sprawiały, że wyglądał jak krzykliwa papuga. Nerwowo zaciągnął się papierosem, udając pewność siebie.

Jest wojskowym, więc wysłałeś mnie jako dzieciaka, żebym nim "potrząsnął"? Tyler wydał z siebie przesadne westchnienie, napotykając lodowate spojrzenie złotowłosego faceta.
Dość! Nie boimy się, tylko... jesteśmy tym zmęczeni - powiedział Golden Lock, włosy praktycznie stanęły mu dęba. Po prostu mój żołądek zaczął działać.

Przestańcie, wy dwaj! - Gimli Brewmaster potarł nos, ponownie przyjmując rolę przywódcy. Młody Quentin musi mieć oczy szeroko otwarte, kiedy przyprowadza ludzi. Wszystkich w wojskowych strojach zostawić w spokoju! Przyprowadzanie ich z powrotem to proszenie się o kłopoty.

Zarobił jakieś pieniądze, śledząc was? Gimli odwrócił się, by zapytać.

Spoglądając na podłogę, Tyler mruknął: "Nie".

Niemożliwe. Z tym twoim nieugiętym duchem, nie ma mowy, żebyś nic nie dostał - złotowłosy mężczyzna cofnął się, uważnie przyglądając się Tylerowi, badając każde drgnięcie emocji na jego twarzy. Chyba nie myślałeś, że możesz zatrzymać to wszystko dla siebie? Pozwoliliśmy ci na to z litości. Nie pozwolimy ci umrzeć z głodu, ale jeśli nas zdenerwujesz, nie wytrzymasz tu długo, Quentinie Stone.

Tyler spojrzał na Gimliego Brewmastera, zauważając, że czeka na odpowiedź.

Odetchnął gwałtownie, a jego blade wargi drgnęły: - Facet poszedł prosto do strażnicy. Myślisz, że będzie tam siedział i czekał na wsparcie?

Obaj mężczyźni zamilkli, zaskoczeni, Golden Lock eksplodował frustracją, a Gimli zamknął oczy Tylerowi w kontemplacji.

Dobra, uznajmy dzisiejszy dzień za stracony. Żadnych interesów. Quentin Stone, powinieneś udać się do domu, zanim twój ojciec znów rozpęta piekło. Gimli pomachał lekceważąco, wyraźnie zirytowany.

Tyler odwrócił się, by wyjść, ale zanim zdążył chwycić za klamkę, zatrzymał go Złoty Zamek.

Poczekaj, pozwól mi cię przeszukać, zanim odejdziesz.

**Harbor Town** było zimnym, północnym miastem trzeciego poziomu. Choć nazwa sugeruje bliskość morza, było lepiej rozpoznawalne ze względu na surowe zimy i nieustające burze śnieżne.

Zima trwała tutaj, rozciągając się na samą esencję wiosny i jesieni, trwając nużące sześć miesięcy każdego roku. Każdy dzień bez śniegu był nie do zniesienia, ale śnieg i wyjący północno-zachodni wiatr drętwiały każdą kość, sprawiając, że poruszanie się było żmudnym zadaniem.

Zaledwie kilka minut w dół uliczki prowadziło do domu młodego Tylera.

Pokój we wspólnym niskim budynku, część kwater pracowniczych **New Dawn Threadworks**, państwowej firmy z lat osiemdziesiątych. Tego rodzaju budynki były kiedyś nazywane "pekińskimi mieszkaniami wysokiej klasy".

Etykieta "wysokiej klasy" opierała się na scentralizowanym ogrzewaniu i wewnętrznej instalacji wodno-kanalizacyjnej, a odniesienie do "Pekinu" prawdopodobnie zaspokajało dumę lokalnych mieszkańców, sprawiając, że czuli się częścią czegoś wielkiego.

Takie mieszkania były kiedyś modne w późnych latach 80-tych i wczesnych 90-tych, kiedy otrzymywanie przydziałów i życie w ekskluzywnych mieszkaniach stało się symbolem statusu, przyciągając zazdrosne spojrzenia za każdym razem, gdy ktoś tu wchodził lub wychodził.

Rozdział 5

Czas ma niesamowitą zdolność do przekształcania rozkładu w cud, a odwrotność może być równie prawdziwa.

Pod koniec lat 90. firma New Dawn Threadworks została przytłoczona przez konkurencję ze strony południowych dostawców, co doprowadziło do wieloletnich strat i ostatecznego zamknięcia. Większość pracowników została zwolniona, a wielu zostało zmuszonych do odejścia w poszukiwaniu nowych możliwości gdzie indziej.

Tam, gdzie niektórzy odeszli, pojawili się nowi mieszkańcy. Coraz więcej nieznajomych, mówiących z różnymi akcentami, zaczęło zamieszkiwać okolicę.

Trzy dekady zmieniających się pór roku przekształciły to północne miasto, ale wydawało się, że Harbor Town zostało zapomniane w planach rozwoju. Zaledwie dwadzieścia kilometrów od tętniącego życiem centrum miasta, zwykły skręt mógł ujawnić ostry kontrast: wysokie drapacze chmur ustąpiły miejsca rozpadającym się, zniszczonym domom. Za migoczącymi neonami krył się świat, który wydawał się zupełnie nie na miejscu.

Młody Tyler wsunął rękę w szeroki kołnierz swojej puchowej kurtki i wyciągnął wyblakły czerwony sznurek, z którego zwisał stary klucz.

Zanim zdążył otworzyć drzwi, z wnętrza rozległ się stukot uderzającego metalu - uporczywe dudnienie, które rozbrzmiewało jak nawiedzający szum, ostre uderzenia i skrobanie tworzące niepokojącą mieszankę, która przyprawiła go o zgagę.

Skrzypiące zawiasy oznajmiły przybycie Mistrzyni Clary, która otworzyła drzwi na tyle szeroko, by odsłonić część twarzy wyrażającą czystą irytację.

"Quentin Stone! Twój ojciec walił w te rury całe popołudnie. To nie do zniesienia! Czy ty nigdy nie przychodzisz sprawdzić, czy on w ogóle coś zjadł? Poważnie, jak możesz być tak okropnym synem, że nawet nie karmisz własnego ojca?" Jej głos przeszył powietrze ostrzej niż zimowy chłód.

Spoglądając w bok na oko zaglądające przez szparę, Quentin Stone zaśmiał się szyderczo. "Tak, jestem po prostu zbyt skąpy. Może ciocia Lydia się nad nim zlituje.

Clara wzdrygnęła się, chwilowo zaskoczona. Gdy Quentin wszedł do środka, rozpętała tyradę, a jej słowa były przeplatane wściekłością. "Ty mały wilku! Twój ojciec wychował cię na nic innego, jak tylko po to, byś pozwolił mu zgnić!"

Z głośnym hukiem drzwi Clary zamknęły się, posyłając w jej usta podmuch śniegu.

Gdy tylko młody Tyler przekroczył próg, odgłosy walących rur ucichły. Zerknął na pomalowane na żółto drzwi sypialni, ale nie zdecydował się do nich podejść.

Mieszkanie było ponure i gołe: kanapa, półka na książki, stojak na telewizor bez telewizora, a pod ścianą rząd doniczek z kwiatami, wszystkie wysuszone i pozbawione życia.

Powłócząc nogami, młody Tyler opadł na wytartą sofę, przytulając kolana do klatki piersiowej, a jego ciało było idealnie nieruchome.

Czas mijał, a gdy ciepło stopniowo wracało do jego kończyn, w końcu zdjął kurtkę i poszarpaną czapkę, pocierając twarz, próbując obudzić zmysły.

Sięgając do kieszeni płaszcza, znalazł małą dziurkę i zręcznie wyciągnął zmięty banknot pięćdziesięciodolarowy, zwinięty w cylindryczny kształt.

Wygładził lekki jak piórko banknot, a następnie podniósł poduszkę sofy, aby wyjąć stare blaszane pudełko z drewnianej podstawy. Otwierając je ostrożnie, włożył pięćdziesiątkę do pudełka, uważając, by nie uszkodzić jego zawartości.
Wewnątrz puszki leżał niechlujny stos pomarszczonych banknotów - cała paczka wyglądała mniej więcej na tysiąc dolarów. Pod nimi, częściowo ukryte, znajdowało się zdjęcie kobiety, której uśmiech promieniował ciepłem.

Wzrok młodego Tylera zatrzymał się na jej twarzy przez chwilę, po czym wepchnął zdjęcie pod banknoty i zamknął pudełko z ostatecznością odzwierciedlającą jego głęboko zakorzenione emocje.

Po schowaniu pudełka udał się do kuchni. Wąska przestrzeń ledwo mieściła jedną osobę na raz, z małą lodówką na końcu ozdobioną uśmiechniętymi zdjęciami dwójki dzieci w krótkich spodenkach.

Otworzył lodówkę, nacisnął włącznik, ale światło nie zapaliło się - pozostał tylko wyblakły relikt, który nie mógł już robić nic poza przechowywaniem. W środku znalazł tylko kilka jajek; w urządzeniu do gotowania ryżu były resztki zimnego ryżu.

Młody Tyler przygotował dwie spore miski ryżu smażonego z jajkiem, ostrożnie wyważając jedną z nich, gdy pchnął drzwi sypialni.

Ponury dzień na zewnątrz rzucał matowy cień przez zaciągnięte zasłony, sprawiając, że pokój wydawał się jeszcze ciemniejszy. Podszedł do okna i odsunął wyblakłe zasłony, wpuszczając do środka surową biel zaśnieżonego świata.

Wtedy dostrzegł mężczyznę rozłożonego na łóżku - Ironhilla Quentina, rozczochraną postać po czterdziestce z zaniedbanymi włosami i zarostem, który przesłaniał wszelkie ślady jego prawdziwego charakteru.

Owinięty w koc, Ironhill ściskał kawałek metalowej rury. Mrugając przed nagłym światłem, jęknął i wymamrotał: "Ty mały bachorze".

Ironhill Quentin walczył z alkoholizmem przez dwie dekady, czego kulminacją był udar, który pozostawił go częściowo sparaliżowanym. Teraz proste czynności, takie jak mówienie czy chodzenie, wydawały się monumentalne. Kiedy młody Tyler próbował zarobić trochę pieniędzy, jego ojciec wyładowywał swoją frustrację, waląc w rozgrzane rury - niemuzykalna uciążliwość, która rozbrzmiewała w wielu połączonych jednostkach, tworząc symfonię niezadowolenia wśród sąsiadów.

Chociaż rury Ironhilla zostały skonfiskowane, ukryte lub wyrzucone, zawsze znajdował coś na ich miejsce, kontynuując swój jednoosobowy zespół chaosu.

Wielu narzekało, a nawet krzyczało, ale młody Tyler zostawiał drzwi szeroko otwarte, zapraszając do konfrontacji. Jeśli ktoś chciał wyładować swój gniew, mógł wyciągnąć Ironhilla, by go pobił - wszystko było dozwolone, o ile tylko nie hałasował.

Młody Tyler przyzwyczaił się do tego bezprawia, doskonale wiedząc, że nikt nie tknie niepełnosprawnego mężczyzny. Poza tym, w społeczeństwie rządzonym przez prawo, każdy, kto by się rzucił, znalazłby się w tarapatach. Napaść na bezbronnego człowieka po prostu nie była tego warta.

Nie mając gdzie ulokować swoich frustracji, ludzie przekierowali swój gniew na młodego Tylera, oskarżając go o zaniedbywanie ojca, mówiąc, że go głodził, jednocześnie twierdząc, że jest wilkiem bez serca, mimo że Ironhill nie był w stanie wyrazić swojej wściekłości.

Takie czcze plotki docierały do młodego Tylera jednym uchem, a drugim wylatywały. Nigdy nie zwracał na nie uwagi. Nie mylili się, mówiąc, że Ironhill czasami nie jadł - w dni, kiedy młody Tyler nie był w stanie zarobić wystarczająco dużo, jego ojciec jadł tylko raz.
Postawił chwiejny stolik na łóżku i położył na nim miskę smażonego ryżu. Ironhill rzucił się na nią, chwytając pałeczki i pożerając posiłek z zawrotną prędkością, a kawałki ryżu rozsypały się po stole. Młody Tyler nie przejmował się tym; wiedział, że wkrótce Ironhill będzie skrupulatnie zbierał każde ziarenko swoją sprawną ręką.

Aromat ryżu sprawił, że żołądek Tylera zaczął burczeć - nie jadł przez cały dzień i poczuł się słabo z głodu.

Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Taniec zimnych cieni"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



👉Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści👈