Śmiertelne potwory

Rozdział 1 (1)

==========

Jeden

==========

Izara

Czy miewasz czasem nieszkodliwe sny o tym, żeby urwać kutasa mizoginistycznemu palantowi i wepchnąć mu go do gardła, aż poczuje smak własnych jaj, tylko po to, żeby na chwilę się zamknął?

Tak. Ja też nie.

"Wygląda na to, że nie wykazuje pani żadnych zdolności, transformacji ani talentów, panno Castillo" - dyrektor Willms wypowiada się po raz drugi, przerzucając kolejną kremową stronę wewnątrz folderu zatytułowanego: Izara Castillo, wiek 19 lat, Prodigium: Nieznana.

Już sam tytuł folderu jest boleśnie trafny: Prodigium Nieznane. Jakim rodzajem nadprzyrodzonego jestem? Nie mamy pojęcia. W oczach tego człowieka jestem w zasadzie człowiekiem.

Z wyjątkiem wpadki, która sprawiła, że zostałem wrzucony na radar Akademii Szóstki. Tak. Jestem całkowicie przyziemny, z wyjątkiem tego dupka, którego mój biedny, niewinny potwór rzekomo zabił.

Ale to coś, o czym nie mówię.

Częściowo dlatego, że tego nie pamiętam. A częściowo dlatego, że to był mój były chłopak, a kiedy zabijasz byłego chłopaka, ludzie zaczynają rzucać zuchwałe słowa jak "temperamentny" i "psychotyczny" i takie tam.

Zabijasz jednego małego eks, jeden raz, a ludzie traktują cię jakbyś była niebezpieczna czy coś.

"To ja. Mała Panna Bez Talentu. Skończyliśmy? Mogę dołączyć do innych?" Staram się wymusić z ust kłapiące słowa, bo to łatwiejsze niż przyznanie, jak bardzo to miejsce wdziera się pod moją skórę.

Płaskie czarne ściany wciskają się w niewielką przestrzeń jego biura. Stępia to blask starego metalowego biurka, które oddziela mnie od zmęczonego, starego dyrektora szkoły. Na skraju biurka siedzi mała tabliczka z nazwiskiem, z wypisanym tam nadmiernym tytułem: HEADMASTER DR ALAN ABRAHAM WILLMS, MD.

Dyrektor szkoły spogląda przez swoje okulary o kwadratowych obwódkach, jego starzejące się, leszczynowe oczy zdają się próbować przeszukiwać moje wnętrze jednym niepokojącym spojrzeniem.

"I powiedziałaś, że nie wiesz, czym jest nawet twoje Prodigium? Kobieta w twoim wieku powinna wiedzieć, co w niej mieszka. Fae lub syrena to moje przypuszczenia, sądząc po twoim powabnym, ale zimnym wyglądzie zewnętrznym. Ale jak można przeżyć dziewiętnaście lat bez oznak nadprzyrodzonych zdolności Prodigium? Czy to słaby Prod czy po prostu zwykła ignorancja, panno Castillo?"

Obdarzam dr Willmsa kolejnym pustym spojrzeniem i prawie powstrzymuję się od zastanawiania się, czy jego kutas jest w ogóle wystarczająco duży, by wypełnić jego rozdziawione usta.

Prawie.

"Doceniam powitanie w waszej prestiżowej Akademii," więzienie, "ale albo przydzielcie mi moje zajęcia, żeby opanować moje Prodigium, albo pozwólcie mi wyjść, bo moja zmiana w Willy Hog Dog Shack zaczyna się za dziesięć minut i naprawdę chciałbym wiedzieć, jak straszna będzie moja przyszłość przez następne dwa lata."

Czy będzie to obsługa klienta - gorący smród psa - przeciętnie zła, czy jak wysadzenie się w powietrze podczas dziwnych zajęć z eliksirów w stylu Hogwartu wyjątkowo zła?

Teraz oboje gapimy się pusto na siebie.

Wreszcie.

On jest bez wyrazu.

Dopóki nie jest. "Ach, wygląda na to, że nie poinformowali cię..."

Nie poinformowali mnie o czym?

Właśnie dlatego mój ojciec i ja wybraliśmy ludzkie społeczeństwo Nowego Jorku. Ludzie mówią ci, co myślą. Wszystko. O. Czasu. Czasu.

To nadnaturalni są podstępni. Niebezpieczni.

Śmiertelnie niebezpieczni.

"Po zapisaniu się do Akademii Sześciu, dajemy ci tymczasowe ograniczenia. Ze względów bezpieczeństwa, jestem pewien, że rozumiesz, nie pozwalamy studentom opuszczać kampusu, więc obawiam się, że twoja praca w Willy Nilly... Shack... dobiegnie tymczasowego końca."

Uśmiech na moich ustach jest tak stłumiony, że aż boli, ale utrzymuję go razem na tyle długo, by usłyszeć długie i ciężkie westchnienie pozornego rozczarowania moim brakiem reakcji, które sączy się z jego ust.

"Weźmy standardowy harmonogram, który pani Warren trzyma w recepcji. My tutaj w Akademii Sześciu nie mamy czasu ani luksusu, aby dostosować harmonogramy zajęć delikwentów. Zwłaszcza jeśli nie zamierzają być tu długo." Pauza, którą wprowadza w tym momencie jest tak dramatyczna, że zastanawiam się, czy jest teatralnie wyszkolony, czy po prostu jest tak dobry w byciu totalnym dupkiem. "Będziesz w dormitorium J, piąte piętro. W twoim harmonogramie znajdzie się numer pokoju losowo przypisany do ciebie. Życzę ci wszystkiego najlepszego w ujawnieniu twojego Prod, zanim będzie za późno, panno Castillo."



Tak. Wielkie dzięki za to szczere powitanie.

Wyplątuję się z małego drewnianego krzesła z taką siłą, że nogi skrobią po lśniącej czarnej podłodze z płytek.

Mam nadzieję, że się zarysuje.

Chłodne szkło drzwi spotyka się z moją dłonią i przepycham się przez nie, nie oglądając się na mężczyznę, który mnie aresztował, a także przyjął. Są jednym i tym samym tutaj, w Akademii Sześciu. To ostatni przystanek dla kogoś takiego jak ja. Ponieważ jest we mnie potwór. Albo wyjdzie na zewnątrz i nauczę się go kontrolować, pokazując innym nadnaturalnym, że można ładnie grać w społeczeństwie, albo wrzucą mój tyłek do więzienia.

Niewinny do czasu udowodnienia winy to w tym miejscu zacofane stwierdzenie.

Drzwi zamykają się i mała kobieta pisząca na swoim komputerze spogląda w górę z niepewnym uśmiechem, tak samo jak wtedy, gdy mnie tu zaciągnęli. Jej krótkie, kręcone włosy są równie ciemne jak oczy, a ten półuśmiech na jej czerwonych ustach jest taki sam, jaki widuje się w handlu detalicznym u kasjerów, którzy wiedzą, że zaraz coś ukradną.

Domyślam się, że pani Warren musi być już przyzwyczajona do mojego typu.

Chwytam górną kartkę, którą popycha w kąt biurka, ale nie zatrzymuję się, żeby na nią spojrzeć, dopóki nie wyjdę z nieskazitelnego budynku wydziału i popołudniowe promienie słońca nie uderzą mnie w twarz. Ciepłe powietrze wciąga moje atramentowe włosy i wreszcie czuję, że znów mogę wziąć oddech. Ściany nie zamykają się na mnie. Mężczyźni tacy jak doktor Willms nie czają się, czekając, aż coś spieprzę. Znowu.

To znaczy, on jest. Tylko teraz z daleka.

Muszę tylko być ostrożna. Mogę być ostrożny.

Drżenie, które przetacza się przez moje ręce, jest tak oczywiste, że kiedy chwytam papier mocniej, nawet to nie pomaga.

Nic mi nie jest. Nic mi nie jest. Wszystko będzie w porządku.




Rozdział 1 (2)

Moje rzęsy otwierają się powoli, a ja skanuję cienki papier, zauważając nabazgrany numer wpisany atramentem w prawym górnym rogu.

Pokój 503

PIERWSZY ROK PRODIGIUM

-Wprowadzenie do Prodigium 101

-Historia ras

-Demonologia

-Podróże międzywymiarowe

-Relacje między ludźmi a Prodigium

-Zdrowie Prodigium, czyli jak dbać o swoje drugie ja

-Prod Reforma

-Siłownia

Co jest kurwa! Siłownia? Broszura powitalna Akademii Sześciu nie ostrzegła mnie, że jest prowadzona przez kompletnych sadystów.

Pieprzona siłownia.

Jeśli każą mi tu przebiec milę, zacznę od linii startu i nie skończę, dopóki nie wskoczę z otwartymi ramionami w drzwi Willy Hog Dogs.

Czekaj, nie mogę.

Tymczasowe ograniczenia. Spoglądam w dół na świecącą złotą opaskę, która teraz obrysowuje moją kostkę, pojawiając się tam jak za sprawą iskrzącej magii. Rzeczywiście, areszt domowy.

To musi być jedyna akademia w mieście, która rozdaje klasowe pierścienie w formie bransoletek na kostkę.

Świetnie.

Ciekawe, czy imploduję na miejscu, jeśli przekroczę ostry, kuty płot z żelaza, który otacza tę "akademię".

Nadal mentalnie się dąsam, gdy zerkam w górę na bujną, zieloną trawę i szczeciniaste drzewa. Ciemny pomnik anioła z szeroko rozpostartymi skrzydłami stoi tuż przed wejściem tutaj. Pod jej lejącą się suknią widnieje napis: Etheria, Założycielka Szóstki, Była Dyrektorka naszych serc, jak i naszej Akademii. Jesteśmy jej dozgonnie wdzięczni.

Przymykam oczy na tę dziwną dedykację i Anielską Szefową Założycielkę, do której należy.

Stoi ona wysoko jak bogini wśród nas na środku dziedzińca. Wokół niej wiją się ceglane chodniki, a budynek za budynkiem rzuca cień na szkolny dziedziniec.

Który z nich to dormitorium J? Można by pomyśleć, że litery są wywieszone przy drzwiach wejściowych. Chyba lubią patrzeć, jak się męczymy.

"Zgubiłeś się?" Niski męski głos nuci zza mojego ramienia. Dźwięk tego pojedynczego słowa pozostaje w mojej głowie, mój język lekko migocze, by naśladować pytanie, by wyobrazić sobie idealny sposób, w jaki to powiedział.

Kiedy się odwracam, jego wymagające oczy wcale nie pasują do tej doskonałości. Czarne, pozbawione głębi kałuże tworzą pustkę koloru, całkowicie wypełniając spojrzenie zaskakującym blaskiem jego czujnych oczu. Ale ostre kąty jego kości policzkowych, mocna linia szczęki, dołeczek, który całuje jego policzek, to wszystko odwraca uwagę od tego, jak uwodzicielsko przerażające są jego oczy.

Odwracam wzrok na tyle długo, by przestudiować inne jego cechy. Jego włosy są białe. Nie biel śniegu, nie iskrzące się niczym diamenty kryształki mrozu. To nie jest zimowy książę. Nie. Jego włosy są białe jak niebo. Jak wtedy, gdy słońce przebija się spomiędzy nieskazitelnych chmur w oślepiającej aureoli światła. Tak to wygląda. Aureola przewijająca się przez długość każdego pasma.

Jak ktoś, kto wygląda tak anielsko ładnie, może mieć czarne jak smoła oczy demona prosto z piekła?

"Uh..." Staram się odwrócić od niego wzrok, ale jest to trudne. "Dormitorium J."

Kiwa głową, swobodny uśmiech wciąż przylega do jego ust w najbardziej rozpraszający sposób. "Racja. Ty też jesteś nowa. Niech zgadnę. Pochodzenie Fae? High fae, gdybym miał postawić na to pieniądze." Jego ciemne spojrzenie przeciąga się powoli w dół mojej ramy, zaczynając od moich atramentowych włosów i podążając za długą długością moich nóg, zanim wróci do moich zielonych oczu.

"Jesteś drugą osobą, która nazwała mnie dzisiaj fae".

"Są delikatne. Miękkie. Piękne. Trochę po stronie dupy, ale nie bierz tego do siebie."

Nie mogę pomóc, ale uśmiecham się na niego i jego łatwy opis, który w ogóle do mnie nie pasuje.

Z wyjątkiem części dotyczącej dupka. To jest dyskusyjne.

"Nie jestem fae. Nie sądzę," szepczę z przeciągającym się westchnieniem.

Nie naciska na mnie. Nie ocenia mnie tak, jak zrobił to dyrektor szkoły.

Ale cisza, która na krótko osiada między nami, sprawia, że czuję różnicę między nim a mną. Między mną a każdym z tych uczniów.

Oni wiedzą, kim są. Gdzie jest ich miejsce.

A ja... nie mam pojęcia, skąd pochodzę.

Kiedy jesteś adoptowany, zawsze masz małe dręczące pytania z tyłu głowy, bez względu na to, jak bardzo jesteś kochany.

A kiedy jesteś tajemniczym Prod, jest jeszcze gorzej.

"Pozwól, że cię odprowadzę. Zmierzam teraz do Juvie." Odchodzi ode mnie pewnymi siebie krokami. Ledwie mam czas, aby podziwiać czarne dżinsy przytulające jego napięty tyłek jak drugą skórę lub szeroki rozrzut jego silnych ramion, zanim spieszę się, by go dogonić.

"Juvie?" Pytam, nieco zdyszany.

Jego czarne oczy migotają do mnie, ale nie przerywa swojego kroku. "To jest to, co nazywamy Dorm J."

"My?"

Znowu to robi, podnosząc te usta w dołeczkowy uśmiech. "Zadajesz dużo pytań".

Zwykle tego nie robię, to miejsce oferuje więcej zamieszania niż odpowiedzi. Jak na szkołę, nie są zbyt dobrzy w edukacji.

"My Juvies, biedni Prod's, którzy tam mieszkają, i Elity, jak sądzę. Jeśli uda ci się przejść przez pierwsze dwa semestry, jeśli," wygina sarkastyczną brew na to słowo, ale kontynuuje, "wtedy awansujesz do lepszych akademików. W akademiku E mieszkają studenci drugiego roku. Prawdziwych studentów."

Jeśli. Tylko o tym mogę myśleć. To szydercze słowo, które w kółko przewija się przez moje myśli. To musi być dla nich wielka sprawa, że kładą taki nacisk na zaliczenie pierwszego roku.

"Ilu pierwszorocznym się nie udaje?".

Zwalnia tempo i spada do tyłu, aby utrzymać krok ze mną, prawie tak, jakby lubił wszystkie moje niekończące się pytania bardziej niż pozwala na to.

"Statystycznie mniej niż połowa się udaje. Ci, którzy nigdy nie odnajdują swojej magii, swojego Prod. Albo, ich Prod znajduje ich i traci kontrolę. To jest prawdziwy problem. Stworzyli Akademię Szóstek, by powstrzymać takie rzeczy w społeczeństwie. Więc... trzymaj tego potwora w sobie na wodzy, a będzie dobrze." Mruga do mnie, jego poważnie blade włosy prawie dotykają jego pozbawionych głębi oczu.

"Tak. Brzmi prosto. Uwolnij swoją bestię, ale nie uwalniaj jej za bardzo. Żaden problem." Wciskam ręce w skórzaną kurtkę, a on podąża za ruchem, obserwując mnie kątem oka.




Rozdział 1 (3)

Nawet nie zauważam, kiedy zatrzymujemy się po dalekiej stronie kampusu. Wygląda na to, że jesteśmy tutaj. Patrzę na budynek, który nazwał Juvie. Czuje się trochę jak w Juvie. Ciemny cień koloru trwale plami kruszącą się cegłę. Okno na niższym poziomie jest zabite deskami, a rozbite szkło nadal leży w trawie, jakby nikt nie miał czasu naprawić tak małej niedoskonałości w i tak już rzucającym się w oczy akademiku.

Drzewa po mojej lewej stronie są suche i rozkładające się, bez żadnych liści, ich cienkie kończyny i złowieszcze, naprawdę dając to miejsce domową atmosferę z każdym niesamowitym szelestem ich szkieletowych kończyn.

Wydycham powoli i podążam za moim nowym przewodnikiem. Już pierwszy krok, który robię, powinien mi powiedzieć dokładnie, jak ten rok będzie przebiegał.

Moje białe buty ledwo dotykają pierwszego stopnia, gdy cegła pod nimi się poddaje. Żałosny mały krzyk wpełza do mojego gardła, gdy odchyla się do tyłu o trzy cale od ziemi, którą zyskałem, ręce machają, moje życie miga przed moimi oczami, zdając sobie sprawę, że nie było to zbyt wiele życia, aby naprawdę błysnąć, bardziej jak mały błysk niż pełny błysk.

I wtedy ciemność spada na moją twarz. Silne ramiona owijają się wokół mnie, ciepło wdziera się w moją skórę z miejsca, gdzie jego ciało przyciska się do mojego. Klatka piersiowa przy klatce piersiowej, wielkie ciemne oczy patrzą na mnie z góry. I nagle olbrzymie, niebiańskie skrzydła rozpościerają się szeroko za nim, wyginając się z jego pleców i sprawiając, że jego ramiona wydają się teraz szersze, silniejsze niż wcześniej.

Krople krwi pokrywają dziwnie końcówki skrzydeł. Lśnią, jakby każdy pierzasty kosmyk był przeszyty światłem zimnego ognia, oblewając całe jego doskonałe ciało w opalizującą aureolę. Eteryczny blask, który go otacza, sprawia tylko, że te czarne oczy wyglądają bardziej jak cieniste doły wypełnione mrocznymi obietnicami.

Ten człowiek, ten człowiek jest dla mnie zły.

Wiem, że jest zły, kiedy trzyma mnie w swoich ramionach i przyciska mnie całą do swojego pysznego, pieprzonego ciała.

"Czy ty - czy ty jesteś aniołem?" Jąkam się jak zauroczona gwiazdami idiotka.

Żar w jego demonicznych oczach powinien odpowiedzieć na moje pytanie.

"Czy ja wyglądam jak anioł?" Zgrzyta najniższym szeptem, który wachluje po mojej szyi.

Anioły są rzadkie. Tak rzadkie, że większość nawet nie wierzy w ich istnienie.

Ten człowiek czyni mnie wierzącą. Wygląda jak anioł.

Wygląda też jak seks. Tym właśnie jest jego Prod. Jestem przekonana, że seks jest potworem, a ten piękny mężczyzna jest jego obudową.

Powoli potrząsam głową. On nie jest aniołem. Anioły są niewinne. Nic w jego ciemnym, porywającym pożądaniem spojrzeniu nie jest niewinne.

"Chodź." Stoi mi na nogach, nie wyjaśniając już nic więcej.

Może wyczerpałam limit pytań na ten dzień.

Z większą ostrożnością obchodzę złamany stopień, zbierając swoją pewność siebie i udając, że ten sflaczały bałagan, który prawie umarł na macie powitalnej, to nie ja. Jeśli nazywają to miejsce poprawczakiem, muszę nigdy więcej nie krzyczeć tak publicznie.

Muszę ukryć ten strach głęboko w sobie.

Wyprostowuję ramiona i idę dalej.

Ściany są z cegły, a wejście ma ładne małe kuloodporne szklane okno, przy którym ktoś może usiąść, ale stanowisko jest puste. Moja uwaga skupia się na brudnym szkle, a im dalej w głąb budynku, tym dziwniejsze stają się wibracje.

"Miasto podarowało ten budynek, kiedy Akademia została po raz pierwszy otwarta w osiemnastu setkach", wyjaśnia mój przewodnik. Niejasno.

"Co to było wcześniej?"

"Więzienie."

Wow. Dormitorium Juvie po prostu staje się coraz lepsze.

"Cele zostały przebudowane. Zamurowane. Jak widać nie zmarnowali kosztów."

"Najwyraźniej." Krzywię się, gdy przeskakuję nad martwym szczurem na środku czarnego kafelkowego korytarza. Znów znajduję nieustraszone tempo i udaję, że nie wzdrygnąłem się przed chwilą z powodu martwego zwierzęcia.

Nieustraszony. Jestem tu nieustraszona.

Pierwszą przyjaciółką, o którą potykam się w moim nowym, ekscytującym życiu jako kobieta z college'u, jest dziewczyna z długimi, białymi blond włosami. To wszystko. Nie mogę rozpoznać jej rysów, ponieważ mężczyzna, który przyciska ją do ściany... zjada - całuje? - jej twarz. W pośpiechu jego palce wplątują się między siebie w klamrę paska i tuż przed tym, jak zsuwa dżinsy, pędzę za moim przewodnikiem.

Seks w sali? To trochę niegrzeczne robić to na oczach niewinnych szczurzych zwłok. I obrzydliwe.

Dreszcz przebiega przez moje ramiona i zmuszam się, by nie oglądać się za siebie, gdy warczenie i jęki odbijają się echem w korytarzu za nami. Na szczęście zaczynamy wspinać się po wąskich schodach, które tłumią ich dźwięki, w większości przypadków.

Tak jakby.

Wspinamy się coraz wyżej.

Kiedy dochodzimy do podestu, po naszej prawej stronie znajdują się drzwi z kwadratowym oknem, przez które można zajrzeć, ale my nadal podążamy w górę po schodach.

"Jesteśmy na szczycie. Spóźnione przyjęcia utknęły na piątym piętrze." Mówi to bez zerkania nad swoimi chrupiącymi biało-złotymi skrzydłami.

Im wyżej się wspinamy, tym gorętsze staje się powietrze. Jest tak gorąco, że zanim docieramy do drzwi na szczycie schodów, jestem spocona. Moje długie czarne włosy przyklejają się do boku twarzy, a ja biorę małe, sekretne wdechy powietrza, jakbym nie była absurdalnie nieforemna i kompletnie żałosna.

Angel boy zerka na mnie z powrotem, tak idealnie, jakby niebo właśnie zesłało mu delikatny pocałunek.

Magiczny dupek.

Uśmiecha się do mnie, zanim przytrzyma drzwi otwarte, pozwalając mi przejść i powoli podążając za mną.

"Który pokój jest twój?" pyta cicho.

Zerkam z powrotem na niego, a jego uwaga jest powolna, aby wyciągnąć z niskiego miejsca, które właśnie studiował na moim ciele.

"Czy właśnie patrzyłeś na mój tyłek?"

Znowu jest ten grzeszny uśmiech.

"Wcale nie."

Czy anioły potrafią kłamać? Czekam, aż wybuchnie w płomieniach za swoje grzechy, ale to się nigdy nie dzieje.

Więc albo jest uczciwym człowiekiem.

Albo nie jest pieprzonym aniołem.

Zdecydowanie to drugie.

Przez kilka sekund wpatruję się w jego krzywy uśmiech, zanim odcinam od niego swoją uwagę. Nie odpowiadam mu, gdy się oddalam. Kiedy docieram do 503, przekręcam srebrną klamkę. Drzwi otwierają się z impetem.




Rozdział 1 (4)

Zanim się wślizgnę, jego głos woła do mnie.

"Nawet nie dziękuję?" Jego słowa szepczą po karku i znajduję go tuż obok, prawie mnie dotykając, ale nie.

On jest szybki. Ale czym on jest?

"Dziękuję", wypinam się.

"Jak masz na imię, Prodless?"

Prodless. Mam Prod, dziękuję bardzo... Tylko jeszcze nie wiem, co to kurwa jest.

"Izara Castillo, mów mi Izzy."

Atramentowe głębie jego oczu rozbłysły do życia, jakby skrywały ogień gdzieś w najciemniejszej części niego.

"Iz-za-raah," enuncjuje każdą sylabę mojego imienia jak mruknięcie. Głębokie, uwodzicielskie westchnienie, które czuję aż do palców u stóp.

Moje imię. Nigdy. Brzmiało tak. Seksownie.

Różowy język prześlizguje się po moich wargach, a on podąża za tym ruchem, jego uwaga ląduje na moich ustach tak długo, że nie mogę nawet odciągnąć od niego własnego spojrzenia.

"Castillo", mówi głęboki dudniący głos w idealnej wymowie. Moje imię jest wypowiadane w powolnych, seksownych klikach i rolkach jego języka. Jego dźwięk krąży po moim umyśle raz za razem.

Wszyscy teraz bardzo lubią moje nazwisko, a Juvie w końcu wygląda jak miejsce, w którym chcę być.

A co do mojej szczęki? Jest na podłodze. Nie potrzebuję jej. Gadanie i tak jest przereklamowane.

Ten, który wypowiedział moje imię z doskonałym hiszpańskim akcentem, opiera się bez koszuli o daleką ścianę w pokoju, otwarte okno wieje lekką chłodną bryzą w jego niechlujnie ułożone ciemne włosy. Linia za linią rzeźbi jego klatkę piersiową w solidną formę siły, jego brzuch trzyma napięte linie, które drabinują się w dół do głębokiej żyły na jego biodrach. Oczy tak ciepłe jak światło słoneczne wpatrują się we mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem.

Święty seksowny nadprzyrodzony.

Porównanie Sama i Deana Winchesterów przeleciało przez mój brudny umysł tylko na jedną sekundę.

Inny mężczyzna o ciemnych włosach leży na górnej pryczy pod ścianą po prawej stronie pokoju, jego łokcie podtrzymują go, gdy wpatruje się we mnie najjaśniejszymi niebieskimi oczami. Jego uśmiech powoli rozprzestrzenia się po twarzy, jak diabeł wpatrujący się w grzech w środku kazania.

To jest denerwujące.

I wreszcie moja uwaga przesuwa się na mężczyznę siedzącego na dolnej pryczy na przeciwległej ścianie, jego goła noga jest uniesiona, a ramię przewieszone przez nią w najbardziej niedbały sposób. Ogniście czerwone włosy zwisają mu w zielonych oczach. Jest nagi, poza parą czarnych slipów.

Dzięki Bogu za bokserki i ogromne wybrzuszenia, których nie chcą ukryć. Prezent, który nie przestaje dawać.

Nadal nie mówiłam. Być może nie pamiętam, czym są słowa w tej chwili.

Kto potrzebuje słów, kiedy trzech idealnie wyrzeźbionych mężczyzn wpatruje się w ciebie, jakbyś był osobą, na którą czekali całe życie?

"Zamknij te pieprzone drzwi, wypuszczasz całe nasze zimne powietrze" - warczy na mnie ten gorący rudy, z najwyraźniej gorącym nastawieniem. Dosłownie warczy.

Może to nie ja, ale ktoś inny, na kogo czeka.

I wtedy rzeczywistość zatapia się we mnie z powrotem.

"Czekaj", wołam za moim niebiańskim przewodnikiem, odwracając się do niego, ponieważ to wszystko jest bardzo oczywistą pomyłką.

"Syko. Mam na imię Syko, na wypadek, gdybyś umierał z ciekawości."

Zwężam na niego oczy.

"Syko?" Wypluwam to słowo. "Syko? Pozwoliłem, żeby jakiś facet o imieniu Syko zaprowadził mnie do ciemnego, potępionego budynku i zaufałem mu, że mnie nie zamorduje."

"Zaufałeś mi o wiele więcej niż to, bądźmy szczerzy". Nienawidzę tego uśmiechu na jego ustach w tej chwili.

"Syko", na to imię wykrzywiam usta. "Dlaczego w moim pokoju w akademiku jest trzech mężczyzn?"

Nie jestem typem, który narzeka, kiedy prezenty są dawane, ale to jest wyraźnie błąd.

Rzeźbiarski uśmiech na jego ustach podnosi się jeszcze wyżej, bardzo diabelski dla człowieka, który może, ale nie musi być zesłanym niebem. Idzie do tyłu, pozwalając szerokiej sali rozciągnąć się między nami, zanim przekręci klamkę do drzwi bezpośrednio naprzeciwko moich. "Przepełnienie. Nie wkładają wiele wysiłku w nas, pierwszorocznych. Połowa z nas odejdzie, zanim jeszcze zacznie się drugi semestr. Możesz wtedy zmienić pokój. Drugie lata są bardziej rygorystyczne. Kobiety w lewym skrzydle, mężczyźni w prawym. Do tego czasu powiedzcie mi, czy któryś z waszych nowych kolegów się z wami pieprzy". Syko kroi swoją uwagę na mężczyzn stojących za mną.

Syko. Mam biec do człowieka o imieniu Syko, jeśli ktoś mnie przestraszy.

Co do cholery jest nie tak z tym miejscem?




Rozdział 2

==========

Dwa

==========

Phoenix

Dziewczyna. Losowa gra liczbowa, w którą lubi grać to zadupie, rzuciła nas w wir z pieprzoną dziewczyną.

Świetnie.

Jakby ten hipster nie był wystarczająco zły. Kurwa, wyładował ze swojej torby duffle więcej ziół niż Olive Garden, dekorując nasz pokój jak pieprzoną szklarnię. A teraz, na domiar złego, ta dwójka rozmawia cicho razem po hiszpańsku. Jakby szeptem, Saint i ja nie będziemy wiedzieć, co oni, kurwa, mówią.

A ja już nie wiem, o czym ty mówisz, a konspiracyjny ton, w jakim to mówisz, wkurza mnie jeszcze bardziej.

Moja uwaga dryfuje na Saint i to tak, jakby wampir wiedział dokładnie, co myślę, tylko patrząc na mnie. Nienawidziłam tego, że potrafił to robić, kiedy byliśmy młodsi i nienawidzę tego teraz. Zbyt łatwo odczytuje ludzi.

To jest cholernie przerażające.

I gorące.

Przesuwam swoją uwagę i przypinam swoje spojrzenie do tyłu jej atramentowych włosów. Kręcą się na końcach, falując przez wąską rozpiętość jej pleców, prawie dotykając idealnej krzywizny jej tyłka.

Ma na sobie skórzaną kurtkę, jakby mogła się przeziębić w tym świeżym piekle, w które nas wszystkich wrzucili.

Im dłużej się na nią gapię, tym bardziej zauważam jej krągłości. Skrawek skóry wystający spod koszulki i sposób, w jaki jej podarte dżinsy przytulają jej ciało jak druga skóra.

Cicha cisza w mojej klatce piersiowej wywołuje bolesny skurcz, zakłócając pustkę tylko nieznacznie. To najmniejsza nutka emocji, drażnienie uczuć.

Potem już jej nie ma.

"Malek", mówi Hipster, jego wielka dłoń wsuwa się w jej tak powoli, jakby pieprzył jej dłoń z każdym zwinięciem nadgarstka. Jezu po prostu wyjdź już. Idź się pieprzyć na korytarzu jak reszta tych ludzi.

Może jestem zgorzkniały. Jestem. Wiem, że jestem, bo Saint mówi, że jestem. Jest tak dobry w czytaniu ludzi, że nawet nie kwestionuję tego, kiedy mówi coś takiego. Zaufałbym jego słowu, a nie wyszkolonemu psychiatrze.

Jestem jednak zmęczona poszukiwaniem prawdziwych uczuć. To niekończąca się gra, którą zawsze przegrywam. Jestem zmęczony byciem pieprzonym bezdusznym inkubem, który nie czuje seksu. Seks, podniecenie, pożądanie, w ogóle jakiekolwiek podstawowe ludzkie emocje.

To wszystko bzdury.

Próbowałem. Pieprzyłem się z wieloma kobietami i mężczyznami, robiłem to, ale nigdy... nie czułem tego.

To nie ma znaczenia. To mnie nie definiuje.

Tak mówi Saint, więc to musi być prawda.

Szumiący głos Maleka to ten non-stop growl migoczących słów i uwodzicielskich tonów.

Gdyby seks miał dźwięk, byłaby to piosenka przewodnia tego hipsterskiego dupka.

A ja już nie mogę znieść słuchania jego melodii.

Odsuwam się od starego materaca, rozrywając drzwi szafy i znajdując wieszak za małym drucianym wieszakiem spodni khaki.

Pieprzyć moje życie.

Wiesz, kto nosi khaki? Ludzie, którzy mogą postawić stopę w pieprzonym zakładzie religijnym bez bycia spalonym żywcem przez wodę święconą.

Nie ja.

Potrząsam głową i zrywam z wieszaka obraźliwe ubranie. Wciągam przydzielone mi spodnie khaki jak dobry, mały student akademicki. W ciszy zapinam górny guzik. Jest tak cicho, że słyszę zzzppp muchy, gdy ją podciągam.

Dlaczego do cholery jest tu tak cicho? Słyszę w tym miejscu ciszę mojej pieprzonej duszy.

Kiedy się odwracam, cała trójka wpatruje się we mnie.

"Co?" Moja szczęka zaciska się i spoglądam z powrotem na szafę, aby znaleźć chrupiące białe puchary z guzikami szydzące ze mnie.

Nope. Nie robię tego. Nie powinienem nosić pieprzonego krawata.

"Co?" Pytam ponownie, agitacja pazurami na mojej klatce piersiowej z każdą niemą minutą, która się przesuwa.

"Laska z naprzeciwka powiedziała, że się pieprzyliście", mówi Saint, rozbawiony swoim tonem.

Przeszukuję swój umysł, ale nie mam pojęcia, kim jest 'laska z naprzeciwka'. Moje ramiona się podnoszą. "No i?"

Usta Saint'a robią ten powolny, krojony uśmiech, który dostaje, gdy coś go naprawdę intryguje.

"Powiedziała, że bezduszny inkub miał ogon. Wiesz, mały diabelski ogon? W kształcie włóczni. Może czerwony i kołyszący się." Robi pauzę, jego niebieskie oczy zapalają się jak pieprzony bożonarodzeniowy poranek nad cholernym ogonem. "Care to expand on that? Chętnie poznam szczegóły."

Ogon? Co do cholery jest nie tak z ludźmi?

Czasami Saint jest moim najlepszym przyjacielem. Ale przez większość dni jest obłąkanym dupkiem.

"Nie mam ogona. Przepraszam, że rujnuję twoje fantazje, Święty".

"Naprawdę? Nic? Nawet małego nubu?" Jego długie wytatuowane palce gestykulują, stawiając niewielką przestrzeń między palcem wskazującym a kciukiem, gestykulując rozmiarami, jakby fikcyjny nub mógł rosnąć z każdą mijającą sekundą, że pozwalam jego małemu umysłowi szaleć z niepokojącymi-probabilnie nagimi-obrazami mojego nieistniejącego ogona.

"Kurwa, zamknij się. Nie ma ogona. No...nub." Moja warga skrzywia się, gdy wypowiadam to pieprzone słowo. Drań po prostu chciał, żebym to powiedział, tak myślę.

Nowa dziewczyna nie przestaje zwracać uwagi na każdy mój ruch. Jej czujna cisza stawia mnie na krawędzi. Jakbym był oceniany, nawet jeśli nie jestem.

To nie jej wina. To mój Prod. Przyciąga do siebie ludzi. Pragną uczucia inkuba, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Przyciąga do mnie tyle uwagi, że mam wrażenie, że jestem pod nią przygnieciony.

"Jak masz na imię?" Dziewczyna przechyla głowę w moją stronę, jej ciało lgnie blisko Małka, jakby już byli przedmiotem.

Przedmiot, który będę musiał tolerować, oglądać i słuchać przez następne cztery semestry.

Potrząsam głową na nich oboje i z nadmiarem siły przepływającym przez moje ciało, otwieram drzwi, pozwalając im ostro uderzyć o framugę, zanim przejdę przez nie i zatrzasnę ciężkie drzwi za sobą.

"Miło było cię poznać, Nubbie", woła za mną, jej gładki głos jest stłumiony, ale wciąż brzmi wyraźnie.

Moje plecy sztywnieją i zdaję sobie sprawę, że powinienem był po prostu, kurwa, powiedzieć jej moje imię.

To pierwszy dzień tutaj i teraz moje imię to Nubbie.

Kurwa.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Śmiertelne potwory"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści