Gra o krew i pieniądze

Księga I - Przedmowa

Przedmowa

Podejrzewałam, że mogę umrzeć w ten sposób, z rąk innego, ich oczu pełnych morderstwa. Ale nie spodziewałam się, że będzie tak piękny.

Wyszczerzył zęby, jego mleczne kły zalśniły na mnie w świetle księżyca.

Upadłam nieruchomo, moje serce zaczęło bić wolniej. To była tylko kwestia czasu, zanim tu skończę. I mała część mnie odczuła ulgę. Były gorsze śmierci niż ta. Dużo gorsze.

Podniosłem brodę do góry, odsłaniając gardło, mój szalejący puls bez wątpienia był widoczny dla mojego zabójcy.

"Zrób to szybko," wyszeptałem, adrenalina opadła z moich żył.

Postawiłbym dobrą walkę. Nigdy nie wyszedłbym bez niej. Już wcześniej pokonałem lepszego przeciwnika. Ale nie tym razem.

Gdy mój zabójca się na mnie uwziął, przypomniałem sobie ostatniego człowieka, który kazał mi się tak płaszczyć, na jego łasce.

Mój ojczym.

Po tym wszystkim, znowu się tu znalazłem.

Może to był mój los, by umrzeć w ten sposób.




Selena (1)

Selena

Ręce mi drżały, serce waliło, stawiałam jedną niezdecydowaną stopę przed drugą.

To nie może się dziać.

Trzymałam się zawiniątka z kocami, plastikowego kubka i talerza, które wręczył mi strażnik więzienny. Każda rzecz, którą przyniosłem ze sobą, została zabrana. Nie wiedziałam, czy jeszcze zobaczę swoje rzeczy. To dlatego musieli wyrwać z mojej zaciśniętej pięści fotografię: święty moment szczęścia uchwycony między moją matką a mną wszystkie te lata temu. Jak mogli mi ją odebrać? To było wszystko, co mi po nas zostało.

Teraz jedyną wizją, jaką miałem, był jeden szczególnie nawiedzający wyraz twarzy wypalony w moich siatkówkach. Ten, który miała dokładnie w chwili, gdy sędzia mnie skazał - łzy spływające po jej popielatych policzkach, usta rozchylone w niekończącym się, niemym krzyku. Mdłości, tak właśnie się czułem. I ten rodzaj wyczerpania, który wyobrażałem sobie, że tylko bezsenny zna smak.

Mimo że wyrok wydano mi zaledwie kilka godzin temu, czułam się jak po kilku dniach. Jak długo jeszcze będę się czuł po miesiącu? Roku? Dziesięciu?

Wciąż widziałem krew, moją bladą dłoń zaciśniętą wokół rękojeści noża, ostrze wbite w spuchnięte wnętrzności ojczyma. Jego wyraz szoku i przerażenia. Po wszystkich latach mojej uległości, nigdy w najśmielszych snach nie spodziewałby się, że mogę powstać przeciwko niemu.

Zwalisty strażnik poprowadził mnie korytarzem cel. Jaskiniowe pomieszczenie było monotonne; metalowe drzwi otaczały szare ściany, które wznosiły się ku górze, by spotkać się z równie nudnym sufitem. Ponurą przestrzeń przede mną przerywała jedynie surowa czerwona barierka, która otaczała centralną przestrzeń, wznoszącą się dwa poziomy nade mną i jeden poniżej. Więźniowie spoglądali na mnie, mrucząc do siebie, trącając łokciami swoich kolegów, by zwrócić na mnie uwagę.

Widziałem w ich wyrazach twarzy to, czego się obawiałem. Byli myślami, świeżym mięsem.

Strażnik zatrzymał mnie przed celą, jego szeroka postać była tylko cieniem na moim obwodzie. Gdy zasunął klapę w drzwiach, nie mogłem odciągnąć wzroku od ciemnego otworu. Jaki będzie mój kolega z celi? Nigdy się o to nie martwiłem, aż do teraz. Proces pozbawił mnie wszystkiego, także odwagi.

Obiecałem, że pozostanę silny, ze względu na matkę. Ale teraz byłam tu i zupełnie sama. Ktokolwiek stał za tymi drzwiami, od tej pory będzie moim stałym towarzyszem.

"Odsuń się" - zaszczekał strażnik, a ja jak idiota odpowiedziałem na jego słowa, zbyt późno zdając sobie sprawę, że nie były one przeznaczone dla mnie.

Ceglana ściana mężczyzny nie oszczędziła mi spojrzenia, zamiast tego zwijając ramiona i uderzając pałką o szare metalowe drzwi. Byłem przy nim pomniejszony, moja głowa ledwie muskała kieszeń na piersi jego czystej, białej koszuli. Jego klatka piersiowa przyciskała się do jej wnętrza, cała umięśniona. Ten człowiek mógłby mnie złamać na pół, podobnie jak większość strażników, których do tej pory widziałem. Co oni o mnie myśleli?

Głos wyszeptał mi odpowiedź do ucha, okrutny i wszechwiedzący. Morderca. Zabójca. Zabójca.

Przez właz dostrzegłem błysk czerwonych włosów, po czym strażnik zatrzasnął go. Ostre brzęczenie przecięło powietrze i drzwi otworzyły się z łoskotem metalu.

Strażnik ujął moje ramię, przyciągając mnie bliżej, jego usta zawisły przy moim uchu, jego oddech był tak gorący, że pozostawił rozgrzaną plamę na mojej skórze. "Trzymaj tu głowę nisko".

Ostrzeżenie, czy wskazówka? Nie mogłam być pewna. Ale dlaczego ten człowiek miałby mi pomóc? Z pewnością wiedział, za co postrzegała mnie reszta Anglii: za podstępnego, małego mordercę.

Poprowadził mnie do środka. Dwa pojedyncze łóżka siedziały naprzeciwko siebie w przestrzeni o wymiarach może sześć na osiem stóp. U stóp łóżka stała dziewczyna w szarym swetrze i spodniach do joggingu: takich samych, jakie dano mi do noszenia. Jej ogniste włosy opadały kaskadami wokół niej, zwisając prawie do pasa. Jej twarz była blada i bez skazy, ale jej oczy były przesiąknięte ciemnością i czerwone. Domyśliłem się, że nie byłem sam w dziale wyczerpania. Zastanawiałem się, co nie pozwalało jej zasnąć w nocy.

Odwróciłem się z powrotem do strażnika po instrukcje, ale nie dał mi żadnych, szybko wychodząc z pokoju. Drzwi zatrzasnęły się głośno na swoim miejscu, a po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz.

Jestem tu sama. Nikt nie będzie mnie chronił, tylko ja sama.

"Cześć," mruknąłem, uznając, że najlepiej przełamać lody jak najszybciej. Będę potrzebował tu sprzymierzeńców - więzienie nie było miejscem na prawdziwe przyjaźnie. Tu chodziło o przetrwanie. I jeśli była jedna rzecz, którą wiedziałem o sobie teraz, po tym wszystkim, co się stało, to to, że zrobię wszystko, co trzeba, aby przetrwać.

Dziewczyna przeszła obok łóżka, jej oliwkowozielone oczy wyszkoliły się na mnie, badając, oceniając. Była o rok lub dwa starsza ode mnie. Mając osiemnaście lat, wyobrażałam sobie, że jestem wśród najmłodszych tutaj. Gdybym zabił ojczyma rok wcześniej, mógłbym trafić do więzienia dla nieletnich i otrzymać znacznie mniejszy wyrok. Ale do diabła, nigdy nie byłem jednym z tych, którzy mają dobre wyczucie czasu.

Spuściłam wzrok, odwracając się do drugiego łóżka i kładąc tobołek z przedmiotami na materacu. Bez wątpienia odgrywanie uległej było tutaj solidnym posunięciem. Przynajmniej na początku, dopóki nie rozpracuję zasad. A właśnie wtedy byłam pewna, że bycie w dobrych stosunkach z koleżanką z celi to rozsądny pomysł. Ale szczere zaufanie nie leżało już w mojej naturze.

"Nie powinieneś odwracać się tu do nikogo plecami" - powiedziała dziewczyna, sprawiając, że się zatrzasnąłem. Czy ona już mi groziła? Chryste, dopiero co wszedłem w drzwi.

Siedziała na swoim łóżku, z długimi nogami złożonymi pod siebie, obserwując mnie. Było w niej coś kociego; słodka i niewinnie wyglądająca, ale z pokręconym spojrzeniem w oczach, jakby z radością pożerała każde stworzenie mniejsze od siebie.

Krew waliła mi w uszach.

Przysiadłem na krawędzi łóżka, starając się zachować neutralny wyraz twarzy.

Jej oczy po raz kolejny przejechały po mnie. "Znam cię."

Zesztywniałam, gdy jej spojrzenie przeszyło mnie na wylot. "Nie wydaje mi się", upierałem się, ale wątpliwość podążyła do moich wnętrzności. Mój proces był dobrze transmitowany. I z tego co słyszałem, więźniowie byli uprzywilejowani w luksusie wiadomości.

"Tak...jesteś dziewczyną, która zabiła swojego ojca".




Selena (2)

"Ojczym" - poprawiłam bez zastanowienia.

Zadowolony uśmiech ciągnął się za jej pełnymi ustami, a ja zebrałam moje gęste, hebanowe loki w dłonie, unikając jej spojrzenia.

"Selena Grey," wypowiedziała moje imię, jej górna warga zakrzywiła się do tyłu. "Widziałam cię w Sky News".

Moje serce wbiło się do gardła. Prasa przedstawiła mnie jako potwora. Oskarżenia o molestowanie zostały odrzucone przez sąd. Dlaczego nie poszłam na policję miesiące temu? Dlaczego nie pokazałam komuś siniaków?

"Nie jestem tym, czym myślisz" - upierałam się, wiążąc ręce w węzeł.

"Nikt z nas nie jest." Uniosła brew, ewidentnie rozbawiona.

Czy ona ze mnie kpiła?

Wessałem powolny oddech, uspokajając moje nieregularne bicie serca. "Co cię czeka?"

Wydała z siebie szydercze prychnięcie. "Nic tak złego jak ty".

Zgrzytnąłem zębami, zirytowany tym, że nic mi nie wychodziło z dziewczyną. Cóż, nie zamierzałem tracić czasu na próby nawiązania kontaktu z kimś, kto wyraźnie wyrobił sobie o mnie zdanie.

Stałem, stanowczo odwracając się do niej plecami, gdy zacząłem szykować łóżko. Skoro uwierzyła, że jestem jakimś zimnokrwistym mordercą, to może nie zaczęłaby ze mną niczego. Musiałem być silniejszy. Może lepiej by było, gdybym pozwolił im uwierzyć w to, co wszyscy inni.

Ostatnie słowa mojej matki do mnie przebiegły przez mój umysł: "Nigdy nie zapominaj, czym jesteś, Seleno. Jesteś bohaterką, dziewczynko. Moim bohaterem."

Moja klatka piersiowa wydrążyła się. Mama była jedyną osobą na świecie, która wiedziała, co się naprawdę stało. Ale może to było teraz błogosławieństwo w przebraniu. Inni więźniowie nie mogą myśleć, że jestem słaba. Być może moja ocena życia w więzieniu opierała się wyłącznie na hollywoodzkich filmach i dramatycznych programach Netflixa, ale mimo to nie zamierzałam opuszczać gardy.

"Podpalenie" - powiedziała dziewczyna, a ja podjęłam świadomą decyzję, by trzymać się plecami do niej, mając nadzieję, że zachęci ją to do dalszego mówienia.

"Och?" zapytałem mętnie.

"Ja jestem za podpaleniem. I mam na imię Cassandra. Albo Cass, jak kto woli."

Ognistowłosa dziewczyna była w więzieniu za podpalenie, jakże pasujące. Nie byłam pewna, czy jej wierzyć, ale kiedy się odwróciłam, zobaczyłam prawdę w jej oczach. Nazwij to darem, ale zawsze potrafiłem przejrzeć czyjeś kłamstwa. Może to lata życia pod dachem z nałogowym kłamcą nauczyły mnie tak dobrze czytać ludzi.

Dlaczego Cass otworzyła się przede mną, było zagadką. Czy nie widziała we mnie jakiegoś mściwego mordercy? Tego, który odebrał życie jej własnemu ojczymowi ze złości i zazdrości? Albo tak mówili.

"Co spaliłeś?" zapytałem, opadając na łóżko i opierając się o ścianę.

"Spaliłabym cały cholerny świat, gdybym mogła". Światło zatańczyło w jej szmaragdowych oczach.

Nie mogłem zwalczyć śmiechu na jej tonie, a ona zaskoczyła mnie dołączając do niego. Część napięcia uciekła z moich ramion.

"W porządku, nie cały świat. Ale jedna osoba: mój ex. Chciałam patrzeć jak jego życie jest pożerane przez płomienie. Nadal tak jest w rzeczywistości."

"Dlaczego?" Moje serce potknęło się na jej wyrazie; była w niej dzikość, której instynktownie się obawiałem.

Żadnych przyjaciół, przypomniałam sobie. Tylko sojusznicy.

Światło w jej oczach zgasło. "Zemsta."

Przytaknąłem, niepewny, czy powinienem ją dalej przesłuchiwać, ale ciekawy, że chcę się dowiedzieć więcej.

Zawinęła palec wokół karmazynowego kosmyka włosów, zerkając w dal. To chyba były wszystkie odpowiedzi, jakie na razie otrzymałem.

Drzwi zabrzęczały ostro i stanęłam, czując się pewniej na nogach i przygotowując się do stawienia czoła temu, kto był za nimi. Cass przyglądał się, wyraźnie rozbawiony tym, że znów jestem.

"Lepiej pokażę ci liny, mały zabójco". Stała, przechodząc na moją stronę.

Mruknąłem podziękowania, pozwalając jej objąć prowadzenie, gdy drzwi się otworzyły. Była wysoka, ale wtedy sam byłem dość mały, więc każdy wydawał mi się wysoki. Jej kończyny miały lekkość, która wydawała się niemalże godna modelki, nawet jej ręce należały do pianistki. Jak taka dziewczyna trafiła do więzienia o zaostrzonym rygorze? Samo podpalenie nie wystarczyło, żeby wylądowała tu wśród najgorszych kobiet?

Pozostali więźniowie opróżniali swoje cele, wszyscy szli w kierunku metalowych schodów, które prowadziły na niższy poziom. Monotonny stukot stu kroków rozbrzmiewał w powietrzu, gdy kobiety schodziły.

"Gdzie idziemy?" Przysunąłem się bliżej do Cass. Ally czy nie, była najbliższą rzeczą, jaką miałem teraz do jednego.

"Jedzenie" - powiedziała w wyjaśnieniu, jej usta ledwo się poruszały. Jej oczy były wyćwiczone na kobietach przed nami, a konkretnie na jednej z krótkim kucykiem hebanowych włosów, równie ciemnych jak moje. Na jej szyi widniał delikatny tatuaż pajęczyny. Grupa wydawała się być na luzie, śmiejąc się i rozmawiając ze sobą. Przypominało mi to szkołę, fajne dziewczyny zbierające się razem, robiące sceny, gdy głośno rozmawiały, dominując w przestrzeni. Ale problem z popularnymi dziewczynami w więzieniu, prawdopodobnie oznaczał, że były też niebezpieczne.

Jedna z nich zerknęła przez ramię, jej bladoniebieskie oczy padły na mnie. Była duża, prawie trzy razy szersza ode mnie, jej szare włosy zgarbione w niechlujny kok.

Szturchnęła dziewczynę z tatuażem, która odwróciła się, by spojrzeć w moją stronę. Była młodsza od reszty grupy, może o rok lub więcej starsza ode mnie, zgaduję. Obok jej lewego oka wytatuowana była pojedyncza czarna łza.

Gdy jej bursztynowe tęczówki prześledziły mnie, gwałtowne drżenie przebiegło mi po kręgosłupie. Znałam to spojrzenie aż za dobrze i strasznie mnie ono niepokoiło. Byłam oceniana. Jagnię oceniane przez rzeźnika.

Skręciliśmy w dół klatki schodowej, oszczędzając mi sondażowych oczu dziewczyny i pozostawiając mnie zastanawiającego się, czy dokonałem cięcia.

"Kto to jest?" Szepnąłem do Cass.

"Kite. Nie ufaj jej."

"Kite," powtórzyłam, zapamiętując imię. Czy Cass była godna zaufania czy nie, nie miałam pojęcia. Ale instynkt podpowiadał mi, że wolałbym dzielić z nią celę niż z kimś takim jak Kite czy jej towarzysze. A moje instynkty dobrze mi służyły w przeszłości.

"Ona jest tu szefem, albo lubi tak myśleć. Nazywa siebie Top Bitch, co jest całkiem trafne, biorąc pod uwagę, że biega ze stadem kundli." Cass chichotała do siebie i być może dołączyłbym do niej w innych okolicznościach. Ale nie wtedy, nie w moim pierwszym dniu w więzieniu, gdzie czekało mnie coś, co wydawało mi się być całym życiem pod rządami tej 'Top Bitch'.

Dotarliśmy do stołówki wypełnionej jasnoniebieskimi ławkami przymocowanymi do nudnych szarych stołów, biegnących przez całą długość pomieszczenia. Ostatnią rzeczą, jaką byłam w tym momencie, był głód, ale i tak poszłam za Cassem do kolejki i chwyciłam tacę jak wszyscy inni. Pomimo tego, że nie byliśmy daleko przed nami, Kite i jej przyjaciółki jakoś przodowały w kolejce. To nie był przypadek, więc domyśliłem się, że Cass miała rację. To oni zarządzali tym miejscem, co oznaczało, że prawdopodobnie byłem obiektem zainteresowania. Chcieliby się upewnić, że nie jestem kłopotem.

Moje jelita skręciły się, gdy do mojego umysłu wpełzła mroczna, wywołana przez Netflixa myśl. A co, jeśli chcieli postawić mnie na swoim miejscu? Co jeśli mieli jakiś spaprany test inicjacyjny, żeby upewnić się, że jestem pod kciukiem, jak prasowanie rąk czy obcinanie włosów? Zebrałam swoje krucze włosy w pięści, przeciągając je przez jedno ramię i przejeżdżając po nich palcami.

"Taca" - szczeknęła na mnie kobieta zza lady. Miała na sobie falbaniasty biały fartuch i miała więcej podbródków niż mogłam policzyć w ciągu kilku sekund, które zajęło mi chwycenie tacy i przesunięcie się wzdłuż kolejki.

Inna kobieta nałożyła sos na mięso i warzywa w największej przegródce na mojej tacy. Wymamrotałem podziękowanie, zanim podążyłem za Cassem przez pokój.

"Nie ma tu miejsca na maniery" - prychnęła Cass, gdy zajęliśmy miejsce z tyłu sali. Usiadłem obok niej, korzystając z widoku, jaki mieliśmy na stołówkę.

Kite i jej ekipa zajęli centralne miejsce, opierając stopy na okolicznych ławkach, by upewnić się, że nikt nie usiądzie blisko nich - nie żebym podejrzewała, że ktoś będzie próbował.

Wydawało się, że w powietrzu wisi jakiś niewypowiedziany kodeks, którego wszyscy przestrzegali bez pytania. Założyłem się, że moje przetrwanie zależy od tego, czy będę znał ten kod, więc przyrzekłem go poznać. I to szybko.




Varick (1)

Varick

Lato, 1803 r.

"Jesteś teraz wolnym człowiekiem, bracie". Jameson poklepał mnie po ramieniu, dając mi swój zwykły zarozumiały uśmiech.

Wszystko było dobrze i dobrze być aroganckim z perspektywy czasu, ale dziś zbliżyliśmy się na centymetr do śmierci. Moja szyja miała randkę ze stryczkiem - nie był to pierwszy raz, kiedy miałem do czynienia ze śmiercią, ale z pewnością był to najbliższy kontakt.

Jameson, mój pierwszy oficer i najbardziej zaufany załogant, wziął angielskie sukinsyny siłą. Rozwalił ich do diabła naszą Brigantine. Oczywiście, to był ten sam statek, który ukradłem ludziom, którzy chcieli, żebym zatańczył dla niego konopnego dżiga, nie wspominając o niekończącej się liście innych kont, za które mnie aresztowali. W rzeczywistości, gdyby nie zmarnowali tyle czasu na czytanie moich wątpliwości do obserwującego tłumu, byłbym teraz zakopany głęboko w piekle, a nie płynąc moim zadowolonym dupskiem na zachód słońca.

"Spiesz się Jameson, będą po nas w ciągu godziny".

"Tak, kapitanie Varick, jaki jest nasz kierunek?" Jameson trzymał rumpel, jego wzrok był skierowany na horyzont.

Wdychałem wspaniałe morskie powietrze, czując na języku smak wolności. "Gdziekolwiek, gdzie jest wystarczająco dużo piwa i kobiet, by służyć załodze z moją wdzięcznością. Nie każdy kapitan miałby takie szczęście jak ja, aby mieć tak honorowych ludzi na swoich plecach."

"Nie, ale to może mieć więcej wspólnego z tym, że spaliłeś mapę do złota Melwicka". Jameson przejechał językiem po zębach. Był tak samo zaangażowany w ten pomysł jak ja, a uśmieszek, który ciągnął się za moimi ustami, szybko został odzwierciedlony na jego. Sprawiliśmy, że moje życie stało się bezcenne dla załogi. Bo beze mnie skarb był stracony.

Stuknąłem się w skroń: "Ubezpieczenie, James. Tylko głupiec by go nie miał."

◐ ☼ ◐

Zamrugałem powoli, moje zmysły wyostrzone jak zawsze, przywołując zapach morza z mojej przeszłości, wciągając go do nozdrzy. Pusta przestrzeń siedziała w mojej klatce piersiowej, nie rozszerzając się ani nie kurcząc, pojawiając się tak jak zawsze, gdy przypominałem sobie tamto życie. To, do którego naprawdę należałem. Nie tutaj, trzymany jak pies stróżujący, karmiony ochłapami, by utrzymać mnie w sile. Tylko jedno pełne ciało na miesiąc. To nie był sposób na życie dla V.

Był czas, że mogłem brać ludzi, kiedy tylko chciałem, by ucztować słodkim nektarem ich krwi według własnego uznania. Ale teraz... świat się zmienił. Mój gatunek został zmuszony do ukrywania się, by nie zostać wytępionym. Nie, żebym szczególnie dbał o innych. Wszyscy byliśmy przeklęci. Zasłużyliśmy na to piekielne życie w taki czy inny sposób. A ja nie zamierzałem tracić ani chwili na wyrzuty sumienia z powodu tego, jak traktowano innych V. Moim przywilejem było zaspokajanie własnych potrzeb. Krew przede wszystkim, zawsze.

W pewnym sensie, życie było teraz prostsze. Moje potrzeby zostały zredukowane do pojedynczego pragnienia. Pragnienie było okrutne, ale mogło być też euforyczne. Jednak tylko wtedy, gdy zostało ugaszone. Fakt, że połowę czasu spędzałem na głodówce sprawił, że większość mężczyzn w zamku unikała mnie. Dobry ruch, biorąc pod uwagę, jak bardzo drażniło mnie pragnienie.

Matka Ignusa, Katherine, podeszła do mnie, jej zamki o cytrynowym zapachu niosły się do mnie nawet przez zastałe powietrze cel mieszkalnych. Jak wszyscy Helsingowie, była blondynką, wierzchem i jasnymi oczami, jej rysy były ostre i silne. Nosiła w sobie aurę gracji i wyrafinowania, ale Helsingowie byli prawdopodobnie bardziej krwiożerczy niż ja. "Varick, Ignus będzie ci dziś towarzyszył na brzegu. Jego ojciec życzy sobie, by nauczył się lin."

Wyciągnęła dłoń, a jej zakończone srebrem paznokcie wbiły się w mój nadgarstek, opiłowując skórę niczym kwas. Zacisnąłem zęby, moje kły pragnęły zabić. Ale ona miała mnie pod kluczem. Obie o tym wiedziałyśmy.

Katherine podeszła bliżej; była dwa razy starsza, jeśli chodzi o nasz wygląd, ale w rzeczywistości miałem nad nią ponad sto lat. Helsingowie żyli dłużej niż większość ludzi, ale nie udało im się jeszcze osiągnąć prawdziwej nieśmiertelności. Oczywiście, dla nich wampiryzm był obrzydliwością. Choroba, o której wyplenienie walczyli przez tysiące lat. A jednak teraz nadużywali swojego zwycięstwa nad naszym gatunkiem. Nie mogłam się zdecydować, czy wolałabym, żeby unicestwili nas wszystkich, zamiast manipulować nami do swoich celów.

"Szkoda, że jesteś przeklętym stworzeniem z piekła rodem, Varick." Sięgnęła po błyszczący krzyż na swoim gardle, głaszcząc po nim kciukiem powolnym ruchem. "Musiałeś być kiedyś tak przystojnym mężczyzną. Ale przypuszczam, że nawet wtedy miałeś czarne serce. Tylko potępione dusze byłyby przeklęte z wiecznością pragnącą smaku krwi." Jej lekko uchylony nos zadrgał w obrzydzeniu, a ja zwalczyłem chęć zmiażdżenia jej szczupłej szyi. Moje palce swędziały mimo to.

"Jest więcej niż jeden sposób na bycie złym" - powiedziałam prosto, przyglądając się wisiorkowi, który nosiła.

Obłudna mała czarownica.

Podeszła bliżej, jej ciało dotykało mojego, więc moje nadaktywne zmysły siały spustoszenie. Słodycz cukru przesiąkła na mój język, smak herbaty, którą niedawno wypiła. Szept lawendowego mydła, którym ostatnio myła ręce. Ale pod całą tą słodyczą kryło się coś gorzkiego i nieprzyjemnego. Olej czosnkowy wtarty w jej szyję i nadgarstki. Nie miał na mnie żadnego innego wpływu poza tym, że odpychał mnie od jej krwi, ale zapach był przytłaczający i jeden smak zepsułby świeżość pożądanego płynu, który rezydował w jej żyłach.

Mówiąc wprost, jeśli chodzi o Helsingów, potrzebowali oni wszelkiego środka odstraszającego, jaki mogli ode mnie otrzymać. Ich krew była królewska i czysta; kiedy pierwszy raz ją poczułem, pragnienie doprowadziło mnie niemal do szaleństwa. Przez miesiące trzymali mnie zamkniętego w swoich celach, zaprojektowanych dla takich jak ja. Głodzili mnie do szaleństwa, zanim w końcu dali mi krew. Zostałem złamany, a następnie wytrenowany jak przeklęte zwierzę, i każdego dnia musiałem walczyć z chorobą w moich wnętrznościach. Tortura bycia tak blisko ich niebiańskiego zapachu, a jednak zmuszony pod ich kciukiem, niezdolny do zdobycia choćby jednego smaku.

"Dopilnujesz, by Ignus bezpiecznie wrócił do Raskdød, Varick, czy mnie rozumiesz?" Jej ton był surowy, oczy przeszywające. Miałem wystarczająco dużo siły w moim małym palcu, by trzasnąć długą szyję kobiety, ale jej władza nade mną była absolutna.




Varick (2)

Pochylając głowę w zgodzie, czekałem na jej odejście. Pozostała na miejscu, jej oczy powędrowały po moich złożonych ramionach. "To mój jedyny syn, Wampirze. Będziesz go chronił na własną szkodę, jeśli zajdzie taka potrzeba." Jej oczy płonęły w moje, gdy wydobywała z kieszeni smukły, srebrny pilot. Przerażenie zakiełkowało w mojej piersi, ale jak zwykle nie okazałem ani jednej oznaki strachu, gdy jej kciuk nacisnął jeden z przycisków. Metalowa kapsuła w mojej głowie zareagowała, wysyłając do moich żył zastrzyk płynnego srebra. Ryknąłem w agonii, uderzając głową o ścianę, aby spróbować uwolnić urządzenie. Wczepiłem się w swoje długie, ciemne włosy, walcząc z ogniem w moim ciele.

Pełne wyleczenie po postrzale zawsze trwało sześć minut. O sześć minut za dużo. To było to, co trzymało mnie w ryzach. Ta podła kontrakcja, która ukradła mi wolną wolę, moją zdolność do zatopienia zębów w bladej szyi Katherine i pozwolenia, by krew swobodnie spłynęła po moim czekającym języku.

"Zrobisz jak mówię" - jej aksamitnie gładki głos popłynął do mnie.

Każde włókno mojej istoty bolało, by się jej przeciwstawić. I pewnego dnia, zrobię to. Zapamiętaj moje słowa. Lata pradawnej zemsty, która czekała na uwolnienie na Helsingach, pulsowały w moich żyłach. I być może jedną z niewielu rzeczy, które dzieliłem z innymi Vs, było moje nieskończone pragnienie zniszczenia każdego z nich.

Wojna między Wampirami a Łowcami zakończyła się dawno temu, a jej kulminacją było powstanie tej piekielnej wyspy. Okrucieństwa popełniane tu na nie tylko Wampirach, ale i ludziach, były barbarzyńskie. Choć wiedziałem o tym, nigdy nie czułem, by poczucie winy ciążyło na mnie. Domyślałem się, że musiałem być człowiekiem o czarnym sercu, ale trudno było mi połączyć się z moją przeszłością do teraz, przypomnieć sobie, kim kiedyś byłem. Klątwa Wampira wzmocniła moje okrucieństwo, pragnienie bólu i cierpienia. W moim ludzkim życiu doświadczyłem zwycięstwa w zabijaniu, człowiek przeciwko człowiekowi, miecz przeciwko mieczowi. Ale teraz cała ta krew przelana z mojej ręki pływała w moich snach, otaczając mnie, przypominając mi, jak wiele z niej zostało zmarnowane do morza.

Oblizałem wargi, głód wzbierający jak kwas w moim gardle. Niedługo nadejdzie czas, kiedy będę mógł się pożywić. Ale miałem pracę do wykonania, zanim otrzymam taką nagrodę. Cholerni Helsingowie mieli mnie dokładnie tam, gdzie chcieli. Nie na tyle głodny, by stracić rozum, ale na tyle zdesperowany, że robiłem, co kazali bez pytania. Wszystko w nadziei, że zostanę nakarmiony.

W końcu mój wzrok się skupił, a ciało zwalczyło srebro. Byłam na kolanach, moje spojrzenie wylądowało na czerwonych obcasach przede mną. Prostujące palce wślizgnęły się w moje włosy. Suka pieściła mnie jak psa.

Zgrzytnęłam zębami, wdychając powoli powietrze. "Pewnego dnia, Katherine, urwę twoją małą blond główkę. Spuszczę krew z twojej szyi, a potem upoluję twoją rodzinę i też wyssę z nich życie". Zerknęłam w górę, a ona wydobyła rękę z moich włosów, jej oczy były nawiedzone. "Każdy. Ostatnia. Drop."

"Wynoś się", syczała, odsuwając się ode mnie.

Odzyskując stopy, spojrzałem w dół na jej drżące ręce. Próbowała ukryć swój strach, ale czułem pot spływający po jej szyi, słyszałem przyspieszone bicie jej szalonego serca. Moje oczy zsunęły się na smukłą kontrolę zaciśniętą w jej dłoni. "Pewnego dnia będziesz nieostrożna. Tylko jedna, ulotna chwila i będę cię miał. Wszystko, co muszę zrobić, to być cierpliwym." Uśmiechnąłem się do niej, a ona odwróciła się szybko na pięcie, spiesząc się ode mnie.

Z jednej z cel rozległ się cichy jęk. Dziewczyny były coraz słabsze; prawie nadszedł czas na pierwszy mecz sezonu. Były bydłem na rzeź, każda posiadała wartość, która opłacała się tylko w ich śmierci. Znów szukałem poczucia winy, ale nie przychodziło.

Kierując się w górę spiralnych schodów, odkryłem mężczyznę w garniturze czekającego w połowie drogi. Był niespokojny, rozedrgany, wykręcał swoje sparciałe dłonie. Jego zapach sprawił, że moje gardło się zwarło: strach spowodował, że w żyłach podniósł się poziom kortyzolu. Smak człowieka był najlepszy, gdy jego ciało było spokojne, a serce biło wolno i miarowo. Ale czasami jedynym sposobem, by to osiągnąć, był mój Urok. Mrugając powoli, zamknęłam oczy na łysiejącym mężczyźnie i przemówiłam: "Uspokój się" - rozkazałam, a jego blade, zielone oczy stały się nieostre, jego oddech zwolnił.

Kropelka potu podróżowała z jego czoła, podążając za łukiem jego długiej twarzy, w dół do jego brody przed kapaniem na podłogę. Moje uszy zadzwoniły, gdy spadł na metal, moje zmysły zalane były plugawymi wydzielinami tego kościstego człowieka.

"Mów", zażądałem, choć podejrzewałem, że wiem, czego chciał. To było to, czego chcieli wszyscy widzowie, mężczyźni, którzy odwiedzali wyspę, aby oglądać mecze.

"Które kobiety są dla ciebie najbardziej pożądane?" zapytał.

Nie miał na myśli seksu, choć niejeden z tych mężczyzn próbował mnie opłacić, by zbliżyć się do dziewczyn.

Może i były naznaczone na śmierć, ale to nie znaczyło, że pozwoliłbym na ich wcześniejsze wykorzystywanie. Nawet taki kretyn jak ja miał jakąś moralność. Nie to, że dziewczyny okazywały za to wdzięczność.

"Mogę zaoferować ci coś więcej niż pieniądze," odetchnął, połysk na jego czole zmniejszył się, gdy mój Urok zaczął działać.

"Nie jestem do przekupienia," powiedziałem prosto, znudzony już tą rozmową.

"Krew. Ludzka krew," nalegał, a mój kręgosłup się wyprostował.

"Krew?" zapytałem, a on przytaknął pusto. "Gdzie byś nabył coś takiego?"

"Miałem galon przywieziony ze sobą".

"Odwiedziłeś już wcześniej wyspę", stwierdziłem, moje oczy wędrujące po nim. Tak, znałem tego człowieka. Brał udział w grach więcej niż raz, choć nigdy wcześniej nie zwrócił się do mnie bezpośrednio.

"Tak. Jestem świadomy, że nie interesują cię pieniądze. Ale jestem również świadomy, że Helsingowie utrzymują cię w stanie głodu, aby utrzymać cię w ryzach." Jego słowa płynęły swobodnie. Żadne kłamstwa nie mogły być wypowiedziane pod moim Urokiem, pomimo tego, że jego słowa były praktycznie bluźnierstwem przeciwko rodzinie Helsingów. Nikt, kto tu przybył, nie powinien podważać ich władzy. Gdyby się dowiedzieli, mogliby przynajmniej zakazać temu człowiekowi wstępu na wyspę, a może nawet...

Moje oczy przesunęły się na jego szyję. Już wcześniej kazali mi skazywać ludzi na śmierć, tylko raz czy dwa w ciągu tych wszystkich lat, ale za przestępstwa gorsze niż to. Czy powinienem zaryzykować umowę, czy po prostu wyznać grzechy tego człowieka Abrahamowi w nadziei, że zleci mi wykonanie egzekucji?

Smakowałem swoje wargi, wsłuchując się w miarowe bicie jego serca. Tha-thump, tha-thump, tha-thump. Moje instynkty nakłaniały mnie do karmienia.

Uwolniłam go z mojego uroku, a on gwałtownie odetchnął, strach ponownie zalał jego ciało. Spojrzałem na niego z rozczarowaniem. Wolałbym, żeby moim następnym posiłkiem był ktoś czystszy niż to. A butelkowana krew nie była warta zdradzania Helsingów dla niej.

Wzdychając, minąłem go, powalając na ziemię, gdy kontynuowałem swoją drogę na górę. Jeśli czegoś nauczył mnie czas spędzony pod rządami Helsingów, to była to samokontrola. Nie byłem taki jak moi bracia i siostry w grze: wygłodzeni, pragnący krwi, a nawet żywiący się sobą nawzajem w swojej desperacji do zdobycia pożywienia.

Na ich widok w mojej głowie skóra mi drżała: sponiewierani, wychudzeni, o rysach przekrzywionych i zwierzęcych. Były solidnym przypomnieniem tego, czym mógłbym się stać, gdybym został bez jedzenia na wystarczająco długo. Bardziej potworem niż człowiekiem. A Helsingowie nie zawahaliby się wrzucić mnie do gry, gdybym kiedykolwiek przerósł swoją przydatność dla nich.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Gra o krew i pieniądze"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści