Udawać, że się umawiamy

Rozdział 1 (1)

==========

Rozdział pierwszy

==========

Bryza napływa z portu z całą solą i solanką odpływu, a Ned dołącza do tłumu studentów wijących się przez kampus na pierwszy dzień zajęć. Potrzebuje kawy. Potrzebuje aktówki, żeby nie ciągnąć za sobą swojego podniszczonego i zużytego plecaka, jakby był studentem. Potrzebuje też, żeby jego telefon zabrzmiał wiadomością, na którą czekał cały dzień, ale kiedy w końcu brzęczy w kieszeni, wzdycha.

Przysługa, napisał Chris w najnowszym mailu, który do niego dotarł. Ned zacisnął usta, wychodząc z tłumu studentów pod jeden z potężnych klonów na placu. Zdecydowanie nie jest to to, na co czekał, ale i tak czyta, wyjaśnienie Chrisa dotyczące profesora na urlopie awaryjnym, otwartego kursu i Neda, jeśli mógłbyś go poprowadzić, proszę.

Odchyla głowę do tyłu i wpatruje się przez gałęzie w niebieskie, świetliste niebo. Liście właśnie zaczynają się obracać z pierwszym rumieńcem czerwieni i złota na najwyższych kończynach. Jesienne liście pojawiają się w Maine wcześniej, niż zawsze się tego spodziewa, niezależnie od tego, że jest w tym kampusie już od pięciu jesieni.

Przysługa. To kurs wprowadzający, którego Ned może uczyć we śnie. Nauczył go przez sen w zeszłym roku, w te dni, kiedy zwlókł się z łóżka po całonocnym podrzucaniu, jego oczy były zapiaszczone i szczypały. Zrób to, mówi sobie. Może odesłać Chrisowi maila, pójść po kawę i zająć się swoim wieczorem. Może nawet będzie go stać na teczkę któregoś dnia. Jego kciuk unosi się nad klawiaturą, ale zamiast napisać odpowiedź, chowa telefon do kieszeni.

Jego telefon już nie brzęczy, gdy przebiega przez ulicę, podnosząc rękę w podziękowaniu dla sedana, który zwalnia dla niego. Wyciąga koszulę z kieszeni i otwiera drzwi do kawiarni. Dzwonki wiszące na gałce rozbrzmiewają swoim wesołym piórem ponad rozmowami studentów i ostatnich grup letnich turystów z ich piwami i kawami. Stołek Neda siedzi pusty przy barze, a on zrzuca obok niego plecak, opierając łokcie na barze i pochylając się nad nim, by złapać wzrok Patricka.

"Hej," mówi. A potem głośniej: "Hej, Pat, twój telefon, człowieku".

"Jen nic ci nie wysłała?" Pat pyta. Zrzuca cal piany z górnej części kufla, bąbelki zsuwają się do basenu piany na metalowej tacy pod kranami.

"Pozwól mi to zobaczyć przez sekundę", mówi Ned.

"Co powiemy?"

"I kawę".

"Mówimy 'proszę'", mówi Pat, ale podrzuca swój telefon.

Zostaw to w spokoju, ona napisze do ciebie, jeśli napisze, Pat'd powiedział tego ranka, batting Ned telefon z jego rąk, podczas gdy Baxter tabakał u ich stóp, chętny do jego spaceru.

Teraz Pat stuka palcem w bar, aby zwrócić uwagę Neda. "Jak było na pierwszych zajęciach?"

"Dobrze." Ned wpisuje kod dostępu Pata. Połowa studentów nie pojawiła się, a połowa z tych, którzy się pojawili, prawdopodobnie zrezygnuje z kursu przed następnym spotkaniem. Ned będzie miał salę wykładową pełną nowych twarzy i będzie musiał jeszcze raz przejrzeć sylabus, ale było dobrze - i dobrze było tak długo, że Ned nauczył się nie narzekać.

Jen może i nie pisała do Neda przez cały dzień, ale nie próżnuje w publikowaniu zdjęć. Dziecko Neda jest słodkie jak diabli. Ned przysuwa swój stołek bliżej baru i pochyla się nad telefonem Pat, przewijając strumień zdjęć. Peggy ma dziś warkocze, jaskrawy fioletowy plecak na ramionach i uśmiech, który wygląda, jakby mógł rozdzielić jej twarz na dwie części. Jest absolutnie najbardziej uroczą rzeczą, jaką Ned kiedykolwiek widział, stojąc na schodach ich domu.

Domu Jen. Ned ugryzł się w wewnętrzną stronę policzka. Musi o tym pamiętać - to był ich dom, a teraz już nie jest, bo nie ma ich. To ciemnozielone drzwi wejściowe Jen, jej frontowy podest i kamienny chodnik. Trawa urosła na tyle, że łaskocze spody różowych butów Peggy na rzepy. Jen nigdy nie lubiła pielić tych kamieni. Nie, to zawsze było zadanie Neda.

Ned westchnął, a Pat sięgnęła i wyrwała telefon. "Dość tego, ty przygnębiająca bryło doktoranta ty". Głośniej mówi: "Cześć, co mogę dla ciebie zrobić?"

Ned nie skończył jeszcze szukać, ale Pat schował telefon do tylnej kieszeni, więc Ned wyciągnął swój własny. Ekran jest nadal pusty, żadnych nowych powiadomień nad zdjęciem Peggy uśmiechającej się do niego, z dołeczkami, ciemnobrązowymi włosami i dziecięcymi zębami, które jeszcze nie zaczęła tracić.

Wkrótce to zrobi. I do diabła, jeśli nie będzie go tam, żeby to zobaczyć.

Gazeta uderza w bar obok jego łokcia.

"Czarna herbata z mlekiem" - mówi facet, który ją upuścił.

Ned pociera czoło trzema palcami. W jego telefonie Peggy ma na sobie swoją tealową koszulkę z ogromnym fioletowym triceratopsem, którą jej kupił. Teraz jest na nią za mała, zaledwie kilka miesięcy od czasu, gdy zrobił to zdjęcie.

"Mleko jest za tobą," mówi Pat.

Ned zamyka telefon, przyciskając palce do skroni. Pierwszy dzień przedszkola. Jakim ojcem jest, żeby przegapić jej pierwszy dzień przedszkola?

"Mleko na parze", mówi Newspaper Guy. "Bez pianki. Proszę."

"Righto, mleko na parze, bardzo fantazyjne. Dwa procent w porządku?"

Masz pracę. Załóż spodnie, idź dokończyć doktorat, a skończysz zanim się obejrzysz, powiedział Pat, smagając Neda po czubku głowy zaledwie kilka godzin temu.

"Skim," powiedział facet.

Ned wtulił czoło w dłoń. Powinien pójść na górę. Zdecydowanie nie powinien ponownie prosić o telefon Pata, żeby móc wpatrywać się w dół na szczerzącą się Peggy, poranne słońce łapiące się na jej okrągłych policzkach i wypchanego triceratopsa wystającego z plecaka. Powinien pozwolić jej być. Wie, do czego doprowadzi przeszukiwanie zdjęć, które zamieściła Jen - do własnego dziecka Neda, balansującego na biodrach nowego chłopaka Jen, szczerzącego zęby do aparatu.

Pat stawia przed Nedem filiżankę z kawą. Ten wpatruje się w nią. Musi wlać do niej mleko. Nie ma energii, żeby wlać do niej mleko, a musi, bo tak właśnie pije kawę. Zrób to, mówi sobie. Po prostu wstań i zrób to. Ten semestr będzie dobry. Szybko i bezboleśnie, dostać się tu na kampus, wykonać swoją pracę, skończyć studia i wrócić do domu, do Bostonu. Mleko w jego kawie to dobry pierwszy krok w tym kierunku. Zrób to, zrób to, zrób to.



Rozdział 1 (2)

Pat pochyla się przez bar, wlewa do swojego kubka odrobinę mleka, a potem obraca dzbanek, żeby Ned mógł zobaczyć etykietę. "Rusz tyłek, bo włożę więcej". Pat gestem wskazuje na chude mleko wydrukowane dużymi literami.

Ned wzdycha. Przesuwa się, wyciągając czoło z dłoni. Staje też i sięga za siebie, żeby chwycić dzbanek z pełnym mlekiem.

Będę uczył tę klasę - pisze do Chrisa. Pisanie na klawiaturze zabiera więcej energii, niż czuje, że powinno. Będzie miał niedźwiedzi semestr, ucząc trzech kursów. Przygryza wargę i dodaje: Dzięki. Zanim zdąży to przemyśleć, naciska przycisk wyślij i otwiera maila.

Kilka uwag na temat twojego projektu rozprawy - napisał Chris w pierwszym z nich. Wpadnij do mnie.

Żołądek Neda obniża się. Przyjdź do mnie. Ned pisał to już wcześniej studentom. To nigdy nie jest dobre.

"Cholera", mruczy do swojego nadgarstka. Opuszcza rękę, mruga oczami i...

Cholera.

Widok byłego profesora statystyki Neda sprawia, że ból głowy pulsuje mu w skroniach. Ze wszystkich ludzi, na których można wpaść, świeżo po powrocie do kampusu, w obliczu krytyki Chrisa do jego pracy dyplomowej i rozciągającego się przed nim semestru.

"Cześć", mówi tak grzecznie, jak może zarządzać.

Ned otrzymuje sztywny ukłon i spojrzenie zza okularów w czarnych oprawkach. Cóż, to dwóch takich, którzy nie są zainteresowani pogawędką. Typowe.

"Hej na herbatę, czy mogę dostać imię do kubka?" pyta Pat, markując marker.

"Profesor Abbot".

"Profesor Abbot", mówi Pat, jego język między zębami, gdy pisze, nazwisko jest śmiałym fioletowym akcentem, który Pat podkreśla dwa razy. "Profesor-oh!"

"Pat," mruczy Ned. Potrząsa głową, ale to tylko zmienia zaskoczenie Pata w ogromny, zachwycony uśmiech.

"Ten profesor Abbot?" Pat śmieje się i rysuje na filiżance zapętloną, obłąkaną gwiazdę.

Doktorze, Abbot również pozwolił się tak nazywać, kiedy Ned brał udział w jego zajęciach. To było cztery lata temu i Ned wciąż pamięta ciężar tego grubego sylabusa z wydrukowanym na górze doktoratem Charlesa Henry'ego Abbota.

"Ned jest wielkim fanem". Pat szczerzy się. "Wiele o tobie słyszałem."

Ned kaczki nad swoją kawą. Cały semestr statystyk z Abbotem, a Ned nie bardzo chce dać się wciągnąć w rozmowę. Nie, szybko nauczył się trzymać z dala od Abbota i jego surowych okularów, idealnego, precyzyjnego przedziałka w jego ciemnych włosach i dokładnego szycia jego koszul.

Zanim jeszcze poznał lepiej, uważał Abbota za atrakcyjnego, kiedy Ned dołączył do wydziału socjologii jako student pierwszego roku studiów doktoranckich i zauważył go na mównicy podczas pierwszych zajęć z analizy regresji. Był wtedy szczęśliwie żonaty z Jen, ale potrafił patrzeć - a szczupły, wysoki i ciemnowłosy Abbot był czymś, na co można było patrzeć. Jakby wyszedł z katalogu Brooks Brothers, pomyślał Ned, podekscytowany możliwością pracy z profesorem w podobnym wieku, który otwarcie umawia się z mężczyznami. Co to była za gratka mieć kolegę z chłopakiem.

Teraz Ned pochyla się nad kawą i stara się nie grymasić.

"Dobrze cię widzieć", mówi Ned, nakładając pokrywkę na swój kubek. Zaniesie go na górę do mieszkania jego i Pat. I tak musi zabrać Baxtera na spacer. Jakiekolwiek intrygi Ned czuł kiedyś w stosunku do Abbota, już dawno zdecydował, że wygląda on po prostu duszno, przesadnie strojnie i zbyt ciasno w tych idealnie pogniecionych spodniach i koszuli, zapiętej starannie przy mankietach.

"Coś jeszcze dla ciebie dzisiaj?" Pat pyta Abbota.

"Gorąca czekolada."

Ned pauzuje, jego ręka zapętla się pod paskiem plecaka.

"Z bitą śmietaną," dodaje Abbot.

Tyle lat temu Pat zaczęła nazywać Abbota Chuckie H., po wielu nocach, kiedy Ned grzebał przy klawiaturze lub spacerował po kawiarni, trzymając rękę we włosach i trzymając w dłoni pomarszczony, pognieciony problem. Teraz Pat szczerzy się do niego, jego fioletowy marker unosi się nad stroną nowego kubka.

"Proszę", mówi Abbot. "I posypka".

"Posypka?" Usta Pata rozciągają się w szerszy uśmiech. "Tęczowe?"

"Jeśli je masz".

"Pewnie, że tak", mówi Pat. "Gorąca czekolada z bitą śmietaną i posypką? To ulubiony napój Neda."

"Nie jest", mówi Ned.

"Zawsze prosi o dodatkową posypkę". Pat mruga do niego. Uśmiechnij się, Pat podjęła się powiedzieć Nedowi, zapomniałeś jak.

Ból głowy Neda bije za jego oczami. "Ja nie." Opiera swoją torbę wyżej na ramieniu. Pat jest śmieszny w dobry dzień, a Ned nie ma ich ostatnio zbyt wiele. "Miłego wieczoru, profesorze. Pa, Pat."

"Nie przyjdziesz na spotkanie?" pyta Abbot.

Abbot ma ten zacisk w swoich słowach, akcent w sposobie mówienia, choć Ned zawsze prywatnie uważał, że głos tego faceta jest tym bardziej sztywny, gdy jest skierowany do niego. A twoja wybrana zmienna kontrolna? pytał Abbot, stojąc z przodu sali wykładowej, ze wzrokiem utkwionym w Neda. Od tamtych zajęć minęły lata, a wciąż, gdy Ned go widzi, ma ochotę szarpnąć za kołnierz.

Ned strzepuje torbę wyżej, wiedząc, że marszczy mu koszulę. Jest zrobiony w biurze do jutra, a jeśli Abbot chce nosić krawat i trzymać go ciasno zawiązany w tym momencie dnia, to pasuje do jego całego zbyt prim and proper schtick wydaje się nigdy nie dać odpocząć.

"Nie mam spotkania", mówi Ned. Ma Baxtera do zabrania na długi spacer, wieczór przygotowujący do jutrzejszych zajęć i godziny, które może spędzić na rozmyślaniu nad mailem Chrisa. Przyjdź do mnie. Nedowi znów opada żołądek. Dobry semestr, mówił sobie jeszcze niedawno, gdy pakował samochód i osadzał Baxtera na tylnym siedzeniu obok pustego fotela Peggy, jego gardło było gęste na myśl o odjechaniu.

"Hmm."

Tylko to. Tylko niski dźwięk w gardle Abbota, a potem zbiera olbrzymi kubek zwieńczony bitą śmietaną i przerażającą liczbą posypek. To powinno wyglądać śmiesznie, zagniecenia w spodniach Abbota i ta wieża śmietany grożąca zsunięciem się na jego rękę. Wygląda śmiesznie, ale mimo to Abbotowi udaje się skierować pełne niechęci spojrzenie na Neda, kiedy ten odwraca się i wychodzi.




Rozdział 1 (3)

Ned szuka swojego telefonu. Najwyraźniej powinien był faktycznie przeczytać swój e-mail, ponieważ spotkanie dziś wieczorem kończy się kolejną wiadomością. Najwyraźniej Abbot regularnie czyta swoje maile. Oczywiście Abbot czytał swojego, jest chyba fundamentalnie niezdolny do zaniedbania jakiegokolwiek obowiązku zawodowego.

Nawet trzymając gorącą czekoladę z bitą śmietaną i jaskrawą, krzykliwą posypką.

Którą Ned tak bardzo chciałby poznać, ale najwyraźniej ma spotkanie, na które musi się dostać. I ma jeszcze psa do wyprowadzenia.

Kiedy wchodzi po wąskich, ciemnych schodach do mieszkania jego i Pat nad barem, ich drzwi grzechoczą w swojej ramie. Ned otwiera zamek i osiemdziesiąt funtów czarno-białego futra wpada na niego, chwiejąc się i dysząc, ogonem uderzając o jego kolana.

"Spokojnie," mówi Ned, futrzana, puszysta głowa wtulona w jego dłoń, by zostać pogłaskana, gdy upuszcza plecak. Cofa się przed łapami, które lądują w jego talii, ostrożnie balansując swoją kawę. Baxter opada i krąży, język zwisający z jego ust. "Gdzie jest twoja smycz? Idź po swoją smycz."

Baxter podskakuje do wieszaka na płaszcze i Ned jest pewien, że drapanie paznokci na starych drewnianych deskach słychać na dole w kawiarni. Prawdopodobnie Baxter jest galumph powrotem ponownie zbyt, jego smycz skittering wzdłuż za nim, zaciskane w jego zęby.

"Jesteś geniuszem" - mówi mu Ned, przypinając smycz do obroży. Dostaje do polizania podbródek i skrusza długie futro za uszami Baxtera. "Chris nie sprawiłby, że spotkałbyś się ponownie o swojej pracy doktorskiej, teraz czyż nie? Tak, jesteś dobrym chłopcem."

Baxter spieszy się po schodach, a Ned otwiera dla niego drzwi na ulicę, ciepłe późnopopołudniowe powietrze wdziera się do środka. O tej porze w zeszłym tygodniu zabierał Peggy do jej ulubionego parku, Baxter szedł za nią i węszył u podstawy zjeżdżalni. Park jest teraz pewnie zatłoczony, bo wieczór zbliża się do Bostonu, wszyscy wychodzą z pracy, a dzieci z sąsiedztwa świętują pierwszy dzień powrotu do szkoły. Pociera oczy. Powinien być tam dziś z Peggy, przypominając jej raz po raz, że powinna poczekać na swoją kolej na huśtawkach, zamiast po prostu rzucać się na nie jak Baxter, kiedy zobaczy wiewiórkę.

Węzły świeżych studentów zatykają ścieżki kampusu, a kiedy się rozstają, wciąż są tam tłumy turystów w drodze po happy hour i cieszących się późnym letnim wieczorem na mieście. Baxter robi uniki w tę i w tamtą stronę, obwąchując stojaki na rowery, zaparkowane samochody i nieszczęsne dziecko w wózku, zanim Ned zdąży go szybko odciągnąć.

"Dość." Ned ponownie pociąga za smycz, gdy Baxter wdziera się w tłum czekający na przejście na światłach. Ignorując go, Baxterowi udaje się wić między parami nóg. I oczywiście wyłapuje parę błyszczących butów do sukienki, które nie wyglądają na należące do nikogo, kto byłby zainteresowany badaniem ich przez pobudliwego psa.

Ned patrzy w górę i - nie. Nie, wcale nie. Bo to Abbot, którego Baxterowi udało się znaleźć.

"Przepraszam", mówi Ned. The Chuckster, Charlie Horrible, C. H. Asshole, Pat nazwał Abbota, gdy Ned otrzymał swoje oceny śródsemestralne w tym semestrze na kursie Abbota. "Baxter, nie, zostaw to".

Abbot mruga na niego zza tych okularów w czarnej oprawie, jego ręce wciąż pełne są jego herbaty i tej gorącej czekolady zwieńczonej jej wieżą z bitej śmietany. To musi być pogarda zabarwiająca jego wyraz. Albo czysta odraza, że Baxter wciąż tak entuzjastycznie wącha swoje sznurówki.

Ned chwyta za kołnierz Baxtera i odciąga go do tyłu. "Pięta, słyszysz?"

"Ned", mówi Abbot w pozdrowieniu.

Pan Coppola, Abbot'd nazwał go raz, że jeden i jedyny raz Ned pomyślał, że byłoby to dobry pomysł, aby przejść do jego godzin biurowych. Edward, to był następny i nawet teraz Ned ma ochotę się skrzywić. Ned przesuwa ciężar ciała, patrząc na czerwone światło po drugiej stronie ulicy.

To nie jest tak złe, jak to popołudnie spędzone w gabinecie Abbota, z pracą semestralną Neda na biurku między nimi i długopisem w ręku Abbota. Ned spędził tę godzinę na szukaniu gdziekolwiek w pokoju, by spojrzeć poza Abbotem pochylonym nad nim i piszącym tak długo, aż czerwony atrament rozlał się po marginesach w schludnych, zgrabnych rzędach poprawek i prawie nic z oryginalnej pracy Neda nie było widoczne przez jego połysk.

"Jak minęło ci lato?" Ned zmusza się do zadania pytania, gdy pomarańczowa dłoń ustępuje miejsca białej postaci chodzącej.

Każdy inny pracownik wydziału uciąłby sobie pogawędkę w drodze do budynku, w którym mieści się wydział socjologii, ale to jest Abbot - profesor Abbot - a on po prostu przechodzi przez ulicę i mówi: "W porządku".

"Moje było dobre" - mówi Ned pół przecznicy później, gdy Abbot nadal nie pyta w zamian. Oczywiście, że nie pyta - z tego co Ned wie, głowa tego faceta jest wypełniona po brzegi analizami statystycznymi i nie ma tam żadnej zmiennej kontrolującej profesjonalną uprzejmość.

Ned ponownie rzuca okiem na gorącą czekoladę. W porządku, analizy statystyczne i tęczowa posypka. Najwyraźniej.

Ned zwalnia tempo, gdy Baxter zatrzymuje się, żeby powąchać ławkę, pozwalając Abbotowi wyprzedzić się, przewracając oczami na te proste, sztywne plecy.

"Bądź grzeczny", mówi Ned do Baxtera, zostawiając mu miskę z wodą i zapętlając jego smycz wokół drzewa w pobliżu budynku socjologii. I nie daj się ukraść przez tęskniącego za domem świeżaka, powinien chyba dodać. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy Ned wrócił i zastał Baxtera rozłożonego na plecach, z łapami w powietrzu, gdy grupa studentów na zmianę drapała go po brzuchu.

Z wywalonym językiem i merdającym ogonem, nieodłączny brak godności Baxtera wygląda dziwnie na tle ceglanych budynków uniwersytetu i wypielęgnowanej trawy na dziedzińcu. Ned uznał to za piękne, kiedy po raz pierwszy zobaczył kampus, całą wspaniałość Nowej Anglii i malownicze uliczki Portland. Odwrócił się od tego widoku i wszedł do środka, wpychając koszulę z powrotem do spodni, by zachować pozory profesjonalizmu. Ostatnio ten sam widok kampusu tylko go męczy.

Ned skubie kołnierzyk i próbuje wygładzić swoje spodnie, gdy dołącza do profesorów wypełniających salę konferencyjną. Zawsze nienawidził nalegań Chrisa, by Ned był z nimi na równi, tak jakby uczenie przez niego kilku zajęć było równoznaczne z byciem wykładowcą. Uśmiecha się i kiwa głową na powitanie, jego plecy swędzą, gdy trzyma się blisko drzwi, ale Chris macha nim, gdy tylko go zauważy.



Rozdział 1 (4)

"Ned," Chris woła, uśmiechając się pod czapką z białych włosów, jego okrągłe policzki tak różowe jak zawsze. Przytula Neda nad wybrzuszeniem brzucha, a potem odsuwa się, trzymając Neda za ramiona. "Naprawdę będziesz uczył tego kursu?".

"Tak", mówi Ned. Nie, tak bardzo wolałby odpowiedzieć. "I dostałem twojego maila o mojej dysertacji. Czy masz minutę, aby porozmawiać?".

"Daję ci dwie minuty po tym." Chris szturcha krzesło i popycha Neda w jego kierunku. "Chodź, usiądź, zaczniemy".

Połowa wydziału jest na swoich telefonach, a reszta rozmawia ze sobą. Ned siada powoli, wciąż próbując wyprostować koszulę. Może to nie potrwa długo i będzie mógł się stąd wydostać. A może to, co musi usłyszeć, nastąpi szybko, a on będzie mógł się wymknąć i zostawić prawdziwy wydział na ich wieczór tutaj. Co byłoby tym lepsze, żeby nie musiał siedzieć tu z członkami swojej komisji, wiedząc, że jego praca doktorska jest wciąż niedokończona.

Przyjdź do mnie. Żołądek mu się zaciska.

"Naprawdę szybko", mówi Ned, pochylając się nad stołem, aby złapać oko Chrisa. "'Cause that last draft I sent you, you had said it was good, and I'm really hoping to be finished this semester, so-".

"Jest dobry." Uśmiech Chrisa tylko sprawia, że jego policzki są bardziej czerwone, gdy włącza projektor. "To jest właśnie to, Ned. Zamierzamy uczynić go wspaniałym".

"Wspaniały." To nie musi być wspaniałe. Musi być skończone. Stara się o własny uśmiech. "Staram się skończyć ten semestr i mam kilka podań o pracę -".

"Dokładnie." Chris rozkłada ręce, ekspansywne w jego cheer. "Zamierzamy sprawić, że zostaniesz zatrudniony przez najlepszych, Ned. Tylko temat, który omawiamy dziś wieczorem".

"Omawiamy moją pracę dyplomową?" Nie, proszę.

"Mówimy o konkurencji w środowisku akademickim".

"Racja. Co?"

Telefon Neda brzęczy o jego udo, a on chwyta za niego, uderzając łokciem o krzesło obok.

"Przepraszam," mówi Abbot. Ned spojrzał w górę. Abbot miał rękę opartą o oparcie tego krzesła, a łokieć Neda znajduje się pretendująco blisko niego.

Są inne miejsca, które facet mógłby wybrać do siedzenia. Może to właśnie robi Abbot dla zabawy: gromadzi zapasy wszystkich sposobów, na jakie może zrujnować życie Neda, akurat wtedy, gdy Ned postanowił wrócić na właściwe tory. Dobry semestr, Ned obiecał sobie, i spójrz na niego, godziny do niego i utknął w tym cholernym spotkaniu już.

"Przepraszam", mruknął Ned i przesunął swoje krzesło dalej od Abbota.

"Siadajcie, wszyscy. Henry, hi, hey, wy dwaj zostajecie po wszystkim, dobrze?" Chris wskazuje między Nedem i Abbotem, wciąż się uśmiechając.

Żołądek Neda przebija się do góry. "My?"

"Tylko na krótką sekundę," mówi Chris.

"Ja i on?" Ned zerka na Abbota. Nie, chce powiedzieć. "Tak, jasne."

Life Outside of Academia świeci na laptopie, który Chris otwiera, a następnie w górę na ekranie, gdy podłącza projektor. Abbot ustawia herbatę przed sobą, jaskrawy fiolet pisma Pata na boku, choć gorącej czekolady nigdzie nie widać. Ned przesuwa swoje krzesło na bok, próbując dać mu więcej miejsca. Może wypił ją w swoim biurze. Może jest na stałej diecie z bitą śmietaną, posypką i cukrem, które podsycają jego wyniosłą pogardę, gdy tylko widzi Neda. Myśl ta mogłaby sprawić, że Ned uśmiechnąłby się, gdyby jego serce nie chodziło zbyt szybko, Chris's Come see me bang through his mind.

Chris daje mu mrugnięcie. "Ned, ta rozmowa będzie właśnie tym, czego szukasz".

Working to Make Work in Academia Work for You, czytamy w podtytule wykładu Chrisa. Ned stara się nie marszczyć brwi. Bilet, którego szuka, to czapka, szata i kaptur doktorski, Portland we wstecznym lusterku i życie, w którym widuje swoją córkę co tydzień - a nie tkwi w mieście oddalonym od niej o dwie godziny drogi na północ. Opada na krzesło i toczy je dalej od Abbota. Jedno z kółek zacina się, a kiedy wydaje skrzypnięcie, Abbot spogląda na niego zza tych okularów.

"Chcemy być najlepsi", mówi Chris do sali, jego ręce pocierają się, gdy odbija się na palcach. "W skali krajowej, międzynarodowej, rekrutacji studentów, staży absolwentów, inicjatyw badawczych, wszystkiego". Kolejne odbicie. "I jak to robimy? Jak wyróżnić się z tłumu, prowadzić paczkę i pokazać im, co jesteśmy stworzeni tutaj na Uniwersytecie Callahan?".

Cisza. Po drugiej stronie stołu brzęczy telefon Aliyah.

"Wrócić do pracy?" pyta, przewijając długi cienki warkocz przez palce, gdy stuka w swój telefon.

Obok niej Lee parsknęła śmiechem. Doktor Kerr, przedstawiła się pierwszego dnia seminarium, na które zabrał ją Ned. Wtedy jej blond włosy były wygolone z jednej strony, a zajęcia odbywały się na placu w ciepłym słońcu. Spojrzała na Neda i przewróciła oczami. On stara się wykrzesać z siebie uśmiech, choć bardziej przypomina to grymas.

"Ludzie, ludzie, nie," mówi Chris. "Właśnie dlatego tu jesteśmy: zamierzamy coś wymieszać. Przyjąć nowe podejście. Zrobimy to, czego nie robi żaden inny najlepszy uniwersytet. My" - Chris trzyma ręce w górze, dłonie na zewnątrz, jego twarz jest rozświetlona - "zamierzamy zrewolucjonizować środowisko akademickie".

Telefon Aliyah znów brzęczy. Obok Neda, Abbot bierze łyk swojej herbaty. Chris szczerzy się po pokoju.

"Czy możemy porozmawiać o finansowaniu badań?" pyta Lee.

Chris opuszcza ręce.

"Podchodzimy do problemu oddolnie", mówi i klika do następnego slajdu. "Liczba pracowników akademickich odchodzących z uczelni do innych zawodów, niezadowolenie wydziału z życia osobistego, odejście od postrzegania uczelni jako atrakcyjnej kariery - jest na to rozwiązanie. Nazywa się to: równowaga".

Krzesło Neda znów skrzypi. Aliyah przewija swój telefon.

"To będzie inicjatywa dla całego wydziału, od tego semestru. Mówimy o hobby, mówimy o czasie z rodziną, mówimy o weekendach z dala od biura, nocach bez komputera, wieczorach z przyjaciółmi, o tym wszystkim. Koniec z poczuciem, że powinieneś pracować przez wszystkie godziny dnia. Wyjdź na zewnątrz, żyj swoim życiem i pracuj mądrzej, a nie tylko ciężej".




Rozdział 1 (5)

Ktoś przeczyszcza gardło. Telefon Aliyah znów brzęczy i Lee zaciska usta, krzyżując ręce. Chris szczerzy się do nich. Ned powoli obraca swoje krzesło w przód i w tył, drapiąc się paznokciem po brwi. Yikes - mruknąłby, gdyby obok niego stał ktoś inny niż Abbot.

Kiedy Chris w końcu kliknie ostatni slajd, jest już na tyle późno, że wieczór ma ciemny, głęboki błękit. Baxter, myśli Ned, gdy Chris wreszcie zaczyna kończyć. Spogląda przez okno, gdy wszyscy odsuwają swoje krzesła od stołu. Baxter jest tam i na pewno ktoś z nim siedzi, długi, ciemnobrązowy warkocz w dół pleców i ręce drapiące się po jego brzuchu. No cóż, dobrze. Przynajmniej między Nedem a jego psem, jedno z nich ma wystarczająco miły wieczór.

"Moja rozprawa," mówi Ned, pochylając się w poprzek stołu, gdy Chris składa swój laptop zamknięty. "Czy mogę po prostu zorientować się, o czym chcesz mówić?".

"Więcej analiz," mówi Chris. Wciąż się szczerzy.

Ned kiwa głową. "Przepraszam, co?"

"Twoja praca jest doskonała. My sprawimy, że będzie jeszcze lepsza". Chris wskazuje na niego. "Chcę, żebyś wrócił i dodał w naprawdę dokładną analizę liczb big-picture. Zrzucimy skarpetki z każdego, kto będzie chciał cię zatrudnić".

"Ja?" pyta Ned. Z tego, co wie, dokładnie zero osób garnie się, aby go zatrudnić. I nie, Chris nie wskazuje na niego, Ned zdaje sobie sprawę zbyt powoli. On wskazuje na Abbota.

"Pomożesz mu," mówi Chris, ten palec wycelowany prosto w klatkę piersiową Abbota.

Ned mruga. "Co?"

"Przepraszam?" pyta Abbot.

"Ned nie ma w swojej komisji badacza ilościowego". Chris macha w kierunku tylnej części sali, gdzie większość wydziału już zrobiła sobie przerwę na wolność. Oczywiście, że Ned nie ma badacza ilościowego nadzorującego jego pracę - to nie jest praca ilościowa. Przeprowadził godziny wywiadów, które następnie przepisał w weekendy, Peggy siedząca u jego stóp ze swoimi wypchanymi dinozaurami, błagająca go o zabawę z nią.

"Chris", mówi Ned.

"To zajmie miesiące", mówi Abbot. Nie, Ned słyszy tak wyraźnie.

To echo jego własnych myśli. Nie, nie, nie - on już skończył. On powinien być skończony.

"Och, nie będzie, Ned to mądre ciasteczko". Chris szturcha ramię Neda. "Spójrz na siebie, jedyny absolwent w pokoju z nami, najlepsze oceny nauczania, a ty jesteś tak blisko zarabiania na swój stopień. Przepłyniesz przez to".

Ned wpatruje się w niego. Jest tu jedynym studentem, ponieważ wszyscy inni mieli na tyle rozsądku, by zająć stanowiska badawcze, a nie pracować dla Chrisa i jego przesadnego, niepohamowanego entuzjazmu.

Ned przeczyszcza gardło. Nie patrzy na Abbota obok niego. "Ten typ statystyki naprawdę nie jest moją mocną stroną".

"I właśnie dlatego Henry tutaj będzie ci pomagał," mówi Chris. "Świetnie sobie poradzisz."

Henry, myśli Ned. Najwyraźniej nie wszyscy muszą przestrzegać surowych, bezkompromisowych zasad Abbota dotyczących nazywania go profesorem. Żołądek Neda przewraca się i wpycha rękę z powrotem we włosy. "Chris-Chris, czekaj, to nie jest..."

"Gotta get home." Chris chowa laptopa pod pachą. Daje Nedowi klapsa na ramieniu, a potem przepycha się obok niego. "Daję przykład, wiesz? Idę na kolację z żoną".

"Chris," Ned próbuje jeszcze raz, ale Chrisa już nie ma i został tylko Ned i Abbot, gdy drzwi się zamykają.

Ned szybko wstaje, a jego krzesło znów skrzypi. Abbot spogląda w dół na koła.

"Ja, uh-" zaczyna Ned. Zatrzymuje się. Porozmawiać z Chrisem, to może to, co zamierzał powiedzieć. Bądź w kontakcie, mógłby zakończyć to zdanie. Wyciągnij nas z tego, to jest to, co chce wykrztusić. Nie pracuje z Abbotem przez cały semestr - nie. Nie, nie ma takiej możliwości.

Chwyta plecak i wypycha się z pokoju. Na zewnątrz, kto był pieszczotliwie Baxter zniknął, a on podskakuje, gdy widzi Neda, dwa liście przyklejone do jego krzaczastego ogona i język zwisający z ust.

"Chris to pieprzony absurd", mówi do niego Ned, wyrzucając swoją wodę.

Cóż to była za strata wieczoru. Baxter rozciąga po kolei tylne nogi, a potem schyla się, żeby rozciągnąć też przednie, długi ogon trzyma wysoko w powietrzu. Nieważne. Inicjatywa Chrisa zniknie, jak każdy nowy pomysł wprowadzony na początku semestru: szeroko dyskutowany przez tydzień, a potem zagubiony w bagnie zbliżających się egzaminów końcowych.

W zeszłym roku Chris chciał, aby byli mentorami dla uczniów szkół średnich, a rok wcześniej było to wyzwanie fitness. To przynajmniej trwało do początku października, ale tylko dlatego, że Chris wyłożył pieniądze na bilety na mecz Celtics dla zwycięzcy, a Lee chciał zabrać Minori na mecz. Ta runda "pracuj ciężko, graj ciężko", jak brzmiał ostatni slajd Chrisa, wkrótce zwiędnie.

Telefon Neda brzęczy w połowie drogi przez kampus, a on wyciąga go z kieszeni i znajduje serię zdjęć wysłanych przez mamę. Jego tata kołysze Peggy, ręka pod każdym z jej ramion. Ich klęczących na podwórku, otoczonych plastikowym T. rexem i triceratopsem Peggy. Ich dwójka przed jej nową szkołą, stegozaur w ręku ojca i Peggy machająca do tego, co musi być jej nauczycielem.

Peggy i jego tata mają ten sam uśmiech, który Ned zna z własnej twarzy, gdy szczerzy się do swojego telefonu. Ta sama łatwo opalająca się skóra, te same brązowe włosy, choć u jego ojca są teraz siwe. Gdyby Peggy była tym chłopcem, o którym myśleli, że będzie, to cała trójka byłaby niemal identyczna w każdym wieku, bez blond włosów czy piegów Jen. Peggy ma nawet początki rodzinnego wzrostu, jest o pół głowy wyższa od swoich koleżanek, choć czas pokaże, czy wyrośnie na futbolową ramę, którą Ned dostał po swoim ojcu, czy też przejmie po matce choć trochę delikatności.

Uśmiech Neda blednie, gdy nie przestaje się przyglądać. Peggy jest w ekstazie. Dostanie krakersy grahamowe jako przekąskę po szkole, zjedzone przy tym samym kuchennym stole, przy którym Ned siedział, kiedy był dzieckiem. To była ta sama przekąska, którą jadł od lat, choć na stole rozłożone były zabawkowe samochody, jak wciąż lubią mu przypominać rodzice, a nie kolekcja dinozaurów, którą zgromadziła Peggy.

Dzięki - odsyła do mamy, jego gardło jest grube, spięte węzłem i twarde. Kocham cię - dodaje i wsuwa telefon do kieszeni. Ma wystarczająco dużo czasu, żeby gapić się na te zdjęcia później wieczorem, a prawdopodobnie będzie miał bałagan w przygotowaniu do jutrzejszych zajęć, gdy będzie je kusić.

A teraz musi pracować nad swoją rozprawą. Jeszcze raz.

"C'mon." Pociąga za smycz Baxtera. To będzie lepszy semestr niż poprzedni. Lepszy niż zeszłej wiosny, lepszy niż zeszłej jesieni - lepszy niż wszystko. Jakoś.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Udawać, że się umawiamy"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści