Dwór Thorne'a

Rozdział 1 (1)

==========

1

==========

Pół roku temu odziedziczyłam nawiedzony dom. Odziedziczyłam też duchy, które się z nim wiążą. Albo tak powiedziała mi ciotka Judith w swoim ostatnim liście, pachnąc swoim herbaciano-różanym kremem do rąk, którego zapach rozpętał świeżą falę brzydkiego płaczu. Ale rozumiem, co miała na myśli. Nie to, że dom jest nawiedzony, ale to, że nawiedza mnie. Jeśli mogę pomachać płonącą szałwią i powiedzieć sobie, że uśpiłam duchy, to powinnam. To, co stało się tam dwadzieścia trzy lata temu, rzeczywiście mnie prześladuje.

Nadszedł czas, abym się z tym zmierzył, dlatego też wyruszam do Yorkshire, gdzie spędzę lato pozornie na urlopie naukowym w wiejskim domu mojej praciotki, podczas gdy ja będę decydował, co z nim zrobić. Jednak to, czego naprawdę chcę, to odpowiedzi.

Gdy moja taksówka toczy się przez okolice Yorkshire, zaznaczam punkty orientacyjne, jakbym znów była dzieckiem, przyklejona do szyby naszego wynajętego samochodu, gdy zmierzamy do Thorne Manor. Poza Leeds widziałam zmiany - domy tam, gdzie pamiętałam pola, centra handlowe tam, gdzie był las - ale kiedy wjeżdżamy na wrzosowiska, wydaje się, że cofamy się w czasie do mojego dzieciństwa, każdy maleńki kościółek, kamienna owczarnia i rozpadająca się stodoła są dokładnie takie, jak je pamiętam.

Ostatnim razem, gdy tu przyjechałam, miałam piętnaście lat, byłam dziewczyną, która dopiero zaczynała swoje życie. Teraz wracam w wieku trzydziestu ośmiu lat, jako profesor historii na Uniwersytecie w Toronto. Jestem też wdową, mój mąż-Michael odszedł osiem lat temu.

Przejeżdżamy przez High Thornesbury, malowniczą wioskę położoną w dolinie. Gdy ruszamy w górę jednopasmowej drogi, taksówkarz musi się zatrzymać, by przepuścić owce. Następnie rozpoczyna zdradliwą wspinaczkę na strome wzgórze. Na szczycie stoi Thorne Manor i serce mi się kraje, gdy opuszczam szybę, żeby lepiej go zobaczyć.

Dom wygląda na opuszczony. Na swój sposób jest. Ciotka Judith rzadko odwiedzała go po tym, jak wujek Stan zmarł tu tyle lat temu. Jednak z podnóża wzgórza Thorne Manor zawsze wyglądał na opuszczony. Niepokojąca kamienna płyta domu, odizolowana i opuszczona, otoczona niekończącym się pasmem pustych wrzosowisk.

Gdy taksówka chrzęści na wzgórzu, dom nabiera ostrości, ciemne okna wpatrują się jak puste oczy. Żadne światło nie świeci z okien, nie oświetla długiej uliczki, ani nawet nie zagląda ze starych kamiennych stajni. Odsuwam od siebie nutkę rozczarowania. Dozorca wie, że przyjeżdżam, i owszem, miałem nadzieję zobaczyć dom płonący w powitalnym świetle, ale to bardziej pasuje -horne Manor jako surowo piękny cień, podświetlony przez boleśnie wspaniały, atramentowy zachód słońca.

Kierowca wjeżdża na ulicę i ogląda trawnik, istny ogród chwastów z koniczyny i żurawiny.

"Czy jesteś pewna, że to jest to miejsce, lass?" pyta, jego wiejski akcent Yorkshire gęsty jak owsianka.

"Jestem, dziękuję."

Linia zmarszczek między jego krzaczastymi brwiami pogłębia się do szczeliny. Chwyta oparcie siedzenia zgrabiałą dłonią, gdy przekręca się, by na mnie spojrzeć. "Nie wypożyczyłeś go z jednej z tych internetowych rzeczy, prawda? Obawiam się, że zostałeś oszukany."

"Odziedziczyłem go niedawno po mojej praciotce i jest tam dozorca, który wie, że przychodzę".

Wręczam mu opłatę z większym napiwkiem niż mogę sobie pozwolić. On wzdryga się, jakbym oferował pieniądze za jego udział w haniebnym czynie przeciwko niewinnym turystkom.

"Ten dozorca powinien tu być, żeby cię odpowiednio przywitać".

"Już wysłałem SMS-a," mówię. "Niedługo tu będzie".

"W takim razie będę czekał."

Wyłącza silnik diesla, bierze dokładnie taryfę z mojej ręki i osiada na miejscu z takim zestawem szczęki, który ostrzega przed kłótnią. Kiedy mówię, że wychodzę rozprostować nogi, mruczy: "Nie odchodź daleko. Tu nie ma nic oprócz owiec i seryjnych morderców". A potem rozgląda się dookoła, jakby jeden z nich krył się za każdą wystającą skałą.

Zamykam drzwi samochodu i wdycham zapach dzikich borówek. Idąc w stronę domu, wyłapuję dźwięk na bryzie. Rytmiczne skrzypienie, każde powtórzenie wywołuje u mnie dreszcze.

Jakaś postać haruje pod górę na starym rowerze, łańcuch protestuje. Na szczycie siedzi ubrana na czarno postać, długi płaszcz trzaskający na wietrze, kaptur podciągnięty do góry, twarz ciemna z wyjątkiem świecącego czerwonego koła w miejscu, gdzie powinny znajdować się usta.

Piszczałka.

Pisk-pisk.

Postać skręca w uliczkę, a taksówkarz wysiada, trzaskając drzwiami na tyle mocno, że podskakuję.

"Myślałem, że powiedział pan, że opiekunem jest kobieta", mówi.

Widzę teraz, że rowerzysta to mężczyzna z zapaloną fajką zaciśniętą między zębami. Nosi makatkę przewleczoną przez tył roweru, obszycie tańczy niepewnie blisko tylnego koła. Pod jego kapturem kryje się okrągła, głęboko zarysowana czysto ogolona twarz i krótkie jak szczecina siwe włosy.

"Panno Dale?" Głos jeźdźca ... nie jest głosem mężczyzny. Patrzę jeszcze raz i w tym drugim spojrzeniu jestem o wiele mniej pewna płci.

"Pani Crossley?" mówię, koślawo wymawiając tytuł, w nadziei, że może to pójść w jedną lub drugą stronę.

"Aye." Ona patrzy na mnie ostrym wzrokiem. "Spodziewałeś się kogoś innego?"

"Nie. Tylko się upewniam. Nigdy się nie spotkaliśmy."

Gdy to mówię, światło księżyca oświetla jej twarz, a ja się waham.

"Czy spotkaliśmy się?" Mówię. "Wyglądasz... znajomo".

"Opiekuję się tym miejscem od dwudziestu lat. Nigdy nie widziałem cię w domu."

W tych słowach jest oskarżenie. Mówię, równo, "Tak, wychodziłem jako dziecko, ale po śmierci mojego wuja, odwiedzałem tylko ciotkę Judith w Londynie." Zwracam się do kierowcy. "Bardzo dziękuję, że zostałeś ze mną. Nie było to konieczne, ale doceniłam towarzystwo."

Delores Crossley patrzy na niego, ze złożonymi rękami. Kiedy nie porusza się wystarczająco szybko, płoszy go jedną skórzastą dłonią. "To była grzeczna dziewczynka. Odejdź. Nie zaprosi cię na herbatę. Ani niczego innego, na co mógłbyś liczyć."

Prostuje się, obrażony. "Miałam na nią oko".

"Jestem pewien, że miałeś. A teraz możesz mieć oko na siebie. Idź. Git."

Kierowca wraca do samochodu, kiedy ja mówię kolejne szczere podziękowania. Ignoruje je, a taksówka wyjeżdża w strugach żwiru.




Rozdział 1 (2)

Nic nie mówię. Tłumaczenie akcentu Delores z North Yorkshire pochłania teraz całą energię mojego mózgu. Przynajmniej nie używa "thees" i "thous", jak to czasem można spotkać u miejscowych w jej wieku. Tata mówi, że kiedy miałem cztery lata, wróciłem z naszej letniej wycieczki mówiąc jak osiemdziesięcioletni mieszkaniec North Yorkshire, a moja młodsza nauczycielka w przedszkolu obawiała się, że doznałem urazu mózgu, bo moja mowa była niezrozumiała.

Jednak im więcej Delores mówi, tym szybciej działa mój wewnętrzny tłumacz i wkrótce mój mózg dokonuje odpowiednich zamian i wygładza jej akcent.

Po odjeździe taksówki, zwraca się do mnie. "Więc, zostajesz".

"Na lato, tak. Jak powiedziałem w moim e-mailu".

"Mam nadzieję, że nie kupiłeś jeszcze biletu powrotnego, bo mam wrażenie, że będziesz go potrzebował szybciej niż się spodziewasz".

Spotykam się z jej spojrzeniem. Ona tylko go blokuje i nic nie mówi.

"Nic mi nie będzie", mówię stanowczo.

Z dwoma szybkimi stuknięciami jej fajki o urnę porośniętą bluszczem, ustawia fajkę na brzegu i przechadza się do środka.

Ja wlokę swoją walizkę. W powietrzu unosi się zapach herbaty, charakterystycznej mieszanki z Yorkshire, której nie piłem od wielu lat. Zatrzymuję się i przysięgam, że słyszę echo "Hullo!" mojego ojca w korytarzu i wołanie ciotki Judith z kuchni, gdzie wyłoni się z tacą z herbatą, parującym garnkiem, obliczywszy nasze przybycie co do minuty.

Żal mnie ogarnia i muszę się przepychać przez wielkie wejście. Po mojej prawej stronie rozbrzmiewają kroki i zapalają się światła, a ja podążam za smugą iluminacji do salonu. Słodki zapach herbacianych róż unosi się nade mną, jakby był zakorzeniony w samym drewnie. Kiedy ostatni raz widziałam ten pokój, był w stylu mid-century modern. Teraz jest w stylu cottage chic, w kolorze kremowym i beżowym z różowymi akcentami. Pasiasta kanapa aż prosi się, by zatopić się w jej głębokich poduszkach, podobnie jak masywny, drewniany fotel zakopany pod poduszkami i kocami. Książki są bezładnie rozrzucone na szorstkim drewnianym stoliku do kawy.

Ciocia Judith pomalowała również stolarkę, a ja staram się nie wzdrygać na myśl o tym. Kiedy Michael i ja pobraliśmy się świeżo po studiach, wynajęliśmy dom, dla którego określenie "fixer-upper" byłoby komplementem. Kurs renowacji domu przerodził się we wspólną pasję, której nie oddawałam się od jego śmierci. Teraz, gdy wyobrażam sobie usuwanie farby i odnawianie odrapanych drewnianych podłóg, przechodzi mnie dawno pogrzebany dreszcz.

"Panno Dale," woła Delores z sąsiedniego pokoju.

"Bronwyn, proszę", mówię idąc za jej głosem do kuchni.

Kiedyś gotowanie odbywało się poza domem - w kuchni na podwórku. Nowoczesna wersja byłaby bardziej obszarem usługowym. Jest kompaktowa, ale ładna, z malowanymi drewnianymi szafkami i mniejszą lodówką niż ta, którą mam w moim mieszkaniu. Dobra jedna czwarta przestrzeni poświęcona jest piecowi AGA, który już zapalony ogrzewa maleńki pokój na tyle, że zdejmuję sweter. Słaby zapach oleju unosi się z pieca, zapach tak znajomy jak herbata Yorkshire, którą też tu czuję, otwarte pudełko na blacie, jakby Delores wypiła ją podczas przygotowywania domu.

"Mam w szafce kilka artykułów spożywczych. Świeże podpłomyki i bochenek chleba też. Moja żona je upiekła." Jej spojrzenie podnosi się do mojego, wyzywającego teraz, czekając na reakcję.

"Proszę podziękować jej za mnie."

Chrząknięcie, a ona macha na piec AGA. "Wiesz jak to obsługiwać?"

"Tak."

"Będziesz musiał zrobić porządne zakupy. Nie wiem jak sobie poradzisz z samochodem."

Ba'ht. To zajmuje mi chwilę, aby uzyskać dostęp do mojego zardzewiałego słownika North Yorkshire, zastąpić "bez" dla "ba'ht" i zdać sobie sprawę, że ona komentuje mój brak pojazdu.

"Testament mojej ciotki mówił, że samochód mojego wujka wciąż stoi w garażu?".

Szczeknięcie śmiechu. "Nie mogłeś dostać tego mysiego motelu biegnącego w dół stromego wzgórza, lass. Będziesz musiał dostać sowt inny. Nie mogę być bieganie cię wokół. Widziałaś mój środek transportu. Nie dam ci croggy."

Uśmiecham się. "Myślę, że nie zmieściłbym się już na kierownicy. Będzie mi dobrze. Nie będę potrzebował niczego więcej teraz, kiedy tu jestem."

"Nieee, teraz, kiedy tu jesteś, mogę naprawić ten mulnik z podwórka. Chciałem to zrobić od lat, ale twoja ciotka upierała się, że to nie jest warte wysiłku. Jej testament wypłaca mi pięć lat pensji, więc będę naprawiać posiadłość."

Krąży po jadalni, małym gabinecie, a potem po formalnym salonie. Ten ostatni stoi pusty.

"Twoja ciotka kazała mi sprzedać meble. Poprosiła mnie, abym wystawił je w miejskim sklepie i wykorzystał pieniądze na utrzymanie. Mam jej list, jeśli chcesz go zobaczyć."

"Nie potrzebuję tego. Dziękuję."

Chociaż nienawidzę myśli, że ciotka Judith sprzedaje meble, nie jestem zaskoczony. Thorne Manor był jej jedynym luksusem, przekazanym przez dziadka, którego pierwsza żona była Thorne. Fakt, że przekazała go mnie, jest zarówno zaszczytem, jak i odpowiedzialnością, która sprawia, że moje serce boli i drży jednocześnie.

Podążam za Delores po szerokich, wielkich schodach. Moja dłoń przesuwa się po drewnianej poręczy, szarej i jedwabiście gładkiej z wiekiem, i pod jej dotykiem przypominam sobie wszystkie czasy, kiedy wchodziłam przez frontowe drzwi, upuszczałam torbę i pędziłam prosto na górę, gdy mój tata śmiał się na dole.

"Uh, Bronwyn? Twoja ciocia i wujek są tutaj na dole".

Prawda, a ja ich uwielbiałem, ale najpierw musiałem zobaczyć . . .

"Twój pokój", mówi Delores, jakby kończąc moje zdanie.

Uśmiecham się. "Znam drogę", mówię i skręcam w lewo na szczycie schodów.

Ona potrząsa głową. "Wymyśliłam główny apartament. Ten stary pokój jest mały i ciemny, a łóżko jest gotowe do zawalenia. Nie ma powodu, żebyś go używał".

Żadnego powodu poza tym, że jest mój, a ja spędziłam w nim jedne z moich najszczęśliwszych dni. Mój idealny, cudowny pokój, ze swoim idealnym, cudownym sekretem.

Sekretem? Nie. Ułuda.

Przełykam, odrywam wzrok i spieszę za Delores do głównego apartamentu.

"Pościel jest cała nowa i wyprana", mówi.

Przechodzę przez duży, przestronny pokój do królewskiego łóżka i robię pokaz wygładzania pościeli. Jestem gotowa grzecznie się zachłysnąć, ale to pięciogwiazdkowa jakość hotelowa i wzdycham z przyjemnością, gdy pocieram ją między palcami. Wtedy zauważam grubą, pikowaną kołdrę. Jest wyraźnie zrobiona ręcznie ... przez kogoś, kto wie, co robi. To wzór gwiazd, diamenty jadeitu i wina na czarnym tle.

"Och, wow", mówię, gdy głaszczę kołdrę. "To jest niesamowite."

Delores harrumfuje, ale jest wyraźnie zadowolona. "Żona zrobiła to dla twojej cioci i nigdy nie miała okazji jej dać".

Odwracam się, by stanąć przed nią. "Dziękuję. Za wszystko. To znacznie więcej niż się spodziewałam."

Delores macha zgrabiałą ręką. "Powiedziałam jej, że robi za dużo zamieszania. Można by pomyśleć, że przyszła sama królowa Liz." Wybiega z pokoju. "Najlepiej będzie jak wrócę do domu".

Odprowadzam ją do drzwi wejściowych, a potem mówię serdeczne: "Dziękuję, pani Crossley".

"To pan." Nie daje mi czasu na odpowiedź, tylko spotyka moje spojrzenie z tym wyzywającym wzrokiem. "Wolę pana".

"A on? Albo oni? Ze?"

Jego oczy zwężają się, jakbym z niego drwiła.

Spieszę się. "Jestem profesorem uniwersyteckim, panie Crossley. Używam odpowiednich zaimków".

Powolny, przemyślany ukłon. "Wolę on." Pauza. "Jeśli jednak zapomnisz i użyjesz jej, nie będę miał ci tego za złe".

"Nie zapomnę, panie Crossley."

"Del też jest w porządku".

Zgadza się. Podpisywał swoje e-maile "Del". Jedyny raz widziałem "Delores" we wstępie od prawnika zajmującego się majątkiem.

Kieruje się do drzwi. "Jeśli masz jakieś problemy, zadzwoń. Albo zejdź na dół. Jesteśmy na dole wzgórza, pierwszy domek po lewej. Łatwy bieg dla silnej dziewczyny jak ty".

"Nic mi nie będzie, ale dziękuję."

"Wrócę rano. Spójrz na ten stary samochód. Zobacz, czy zostało w nim jeszcze jakieś życie."

Dziękuję mu jeszcze raz, a potem wychodzę i patrzę jak odjeżdża, cienista postać na rowerze, świeżo zapalona fajka zgrzyta między zębami.




Rozdział 2 (1)

==========

2

==========

Del wychodzi, a ja zostaję sama, co nie jest niczym nowym i prawie mi nie przeszkadza, nawet w tym odizolowanym, starym domu. Planuję zaszyć się z herbatą, ciastkami i książką. Udaje mi się założyć koszulę nocną - jedną ze starych koszul Michaela - zanim łóżko na górze wydaje się bardziej zachęcające niż herbata, herbatniki czy nawet książka. Ostatni dzień spędziłem wciśnięty w jakieś miejsce: samolot, pociąg, taksówka. Desperacko potrzebuję się rozciągnąć i zasnąć.

Kiedy włączam światło na klatce schodowej, miga raz i gaśnie. Migam nim kilka razy, zanim sięgam po świecznik z kuchni.

Bycie tak odizolowanym oznacza, że dom podlega przerwom w dostawie prądu, a firma użyteczności publicznej nigdy nie spieszy się z ich naprawą. Przyznaję, że właściwie nie muszę zapalać świeczki. To tylko jedna przepalona żarówka. Mógłbym dostać się do sypialni, zostawiając włączone światło w foyer. Co wcale nie byłoby przyjemne. Wchodzę po zaciemnionych schodach, sama w osiemnastowiecznym nawiedzonym domu na angielskich wrzosowiskach. Każdy, kto ma choć odrobinę wyobraźni, chciałby wchodzić na górę z zapalonym świecznikiem, białą koszulą nocną - lub za dużym białym podkoszulkiem - powiewającym wokół niej.

Robię dokładnie to i nie słyszę ani jednego złowieszczego skrzypienia deski podłogowej, nie wyłapuję ani jednego nieziemskiego migotania w kącie oka. Strasznie rozczarowujące.

Wchodzę do sypialni i...

Coś przesuwa się po pokoju. Podskakuję i obracam się, prawie upuszczając świecę, tylko po to, by zobaczyć siebie odbitą w lustrze. To antyczna próżnia ciotki Judith z trójstronnymi lustrami. Widzę ją i nie mogę się powstrzymać od uśmiechu, ta iskra strachu zgasła. Jako dziecko godzinami przesiadywałam przy tej próżności, w milczeniu otwierając słoiczki z kremem i garnuszki z kosmetykami do makijażu, wzdychając nad egzotycznymi zapachami i klejnotami. Ciocia Judith zawsze mnie "przyłapywała", a ja uwielbiałam być przyłapywana, bo to oznaczało metamorfozę dla małej dziewczynki, kremy wcierane w twarz, plamy na ustach i włosy głaskane do połysku srebrną szczotką. Potem pojawiał się zimny krem, równie chłodny jak jego nazwa, ścierający dzieło cioci Judyty, zanim zobaczyła to moja mama.

Podchodzę i opuszczam się na siedzisko. Blat wciąż jest pokryty garnkami i pudełkami, ich cięte szkło i srebrne blaty lśnią tak, jakby ciocia Judith była tu zaledwie kilka chwil temu. Otwieram jeden słoiczek z kremem na noc, a zapach, który się rozpędza, jest tak znajomy, że moje oczy wypełniają się łzami. Siedzę tam przez chwilę, wspominam. Potem podnoszę się i przypinam świecę.

Przy świetle księżyca wpadającym przez pozbawione draperii okno, wpełzam do łóżka i o mój Boże, nie przesadziłam z pościelą, pościelą tak miękką, że chcę się w niej tarzać jak kotek w kocimiętce.

Moje oczy ledwo się zamykają, zanim zasypiam.

Budzę się, gdy łaskocze mnie w policzek, jak zbłąkany włos tańczący na nocnej bryzie. Michael mawiał, że musi być dwadzieścia stopni poniżej zera, żebym mogła spać przy zamkniętych oknach. Otwieram oczy i...

Jakaś twarz unosi się nad moją.

Podskakuję z krzykiem i kucam, zaciskając pięści, gdy mój wzrok wędruje po pokoju. Pusty pokój.

Kiedy dostrzegam coś dużego i bladego po mojej lewej stronie, obracam się, by znaleźć się w ogromnym oknie wykuszowym. Prawie pełny księżyc świeci przez ... blady krąg unosi się nade mną.

Wydycham i potrząsam głową. W mrocznym zamęcie po przebudzeniu, pomyliłem księżyc z twarzą, cieniste kratery z rysami. A obudziłem się, bo zabłąkany włos połaskotał mnie w policzek, złapany przez bryzę wpadającą przez to okno, które...

Patrzę przez nie. Którego nie otworzyłem zeszłej nocy - okno jest szczelnie zamknięte.

Więc to był przeciąg. To stary dom.

Przekładam się na bok, z dala od okna. Nie prędzej moja głowa dotyka poduszki, niż ktoś szepcze mi do ucha.

Podskakuję, machając rękami, gdy pościel się plącze. Walczę o uwolnienie się i zbieram się z łóżka z "Kto tam?" tak drżącym, że aż wstyd mnie ogarnia.

Pojawia się wspomnienie z mojej ostatniej nocy w tym domu, dwadzieścia trzy lata temu. Obudziłam się z postacią górującą nade mną. Postać, której twarzy nigdy nie pamiętam, która wypowiedziała słowa, których nie mogę sobie przypomnieć. Która wysłała mnie ze snu z krzykiem, a potem...

Przełykam ciężko i przecieram oczy. Nie ma tu żadnego ducha. Nigdy nie było. Włos połaskotał mnie w policzek. Otworzyłam oczy, żeby zobaczyć księżyc, a potem wyobraziłam sobie szept. Jestem spięta i zestresowana, przytłoczona wspomnieniami i emocjami, w miejscu, które kiedyś kochałam ponad wszystko, miejscu, w którym nie postawiłam stopy od dwóch dekad, kiedy ta miłość zmieniła się w złamane serce, żal i strach.

Nie ma tu nic poza wspomnieniami, a tak wiele z nich jest wspaniałych. Skup się na nich. Zapamiętaj je. Wyegzorcyzmuj duchy i odzyskaj Thorne Manor jako to miejsce magii i tajemnicy.

Przechodzę przez pokój i otwieram okno. Nocna bryza wdziera się do środka, a ja chłonę ją, opuszczając twarz do szyby. Gdy to robię, widzę moje ukochane wrzosowiska, wijące się przez nie ścieżki, znajome szlaki, które sprawiają, że moje stopy i serce bolą z pragnienia. Gdzieś liże się krowa, a pies szczeka, jakby w odpowiedzi. Moje spojrzenie przenosi się na wąską drogę w dół wzgórza i łunę domów poniżej. Przypomnienie, że nie jestem naprawdę sam.

Wpełzam z powrotem do łóżka, kiedy coś grzmi w głębi domu. Nie ruszam się, obracam głowę. Kolejny huk, dochodzący z kierunku mojego starego pokoju.

Podnoszę się na nogi, ale krzyk posyła mnie z powrotem na łóżko. Chwytam najbliższą rzecz, która jest pod ręką, wymachuję nią jak tarczą, chowając się za ... poduszką? Tłumię zdławiony śmiech, który zostaje przerwany przez kolejny krzyk, słaby i chwiejny, przeciągły krzyk rozpaczy.

Wciąż trzymając poduszkę, skradam się do drzwi. Dźwięk pojawia się ponownie, jeżąc mi włosy na karku. Moje palce dotykają klamki.

Co? Wychodzisz tam?

To tylko sprawia, że wzruszam ramionami. Tak, wychodzę. Nie mam już piętnastu lat. Nie będę się tulić w swoim łóżku, jak przestraszona myszka.

Tylko, że tamtej nocy nie skuliłam się w łóżku. Uciekłam, i wtedy wszystko poszło tak strasznie źle.

Cóż, teraz nie uciekam. Działam jasno i zdecydowanie, uzbrojony w moje... Patrzę w dół na poduszkę, odrzucam ją na bok i wyrywam parasolkę z otwartego bagażu. Zabieram też komórkę, zanim wsuwam się do sali.




Rozdział 2 (2)

Stwór ciągle miauczy. Żałosne dźwięki, które dochodzą zza zamkniętych drzwi do mojej starej sypialni.

Przekręcam gałkę. Potem kolanem uderzam w drzwi na tyle mocno, że uderzają o ścianę.

Krzyk. Stukot pazurów o drewno. Smuga pomarańczy wdziera się pod łóżko.

Pomarańczowa?

Cóż, to nie jest duch.

Odtwarzam mentalne nagranie tej smugi. Za duża jak na mysz. Zbyt pomarańczowa jak na szczura.

Huh.

Gdy wchodzę do pokoju, zalewa mnie smród martwego powietrza i pleśni. Cyklony kurzu za mną. Ahead, moje stare łóżko jest rzeczywiście złamane, box spring sagging, mattress gone.

Podpierając mój parasol o ścianę, włączam latarkę w telefonie i opuszczam się na podłogę. Kiedy rzucam światło pod łóżko, zęby błyskają. Ostre jak brzytwa zęby o długości połowy mojego paznokcia. Maleńkie czarne wargi zwijają się w syk, a pomarańczowe futerko puszy się, małe uszy spłaszczone w najbardziej uroczej, zaciętej chrapce w historii.

To kociak. Ledwie wystarczająco duży, by być z dala od matki.

Znowu syczy. Ona syczy. Wiem wystarczająco dużo o kotach, by zdawać sobie sprawę, że calico oznacza samicę.

Kiedy odsuwam światło, kociak mnie zauważa. Albo wydaje się, że mnie dostrzega, jej mała główka kiwa się, a oczy prawdopodobnie wciąż walczą o skupienie.

Jak młoda jest?

I co robi w mojej starej sypialni?

Kociak wydaje z siebie najdrobniejsze miauczenie.

"Gdzie jest twoja mama?" Pytam.

Kolejne miauczenie. Sięgam pod łóżko, a ona odskakuje, skrobiąc pazurami po twardym drewnie.

Przyglądam się jej. Potem wycofuję się i rozglądam. Widać, że nie ma tu matki kota. Moje spojrzenie wędruje po oświetlonej księżycem przestrzeni, gdy moje serce puchnie z miłości do tego pokoju, i muszę sobie przypomnieć, że szukam matki kota ... lub jakiegoś sposobu, w jaki kociak mógłby się tu dostać. Nawet wtedy, oczywiście, zauważam wszystko, ruinę ukrytą przez cień. Dwa duże okna, jedno z widokiem na wrzosowiska, drugie na stare stajnie. Moje wąskie łóżko i podwójne komody, a także coś, o czym prawie zapomniałam - mała próżnia z wyściełanym stołkiem i lustrem, niespodzianka od cioci Judith i wujka Stana, kiedy wróciłam w wieku piętnastu lat. Moje spojrzenie przesuwa się po mojej własnej kolekcji kosmetyków do makijażu i kremów, a oczy zachodzą mi mgłą, aż pokój pływa.

Mrugam mocno. To nie jest rozwiązywanie zagadki kociaka. Krążę po pokoju, badając ściany. Są w idealnym stanie, bez szczeliny w listwie przypodłogowej wystarczająco dużej, by wpuścić mysz. Zaglądam za komodę, szafkę i łóżko. Nie ma tam dziur.

Podchodzę do okien. Są zamknięte szczelnie, zapach w tym miejscu gwarantuje, że ten pokój nie był wietrzony z resztą domu.

Odwracam się, żeby jeszcze raz się rozejrzeć, i dostrzegam kotka zerkającego spod łóżka. Opuszczam się na podłogę. Kiedy miauczy, zostaję tam, gdzie jestem, i zwieszam palce. Przerwa. Potem robi jeden niepewny krok. I kolejny. Robi drogę przez podłogę, aż wącha moje palce. Potem ociera się o moją rękę. Kiedy zaczynam głaskać ją po głowie, wskakuje mi na kolana i mruczy do mnie.

Chichoczę pod nosem. "Nie jesteś przybłędą, prawda?"

Jest urocza, puchata, o długim, miękkim futrze, jej grzbiet i głowa to abstrakcyjne paski czerni i pomarańczu, jej brzuch i łapy są śnieżnobiałe. Kiedy ją głaszczę, ociera się o moją rękę. Kot domowy, więc wychowany z ludźmi i matką, która zaufała tym ludziom, że zajmą się jej dziećmi.

Podnoszę kociaka, gdy ten mruczy jak motorówka. Naprawdę jest malutka, z przerośniętą głową i ogromnymi niebieskimi oczami. Wiem, że kocięta rodzą się z niebieskimi oczami, więc czy to oznacza, że nie jest wystarczająco stara, by ją odstawić od piersi? Tak czy inaczej, jestem pewna, że nie jest na tyle dorosła, by samodzielnie zwiedzać. Więc skąd się wzięła?

Gdy ją głaszczę, podnoszę w wolnej ręce telefon i kciukiem sięgam do przeglądarki, by sprawdzić, ile lat mają kociaki, gdy ich oczy zmieniają kolor. Kiedy dostaję komunikat, że nie jestem połączona z internetem, zerkam na ikonę siły sygnału. Jest płaska. Miałam sygnał podczas jazdy tutaj, ale nie sprawdziłam telefonu, odkąd dotarłam do Thorne Manor.

Pcham się na nogi. Trzymam kociaka na tyle mocno, żeby nie mógł skoczyć na swoją zgubę. Nie musiałam się przejmować. Nigdzie się nie wybiera, a kiedy wtulam go w ramię, wtula się w wygodną grzędę z cycków.

Zabieram kotkę na dół i daję jej talerz z wodą. W lodówce jest zimny kurczak i odrywam małe kawałki, które ignoruje. Kiedy dzwoni dziadek, spodziewam się, że jest trzecia lub czwarta nad ranem. Zamiast tego wybija dwunasta.

Dopiero północ? Jak wcześnie poszedłem spać?

Może wcale nie zasnąłem. Albo nie tak głęboko, jak mi się wydawało. To mogłoby tłumaczyć ten fantomowy dotyk. Jednym z wyjaśnień dla duchów są halucynacje hipnogogiczne i hipnopompiczne, kiedy wydaje ci się, że widzisz coś podczas zasypiania lub budzenia się, ale w rzeczywistości śpisz i śnisz, nie zdając sobie z tego sprawy.

Przemęczony i zdenerwowany długim dniem podróży, zapadłem w niespokojny sen i wydawało mi się, że obudziłem się, gdy ktoś pochylił się nad moim łóżkiem... ale to sen-halucynacja faktycznie mnie obudził. A sam sen został wywołany przez niesamowity dźwięk uwięzionego kociaka.

Nawet z tym wyjaśnieniem, nie jestem chętny do powrotu do głównego apartamentu. Jest to również dobra wymówka, by odzyskać moją dawną sypialnię. Znajduję stary materac zawinięty w magazynie i wciągam go do środka, podczas gdy kotek przygląda się temu z fascynacją. Umieszczam ponadwymiarowe prześcieradła i kołdrę na moim wąskim łóżku. Jeden róg się zapada, ale mogę to naprawić jutro. Na razie umieszczam kociaka w wypełnionym kocem kartonie, a o drugiej w nocy odpływam przy muzyce kocich chrapek.

Budzi mnie wołanie matki kota. Gdy wychodzę na powierzchnię, wyłapuję zapachy, które nie należą do mojej sypialni - perfumy drzewa sandałowego, piżmo konia i kuszący aromat tlącego się ognia. Co oznacza, że wcale się nie obudziłem. Wpadłam w sen, w którym matka kotka z niepokojem szuka swojego zaginionego dziecka.

We śnie ktoś śpi obok mnie, a kiedy się przesuwam, dłoń wsuwa się na moje biodro. Szeroka, męska dłoń przyciąga mnie bliżej, a ja wczuwam się w ciepło promieniujące z drugiej strony łóżka. Moje nogi zderzają się z jego, a on sięga do przodu, zapraszając mnie do środka, nasze stopy i łydki splatają się.




Rozdział 2 (3)

To nie jest Michael. Ani jego zapach, ani jego dotyk, ani nawet jego wciąż znajomy oddech. To nie sprawia, że cofam się w niepokoju. Minęło osiem lat. Nie mam już wyrzutów sumienia, gdy z rzadka inni mężczyźni nachodzą moje sny. Michael nadal odwiedza je wystarczająco często.

Palce mężczyzny przesuwają się po moim biodrze, przyciągając mnie bliżej. Przytulenie, a potem usta rozdzielające się o moje czoło w szeptanym "Bronwyn".

Waham się.

Znam ten głos.

Nie, znam ten akcent na moje imię. Nie znam tego głosu. Zapach mężczyzny, równie znajomy, a jednak nie znajomy, pachnący potem, koniem i drzewem sandałowym, drażni mnie nutami znajomości.

Dotykam jego dłoni na biodrze i przesuwam palce po twardych mięśniach jego przedramienia, sprawiając, że drży przy mnie. Wydycha przez zęby, gdy moje palce przesuwają się po jego bicepsie aż do ramienia. Ramię przesuwa się pod moją dłonią, gdy jego usta opadają na kark, całując go tam, szepcząc słowa, których nie mogę wychwycić, tylko dźwięk brytyjskiego akcentu, znowu zarówno znajomy, jak i nie, głos w mojej głowie, nalegający, że go znam, ale odmawiający uzupełnienia brakującego elementu o imię.

Otwieram oczy i widzę czarne jak smoła włosy, które układają się na bladej skórze. On nadal całuje moje gardło, łaskoczące pocałunki, gdy szemrze moje imię.

Jedna ręka wciąż spoczywa na moim biodrze. Druga wsuwa się pod spód, chwytając i przyciągając mnie bliżej, aż czuję jego twarde przynaglenie na moim brzuchu. Uspokajam się, przerywając jego pocałunek, by zmienić pozycję na bardziej satysfakcjonującą. On chichocze i przesuwa się, żeby mnie dopasować.

Zginam biodra w jego stronę, a on wydaje z siebie niski jęk, który kończy się moim imieniem. Próbuję zobaczyć jego twarz, ale jest ona zakopana w moich włosach. Jest wysoki, w takim razie. Wysoki, ciemny i prawdopodobnie przystojny, ale to ostatnie nie jest mi strasznie obojętne. To w zupełności wystarczy, dobrze zbudowany mężczyzna jęczący moje imię, jego ciało gorące i twarde wobec mojego, idealne pożywienie dla fantazji o północy.

Nasze nogi splatają się dalej i zdaję sobie sprawę, że jest nagi. Ja wciąż mam na sobie koszulę nocną i majtki, a on najwyraźniej nie spieszy się, by mnie z nich uwolnić. Ja też się nie spieszę, cieszę się podróżą, której cel jest nieunikniony. Przyciska się do mnie, a ja rozsuwam nogi, a on znowu jęczy, jego ręce chwytają moje biodra.

Wtedy kot miauczy.

Jego oczy się otwierają. W pokoju jest zbyt ciemno, żebym mógł uchwycić coś więcej niż błysk jasnych oczu, niebieskich lub zielonych. Zanim zdążę się lepiej przyjrzeć, odsuwa mnie od siebie, "Co do cholery?".

Ten głos...

Nie, nie głos. Akcent. Właściwy londyński akcent, którego już nie słychać w Londynie, relikt minionej epoki.

Wyskakuje z łóżka, zdaje sobie sprawę, że jest nagi, i wyciąga z siebie kołdrę, niedoskonale udrapowaną na jego czole.

"Kim jesteś i co do diabła robisz w moim łóżku?"

Nie odpowiadam. Czekam, aż się obudzi. To oczywiście nastąpi później. Dwa sny nałożyły się na siebie - niespokojna mama kot i rozkoszna fantazja seksualna - ten pierwszy niewybaczalnie przerywa ten drugi.

A może sen się zrestartuje. Tak, proszę o opcję drugą. Uciszcie kota i zwróćcie tę cienistą, przeklinającą postać na jego właściwe miejsce w łóżku.

"Czy jesteś głuchy?" mężczyzna pstryka. "Głuchy? Zadaję ci pytanie!"

W każdej chwili, Morfeuszu. Przewiń dziesięć minut proszę i przytrzymaj kota.

Mężczyzna stoi tam, na wpół zagubiony w cieniu, ale prezentujący bardzo zgrabną sylwetkę, o szerokich ramionach i nagi z wyjątkiem nieszczęsnej kołdry.

"Zadałem ci pytanie", mówi.

"Dwa."

Jego zacieniona twarz się marszczy. "Co?"

"Zadałeś mi dwa pytania. Kim jestem i co tu robię".

Kiedy mówię, on idzie nieruchomo, głowa przechylona, twarz zwiotczała. Mruga, te jasne oczy znikają na sekundę.

"Mów jeszcze raz", mówi.

"Czy to rozkaz, mości panie?"

"Tak, to jest rozkaz, dziewczyno".

"Cóż, nie będąc dziewczyną od wielu lat, odmawiam wykonania polecenia". Przerywam. "Choć chyba właśnie to zrobiłam, prawda?".

"Kim jesteś?" pyta, jego głos jest teraz niższy, napięty, jakby obawiając się odpowiedzi.

"Tylko kobietą, która cieszyła się bardzo pięknym snem, zanim kot mruknął. Proszę, przestań na mnie krzyczeć. Byłaś o wiele bardziej pociągająca na wpół śpiąca".

Wpatruje się we mnie. Po prostu się gapi. Mam zamiar odezwać się ponownie, kiedy on rzuca się na mnie i łapie mnie za ramię. Jestem jeszcze w łóżku, klęcząc, a jego nagłe szarpnięcie przewraca mnie, zanim mogę się sprzeciwić. Następną rzeczą, jaką wiem, jest to, że jestem na nogach i jestem ciągnięta w stronę plamy światła księżyca. Moja koszula nocna rozrywa się, ale on zdaje się tego nie zauważać. Palce szorstko chwytają mój podbródek i podnoszą moją twarz do góry.

Potem zatrzymuje się. Znów idzie zupełnie nieruchomo i oddycha: "Bronwyn".

Patrzę w górę w twarz tak samo znajomą jak jego zapach i głos. Znam je na pamięć, a jednak nie znam ich wcale. Szeroka twarz, o twardych krawędziach i cieniu brody, z nożową linią między grubymi brwiami. Twarz, którą pamiętam jako miękkie krawędzie i gładkie policzki. A jednak pod tą twardą dojrzałością widzę chłopca, którego znałem. Widzę jego błękitne oczy. Widzę krzywiznę jego szczęki. Widzę ciemne włosy zakręcające się na szerokim czole. Patrzę na mężczyznę, a zamiast tego wpatruję się w chłopca, którego nie widziałem od dwudziestu trzech lat.

"William" - szepczę, a on uwalnia mnie, cofając się.

Upadam do tyłu, uderzając o podłogę, a kiedy patrzę w górę, mężczyzny już nie ma.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Dwór Thorne'a"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści