Trzy złamane serca

Rozdział pierwszy: Babs (1)

==========

Rozdział pierwszy

Babs

==========

Langford Hall

Devonshire, Anglia

Kwiecień 1964 r.

W nocy zawsze było gorzej. Cień, który towarzyszył mi w każdej godzinie czuwania, wydawał się być poza moim zasięgiem, tuż za rogiem. Ten ulotny błysk ruchu z peryferii mojej wizji stawał się w nocy śmiertelny. Wślizgiwał się do mojego łóżka i opierał głowę na poduszce Kita, wtapiał się w moje plecy pod kontuarem, w ciemności wydychał oddech na mój policzek.

Czasami, jeśli byłem w tym półświatku między jawą a snem, wyobrażałem sobie, że Kit wrócił do mnie, że spał w swoim miejscu na łóżku, do którego nawet rok później się nie wtargnąłem. Innym razem, tak jak dziś, przypominało mi to tylko, że Kit naprawdę i całkowicie odszedł, a ciasna kula żalu, która rezydowała w mojej piersi, rozwijała swoje ostre szpony, kradnąc wszelką nadzieję na sen.

Z westchnieniem odrzuciłem pościel i zsunąłem się z łóżka, drżąc. W domu zawsze było mi zimno, tym bardziej teraz, kiedy był prawie nieznośnie pusty. Po wsunięciu kapci i wciągnięciu szlafroka Kita, który spoczywał u stóp łóżka, włóczyłam się bez celu po przeciągających, zimnych korytarzach i pokojach Langford Hall, domu przodków Kita.

Chociaż wychowywałam się z trzema starszymi braćmi w sąsiedniej posiadłości, zawsze uważałam Langford Hall za swoje tak samo jak Kit, spędzając tam tyle samo czasu, co we własnym domu. Od czasu, gdy byłam małą dziewczynką, uwielbiałam ten elegancki prostokąt z czerwono-brązowej cegły w stylu georgiańskim, trzy piętra schowane pod czterospadowym dachem z lukarnami. Okna z dwunastoma szybami, rozmieszczone równomiernie po obu stronach drzwi. A może po prostu uwielbiałam go, bo tam mieszkał Kit.

Byłam zakochana w Kicie od kiedy miałam cztery lata, a on podniósł mnie na siodło, kiedy oznajmiłam, że kucyki są dla dzieci. Kiedy miałam osiem lat, powiedziałam mojemu najstarszemu bratu, Charlesowi, że pewnego dnia wyjdę za Kita, mimo dziesięcioletniej różnicy wieku. Roześmiał się, ale obiecał, że zachowa mój sekret. Zabrał go ze sobą, gdy został zestrzelony nad kanałem La Manche podczas wojny.

Obejmując ciasno szatę Kita i starając się jak najlepiej nie uosabiać tragicznej bohaterki z jednej z powieści mojej siostry - tych gotyckich romansów, o których myślała, że nikt nie wie, że je czyta - szłam powoli korytarzem na górę i odwiedziłam trzy wolne sypialnie naszych dzieci, z których wszystkie oprócz jednego były w szkole. Nawet rodzinny pies, whippet Walnut, porzucił mnie, pozwalając się od czasu do czasu litościwie przytulić, ale zdecydowanie wolał ciepłą kuchnię i upartą gosposię, panią Finch. To nie miało sensu, że Orzech zdecydowałby się związać z kobietą, która codziennie wyznawała, że nie lubi psów, ale już dawno zrezygnowałam z prób nadania sensu światu, który nie chciał się ułożyć w logiczną całość.

Światło księżyca przez wysokie okna poprowadziło mnie przez foyer do zamkniętych drzwi gabinetu Kita. Zatrzymałam się, trzymając rękę na gałce, wciąż czując, że mogę się wtrącić. Byłam już bardzo zmęczona tym uczuciem. Zmęczona udawaniem i zachowaniem, jakby wszystko było w normie, że Kit po prostu wyjechał na krótką wycieczkę i wkrótce wróci. Ale nie wróci. Wiedziałam o tym, ale wciąż zdarzało mi się zwracać do niego wieczorem, żeby coś powiedzieć, albo przechodzić na palcach obok jego gabinetu, żeby mu nie przeszkadzać. To wszystko było takie głupie z mojej strony, ale nie mogłam wskrzesić pewnej i niezachwianej młodej kobiety, którą byłam, kiedy po raz pierwszy wyszłam za Kit'a. Tej samej kobiety, w której on mógł być nawet trochę zakochany. Przekręcając klamkę, pchnęłam delikatnie drzwi i stałam w progu przez długą chwilę. Korzenny zapach dymu z jego fajki unosił się w moją stronę, a ja sama zaczęłam zerkać w głąb pokoju, oczekując, że Kit może siedzieć przy biurku lub w swoim ulubionym fotelu do czytania przy oknie. Ale zapach szybko się ulotnił i znów zostałam z pustym pokojem. Z rezolutnym podbródkiem dla zachęty szłam do przodu, gdy wspomnienia jak woda groziły mi utopieniem.

Duża skórzana kanapa była miejscem, gdzie Kit spędzał większość czasu na rekonwalescencji w rok po wojnie. Przedtem przez prawie dwa lata przebywał w obozie jenieckim w Niemczech, a do Langford Hall powrócił z męczącym kaszlem i nienasyconym głodem, który dokuczał mu, gdy nie mógł zjeść więcej niż łyżkę na raz. Jego niebieskie oczy zapadły się głęboko w gniazdach, a kości policzkowe były ostre jak u ptaka. Rodzice zatrudnili lekarzy, którzy nadzorowali jego opiekę, ale to ja spałem na łóżeczku obok niego, najpierw w jego sypialni, a potem w gabinecie, kiedy zagroził buntem, jeśli będzie trzymany w swoim łóżku jeszcze przez chwilę, kropiąc mu wodę na język i karmiąc go zupą, dopóki nie był na tyle silny, by utrzymać łyżkę.

To tam chłodziłem jego rozgorączkowane czoło ściereczkami nasączonymi wodą, trzymałem go za rękę i słuchałem jego niemalże niespójnych wywodów, które tylko sugerowały okropności tego, co przeżył. Jak modlił się o śmierć, aby tylko zakończyć ciągły głód, zimno i ból. Mówił też o innych rzeczach, o których nigdy więcej nie wspomniał. O rzeczach, których ja też nigdy potem nie poruszyłem. Brak sygnetu z dwoma łabędziami, który zawsze nosił, nigdy nie został wspomniany, ponieważ jego wspomnienie również stało się związane z jego pobytem we Francji. To było tak, jakby te lata nie istniały, gdybyśmy nigdy o nich nie mówili, przetrwały tylko w sporadycznych wybuchach podsycanych przez nocne koszmary. A ja odkryłem, że ignorowanie nieprzyjemnych rzeczy ułatwia udawanie, że nie istnieją.

Zawsze byłem zwolennikiem prawdy, stawiania czoła nieprzyjemnościom i natychmiastowego radzenia sobie z nimi. Ale odkryłem, że są rzeczy zbyt delikatne, by ich dotykać, że groźba ich rozbicia jest zbyt nieuchronna. To dlatego, kiedy list przyszedł do Kita po tym, jak był w domu od prawie roku, po tym, jak wsunął na mój palec szafirowy pierścionek zaręczynowy swojej matki i zaplanowaliśmy ślub w nowym roku, postąpiłam wbrew wszystkiemu, za co się uważałam i ukryłam go. Byłam zbyt pragmatyczna, by go zniszczyć, jego dalsze istnienie było balsamem dla mojego sumienia, nigdy naprawdę nie zapomnianym, ale bardziej jak tykająca bomba, której dzień detonacji wiedziałam, że będzie tak samo nagły, jak i niszczący.




Rozdział pierwszy: Babs (2)

Moje spojrzenie powędrowało do okna gabinetu, widząc białą ścieżkę w świetle księżyca, która prowadziła do domku, w którym ojciec Kit, Robert Langford, napisał większość swoich bestsellerowych powieści szpiegowskich. W dowód swojego żalu wdowa po nim, Tess, kazała zamknąć to miejsce po jego śmierci. Wpatrywałam się w szarą poświatę kamienia na środku jeziora, jak w pomnik złamanego serca. Nigdy nie uważałam się za osobę sentymentalną, ale ten widok sprawił, że zaczęłam się zastanawiać, czy muszę wykonać jakiś wielki gest, żeby uznać swój własny żal. Czy może wystarczy włóczyć się po Langford Hall jak nocny upiór.

Po raz ostatni spojrzałam na biurko Kita, gdzie w pustej popielniczce wciąż tkwiła jego fajka, wypuściłam się z gabinetu, po czym zatrzymałam się na dole schodów, niechętnie wchodząc na górę i wracając do łóżka. Może mogłabym zmienić sypialnię albo przestawić meble. Albo zrobić to, o czym wszyscy mówili mi od czasu śmierci Kita i związanych z tym podatków - oddać halę w ręce National Trust. Ale jak mogłabym? Langford Hall było dziedzictwem Kita, miejscem, w którym się zakochałam, gdzie wychowaliśmy nasze dzieci. Niewyobrażalne było wyobrażenie sobie, że obcy ludzie przechadzają się po dywanach Exeter i wpatrują się w portrety przodków Langfordów, które spoglądają na mnie ze swoich grzęd.

Moje stopy prowadziły mnie już dalej, zanim zdałam sobie sprawę, dokąd zmierzam. Udałam, że usłyszałam skomlenie Orzecha, dlatego musiałam być w ciepłej kuchni, upewniając się, że nic mu nie jest i że ma wodę w misce. Byłabym ostatnią osobą, która przyznałaby, że potrzebowałam ciepłego komfortu żywego stworzenia, nawet czworonożnego, żeby stawić czoła reszcie nocy.

Usiadłem na krześle przy markotnym kuchennym stole i obserwowałem, jak Orzech budzi się ze swojego łóżka. Podniósł głowę, jego oczy przypominały męczeńskie, a on wydał ciężkie westchnienie, zanim wygramolił się ze swojego ciepłego, wygodnego łóżka i podszedł do mnie. Posłusznie usiadł obok mojego krzesła i oparł głowę na moich kolanach, więc mogłem pogłaskać jego jedwabiste uszy. Zmęczona oparłam głowę na stole, czując się wyjątkowo pocieszona miękkim chrapaniem i psim oddechem dochodzącym z moich kolan. Zamknąłem oczy, a moja ostatnia myśl na jawie zastanawiała się, jak u licha miałem zmierzyć się z kolejnym dniem.

Obudził mnie dźwięk ciężkiego uderzenia czegoś o stół przy mojej głowie. Moja głowa podniosła się i pożałowałem tego szybkiego ruchu, ponieważ mój kark obudził się od przebywania w niewygodnej pozycji przez całą noc. Moje kolana były zimne; mój psi towarzysz już dawno opuścił mnie do bardziej komfortowych warunków swojego łóżka i cieszył się ciepłem żeliwnego piecyka, który najwyraźniej został zapalony.

"Nie powinna pani spać w kuchni, pani Langford. To nie jest właściwe."

Zamrugałam do uszczypliwej twarzy pani Finch, oczy gospodyni powiększone przez grube soczewki okularów powodujące, że przypominała swoją imienniczkę. Była w nieokreślonym wieku, ciasno zaczesane włosy i bezkształtne suknie nie dawały żadnej wskazówki co do jej dokładnego wieku. Matka pani Finch przez lata była gospodynią w Langford Hall, dopóki nie przeniosła się do domku bliżej wsi i pani Finch nie przejęła jej obowiązków. Jej matkę również nazywano panią Finch i miałam raczej nadzieję, że to dlatego, że nazwisko wiązało się z pozycją, a nie z powodu jakichkolwiek nieprawidłowości w drzewie genealogicznym.

Zamrugałam ponownie, wpatrując się w stosik poczty, który został upuszczony na stół obok mnie. "Przepraszam, pani Finch. Chciałem tylko odpocząć na chwilę od oczu".

"Byłeś w górę wędrówki ponownie, jest bardziej jak," pani Finch powiedział między zaciśniętych warg. Ona jutted spiczasty podbródek na stanowisku. "To było piętrzenie się od tygodnia. Postawię czajnik i przyniosę twoją herbatę i tosty do pokoju śniadaniowego, gdzie będzie ci wygodniej sortować przez to wszystko."

Kuchnia była domeną pani Finch i miała za złe wszelkim interlokutorom, w tym pani domu. Mogłam zarządzać całą kadrą silnych kobiet w Instytucie Kobiet, nadzorować dziesiątki małych dzieci i żywych stworzeń z podwórka na przedstawienie jasełkowe w miejscowym kościele, a także zorganizować doroczną gymkhanę na terenie Langford Hall z łatwością i aplauzem, ale nie mogłam znieść kłótni z panią Finch. Może dlatego, że zawsze podejrzewałem, iż pani Finch uważa, iż Kit mógł lepiej wybrać żonę. Kogoś, kto zachował dobry wygląd i młodzieńczy rozkwit, a nie "puścił się", jak moja siostra nazywała mój brak zainteresowania ubraniami i innymi kobiecymi rzeczami, mającymi zachować atrakcyjność po dzieciach. A może dlatego, że wiedziałam, iż pani Finch ma chyba rację.

"Tak, oczywiście", powiedziałam, patrząc w dół na moje kolana, umartwiając się, że nadal nosiłam granatowy szlafrok Kita. "Przypuszczam, że najpierw powinnam się umyć i ubrać".

Pani Finch spojrzała na mnie z czymś, co można było nazwać tylko rozczarowaniem i dała mi krótkie skinienie.

Wychodząc z kuchni, chwyciłam stos kopert, idąc powoli w stronę schodów, gdy przerzucałam każdą z nich, by sprawdzić, czy jest w niej coś ciekawszego niż zwykłe rachunki i nieco groźne zaległe zawiadomienia, które przychodziły z niepokojącą częstotliwością od śmierci Kita.

Nie chodziło o to, że nie potrafiłem zająć się rodzinnymi finansami, po prostu Kit zawsze dbał o wszystko. Nawet mój ojciec powiedział mi, że jestem bardzo mądra z matematyki, co sprawiło, że moja idealna starsza siostra, Diana, zzieleniała z zazdrości. Jakby nie wystarczyło mieć w rodzinie opanowanie i modę. Obiecałam sobie, że w końcu usiądę przy biurku Kita i otworzę wszystkie księgi rachunkowe, żeby zobaczyć, co jest co. Wkrótce. Kiedy będę mogła zebrać energię. Byłam teraz tak zmęczona przez cały czas. Tak zmęczona pragnieniem każdego dnia, by poczuć się lepiej, by na horyzoncie pojawiła się jakaś nadzieja lub cel. Że na nowo rozbudzę radość, którą kiedyś miałem w pracowitości mojego starego życia.

Zatrzymałem się, zauważając nietypowy znaczek pocztowy na jednej z kopert. Był to czerwony, ośmiocentowy znaczek US Air Mail przedstawiający zdjęcie lotniczki Amelii Earhart. Moje imię i nazwisko oraz adres zostały nabazgrane ledwo zrozumiałymi literami na froncie, pogrubionym, czarnym atramentem. Zdecydowanie nie jestem absolwentem brytyjskiej szkoły z internatem, więc może nie szkolny kolega Kita składający kondolencje.




Rozdział pierwszy: Babs (3)

Spojrzałem na lewy górny róg, by przeczytać adres zwrotny. A. Bowdoin, Esq, Willig, Williams & White, 5 Wall Street, Nowy Jork, NY. Założyłem, że Bowdoin jest albo przedsiębiorcą pogrzebowym, albo prawnikiem, nigdy nie rozumiejąc jasno różnicy między nimi, jeśli chodzi o śmierć i podatki.

Wchodząc po schodach, wsunąłem palec pod klapkę i zacząłem rozdzierać kopertę, nie chcąc męczyć się z otwieraczem do listów. Chowając resztę poczty pod pachą, wyciągnęłam kawałek papieru listowego i zaczęłam czytać.

Droga Pani Langford,

Moje kondolencje z powodu śmierci Pani męża, Christophera Langforda. Nigdy nie miałem przyjemności go poznać, ale mój ojciec, Walter, był jego wielkim wielbicielem i dzielił się ze mną wieloma historiami o męstwie i odwadze Pani męża podczas wojny.

Dopiero niedawno dowiedzieliśmy się o śmierci Pani męża, kiedy stary przyjaciel mojego ojca z czasów wojny wysłał mu nekrolog z "Timesa". Trochę to trwało, zanim nas odnaleziono, dlatego tak długo zajęło mi skontaktowanie się z Panią. Zdaję sobie sprawę, że mój list może być zaskoczeniem, a w najlepszym razie nawet narzuceniem. Mam jednak nadzieję, że wytrzymacie ze mną, abym mógł się wytłumaczyć, a może nawet skorzystać z Waszej pomocy.

W nekrologu wspomniano o odważnych wyczynach Pani męża we Francji w czasie wojny, a także o jego związkach z bojownikiem francuskiego ruchu oporu znanym tylko jako La Fleur. Jak może pani wiedzieć lub nie, osiągnęła ona niemal mityczne rozmiary we francuskiej legendzie - do tego stopnia, że niektórzy twierdzą nawet, że nigdy nie istniała naprawdę.

Mój powolny postęp w górę schodów zatrzymał się i chwyciłem się poręczy, pozostałe koperty wyślizgnęły się z uchwytu pod moim ramieniem, zanim delikatnie spłynęły kaskadą po stopniach. La Fleur. Zamknęłam oczy, próbując uregulować oddech, zanim zemdleję. Oczywiście słyszałam już wcześniej tę nazwę. Ale nie z książki historycznej czy artykułu o francuskim ruchu oporu. Kiedyś usłyszałam ją na ustach Kipa, kiedy po powrocie miał całkiem z głowy i nie byłam pewna, czy planuje żyć, czy umrzeć, nie był nawet pewien, co by wolał. Mój Kwiat to to, co powiedział prawie szeptem, słowa wypowiedziane tak, jak mówi się do kochanka. Widziałem też napisane imię. W innym liście.

Oparłam się o ścianę, wsłuchując się w odgłosy pani Finch w kuchni i własnego oddechu skrzeczącego z moich płuc jak wściekłe pszczoły. Otwierając ponownie oczy, podniosłam list i zmusiłam się do kontynuowania czytania.

Mój ojciec miał wylew, co utrudnia komunikację, bo ledwo mówi i pisze. Ale kiedy przeczytałam mu nekrolog i wspomniałam o La Fleur, stał się dość niespokojny i zdenerwowany. Po tym, jak go uspokoiłem, byłem w stanie zrozumieć, że mój ojciec miał powód, by wierzyć, że La Fleur nie była żadnym bohaterem, ale największym zdrajcą ze wszystkich - a zwłaszcza mojego ojca. Zrujnowała mu życie, co dopiero teraz staram się zrozumieć.

Mój ojciec był w OSS podczas wojny i miał otrzymać ważną przesyłkę od La Fleur. Powiedziano mu tylko, że ma otrzymać coś bardzo cennego dla ruchu oporu, coś zawierającego rzadkie i drogie diamenty i rubiny. Nie wyjaśniono mu dokładnie, czego powinien szukać, gdyż byłoby to zbyt niebezpieczne, i powiedziano mu tylko w wiadomości od La Fleur, aby szukał "wilka z krzyżem".

La Fleur nigdy nie pojawiła się tej nocy, pozostawiając mojego ojca z pustymi rękami. Jednak kilka miesięcy później żony nazistowskich oficerów zaczęły pojawiać się publicznie z piękną biżuterią z diamentów i rubinów, co skłoniło wielu do spekulacji, że mój ojciec skłamał i skorzystał ze skarbów przeznaczonych dla ruchu oporu.

Był nieustannie przesłuchiwany, a jego reputacja została trwale zniszczona, jednak konsekwentnie utrzymywał swoją niewinność. Przez te wszystkie lata nie dawała mu spokoju nie tylko zdrada La Fleur, ale także to, że sam został okrzyknięty zdrajcą i złodziejem. Nieznany mi, spędził całe życie bezskutecznie próbując oczyścić swoje imię i odnaleźć nieuchwytną La Fleur. Obawiam się, że mój ojciec jest u kresu życia i jego ostatnim życzeniem jest, abym mógł odnieść sukces tam, gdzie on zawiódł.

Wysłałem wiele zapytań do różnych urzędów rządowych zarówno tutaj w Stanach, jak i we Francji, aby uzyskać więcej informacji i uderzyłem w mur z cegieł, ponieważ wiele zapisów z wojny jest nadal poufnych. Jednak po przeprowadzeniu wielu badań i próbach poskładania historii mojego ojca, doszedłem do wniosku, że przynajmniej część odpowiedzi może znajdować się w efektach pracy Pani męża, a nawet w opowieściach, którymi mógł się z Panią podzielić o swoich wojennych latach.

Przepraszam, jeśli ten list jest niemile widziany w tym okresie żałoby, ale część mnie ma nadzieję, że nie tylko jest Pani w stanie mi pomóc, ale także jest Pani skłonna powrócić do przeszłości swojego męża.

Zostałem przydzielony do paryskiego biura mojej firmy na krótki okres czasu, począwszy od 20 kwietnia. Rozumiem, że jest to krótkie zawiadomienie i najprawdopodobniej ma Pani bardzo zajęte życie i nie będzie w stanie odbyć podróży przez kanał La Manche. Jednak czuję się zmuszony przynajmniej zapytać - bardzo bezczelny i amerykański z mojej strony, wiem. Ale wierzę, że przebywanie w Paryżu podczas poszukiwań La Fleur jest tym, co muszę zrobić, i jest to moje najsilniejsze życzenie, abyś mógł dołączyć do mnie w tej misji. Mój ojciec nigdy cię nie poznał, ale był pewien, że kobieta, którą Kit Langford poślubił, musi być siłą, z którą trzeba się liczyć. Nie jestem hazardzistą, ale chciałbym się założyć, że miał rację.

Zatrzymam się w Ritzu i może pan tam kierować wszelką korespondencję, ponieważ mają instrukcje, by przekazać ją do mojego biura, jeśli list przyjdzie przed moim przyjazdem. Czekam na wiadomość od Pana lub, jeszcze lepiej, na spotkanie w Paryżu.

Z poważaniem,

Andrew Bowdoin, Esq.

Ręce mi się trzęsły, gdy przeczytałem list jeszcze raz, a potem po raz trzeci. Potem, ostrożnie, ponownie złożyłem list i włożyłem go z powrotem do podartej koperty. Ignorując resztę poczty rozrzuconej na schodach, weszłam na pozostałe schody i ruszyłam długim korytarzem do drzwi na końcu, każdy krok był bardziej celowy niż poprzedni, mój gniew na enigmatyczną kobietę, z którą byłam zmuszona dzielić męża przez prawie dwadzieścia lat, rósł z każdym krokiem. Największa zdrajczyni ze wszystkich.




Rozdział pierwszy: Babs (4)

Otworzyłem drzwi na poddasze, ignorując tuman kurzu, który dmuchnął mi w twarz i zmusił do kichnięcia, a stęchłe, lodowate powietrze nieużywanej przestrzeni sprawiło, że szczęknęły mi zęby. Skierowałam się do kufra w rogu, miejsca, do którego nie wracałam od czasu, gdy myślałam, że pogrzebałam pamięć o La Fleur. Rzeczywiście, tykająca bomba.

Z kolejnym kichnięciem uklęknąłem przed kufrem, podniosłem zatrzask i otworzyłem wieko. Wyciągnęłam oprawioną w płótno książkę, pozwalając jej spocząć w dłoniach, podczas gdy ja usiadłam z powrotem na podłodze, ignorując powłokę z kurzu. Gładząc dłonią tytuł, przeczytałam go w mętnym świetle. The Scarlet Pimpernel. Była to jedyna rzecz, którą Kit zdołał przechować w obozie, raz po raz ukrywana, by zapobiec jej konfiskacie. Kit wyznał kiedyś, że był to jego znak przetrwania, jego karta szczęścia. Kiedy doszedł do siebie, poprosił mnie, żebym ją wyrzucił, bo to część jego przeszłości. A potem poprosił mnie o rękę.

Otworzyłam przednią okładkę, czytając słowa wytłoczone w środku. Le Mouton Noir, Rue Volney, Paris. Zaczęłam przerzucać strony, aż książka otworzyła się na złożonej kartce papieru, kolejnym liście, tym wysłanym do Kit rok po jego powrocie. Nie musiałam go czytać, żeby wiedzieć, co tam jest napisane. Czytałam francuskie słowa na tyle często, że wyryły się w moim mózgu.

Mój kochany Kit,

Och, jak ja za tobą tęskniłem. Przez ostatnie lata, po naszym ostatnim pożegnaniu, prawie nie istniałam, czekając na wieści o Tobie, by wiedzieć, czy przeżyłaś. Tak dawno nie widziałem Twojej twarzy, ale pamiętam ją równie dobrze jak swoją własną. Widzę ją każdej nocy, kiedy zasypiam, i czuję się tak, jakbyś znów był obok mnie, w Paryżu, gdzie znaleźliśmy miłość pośród tylu zniszczeń. Kiedy powiedziałeś mi, że łabędzie łączą się w pary na całe życie.

Pamiętasz obietnicę, którą sobie złożyliśmy? Że jeśli oboje będziemy żyć, spotkamy się w Ritzu. Więc, kochanie, spotkajmy się w Ritzu w te święta. Będę czekał na ciebie aż do Nowego Roku, a jeśli nie przyjdziesz, będę wiedział, że masz nowe życie, a ja nie jestem już jego częścią. Nie napiszę już więcej. Mam tylko nadzieję, że pamiętasz mnie i ten krótki czas, który mieliśmy razem i wiesz, że zawsze będę Cię kochać. Zawsze. La Fleur

Mój gniew eksplodował wewnątrz mnie, podsycany przez poczucie winy, zdradę i żal. Przez niepodważalny fakt, że nigdy nie byłam pierwszym wyborem mojego męża. Wrzucając list z powrotem do książki, zatrzasnęłam wieko bagażnika i pospiesznie wyszłam z poddasza, ze Szkarłatnym Pimpernelem mocno przyciśniętym do piersi.

Pomaszerowałam do gabinetu Kita i wyjęłam pióro i papier. Zanim zdążyłam się powstrzymać, napisałam list do pana Andrew Bowdoina, informując go, że rezerwuję pokój w Ritzu i chciałabym się z nim spotkać po moim przyjeździe dwudziestego. Podpisałam go pani Barbara Langford i zakleiłam w kopercie.

Kiedy położyłam list na stole w holu, żeby wyjść z pocztą, miałam przelotną obawę, co pomyśli sobie pani Finch, ale szybko odrzuciłam tę myśl. Byłem zmęczony zmaganiem się z duchami. Czas było dać temu spokój.




Rozdział drugi: Aurélie (1)

==========

Rozdział drugi

Aurélie

==========

Hôtel Ritz

Paryż, Francja

Wrzesień 1914 r.

"Kochanie, postaraj się odpocząć. Swoim chodzeniem przyprawiasz mnie o zawrót głowy. Noszenie gąsienic w moim dywanie nie odpędzi Niemców, wiesz?".

"Picie szampana też nie," mruknęła Aurélie, ale matka jej nie słyszała.

Jej matka nigdy jej nie słyszała.

Nawet teraz, gdy Niemcy byli zaledwie trzydzieści kilometrów od Paryża, gdy pociągi kursowały na prowincje, by ewakuować przerażonych, gdy rząd przebywał na wygnaniu w Bordeaux, jej matka nie pozwoliła, by cokolwiek zakłóciło pracę jej cennego salonu. Skarby Luwru mogły zostać pospiesznie spakowane do skrzyń i przewiezione do Tuluzy, ten ponury Monsieur Proust mógł zabrać swoje skargi i madeleines i udać się do nadmorskich przyjemności w Cabourg (i dobrze, że się pozbył, pomyślała Aurélie), ale w Suite Royale w Ritzu, słynny portret Boldiniego przedstawiający hrabinę de Courcelles wciąż wisiał nad kominkiem, mała, sprytna statuetka Rodina chwiała się na swoim stojaku przy kominku, a resztki świty jej matki nadal podziwiały elegancką toaletę hrabiny, śmiały się z jej dowcipów i jadły jej lukrowane ciastka.

Ufała matce, że nie pozwoli, by taki drobiazg jak inwazja ją zdeprymował.

Kiedy tydzień wcześniej z niemieckiego samolotu spadły bomby, jej matka powiedziała tylko: "Mam nadzieję, że nie wybiją okien. Lubię swój widok."

To bon dit obiegło już Paryż, a Madame la Comtesse de Courcelles była wymieniana w międzynarodowej prasie jako przykład francuskiego hartu ducha, co Aurélie uważała za dość bogate, biorąc pod uwagę, że jej matka była Amerykanką, dziedziczką, która wyszła za mąż za francuskiego hrabiego i nigdy nie wróciła do domu. Jak wyglądały początki małżeństwa jej rodziców, Aurélie nie miała pojęcia; Wiedziała jedynie, że zanim skończyła cztery lata, jej ojciec na stałe zamieszkał w rodzinnej siedzibie w Pikardii, zatrzymując się w Jockey Club, jeśli interesy wymagały, by spędził noc w mieście, podczas gdy jej matka, porzucając Courcelles hôtel particulier w Faubourg Saint-Germain, zamieszkała w drugim najbogatszym apartamencie w Ritzu, otaczając się artystami, poetami i niedoszłymi mądralami, amerykańskimi emigrantami, brytyjskimi estetami i niemieckimi filozofami. Krótko mówiąc, riffraff Europy. Jej matka, pomyślała z irytacją Aurélie, była amerykańskim wyobrażeniem Francuzki, nienagannie ubrana, zawsze gotowa na dowcip, miejska do szpiku kości i tak francuska jak kalifornijskie wino.

Przez ojca Aurélie była de Courcelles. Zadebiutowała w bals blancs; zapraszano ją na herbatki i tańce w Faubourg, jak tego oczekiwano. Ale wiedziała, że jest podejrzana, że jest interlokutorem, obcym wśród swoich własnych krewnych, tej sieci kuzynów, która obejmowała większość starej szlachty Francji. Prawdziwej starej szlachty, nie tych Bonapartystów czy orleanistów. Ale nawet jeśli jej krew ze strony ojca sięgała Karola Wielkiego, szepty podążały za Aurélie przez wilgotne salony starej gwardii: Czym może być ta dziewczyna po takim wychowaniu? Wszystkie miliony Minnie Gold nie były w stanie zrekompensować jej skażenia - chociaż te miliony zrobiły niezłą robotę, odnawiając dach zamku.

Ale mimo to, córka. Nie całkiem taka jak my. Tak szeptano za jej plecami. Mogła być wysoka jak jej ojciec, mieć jego proste, ciemne brwi - brwi Courcelles, tak charakterystyczne jak królewskie znamię, wyryte w kamieniu na podobiznach w rodzinnej kaplicy, uwiecznione w olejach na portretach, pokazane w rzeczywistości na ukochanej twarzy jej ojca - ale jej włosy były jej matki, miękkie masy puszystych, popielatych włosów, jak coś z reklamy mydła. Pospolite, mówili. Tak podobna do matki, choć wcale nią nie była, nie do końca, nie gdyby ktoś naprawdę patrzył. Ale nikt tego nie robił.

Aurélie życzyła sobie, żeby urodziła się mężczyzną, żeby udowodnić im, że się mylą. Wtedy mogłaby się wyróżnić w bitwie, udowodnić swoje męstwo w walce za swój kraj. Mogłaby zostać odznaczona Légion d'honneur, tak jak jej ojciec, który miał zaledwie piętnaście lat i skłamał na temat swojego wieku, aby wziąć miecz przeciwko Prusakom podczas wojny w 1870 roku. Co prawda wojska francuskie zostały odparte, a jej ojciec został zmuszony wraz z resztą oddziałów do wycofania się do Paryża, gdzie w oblężeniu znosili straszliwe niedostatki, ale nikt nie negował jego odwagi. To była pierwsza rzecz, o której wspominano, gdy mówiono o jej ojcu: "Czy pamiętasz bitwę pod Mont-Valérien?". I kręcili głowami z podziwem nad jego śmiałością, jakby to było pięć lat temu, a nie blisko pięćdziesiąt.

Francja znów była w niebezpieczeństwie, a co robiła ona, Aurélie? Siedziała nadąsana w salonie swojej matki, podczas gdy starszy profesor historii starożytnej opowiadał o wojnach Cezara i o tym, że nie byłoby ich, gdyby tylko więcej wojskowych uczęszczało na jego wykłady.

"Tak, ale czy Cezar miał pociągi?" powiedziała jej matka, biorąc pod uwagę komentarz profesora i podając mu kolejne ciasto. Dziadek Aurélie zbił majątek na czymś związanym z pociągami, zaraz po amerykańskiej wojnie domowej. Jej matka raczej lubiła przypominać ludziom o tym. "Rilla, kochanie, zadzwonisz po więcej kawy?"

Gdy Aurélie poszła pociągnąć za dzwonek, usłyszała, jak profesor mówi sztywno: "Miał pociągi bagażowe, co było w dużej mierze tym samym".

"Nieco wolniej, wyobrażam sobie", powiedział Maman.

"Nie wolniej niż nasza armia w tej chwili". Widząc przewagę, jeden z innych gości jej matki pochylił się do przodu, aby złapać uwagę hrabiny. "Czy słyszałaś, że nie mają wystarczającej ilości pociągów, aby zabrać wojska na front? Rekwirują taksówki".

"Skoro wszystkie taksówki zniknęły, jak dostaniemy się do opery?" mruknęła Maman.

"Ale opera jest zamknięta" - odparł pusto profesor.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Trzy złamane serca"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści