Krwawiące światło księżyca

Rozdział 1 (1)

==========

1

==========

----------

ADELINE

----------

Było wpół do szóstej, a bar zapełniał się patronami, których nie chciałam obsługiwać. Gdzie, do cholery, jest Frankie? To był drugi raz w tym tygodniu, kiedy spóźniła się na swoją wieczorną zmianę.

"Czy mogę dostać Coors Light, kochanie?"

Podniosłam wzrok na zwalisty mężczyzna po drugiej stronie baru i obdarzyłam go ciasnym uśmiechem.

"Już się robi."

Mrugnął i pomachał pięciodolarowym banknotem, zanim zatrzasnął go na ladzie z polerowanego drewna. Miałem nadzieję, że to oznacza, że nie chce swojej reszty.

O tej godzinie bar znajdował się w stanie przejściowym. Dzienni bywalcy byli zastępowani przez wieczornych, a także tłum przyjezdnych i studentów college'u wracających do domu na lato. River Valley nie przyciągało turystów, ale w lipcu i sierpniu przyjeżdżało do nas kilku ludzi na wycieczki po ogrodach w Tulson Estate. Była to duża stara rezydencja zbudowana około stu lat temu, z wypielęgnowanymi terenami i nienaganną architekturą krajobrazu. W nocy drzewa były oświetlone kolorowymi światłami i nawet ja lubiłam tam chodzić od czasu do czasu. Molly i ja poszłyśmy zobaczyć światła w zeszłym tygodniu.

Drzwi baru otworzyły się, ukazując roztrzęsioną Frankie, która rzuciła mi przepraszające spojrzenie. "Tak mi przykro" - wymruczała.

Wzruszyłem ramionami i pomachałem w odpowiedzi. Jasne, byłem rozdrażniony, ale nie zamierzałem być dupkiem dla samotnej matki, która ciągle próbowała pogodzić tuzin rzeczy naraz.

Kilka minut później wyłoniła się z bocznych drzwi za barem.

"Przepraszam", wyszeptała ponownie, chwytając mój nadgarstek, aby dać mu przyjazny ścisk. "Dziewczynki rzuciły tantrę, kiedy przyszła opiekunka. Dosłownie musiałam prysnąć ich małe palce, żeby wyszły. Masz takie szczęście, że Molly jest funkcjonującą dorosłą osobą, która potrafi o siebie zadbać."

Zamarłam. To nie było zamierzone. Po prostu instynktowna reakcja na to, że ktoś pośrednio powiedział mi, że miałam szczęście, że zostałam z nastoletnią siostrą, kiedy nasi rodzice umarli.

Frankie wyczuła zmianę we mnie i zbladła. "Cholera."

"Jest dobrze."

"Nie, nie jest. Nie wiem, co mówię. Oczywiście, nie jesteś szczęściarzem, że zostałeś pozostawiony, by się nią opiekować. Mój umysł jest wszędzie, a ja po prostu jestem idiotą. Przepraszam."

Przeciągnęłam dłonią po twarzy. "Słuchaj, nie przejmuj się tym. To naprawdę w porządku. Muszę jednak iść, więc widzimy się w poniedziałek?".

Frankie przygryzła wargę, patrząc na mnie z politowaniem w oczach. Nie musiałem tego widzieć.

"Oczywiście. Baw się dobrze na jutrzejszym pokazie. Zabijesz go."

"Dzięki", powiedziałem, tym razem czyniąc wysiłek, aby dać jej cieplejszy uśmiech. Wiedziałem, że nie miała na myśli nic złośliwego w swoim wcześniejszym komentarzu, ale to ukąsiło, mimo wszystko. Stracić rodziców dwa lata temu, zostać z młodszą siostrą, którą trzeba się opiekować, i próbować wymyślić, jak zapłacić za jej pójście do college'u w przyszłym roku? Tak, na pewno nie czułem się szczęśliwy.

Słońce nie zachodziło jeszcze przez godzinę, więc postanowiłam wybrać się malowniczą trasą do domu. Molly czekała na mnie, więc wysłałem jej SMS-a, żeby dać znać, że się spóźnię. Potrzebowałam trochę czasu na przemyślenia, a nie chciałam tego robić w domu, gdzie siostra zawsze potrafiła odczytać moje zmartwienia, jakby były napisane Sharpiem po twarzy.

Mój umysł powędrował do listu, który dostaliśmy rano pocztą. Wniosek Molly o kredyt studencki został odrzucony po tym, jak uznano, że nie jestem gwarantem zdolności kredytowej. Nie powinno mnie to zaskoczyć. Przez miesiące po śmierci mamy i taty nie dotrzymywałem terminów płatności, zbyt pochłonięty żałobą, by martwić się o mój spadający wynik kredytowy.

Teraz płaciłam za ten nieostrożny błąd. Moje życie było w rozsypce. Miałam dwadzieścia jeden lat, dyplom ukończenia szkoły średniej i szybko wyczerpujące się konto oszczędnościowe. Polisa na życie naszych rodziców pokrywała nas przez kilka lat, ale tydzień temu sprawdziłem saldo i wiedziałem, że ledwo pokryje pierwszy rok nauki Molly, nawet ze stypendium, które dostała. Za kilka tygodni wyjedzie na studia, a wtedy będę miał rok na wymyślenie, jak zapłacić za resztę.

Molly widziała list, zanim zdążyłem go przed nią ukryć. Powiedziała, że może odroczyć studia na rok, znaleźć pracę na pół etatu i brać kursy online, aż będzie mogła sama zapłacić. To zasłużyło na mocne "Nie, nie" z mojej strony. Nie zamierzałem pozwolić jej popełnić tych samych błędów, które ja popełniłem, i to był koniec. Chociaż Molly była już w dużo lepszym miejscu niż ja w jej wieku. Złożyła podania do wielu szkół, została przyjęta do kilku i wybrała opcję, która jej odpowiadała. A ja? Pokładałam wszystkie swoje nadzieje i marzenia w jednej placówce, tylko po to, by odkryć, że czasami sprawy nie układają się tak, jak to sobie zaplanowałam, nieważne jak bardzo tego chciałaś.

Byłam pewna, że dostanę się do Julliard. Chciałem studiować muzykę - grać na gitarze i spotykać ludzi, którzy kochają ten instrument tak samo jak ja. Moja pewność siebie wystarczyła, by przekonać rodziców, że wszystko się uda. Nie przewidziałem jednak, że przywiązywanie tak wielkiej wagi do jednego przesłuchania może mnie sabotować.

List z odmową zranił moich rodziców prawie tak samo jak mnie. To był lodowaty nóż wbity w moje serce. Często zastanawiałem się, jak list sformułowany tak bezosobowo mógł mnie zdziesiątkować.

Po tym przestałem grać na pół roku. Nie mogłem tego zrobić. Nie mogłem dotknąć mojej gitary. Siedziała w kącie mojego pokoju, cierpliwie czekając, aż znów się z nią zaprzyjaźnię. W końcu to zrobiłem. Po prostu nigdy nie czułem się tak samo.

Mój telefon zabrzęczał w uchwycie na kubek, ratując mnie przed dalszym przeżywaniem bolesnych wspomnień. To była wiadomość od Masona.

"Get-together at the pit tonight. Come hang out :)."

Nie chciałem pisać tekstu i prowadzić, więc stuknąłem w ikonę połączenia, aby wybrać numer.

"Yo, co tam, Ade? Widziałeś moją wiadomość?"

"Tak, jadę teraz do domu. Właśnie wyszedłem z pracy, więc myślę, że zamierzam powiesić się z Molly na trochę, a potem rozbić. Jutro mamy jeszcze próbę przed występem, prawda?".




Rozdział 1 (2)

"Jasne, to fajnie" - odpowiedział Mason w swój prosty sposób.

Mason był naszym perkusistą. Cztery lata temu, po tym jak studia mi nie wyszły, kilku przyjaciół poprosiło mnie o dołączenie do ich zespołu i od tamtej pory gramy razem. Mason był dzieckiem grupy, miał tylko piętnaście lat, kiedy się zebraliśmy, ale był najlepszym perkusistą w mieście. W tym roku miał też wyjechać na studia. Jego rodzice zagrozili, że go odetną, jeśli nie wyjedzie z tego miasta i nie zrobi czegoś ze swoim życiem. Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, co to oznacza dla zespołu, a ja nie chciałem być tym, który zacznie tę rozmowę.

"Hej, co sądzisz o zagraniu jutro kilku naszych oryginałów?" zapytałem.

"Nie wiem", powiedział, a ja wyobraziłem sobie jak wzrusza ramionami po swojej stronie linii. "Mam wrażenie, że ludzie zawsze bardziej lubią covery. Wiesz, piosenki, które rozpoznają."

"Myślę, że jednak polubią 'Green Roses'". Palcami wskazałem kołnierz mojej białej koszulki. "Jest upbeat i pasuje do reszty naszego zestawu. Co jeśli zagramy go jako drugi do ostatniego?"

"Hmm," nucił, gdy czekałem na jego odpowiedź. Nie wiem, dlaczego to gówno sprawiało, że byłem niespokojny, ale tak było. Czułem, że to ja zawsze popychałem chłopaków do grania naszych piosenek.

"Tak, to jest dobre. I'm down."

"Fajnie." Odetchnąłem z ulgą. "Pogadam z Liamem i Elly, aby upewnić się, że nie mają nic przeciwko temu".

"W porządku. Widzimy się jutro? Wpadnij do mnie o czwartej i możemy przebiec przez zestaw kilka razy przed wyjazdem."

Poczucie winy zalało mój umysł na chwilę. Poprosiłem Frankiego, żeby pokrył moją zmianę jutro, żebym mógł się skupić na występie. Za każdym razem, gdy robiłem takie rzeczy, czułem wstręt do siebie. Zespół był tylko zabawą, rozproszeniem, które utrzymywało mnie przy zdrowych zmysłach, ale z każdym mijającym miesiącem czułam coraz bardziej, że jest to rozproszenie, na które nie mogę już sobie pozwolić.

"Będę tam. Do zobaczenia."

Rozłączyłem się i chwyciłem kierownicę obiema rękami. Graliśmy w Barnyard jutro wieczorem, a w naszej czteroletniej karierze jako zespół grający covery, było to największe miejsce, w którym występowaliśmy. Zanim dostaliśmy zaproszenie do gry kilka tygodni temu, myślałem, że Liam w końcu powie nam, że chce odejść z zespołu. Miał narzeczoną i dziecko w drodze, i coraz częściej odwoływał treningi, żeby wziąć więcej zmian w pracy. Kiedy powiedziałam mu o mailu z Barnyard, jego oczy rozbłysły.

"The Barnyard, co? Czuję się jakbym dorastał w tym cholernym miejscu. Tak, to będzie fajne."

I to zapewniło zespołowi bezpieczeństwo na co najmniej kilka kolejnych tygodni. Nie zarobimy wiele na tym występie, ale nie graliśmy dla pieniędzy. Nie mieliśmy wielkich ambicji co do tego, gdzie to wszystko ma się udać. Po prostu lubiliśmy grać muzykę i zamierzaliśmy to robić, dopóki życie nie stanie nam na drodze.

Wygląda na to, że teraz to ono staje na waszej drodze, prawda? mały głosik zająknął się w mojej głowie. Liam zakładał rodzinę. Mason wyjeżdżał na studia. Elly starała się o pracę w biurze. A ja musiałam zacząć kombinować, jak, do cholery, zamierzam zapłacić za czesne Molly.

Kiedy wjechałam na podjazd, światła w salonie były już zapalone. Zapadł późny zmierzch i komary były w pełnej krasie. Weszłam do domu i szybko zamknęłam za sobą drzwi, próbując utrzymać krwiopijców na zewnątrz. Nigdy nie mogłem spać z jednym z nich brzęczącym w pobliżu mojego ucha.

"Ade?"

"Hej." Wyskoczyłem głową do kuchni, podążając za dźwiękiem głosu Molly. Siedziała przy stole jadalnym, na wpół zjedzona kanapka na talerzu przed nią. Jej długie włosy były spięte w niechlujny kok na czubku głowy. Nie mogłyśmy wyglądać inaczej, ona z jedwabistymi prostymi blond włosami, zielonymi oczami i bladą skórą, a ja z masą splątanych czarnych loków i lekką opalenizną. Tata był Włochem, więc dostałam jego geny. Molly była całą mamą, delikatnym angielskim kwiatem.

Podeszłam do niej i podniosłam kanapkę do ust, zarabiając półgębkiem.

"W lodówce jest jakaś sałatka. Pomyślałem, że będziesz chciał swój shake proteinowy, więc odebrałem trochę mleka ze sklepu."

Chrząknąłem w podziękowaniu, gdy żułem jej kanapkę. Zacząłem regularnie chodzić na siłownię w miesiącach po wypadku i od tamtej pory nie oglądałem się za siebie. Przez długi czas czułem się psychicznie słaby, ale wiedziałem, że nie mogę sobie pozwolić na słabość, jeśli chcę być dobrym opiekunem dla Molly. Nabranie siły fizycznej wydawało mi się odpowiednią alternatywą, gdy powoli przetwarzałem swój żal, zwłaszcza gdy właściciel siłowni, stary przyjaciel moich rodziców, zapisał mnie praktycznie za darmo. Na początku to była tortura, ale z czasem to pokochałem. Było coś uzależniającego w podnoszeniu coraz większych ciężarów.

"Jak się czujesz na myśl o jutrze?" zapytała Molly, z wiedzącym spojrzeniem na twarzy.

Myśl o występie przed porządnym tłumem sprawiła, że mój puls przyspieszył. Nadal zawsze denerwowałam się w noc przed występem, ale teraz wiedziałam, jak skierować tę energię na coś produktywnego. Występowanie z Through Azure Skies ekscytowało mnie, ponieważ wiedziałem, że tłum nie jest tam po to, by nas oceniać. Wszystko czego chcieli, to żebyśmy dali im dobrą zabawę, a ja byłem dobry w robieniu tego.

"Fine. Możemy zagrać jakiś oryginał," powiedziałem, pamiętając, że muszę sprawdzić to z innymi.

"Cool. Ugh, szkoda, że nie mogę przyjść."

Molly miała siedemnaście lat, a lokal był osiemnaście plus. Kiedy byłam w jej wieku, miałam fałszywe ID, ale nie zamierzałam jej o tym mówić.

"Jestem pewien, że następnym razem zagramy gdzieś bardziej przyjazny rodzinie," powiedziałem, wyciągając krzesło, by usiąść przy niej.

Zmarszczyła sceptycznie nos. "Cóż, i tak niedługo będę miała osiemnaście lat". Spuściła wzrok z powrotem na swój telefon i zaczęła przewijać swój Instagram feed.

"Co nowego dzieje się na świecie? Coś ciekawego?"

Jej palce zatrzymały się na jakimś zdjęciu, a ona odwróciła telefon w moją stronę. "To zdjęcie Carly wysadziło się dzisiaj w powietrze. Trzysta polubień! A ona ma tylko 500 followersów".

Carly, przyjaciółka Molly, stała między dwoma wołowymi kolesiami znacznie starszymi od niej. Zdjęcie było dość ziarniste, więc powiększyłam twarze. Facet po jej lewej stronie był najwyższym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam, górował nad nią o dwie głowy i miał poważny wyraz twarzy. Jego ręce były skrzyżowane, ukazując jego pełne tatuaże na rękawach. Miał długie brązowe włosy i obfitą brodę, która kaskadami spływała po jego odciętej koszulce. Wyglądał jak seksowny wiking, cały napakowany, męski i wyniosły.




Rozdział 1 (3)

Przesunęłam palcami po ekranie, żeby spojrzeć na niższego mężczyznę, który wciąż był o głowę wyższy od Carly. Włosy na ramionach stanęły mi dęba, gdy wzięłam go do ręki - niechlujnie ułożone ciemne loki, jednodniowy zarost na brodzie, a przede wszystkim ten uśmiech. Miał ten błyskotliwy grymas na twarzy, który sprawiał, że wszystkie kobiety w jego pobliżu traciły powietrze. Podejrzewałem, że oszołomiony wyraz Carly można przypisać jego działaniu. Coś w tych facetach wyglądało znajomo.

"Kto to jest?"

Molly spojrzała na mnie z niedowierzaniem. "Ty tak na poważnie? Myślałam, że od razu ich rozpoznasz. To członkowie Bleeding Moonlight."

Zmarszczyłam brwi i ponownie przestudiowałam obraz. "Nieee, naprawdę?"

"Myślałam, że ich lubisz" - prosi Molly.

"Kiedyś, ale nie patrzyłam na nich od wieków," przyznałam. "Byli wielcy, kiedy byłem w liceum. Nie słuchałam żadnego z ich ostatnich rzeczy".

Molly westchnęła w ekscytacji. "Żyjesz pod skałą. Nawet nie lubię metalu, a wiem o nich więcej niż to. Pracowali nad nowym albumem po kilkuletniej przerwie, a potem jeden z ich gitarzystów zmarł z powodu przedawkowania. Pogrzeb był tutaj kilka tygodni temu."

Odciągnęła ode mnie telefon, wpisując coś przed odwróceniem go z powrotem do mnie. Tym razem na ekranie pojawił się obraz czterech mężczyzn na pogrzebie. Patrzyli w dół na coś w ziemi - przypuszczałem, że to trumna. Odepchnęłam telefon od siebie, nie chcąc pozwolić, by mój umysł wrócił do wspomnienia Molly i mnie stojących w podobnych pozycjach kilka lat temu.

Kontynuowała opowiadanie o zespole, niepomna na moją reakcję. "Carly była wczoraj wieczorem w kinie i wpadła na dwóch z nich. Basistę i gitarzystę. Nasz grupowy czat szaleje na ich punkcie. Podobno na żywo są super gorące".

Szczerze mówiąc, na tym rozmazanym zdjęciu też wyglądali całkiem nieźle, ale nie zamierzałam zachęcać do tego fangirlowego zachowania. Wstałam, żeby wyjąć rzeczy z lodówki na mojego shake'a proteinowego.

"Nie rozumiem tego. Żaden z twoich przyjaciół nawet nie słucha metalu. Dlaczego to jest taka wielka sprawa?"

Molly prychnęła. "To znaczy, na pewno. Ale oni są sławni. I są stąd. Wiedziałaś o tym, prawda? Są najsłynniejszą rzeczą, jaka kiedykolwiek wyszła z River Valley. Oddaj szacunek tam, gdzie jest on należny."

Chichotałem. "Całe twoje pokolenie ma zbyt dużą obsesję na punkcie sławy. Nawet nie daj mi zacząć na Ka-"

"Proszę, nie." Molly podniosła ostrzegawczą dłoń w moim kierunku. "Jesteś zbyt stary, aby kiedykolwiek zrozumieć."

Na minutę nasza rozmowa została przerwana przez wściekły dźwięk mieszania mojego koktajlu. Kiedy wreszcie ustał, Molly zapytała: "Czy w ogóle się z nimi nie pokrywałaś? Nie mogą być aż tak bardzo starsi od ciebie".

Łyknęłam kremową dobroć o smaku bananowo-szpinakowym, oczy trzepotały mi się z przyjemności.

"Eww, tylko ty. To coś jest jak upłynniony piasek," skomentowała Molly, marszcząc twarz w obrzydzeniu na moją reakcję.

"To jest tylko wtedy, gdy masz tanie rzeczy. To nie smakuje ziarniście w ogóle. Aby odpowiedzieć na twoje pytanie, ci faceci są o wiele starsi ode mnie. Wyciągnij to zdjęcie jeszcze raz. Daj spokój, nie wyglądam tak staro."

Zdjęcie było z powrotem na telefonie Molly w ciągu kilku sekund, a ona powiększyła blisko, tak jak ja wcześniej.

"To znaczy..." Wzięłam pod uwagę ich przystojne twarze jeszcze raz i niechętnie zamknęłam usta. Starsi ode mnie czy nie, byli dwoma wspaniałymi męskimi okazami. Ostatni raz spotykałam się z kimś kilka tygodni przed tym, jak zostałam sierotą, a przypadkowy student, którego poderwałam na imprezie - Riley? Robby? - nie wyglądał jak ci faceci.

"Tak, chyba masz rację. Sprawdzę to." Molly odciągnęła telefon, a ja poczułam szczyptę niezadowolenia. Miło było na nich popatrzeć.

"Ok, więc wszyscy są w późnych latach dwudziestych lub wczesnych trzydziestych. Mówi, że wydali swój pierwszy album dziesięć lat temu, więc byłeś wtedy w gimnazjum. Nieważne, wątpię, że byś ich spotkał".

Oni zrobili to, czego ja nie mogłem.

Ta myśl wdarła się do mojego umysłu jak niespodziewany powiew wiatru. Opuścili to miejsce, by gonić za swoim marzeniem o tworzeniu muzyki, gdy byli jeszcze nastolatkami. A teraz spójrz na nich - odnoszący sukcesy, przystojni, prawdopodobnie spełnieni artystycznie. Stracili kogoś bliskiego, ale do diabła, takie jest życie. Zastanawiałem się, czy od pierwszego dnia wszystko szło im gładko, czy też mieli problemy. Czy kiedykolwiek się zniechęcili. Czy umieli zrzucić z siebie odrzucenie i iść dalej.

Westchnąłem do swojej szklanki, teraz pustej. Nie było sensu pozwalać mojemu umysłowi na to, by tam wędrował. To by mnie tylko unieszczęśliwiło. Zrezygnowałam z marzeń o karierze muzycznej już dawno temu, a teraz nie było czasu na gdybanie. Teraz muzyka była tylko zabawą, hobby. Nigdy więcej nie pozwoliłbym sobie na traktowanie jej tak poważnie.

Po obejrzeniu kilku odcinków starego sitcomu z Molly, byłam gotowa, żeby się rozbić na noc, ale musiałam jeszcze zadzwonić do Liama i Elly.

W swoim pokoju podniosłam oprawiony w skórę notatnik i przewertowałam go, aż znalazłam niechlujnie nabazgraną set-listę na jutro. Wyglądało to całkiem nieźle, mieszanka klasycznego rocka, metalu z lat 90. i trochę nowszych rzeczy. Rzeczy, które ludzie rozpoznają i będą mogli do nich zagłuszać.

Wyjęłam telefon, zamierzając posłuchać jednej z piosenek, które wybrałam na jutro, ale zamiast tego mój umysł wrócił do rozmowy z Molly. Bleeding Moonlight. Boże, nie słuchałam ich od lat. Byli jednym z moich ulubionych zespołów, kiedy byłam głęboko w mojej gitarowej obsesji, ale to było lata temu.

Wpisałem ich nazwę i przewinąłem w dół do ich pierwszego albumu. Znajomy obrazek na okładce cofnął mnie do czasów, gdy błagałem rodziców o kupno płyty na moje urodziny. Kiedy to uczynili, słuchałem tego albumu na okrągło przez cały miesiąc.

To było tak dawno temu, że nie potrafiłam wymienić wszystkich piosenek, ale kiedy wyciągnęłam listę utworów, od razu rozpoznałam jedną.

"The Thing About You" zaczynało się od ostrego gitarowego riffu. Nie brzmiało to najlepiej, gdy płynęło z mojego telefonu, więc sięgnąłem po zielony przewód aux i podłączyłem go do głośnika, pozwalając, by melodia wypełniła pokój.




Rozdział 1 (4)

Opadłem z powrotem na łóżko. To naprawdę było jak podróż w czasie. Wszystkie wspomnienia zbierające kurz w mojej psychice otrząsnęły się i zaczęły tańczyć w mojej głowie.

Codziennie po szkole siedziałem w tym pokoju godzinami, brzdąkając na gitarze i palcując akordy, aż bolały mnie palce. Byłem tak podekscytowany, kiedy tata kupił mi moją pierwszą elektryczną. Był to Gibson Epiphone i był to mój najcenniejszy nabytek, dopóki nie przesiadłem się na Les Paul w roku mojego przesłuchania. Tata wchodził do domu co wieczór, żeby posłuchać jak gram, a jego entuzjastyczne reakcje wprawiały mnie w zakłopotanie i zachwyt jednocześnie. Gdybym wtedy wiedział, jak mało czasu nam zostało, grałbym dla niego częściej.

Przeczyściłem gardło, próbując pozbyć się nagłego ścisku. Myślenie o tym, jak moi rodzice zachęcali mnie do zainteresowania się muzyką, zawsze wywoływało we mnie emocje. Robili to bez przerwy - nawet zanim zaczęłam marzyć o Julliard. Kiedy miałam dziesięć lat, założyłam swój pierwszy zespół z Naomi, moją przyjaciółką z dzieciństwa. Miałem dziecięcą gitarę akustyczną, a ona namówiła rodziców, żeby kupili jej zestaw perkusyjny, który był bardziej zabawką niż instrumentem. W weekendy grałyśmy w garażu, przez co moja sąsiadka, pani Dorin, skarżyła się mojej mamie na ciągły hałas. Mama pacyfikowała ją ciasteczkami i nigdy nie prosiła, żebyśmy przestali.

"The Thing About You" skończyło się, a ja usiadłem, sięgnąłem po Les Paula w rogu mojego pokoju i włączyłem mój wzmacniacz na najniższy poziom. Mimo że jeszcze kilka minut temu nie pamiętałem tej piosenki, moje palce zdawały się mieć o wiele lepszą pamięć. Ćwiczyłem tę piosenkę w kółko, aż byłem bliski perfekcji. Po tych wszystkich latach, akordy, a nawet solówka gitarowa na końcu, przychodziły mi z łatwością. Kurwa, to była doskonała piosenka.

Przesłuchałem ją jeszcze kilka razy, przechodząc nad niuansami gitary i tonem wokalisty. Chciałem ją zagrać już jutro. Jasne, była nieco cięższa niż nasze zwykłe rzeczy, ale Molly miała rację. Ci faceci byli największą rzeczą, jaka kiedykolwiek wyszła z tego czterdziestotysięcznego miasta. Tłum by ją rozpoznał, a nawet jeśli nie, to była to cholernie dobra piosenka.

Wpisałem go tuż przed oryginałem, który chciałem zagrać i wybrałem Liama i Elly.

Liam odebrał pierwszy. "Hej, Ade, co się dzieje?"

"Halo?" Głos Elly zabrzmiał chwilę później.

"Hej, chłopaki, przepraszam za dzwonienie trochę późno. Chciałam coś przez was przeprowadzić na jutro".

"Fajnie, co słychać?" zapytała Elly.

"Dwa pomysły. Pamiętacie Bleeding Moonlight? To zespół heavy metalowy, są z okolic".

"Tak, oczywiście", powiedział Liam. "Byli w wiadomościach kilka tygodni temu. Jeden z ich członków zmarł."

"Racja, tak słyszałem." Najwyraźniej byłem jedynym tragicznie opóźnionym na wszystkich przygnębiających plotkach miejskich. "Molly rozmawiała ze mną o nich dzisiaj i przed chwilą słuchałam kilku ich starych piosenek. Myślę, że powinniśmy jutro zagrać jedną. 'The Thing About You.' Jest dobra i może być przyciągająca tłumy, jeśli wrócą do umysłów ludzi."

"Dun dun dun, duun duun," nuciła Elly. "Tak, pamiętam ten jeden. Jest stary, ale ich nowsze rzeczy są o wiele bardziej techniczne, więc ten działałby lepiej dla nas. Jestem w tym."

"Muszę tego posłuchać. Daj mi kilka minut," powiedział Liam przed zapadnięciem w ciszę. Chwilę później usłyszałem piosenkę grającą na jego końcu przez to, co brzmiało jak głośniki jego laptopa. Moje palce wróciły do mojej gitary, palcując akordy wraz z muzyką.

"Solówka jest dość trudna. Myślisz, że dasz radę to zrobić, Ade?" zapytał Liam.

"Tak, mogę prowadzić na tym", zaoferowałem, ekscytacja bulgocze w moich jelitach. Dla zespołu, przeważnie grałem na gitarze rytmicznej, biorąc pod uwagę, że również śpiewałem na większości piosenek. Zawsze, gdy grałem na gitarze prowadzącej, instrument wdzierał się głębiej w moją duszę i umysł, domagając się coraz więcej mojej uwagi. Ale byłem ponad takie poświęcenie się czemuś, co nigdy się nie zwróci.

"Bas brzmi wystarczająco prosto. Będziemy musieli podnieść oktawę, jak sądzę" - powiedziała Elly.

"A ja mogę zrobić rezerwowy wokal," zaoferował Liam.

"Brzmi idealnie. Możemy się tym trochę pobawić jutro u Masona".

"Fajnie. Świetny pomysł, Ade. Myślę, że to będzie hit wśród tłumu."

"Co to była za druga rzecz?" zapytał Liam, wyłączając muzykę na swoim końcu.

"Chciałem zagrać 'Green Roses' blisko końca. Może jako drugi ostatni? Pasuje do nastroju zestawu i będzie miłym sposobem na przerwanie 'The Thing About You' i 'Crosstown Traffic'."

"Tak, moglibyśmy," powiedział Liam z niewielkim entuzjazmem. "Chociaż większość ludzi jest tam, aby usłyszeć piosenki, które znają."

"To będzie jednak dobry most," kontrargumentowała Elly. "To świetna melodia, Ade. Podoba mi się to, co z nią zrobiłeś."

Zagryzłem wargę, wdzięczny, że nie robiliśmy tego przez wideorozmowę. Jak większość piosenek, które napisałem w ciągu ostatnich dwóch lat, była o moich rodzicach. Nie potrafiłam mówić o ich śmierci zbyt dobrze, ale mogłam zawrzeć fragmenty moich uczuć w mojej muzyce. Teksty były o miłości i stracie oraz o wszystkich rzeczach, które nie układają się tak, jakbyśmy tego chcieli. Napisałem partie gitary i wokale, i chociaż zespół wypełnił luki, to było moje dziecko. Większość naszych oryginałów była.

"Myślę, że to świetna piosenka," wtrącił Liam, prawdopodobnie martwiąc się, że obraziłem się za jego początkową odpowiedź. "Ja tylko, wiesz, myślę o tym, czego chce publiczność. Ale jeśli chcesz ją zagrać, zróbmy to."

Palcami wskazałem rozdarcie w moich dżinsach. Jeśli zagramy tę piosenkę i tłum nie zareaguje dobrze, to będzie na mnie, to było wystarczająco jasne. Ale jaki był sens pisania muzyki, jeśli nikt nigdy jej nie usłyszy?

"Dzięki, chłopaki. Chcę ją zagrać. Myślę, że zostanie dobrze przyjęta."

"Jasne," zgodził się Liam, jego głos był lekki. "Brzmi jak plan."

Kiedy zakończyliśmy rozmowę, runąłem na łóżko, podmuch powietrza uciekający z moich płuc. Czasami te rozmowy były jak to cholerne przesłuchanie na studiach. Ja próbująca podzielić się czymś ważnym z kimś, kto może mieć to w nosie. Nie wiem, dlaczego wciąż pisałem rzeczy. Nikomu innemu w zespole nie zależało na tym, żeby to robić, ale dla mnie to nie był wybór. Po prostu miałem gówno, które musiało się ukazać, a kiedy ziarno pomysłu pojawiło się w moim umyśle, nie chciało się wydostać, dopóki nie zapoczątkowałem jego istnienia. Potrzeba nie pojawiała się już tak często, nie tak jak w moich nastoletnich latach, ale nigdy nie odeszła w pełni.

Jeszcze nie, przynajmniej.




Rozdział 2 (1)

----------

ADELINA

----------

Barnyard znajdował się piętnaście minut jazdy od domu Masona. Wpakowaliśmy się do minivana jego mamy około godziny 20, wszyscy byliśmy w równym stopniu zdenerwowani i podekscytowani. Sesja treningowa poszła dobrze, a ja czułem się tak pewnie, jak nigdy przedtem, jeśli chodzi o set.

Duża stodoła stała jak latarnia na poboczu autostrady, światła rozciągnięte wzdłuż jej krawędzi sprawiały, że nie można było jej przeoczyć. Wjechaliśmy na parking, zajmując miejsce najbliżej tylnego wejścia. To była łagodna letnia noc, ale złośliwy wiatr sprawił, że cieszyłem się, że założyłem moją wierną skórzaną kurtkę.

Dzisiaj byliśmy tylko my - bez zespołu otwierającego. Trzygodzinny występ, podzielony na dwa siedemdziesięciopięciominutowe sety, z półgodzinną przerwą pomiędzy nimi. To właśnie w takie noce opłacały się wszystkie moje treningi na siłowni. Takie gówno wymagało poważnej wytrzymałości.

Bryan, manager Barnyard, wyszedł na zewnątrz akurat w momencie, gdy rozładowywaliśmy zestaw perkusyjny Masona.

"Tu jesteś. Jak leci?" Obdarzył mnie ciepłym uśmiechem przez swoją gęstą, siwą brodę.

"Dobrze," odpowiedziałem, wchodząc na szybki uścisk. Bryan zaczepiał nas na koncertach od lat, od kiedy pracował w Horse's Hoof, popularnym lokalnym barze. Wiedziałem, że nasze zaproszenie do zagrania tutaj było głównie dzięki jego patronatowi.

"Powinna być piekielna noc. Już robi się tłoczno, a nie ma nawet po dziewiątej".

"Fuck yeah", powiedział Mason, wyciągając rękę w stronę Bryana, aby uścisnąć pięść. "Adeline złożyła razem ciasny zestaw. Jesteśmy całkiem napompowani."

Tył Barnyard pachniał jak typowa sala koncertowa - rozlane piwo, zalegający dym papierosowy i stary pot. Wziąłem głęboki oddech, bo byłem dziwakiem i dla mnie ta zabójcza kombinacja była lepsza niż jakakolwiek woda kolońska. Od razu poczułem się jak w domu.

Scena nie miała kurtyny, ale światła były przyciemnione tak, że kiedy weszliśmy tam, by rozstawić nasze rzeczy, nie byliśmy niczym więcej niż ruchomymi cieniami. Bryan nie żartował, miejsce było dziś zajęte. Wściekły punk rock grał przez głośniki, zagłuszając kakofonię głosów. Oderwałam wzrok od pieniącego się tłumu, wiedząc, że zatrzymanie się na nim spowoduje przyspieszenie akcji serca. Tak blisko godziny występu musiałem trzymać głowę prosto.

Po zakończeniu próby dźwięku, pozostało tylko szybkie przemówienie z zespołem. Zebraliśmy się w kręgu za sceną.

"Zmiażdżmy to dzisiaj", powiedziałem, patrząc na wszystkich po kolei. W odpowiedzi otrzymałem mieszankę grymasów i niespokojnych uśmiechów. "To zapełniony tłum, a my damy im cholernie dużo czasu. Tak?"

"Cholerna racja!" Mason klasnął dłonią o górną część moich pleców. Kilka kolejnych przyjaznych klapsów później, byliśmy gotowi do wyjścia.

Chłopaki i Elly wyszli pierwsi, chwytając swoje instrumenty i dokonując ostatecznego sprawdzenia mojej gitary. Miałem kilka sekund na swój rytuał. To było proste. Odciąłem jakiekolwiek myśli w mojej głowie - wszelkie wątpliwości, nerwy, niepokój - jakby wyciągając wtyczkę z gniazdka. Zniknęły. Wypuściłem długi oddech. Już. Teraz byłem gotowy do wystawienia przedstawienia.

"Dobry wieczór! Jesteśmy przez Lazurowe Niebo. Chcecie usłyszeć dziś wieczorem jakąś muzykę?"

Tłum wiwatował w odpowiedzi, a ponad sto par oczu utrwaliło się na mnie i zespole. Uwielbiałem ten moment, świadomość nas tu na scenie rozkwitającą w całym morzu twarzy.

"Raz, dwa, jeden, idziemy!"

Bez dalszych ceregieli rozpoczęliśmy nasz set, wskakując w energetyczny cover "Cypress Grove" Clutch. Jak często musieliśmy to robić, zagraliśmy to w innej tonacji, aby mój wyższy głos lepiej pasował do muzyki. Uwielbiałam nadawać swój własny styl piosenkom, które graliśmy. Dzięki temu było to dla nas zabawne i zaskakiwało publiczność.

Tłum zaczął poruszać się przed nami, głowy kołysały się do muzyki wylewającej się z naszych instrumentów. Brzmiały akordy na mojej gitarze, a ja śpiewałem, lubiąc brzmienie mojego głosu. Rozgrzewałem się przez chwilę przed wyjściem do lokalu, wiedząc, że śpiewanie przez prawie trzy godziny jednej nocy będzie maratonem. Pierwsza piosenka zakończyła się entuzjastycznym aplauzem. Jak na razie jest dobrze.

"Dziękujemy! Zobaczmy, jak podoba się wam następna".

Gdy nadeszła przerwa, moja skóra kłuła się od potu, ale byłem na szczycie świata.

"Jesteście niesamowici. Weźcie jakieś napoje, a my wrócimy za trzydzieści" - powiedziałem do tłumu z ogromnym grymasem na twarzy. Moje spojrzenie odnalazło Liama, którego wyraz pasował do mojego. Umieściliśmy nasze instrumenty w ich stojakach i zeszliśmy ze sceny.

"Cholera, ci ludzie to uwielbiają!" Mason powiedział podekscytowany, gdy byliśmy już dobrze poza zasięgiem wzroku. "Energia dzisiejszego wieczoru jest niesamowita".

"Kurewsko elektryczna," zgodziłem się. "To może być najlepszy koncert, jaki kiedykolwiek graliśmy".

"Knock on wood," powiedziała Elly, podnosząc swoją zaciśniętą w pięść rękę i robiąc pokaz szukania drewnianej powierzchni.

Zaśmiałem się z niej i podszedłem do małego coolera wypełnionego piwem i wodą. Zwykle nie piłem, kiedy występowaliśmy, żeby alkohol nie podrażniał mi gardła, ale pieprzyć to. Dziś wieczorem zabijałem na tej scenie i jedno piwo nie zamierzało tego zmienić.

Mason zwalił się na podartą skórzaną kanapę, jego brudno-blond włosy przykleiły się do czoła. Rozsunął swoją kraciastą koszulę, aby odsłonić biały tank top oblany potem i łyknął butelkę wody. "Myślę, że wypociłem tam około tysiąca kalorii".

Usiadłem obok niego. "Czuje się dobrze, prawda?"

"Pewnie, że tak."

"Cholera, chyba upuściłem telefon na scenie," powiedział Liam, rozglądając się przed wyjściem z powrotem na zaciemnioną scenę.

Wyciągnąłem swój telefon, aby sprawdzić, czy nie ma wiadomości. Imię Molly świeciło na ekranie.

"Own it, sis! Kocham cię! Dumna z ciebie!"

parsknęłam do siebie. Oczywiście, moja siedemnastoletnia siostra mówiła mi, że jest ze mnie dumna.

Mason zerknął przez moje ramię. "Jak się ma Mol? Jest podekscytowana, że przyjedzie ze mną do Northeastern?".

Szturchnęłam go łokciem. "Jest w porządku i zachęcam cię do ponownego przemyślenia sformułowania tego pytania. Ona nie jedzie tam z tobą".

Odpowiedział z łatwym śmiechem. "Technicznie rzecz biorąc, mam zamiar ją tam zawieźć. To wszystko, co miałem na myśli."




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Krwawiące światło księżyca"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści