Pozostanie w ukryciu

Prolog

----------

Prolog

----------

Podczas

Lauren bez ostrzeżenia wskakuje do alejki. Zrobi to tutaj, zanim wejdzie do środka. Wyciąga szminkę. To odcień nude, który nosiła przez lata. Jej lusterko też jest stare. Aidan kupił je dla niej w przedostatnie święta. Patrzy na nie teraz, na jej inicjały wypisane na odwrocie, i otwiera je. Jedno niebieskie oko wpatruje się w nią.

Gdy chowa się w alejce, widzi, że to, co zakłada, to kandydat przed nią wychodzący ze żłobka. O nie, myśli Lauren, patrząc, jak odchodzi. Kobieta ma na sobie garnitur z chudych spodni, bordowe loafersy. Dobre włosy. Ale więcej niż to: ma pewność siebie. Jest wszędzie. W jej chodzie, w sposobie trzymania torebki, dyndającej na końcu szczupłej ręki. Jej wygląd jest schludny, podczas gdy Lauren, patrząc na siebie w lustrze, jest zdecydowanie niechlujna. Jej włosy potargały się na deszczu, w okolicach skroni. Kobieta rzuca na nią krótkie spojrzenie, a Lauren kurczy się jeszcze bardziej w głąb uliczki. Nie patrz na mnie. Nie mów do mnie.

Po odejściu kobiety wpatruje się w śliską od deszczu ulicę. Przychodzą i odchodzą ludzie w zimowych płaszczach, ze świątecznymi zakupami w rękach. Jest późne popołudnie, już ciemno. Światło z witryn sklepowych tworzy na chodniku rozmyte, sepiowe kałuże rozlanego światła. To zupełnie normalna ulica pełna zupełnie normalnych ludzi. Ma nadzieję.

Lauren ponownie spogląda w lustro i nakłada szminkę. Pierze się na brzegach i spływa. Wyciera się wokół ust, ale rozmazuje ją dalej, pozostawiając skórę czerwoną i obolałą. O co będą pytać? Pot zbiera się na jej dolnej części pleców. Nie wie już, jak odpowiadać na pytania wywiadu. Nawet na te najbardziej podstawowe.

Rezygnuje ze szminki, zamyka lusterko i wsuwa je z powrotem do torebki. W środku torby jest portugalska tarta z kremem z piekarni, którą zje w autobusie do domu, papierową torebkę rozłożoną na kolanach, żeby złapać okruchy. Zachowała też tandetny artykuł do przeczytania o dwóch celebrytach, którzy podobno mają romans. Pięć minut winnej błogości, tylko dla niej, po tym czasie. To, co z niej zostało, w każdym razie.

Torebka, szminka, preferowanie tart kremowych i plotek o celebrytach są stare. Części jej ciała, które pozwolono jej zachować. Te jej części, które pozostały. Myśli o wszystkim, czego już nie może robić. Całować się z mężem. Umieszczać postów na Instagramie.

Powiedzieć prawdy.

Lauren wchodzi do środka. W recepcji są drewniane podłogi i markowy dywanik z nazwą przedszkola. High Trees. Będą zadawać jej pytania kompetencyjne, myśli, gdy recepcjonista przesuwa szklany ekran z powrotem. 'Czy mogę pomóc?' mówi, a Lauren myśli: nie, nikt nie może. Nagle nie mogę sobie przypomnieć czasu, kiedy pomogłam trudnemu dziecku w rozwoju, albo zgłosiłam obawę o bezpieczeństwo. Może po prostu powie im prawdę. Półprawdę. Że naprawdę, naprawdę potrzebuje tej pracy. Że będzie w niej dobra. Że będzie kochać dzieci. Że nie ma dla niej nic lepszego niż widok trzyletniego spóźnialskiego mówiącego 'Lauren, patrz!' znikąd, jakby ktoś właśnie włączył w nocy część mózgu odpowiedzialną za mowę.

'Mam wywiad o czwartej trzydzieści', mówi. W miarę jak mówi, czuje jej zapach. Wszystkie przedszkola pachną tak samo. Farby plakatowe. Plastikowy zapach lunchboxów: ogórek i chleb. Mruga i rozgląda się wokół siebie. Jest w domu, w domu wśród tych zapachów i małych rozgwiazdowych dłoni i stóp dzieci, w których się zakocha. Lauren zapomina o swoich kędzierzawych włosach, o rozmazanej szmince.

'Świetnie', mówi kobieta. Jej paznokcie klikają na klawiaturze. 'Proszę, czy może Pani potwierdzić swoje imię?'

'Leonora,' odpowiada Lauren. Spogląda na swoje odbicie w szklanym ekranie. Nie ma już Lauren. Lauren już nie ma.




Rozdział 1. Zara

----------

1

----------

----------

Zara

----------

Holloway Grammar School, Londyn

Sierpień

Zara ma czternaście lat, gdy jest świadkiem morderstwa.

Czyta książkę podczas spaceru ze szkolnego boiska do piłki nożnej na okoliczne pola. Suche kępy żółtozielonej trawy zaśmiecają trawnik jak zwinięte skarpetki, a ona ciągle się o nie potyka. Czyta Eleanor & Park. Wie, że czytanie i chodzenie nie ma sensu, ale nic nie może na to poradzić. Jest porwana przez historię miłosną.

Niewiele brakowało, by weszła na słupek bramki, a schowałaby książkę do torby i zaczęła myśleć. Konkretnie, Zara zaczyna myśleć o papeterii. Kupiła dziś nowe długopisy, paczkę trzech zapakowanych w celofan. Niebieski, czarny, czerwony. Nigdy nie użyje tego czerwonego - czyż nie jest niegrzecznie pisać na czerwono? - ale podoba jej się kolekcja, te trzy razem w schludnym rzędzie. Zara lubi porządek, choć myśli, że może nie powinna. Powinna lubić picie i chłopców.

Ale tak czy inaczej, miło jest w ten sposób cieszyć się na różne rzeczy. Ostatnie kilka lat było pełne zmartwień. To przyszło znikąd. Pewnego ranka, gdy miała jedenaście lat, Zara zaczęła się martwić o wszystko. Co by było, gdyby jej matka umarła, co by było, gdyby uczestniczyła w przyjęciu i poczuła się tak spanikowana, że musiała wyjść, co by było, gdyby rozbiła się rura, co by było, co by było, co by było...? Zajęło Zarze lata, by nauczyć się nad tym panować. Niepokój. Taka nijaka nazwa dla czegoś tak ostrego.

Zara zawsze czuła się na uboczu - myśląc o książkach na szkolnej dyskotece, kiedy powinna myśleć o tańcu, najwyraźniej - ale niepokój w jakiś sposób uczynił ją bardziej. Obserwatorka życia, a nie jego uczestniczka. Kiedyś powiedziała to swojej przyrodniej siostrze, Poppy, która stwierdziła: "Umieram, Zara, masz taki nastrój".

Jest już zmierzch, godzina ósma, ale wieczór rozciąga się przed nią: dzisiejszą noc spędzi w rozkosznym szale rozpakowywania. Cztery sztywne teczki z kartonu. Śliskie plastikowe portfele A4. Przyklejone zakładki. Joy Of Missing Out, czy to się nazywa? JOMO. Cóż, to. Uporządkuje swoje foldery, a potem wróci do szkoły, do dziesiątego roku, jako nowa kobieta, tak postanowiła. Nie wie jeszcze, kim będzie. Jeszcze nie. Ale to nie będzie ta, którą była wcześniej.

Kiedy po raz pierwszy słyszy hałas, wmawia sobie, że to nic takiego. Niewyjaśniony krzyk w gorący letni wieczór. Jej tempo jest wolne i zrelaksowane na pustym polu, niebo jest wysoką lawendową kopułą nad nią, małe wysuszone kępki trawy przyklejają się do jej trenerów.

Dopiero gdy słyszy drugi krzyk, potem trzeci, zatrzymuje się, delikatna warstwa potu na jej dolnej części pleców powoli paruje, gdy się odwraca, skanując horyzont w poszukiwaniu odgłosów jak zwierzę szukające drapieżnika.

Jej wzrok pada na trybunę. Przez całe lato naprawiano jej dach. Każdego tygodnia, w drodze do domu z dodatkowych lekcji literatury - wcale nie fajnych, ale uwielbia w nich wszystko - robiono nieco większe postępy. Mruży teraz oczy w półmroku. To stamtąd dochodzą hałasy. Dwóch mężczyzn. Jeden na scenie, drugi w połowie drogi na schodach.

Robi krok do przodu, a potem zatrzymuje się, może czterdzieści stóp dalej. Coś się dzieje. Niepokój Zary często sprawiał, że myślała, że dzieje się coś złego, gdy tak nie było, ale tym razem myśli, że może mieć rację.

Na jej ramionach pojawia się gęsia skórka, gdy cofa się przez pole do jednej z pobliskich szklarni. Wpuszcza się do środka i wdycha jej znajomy, gorący piżmowy zapach pomidorów. Spędziła tu tyle godzin wiosną, hodując organiczne i nieorganiczne sałaty do eksperymentu biologicznego, który był dla niej stresujący. W przerwach przesadzała sałaty, przenosząc je z małych doniczek na parapecie do grubych worków Gro-bag na zewnątrz. Czasami leżała bezsennie, martwiąc się o swoje sałaty o falistych liściach na zewnątrz, co jej mama, Lauren, wyśmiała. 'Ale nie ma potrzeby się tym martwić', powiedziała, zdanie, które często wypowiadała.

Ukryta przez zapomniane, wrzecionowate, szarozielone rośliny, patrzy uważnie przez dziury w liściach i w głąb trybuny. Widzi wyraźnie postacie. Dwóch chłopców, kilka lat starszych od niej, może szesnaście. Nie mężczyźni, jak najpierw pomyślała.

Nie ma mowy, żeby mogła interweniować. Odradzają się wszystkie stare uczucia. Motyle w brzuchu. Zimne ręce. Uczucie bycia obserwowanym, polowania. Stary niepokój, ale tym razem z uzasadnieniem. Nie może zrobić kroku do przodu. Jest zamrożona w strachu.

Nie może opuścić bezpiecznej szklarni. Kładzie rękę na cętkowanej zielonej szybie, tylko patrzy. To ważne, jeśli nie może wejść, by patrzeć. To jest właściwa rzecz do zrobienia, do obserwowania, kiedy coś ważnego się rozwija, a Zara tak lubi robić właściwe rzeczy.

Patrzy na to, co się dzieje, wpatrując się bez mrugnięcia okiem, tak mocno, że jej oczy stają się suche i bolesne. Dzieje się coś strasznego, ale Zara zmusza się do ciągłego wpatrywania, nie odwracając wzroku nawet na chwilę. Zamiast tego liczy. Jedna sekunda. Dwie. Trzy.

Po dziesięciu jest już po wszystkim. I nic już nigdy nie jest takie samo.




Rozdział 2. Lauren

----------

2

----------

----------

Lauren

----------

Islington, Londyn

Październik, następnego roku

Lauren obserwuje, jak Zara wchodzi do kuchni. Ma na sobie białą bluzkę i czarną spódnicę. Jej nogi są teraz długie, w jakiś sposób kobiece, jak u jelenia lub antylopy. Wydaje się, że urosła od czasu bycia świadkiem zbrodni zeszłego lata. Wyższa i bardziej kobieca. Sposób, w jaki się trzyma, rzeczy, które mówi. 'A Catch 22, czyż nie?' powiedziała tamtego dnia - jej córeczka!

Lauren myśli o niej, teraz, po prostu stojąc tam w plamie październikowego słońca. Jest tak piękna, że Lauren czuje dumę, która przelewa się przez nią jak różowa lemoniada.

'Czujesz się dobrze?' pyta. Rola Zary w dzisiejszym procesie stała się częścią ich życia w ciągu ostatniego roku. Na każdym spotkaniu Zara zdawała się dojrzewać jeszcze bardziej. Wypowiadanie się, wydawanie opinii, organizowanie rodziny. 'Jesteśmy u prawnika o siódmej, pamiętasz?' powiedziała ostatnio, a Lauren pomyślała: kim jesteś? Niepokój, który dręczył Zarę od jedenastego roku życia, wciąż tam jest, czasami, ale tak samo jest z inną Zarą. Nowo odważna, śmiała dziewczyna, która chce być korektorem - "Mogłabym czytać książki za pieniądze!" - i która nie będzie jeść mięsa ani kupować skóry. Jej córka, prawie dorosła, wrosła w siebie tak w pełni i tak pięknie, że Lauren chce ją wywołać przez otwarte okno: Ja, Lauren Starling, wychowałam kobietę!

Zara wzrusza ramionami, a Lauren czeka. Tak właśnie postępują. Zara jest równie ostrożna jak jej nieobecny ojciec, który odszedł, zanim się urodziła. A raczej nigdy nie był z Lauren na tyle, by nazwać swoje porzucenie odejściem. Lauren wciąż podziwia, jak wiele jego cech przefiltrowało do jej córki, mimo że nigdy jej nie widzi, jak księżyc wciąż ciągnie pływy z daleka.

'Chodzi mi o to - to właściwa rzecz', mówi teraz Zara. Zara uważa, że wiele rzeczy jest słusznych. Recykling. Powolna moda. Jajka z wolnego wybiegu. A teraz także to.

'To absolutnie słuszna rzecz', mówi do niej Lauren, zastanawiając się, czy brzmi protekcjonalnie, gdy Aidan wchodzi do kuchni.

Przechadza się po kafelkach, omijając wiszące lampy, które w zeszłym roku postawili nad stołem. Jedną rękę trzyma we włosach. Koszula rozwiązana. Jego ciało jest otwartym nawiasem, napięte. Ma dzikie, ciemne włosy, wciąż gęste po czterdziestce, i okrągłe brązowe okulary. Zawsze wygląda na lekko znękanego, a teraz jeszcze bardziej.

'Ale,' mówi Aidan, podnosząc głowę w czymś w rodzaju ukłonu w tył na swoją pasierbicę, 'nie musisz tego robić. Nie musisz. Jeszcze nie jest za późno, żeby powiedzieć "nie". Powiedz słowo", pokazuje swój telefon komórkowy, "a ja odwołam".

'Nic jej nie będzie,' mówi Lauren, rzucając mu spojrzenie.

'Mam nadzieję, że tak,' mówi Zara na wydechu. 'Spojrzę wstecz i będę zadowolona, że to zrobiłam. Wiem, że tak będzie.'

Za radą prokuratora koronnego, Harry'ego, nieoznakowany samochód policyjny czeka na nich na zewnątrz. 'Więcej anonimów', powiedział lekko. 'I cała trójka z tyłu jest najlepsza. Trudniej ją w ten sposób odróżnić.

Kiedy wychodzą na zewnątrz, ich sąsiad również to robi. 'Ładny dzień na październik', mówi serdecznie do Lauren.

Zawsze lubiła Raya. Ma w tym roku dziewięćdziesiąt trzy lata i zawsze nosi tę samą kurtkę, którą naprawia w małych łatach.

'Ostatnio była taka dobra pogoda', mówi do niego. Aidan przechodzi obok niej, rzucając jej spojrzenie. Niechętnie wsiada do samochodu. Dlaczego nie mogą porozmawiać z Rayem, w tak stresujący dzień jak dziś, żeby choć trochę rozładować napięcie?

Aidan siedzi bokiem chodnika w samochodzie, jego plecy są sztywne, blokując komukolwiek wgląd do środka, mimo że szyby są nieprzezroczyste od szronu.

Teraz, gdy są w samochodzie, nie może się powstrzymać od myślenia o tym dłużej. Że jej córka, którą chroniła przed przekleństwami w telewizji i "scenami o niepokojącym charakterze", której zakrywała uszy podczas audycji Radio 4 o wojnie w Iraku, była jedynym świadkiem zamordowania bezdomnego człowieka przez dwóch piłkarzy.

Dziś Zara wejdzie na salę sądową tylnymi drzwiami, które pokazano im w zeszłym tygodniu, i będzie zeznawać zza parawanu, znana ławie przysięgłych i opinii publicznej jedynie jako Dziewczyna A, jej tożsamość chroniona przez państwo.

Lauren jest pod wrażeniem poświęcenia wymiaru sprawiedliwości, odkąd Zara złożyła zeznania. Ani jednej wpadki. Tożsamość Zary została zabezpieczona nakazem, zredagowanymi dokumentami i prawem. Prasa nie może podać jej nazwiska, a jeśli ludzie wyciekają do sieci, ich posty są usuwane, a oni są aresztowani.

'Szalik na głowie', mówi Aidan, gdy robią powolną pętlę za Old Bailey, gotowi do złożenia przy tylnym wejściu. 'Twarz zakryta.'

Zara zobowiązuje się, owijając czarną chustę wokół głowy, nie mówiąc nic, jej ciemne oczy - tak podobne do ojca - jedyną widoczną cechą, skanując świat na zewnątrz.

'Przestań marudzić', mówi Zara.

'Nasz mały fusspot', Lauren mówi czule, zerkając na Aidana.

On daje jej pobłażliwy, prywatny uśmiech, tylko dla niej.

Lauren odwzajemnia uśmiech, po czym odwraca się, by spojrzeć na Zarę. Gdy to robi, czuje w jelitach opadające uczucie, jakby właśnie przejechali przez niski most. To nietypowe dla niej. To ona jest tą spokojną osobą. Optymistką. Tym, który będzie miał się dobrze.

Lauren bada to nieprzyjemne uczucie w sobie. Jest podobne do żałoby. Powolne, miękkie, smutne uczucie. Spogląda w dół na dłoń Zary wciąż znajdującą się w jej. W ciągu ostatniego roku straciła całą swoją dziecięcą pyzatość, wokół knykci.

Nie. Jest w porządku. Jest w porządku. Jest na wysokim poziomie i nerwowo, ale jest dobrze. Nic się nie stanie. Są tu, razem, promienie słońca na karkach. Nic ich nie skrzywdzi, nie zrujnuje, nie zniszczy. Pochyla twarz w stronę światła. To nie jest możliwe.




Rozdział 3. Aidan

----------

3

----------

----------

Aidan

----------

The Old Bailey, Londyn

Aidan patrzy, jak Zara jest prowadzona, jak zwierzę na rzeź, do loży dla świadków w pustej sali sądowej. Ma spuszczone oczy, pochyloną głowę, jak ktoś, kto ma być stracony, a nie przesłuchany. Jest po prostu nieśmiała, mówi sobie. Jest po prostu zdenerwowana, a nie właściwie przerażona.

Mimo własnych zapewnień Aidan jest pewien, że to nie jest właściwa rzecz dla Zary, ale jego głos zaginął w tłumie. Państwo nie ma na uwadze jej najlepszych interesów, tego jest pewien, niezależnie od tego, co mówią. Dla nich jest ona towarem. Ma wiedzę i ta wiedza zostanie z niej wydobyta, a potem zostanie wyrzucona. Uspokoili Aidana obietnicami anonimowości, zapewnieniami, że są profesjonalistami, że to co robi jest ważne i słuszne. Ale dla kogo? Dla nich, właśnie dla nich. Jeśli rozgniewa ludzi, jeśli jej tożsamość przypadkowo wycieknie, nie będą się tym przejmować. Będą mieli z niej wszystko, co chcieli, i zostawią Aidana i Lauren, aby posprzątać bałagan. 'Oczywiście, że tak myślisz,' powiedziała ostatnio Lauren, kiedy ponownie wskazał na to wszystko. 'Jesteś cynikiem.' I może to prawda. Aidana ciągnie do tego, co negatywne, wiecznie przegląda straszne historie w Internecie, ostatnio zaczął czytać do późnej nocy artykuły o wycieku tożsamości. Polowania na czarownice, omnishambles w sektorze publicznym. Pracuje w IT, a ostatnio spędza dni na żarłocznym czytaniu poprzednich spraw, zamiast pracować.

Woźny zaciąga kurtynę wokół Zary, zabezpieczoną rzepem, którego Aidan nie może się oprzeć, by nie sprawdzić. Woźny zerka na niego, szybkim, władczym spojrzeniem zza kwadratowych okularów. Aidan ignoruje go i sprawdza wzdłuż zasłony. Jeśli tylko uda mu się zabezpieczyć ją szczelniej ... upewnić się, że nikt jej nie widzi ...

'Będziecie na galerii dla publiczności' - mówi do nich adwokat. Harry jest młody. Po trzydziestce. Pije matcha latte, które pozostawiają jego język jasnozielony. Aidan dostrzega to, gdy mówi do nich na spotkaniach i musi się bardzo starać, by tego nie komentować. Harry szczególnie dobrze dogaduje się z Lauren, ale przecież wszyscy tak mają. Oboje są szybkimi mówcami, gestykulantami. Lauren zaprosiła go latem na curry, które zrobiła od podstaw, kupiła na targu mnóstwo ciecierzycy - o wiele, wiele za dużo - a Aidan przez cały wieczór siedział i słuchał żony i adwokata CPS, martwiąc się o zatarte granice.

Harry po raz kolejny przebiega spokojnie przez konto Zary. Grzęźnie jak flaming za pudłem, jedną nogą opierając się o drewnianą boazerię ściany.

Aidan i Lauren wiszą w rogu sali sądowej. 'To powinno być szybkie,' mówi Lauren. 'Myślę.' Przebiega ręką przez swoje popielate blond włosy. Żona Aidana jest czasem piękna, a czasem mniej, choć on nigdy by tego nie powiedział. Aidan uważa ją w ten sposób za fascynującą. Jej rysy są lekko nieregularne gdzieś w okolicach nosa i ust. Jest 'interesująca do oglądania', powiedział kiedyś będąc pijanym, czego żałował.

'Nic jej nie będzie', zapewnia ją, choć nie ma tego na myśli, nie jest pewien. Jak mógłby być?

Wpatruje się w okna powyżej i żałuje, że nie zrobili tego, co trzeba. Że zrobili coś złego. Łatwą rzecz. Że Zara nie przejmowała się tak bardzo. Że widziała morderstwo, ale zamknęła oczy i odeszła. Udawała, że to się nigdy nie stało.




Rozdział 4. Zara

----------

4

----------

----------

Zara

----------

The Old Bailey, Londyn

Zara siedzi za czarnymi zasłonami, czekając na rozpoczęcie przesłuchania. Choć nikt nie będzie mógł jej zobaczyć, jej policzki są zarumienione. Próbuje uspokoić się głębokimi oddechami.

Wszystko, co musi zrobić - mówi sobie - to powiedzieć na sali sądowej, co widziała.

Tylko że to nie jest takie proste. W ogóle. Zara nie uważa niczego za proste, nie do końca. Jest jedną z życiowych nadmyślaczy, jak twierdzi terapeutka.

Ale ta noc zmieniła wszystko. Ta noc to dla Zary przede wszystkim instynkt jelitowy.

Sięga po łyk wody podanej w białym plastikowym kubku. To... to jest inne. Dobro i zło zostały pomieszane.

Widziała, jak oskarżony dźgał ofiarę, Jamiego, podczas gdy jego przyjaciel się temu przyglądał. Widziała jak krew spływa z szyi Jamiego, kaskadą na podłogę wokół niego. I Zara jest tu z tego powodu.

Bo znała Jamiego.

Zaczęła pracować jako wolontariuszka w Islington z Waste Not, jako część jej zdrowienia z lęków. 'Słuchaj, kim chcesz być?' powiedział terapeuta, a Zara pomyślała: Boże - kim? Co za wyzwalające pytanie.

'Lubię przyczyny', powiedziała w końcu. Na przykład... środowisko, zwierzęta, wspieranie słabszych. Nie wiem. Bezdomni. Żal mi ich. To przyszło znikąd, ale czuło się, że to prawdziwa, autentyczna Zara, która mówiła. Nie ta, która próbowała dopasować się do szkolnego weekendu wyjazdowego - myśląc milion fatalnych myśli na minutę, zamiast jeździć na rowerze - ale prawdziwa ona. I tak co drugi czwartek, o szóstej wieczorem, szła na główną ulicę, żeby rozdawać jedzenie, które kilka kawiarni i restauracji zarezerwowało dla bezdomnych. Miała na sobie kamizelkę hi-vis, jaskrawożółtą, i niosła sztywną papierową torbę z gorącymi posiłkami, para delikatnie ogrzewała jej rękę. Na początku musiała szukać bezdomnych - w drzwiach sklepów, w przejściach podziemnych - ale po kilku miesiącach zaczęli przychodzić do niej. Tak właśnie poznała Jamiego i resztę z nich.

I tak go rozpoznała, gdy go zobaczyła. Kiedy zobaczyła, co się z nim stało.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Pozostanie w ukryciu"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści