Moja jednonocna randka z Edenem

Prolog

==========

Prolog

==========

"Myślisz, że polecisz, mały ptaszku?"

Głos, koszmar, szeptał przez wiatr.

Skały u podstawy tego sobolowego klifu świeciły srebrem, gdy łapały światło księżyca. Ciemność tak czarna i nieskończona zaczęła się ciągnąć, jej uwiąz na mojej kostce, gdy zrobiłam jeden krok w kierunku krawędzi.

Czy to będzie bolało, lecąc?

"Przekonajmy się."




Rozdział 1 (1)

==========

Rozdział pierwszy

==========

----------

Winslow

----------

"Could I get another ..."

Barman nie zwolnił, gdy przechodził obok.

"Drink," mruknąłem, pochylając się do przodu.

Pops powiedział mi, że ten bar to miejsce, gdzie przesiadują miejscowi. Nie dość, że znajdował się w odległości spaceru od mojego nowego domu, na wypadek, gdybym zdecydował się nie jechać samochodem, to teraz ja byłem miejscowy. Od dzisiaj mieszkam w Quincy, w Montanie.

Powiedziałam to barmanowi, kiedy poprosiłam o kartę win. Podniósł jedną krzaczastą białą brew ponad swoje zwężone spojrzenie, a ja porzuciłem pragnienie szklanki cabernet, zamawiając zamiast tego tonik z wódką. Nie chciałem prosić o dodanie cytryny.

Kostki lodu w mojej szklance zabrzęczały razem, gdy wirowałam wokół różowej plastikowej słomki. Barman zignorował również ten dźwięk.

Main Street miała dwa bary-pułapki na turystów o tej porze roku, jak twierdzi Pops. Ale żałowałam, że nie wybrałam jednego z nich, żeby uczcić moją pierwszą noc w Quincy. Biorąc pod uwagę jego postawę, barman, który musiał myśleć, że jestem zagubionym turystą, również żałował mojej decyzji.

Willie's był barem typu dive i nie do końca moją sceną.

Barmani w centrum prawdopodobnie uznawali swoich klientów, a ceny były wyszczególnione w menu, a nie podawane za pomocą trzech palców jednej pomarszczonej dłoni.

Wyglądał mniej więcej tak staro jak ten ciemny, obskurny budynek. Jak większość barów w małym miasteczku Montany, ściany tętniły znakami piwnymi i neonami. Półki zastawione butelkami z alkoholem wyłożone były na lustrzanej ścianie naprzeciwko mojego miejsca. Sala była zagracona stołami, każde krzesło było puste.

Willie's był opustoszały w ten niedzielny wieczór o dziewiątej.

Miejscowi muszą znać lepsze miejsce na relaks.

Jedynym innym klientem był mężczyzna siedzący na najdalszym końcu baru, na ostatnim stołku w kolejce. Przyszedł dziesięć minut po moim przybyciu i wybrał miejsce jak najdalej ode mnie. On i barman byli niemalże kalkowymi kopiami siebie nawzajem, z takimi samymi białymi włosami i zgarbionymi brodami.

Bliźniaki? Wyglądali na wystarczająco starych, by założyć ten bar. Może jednym z nich był sam Willie.

Barman przyłapał mnie na gapieniu się.

Uśmiechnęłam się i zagrzechotałam lodem w swojej szklance.

Jego usta zacisnęły się w cienką linię, ale zrobił mi kolejnego drinka. I tak jak przy pierwszym, dostarczył go bez słowa, trzymając w górze te same trzy palce.

Skręciłam się, żeby sięgnąć do torebki, wyławiając kolejne pięć, bo najwyraźniej zakładanie rachunku nie wchodziło w grę. Ale zanim zdążyłem wyciągnąć banknot z portfela, głęboki, chropowaty głos pieścił pokój.

"Hej, Willie."

"Griffin." Barman skinął głową.

Więc to był Willie. I potrafił mówić.

"Zwykłe?" zapytał Willie.

"Yep." Mężczyzna o niesamowitym głosie, Griffin, wyciągnął stołek dwa w dół od mojego.

Gdy jego wysokie, szerokie ciało wsunęło się na siedzenie, powiew jego zapachu poniósł się w moją stronę. Skóra, wiatr i przyprawy wypełniły mój nos, przeganiając stęchłe powietrze z baru. Był upojny i uwodzicielski.

Był typem mężczyzny, który zawracał kobiecie w głowie.

Jedno spojrzenie na jego profil i koktajl przede mną był niepotrzebny. Zamiast tego wypiłam tego mężczyznę od stóp do głów.

Rękawy jego czarnej koszulki rozciągały się wokół jego wypielęgnowanych bicepsów i dopasowywały do płaszczyzn ramion, gdy opierał łokcie na barze. Jego brązowe włosy były zaczesane na palce i zakręcone na karku. Jego opalone przedramiona były przysypane tymi samymi ciemnymi włosami, a żyła przebiegała przez znajdujący się pod nią sznur mięśni.

Nawet siedząc, mogłem stwierdzić, że jego nogi są długie, a uda grube jak wiecznie zielone pnie drzew z lasów za miastem. Postrzępione brzegi jego wyblakłych dżinsów ocierały się o czarne kowbojskie buty. A kiedy przesunął się na swoim miejscu, uchwyciłam błysk srebrno-złotej klamry paska u jego talii.

Jeśli jego głos, jego zapach i ta szczupła szczęka nie wystarczyły, by sprawić, że zaschło mi w ustach, to ta klamra to zrobiła.

Jednym z ulubionych filmów mojej mamy były Legendy Upadku. Pozwoliła mi go obejrzeć w wieku 16 lat i razem płakałyśmy. Zawsze, gdy za nią tęskniłem, włączałem ten film. DVD było porysowane, a zapięcie na obudowie złamane, ponieważ oglądałem ten film niezliczoną ilość razy tylko dlatego, że był jej.

Zawsze śliniła się na widok Brada Pitta jako seksownego kowboja.

Gdyby mogła zobaczyć Griffina, też by się śliniła. Choć brakowało mu kapelusza i konia, ten facet był spełnieniem każdej kowbojskiej fantazji.

Podnosząc szklankę do ust, łyknęłam zimnego drinka i oderwałam wzrok od przystojnego nieznajomego. Wódka spaliła mi gardło, a alkohol popłynął do głowy. Ol' Willie mieszał swoje koktajle mocno.

Gapiłam się bez skrępowania. To było niegrzeczne i oczywiste. Jednak kiedy odstawiłam szklankę, moje spojrzenie natychmiast wróciło do Griffina.

Jego przeszywające niebieskie oczy czekały.

Oddech mi stanął.

Willie postawił przed Griffinem tumbler pełen lodu i karmelowego płynu, po czym, nie dając mu palców do zapłacenia, odszedł.

Griffin wziął jeden łyk swojego drinka, jego jabłko Adama zakołysało się. Potem jego uwaga znów skupiła się na mnie.

Intensywność jego spojrzenia była równie odurzająca jak mój koktajl.

Wpatrywał się bez wahania. Wpatrywał się ze śmiałym pożądaniem. Jego wzrok spłynął po mojej czarnej bluzce do podartych dżinsów, które założyłam rano przed wymeldowaniem się z hotelu w Bozeman.

Spędziłam cztery i pół godziny jadąc do Quincy z przyczepą U-Haul przyczepioną do mojego Dodge'a Durango. Kiedy dotarłem na miejsce, od razu zabrałem się za rozładunek, przerywając go tylko po to, by spotkać się z tatą na kolacji.

Byłam w rozsypce po całym dniu dźwigania pudeł. Moje włosy były spięte w kucyk, a jakikolwiek makijaż, który nałożyłam rano, prawdopodobnie się zmył. Jednak uznanie w spojrzeniu Griffina wysłało falę pożądania pędzącą do mojego rdzenia.

"Cześć," mruknęłam. Smooth, Winn.

Jego oczy błyszczały jak dwa doskonałe szafiry osadzone za długimi, brudnymi rzęsami. "Cześć."

"Jestem Winn." Wyciągnąłem rękę nad przestrzenią między nami.




Rozdział 1 (2)

"Griffin." W momencie, gdy jego ciepła, modzelowata dłoń spasowała się z moją, mrowienie kaskadowo przeszło przez moją skórę jak fajerwerki. Dreszcz przetoczył się w dół mojego kręgosłupa.

Jasna cholera. Było między nami wystarczająco dużo prądu, by zasilić szafę grającą w rogu.

Skupiłem się na swoim drinku, bardziej przełykając niż popijając. Lód nie zrobił nic, by mnie ochłodzić. Kiedy ostatni raz tak bardzo pociągał mnie mężczyzna? Od lat. To były lata. Nawet wtedy, to bladło w porównaniu do pięciu minut obok Griffina.

"Skąd jesteś?" zapytał. Podobnie jak Willie, musiał założyć, że jestem turystką.

"Bozeman."

Przytaknął. "Chodziłem do college'u w Montana State".

"Go Bobcats." Podniosłem swojego drinka w salucie.

Griffin odwzajemnił gest, po czym przyłożył brzeg swojej szklanki do pełnej dolnej wargi.

Znów się gapiłem, bez wstydu. Może to kanciaste kości policzkowe wyróżniały jego twarz. Może to był prosty nos z lekkim zgrubieniem przy mostku. Albo jego ciemne, pogrubione łuki brwiowe. Nie był zwykłym, przystojnym mężczyzną. Griffin był cudowny.

A jeśli był u Williego... był miejscowy.

Lokalny oznaczał, że jest poza zasięgiem. Cholera.

Przełknęłam swoje rozczarowanie kolejnym łykiem wódki.

Stukot nóg stołka rozbrzmiał w pokoju, gdy przesunął się, by zająć miejsce obok mojego. Jego ręce wróciły do baru, jego drink między nimi, gdy pochylił się do przodu. Siedział tak blisko, jego ciało tak duże, że ciepło z jego skóry przesiąkło do mojego.

"Winn. Podoba mi się to imię."

"Dzięki." Moje pełne imię było Winslow, ale bardzo niewielu ludzi kiedykolwiek nazywało mnie inaczej niż Winn lub Winnie.

Willie przeszedł obok i zwęził oczy na skrawku przestrzeni między Gryfem a mną. Potem dołączył do swojego sobowtóra.

"Czy oni są spokrewnieni?" zapytałem, zniżając głos.

"Willie Senior jest po naszej stronie baru. Jego syn miesza drinki".

"Ojciec i syn. Huh. Myślałem, że bliźniacy. Czy Willie Senior ma taką samą świecącą osobowość jak Willie Junior?".

"Jest gorzej." Griffin chuckled. "Za każdym razem, gdy przejeżdżam przez miasto, staje się bardziej spaczony".

Czekaj. Czy to znaczyło, że ... . "Nie mieszkasz w mieście?"

"Nie." Potrząsnął głową, podnosząc swojego drinka.

Zrobiłem to samo, ukrywając swój uśmiech w szklance. Więc nie był miejscowym. Co oznaczało, że flirtowanie było nieszkodliwe. Niech cię Bóg błogosławi, Quincy.

Sto osobistych pytań prześcigało się w moim umyśle, ale odrzucałam je wszystkie. Skyler krytykowała mnie za przechodzenie w tryb przesłuchania w ciągu dziesięciu minut od poznania kogoś nowego. Jedna z wielu krytyk. Wykorzystywał swój zawód trenera życiowego jako wymówkę, żeby powiedzieć mi wszystko i wszystkich, co robiłam źle w naszym związku. W życiu.

Tymczasem on mnie zdradził, więc nie słuchałam już głosu Skylera.

Ale nadal nie zamierzałam bombardować tego człowieka pytaniami. On tu nie mieszkał, a pytania zachowam dla ludzi, którzy tu mieszkali: moich wyborców.

Griffin spojrzał na odległy koniec pokoju i pusty stół do gry w shuffleboard. "Chcesz zagrać w grę?"

"Um . . . pewnie? Nigdy wcześniej nie grałem."

"To proste." Zsunął się ze swojego stołka, poruszając się z gracją, której mężczyźni jego rozmiaru zwykle nie posiadali.

Podążyłem za nim, oczy wlepione w najlepszy tyłek, jaki kiedykolwiek widziałem. A on tu nie mieszkał. Wyimaginowany chór siedzący w zakurzonych krokwiach baru wydał zbiorowe yeehaw.

Griffin poszedł na jeden koniec stołu, podczas gdy ja przeszedłem na drugi. "Dobra, Winn. Przegrany kupuje następną kolejkę drinków."

Dobrze, że miałem gotówkę. "Okay."

Griffin spędził następne dziesięć minut na wyjaśnianiu zasad i demonstrowaniu, jak zsuwać krążki po zapiaszczonej powierzchni w kierunku linii punktów. Potem graliśmy, mecz za meczem. Po jeszcze jednej rundzie obaj przestaliśmy pić, ale żaden z nas nie wykonał ruchu, żeby wyjść.

Wygrałem kilka gier. Większość przegrałem. A kiedy Willie w końcu ogłosił, że zamyka o pierwszej, obaj wyszliśmy na zewnątrz na zaciemniony parking.

Zakurzona czarna ciężarówka była zaparkowana obok mojego Durango.

"To była zabawa".

"Było." Uśmiechnąłem się do Griffina, moje policzki szczypały. Nie miałem tyle zabawy z otwartym flirtowaniem z mężczyzną w, cóż ... nigdy. Zwolniłem swoje kroki, ponieważ ostatnim miejscem, do którego chciałem się udać, był dom sam.

Musiał mieć ten sam pomysł, bo jego buty zatrzymały się na chodniku. Podszedł bliżej.

Winslow Covington nie miał jednonocnych przygód. Byłam zbyt zajęta marnowaniem lat na niewłaściwych mężczyzn. Griffin też nie był odpowiednim człowiekiem, ale nauczyłam się w czasie mojej pracy jako policjantka, że czasami nie chodzi o wybór dobra od zła. To było wybieranie właściwych złych.

Griffin. Dziś wieczorem wybrałem Griffina.

Więc zmniejszyłam dystans między nami i stanęłam na palcach, pozwalając moim dłoniom wężować się po jego twardym, płaskim brzuchu.

Był wysoki, stał dwa lub trzy cale powyżej sześciu stóp. Przy pięciu dziewięciu, to było orzeźwiające, aby być wokół mężczyzny, który górował nad mną. Podniosłem rękę do jego szyi, pociągając go w dół, aż jego usta zawisły nad moimi.

"Czy to twoja ciężarówka?"

"Cholera." Przekląłem na zegarze, a następnie poleciałem do działania, zrzucając pokrywy z mojego nagiego ciała i ścigając się do łazienki.

Późno nie było jak chciałem rozpocząć pierwszy dzień mojej nowej pracy.

Włączyłam prysznic, głowa mi pękała, gdy weszłam pod zimny strumień i wydałam z siebie okrzyk. Nie było czasu, żeby czekać na ciepłą wodę, więc umyłam włosy i nałożyłam trochę odżywki, podczas gdy ja zdrapywałam zapach Griffina ze skóry. Opłakiwałam jego utratę później.

Między moimi nogami pojawił się ból, o którym pomyślę również później. Ostatnia noc była...

Dmuchająca. Toe curling. Najlepsza noc, jaką kiedykolwiek miałam z mężczyzną. Griffin wiedział dokładnie, jak wykorzystać to potężne ciało i byłam szczęśliwą odbiorczynią trzech - lub może czterech - orgazmów.

Zadrżałam i zdałam sobie sprawę, że woda jest gorąca. "Cholera."

Wyrzucając myśli o Griffinie z głowy, pospiesznie wyszłam spod prysznica, gorączkowo nakładając makijaż i chcąc, żeby suszarka pracowała szybciej. Nie mając czasu na kręcenie lub prostowanie włosów, skręciłam je w ciasny kok na karku, po czym popędziłam do sypialni, żeby się ubrać.




Rozdział 1 (3)

Materac spoczywał na podłodze, prześcieradła i koce były poplątane i porozrzucane wszędzie. Na szczęście, zanim wczoraj wieczorem poszedłem do baru, poszukałem pościeli w pudłach i rozłożyłem ją. Kiedy w końcu dotarłam do domu po godzinach spędzonych na pace ciężarówki Griffina, praktycznie wcisnęłam się twarzą w poduszki i zapomniałam nastawić alarm.

Nie chciałam żałować Griffina. Rozpoczęcie mojego nowego życia w Quincy od gorącej i dzikiej nocy wydawało się trochę jak przeznaczenie.

Serendipity.

Może podczas jego następnej podróży przez miasto, wpadniemy na siebie. Ale jeśli nie, cóż ... Nie miałem czasu na roztargnienie mężczyzny.

Zwłaszcza nie dzisiaj.

"Oh, God. Proszę, nie pozwól mi się spóźnić." Przejrzałam walizkę, znajdując parę ciemnych dżinsów.

Pops powiedział mi specjalnie, żeby nie pokazywać się na stacji wyglądając fantazyjnie.

Dżinsy były lekko pomarszczone, ale nie było czasu na szukanie pudełka, które ukradło moje żelazko. Poza tym, żelazko oznaczało elegancję. Prosta biała koszulka, którą znalazłam obok, również była pognieciona, więc sięgnęłam po moją ulubioną czarną marynarkę, żeby ukryć najgorsze winy. Potem wskoczyłam w moje ulubione czarne buty z grubymi obcasami i pobiegłam do drzwi, zabierając torebkę z miejsca, w którym wyrzuciłam ją na podłogę w salonie.

Słońce świeciło. Powietrze było czyste. Niebo było niebieskie. I nie miałam czasu, by docenić choćby minutę mojego pierwszego poranka w Quincy, Montana, gdy biegłam do Durango zaparkowanego na moim podjeździe.

Wsunąłem się za kierownicę, uruchomiłem silnik i ponownie przekląłem na zegar na desce rozdzielczej. Ósma - dwie. "Jestem spóźniony".

Na szczęście Quincy to nie Bozeman i przejazd z jednej strony miasta do komisariatu na drugiej trwał dokładnie sześć minut. Wjechałam na parking i zaparkowałam obok znajomego niebieskiego Bronco i pozwoliłam sobie wziąć jeden głęboki oddech.

Mogę wykonywać tę pracę.

Potem wysiadłam z samochodu i podeszłam do drzwi wejściowych komisariatu, mając nadzieję, że z każdym krokiem wyglądam w porządku.

Jedno pogardliwe spojrzenie oficera stacjonującego za szklaną przegrodą przy recepcji i wiedziałem, że się pomyliłem. Cholera.

Jego siwe włosy były obcięte krótko, wysoko i mocno w wojskowym stylu. Patrzył na mnie z góry i z dołu, a zmarszczki na jego twarzy pogłębiły się wraz z gniewem. To spojrzenie prawdopodobnie nie miało nic wspólnego z moim strojem.

A wszystko z moim nazwiskiem.

"Dzień dobry." Przykleiłem jasny uśmiech, przechodząc przez małe lobby do jego miejsca pracy. "Jestem Winslow Covington."

"Nowy szef. Wiem," mruknął.

Mój uśmiech nie osłabł.

Przekonałbym ich do siebie. W końcu. To właśnie powiedziałem Popsowi wczoraj wieczorem, kiedy zaprosił mnie na kolację po tym, jak zwróciłem U-Haul. Przekonam ich wszystkich, jeden po drugim.

Większość ludzi będzie myśleć, że jedynym powodem, dla którego dostałem pracę jako szef policji w Quincy, było to, że mój dziadek był burmistrzem. Tak, to on będzie moim szefem. Ale nie istniała klauzula nepotyzmu dla pracowników miejskich. Prawdopodobnie dlatego, że w mieście tej wielkości każdy był w jakiś sposób spokrewniony. Gdyby dodać zbyt wiele ograniczeń, nikt nie byłby w stanie dostać pracy.

Poza tym, Pops mnie nie zatrudnił. Mógł to zrobić, ale zamiast tego stworzył komitet poszukiwawczy, żeby mieć więcej niż jeden głos przy podejmowaniu decyzji. Walter Covington był najuczciwszym i najbardziej honorowym człowiekiem, jakiego znałam.

I wnuczka czy nie, liczyło się moje przedstawienie. I chociaż mój dziadek kochał mnie całkowicie, nie zawahałby się mnie zwolnić, gdybym to spieprzyła.

Powiedział mi to w dniu, w którym mnie zatrudnił. Przypomniał mi to ponownie wczoraj wieczorem.

"Burmistrz czeka w pańskim biurze", powiedział oficer, naciskając przycisk, by wprowadzić mnie do drzwi obok jego boksu.

"Miło było pana poznać" - zerknąłem na srebrną tabliczkę na jego czarnym mundurze - "oficer Smith".

Jego reakcją było całkowite zignorowanie mnie, zwrócenie uwagi na ekran swojego komputera. Będę musiał przekonać go do siebie innego dnia. A może byłby otwarty na wcześniejszą emeryturę.

Przepchnęłam się przez drzwi, które prowadziły do serca stacji. Byłam tu już dwa razy, w obu przypadkach podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Ale teraz było inaczej, bo nie byłem już gościem. To było moje pomieszczenie. Oficerowie, którzy patrzyli na mnie zza swoich biurek, byli pod moją opieką.

Mój żołądek się zacisnął.

Zostając całą noc uprawiając seks z nieznajomym prawdopodobnie nie był najmądrzejszy sposób na przygotowanie się do mojego pierwszego dnia.

"Winnie." Pops wyszedł z tego, co byłoby moje biuro, jego ręka rozszerzona. Wydawał się wyższy dzisiaj, prawdopodobnie dlatego, że był ubrany w ładne dżinsy i krochmalona koszula zamiast ratty T-shirt, workowate dżinsy i szelki widziałem go w wczoraj.

Pops był wysportowany jak na swoje siedemdziesiąt jeden lat i chociaż jego włosy miały gruby srebrny kolor, jego sześć-trzy ramiona były silne jak wół. Był w lepszej formie niż większość mężczyzn w moim wieku, a co dopiero jego.

Uścisnąłem mu rękę, ciesząc się, że nie próbował mnie przytulić. "Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie."

"Sam dopiero co tu dotarłem." Pochylił się bliżej i spuścił głos. "Dobrze się czujesz?"

"Nerwowo," wyszeptałam.

Obdarzył mnie małym uśmiechem. "Poradzisz sobie świetnie."

Mogłam wykonać tę pracę.

Miałam trzydzieści lat. Dwie dekady poniżej mediany wieku osoby na tym stanowisku. Cztery dekady młodszy niż mój poprzednik był, gdy przechodził na emeryturę.

Poprzedni szef policji pracował w Quincy przez całą swoją karierę, awansując i pełniąc funkcję szefa tak długo, jak ja żyłem. Ale właśnie dlatego tata chciał, żebym to ja objął to stanowisko. Powiedział, że Quincy potrzebuje świeżego spojrzenia i młodszej krwi. Miasto się rozrastało, a wraz z nim ich problemy. Stare sposoby nie dawały rady.

Wydział musiał przyjąć technologię i nowe procesy. Kiedy poprzedni szef ogłosił swoją emeryturę, Pops zachęcił mnie do wrzucenia mojego nazwiska do kapelusza. Jakimś cudem, komisja rekrutacyjna wybrała mnie.

Tak, byłem młody, ale spełniałem minimalne kwalifikacje. Pracowałem przez dziesięć lat w departamencie policji w Bozeman. W tym czasie zdobyłem tytuł licencjata i stanowisko detektywa w departamencie. Moje akta były nieskazitelne i nigdy nie zostawiłem żadnej sprawy niezamkniętej.




Rozdział 1 (4)

Może moje powitanie byłoby cieplejsze, gdybym była mężczyzną, ale to nigdy mnie nie przerażało i z pewnością nie zamierzało dzisiaj.

Mogę wykonywać tę pracę.

Wykonałbym tę pracę.

"Pozwól, że przedstawię ci Janice." Kiwnął, żebym poszła za nim do mojego biura, gdzie spędziliśmy poranek z Janice, moją nową asystentką.

Pracowała dla byłego szefa od piętnastu lat, a im dłużej mówiła, tym bardziej się w niej zakochiwałem. Janice miała kolczaste siwe włosy i najładniejszą parę okularów w czerwonych oprawkach, jaką kiedykolwiek widziałem. Znała wszystkie tajniki stacji, harmonogramy i niedociągnięcia.

Kiedy zakończyliśmy nasze wstępne spotkanie, zanotowałem sobie, że przyniosę jej kwiaty, ponieważ bez Janice prawdopodobnie upadłbym na twarz. Zwiedziliśmy stację, spotykając się z oficerami, którzy nie wyjechali na patrol.

Oficer Smith, którego rzadko wysyłano w teren, bo wolał pracę za biurkiem, był jednym z kandydatów na szefa i Janice powiedziała mi, że był zrzędliwym dupkiem od dnia, w którym go odrzucono.

Każdy oficer poza nim był uprzejmy i profesjonalny, choć powściągliwy. Bez wątpienia nie byli pewni, co ze mną zrobić, ale dzisiaj przekonałem Janice do siebie - a może to ona przekonała mnie. Nazywałem to zwycięstwem.

"Spotkasz się z większością działu dziś po południu na zmianie", powiedziała mi, kiedy wycofaliśmy się z powrotem do bezpieczeństwa mojego biura.

"Planowałam zostać do późna jednego wieczoru w tym tygodniu, żeby poznać też nocną zmianę".

To nie był duży posterunek, bo Quincy nie było dużym miastem, ale w sumie miałem piętnastu funkcjonariuszy, czterech dyspozytorów, dwóch administratorów i Janice.

"Jutro przyjeżdża szeryf hrabstwa, żeby się z tobą spotkać" - powiedziała Janice, czytając z notatnika, który miała ze sobą przez cały ranek. "O godzinie dziesiątej. Jego personel jest dwa razy większy od naszego, ale ma więcej terenu do pokrycia. W przeważającej części, ich zespół pozostaje z dala od naszej drogi, ale zawsze jest gotów wkroczyć, jeśli potrzebujesz pomocy."

"Dobrze wiedzieć." Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby mieć źródło pomysłów.

"Jak twoja głowa?" Pops zapytał.

Przyłożyłam ręce do uszu i wydałam dźwięk wybuchającej bomby.

Roześmiał się. "Złapiesz się na tym."

"Tak, złapiesz", powiedziała Janice.

"Dziękuję za wszystko", powiedziałem jej. "Naprawdę nie mogę się doczekać pracy z tobą".

Usiadła trochę bardziej wyprostowana. "Podobnie."

"Dobrze, Winnie." Pops klepnął dłonie na kolanach. "Chodźmy złapać trochę lunchu. Potem muszę dostać się do mojego własnego biura, a ja pozwolę ci wrócić tutaj i osiedlić się w".

"Będę tutaj, kiedy wrócisz." Janice ścisnęła moje ramię, gdy wymknęliśmy się z mojego biura.

Pops po prostu skinął głową, utrzymując swój dystans. Dziś wieczorem, kiedy nie byłem szefem Covington, a on nie był burmistrzem Covington, udałbym się do jego domu i dostał jeden z jego niedźwiedzich uścisków.

"Może zjemy w The Eloise?" zasugerował, gdy wyszliśmy na zewnątrz.

"Hotel?"

Przytaknął. "Byłoby dobrze dla ciebie spędzić tam trochę czasu. Poznajcie Edensów."

Edensów. Rodzina założycielska Quincy.

Pops obiecał, że najszybszym sposobem na zdobycie przychylności społeczności jest pozyskanie Edensów. Jeden z ich krewnych z poprzednich pokoleń założył miasto i od tego czasu rodzina ta była kamieniem węgielnym społeczności.

"Są właścicielami hotelu, pamiętasz?" zapytał.

"Pamiętam. Po prostu nie zdawałem sobie sprawy, że w tych dniach w hotelu jest restauracja." Prawdopodobnie dlatego, że ostatnio nie spędziłem w Quincy zbyt wiele czasu.

Sześć podróży, które odbyłem tutaj, aby uczestniczyć w procesie wywiadu, były moimi pierwszymi podróżami do Quincy od lat. A dokładnie pięć.

Ale kiedy Skyler i ja rozpadliśmy się na kawałki, a Pops zaproponował mi posadę szefa, uznałem, że czas na zmiany. A Quincy, cóż... Quincy zawsze zajmował specjalne miejsce w moim sercu.

"Edensowie założyli hotelową restaurację jakieś cztery lata temu", powiedział Pops. "To najlepsze miejsce w mieście, moim zdaniem".

"W takim razie zjedzmy." Odblokowałem swój samochód. "Spotkamy się tam."

Podążyłem za jego Bronco ze stacji na Main Street, biorąc pod uwagę mnogość samochodów spoza stanu zaparkowanych w centrum. Sezon turystyczny był w pełnym rozkwicie i prawie każde miejsce było pełne.

Pops zaparkował dwie przecznice od Main na bocznej uliczce i ramię w ramię spacerowaliśmy do The Eloise Inn.

Ten kultowy hotel był najwyższym budynkiem w Quincy, dumnie stojącym na tle gór w oddali. Zawsze chciałam spędzić noc w The Eloise. Może pewnego dnia zarezerwuję sobie pokój, tak dla zabawy.

Lobby pachniało cytrynami i rozmarynem. Recepcja była wyspą w wielkiej, otwartej przestrzeni, a młoda kobieta o słodkiej twarzy stała za ladą, sprawdzając gościa. Kiedy zauważyła Popsa, rzuciła mu mrugnięcie.

"Kto to jest?" zapytałem.

"Eloise Eden. Przejęła stanowisko kierownika ostatniej zimy."

Pops pomachał do niej, a następnie przeszedł obok recepcji w kierunku otwartych drzwi. Stukot widelców na talerzach i nudny szmer rozmów przywitał mnie, gdy weszliśmy do hotelowej restauracji.

Jadalnia była przestronna, a sufity równie wysokie jak te w lobby. Było to idealne miejsce na rozrywkę. Prawie jak sala balowa, ale wypełniona stołami różnej wielkości, sprawdzała się również jako restauracja.

"Właśnie wstawili te okna". Pops wskazał na daleką ścianę, gdzie czarne szyby wcinały się w ścianę z czerwonej cegły. "Kiedy ostatnio rozmawiałem z Harrisonem, powiedział, że tej jesieni będą przebudowywać całą tę przestrzeń".

Harrison Eden. Patriarcha rodziny. Był w komisji rekrutacyjnej, a ja lubiłem wierzyć, że zrobiłem dobre wrażenie. Według taty, gdybym nie zrobił, nie byłoby szans, żebym dostał pracę.

Hostessa przywitała nas szerokim uśmiechem i zaprowadziła do kwadratowego stołu w centrum pomieszczenia.

"Który z Edenów prowadzi tę restaurację?" zapytałem, gdy przeglądaliśmy kartę menu.

"Knox. Jest drugim najstarszym synem Harrisona i Anne. Eloise to ich najmłodsza córka".

Harrison i Anne, rodzice. Knox, syn. Eloise, córka. Prawdopodobnie było jeszcze wielu Edenów do poznania.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Moja jednonocna randka z Edenem"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści