Droga do prawdziwego szczęścia

Rozdział pierwszy (1)

========================

Docieram mniej więcej tak daleko, jak "Droga Millie Price, mamy przyjemność poinformować Cię", zanim emocjonalnie zanika, jakbym właśnie została uderzona przez tęczę i zrzucona do rzeki brokatu. Trzasnęłam telefonem w dół na najbliższym stole, skacząc na nogi.

"To się dzieje", gazuję.

"Czy to się może zdarzyć gdzie indziej?"

Na swoją obronę, zapomniałam, że jestem w bibliotece. Ale również w mojej obronie, Oliver Yang byłby zirytowany moją egzystencją w każdym pomieszczeniu w tej szkole, i prawdopodobnie w każdym wymiarze dalej.

Oczywiście, on patrzy na mnie z tym samym patentem Stage Manager Scowl, który obserwowałam, jak ewoluował, odkąd zaczęliśmy się nawzajem irytować w pierwszym roku. Na początku było to o wiele bardziej wyraziste - wszystkie zmarszczone brwi i zaciśnięte usta, wymierzone z zamiarem spalenia. Ale po trzech latach przyjął bardziej beznamiętną minę, albo dlatego, że jest zbyt wyluzowany, żeby się nią zajmować, albo dlatego, że my dwaj zbyt często działamy sobie na nerwy, żeby to uzasadnić.

Biorę moje nuty z kopiarki i podchodzę do jego stolika, przepełniona podnieceniem, którego nawet on i ta irytująco przystojna twarz nie są w stanie przebić.

"Finały się skończyły", mówię, zaciskając palec na jego otwartym podręczniku do fizyki.

Przyciąga go bliżej siebie, poza moim zasięgiem. "Biorę ten jeden późno. Musiałam siedzieć na wszystkich przesłuchaniach".

Zazwyczaj nie poświęciłby mi tylu słów, ale w jego głosie słychać lekkie ostrzeżenie - przypomnienie, że będzie pomagał w podejmowaniu decyzji o obsadzie i w moim najlepszym interesie byłoby nie męczyć go dalej. Ale on spędził ostatnie trzy lata nękając mnie, więc wydaje się sprawiedliwe, aby dostać kilka ostatnich ciosów teraz, gdy mój teatralny los jest bezpiecznie poza jego rękami. Niektóre z decyzji o obsadzie, które nasz nauczyciel teatralny podjął w ciągu tych lat, mają prawdopodobnie mniej wspólnego z tym, że wyglądam jak "Townsperson #7", a więcej z tym, że Oliver żywi urazę w kształcie Millie.

"Cóż, skończyłem z finałami", mówię mu wesoło, siadając na krawędzi jego stołu.

"Woo," Oliver deadpans bez patrzenia w górę.

"I z tą szkołą".

"Gdyby tylko."

Odrzucam włosy do tyłu za ramiona, w pełni świadoma, że szum loków jest tak samo dobrym powrotem, jak każdy werbalny. Ale Oliver nie patrzy na mnie, skupiony na zamknięciu swojego podręcznika do fizyki i wepchnięciu go do plecaka. Odsuwam się od stołu, gdy on wychodzi.

"Nawet nie zamierzasz zapytać dlaczego?"

Oliver wzdycha. "Mam wrażenie, że zamierzasz mi powiedzieć, czy tego chcę, czy nie".

Skręcam wargi. Rzecz w tym, że naprawdę nie powinnam marnować tego rodzaju wiadomości na Olivera, który szczyci się swoją zdolnością do udawania, że nie istnieję. Ale jestem w tym, co moja ciotka Heather nazywa jednym z moich "Millie Moods", kiedy wszystko jest po prostu tak dużo, że czuje się, jakby miało się ze mnie wylać, jeśli nie znajdę miejsca, aby to umieścić. I niestety dla Olivera, to ostatni dzień szkoły, a on jest jedyną osobą w rozsądnym promieniu.

"Dobrze. W takim razie nie powiem ci" - decyduję.

Oliver obraca się w kierunku wyjścia ze szkoły. "O nie," mówi płasko.

Idę za nim na chodnik, gdzie przechodzi przez ulicę, aby dostać się do skrzydła naukowego szkoły. Żeby było jasne, nie chodzi o to, że chcę go nadal mieć w zasięgu wzroku, ale działanie na nerwy Olivera to moja ulubiona rozrywka. I jeśli to naprawdę jest ostatni raz, kiedy go widzę, chcę zostawić po sobie wrażenie. Chcę, żeby za pięć lat spojrzał na moją twarz na Broadwayu i przypomniał sobie dokładnie, co mu powiedziałam, zanim moje wielkie loki i stare dżinsy Heather z lat dziewięćdziesiątych weszły do West Village i na dobre zniknęły z jego życia. Chcę, żeby pamiętał moje...

"Millie!"

Ręka Olivera owija się wokół mojego łokcia i odrzuca mnie do tyłu, gdy taksówka przejeżdża obok, na tyle blisko, że wydaję z siebie krzyk o głośności niezwykle żenującej dla rodowitego nowojorczyka. Jeszcze bardziej żenujący jest fakt, że jestem teraz przyciśnięta klatką piersiową do Olivera. Co gorsza, kiedy otwieram oczy, odkrywam, że moja twarz jest pochowana bezpośrednio w jego szyi.

Oboje cofamy się w tym samym czasie, jego twarz jest tak samo czerwona jak moja czuje.

"Co ty, do cholery, myślałaś?", żąda.

Mój mózg jest zbyt zajęty próbą usunięcia jędrności jego bicepsa i zapachu jego szamponu, aby sformułować godną odpowiedź.

"Dzięki", mruczę, krzyżując ręce na piersi, aby ukryć fakt, że się trzęsę.

Oliver stoi tam przez chwilę, jego waga przesuwa się między stopami. "W porządku," ustępuje. "O co Jej Wysokość świruje?".

I tak po prostu panika związana z moją ulotną śmiertelnością - i fakt, że wyraźnie zabroniłam mu nazywać mnie "Jej Wysokością", wraz z mnóstwem innych niepochlebnych przezwisk - odchodzi w zapomnienie. "Dostałam się do Madison Musical Theater Precollege," wykrzyknęłam na tyle głośno, że stado gołębi natychmiast odleciało. "Częściowe stypendium. Zaczynam w przyszłym semestrze na ostatnim roku, więc mogę skończyć szkołę średnią i zacząć zaliczać studia w tym samym czasie."

Nie spodziewam się, że będzie mi gratulował. Do tej pory jego najwyższa pochwała moich zdolności wykonawczych była wtedy, gdy podsłuchałam, jak mówił do naszej nauczycielki: "Chyba tylko ona potrafi zagrać to wysokie G" podczas drugiego roku. Ale oczekuję przynajmniej czegoś więcej niż przechylenia głowy i "Huh".

"'Huh'?" Powtarzam. "Czy finały naprawdę zjadły twoją ostatnią komórkę mózgową?"

"Nie," mówi sucho. "Błyszczące spodnie dyskotekowe, które nosiłeś na przesłuchaniu do 'Super Trouper', załatwiły sprawę".

"To było ubezpieczenie," mówię mu. "Donna or bust."

"Nie robimy Mamma Mia," wzdycha mniej więcej po raz osiemnasty w tym miesiącu.

Oliver jest zaprzysiężony do tajemnicy na temat tego, co szkoła wybrała na jesień, ale mam swoje źródła. Mianowicie, że pani Cooke nuci "Money, Money, Money" na korytarzach zbyt często, aby było to tylko konsekwencją tego, że system szkół publicznych nie płaci swoim nauczycielom. To, i Mamma Mia zamyka swój ograniczony Broadway w przyszłym tygodniu, co oznacza, że prawa będą w końcu do wzięcia ponownie, trzy długie lata po Oliver zmiażdżył moje marzenia o zrobieniu tego.



Rozdział pierwszy (2)

Widzisz, w pierwszym roku straciliśmy prawa do innego przedstawienia, które planowaliśmy zrobić w ostatniej sekundzie. Jako że to mój obowiązek, jako osoby z doskonałym gustem zarówno w muzyce jak i kombinezonach, zaproponowałem Mamma Mia jako zastępstwo. Miałem ponad połowę dzieciaków z teatru na pokładzie, ale zanim zdążyłem powiedzieć "Voulez-Vous", Oliver przekonał panią Cooke, że nie mamy "zasobów" i namówił ją, by poczekała jeszcze rok.

I wtedy oczywiście ogłoszono, że na Broadwayu będzie wznowienie, a wszystkie nasze nadzieje na zdobycie praw wyleciały przez okno razem z moimi ostatnimi strzępami cierpliwości dla Olivera, który mieszał się w moje plany.

"Jesteś po prostu wściekły, że będziesz musiał nauczyć kogoś, aby wyszkolić reflektor na mnie dla 'The Winner Takes It All.'"

"Jesteś tak pewny, że dostaniesz namiar?"

Podnoszę na niego brew. Nawet z Oliverem, który knuje przeciwko mnie, obaj wiemy, że nie ma mowy, abym nie był brany pod uwagę jako prowadzący. Pomijając moje czasami przerośnięte ego, jestem najlepszym wokalistą, jakiego ma ta szkoła.

Albo miała, jak sądzę. Bo mnie tu nie ma.

"Nie potrzebuję pewności siebie. Mam zakres trzech oktaw". Zmarszczyłam nos. "Nie żeby to miało teraz znaczenie."

Oliver kręci głową, wypuszczając oddech, który może, ale nie musi być chichotem.

"Co jest takie zabawne?"

Zatrzymuje się tuż przed budynkiem, a jego oczy przeczesują mnie - dżinsy, kwieciste buty bojowe, ręcznie wycięty crop top. Nieskazitelnie wystylizowane brwi, wiśniowy balsam do ust i starannie ogrzane loki. Wiem, że wyglądam dobrze, tylko dlatego, że zajmuję się tym. Moją zasadą jest nie wychodzić z mieszkania, jeśli nie wyglądam i nie czuję się jak gwiazda rocka, ponieważ rzeczą, której nauczyłam się o życiu w Nowym Jorku, zanim w pełni zrozumiałam, co to znaczy być nowojorczykiem, jest to, że rzeczy są tu inne niż wszędzie indziej. Jest tu ta nieustająca nadzieja, ten dziwny ładunek, który nigdy nie opuszcza powietrza, jak wszystko może się zdarzyć. Jakby twoje przeznaczenie było tuż za rogiem. I niech mnie diabli wezmą, jeśli dam się złapać w tej samej starej parze czarnych legginsów i białych trampek, które wszyscy inni mają, kiedy spotkam się z moim.

Ale Oliver zdecydowanie nie docenia tego poczucia przeznaczenia, kiedy patrzy na mnie, bo wszystko, co widzę, kiedy jego oczy spotykają się z moimi, to słaby uśmiech.

"Po prostu myślę o rzeczach, które dział teatralny w końcu zrobi z całym tym spokojem".

"Ugh," mówię, rzucając w górę moje ręce. On był przegraną sprawą od pierwszego dnia. "Do zobaczenia nigdy, Oliver."

On wydaje się nieprzekonany o tym, ale nadal mówi: "Fingers crossed".

Pozwalam mu mieć ostatnie słowo tylko dlatego, że czuję się hojny. W końcu moja przyszłość właśnie została ustalona, a on utknął tutaj, uganiając się za rekwizytami za kulisami i przyskrzyniając gapiów za palenie trawki w krokwiach przez kolejny rok. W międzyczasie będę się ocierał o łokcie z przyszłymi gwiazdami Broadwayu i zdobywał wykształcenie, które faktycznie wykorzystam w prawdziwym świecie, z pełną obelgą dla algebry i wszystkich innych gatunków matematyki.

Znika w budynku, a pół sekundy później ja startuję. Sprint w późno czerwcowym upale z cementem wystarczająco gorącym, by ugotować cały talerz brunchu Instagrama influencera, to wprawdzie nie najjaśniejszy ruch, ale nie mogę się powstrzymać. Jestem w pełnym uścisku Millie Mood teraz. I scramble w górę cztery bloki do mojego mieszkania i podjąć schody do piątego piętra dwa na raz, zatrzymując tylko walić na drzwi Teddy'ego po drugiej stronie korytarza.

"Co?"

Chodzi do fantazyjnej prywatnej szkoły, więc przez ostatni tydzień nie było go na wakacjach. Szanse są takie, że jest na swojej kanapie jedząc swoją nieskończoną miskę Reese's Puffs w mrożonej kawie, rodzaj bezprawnego zachowania tylko dzieciak z dwoma niezwykle zajętymi nagradzanymi chirurgami mózgu dla rodziców może uciec.

"To się dzieje!" Wzywam przez szparę w drzwiach.

Słyszę wyraźne dźwięki Teddy'ego podnoszącego się z absurdalnie dużej kanapy swoich rodziców. "Które to?"

"To!" Wykrzykuję, odwracając się do drzwi mojego własnego mieszkania. Klinuję mój but w jego dolnej części i podnoszę gałkę do góry z moją dłonią, aby uzyskać go otworzyć bez odblokowywania go, nawyk, który doprowadza moją ciotkę i tatę do szału. Ale nie mam czasu na klucze. Zostawiam drzwi otwarte dla Teddy'ego, przeczesując frontowy hol mieszkania, które mój tata nazwał "Salą Sławy Millie". Kolor ścian ciągle się zmienia, w zależności od tego, w jakim nastroju jest moja ciotka, ale reszta pozostała taka sama: od ściany do ściany zdjęcia mnie od niemowlęctwa do obecnej formy, od pyzatego niemowlaka Millie, przez chomikowatego malucha Millie, aż po podskakującą na scenie nastolatkę Millie, tylko na krótko przerwane przez 0,2 sekundy w okresie dojrzewania, kiedy byłam nieśmiała.

W tej chwili ściany mają urokliwy turkusowy kolor, co nie sprawia, że mam mniejszą ochotę na gagi. Nie chodzi o to, że nie doceniam entuzjazmu taty dla moich wybryków. Po prostu jestem zobowiązana do całkowitego wymyślania swojego wizerunku na nowo co sześć miesięcy, więc nie mam większego wroga niż moje przeszłe jaźnie, z których każda przypomina mi o gorszej wersji, jaką byłam wcześniej.

"Tato, tato, tato", wołam.

Każdy inny rodzic usłyszałby, jak pukam do drzwi i biegnę przez korytarz i natychmiast zakłada, że wybuchł pożar, ale mój tata tylko zerka z laptopa ze swoim zwykłym łagodnym uśmiechem.

"Jak minął ostatni dzień szkoły?" pyta, regulując okulary, które wydają się być wiecznie zanurzone w dół mostka jego nosa.

Można by pomyśleć, że bycie najmłodszym z ojców w mojej kohorcie oznaczałoby, że Cooper Price miał choć odrobinę luzu, ale to, jak się okazuje, muszę odziedziczyć po mojej tajemniczej mamie. W wieku trzydziestu siedmiu lat mój tata jest w pewnym sensie tak bardzo "tato", jak to tylko możliwe, z garderobą złożoną z pół-zamków i khaki, pracą w branży technicznej, którą opisał mi i Heather tysiąc razy, nie rozumiejąc, co właściwie robi, i książką o golfie, która z jakiegoś powodu mieszka w naszej łazience, mimo że nigdy nie widziałem, jak gra.

"Ostatni, ostatni dzień szkoły!" Wronie. "Spójrz."




Rozdział pierwszy (3)

Mój tata mruży oczy na telefon, który właśnie rzuciłem mu w twarz. "Co to jest?" pyta. "Czy dostałeś rolę w szkolnym przedstawieniu?".

"Nie, lepiej." W pełni oddaję mu telefon, wskakując na oparcie kanapy i stukając o nią stopą z niecierpliwością. "Czytaj, czytaj, czytaj".

To o wtedy, że Teddy wędruje w, jego włosy wielki floppy bałagan, jego spodnie dresowe o wiele za duże na jego chude, zbyt wysokiej ramie. Musi nosić mundurek do szkoły, więc latem buntuje się stając się pełnoetatowym Muppetem.

"Który to?" pyta ponownie, a to jest jasne przez szorstką krawędź jego głosu, że jesteśmy prawdopodobnie pierwszymi czującymi istotami poza aplikacją geocachingową, na której jest zahaczony, z którą rozmawiał przez cały dzień.

Chwytam go za ramiona, potrząsając nim z powrotem do pełnej świadomości. "Madison. Pre. College."

Oczy Teddy'ego rozszerzają się. "Och", mówi, jego oddech zdecydowanie pachnie masłem orzechowym, czekoladą i kawą.

Sekundę później, mój tata powtarza jego słowa: "Oh."

To jest minimalnie lepiej niż Oliver "Huh", ale nadal nie cięcia go.

"I co?" Podpowiadam mu, uwalniając Teddy'ego wystarczająco szybko, że pomimo tego, że jest o całe osiem cali wyższy ode mnie, potyka się o kanapę.

"Mills..." zaczyna mój tata.

Drzwi do pokoju mojej ciotki skrzypią, otwierając się. Nieuporządkowany kok z topknotem Heather wyłania się pierwszy, a za nim reszta, mrugając na zamieszanie. "Co tu się dzieje?" pyta, jej ręce owinięte wokół parującego kubka z herbatą, mimo że na zewnątrz jest bajillion stopni. Aby być sprawiedliwym, pracuje do późna, więc jest to w zasadzie czas śniadania dla niej.

"Dostałem się do Madison," piszczę.

Jej brwi lecą w górę do jej grzywki. "Żadnego gówna?"

"Ani jednego!"

"Wiedziałaś o tym?" pyta mój tata, odwracając się do niej.

"Nie wiedziałem, że złożyła wniosek, po prostu wiem, co to jest", mówi Heather, padając nad nami w szczurowatych starych kapciach Ugg, które oboje musimy dopasować. "Szkoła w Los Angeles, prawda?"

"Yup. Cały teatr muzyczny, przez cały czas. Śpiewanie rdzenia, aktorstwo rdzenia, taniec rdzenia ..."

Niechętnie kładę nacisk na to ostatnie, bo mimo wszystkich moich wysiłków, nie kwalifikuję się w pełni jako potrójne zagrożenie. Może i mam piszczałki, które dorównują Megan Hilty i zdolności aktorskie, które doprowadzają nieznajomych do łez, ale moim stopom zdecydowanie przydałoby się trochę pracy.

"Ale to jest na drugim końcu kraju," mówi mój tata. "I to jest - zasadniczo - college. Więc musiałbyś tam mieszkać".

"No tak. Ale to jest w porządku, potrzebuję tylko zgody rodziców," mówię, chwytając mój telefon z powrotem od niego, więc mogę pokazać mu stronę internetową szkoły.

Ale wtedy mój tata patrzy na mnie z wyrazem, który bardzo rzadko widzę, ale natychmiast rozpoznaję: ten, który oznacza, że przeleciałem zbyt blisko słońca.

"A ty dasz mi zgodę rodziców ... prawda?".

Mój tata przebiega ręką przez włosy, zerkając z powrotem w dół na laptopa, jakby coś miało wyskoczyć na ekranie i dać mu wyjście z rozmowy. Prawdopodobnie powinienem dać mu trochę miejsca do myślenia, ale to niekoniecznie moja mocna strona.

"Nie tylko się dostałem. Dostałem częściowe stypendium", dodaję. "Więc to nawet nie jest takie drogie".

"To wciąż dużo pieniędzy".

"Więc zgarnę więcej godzin w Milkshake Club," mówię, mój ton jest bardziej szykowny niż stewardessy. "Albo znajdę pracę na pół etatu".

"Los Angeles?"

"Żeby mieć tam babcię i dziadka", naciskam. Wprawdzie nie jest to mój najlepszy argument, widząc, jak porzucili Nowy Jork dla farmy w Oregonie rok przed moim urodzeniem, ale nadal technicznie jest na tym samym wybrzeżu, co LA.

Ale mój tata kręci głową. "To nie jest tylko to.... Nie będziemy..."

Wygląda bezradnie, jakbym właśnie wepchnął go do Hudson w łodzi bez wiosła.

"Rozmawialiśmy o prowadzeniu zajęć tanecznych przez lato" - oferuje.

To tak, jakby próbował wymienić mi marmur na diament. Patrzę na Heather, mając nadzieję na znalezienie sprzymierzeńca, ale ona już marszczy brwi w ten sposób, który zawsze robi przed ogłoszeniem się Szwajcarią.

"Musisz pozwolić mi odejść," mówię mu, starając się utrzymać mój głos mierzony. "Like-this to rodzaj okazji, która może zmienić całe moje życie. To jest moje przeznaczenie."

Jestem w pełni świadoma własnego melodramatu, ale nie na tyle, by go ograniczyć. To naprawdę czuje się jak moje przeznaczenie. Po co było ostatnie siedemnaście lat agresywnych rąk jazzowych, późnych nocy oglądania bootlegów Lei Salongi i otwartego płaczu do ścieżki dźwiękowej Dear Evan Hansen, jeśli nie po to?

W końcu mój tata mówi więcej do podłogi niż do mnie. Prawdę mówiąc, nie jest najlepszy, jeśli chodzi o dyscyplinę. Ale żeby być jeszcze bardziej sprawiedliwym, trudno mi uznać, że ta sytuacja się kwalifikuje.

"Naprawdę chciałbym, żebyś ze mną o tym porozmawiał", mówi. "Kiedy w ogóle złożyłeś wniosek?".

Kilka miesięcy temu, z pewnym ekstremalnym podstępem i posypką kłamstw o grupach studyjnych, które mogły, ale nie musiały istnieć. Prawda jest taka, że wiedziałem, zanim jeszcze zacząłem się temu przyglądać, że prawdopodobnie nie będzie na pokładzie. Ale pomyślałam, że może gdyby to było już załatwione - gdyby zobaczył, że faktycznie przeciwstawiłam się szansom bajillion-to-one i dostałam się - to wystarczyłoby, żeby go przekonać.

"Nie chciałem zapeszyć", powiedziałem zamiast tego.

Okazuje się jednak, że już to zrobiłem. Bo jeśli przeznaczenie naprawdę jest czymś, co ciągle jest za rogiem, to najwyraźniej właśnie wpadłam na swoje jak na wypadek drogowy.

"Przykro mi, Mills," mówi mój tata. "Moja odpowiedź brzmi: nie".




Rozdział drugi (1)

========================

"Bądź po mojej stronie", jęczę, klinując się w poduszkach kanapy Teddy'ego, które są po prostu wystarczająco głębokie, abyś czuł się, jakbyś został połknięty w całości. Podnoszę kolana i wspieram na nich laptop Heather, wpatrując się z determinacją w morze otwartych zakładek.

"Jestem po twojej stronie", mówi Teddy przez usta pełne popcornu. "Mogę być po twojej stronie i na moim telefonie w tym samym czasie".

Szarpię ramię Teddy'ego swoim, zerkając na otwartą aplikację czatu na jego telefonie. "Jak tam twoja dziewczyna?"

Teddy przewraca oczami. "To koleżanka z GeoTeen, nie moja dziewczyna."

Pomijam fakt, że słowo GeoTeen sprawia, że oboje brzmią jak nieletni superbohaterowie w słabo animowanej serii kreskówek z lat osiemdziesiątych. "Powiedziałeś jej o swoim głęboko zakorzenionym strachu przed gołębiami," przypominam mu.

"To demony ze skrzydłami".

"A twoje drugie imię -"

"Gdyby tylko pierwszą randką moich rodziców nie było obejrzenie Toy Story-".

"I nawet powiedzieli jej o swoich ulicach. To jak nowojorska wersja numeru ubezpieczenia społecznego, więc... Czuję, że jest blisko statusu dziewczyny, jeśli nie oficjalnie tam."

Teddy wyciąga rodzaj twarzy, która jest mniej wyrazem, a bardziej rutyną gimnastyczną. "Ona prawdopodobnie nie chciałaby mieć ze mną nic wspólnego, gdybyśmy spotkali się osobiście. Po prostu dzielimy miłość do znajdowania przypadkowych bezużytecznych przedmiotów na całym Manhattanie i denerwowania pracowników MTA przez szturchanie wszystkich ich stacji. To raczej nie jest związek miłosny".

Wiem, że lepiej w to nie wierzyć, bo znam Teddy'ego lepiej niż siebie samego - co jest czymś oczywistym, biorąc pod uwagę, ile godzin ćwiczyłem na przesłuchaniach przed lustrami. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi odkąd ja miałam sześć miesięcy, a on dwa dni, po tym jak mój tata usłyszał jego płacz na korytarzu i prawie się potknął, żeby zaprzyjaźnić się z innymi świeżo upieczonymi rodzicami. (Najwyraźniej bezceremonialne podrzucenie niemowlęcia pod drzwi, kiedy jest się współlokatorem - co, nawiasem mówiąc, przydarzyło się mojemu tacie - może być w pewnym sensie izolującym doświadczeniem). Zanim Teddy i ja zaczęliśmy chodzić, po prostu zaglądaliśmy sobie nawzajem do mieszkań, jakbyśmy mieszkali w obu. Żadne z nas nie ma genetycznego rodzeństwa, ale Teddy i ja byliśmy bratem i siostrą, zanim jeszcze wiedzieliśmy, co te słowa oznaczają.

"Może by tak było, gdyby wasze nazwy użytkowników nie były anonimowe i owiane tajemnicą." Mrużę oczy na pierwszej otwartej karcie. "Mógłbym być dostawcą Postmates."

"Z jakim samochodem?" pyta Teddy. "I jakie prawo jazdy, dla tej sprawy?"

Zamykam zakładkę. Zostało jeszcze tylko dwadzieścia siedem. "Przedszkole szuka pomocy na lato".

"Zamieniłabyś te wszystkie dzieciaki w potwory grające show tunes. Ich rodzice już muszą sobie radzić z dwoma soundtrackami z Frozen, nie każ im sobie radzić także z Wicked." Teddy odkłada swój telefon i bierze w chaosie ekranu Heather. "Czy naprawdę myślisz, że zdobycie letniej pracy, aby pomóc zapłacić za to, zmieni zdanie Coopa? Wydawało się, że to dość twarde "nie"."

"Na razie "nie". Ale między moimi oszczędnościami z Milkshake Club i stypendium oraz pracą na pół etatu, mogę zdecydowanie zapłacić pierwszy semestr. I powiedzenie "nie" byłoby jak, nielegalne."

"Nie sądzę, że tak działa rodzicielstwo." Teddy sięga przez moje ramię, aby kliknąć z następnej zakładki, która brzmi "Osobista asystentka chill męskiego execa!". Odwracam się, żeby go olśnić, ale szarpie komputer, wysuwając zakładkę z dołu ekranu.

"Jakim cudem masz tyle nieotwartych maili?" Teddy gasi.

"To nie jest mój email, to Heather," mówię, o zminimalizowaniu go ponownie. Ale właśnie wtedy pojawia się nowy email, caps lock w temacie przejmuje moje siatkówki: OMG, CHYBA ZNALAZŁAM STAREGO LJ'A TWOJEGO MŁODSZEGO BRATA, PŁACZĘ.

To od byłej dziewczyny Heather, Jade, która obecnie przesiaduje na couch-surfingu w Europie i najwyraźniej nadal jest bardzo zaangażowana w sprawy rodziny Price. Robię notatkę mentalną, aby wsunąć pasywno-agresywny komentarz na ten temat przy stole obiadowym, a następnie kliknąć na e-mail.

Żal jest niemal natychmiastowy.

"Jego nazwa użytkownika to middle-earthling83?" ekscytuje się Teddy. "Nawet ja nie jestem aż takim nerdem".

"Twoja historia aplikacji błaga, żeby było inaczej".

"Kliknij to," mówi Teddy.

"Boli mnie to", protestuję.

"Click iiiit."

"Przysięgam, zawsze ostrzegasz mnie, żebym nie była wścibska, ale to ty jesteś tutaj wścibska".

To powiedziawszy, oczywiście klikam na stronę LiveJournal, ponieważ wszechświat nie powiesiłby czegoś tak absurdalnego przede mną, gdyby nie zamierzał tego zrobić.

A tam, lo and behold, jest strona profilowa, która jest tak jednoznacznie dwudziestoletnią wersją mojego kochającego matematykę, Władcę Pierścieni, pochłaniającego komputery taty, że czuje się jakby duch Coopera Price'a z przeszłości właśnie wszedł do pokoju i złapał nas na gorącym uczynku. Cały motyw jest zrobiony w obrazach Shire, a baner na górze brzmi: ALL THESE WORDS MAKE NO SENSE, I FIND BLISS IN IGNORANCE.

"Uh, dark much?"

Teddy wpisuje linka do swojego telefonu. "To z piosenki Linkin Park".

"Cooper był emo mathlete!" I gasp.

"Cooper zawierał multitudo", mówi Teddy, wkładając połowę swojego wysokiego siebie na moje kolana, aby kontynuować przewijanie strony, jak jeden z tych Labrador retrieverów, który wciąż myśli, że jest szczeniakiem i nigdy nie przewartościował przestrzeni osobistej po dorastaniu do psa.

Jest jeszcze gorzej. Edycje z filmów Władca Pierścieni. Jakiś meme-ish-typ z kreskówkowym króliczkiem, na którym jest napisane "nie słucham". Słodkie playlisty zatytułowane jak "jesienne dżemy". Jakby próbował być stroną Tumblr, zanim ktokolwiek uszanował prawdziwe znaczenie słowa estetyka.

"O mój Boże, on był super w tej pani Beth," mówi Teddy. "Ale także ktoś o nazwisku Fedotowsky? Czekaj, czy to są faktyczne wpisy z dziennika?"

"Nie klikaj", piszczę, klepiąc dłonią w dół jego.

"Za późno."

I skim, co wydaje się być bardzo długi post woskowanie poetyckie o przyjaciela jego, a następnie rzeczywiście zaczynają czuć coś przylegającego do winy. "Dobra, dobra", mówię, klikając z powrotem na główną stronę.




Rozdział drugi (2)

"2003 r. rani moje oczy" - jęczy Teddy.

Robię pauzę. "Czekaj, czy powiedziałeś 2003?"

"Tak mówią znaczniki czasu. Prawie wszystkie są z października".

"Uh..."

Robię jakąś szybką matematykę, ale Teddy robi to szybciej, jego oczy rozszerzają się.

"Czy jedna z nich może być twoją mamą?"

Odrywam od niego laptopa, wpatrując się w ekran. Jestem lipcowym dzieckiem. Tak obrzydliwe, jak to jest musieć myśleć o tym, jak stałem się lipcowym dzieckiem, to jest najbliższa rzecz, jaką miałem do wglądu we wszystkich szesnastu latach mojego życia.

"Jasna cholera".

I tak zaczyna się kompletne i całkowite wypatroszenie prywatności dwudziestoletniego Coopera Price'a. Przewijam w dół, aż trafiamy na to, co wydaje się być pierwszym wpisem z października, po czym klikam go otwartego i zaczynam czytać na głos.

"'Nie wiem, dlaczego w ogóle to piszę, nikt nigdy tego nie przeczyta', yada yada yada," mruczę do siebie, przeskakując przez kilka akapitów egzystencjalnego ennui, aby dotrzeć do soczystego kawałka. "'Wiem, że to super tandetne, ale zamierzam dać jej mixtape i powiedzieć jej, co do niej czuję. Po prostu czuję, że to właściwy czas. Jest jedną z moich najbliższych przyjaciółek, ale czuje, że od jakiegoś czasu jesteśmy czymś więcej" - czytam.

"Dla porządku, jeśli kiedykolwiek się we mnie zakochasz, proszę, nie wyrażaj tego za pomocą mixtape'u", mówi Teddy przez usta wypełnione popcornem. "Mam już dość twoich broadwayowskich bzdur zadawanych mi".

"Odnotowane," mówię, mimo że moje serce bije tak szybko, że czuje się jakby waliło przez kanapę i w dół do desek podłogowych. Klikam z powrotem, a kilka dni później pojawia się post o mixtape'ie "Jams for beth", z linkiem do jakiejś strony z plikami, która jest już nieaktualna. Pełno tam piosenek miłosnych - "Yellow" Coldplay, "I Don't Wanna Miss a Thing" Aerosmith (ale konkretnie ze ścieżki dźwiękowej Armageddonu), no i oczywiście "Many Meetings" z partytury Władcy Pierścieni - a na dole jest notka: "Sooo she liked it".

Moja szczęka opada. "O mój Boże." Pomijając nieco szokującą dla życia implikację tego "Sooo", być może po raz pierwszy w całym moim życiu czytam słowa o kobiecie, której DNA jest połową mnie. "O mój Boże. To jest moja mama."

"Nie tak szybko", mówi Teddy, klikając z powrotem i przewijając w górę. "Dwudziesty piąty października wygląda na smutny".

Oczywiście, jest tam tylko pusty post, pod którym drobnym drukiem napisano: "aktualny nastrój: melancholia". Teddy przewija kilka tekstów zespołów, aż do kolejnego postu z 28 października, który jest zatytułowany "!!!".

Oboje czytamy go szybko, oboje jesteśmy tak zsynchronizowani, że w końcu reagujemy na wszystko w tych samych bitach:

Fedotowsky i ja tak się upiliśmy ostatniej nocy. Nawet nie wiem jak to się stało, ale się stało. Byłam zdenerwowana na Beth, a ona na Rogera i w pewnym momencie po prostu... ugh. To znaczy, ona nie chce "robić z tego sprawy". Ale dla mnie to było coś takiego. Przynajmniej na tyle, że powinniśmy o tym porozmawiać.

Moje oczy pozostają na ekranie, kiedy skończyłam czytać, aż czuję na sobie kwadrat Teddy'ego.

"'Make a thing'," powtarzam. "Więc ... mogłem być 'rzeczą'".

"Tak, chyba", mówi Teddy.

Jest trochę mniej gung ho teraz, nowy somberness w pokoju. Jakbyśmy znaleźli nowy, błyszczący samochód wyścigowy i wcisnęli pedał gazu, zanim zorientowaliśmy się, jaką drogą jedziemy. Czuję się trochę mdłości, jak klikam na głównej stronie LiveJournal ponownie. Jest jeszcze tylko jeden wpis w tym przedziale czasowym, datowany na 1 listopada, zatytułowany "co do cholery jest ze mną nie tak".

Jestem teraz zbyt głęboko, by nie kliknąć. Mimo to czekam na dodatkową sekundę, biorąc oddech, zanim załaduje się na ekran.

Tak bardzo na kacu. Tak zdezorientowana. Farrah wróciła z jakiegoś przesłuchania i wyciągnęła nas na imprezę Halloweenową, a ja obudziłem się obok niej na podłodze. Nie na łóżku. Na podłodze. Muszę wziąć się w garść. W pewnym momencie wpadnę na Beth i jej "byłego" chłopaka, a nie chcę wyglądać jak totalna idiotka, kiedy to zrobię. Wyloguję się. Idę się uczyć. Koniec z rozpraszaniem się. Żadnego więcej użalania się nad sobą. I zdecydowanie koniec z Smirnoff Ice.

Jest po tym kilka uderzeń ciszy, a potem Teddy wysuwa się ze mnie, wpisując coś do swojego telefonu. Wpatruję się w ekran, jakbym właśnie w niego wpadła i nie wiem, jak się z powrotem wyciągnąć. Nie wiem nawet, czy chciałam to wiedzieć. Z pewnością nie miałam się tego dowiedzieć. Ale to tak, jakby opcja niewiedzy zniknęła, zanim jeszcze zdałem sobie sprawę, że w ogóle mam taką opcję.

"Hej," mówi Teddy. "Za to, co jest warte ... myślę, że je znalazłem".

Zamrugałem ekran z moich oczu, odwracając się do niego. "Co?"

Ma aplikację Facebook otwartą na swoim telefonie. "Oni wszyscy są nadal wspólnymi przyjaciółmi z twoim tatą. Ludzie o tych nazwiskach na jego roku w NYU, przynajmniej".

Krew szumi mi w uszach. "Jak ty..."

"To ludzkie geocaching," mówi Teddy.

"Nie, to oczywiście Mamma Mia", uświadamiam sobie, siedząc ramrod straight.

Zazwyczaj Teddy jęczy na moje odniesienia do teatru muzycznego - szczególnie te związane z ABBA, ponieważ jego mama ma taką obsesję, że posiada całą ich dyskografię na winylu - ale on wtrąca się bez owijania w bawełnę. "To jest Millie Mia. Tutaj..."

"Nie", mówię, popychając telefon z powrotem w jego kierunku tak szybko, że oszałamia nas obu. Patrzę na niego w dół, jakby mógł wybuchnąć w płomieniach. "Ja... nie powinienem. To znaczy - czuję się po prostu jakby źle."

Teddy waha się przez chwilę przed odłożeniem telefonu. "Jesteś pewien?"

Nie jestem. To zajmie co najmniej trzy godziny melodramatycznego śpiewania w moim pokoju i kilka Reese's Puffs Teddy'ego, aby być pewnym, jeśli nawet wtedy.

Rzecz w tym, że potrzebuję kogoś, z kim mogłabym o tym porozmawiać, ale nie ma nikogo, z kim mogłabym. Mój tata zawsze omijał temat, jakby był na niego uczulony, a moja ciotka mówi, że mój tata nigdy tak naprawdę nie powiedział jej, kim jest moja mama. Wzięłam ich wskazówki dorastając i nigdy nie rozmawiałam o tym zbyt wiele. Nawet z Teddym. Tajemnica na bok, to po prostu zawsze rodzaj lewo zły smak w moich ustach myśleć o, nie mówiąc już powiedzieć na głos.

"Tak, jestem pewien." Klikam z wszystkich zakładek w tym oknie, przynosząc moją górę pracy z powrotem do góry. A potem, niekoniecznie mając to na myśli, dodaję: "Nie chciała mnie. To byłaby tylko strata naszego czasu."

To nie jest tak, że wcześniej nie miałem tej myśli. Znam jej kształt. Prześledziłem ją na wylot. Ale kiedy Teddy odsuwa się i zamyka aplikację w swoim telefonie, myśl robi coś, czego nigdy wcześniej nie robiła - wyciąga rękę i ciągnie, a ja nie jestem pewien, jak pozwolić jej odejść.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Droga do prawdziwego szczęścia"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści