Mały Pedro

CZĘŚĆ 1: Mały Pedro

------------------------

CZĘŚĆ PIERWSZA

------------------------

------------------------

MAŁE PEDRO

------------------------




Rozdział 1

------------------------

1

------------------------

PRZYBYLI w środę, aby dokonać egzekucji mojego ojca.

Patrząc wstecz, powinienem był wyczuć, że coś jest nie tak podczas porannej mszy trzy dni wcześniej. Dziewiczy kazanie nowego księdza sprawiło, że zgromadzenie było podzielone - niektórzy znudzeni, inni wściekli - to nigdy nie jest dobry omen w małym kolumbijskim mieście.

Kiedy zgromadzenie podniosło się do wyjścia, Señor Muñoz, ojciec mojej dziewczyny Camili, zatrzymał się na chwilę w przejściu i pochylił się w stronę Papá.

'Czy mogę porozmawiać z tobą na zewnątrz?' Spoglądając na mnie, dodał: 'Na osobności'.

Miałem piętnaście lat i znajdowałem się w młodzieńczym zawieszeniu: nie byłem wystarczająco dorosły, aby brać udział w rozmowach dorosłych, ale też nie byłem wystarczająco młody, aby uciekać i bawić się. Kiedy dorośli rozmawiali, ja stałem niepewnie na schodach kościoła z Camilą i moim najlepszym przyjacielem, Palillo, czekając, aż skończą.

Palillo, czyli "Wykałaczka", którego prawdziwe imię brzmiało Diego Hernandez, lubił prowokować kłopoty. I lubił wpędzać w nie innych, a potem biegać wokół nich w ósemkach jak pies w długiej trawie.

Wyższy od nas o pół głowy, przeciągnął teraz ręce przez nasze ramiona, umieścił dłonie za naszymi głowami i skierował je w stronę naszych ojców. Byli pogrążeni w rozmowie, przerywając ją tylko po to, by podrapać się po brodzie i rzucić nam znaczące spojrzenia.

'¡Pillado!' Palillo oświadczył z radością. 'Wy dwaj jesteście tacy popaprani!'

Nie słuchaj go, Pedro", powiedziała Camila, wyrywając się z objęć Palillo. 'Gdyby mój ojciec miał zamiar donosić, najpierw powiedziałby coś nam'.

Camila była o rok młodsza od nas i tak samo piękna jak zawsze, pomimo kaca z poprzedniej nocy. Podczas gdy Palillo uczynił swoją misję, by namieszać w moim życiu, Camila pracowała, by mnie uspokoić. Miała magiczny sposób na chronienie mnie przed światem bez krytykowania kogokolwiek innego.

'Oni się na ciebie gapią, Pedro', nalegał Palillo.

'Na nas wszystkich', odparłem.

Byłem gotów zaakceptować swoją część winy za imprezę poprzedniej nocy, chociaż to Palillo zażądał, abyśmy zjechali na dół do drzewa z linami, a Palillo przygotował butelkę kubańskiego rumu i naciskał na Camilę, aby ta wypiła jeszcze sześć razy "jeszcze tylko jeden kieliszek".

'Pewnie próbują się dowiedzieć, kto pochował Farmera Díaza,' powiedziała Camila, używając swoich kciuków do wygładzenia zagnieceń na moim czole. 'Albo omawiając kazanie nowego księdza. Czy to nie było żałosne?

kontynuowała spekulacje. Ja nadal się marszczyłem. Wiedziałem, że ojciec Camili darzył mnie błagalnym szacunkiem. Tak długo jak szanowałem jego godziny policyjne i czystość jego córki, tolerował mnie.

Problem w tym, że nie przestrzegałam wczorajszej godziny policyjnej. Palillo upierał się, że Camili nic nie będzie; wyściełali żołądki mlekiem. Powiedział, że weźmie na siebie osobistą odpowiedzialność. Ale o dziesiątej to ja zostałem z pijaną dziewczyną i dylematem: odwieźć ją do domu na czas, ale potykając się po pijaku, czy poczekać, aż będzie choć trochę trzeźwa. Ze swojego okna Señor Muñoz widział, jak podjeżdżam z dwugodzinnym opóźnieniem.

'Przyłapany', gloated Palillo, leaning right to my face and ticking my cheeks with his long, black fingers.

'Pieprzyć to!' Powiedziałem, policzkując jego rękę. 'Idę na drugą stronę'.

'Nie ma mowy! Ukrzyżują cię.'

'Tak, kurwa, można. Patrz na mnie!

Nienawidziłem ludzi, którzy odmawiali konfrontacji. Ruszyłem w stronę naszych ojców, ośmielony faktem, że Camila patrzyła.

'Dzień dobry, Señor Muñoz.' Przywitałem się grzecznie z ojcem Camili, podając mu rękę.

'Pedro.' Przytaknął i wymusił uśmiech.

'Czy coś się stało, Papá?' zapytałem.

'Omówimy to później, hijo'.

Obaj mężczyźni wpatrywali się teraz we mnie bez mrugnięcia okiem. Chociaż pokonany przez dorosłych, wróciłem zwycięski do moich rówieśników, którzy patrzyli na mnie pytająco na mój wniosek.

'Ojciec Camili wie, że ona piła, ale nie doniósł', stwierdziłem z przekonaniem.

'Mówiłem ci!' powiedziała Camila.

'Co dokładnie powiedzieli?' zapytał płasko Palillo, składając ręce. Nie mogłem stwierdzić, czy był nieprzekonany, czy po prostu rozczarowany.

'To nie było nic, co powiedzieli. Mogę tylko powiedzieć. Dyskutowali o sprawach miasta. To było polityczne.

Papá zasygnalizował, że czas wyjść. Pocałowałem Camilę na pożegnanie i odwiozłem nas do domu. Mamá była z nami, więc Papá nadal nie mógł wspomnieć, co się stało.

Rozmowa Papá z Señor Muñoz na schodach kościoła tego dnia była tylko ostatnim z serii znaków ostrzegawczych, które zaczęły gromadzić się jak wolno krążące sępy nad rannym zwierzęciem. Po pierwsze, bomby cylindryczne o 3.30 nad ranem, które miesiąc wcześniej spadły na główną ulicę Llorony. Po drugie, potajemny nocny pochówek farmera Díaza, który został porwany, a następnie zamordowany przez guerrillę. I po trzecie, kula w kościelnym witrażu, która spowodowała przeniesienie starego księdza do Bogoty ze względu na jego osobiste bezpieczeństwo.

To wszystko były wielkie wiadomości. Wszystko było ze sobą powiązane. I wszystko prowadziło do czegoś większego.




Rozdział 2 (1)

------------------------

2

------------------------

NIE WIEM, jak moim rodzicom udało się tak długo ukrywać przede mną wojnę, ale udało się.

Oczywiście, miałem mglistą świadomość tego, co się dzieje, z plotek, które słyszałem w szkole, strzelanin w późnych godzinach nocnych, które według moich rodziców były grzmotami, i napięcia w pożegnaniu Mamá za każdym razem, gdy jechałem rowerem do miasta.

Wiedziałem, że guerrilla istnieje. I wiedziałem, że walczyli z armią rządową. Podczas przerwy w szkole podstawowej bawiliśmy się w soldado i guerrillero, używając patyków jako broni i kamieni jako granatów. Rysowaliśmy źdźbła trawy, bo nikt nie chciał być żołnierzem.

Według moich kolegów z klasy, guerrilleros byli dobrzy. Na wsi porywali bogatych właścicieli ziemskich i rozdzielali pieniądze z okupu między chłopów. W miastach drążyli tunele setki metrów pod ziemią w magazynach wojskowych, aby kraść broń, i porywali ciężarówki z mlekiem, którego butelki wydawali ludziom w slumsach.

Starałem się udawać zrozumienie, ale tak naprawdę nie wiedziałem, o co walczy każda ze stron. Wojna była dla mnie jak nagłówek El Tiempo, wielkomiejskiej gazety, którą czytał Papa: choć odważna i ważna, jej wydarzenia docierały do mnie z dużej odległości i dotyczyły tylko ludzi, których nie znałem. Dopiero w późnym dzieciństwie zdałem sobie sprawę, że wojna była wokół mnie i zawsze była.

Llorona była małym, ale dobrze prosperującym miasteczkiem rzecznym położonym w łagodnej dolinie w kolumbijskiej prowincji Vichada. Dalej na południe rozciągała się peruwiańska Amazonia, a na wschód góry i dżungle Wenezueli i Brazylii. Mieszkałam tam od czwartego roku życia, kiedy to straciliśmy wszystko i przenieśliśmy się z Armero.

Llorona miała kościół, podziurawiony kulami garnizon policji i zakurzone boisko do piłki nożnej, które służyło jako plac szkoły podstawowej. Centralny plac miał cztery drewniane ławki skierowane do wewnątrz, gdzie starsi mężczyźni siedzieli karmiąc gołębie i grając w warcaby. Rodzinne sklepy znajdowały się wzdłuż Avenida Independencia, głównej ulicy i jedynej, która była zamknięta. To było małe miasto, ale wspaniałe miasto, przynajmniej dla moich niewinnych oczu.

Kiedy miałem dziesięć lat, potknąłem się podczas weekendowej gry w soldado i guerrillero z Palillo w pełnym pościgu. Siedziałem kołysząc się w przód i w tył na skroniach, ściskając podrapane golenie i wpatrując się w krew. Potem zacząłem wybierać brud, przeklinając Palillo za spowodowanie upadku.

Papá interweniował.

'Zostaw to!' powiedział. 'Wstań, hijo.'

Kiedy wstałem, wycelowałem w Palillo mój ulubiony pistolet. Papá złapał za jego końcówkę i odrzucił mój cel, jakby to była prawdziwa broń. Wyjaśnił, że wojna to nie zabawa. Przez ponad dekadę, mówił, guerrilla kontrolowała trzy wioski nad rzeką na południe od Llorony. Armia kontrolowała Garbanzos, najbliższe większe miasto. Ale Llorona była inna. Armia patrolowała w granicach miasta, Guerrilla kontrolowała okoliczne tereny. Przez lata strony konfliktu zawarły nieformalny rozejm: partyzanci nie atakowali Llorony, a wojsko nie szukało ich ani ich obozów. Nasza finca, czyli farma, znajdowała się cztery kilometry od placu. W związku z tym żyliśmy w szarej strefie na granicy między dwoma wrogami i musieliśmy zmagać się z presją ze strony obu grup.

Po wyjaśnieniach papy zacząłem widzieć rzeczy we właściwy sposób. Zawsze myślałem, że żołnierze, którzy przechodzili przez naszą ziemię, byli z batalionu wojskowego w Garbanzos. Niektórzy z nich byli, ale inni byli członkami wrogiej armii, komunistycznej Guerrilli. Armia i Guerrilla wyglądały podobnie. Obaj mieli krótko obcięte włosy, nosili zielone mundury i czapki w kamuflażu, i nosili karabiny. Papá, który zawsze kazał mi wchodzić do środka, gdy tylko się pojawiali, teraz trzymał mnie obok siebie.

Z bliska nauczyłem się ich rozróżniać: żołnierze wojskowi nosili błyszczące czarne skórzane buty, podczas gdy partyzanci nosili gumowe buty przeciwdeszczowe i byli młodsi, a w ich oddziałach były kobiety. Ale obie grupy zachowywały się podobnie. Gdy przyjeżdżał patrol wojskowy, pytali: "Widziałeś Guerrillę?". Kiedy przybył patrol Guerrilli, zapytaliby: 'Czy widzieliście wojsko?' Obie strony chciały wiedzieć, jaka jest liczba oddziałów wroga, jaką broń i prowiant mają przy sobie i jak wyglądają ich dowódcy.

Kiedy miałem jedenaście lat, podczas wiosennej sprzedaży bydła, widziałem, jak mój ojciec kłóci się z dowódcą finansów partyzantów, Zorrillo. Przybyłem na koniec sporu i trzymałem gębę na kłódkę, jak mnie nauczono. Skończyło się na tym, że Papá wręczył mi gotówkę.

'Czy oni pracują dla ciebie?' zapytałem, gdy dwunastoosobowy oddział Zorrillo odjechał.

Odwrotnie", odpowiedział sucho. Kiedy był zły, zamiast krzyczeć, Papá stawał się sardoniczny.

Powiedział mi, że Partyzanci żądali, aby każdy rolnik i właściciel firmy płacił im specjalny podatek, aby wesprzeć ich rewolucję, która miała obalić skorumpowany rząd i zastąpić go reżimem komunistycznym. Zapisali to nawet w swoich partyzanckich przepisach podatkowych, nazywając je Prawem 002. Nieoficjalnie nazywali ten podatek vacuna, co dosłownie oznacza 'szczepionkę'.

'Przeciwko czemu nas szczepią?'

'Ich własne kule', odpowiedział Papá.

To właśnie po Papie odziedziczyłem swój sarkazm. Padre Rojas, miejski ksiądz i najlepszy przyjaciel Papy, często mówił, że mój ojciec był pobożnym katolikiem z cynizmem ateisty.

Bycie świadkiem, jak Papa jest zmuszany do płacenia partyzanckiej wakuny, było dla mnie ważnym momentem. To był pierwszy raz, kiedy widziałem, że się wycofał. Po tym wydarzeniu złamałem swój pistolet i przestałem bawić się w wojnę, a Papa już niczego przede mną nie ukrywał. Już wcześniej byłem bardzo blisko ojca, ale nasza głęboka więź pogłębiała się w miarę jak Guerrilla poszerzała swoje terytorium, zbliżając się coraz bardziej do naszej farmy.

Podczas mojego ostatniego roku w szkole podstawowej w Lloronie, Guerrilla zmusiła nas do wzięcia udziału w zebraniu społeczności, na którym Zorrillo - dowódca, który zmusił Papę do przekazania gotówki - wygłaszał kazania na temat korupcji w rządzie, sprawiedliwości społecznej i równych praw dla wszystkich.




Rozdział 2 (2)

'Llorona przynajmniej ma linie telefoniczne i elektryczność' - oświadczył Zorrillo. Ale pięć kilometrów dalej na południe, w Puerto Galán, przypomniał nam, linie nagle się zatrzymały. Nie było wywozu śmieci. Nie ma posterunku policji. Nie ma budynku sądu. Szpitala. Tylko polne drogi i drewniane chaty z blaszanymi dachami. Dziesięć kilometrów na południe, w Puerto Princesa, żołnierze partyzanccy byli zmuszani do stania na rogach ulic i rozstrzygania sporów. Po drugiej stronie rzeki, w Santo Paraíso, nie było nawet polnych dróg. Tylko błoto, szlaki dla osłów i kwitnący przemysł kokainowy.

Mamá nie lubiła, gdy rozmawiałem z partyzantami, którzy przemierzali naszą ziemię. Chroniła mnie od czasu, gdy moja starsza siostra, Daniela, zginęła w lawinie błotnej, gdy miałam cztery lata. Nie pamiętam zbyt dobrze mojej siostry; jednak według Papá, Mamá nigdy się z tym nie pogodziła. Rzadko wspominała o Danieli - a oprawione zdjęcia usunęła, bo były zbyt bolesnym przypomnieniem - ale czasem zastawałam ją w kuchni, stojącą nieruchomo i płaczącą bez wyraźnego powodu.

Według Mamá najlepszą polityką w kontaktach z partyzantami było po prostu nic nie widzieć, nic nie słyszeć, a już na pewno nic nie mówić. Było to znane jako La Ley de Silencio - Prawo Milczenia. Panowało ono w Lloronie i w większości kolumbijskich wiosek. Armia miała na to podobną nazwę. Nazwali je Prawem Shakiry, po jej popowej piosence "Głuchy, głupi i ślepy".

Papá się nie zgadzał. Pewnego dnia będę musiał z nimi porozmawiać - lepiej, żebym nauczył się tego teraz. Poza tym sprawy nigdy nie były tak proste, jak chciała tego Mamá. Wojsko i partyzanci znali każdą rodzinę na trasie swojego patrolu. Zadawali pytania o sąsiadów - pozornie niewinne, jak to, kiedy ostatni raz odwiedzili ich krewni, kiedy zebrali plony, czy ile toreb z zakupami przynieśli do domu. I choć kusiło, by na każde pytanie odpowiedzieć "nie wiem", to jeśli sąsiad odpowiadał inaczej, jedno z was było kłamcą.

Najlepiej więc było być zdecydowanym co do faktów, ale niejasnym co do szczegółów. W wiejskiej Kolumbii definitywne niejasności były zajęciem na pełen etat. Papá radził mi, abym zawsze mówił prawdę, ale aby wstrzymać się i pomyśleć przed odpowiedzią. Bo jeśli nie zrobisz pauzy przed łatwą odpowiedzią, taką jak twoje imię, to twoja pauza po trudnych pytaniach będzie bardziej zauważalna.

Zarówno wojsko, jak i partyzantka pytały, czy masz do dyspozycji mleko, ryż, cukier lub olej do gotowania. Czasami nawet wodę. Byli przy tym niezwykle uprzejmi.

'Jeśli to nie jest zbyt duży kłopot ...' mogli zacząć. Jakby podporządkowanie się było dobrowolne i można było odmówić. Ale nie ma nic dobrowolnego w przysłudze, gdy człowiek proszący o nią wymachuje AK47 z palcem dotykającym osłony spustu.

Gdybyś powiedział: "Przykro mi, nie mam nic do stracenia", mogliby przeszukać twoją własność i udowodnić, że kłamiesz. Ale jeśli coś im dasz, a twój sąsiad doniesie, druga strona może cię oskarżyć o współpracę z wrogiem.

Zdrajca jeśli tak, kłamca jeśli nie. Tak czy inaczej byłeś całkowicie jodido.

To jest to, czego wy, obcokrajowcy i ludzie z dużych miast nie rozumiecie. Nieważne jak bardzo się starasz, nie możesz pozostać neutralny. W końcu musisz wybrać stronę. A jeśli nie, to jedna zostanie wybrana za ciebie. Tak jak to było w moim przypadku.




Rozdział 3

------------------------

3

------------------------

Na schodach kościoła, kiedy Camila wspomniała o sekretnym pochówku Farmera Díaza, starałem się nie ujawniać, że wiem, kto go pochował.

Tydzień wcześniej Papá lekko stuknął w moje drzwi o północy.

'Obudziłeś się?' wyszeptał.

'Sí.'

'Ubierz się po cichu! Nie budź matki. Choć zaspany, wyskoczyłem z łóżka na jego następne słowa. 'Potrzebuję twojej pomocy.'

Niebezpieczeństwo i przygoda nie przemawiały do mnie tak jak do Palillo. Jednak pomaganie Papá i dzielenie się z nim sekretem już tak.

'Gdzie idziemy?' zapytałem, starając się brzmieć swobodnie.

Wykonać jakąś pracę.

'Jaką pracę?'

Praca innych ludzi.

Papá nigdy nie krytykował ludzi wprost, mówił, że to nie chrześcijańskie. Zamiast tego, stał się tajemniczy. Nie miałem pojęcia, co miał na myśli mówiąc o 'pracy innych ludzi'. Dopiero w garażu, kiedy umieścił niebieską plandekę, dwie pochodnie i łopatę w skrzyni naszej ciężarówki użytkowej Mazda, domyśliłem się, co się dzieje: zamierzamy pochować farmera Díaza.

Naszymi głównymi branżami w Lloronie było rolnictwo, hodowla bydła i handel rzeczny. Żyzne ziemie, silne opady i klimat półzwrotnikowy sprawiały, że było to idealne miejsce dla bananów, granadillas i guanábanas. Llorona była miastem zamożnym, choć, jeśli oceniać po pozorach, nikt nie miał pieniędzy. Strach przed porwaniami i wymuszonymi przez guerrillę "szczepionkami" sprawiał, że nawet milionerzy udawali biedaków.

Zamożni właściciele ziemscy nosili stare, potargane ubrania i łatali dziury w butach, zamiast kupować nowe. Rzadko wydawali pieniądze, nawet na swoje rodziny. Wyciągi bankowe były wysyłane do alternatywnych skrzynek pocztowych. Biżuteria żon nie mogła być noszona poza domem. Ich dorosłe dzieci mieszkały w dużych miejskich apartamentach, jeździły luksusowymi samochodami i uczęszczały na prywatne uczelnie, podczas gdy oni sami jeździli zardzewiałymi blaszanymi puszkami, które często psuły się na widoku publicznym. Aby udowodnić, jak bardzo są biedni, zaniedbywali naprawę przecieków w swoich dachach, a potem robili zawodzący show dla naprawiających, gdy otrzymywali wycenę. W Kolumbii ukrywanie bogactwa było narodową formą sztuki na długo przed tym, jak udoskonalili ją handlarze kokainy.

U niektórych osób, jak u naszego sąsiada Humberto Díaza, groźba porwania wydobywała ich wewnętrzne skąpstwo. Choć Díaz uczęszczał do kościoła, papá miał dla niego niewiele czasu. Był właścicielem tysiąca hektarów z siedmiuset sztukami bydła, ale jeszcze przed vacunas Guerrilla miał reputację dodawania ziemi do worków z ziemniakami, aby zwiększyć ich wagę, i używania wydrążonych odważników na swoich wagach. Kiedy jego robotnicy domagali się zapłaty, wzruszał ramionami i mówił: "Nie ma pieniędzy". Gdy odchodzili, po prostu zatrudniał nowych pracowników i robił to samo.

Głupi Díaz utrzymywał, że nie jest w stanie zapłacić partyzantom. W ramach kompromisu zaproponowali, że przyjmą w zamian żywy inwentarz lub plony, ale on odmówił oddania choćby jednego cielaka, oświadczając, że jego bydło jest zastawione w banku. Guerrilla odkryła, że kłamie i wysłała oddział, który otoczył jego posiadłość.

'Komendant Botero chce z tobą rozmawiać' - powiedział dowódca oddziału, wyprowadzając go z finki żabim marszem. 'Chodźmy!'

Jorge Emilio Botero był oficjalnym pseudonimem Zorrillo, którego używał w korespondencji pisemnej i w kontaktach z cywilami. Zorrillo był jego apodo, czyli przezwiskiem, używanym przez jego grupę i przez odważnych miejscowych za jego plecami.

Humberto Díazowi nie pozwolono nawet spakować ubrania na zmianę. Tej nocy guerrilla zadzwoniła do jego żony, Eleonory, aby powiedzieć, że będą go trzymać, dopóki nie zapłaci. Chociaż Papá brzydził się porwaniami, powiedział, że Guerrilla nie miała wyboru. Gdyby wystarczająco dużo ludzi poszło w ślady Díaza, powstałaby niezamierzona klasa społeczna - nowobogaccy - której członkowie celowo zaniżali swój majątek dla zachowania społecznych pozorów. Gdzie byśmy wtedy byli?

Padre Rojas miał rację: jak na poważnie myślącego katolika, Papá potrafił być bardzo sarkastyczny.

Guerrilla rozpoczęła licytację od miliona dolarów. Okup często był w dolarach amerykańskich. Choć komuniści nienawidzili Amerykanów z Północy, to przynajmniej ich waluta była stabilna. Krążyły plotki, że Eleonora Díaz odmówiła zapłacenia tej kwoty, proponując sto tysięcy - kolejny dowód na to, że bieda jej męża była fikcją. Zazwyczaj partyzanci trzymali go dłużej, by wynegocjować lepszą cenę. Kiedy już trzymali zakładnika, nigdy się nie spieszyli. Ale tym razem odpowiedzieli egzekucją Díaza.

Partyzanci zwykle grzebali swoje ofiary i mówili rodzinie, gdzie ma szukać. Jednak w tym przypadku porzucili ciało i nie chcieli powiedzieć gdzie. Wojsko przeprowadziło wiele poszukiwań. W końcu rybak zauważył Díaza na brzegu rzeki na zakręcie S, kilometr od drzewa linowego. Wszyscy wiedzieli, gdzie on jest, ale nikt nie poszedł go odzyskać. Jego dwaj dorośli synowie, Javier i Fabián, byli zbyt przerażeni.

Kiedy Papá usłyszał tę wiadomość, przestał żartować. Siedział ponuro przy stole, kręcąc głową. W trwającym od dziesięcioleci konflikcie osiągnęliśmy nowe dno: żadna ze stron nigdy nie utrudniała pochówku zmarłych.

Żywy Humberto Díaz nie był człowiekiem, którego towarzystwa szukał mój ojciec. Martwy jednak, Papá nie miał innego wyboru, jak tylko mu pomóc. Jego zasady religijne zabraniały mu pozostawienia członka zgromadzenia bez pochówku. Dlatego po północy jechaliśmy nad rzekę, uzbrojeni w dwie pochodnie, niebieski brezent i łopatę.

Znaleźliśmy Díaza na zakręcie S, tam gdzie wskazał rybak. Był pokryty muchami i larwami. Nie byłem nieśmiały, bo wcześniej zarzynałem krowy i widziałem martwe ciała, ale byłem zdegustowany tym, co zrobili partyzanci.

'Dlaczego nie pochować go tutaj?' zapytałem, gdy zwinęliśmy Díaza w plandece i przeciągnęliśmy go z powrotem do ciężarówki.

'Bez właściwego katolickiego pochówku w poświęconej ziemi, człowiek nie ma możliwości wejścia do nieba'.

Z tego, jak Humberto Díaz zachowywał się na ziemi, i tak nie przepadałem za jego szansami. Ale przynajmniej damy mu szansę.

O drugiej w nocy dotarliśmy na cmentarz kościelny. Ja trzymałem latarkę, a Papa rozgarniał ziemię. Pocąc się podczas kopania, wielokrotnie wycierał czoło. Kilka razy wyciągnąłem rękę po łopatę, ale zdjął koszulę i pomachał mi. W bladym, migoczącym świetle pochodni jego mięśnie były jak paski liny pod prześcieradłem.

'Tchórze' - mruknął, gdy kopanie zaczęło go przerastać. 'Tchórze!'

Z początku myślałem, że ma na myśli partyzantów za zabicie Humberto Díaza i nieujawnienie miejsca jego pobytu.

'Tchórze!' powiedział ponownie i dopiero wtedy zrozumiałem, że ma na myśli synów Díaza. Javier i Fabián mieli po dwadzieścia lat. To oni powinni byli to zrobić.

Opuściliśmy ciało do grobu. Papá podał mi łopatę. Zadowolony, że w końcu mogę pomóc, zacząłem zbierać ziemię z powrotem.

Nie!" - wyszeptał, gestykulując, że chciał, abym zabrał łopatę i plandekę do ciężarówki.

Papá cicho zapukał do drzwi księdza, ale wrócił nie czekając aż się otworzą. Ważne było, aby Humberto Díaz został pochwalony przed Bogiem. Ale ważne było też, żeby Padre Rojas mógł zaprzeczyć, że widział tego, kto podrzucił ciało. Papá nie sądził, że księdzu coś się stanie. Na tym etapie wojny uzbrojone grupy wciąż udawały szacunek dla Kościoła.

Gdy ciało Díaza znalazło się poza naszym pojazdem, niebezpieczeństwo minęło. Papá podrzucił mi kluczyki od samochodu. Dotarliśmy bezpiecznie do domu. Nikt nas nie widział i nikt nie widział Padre Rojasa prowadzącego pochówek. Uszło nam to na sucho. Prawie.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Mały Pedro"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści