Zrujnowany przez Rogue Kelly

Rozdział 1 (1)

========================

Rozdział pierwszy

========================

Krew kapała z kącika mojej wargi. Wytarłam ją grzbietem dłoni, zanim poprosiłam o więcej. "Uderzasz jak suka", powiedziałem z okrutnym uśmiechem, zanim usztywniłem się na kolejny backhanded slap. Nawinęła się z powrotem, ale na szczęście za jej ruchami nie było mocy. Kiedy połączyła się z moim policzkiem, lekkie ukłucie nie było warte płaczu. Bywało gorzej.

Stephanie Palmisano nie była na tyle kreatywna, żeby wymyślić obelgę, która rzeczywiście mnie zabolała. Zawsze było to samo. Szmata. Śmieciowa dziwka. Suka. Recyklingowała frazy, które wepchnęli jej do gardła wszyscy inni w tej pieprzonej szkole, a potem regurgitowała je u moich stóp, gdy tylko miała publiczność. Czerpała przyjemność z popisywania się. Bo jaki był sens bycia złośliwym, jeśli nie miałeś nikogo, kto mógłby być tego świadkiem? Musiała mieć tę cechę po swoim ojcu, sędzim Palmisano. On też lubił stawiać ludzi na swoim miejscu.

Była jednak ładną, małą istotą. Większość dziewczyn w Akademii Smitha liczyło kalorie, ale ona lubiła podrzucać je z powrotem do góry. Wiedziałem, że mój swobodny uśmiech ją wkurza. To było małe zwycięstwo, ale trzymałem się go. "Nigdy się, kurwa, nie uczysz" - powiedziała, zanim nawinęła się z powrotem i ponownie mnie spoliczkowała. Musiałem tylko wytrzymać jeszcze przez chwilę. W każdej sekundzie trenerzy mieli szturmować łazienkę i przerwać walkę. Bycie córką dyrektora oznaczało, że wydział tutaj musiał przynajmniej udawać, że go to obchodzi.

"Jesteś słaba. Powinnaś coś zjeść, Steph" - powiedziałam z ociąganiem.

Odmówiłam uderzenia jej z powrotem. Nie tylko dlatego, że obawiałam się reperkusji, ale dlatego, że wiedziałam, iż siła mojego ciosu mogłaby ją hospitalizować. W przeciwieństwie do niej, nauczono mnie, jak rzucić swoje ciało do uderzenia. Znałem miejsca, w które należy celować, i byłem silny dzięki latom mięśni z gimnastyki. Mogłabym ją zabić, gdybym miała na to ochotę. Ale było to zdanie, które dręczyło mnie z tyłu głowy. Wiecie, ta bzdura o wielkiej władzy i wielkiej odpowiedzialności. To, że mogłem złamać jej ciało, nie znaczyło, że powinienem.

"Pieprz się, Scarlett," splunęła, przed uderzeniem mnie po raz ostatni. Moja głowa stuknęła z powrotem o kafelki pryszniców w szatni. Nadal miałam na sobie mój szary strój gimnastyczny, mój pot sprawiający, że bawełniana koszulka, którą wymagali od nas, przylegała do mojego ciała. Pochyliła się nade mną, gdy tłum dziewczyn patrzył, a potem odkręciła kran nade mną, wypuszczając z jego wylewki lodowatą wodę. Lodowata temperatura wstrząsnęła wszystkimi moimi zmysłami. Zadrżałam, co sprawiło, że roześmiały się jeszcze mocniej.

Ale nie mogli widzieć, że płaczę.

Moje pięści zacisnęły się. Wystarczyło jedno uderzenie. Chciałem powalić ją na tyłek i sprawić, by choć trochę krwawiła. Ale znałem konsekwencje wściekłości. Może stać się uzależnieniem, jeśli nie było się wystarczająco ostrożnym. A przynajmniej tak powiedziała mi moja mama, kiedy ostatnio wdałem się w bójkę. Rzuciła na biurko broszury szkoły dla dziewcząt i powiedziała mi, że jeśli dostanie jeszcze jedną skargę od członka zarządu szkoły, to wylatuję.

Nie obchodziło jej, że się nade mną znęcano. Obchodziło ją, że ludzie rozmawiali na zbiórce pieniędzy na doping. Jak preppy rodzice z Akademii Smitha mogli powierzyć swoje dupowate nastolatki Zasadniczej Livingston, skoro ona nie potrafiła sobie poradzić z własną córką?

Moja krew spłynęła po mnie, gdy Stephanie i jej grupa przygłupich wyznawców opuściła szatnię, a każdy z nich ubrał się w swój formalny mundurek Akademii Smitha, gdy się oddalali. Taki pieprzony banał. Wredne dziewczyny celowały we mnie z nudów. Nawet nie zawracałem sobie głowy sprawdzaniem szafki. Wiedziałem, że mój marynarski mundur będzie albo zaginiony, albo zniszczony.

Osuszyłem się najlepiej jak mogłem po tym jak przez chwilę siedziałem w lodowatej wodzie. Pozwoliłem, by moje ciało stało się zimne i zdrętwiałe, gdy szedłem korytarzem w kierunku gabinetu pielęgniarki. Pielęgniarka Courtney była miłą kobietą, zbyt przestraszoną, by iść pod prąd hierarchii tej pretensjonalnej szkoły, ale na tyle miłą, że chowała w biurku zapasowe mundurki na takie okazje jak ta. Nie winiłam jej za to. Nawet nauczyciele obawiali się patrzeć na mnie zbyt długo. Nikt nie chciał bujać łodzią z moją mamą, ani wiązać się z wrogiem publicznym numer jeden Dziedzica.

Dziedzice prowadzili tę szkołę. Rogue, Bonham, Godfrey i Luis. Kiedyś byli moimi najlepszymi przyjaciółmi, ale rzucili mnie siedem miesięcy temu. To oni byli powodem moich codziennych męczarni.

"Ciężki czas na siłowni?" zapytał znajomy głos po mojej prawej stronie.

Skrzywiłem się, każdy włos na mojej szyi stanął prosto na baczność, gdy próbowałem ustabilizować swój oddech.

Bonham Brodie mógł praktycznie wyczuć strach. Czułam jego oczy na swoich plecach, gdy szłam szybciej. Nie byłam dziś w nastroju na jego gierki. Nie byłem w nastroju, by zmierzyć się z którymkolwiek z Dziedziców. Bonham pochodził ze starych pieniędzy. Takich pieniędzy, które nie wymagały od niego pracy. Jego wieczna rodzina z funduszem powierniczym handlowała akcjami wartymi miliony tylko dla zabawy, a wolny czas spędzała na budowaniu drabin społecznych tylko po to, by je spalić, kiedy tylko miała na to ochotę.

"Nie słyszysz mnie? Mówię do ciebie. Myślałem, że te wszystkie zajęcia z etykiety, które twoja mama kazała ci wziąć, miały nauczyć cię manier, Scarlett" - zadrwił.

Odgłosy jego trampek uderzających o kafelki za mną sprawiły, że moje własne kroki nabrały tempa. Cholera. Jeśli pielęgniarka Courtney zobaczy nas razem, może nie zechcieć dać mi zapasowych ubrań. Nikt nie chciał podchodzić do Bonhama. Był znany z burzenia reputacji. Mógł rozpuścić każdą plotkę na twój temat, a ona rozprzestrzeniłaby się po Savannah jak dziki ogień, który zeszłego lata zniszczył stajnię pana Greena. Choć nie mogłam tego potwierdzić, to właśnie dzięki niemu zyskałam swoje osławione przezwisko: Śmieciowa Dziwka. Zostałem nazwany po sposobie, w jaki moi przyjaciele wyrzucili mnie na śmietnik.

"Spieszę się" - powiedziałam, zerkając jednocześnie na niego przez ramię.

Bonham był klasycznie przystojny. Jego mocna linia szczęki i dołeczek w podbródku mogłyby sprawić, że każdy by mruknął. Miał żywe zielone oczy i brudne blond włosy, ścięte krótko, ale z przedziałkiem na bok. Herb Akademii Smitha widniał na kieszeni marynarki, a jego krawat był rozpięty i zwisał z niego w rozczochrany, seksowny sposób.




Rozdział 1 (2)

Poczułam, jak jego palce oplatają mój biceps i odwróciłam się, sapiąc, gdy moje oczy napotkały jego wściekłe spojrzenie. Kliknął językiem z dezaprobatą, kiedy zobaczył zaschniętą krew na mojej wardze i przyciągnął mnie bliżej, żeby to sprawdzić. "Kolejna walka, widzę," powiedział.

"Po prostu kolejny dzień," warknęłam z powrotem, zanim spróbowałam wyrwać się z jego uścisku. Nie mogłem. Trzymał mnie zbyt mocno.

Bonham umieścił swój kciuk na moim rozcięciu, naciskając, aż sprawił, że znów zaczęło krwawić. Rozsmarował krew wzdłuż mojej linii szczęki, wszystko podczas wpatrywania się we mnie. "Myślę, że krwista czerwień dobrze na tobie wygląda, Scar," powiedział, pozwalając, by ta okrutna krawędź przesiąkła do jego wyrazu.

"To mój ulubiony kolor," odpowiedziałem sarkastycznie.

Bonham znów spojrzał na mnie w górę i w dół. Rozpoznałem to krytyczne oko. To było to samo oceniające spojrzenie, którym obdarzył mnie dwa lata temu, kiedy pomagał mi wybrać sukienkę na przyjęcie urodzinowe Luisa. To było to samo spojrzenie, którym obdarzył mnie, gdy jako dziecko uczył mnie jeździć na rowerze albo gdy udzielał mi korepetycji z matematyki. Oceniający. Zdeterminowany. Skupione. To było spojrzenie, które sprawiało, że trochę nienawidziłem siebie. Bo pomimo tego, że czyniło mnie celem w tej popieprzonej szkole, dawało mi też nadzieję, że mój dawny najlepszy przyjaciel wciąż gdzieś się tam ukrywa, gotów rzucić się na świat razem ze mną.

Jakby nagle przypomniał sobie, że nie chce mnie dotykać, Bonham szybko opuścił ręce i rozejrzał się po pustych salach, jakby chciał się upewnić, że nikt nie widział nas razem. Pieprzony kutas.

"Nadal nie rozumiem, dlaczego nie uderzasz z powrotem", powiedział Bonham z wzruszeniem ramion, zanim przeszedł obok mnie. Obróciłem się, żeby obejrzeć jego plecy. "Obaj wiemy, że mógłbyś skopać jej tyłek".

Przygryzłem swoją popękaną wargę, sprawiając, że więcej krwi popłynęło, karmazynowe krople lądując na kafelkowej podłodze u moich stóp. Tak, mógłbym skopać jej tyłek. Bonham wiedziałby, bo to on nauczył mnie walczyć w pierwszej kolejności. Kiedyś powiedział mi, że wszystkie ładne dziewczyny powinny umieć się bronić i zadawać ciosy. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę musiał się przed nimi bronić.

"Powiedz siostrze Courtney, że się przywitałem" - zawołał Bonham przez ramię, zanim zniknął za rogiem.

Kurwa.

Spadkobiercy byli zdeterminowani, aby mnie ukarać, a to oznaczało, że cieszyli się z tego, że nasi rówieśnicy wykonują za nich większość pracy. Gdyby wiedzieli, że otrzymywałem pomoc od pielęgniarki Courtney, mogliby chcieć utrudnić jej życie, co było ostatnią rzeczą, jakiej chciałem.

Oprócz tego, że mnie nienawidzili, nie lubili, gdy miałem kogoś po swojej stronie. To dlatego nikt nie zaprosił mnie na homecoming. To dlatego nie mogłam pójść na żaden szkolny mecz i dlatego nie mogłam nawet dojść do swojej szafki bez obrzucania mnie przekleństwami i wyzwiskami. To również dlatego każda dziewczyna w szkole patrzyła na mnie, jakbym złapała trąd. Nie chciały złapać gniewu chłopaków tak jak ja. To było zrozumiałe.

Bonham, Luis, Godfrey i Rogue nie tylko prowadzili szkołę. Praktycznie mieli odziedziczyć całe Savannah. Ich rodzice mieli trzy C: gotówkę, koneksje i możliwości. To miasto było w zasięgu ich ręki.

Zanim dotarłam do gabinetu pielęgniarki, dzwonek już dawno zadzwonił na kolejną lekcję. Moja mama pewnie zrobiłaby mi później wykład o moim spóźnieniu. Ci nauczyciele byli najgorszymi narcyzami. Jakikolwiek drobiazg się zdarzył, a oni uciekali do dyrektora Livingstona. Jeszcze jeden powód, żeby mama się na mnie zawiodła.

Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się, z ulgą stwierdzając, że jest tu pusto od innych uczniów, ale pielęgniarka siedziała za swoim biurkiem. Pielęgniarka Courtney była trzydziestokilkuletnią byłą debiutantką. Pochodziła z długiej linii dobrej krwi Savannah, ale moja mama mówiła, że zrujnowała sobie życie, kiedy wyszła za mąż poniżej pasa. Jej obrzydliwie bogaci rodzice odcięli ją i wyrzekli się jej za to.

Teraz utknęła, rozdając lód w bójkach na pięści i Tylenol na skurcze miesiączkowe hordom uprawnionych nastolatków. Gdybym była na jej miejscu, byłabym zgorzkniała jak cholera. Pielęgniarka Courtney podniosła wzrok znad swojego telefonu, na którym siedziała przy biurku, a jej oczy natychmiast rozszerzyły się na moje częściowo przemoczone, zakrwawione i posiniaczone ja.

"Co się stało tym razem?" zapytała, wstając ze swojego miejsca, aby przyjść mnie ocenić.

Wzruszyłem ramionami. "Ta sama suka, inny dzień".

Wargi pielęgniarki Courtney przerzedziły się. "Szkoda, że nie pozwoliłaś mi zgłosić Stephanie".

Potrząsnęłam głową i poszłam za pielęgniarką Courtney na krzesło, podczas gdy ona wyciągnęła jakiś środek antyseptyczny i waciki. "Nie, to by tylko pogorszyło sprawę," powiedziałem.

"Ta dziewczyna kiedyś całowała twoje stopy. Do diabła, y'all kiedyś byli przyjaciółmi," przypomniała mi.

To była prawda. Kiedyś trzymałam całą szkołę w garści, a wszystko dlatego, że byłam królową Dziedziców. Stephanie Palmisanos tej szkoły czciła mnie, bo chciała być mną. Ale w chwili, gdy Bonham dał do zrozumienia, że jestem wczorajszą nowością, wszystkie porzuciły mnie jak spalone gorące ciastka.

Z wiekiem chłopcy stali się osławieni tym, że uprawiali seks z dziewczynami, a potem je podrzucali, ale nie mnie. Ze mną zawsze było inaczej. Nigdy nie spałam z żadnym z nich, ale byłam częścią ich wewnętrznego kręgu i pielęgnowałam naszą przyjaźń. Aż do siedmiu miesięcy temu.

Inne dziewczyny były zazdrosne, ale nigdy nie odważyłyby się być dla mnie niemiłe. Rogue by je zniszczył. Był najbardziej znany z tego, że był tym destrukcyjnym, a zarazem opiekuńczym z grupy. Nikt nie odważył się ze mną zadzierać i ryzykować, że go wkurzy. Zabawne, jak szybko wszystko może się zmienić.

Byłam ich przyjaciółką, odkąd miałyśmy siedem lat. Myślałem, że zawsze będziemy razem. Teraz byłem szumowiną tego przedszkola, a całe ciało uczniowskie lubiło mi o tym przypominać codziennie. A dziewczyny? Rozkoszowały się moim upadkiem.

Pielęgniarka Courtney przycisnęła wacik do mojej wargi, sprawiając, że syczałam z bólu. Skinęła, gdy zabrała się do pracy, czyszcząc smugę krwi, którą zrobił Bonham. To był pierwszy raz, kiedy którekolwiek z nich dotknęło mnie od miesięcy. Właściwie czerpałem z tego trochę chorej satysfakcji, mimo że zrobił to, by sprawić mi więcej bólu. Ale wtedy, zawsze byłem popieprzony, jeśli chodzi o nich.

"Nie zawsze tak będzie, kochanie", wyszeptała niskim tonem, sekretne zapewnienie przeznaczone tylko dla mnie.

Wiedziałem, że miała rację. Wiedziałem, że to było tymczasowe. Ukończenie studiów było tuż za rogiem. Czekała mnie akceptacja legatu na Harvardzie i nowe życie.

Dlaczego więc na myśl o opuszczeniu dręczących mnie facetów robiło mi się niedobrze?

"Po prostu muszę przetrwać następne sześć miesięcy", powiedziałem przez zgrzytające zęby, mając nadzieję, że brzmiałem twardszy niż czułem.

"Słuchaj, dam ci przepustkę, aby usprawiedliwić cię z następnych zajęć. Dlaczego nie pójdziesz zdmuchnąć trochę pary, cukierku?"

Moje ciało się podniosło. Tak. To jest dokładnie to, czego potrzebowałam.




Rozdział 2 (1)

========================

Rozdział drugi

========================

Miałam szczęście, że pielęgniarka Courtney dała mi przepustkę, bo nie było łatwo opuszczać zajęcia, kiedy mama była dyrektorem. Kilka tygodni temu ukradłam z jej biura paczkę usprawiedliwień na wypadek, gdyby mój niepokój się nasilił, ale legalna przepustka była jeszcze lepsza na wypadek, gdyby mama zapytała mnie później.

Za każdym razem, gdy widziałam zadowoloną twarz Stephanie i zdegustowany grymas Bonhama, mój żołądek skręcał się z niepokoju, do którego tak bardzo się przyzwyczaiłam. Nie zawsze tak było. Nie zawsze byłam tak pogodzona ze swoim miejscem w świecie, ale stwierdziłam, że łatwiej jest uciekać niż walczyć. To mnie trochę przerażało, jeśli byłem ze sobą szczery. Nie mogłam dalej tarzać się w tym gównie, bez względu na to, czym groziła mi mama.

Wcześniej tego ranka, kiedy dotarłam do swojej szafki, na klamce wisiał zużyty tampon. Zaschnięta krew sprawiła, że się zakneblowałam, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam grupę śmiejących się dziewczyn Stephanie. Wiedziałam w głębi duszy, że jeden z chłopaków ją do tego namówił. To właśnie robili - wykorzystywali innych do uprzykrzania mi życia, żeby sami nie musieli brudzić sobie rąk. Tchórze.

Czułem w kieszeni jointa, którego zwinąłem z biurka mamy. Skonfiskowała go podczas przeszukania szafki dzień wcześniej i w momencie, gdy włożyła go do torebki, wiedziałem, że jest mój. Kradłem rzeczy z jej biura, odkąd dowiedziałem się, że może mi się to udać. Wygląda na to, że wszechświat wiedział, że będę tego dzisiaj potrzebował.

Jak każdy dobry ćpun, poszedłem pod trybuny, żeby zapalić. Nie paliłem często. Głównie wtedy, gdy gówno było zbyt ciężkie do zniesienia, co ostatnio często się zdarzało. Nie lubiłem mieć w sobie nic, co mogłoby zaszkodzić moim szansom w gimnastyce, ale odkąd mama kazała mi rzucić i wyrwała mi to marzenie z palców, nie miało to już znaczenia.

W momencie, gdy ziołowy zapach uderzył w mój nos, wiedziałem, że to gówniane zioło. Dzieciak, który je kupił, prawdopodobnie zapłacił za nie najwyższą cenę i nie miał pojęcia, że jest do niczego. Oczywiście, jedynym powodem, dla którego wiedziałem cokolwiek o ziole, było to, że Godfrey i Luis lubili sobie pobłażać. Dużo.

Kurwa. Dlaczego wszystko zawsze mi o nich przypominało?

Przyłożyłem jointa do ust i wdychałem nisko i powoli, pozwalając, by dym siedział w moich płucach przez jakiś czas, gdy zamknąłem oczy. Trzymałem go w klatce piersiowej, aż wiedziałem, że zaraz pęknę, po czym wydychałem z kaszlem. Tak, to było złe. Nie na tyle złe, żeby przestać, ale jednak złe.

"Upalanie się pod trybunami? Ciekawe, co powiedziałby na to Zasada Livingston" - powiedział ciemny głos.

Leżałem na betonowym podłożu i używałem plecaka jako poduszki. Z ugiętymi kolanami i stopami posadzonymi na ziemi, przytrzymałam ręką spódnicę, zanim opuściłam kolana, żeby spojrzeć na mojego intruza.

Rogue pieprząca się z Kelly.

Było to ciche porozumienie, że Rogue był przywódcą Dziedziców. Jego rodzina parała się wszystkim. Ropa naftowa. Broń. Nieruchomości. Jeśli coś miało swoją cenę, nazwisko Kelly miało w tym swoje chciwe ręce. Ich portfel fiskalny był tak różnorodny, że nie wiedziałbym od czego zacząć.

Oddech mi się zatrzymał na jego nagłej obecności. Zatopiłam się w swoim haju, ale mój puls przyspieszył na jego widok. Byłam dziwną sprzecznością napiętej i zrelaksowanej. Rogue miał na sobie swój szkolny mundurek, ale wyglądał bez wysiłku na swobodnego. Kołnierzyk ukrywał tatuaż, o którym wiedziałam, że pnie się po jego szyi. Jego włosy były mokre, jakby właśnie wziął prysznic. Zgadza się, miał pierwszą lekcję gimnastyki. Prawie spoliczkowałam się za to, że znałam jego plan zajęć. Nie byliśmy już przyjaciółmi, więc dlaczego zadręczałam się banalnymi informacjami?

Czułam, jak jego oczy omiatają spódnicę zakrywającą moją białą bieliznę, zanim spotkał moje spojrzenie z irytacją. "Co ty tu robisz?" zapytał.

"Co wygląda na to, że robię tutaj? Czy jesteś teraz właścicielem bleacherów, też?" Usiadłem i skrzyżowałem nogi przed sobą, zanim przyłożyłem jointa do ust i wziąłem kolejny haust.

Może tak właśnie mogłem sobie z nimi poradzić. Prawie nie bolało patrzenie na niego, kiedy byłam w takim stanie. Jednym z pierwszych wskaźników, że zostałem odsunięty, było to, że "nasze" miejsca były teraz "ich" miejscami. Nie mogłam chodzić do mojej ulubionej restauracji przy Bloomington Street ani biegać po ścieżkach w pobliżu City Park. Myślałam, że trybuny są bezpieczne, ale chyba nie. Nie wiadomo, gdzie było bezpiecznie, kiedy te dupki zdecydowały, że wszystko należy do nich.

Był czas, że nazywałem Rogue'a swoim najlepszym przyjacielem. Był czas, kiedy nie patrzył na mnie jak na brud pod jego butami. Nie wiedziałam, co zrobiłam źle. Siedem miesięcy temu, po prostu nagle stwierdzili, że ze mną skończyli. Upokorzyli mnie na oczach całej szkoły.

Błagałam o odpowiedzi, stałam przed jego domem ze łzami płynącymi po twarzy, aż ochrona wyprowadziła mnie z posesji. Żaden z nich nie powiedział mi, co się stało, by zrujnować naszą przyjaźń. Niewiedza mnie zabijała.

"Jestem właścicielem całego tego miasta, Scarlett".

"Ciągle to powtarzasz", musiałem z ciemnym śmiechem. "A jednak, oto jestem. Wolna od Dziedziców. Wolny od ciebie."

"Nie mamy w zwyczaju posiadać śmieci, Scar. Nie jesteś już królową Dziedzica."

Poczułam, jak moje ciało rozluźnia się jeszcze bardziej, odrywając mnie od bólu jego słów i chroniąc mglistym i wszechogarniającym komfortem. Rogue nie mógł mnie skrzywdzić, skoro byłam poduszką. Tak, to zielsko było popieprzone.

Zaśmiałam się, mój chichot czując się jak balonik unoszący mój ból w górę. Czułam się nieważka. "W takim razie nie jesteś właścicielem wszystkiego. Czy to jest ta część, w której mówisz mi, że jestem bezwartościowy? Albo trzaskać mnie o szafki? Powiedz Stephanie, żeby mnie pobiła? Po prostu zastanawiam się, jak przygotować się na następną rundę bzdur, które przychodzą na moją drogę."

Patrzyłem jak Rogue wpatruje się we mnie, gdy wyciągnąłem ręce wysoko nad głową. Zamykając oczy, zatańczyłam palcami po chłodnym powietrzu i uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam jego zirytowany wydech. Po kilku uderzeniach tego, ponownie otworzyłam oczy, witając się z jego ciemnym spojrzeniem. Nie byłam pewna, czy to zioło, czy moje myślenie życzeniowe, ale dostrzegłam w nim nutkę tęsknoty.




Rozdział 2 (2)

"Jest," szepnęłam z uśmiechem. Właśnie wtedy wyglądał jak chłopak, którego kiedyś kochałam. Z nich wszystkich znałam Rogue najlepiej. Poznaliśmy się w przedszkolu. Spadłam ze zjeżdżalni, a on pomógł mi chwiać się do nauczycielki po opatrunek.

"O czym ty kurwa mówisz?"

Był ruch z boku bleacherów, a ja patrzyłem jak jego oczy kroją się w tamtym kierunku. Zaczęłam dłubać w paznokciach, żeby odwrócić uwagę od tępego smutku w mojej piersi. Chwila została stracona, a przebłysk chłopca, którego znałam, znów zniknął.

"Oh. Teraz już go nie ma," powiedziałam, gdy chichot uciekł z moich ust.

Usłyszałem, jak ktoś woła imię Rogue'a, a ja wciągnąłem kolejny długi wdech jointa, gdy jego twarz ześlizgnęła się w tę znajomą furię, której spodziewałem się po nim przez ostatnie kilka miesięcy.

Rogue wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak "Pieprzony ćpun". Wyglądał teraz szaleńczo, patrząc na trybuny z niepokojem, gdy przeczesywał ręką swoje ciemne włosy.

Podszedł do jednego z pojemników na śmieci pod trybunami. "Spierdalaj stąd. Mam dziewczynę, która spotyka się ze mną za kilka, i nie chcę publiczności", powiedział krzyżując ręce na piersi.

To nie powinno mnie boleć, wyobrażając sobie go z inną dziewczyną, ale zawsze kochałem Rogue, prawda? Nie mogłem sobie przypomnieć, teraz. Byłem zbyt zajęty liczeniem miejsc w bleachers nad mną. "Nie", odpowiedziałam wzruszeniem ramion. "Pieprzyć cię. Idź wysiąść gdzie indziej."

Odległy męski głos wywołał jego imię. Rogue stał tam przez chwilę, po prostu gapiąc się na mnie ze złością. Odmówiłem, by pozwolić mu zrujnować mój haj. Schodziłam coraz niżej i niżej, aż nie byłam niczym innym jak roztopioną czekoladą na betonie.

Wtedy Rogue Kelly zniszczył wszystko.

Chwycił brzeg pobliskiego kosza na śmieci i podniósł go, zanim podszedł bliżej mnie. "Czas wynieść śmieci", powiedział ze złowrogim uśmiechem przed odwróceniem go i wyrzuceniem jego zawartości właśnie tam na mnie.

Szlam i śmieci pokryły moją skórę. Pachniało zgnilizną, jakby to były resztki jedzenia z zeszłotygodniowego meczu piłkarskiego. Wrzasnąłem, gdy zimna, okrutna trzeźwość obmyła mnie w tępej fali obrzydzenia.

Otarłam się o coś, co przypominało zsiadły koktajl mleczny z mojego ramienia, i rozpłakałam się, gdy zobaczyłam larwy na swoich kolanach. Najpierw mój poranek ze Stephanie, a teraz to. Przegrałem.

Spojrzałam na Rogue, bo łzy ukłuły mnie w kąciku oczu. Debatowałem nad wstaniem i ucieczką. Powinienem był. Ale odwaga była kapryśna, dawała o sobie znać w tych momentach, kiedy duma i wściekłość podawały sobie ręce i oblewały sytuację benzyną. Wstałem, śmieci zsunęły się z mojej skóry przy tym ruchu. Potem olśniłem Rogue'a, który wyglądał jak skomplikowana mieszanka irytacji, wściekłości i... stresu. A więc chciał się tu wyrwać z inną dziewczyną? Powodzenia...

Zamierzałem się z nim zmierzyć, ale kiedy na niego rzuciłem się, ta pieprzona mieszanka pamięci mięśniowej i nadziei wykrwawiła się przez moje pory. Owinąłem ramiona wokół jego sztywnego środka zamiast tego, dostając paskudne śmieci na całym ciele. "Pieprz się, Rogue Kelly." szepnąłem.

Przez chwilę nie odepchnął mnie, po prostu pozwolił mi się przytulić do niego przez dokładną ilość czasu, jaką zajęło mi wydychanie smutku zwiniętego jak pięść w mojej klatce piersiowej.

Kiedy mnie odepchnął, był to okrutny rodzaj pchnięcia, który wysłał mnie w kierunku ziemi. Mój tyłek wylądował na betonie z hukiem, a ja płakałem z bólu, gdy on wytarł swoją koszulę. "Ty paskudna dupa Trash Whore," trzasnął.

Usłyszałam kroki zza siebie, a ponieważ nie chciałam widzieć żadnej pięknej dziewczyny, z którą spędzałby czas, wstałam i pobiegłam. Biegłam obok smutku. Minąłem ostry ból w mojej kości ogonowej. Minąłem dźwięk śmiechu Rogue'a i moje łamiące się serce, i udałem się prosto pod prysznice na siłowni.




Rozdział 3

========================

Rozdział trzeci

========================

Po umyciu się, po raz drugi odwiedziłem pielęgniarkę. Obdarzyła mnie współczującym uśmiechem, zanim wręczyła mi ostatni stosik ubrań. Zastanawiałam się, czy muszę zacząć zostawiać tam zapasowe. Nie poszłam na zajęcia. Nie było sensu. Więc zamiast tego poszedłem do jedynego miejsca, które wciąż przynosiło mi szczęście.

Siłownia była moją bezpieczną przestrzenią. To było miejsce, gdzie twoje nazwisko nie miało znaczenia, a jedyną rzeczą, którą musiałeś przynieść na matę było twoje ciało. To było miejsce, gdzie nie miało znaczenia kim byłeś, ani ile zarabiał twój tata. Ciężka praca przeważyła tutaj nad statusem.

Gimnastyka była moją ulubioną rzeczą na świecie. Mama zapisała mnie jako dziecko, bo miałam tyle energii. Jako dziecko ciągle ganiałam za chłopakami i wspinałam się na ściany. Chciała mieć ujście, więc zapisała mnie na miesięczne lekcje. Potem stało się to dwa razy w tygodniu. Potem codziennie. Nie miała pojęcia, że stanie się to moją obsesją. Czasami zastanawiałem się, czy kiedykolwiek żałowała, że mnie zapisała.

"Nie widziałem cię przez jakiś czas", powiedział trener Michaels ze swojego biura. Nie zawracał sobie głowy wstawaniem od biurka, które było pokryte papierami, opakowaniami po gumach i cekinowymi trykotami. Podeszłam do niego bliżej, jednocześnie regulując torbę messenger wyżej na plecach. Jego wzrok powędrował na moją rozwaloną wargę, ale chyba uznał, że nie warto mu poświęcać czasu na wypytywanie mnie, bo nic na ten temat nie powiedział. To nie był pierwszy raz, kiedy nauczyciel postanowił przeoczyć jakiś problem w tej popapranej szkole. Zerknął na zegar. "Powinieneś być na zajęciach".

"Hej, trenerze," powiedziałem owczo, gdy szedłem do przodu.

Byliśmy jedną z niewielu szkół w stanie z programem gimnastycznym, głównie dlatego, że byliśmy jednym z jedynych miejsc z czesnym wystarczająco wysokim, aby sobie na to pozwolić.

Trener Michaels był jednym z niewielu dorosłych, których faktycznie szanowałem. Był hardass i nie miał problemu mówiąc obsesyjne mamas, które lubiły rozpocząć walki kotów w bleachers zamknąć kurwa i usiąść. Był bezwzględny, wymagający i był jednym z najlepszych trenerów gimnastyki w kraju. Tylko najlepsze dla Akademii Smith.

"Twoja mama wie, że tu jesteś? Nie chciałabym, żeby martwiła się o twoją delikatną figurę" - powiedział z niesmakiem trener Michaels. Był też jednym z jedynych nauczycieli tutaj, którzy nie całowali jej w dupę.

Mama kazała mi rzucić gimnastykę, zanim zaczęłam ostatni rok. Nie mogłam tego udowodnić, ale część mnie zastanawiała się, czy to była kara za zrujnowanie mojej dobrej passy z Dziedzicami. Zawsze szczyciła się moimi powiązaniami z elitą tego miasta. Dała mi jednak masę wymówek. Martwiła się o moje ciało. Moje mięśnie były stonowane - "nieestetyczny rozmiar dla dobrze wychowanej kobiety", a ja miałam trochę bólu stawów, wspólnego z większością gimnastyków. Obwiniała moją pracę w szkole, zbyt. Chciała, żebym skupiła się na moim gwarantowanym przyjęciu na Harvard.

Ale naprawdę? Myślę, że nie podobało jej się, że faktycznie byłam w czymś dobra. Mama została dyrektorem, bo miała co robić, a nie dlatego, że była szczególnie zainteresowana wychowaniem jutrzejszej młodzieży. Lubiła władzę, jaką jej to dawało, wgląd w inne zamożne rodziny. Kiedyś była królową piękności. Tata powiedział mi kiedyś, że chciała zostać Miss Ameryki, ale potem zaszła ze mną w ciążę. Gówno się zdarza.

"Ona nie wie" - odpowiedziałam szczerze, mając nadzieję, że mnie nie wyrzuci. Potrzebowałam tego. Brakowało mi tego.

"Dobrze. Ta siłownia jest tylko dla gimnastyczek." Trener Michaels zawsze grał w tę cholerną grę. "Czy to ty?" zapytał, a ja poczułem, jak moja klatka piersiowa się zwęża. Chciałem krzyczeć na szczycie moich płuc, że tak, byłem pieprzonym gimnastykiem, i cholernie dobrym w tym. Ale miesiące poza obwodem były jak lata w świecie konkurencji. Mogłem poczuć, że moje umiejętności ślizgają się codziennie. Trener nie rozumiał, dlaczego tak łatwo się poddaję. Ale nie byłem wtedy w dobrym miejscu. Mama zmusiła mnie do rezygnacji zaraz po tym, jak Rogue zdecydował, że nie jestem już ich wart. Użalanie się nad sobą zdawało się brać górę.

Więc zamiast odpowiedzieć mu, dałem trenerowi Michaelsowi wyzywające spojrzenie, takie, które mówiło wszystko, czego nie mogłem. "Zabieraj tyłek na belkę, Livingston", powiedział w końcu tym swoim bezsensownym tonem, który szanowałem.

Uśmiechnąłem się, a potem pognałem do rogu sali gimnastycznej, gdzie była belka. Pielęgniarka Courtney pożyczyła mi parę męskich spodni z paskiem do noszenia na ten dzień, co przydało się do tego, co chciałem zrobić. Zakurzyłem kredę na rękach, a następnie podniosłem się na belce. Zacząłem od zwykłego chodzenia, rozgrzewając mięśnie znajomym ruchem podróżowania po linie. Uwielbiałam świadomość, że mam nad tym kontrolę. Spadanie zależało ode mnie. Jak szybko, jak wysoko, jak daleko.

Rozciągnąłem się, gdy tylko moje mięśnie były rozgrzane. Moje napięte kończyny jęknęły, gdy wyprostowałam nogi i zgięłam się w biodrach. Minęło trochę czasu, odkąd to robiłem, ale moje ciało znało zasady. Piętnaście lat pamięci mięśniowej nie mogło zostać wymazane w ciągu kilku miesięcy. Kiedy już byłem luźny, zacząłem od kilku skoków szczupaka, dostając moje ciało w rowku. Dobrze było zawiesić obie moje nogi nad belką, wskazując palce u nóg, gdy skakałem i zginałem w biodrach.

"Pieprzona Stephanie", przeklinałem przed wykonaniem pełnego obrotu. Trochę brakowało mi tchu, gdy balansowałem na jednej nodze i obracałem się. "Pieprzona szkoła." Wbijałem swoje frustracje na temat wszystkiego z każdym lądowaniem, każdym skokiem. "Pieprzony Rogue."

Pozwoliłem moim oddechom przyjść w silnych wdechach, a następnie wypchnąłem je z powrotem z klatki piersiowej z celem. Tam, na belce, miałem kontrolę. Nie musiałam się powstrzymywać, jak to robiłam z łobuzami czy z mamą. Tam, byłam silna. Nie byłam bezsilna ani zdewaluowana. Nie byłam śmieciem. Poszedłem na siłownię, aby sobie o tym przypomnieć, a gdy tylko moje stopy znalazły się w pozycji, pozwoliłem, aby wszystkie bzdury wymknęły się.

Zrobiłem back handspring do układu step-out, przerzucając przez powietrze z finezją przed lądowaniem z hukiem. Czułem jak moje mięśnie się kurczą. Mogłem wyczuć, jak bardzo będę obolały rano, i podobało mi się to. Rozkoszowałem się uczuciem belki pod moimi stopami. Sposób, w jaki moje palce u nóg zakręciły się, a moja górna część ciała utrzymywała mnie w równowadze.

Zrobiłem kolejny i kolejny i kolejny, idąc tam i z powrotem w dół linii. Na mojej trzeciej rundzie, prawie przegapiłem moje lądowanie. "Nie spadaj, Scar", szepnąłem do siebie, zanim ustawiłem się w pozycji do front tuck. Był to jeden z trudniejszych manewrów. Za każdym razem, gdy byłem w powietrzu, nie myślałem o tym, jak bardzo czułem się samotny lub jak bardzo spieprzona była moja szkoła. Myślałem tylko o tym, co moje ciało musi zrobić, a potem to robiłem.

"Zużyjesz się, Livingston" - krzyczał ze swojego gabinetu trener Michaels. Czy nie wiedział, że o to właśnie chodzi?

Skoczyłem, chowając moje ciało, a następnie rozszerzając je jeszcze raz, zanim wylądowałem na belce. Ale moja kostka się zachwiała, ponieważ nie zgiąłem się w kolanie przy lądowaniu, żeby zamortyzować wstrząs. Spadłam z belki, a moje kolana uderzyły o matę.

"Dammit", syczałem. Ale nawet upadek czuł się dobrze, ponieważ został spowodowany tylko przeze mnie.

Trener Michaels wkrótce był obok mnie, pomagając mi wstać z łoskotem na twarzy. "Robisz się zardzewiały, ale nadal jesteś najlepszym cholernym gimnastykiem w moim klubie. Zachowaj trochę ubrań w swojej szafce, a ja będę patrzył w drugą stronę, jeśli chcesz wrócić jutro podczas okresu studiów." Grymasiłem, gdy moja kostka dała małe skręcenie, gdy stanąłem, ale mój wyraz zmienił się w promienny uśmiech na jego słowa. "I przyłóż trochę lodu na to, Livingston".

"Tak, trenerze."




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Zrujnowany przez Rogue Kelly"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści