Królowa bagien

Prolog (1)

TWARDE CIAŁO MIĘDZY MOIMI UDAMI ożyło, a ja rozkoszowałem się tym uczuciem. Wibracje mruczącego silnika mogły ukołysać mnie do snu lepiej niż jakakolwiek kołysanka. Zamykając oczy, łuszczące się ściany warsztatu odpadły, a ja znalazłam się na torze otoczona trybunami wypełnionymi widzami krzyczącymi moje imię, gdy ścigałam się do mety.

"Jak się trzyma, dziewczyno?"

Wyrwana z moich fantazji przez dźwięk żwirowatego głosu mojego szefa, gruchnęłam: "Jak noworodek".

Gruff chrząknął i zachichotał, sprawiając, że imponująca piwna kiszka sześćdziesięciolatka podrygiwała, a jego ostre niebieskie oczy rozjaśniały się, gdy głaskał swoją siwą, krzaczastą brodę. Był też jedyną znaną mi osobą, która prawdopodobnie kochała rowery bardziej niż ja. Zdecydowanie wiedział więcej - dałbym mu to.

"Myślisz, że potrzebuje jeszcze jednego biegu?"

Przytaknąłem, ukrywając jednocześnie swoje rosnące podniecenie. Nawet jeśli byłem pewien, że właściciel nie będzie miał żadnych problemów, nigdy nie ryzykowałem niechlujnej pracy. Gdyby rowery były roślinami, miałbym zielony kciuk.

Gruff wziął mnie pod swoje skrzydła siedem lat temu, gdy tylko znudziło mu się przeganianie mnie. Kiedy wszystkie inne dzieci zawiązywały przyjaźnie, ja zakradałem się do Remontów Russella. Czasami po prostu przyglądałem się pracy chłopaków, ale w bardziej odważne dni, poddawałem się mojej chęci przejechania palcami po zimnym, twardym metalu. Gdy Gruff złapał mnie po raz pierwszy, wyrzucił mnie na chodnik. Powiedział, że sklep to nie miejsce dla dziecka.

Nie mając poczucia samozachowawczego, zakradłem się z powrotem do środka następnego popołudnia i prawie każdego następnego, aż pewnego deszczowego popołudnia znalazłem nowy znak zakazujący profanacji. Tego dnia nikt mnie nie przegonił. Tim, jeden z pracowników, przyniósł nawet krzesło z biura, co było znacznie wygodniejsze niż kucanie za metalowymi półkami wypełnionymi zużytymi częściami. Nie minęło wiele czasu, gdy Jasper - jedyny inny pracownik Gruffa - udzielił mi pierwszej lekcji. Gruff, którego prawdziwe imię brzmiało Robert Russell, nie zaoferował mi nic poza okazjonalnym chrząknięciem lub grymasem. Jego szorstkie usposobienie było właściwie powodem, dla którego otrzymał to przezwisko. Tygodnie później, kiedy Rosalyn odkryła, gdzie spędzam wolny czas, dowiedziałem się, że Gruff był naprawdę wielkim, słodkim dzieckiem. Byłam dzieckiem bez rodzeństwa lub przyjaciół, więc Gruff zaoferowała, że będzie mnie trzymać z dala od kłopotów w godzinach, w których pracowała jako pokojówka w hotelu. Jej niechęć była żenująco oczywista, ale ku mojej radości zgodziła się. Ponowne skradanie się byłoby do bani.

Gruff szybko stał się kimś w rodzaju dublera ojca, którego nigdy nie poznałem. Jasper i Tim również podjęli się braterskiej roli, dopóki kilka miast dalej nie otworzył się nowy sklep motoryzacyjny i nie przenieśli się na bardziej zielone pastwiska. Trzy tysiące dusz w Cherry to była zaledwie kropla w morzu. Większość mieszkańców musiała podróżować do Rochford, małego miasta oddalonego o trzydzieści minut drogi, w celach biznesowych i zawodowych - w tym Rosalyn.

"Cóż, wskakuj do niego, dzieciaku. Ja zadzwonię."

Gruff powłóczył się do swojego biura, a ja uśmiechnąłem się, gdy przerzuciłem nogę przez rower i odzyskałem rękawiczki i kask. Zrobiłem prawo jazdy kilka miesięcy po skończeniu szesnastu lat, ale nie miałem jeszcze własnego roweru, więc cieszyłem się z każdej okazji do jazdy. Miałam jedenaście lat, kiedy w końcu przekonałam Gruffa, żeby nauczył mnie jeździć, oczywiście poza nagraniami. Owdowiały, a jego jedyny syn mieszkał kilka godzin drogi stąd, trudno było go odciągnąć od warsztatu. Dobrze, że gdy zostałem jego pracownikiem, obiecał mi, że mnie nauczy. Myślałem, że to uczciwy układ - on potrzebował pomocy, a ja potrzebowałem lekcji. Nadal wypłacał mi nawet niewielką pensję, którą oszczędzałem na rower i wykorzystywałem do udziału w wojnach licytacyjnych o unikalne, a czasem rzadkie kaski. Do tej pory uzbierałem dwanaście, kilka podpisanych przez profesjonalnych zawodników, a inne sygnowane i sprzedawane przez legendarnych undergroundowców.

Szybko włożyłem skórzane rękawice i założyłem jeden z moich nowszych dodatków - Numer Dziesięć, czarny, oldschoolowy, z żółtym konturem, zdejmowaną osłoną oczu i wizjerem.

"Ruszam, staruszku".

Mój but był opanowany, aby odkopać stojak Ducati 1199 Panigale, gdy Gruff wetknął głowę ze swojego biura. Miał bezprzewodową słuchawkę przyłożoną do ucha z surowym wyrazem twarzy.

"No joyriding, Four". Mój uśmiech był wyzywający, przez co zmarszczki na jego czole pogłębiły się. "Mówię poważnie."

"W jedną stronę i z powrotem, Gruff. Obiecuję."

Przejechałem przez miasto, leniwie przyglądając się ludziom wlewającym się i wylatującym z naszych kilku sklepów. Cherry było miejscem pozbawionym tarcia. Małe miasteczko w Wirginii oferowało niewiele, więc każdy, kto w nim przebywał, był albo tubylcem, albo przed czymś uciekał. Rosalyn rzadko mówiła o swojej przeszłości, ale ja już dawno temu dowiedziałem się, do której partii należymy.

Dotarłem na skraj miasta i zauważyłem miejscową mydlarkę energicznie szorującą witrynę swojego sklepu. Otrzepała swoją pulchną ramę wokół, gdy zaparkowałem przy krawężniku przed jej sklepem. Jej niepokój był namacalny, gdy przyciskała nasączoną gąbkę do swojej obfitej klatki piersiowej.

Jej strach nie osłabł, dopóki nie podniosłem kasku, by przyjrzeć się bliżej temu, co zdenerwowało tę słodką kobietę. Na szybie namalowano sprayem trzy czwarte czerwonego X z napisem pod spodem.

Nie jestem prowadzony.

Mój umysł ścigał się, gdy przeczytałem go po raz drugi i trzeci. "Kto to zrobił?"

Wandalizm nie mógł być osobisty. Patty był uprzejmym wdowcem w średnim wieku, który robił najlepsze pachnące mydła i mówił tylko miękkimi tonami, nawet gdy był zły. Spotkałyśmy się w dziale z mrożonkami w jedynym sklepie spożywczym w mieście, kiedy zbeształa mnie za przekroczenie prędkości na parkingu. Szybko odeszła, zanim zdążyłem przeprosić, więc kiedy zobaczyłem, że podlewa rośliny w witrynie sklepowej, złożyłem jej wizytę. Łaskawie przyjęła moje przeprosiny, oferując mi jedno ze swoich mydeł: wodę kokosową zmieszaną z jagodami acai, melonem, płatkami jaśminu i wanilią. Teraz jest to jedyne mydło, którego używam.

"Wczoraj wieczorem przejeżdżali tędy jacyś przybysze z zewnątrz, sprawiając kłopoty. Szeryf ma pełne ręce roboty, żeby ich wytropić."

To była ta część, w której powiedziałbym coś pocieszającego, ale sam byłem dość przerażony. Nie jestem prowadzony? To brzmiało jak jakieś kultowe bzdury. "Jestem pewien, że już ich nie ma," zapewniłem ją, choć brzmiało to bardziej jak pytanie.




Prolog (2)

"Mam nadzieję, że tak." Wskazała swoją gąbkę z mydłem na mnie. "Bądź ostrożny, słyszysz?"

"Będę." Przywróciłem Ducati do życia, włożyłem kask i ruszyłem w drogę. Późnym wieczorem, szorowałem moje naczynia do kolacji po kolejnej nocy "grillowanego sera dla jednego", kiedy mój telefon zadzwonił. Oczekiwanie nie pozwoliło mi wysuszyć rąk, zanim pospiesznie otworzyłem telefon.

It's a go. Curtis Pond Rd. Zwykły czas.

Tłum się rozstąpił, a ja przejechałem z tyłu pomarańczowego, czarnego i białego Ducati. Nikt nigdy nie zadawał pytań, więc nie musiałem tłumaczyć, dlaczego na każdym wyścigu pojawiałem się na innym motocyklu. Pożyczanie rowerów, które pomagałem naprawiać w warsztacie Gruffa bez jego wiedzy, było ryzykownym interesem, ale jak dotąd, moje szczęście się utrzymywało.

Zauważywszy brązową, wytatuowaną skórę Mickeya i sięgające ramion dredy, gdy rozmawiał z innym zawodnikiem na linii bocznej, zatrzymałem się przy wyznaczonej linii i podniosłem kask. Zapach zgnilizny z bagna po drugiej stronie drzew uderzył mnie natychmiast. Spięty Mickey przeciągnął się tak szybko, jak pozwalały mu na to obwisłe dżinsy.

"Powinienem był oddać twoje miejsce. Wiesz," powiedział z sarkazmem ociekającym z każdej sylaby, "komuś, kto faktycznie chce się ścigać i może pojawić się na czas."

Z trudem powstrzymałem się od przewrócenia oczami. Mickey miał brutalną przeszłość, ale mnie nie przerażał. Byłem zbyt cenny. Udałem, że nie zauważyłem, że mnie sprawdza, bo roześmiałem się i pochyliłem do przodu. Zużyta czarno-żółta skóra skrzypiała, gdy opierałam przedramiona na kierownicy. "Miałem zadanie domowe z algebry i obaj wiemy, że straciłbyś znacznie więcej niż zarobiłbyś, gdybyś mnie wyciął". Zawsze mogłem liczyć na zakład Mickeya na moją korzyść, bo on zawsze mógł liczyć na to, że ja wygram.

Czternaście wyścigów i wciąż byłem niepokonany.

Jeźdźcy wydają tysiące dolarów na przewagę tylko po to, by pokazać się szesnastolatce, która nie raz udowodniła, że to jeździec wygrywa wyścigi.

Mickey nie trzasnął uśmiechem, jak to zwykle robił, gdy go nękałam. Zamiast tego zerknął w lewo, odwracając moją uwagę. Mój konkurent czekał na srebrnym Ninja ZX-10R. Był szybszy, więc musiałem być sprytny.

Podziwiając rower, zerknąłem na odważny czarny X namalowany na boku. W przeciwieństwie do tego, który wandalizował okno Patty, ten miał głowę lisa i wrony w górnym i dolnym kącie, dziewiętnaście i osiemdziesiąt siedem w lewym i prawym oraz wstęgę z napisem I am not led w poprzek środka. To samo wytatuowane było na zapylonej włosami dłoni jeźdźca. Krótkie, krępy ciało pokryte czarną skórą było wszystkim, co mogłem dostrzec, ponieważ miał hełm. Nie raczył się odwdzięczyć za sprawdzenie konkurencji, ale mały tłumek stojący po lewej stronie polany nie miał takich zastrzeżeń. Moje dłonie zaczęły się pocić pod ich spojrzeniem. Byłem przyzwyczajony do animozji, ale to czułem inaczej. W ich oczach pojawiła się obietnica, że jeśli wygram, nie pokażę się ich przyjacielowi. Pomimo mojego niepokoju, uśmiechnąłem się do partii zarabiając kilka wyszczerzonych zębów.

"Tak bardzo jak kocham twój ogień, Four, uważaj na tego jednego, dobrze? On i ci głupcy, z którymi jest, nie pasują do mnie. Moja załoga czuje to samo." Wtedy zauważyłem, że większość zwykłego tłumu czekała na prawym poboczu drogi z dala od szumowin.

"Więc dlaczego pozwalamy mu się ścigać?"

Wzruszył potężnymi ramionami. "Ponieważ jego pieniądze są zielone tak czy inaczej".

Moje uda napięły się wokół Ducati, a żołądek zwijał się, gdy studiowałem Mickeya. "Na kogo byś postawił?"

Jasnobrązowe oczy roześmiały się, a to była jego kolej, żeby się uśmiechnąć. "Ty."

Czułem, że się odprężam wiedząc, że nadal będę miał przyjaciela, jeśli przekroczę linię mety jako pierwszy. Mickey był zawsze tym, który pozostał rozbrajając wrzawę, gdy pieniądze były przegrane. Czułem się źle za umieszczenie go w pozycji, ale był również powodem, że nadal było bezpiecznie dla mnie, aby wrócić.

"W porządku, płatku śniegu, znasz zasady. Żadnych bzdur."

"Mówiłem ci, żebyś mnie tak nie nazywał!" Krzyknąłem na jego plecy. "Rasowe obelgi idą w obie strony. Nie spodobałoby ci się, gdybym nazwał cię czekoladowym gromem!".

Roześmiał się, błyskając swoim złotym grillem, i pomachał mi, gdy dołączył do swoich chłopców na linii bocznej. Zaczęli krzyczeć zachęcająco, gdy zacierali ręce w oczekiwaniu na pieniądze, które im zarobię, jeśli wygram.

Jakiś rudzielec przechadzał się w szpilkach i szortach tak daleko w górę, że jej jędrny tyłek zwisał z obszycia. Podniosła dwie czerwone flagi w powietrze, gdy tylko stanęła w centrum między nami.

Niewiele pozostało do powiedzenia lub zrobienia teraz, gdy zakłady zostały postawione. Nikt nie chciał ryzykować, że ktoś przyjdzie i zadzwoni po gliny. Założyłem kask i odmówiłem cichą modlitwę. Zwykle wyobrażałem sobie siebie przekraczającego linię mety, by mieć głowę w grze, ale zamiast tego, zostałem przyciągnięty z powrotem do małego tłumu około trzydziestu osób. Za nimi było kilka rowerów i kilka samochodów i ciężarówek ustawionych na ramieniu. W momencie, gdy byłem gotowy do opuszczenia przyłbicy, mężczyzna ubrany w wyblakłe niebieskie dżinsy i jeszcze bardziej wyblakłą szarą koszulkę wszedł w moją linię widzenia. Miał ten sam X wytatuowany na boku szyi. Kiedy już przyciągnął moją uwagę, podniósł koszulę na tyle, że moje serce przeskoczyło o jedno uderzenie, a ja zatrzymałem wzrok na pistolecie schowanym przy jego pasie. Nie byłem pewien, czy członkowie kultu noszą broń, ale byłem pewien, że ci faceci nie są religijnymi fanatykami. Mój następny oddech zadrżał na widok wyraźnego ostrzeżenia.

Nie wygrywaj.

Czułem wiatr uderzający o kawałek odsłoniętej skóry na moim karku i kolarza po mojej prawej stronie, który zbliżał się do pierwszego zakrętu. Nie martwiłem się o przegraną, tak samo jak nie martwiłem się o wygraną. Człowiek dzierżący broń nie wiedział, że nie ścigam się dla pieniędzy. Ścigałem się dla uzależnienia. Powinien był wiedzieć lepiej. Ktoś na tyle odważny, by gonić za hajem z prędkością stu ośmiu mil na godzinę, nie przejmowałby się zbytnio samozachowaniem. I tak nie zostałbym w pobliżu, żeby odebrać swoją część wygranej. Po mojej trzeciej wygranej Mickey i ja uzgodniliśmy, że najlepiej będzie, jeśli po przekroczeniu linii mety nadal będę jeździł. Nie dawało to również nikomu szansy na śledzenie mnie w domu. Nie martwiłem się też, że Mickey mnie oszuka. Może i był bandytą, ale nie był na tyle głupi, żeby oszukać osobę tuczącą jego kieszenie.




Prolog (3)

Na pierwszym zakręcie jechaliśmy ramię w ramię po tym, jak zwolniłem na tyle, by nie stracić kontroli. Gdy wyprostowaliśmy się, odzyskałem prowadzenie, choć nie miałem już tak dużej przewagi nad nim jak wcześniej. Jego motocykl był szybszy, ale wydawało się, że lew nie ma odwagi. Świat się rozmył, gdy przyspieszyłem, aż nie był już na moim ogonie, ale desperacja sprawiła, że on też przyspieszył i zaczęliśmy walczyć o prowadzenie. Grałem spokojnie, myśląc już o drugim zakręcie, który był wąski i dwa razy ostrzejszy. Wejście w zakręt po wewnętrznej przy dużej prędkości byłoby równoznaczne z samobójstwem. Zawodnik byłby zmuszony do zajęcia miejsca z tyłu, by bezpiecznie wykonać zakręt bez utraty prędkości na tyle, by kosztowało go to wyścig. Przewaga nie byłaby duża, ale to była jedyna szansa, jaką miałem.

Gdy między nami a zakrętem pozostało zaledwie kilkaset metrów, zawodnik w końcu się wycofał. Uśmiechając się mocno i czując już zwycięstwo w żyłach, przygotowałem się do zakrętu. Nie prędzej dostosowałem swoją wagę, niż mężczyzna wyszedł z gaju czarnej wierzby, a błysk nierdzewnej stali w świetle księżyca przykuł mój wzrok. Wyuzdana twarz strzelca nie należała do człowieka na linii startu. Ten został wysłany, by upewnić się, że nie wygram... ani nie ukończę w ogóle. Moja euforia zniknęła, gdy szarpnąłem rowerem przez niewidzialną linię środkową i wjechałem na prawy pas tuż przed zakrętem.

Byłem w powietrzu tylko przez chwilę.

Krzyk, który przeszedł przez moje gardło, gdy rozbiłem się i spadłem na nieutwardzoną drogę, chrzęst metalu, gdy motocykl zsunął się z drogi, i mój przeciwnik przyspieszający na prostej, zostały w większości zagłuszone przez moje zatyczki do uszu i kask.

W jakiś sposób cisza sprawiała, że czułem się jeszcze bardziej bezradny.

W końcu straciłem impet, gdy krawędź drogi spotkała się z trawą, ale nie przed tym, jak kość w mojej nodze pękła z obrzydliwym trzaskiem o kamień wielkości mojej głowy, wyrywając ze mnie ostatni krzyk. Byłem świadomy każdego oddechu, który brałem, bojąc się tego, który będzie moim ostatnim. Nie sądziłem, że ktokolwiek mógłby przeżyć taki obrót.

Zerwałem kask w momencie, gdy kamień został kopnięty w moją stronę, a brud zachmurzył powietrze. Oddalając się, krzyknąłem z frustracji i bólu, gdy złamana kość w mojej nodze zaprotestowała.

Może moja śmierć będzie szybka.

Smutek wkradł się do środka i mieszał się z bólem i strachem. Nigdy nie sądziłem, że odejdę w blasku chwały - byłem tylko kolejną rybą uwięzioną w małym stawie - ale nie spodziewałem się, że zginę za marne trzy tysiące. Jedyną walką, jaka mi pozostała, był krzyk i nadzieja, że ktoś usłyszy. Wziąłem głęboki oddech, przygotowując struny głosowe, tylko po to, by zakaszleć i udławić się, gdy kurz znalazł drogę do mojego gardła.

Potargane brązowe buty zatrzymały się niedaleko mojej głowy. Nie chcąc, by jego twarz była ostatnią, jaką widziałem, wpatrywałem się w gwiazdy. "Przegrać albo umrzeć. Myślałem, że postawiliśmy sprawę jasno?"

"Nie mogłam przegrać z cipką", wykrztusiłam. Błaganie nie miało sensu, a świadomość była przypływem dryfującym coraz dalej. Pieprzyć to. Może Rosalyn miałaby wreszcie spokój.

Dwoma kliknięciami języka podniósł broń, ale ostatnią rzeczą, jaką usłyszałem, nie był jego głos ani kula opuszczająca komorę. Był to silnik wyścigowy.

Hmm... o wiele lepiej.




Rozdział pierwszy

"DOBRA WIEŚ JEST TAKA, że na pewno będziesz znowu chodzić". Wysoki, bąbelkowy rudzielec odrzucił rękawiczki i uśmiechnął się.

"A zła?"

"Obawiam się, że przez dłuższy czas nie będziesz brał udziału w przejażdżkach o północy".

Oparłem się z powrotem o łóżko szpitalne i westchnąłem. Powinnam być szczęśliwa, że żyję, ale jedyne o czym mogłam myśleć, to jak wyjaśnię to wszystko Gruffowi. Na pewno straciłabym pracę i słusznie, ale czy on by mi wybaczył? Czy ja wybaczyłabym sobie?

Bezmyślnie przerzucałem kanały po tym, jak lekarz obiecał wrócić z moimi papierami wypisowymi, kiedy drzwi się otworzyły, a Rosalyn pospieszyła przy moim łóżku.

"Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę!" powiedziała ze szlochaniem.

Zamieszanie i poczucie winy powstrzymały mnie od odpowiedzi. Czy to było niesprawiedliwe myśleć, że mogłaby być szczęśliwa, gdybym umarł? Z pewnością byłoby jej lepiej. Odwróciłem wzrok, zanim jej łzy mnie rozłączyły, i właśnie wtedy moją uwagę przykuły duże dłonie trzymające filigranowe ramiona Rosalyn oraz mężczyzna, do którego należały.

Nie był ubrany w fartuch laboratoryjny ani fartuch pielęgniarski. Nawet gdyby miał, jego dotyk był zbyt znajomy, by był to dotyk grzecznego nieznajomego. Miał na sobie białą koszulę, która przylegałaby do jego szerokiej klatki piersiowej, gdyby nie była lekko rozcięta i pomarszczona. Mogłam dostrzec lekką plamkę włosów w kolorze płowym, która pasowała do jego pełnej głowy. Węgielne spodnie, które miał na sobie, również były pomarszczone, ale pasujące do nich buty były nadal idealnie wypolerowane i pozbawione otarć. Nawet z zadbanym zarostem na dolnej części twarzy, ten człowiek wyglądał na drogiego i dokładnie takiego, do którego Rosalyn zwykle się zalecała. Moje oczy przewróciły się, co nie pozostało niezauważone, jeśli rozbawiony uśmiech bawiący się na ustach mężczyzny był jakąkolwiek wskazówką.

"Jak ty..." Zatrzymałem się, aby oczyścić moje gardło, ale to tylko sprawiło, że moje gardło płonęło.

Najnowszy płomień Rosalyn domyślił się, czego potrzebuję i szybko nalał mi szklankę wody z różowego dzbanka. Kobaltowe oczy oceniły mnie, gdy podawał szklankę.

"Dzięki," powiedziałem po opróżnieniu kubka. "Jak się dowiedziałeś?"

"Jestem twoją matką", przypomniała Rosalyn, gdy pluszowała moją poduszkę. "Oczywiście, zadzwonili do mnie." Ukryłam swój szok słysząc, jak przyznaje się do swojego macierzyństwa. Bez wątpienia miała pretensje do przystojnego mężczyzny oferującego jej pocieszenie.

Nigdy dla mnie.

Rosalyn położyła drżącą dłoń na piersi, gdy jej oczy znów się zaspały. "Och, Four, tak się martwiłam".

Nie będąc tak dobrą aktorką, powiedziałam: "Przepraszam, że zepsułam ci weekend". Wyjechała wczoraj rano na kolejną ucieczkę z mężczyzną obserwującym mnie przez ramię.

"Nie przejmuj się tym. Po prostu cieszymy się, że nic ci nie jest."

Ukradłem kolejne spojrzenie na drugą połowę jej "my". Rosalyn Archer była typem love 'em and lose 'em. Nigdy nie brakowało jej męskiego towarzystwa, ale też nigdy nie trwało ono długo. Może dlatego przestała ich sprowadzać i trzymała się z daleka. Straciłem pragnienie posiadania ojca na długo przed tym, jak ona straciła nadzieję, że mi go zapewni. To nie było tak, że byłem całkowicie pozbawiony. Gruff wypełnił tę rolę tak, jak tylko samotnik, który zasłużył na swoje imię.

"Ty musisz być Thomas." Nawet jeśli nie spotykałem już kochanków Rosalyn, ona wciąż o nich mówiła. Thomas McNamara był nazwiskiem, które często wypowiadała z westchnieniem i mężczyzną, który obecnie karmił jej wyobrażenia o szczęściu.

"Głupia ja" - ćwierkała Rosalyn. "Gdzie jest moja głowa?"

"Jesteś emocjonalna," mruknął. "Można się tego spodziewać."

Pochyliła się do niego i wydawało się to zbyt naturalne. Jakby robiła to już tysiące razy wcześniej. Panika przeszyła moją klatkę piersiową. Średnia długość życia związków Rosalyn wynosiła trzy miesiące. Mój własny ojciec zniknął, zanim jeszcze dowiedziała się o moim poczęciu.

Szybko policzyłam miesiące do chwili, gdy po raz pierwszy usłyszałam imię tego człowieka.

Osiem miesięcy.

Byłam zbyt zajęta sklepem, wyścigami i trawiącym mnie strachem, że nie będę wystarczająco dobra, by pójść na legalne studia, by zdać sobie sprawę, że tym razem zatopiła pazury głęboko.

O Boże. Może umarłam, a to było piekło.

Rosalyn pracowała na pełen etat jako pokojówka w NaMarze, międzynarodowej pięciogwiazdkowej sieci hoteli, którą odziedziczył sam Thomas McNamara. Jego podróż służbowa zamieniła się w przyjemność, gdy ujrzał Rosalyn Archer. Jej uroda była czymś, co ominęło całe pokolenie. Większość kobiet, w tym jej własna córka, bladła w porównaniu z nią. Ciemne blond włosy, które odziedziczyłem, spływały falami sięgającymi prawie do jej drobnej talii. Szczupłe biodra zdawały się tańczyć, gdy poruszała się na nogach, które ciągnęły się w nieskończoność. Szerokie brązowe oczy z domieszką złota - również odziedziczone przeze mnie - zniewalały mężczyzn na każdym kroku. W głębi skóry była idealną kobietą. Jednak poza nią czaiło się coś, co sprawiało, że mężczyźni uciekali tak szybko, jak się pojawiali.

Ale Thomas zrobił to, czego nie mógł zrobić żaden inny człowiek, a wraz z tą świadomością przyszło kolejne - był albo głupcem, albo kłopotem. Gdy wpatrywał się w nią beznamiętnie, miałam nieodparte wrażenie, że to drugie.

"Rose." Jego głęboki głos nakazał uwagę bez potrzeby podnoszenia jednej oktawy. Oderwałam wzrok, by poszukać tej Rose, ale w pokoju nie było nikogo innego. Kiedy Rosalyn spojrzała przez ramię na niego, zdałem sobie sprawę, że to jego Rose.

"Tak, Thomas?"

"Dlaczego nie zobaczysz, co trzyma dobrego lekarza?" Nie czekając na jej zgodę, Thomas delikatnie skierował ją w stronę drzwi.

Rosalyn zatrzymała się, by mnie przejrzeć, a jej usta, bez ich zwykłej żywej czerwieni, zadrżały, gdy skinęła głową. "Tak, oczywiście." A potem odeszła, zostawiając Thomasa i mnie samych.

"Miło cię wreszcie poznać. Twoja matka była dość nieugięta w kwestii utrzymania cię w tajemnicy."

Chciałam mu powiedzieć, że był tylko kolejnym z wielu, ale afiszowanie się z jej reputacją, by odeprzeć jej ostatniego amanta, tylko by ją zraniło. Sprawiłam jej już wystarczająco dużo przykrości.

"Twoja matka to papla", powiedział, gdy niezręczna cisza się przeciągnęła. "Chyba przeskoczyła jedno pokolenie".

"Między innymi."

Studiował mnie przez długą chwilę. "Ciekawe... widzę w tobie wiele z niej".

Trochę zakłopotany, że wiedział, co mam na myśli, wzruszyłem ramionami po komplementach, a potem niezręczność wypełniła ciszę po raz kolejny, aż westchnął.

"Przepraszam, że musieliśmy się spotkać w takich okolicznościach".

Było mi przykro, że w ogóle się spotkaliśmy. To tylko sprawiłoby, że ich nieuchronne rozstanie byłoby trudniejsze dla Rosalyn. Na szczęście oszczędzono mi odpowiedzi, gdy wróciła z dr Dayem. Dostali to samo, co ja. Siniaki zblakną, a moja noga się zagoi, ale nie mogłem wymazać ostatnich dwunastu godzin. Pewnego bezsennego lata później dowiedziałem się, jak bardzo było to prawdziwe.




Rozdział drugi (1)

BLACKWOOD KEEP brzmiał jak miejsce, w którym nigdy nie świeci słońce, życie nie może się rozwijać, a nadzieja nie istnieje. Tego ranka Gruff zastał mnie siedzącego na swojej czerwonej Hondzie CB400F Cafe Racer z 1975 roku, płaczącego jak rzeka z kieszenią pełną gotówki, ponieważ nie mogłem zebrać się na odwagę, by uciec. Wpadłem mu w ramiona, błagałem, żeby powiedział mi, co powinienem zrobić, a Gruff jak zawsze był człowiekiem o niewielu słowach.

"Pilnuj swojej matki i nie szukaj kłopotów, dzieciaku. Słyszysz?"

Nawet jeśli Gruff nie mógł ukryć własnego smutku, wysłał mnie w drogę, i tak jak słońce zachodziło, dotarłem do Blackwood Keep, Connecticut.

Moja nadzieja, że ten nowy początek szybko się skończy, umierała przy każdym zerknięciu na piękne domy za zasłoną zieleni.

Zostałem zmuszony do zjechania na tę autostradę do piekła tydzień po wyścigu. Gruff pojawił się na naszym progu, nie po to, by mnie zwolnić, ale by ostrzec, że federalni kręcą się w pobliżu. Dwóch agentów specjalnych przybyło później tego samego dnia, aby przesłuchać mnie w sprawie mojego zaangażowania w działalność Exiled - brutalnego gangu zanieczyszczającego wschodnie wybrzeże. Niewiele mi zajęło, żeby połączyć kropki. Ci Wygnani byli tymi, których oznaczono znakiem X.

Najwyraźniej skromny gang Mickey'a znalazł się na radarze FBI po tym, jak został z nimi wmieszany. Po jednym wstrząsającym przesłuchaniu agenci stracili zainteresowanie moją osobą, ale po zasianiu ziarna, że ściga mnie bezwzględny gang, Rosalyn była przerażona.

Co gorsza, klient, którego rower zniszczyłem, zagroził pozwem. Byłam gotowa zrezygnować z każdego grosza, który wygrałam, ale Thomas wkroczył ze swoim pozłacanym wiecznym piórem i oprawioną w skórę książeczką czekową i uratował sytuację.

I na tym się nie skończyło.

Gdyby tak było, pewnie nadal bym się obijał. Szybko mówiący prawnik miliardera uratował mnie przed utratą prawa jazdy. Musiałem jeszcze zapłacić mandat za przekroczenie prędkości, ale Thomas zajął się również tym.

Lato minęło, Gruff mi wybaczył, Rosalyn zachowała zdrowy rozsądek, a kiedy moja noga się zagoiła, naiwnie wierzyłem, że wszystko jest już za mną.

Ale wtedy Rosalyn ogłosiła, że opuszczamy Cherry.

Zostaliśmy na tyle długo, żeby się spakować, ale jak się okazało, niewiele Rosalyn nie chciała się rozstać. Przez tydzień siedziałem z boku, gdy obdarowywała sąsiadów naszymi rzeczami. W dniu, w którym Thomas przyjechał perłowo-białym Lincolnem Navigatorem, ona wyjechała z niczym więcej, jak tylko z ubraniami na plecach.

"...a potem jest Robin Point. Kiedyś była to prywatna plaża dla miejscowych, ale jakiś facet ją pozwał i teraz jest otwarta dla turystów." Thomas dawał nam lekcję historii Blackwood Keep, kiedy wiózł nas do swojego domu, ale nie mogłem wzbudzić zainteresowania. Dopiero gdy zauważyłem, że Rosalyn marszczy się na mnie z przedniego siedzenia, a Thomas kradnie spojrzenia we wstecznym lusterku, zrozumiałem, że oczekuje się jakiejś odpowiedzi.

"Brzmi dobrze."

"Twoja matka mówi mi, że nigdy nie nauczyłeś się pływać. Jestem pewien, że Ever może cię nauczyć, jeśli jesteś na to gotowy."

"Przepraszam..." Nie mogłem się zdecydować, na kim się skupić, gdy recytowałem imię w mojej głowie. W końcu zmusiłam się do zadania palącego pytania. "Kim jest Ever?"

Thomas i Rosalyn odbyli jakąś cichą rozmowę, która zakończyła się tym, że ona przygryzła wargę, a Thomas wypuścił z siebie pełne agresji westchnienie.

"To mój syn." Nie mogłem ukryć mojego wzdrygnięcia, co mogło skłonić go do powiedzenia: "Nie było moim zamiarem, aby cię osaczać. Myślałem, że twoja matka już dawno by ci powiedziała".

Cóż, byłem już wykorzeniony z mojego domu, dlaczego nie dostać jeszcze jeden cios w, gdy byłem w dół? Na głos powiedziałem: "W porządku".

"Będziesz miał szczęście znać kogoś w swojej nowej szkole," dodała Rosalyn.

"Tak", potwierdził Thomas. "Może będziecie mieli razem kilka klas".

Świetnie.

Zignorowałem ich próby złagodzenia ciosu i wznowiłem gapienie się przez okno.

A więc Thomas miał syna.

Ciekawe, jak się czuł z naszymi nowymi warunkami życia.

Podążałam za parą, gdy Thomas nas oprowadzał. Dom wydawał się zbyt nieadekwatnym słowem, by opisać potworność siedzącą na pięciu akrach najbardziej zielonej trawy i najwyższych drzew, jakie kiedykolwiek widziałem. Nie wiedziałem o bogaczach wiele poza ich stosami pieniędzy, ale nigdy nie potrafiłbym dokładnie wyobrazić sobie, jak wspaniale żyją. Wyobraziłam sobie dwupokojowy domek, który zostawiliśmy za sobą... prawdopodobnie zmieściłby się w dwupiętrowym foyer.

Po spotkaniu z gospodynią, wesołą kobietą o siwiejących blond włosach i czerwonych okularach, Thomas poprowadził nas przez ciężkie drewniane drzwi przesuwne do salonu trzykrotnie większego od naszego w domu. Na każdym końcu znajdował się kominek, przylegające do niego sofy z brązu i złotej tkaniny z ozdobnymi rzeźbieniami i zwiniętymi ramionami oraz stolik kawowy z kości słoniowej, marmuru i ciemnego dębu. Trzy zestawy francuskich drzwi z brązu ozdobionych złotymi zasłonami otwierały się na taras rozciągający się z tyłu domu.

Prostokątny basen stał prostopadle do domu z dwiema sypialniami. Thomas wyjaśnił, że na niższym poziomie znajduje się teatr, siłownia, kryty basen, gabinety masażu oraz pary i sauny. Rosalyn otwarcie wyraziła swój zachwyt, gdy pokazał nam bibliotekę, bilard, pokoje rodzinne, kuchenne, jadalne i śniadaniowe.

Jestem zaskoczony, że nie ma windy, aby poruszać się po tym miejscu.

"I możesz znaleźć windę na wschodnim skrzydle, jeśli schody staną się uciążliwe". Chcąc nie chcąc, moja szczęka opadła, powodując chichot Thomasa. "Wiem, że to trochę dużo."

Wydawał się gotowy, by powiedzieć więcej, ale z zaciśniętymi ustami, odwrócił wzrok i po raz trzeci tego dnia, byłem w kropce. Zerknęłam na Rosalyn, ale była zbyt skupiona na wspaniałości, by zauważyć jego ból. Westchnąłem, wiedząc, że ten romans nie potrwa długo i po raz kolejny to ja będę musiał poskładać Rosalyn do kupy. Z wymuszonym uśmiechem Thomas obiecał, że pokaże nam resztę swojego domu, gdy będziemy lepiej wypoczęci. Nie powinnam była oczekiwać mniej, skoro wygooglowałam jego nazwisko w chwili, gdy zostałam wypisana ze szpitala.

Rodzina McNamara była warta więcej niż cholerni Hiltonowie.

Na górze, szybko wskazał główny apartament, zanim poprowadził nas przez dwie kolejne sypialnie, w dół po sześciu schodach i przez drugi zestaw schodów na końcu korytarza. Ten drugi korytarz wydawał się dłuższy, bo minęliśmy windę, pralnię, pokój z proszkiem i pokój jego syna, zanim w końcu zatrzymaliśmy się przy najbliższych drzwiach.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Królowa bagien"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści