Rozpraw się z miliarderem

1. Leia

1 Leia      

Światło nade mną zamigotało i zerknęłam w stronę sufitu, mrużąc oczy, jakbym mogła zdiagnozować problem na podstawie samego rozdrażnionego spojrzenia i siły woli. Ale mieliśmy szczęście, że światła w ogóle się świeciły, ze stosem czerwonych rachunków, które domagały się mojej uwagi na biurku, i westchnęłam, pochylając się nad stołem, by przetrzeć szmatą zużyte drewno. 

"Cicha noc, cher." Miękki głos Harry'ego Allarda przerwał ciszę, a ja zesztywniałam, wstrzymując swój ruch na zaledwie ułamek chwili. 

Wzruszyłam ramionami, starając się sprawiać wrażenie swobodnej. "Zgaduję, że to jest to, co dostaję za posiadanie przodków, którzy przegapili notatkę na temat kierunku, w którym Baton Rouge będzie się rozwijać". Nie byliśmy dokładnie na turystycznym szlaku miasta, a The Pour House pozostawał cichy więcej nocy niż nie. Przechodzący handel został zredukowany do armii żab i zbyt wielu komarów. 

Pierre, brat Harry'ego, zachichotał. "Skrzydełka z kurczaka były dziś jednak dobre". Poklepał się po lekko zaokrąglonym brzuchu, uśmiech zadowolenia złagodził jego kruche rysy. 

Pierre nosił swoje byłe policyjne lata w liniach i zmarszczkach na twarzy jak odznakę honorową, ale był miękki, gdy chodziło o mnie - obaj bracia byli, wujkowie, których nigdy nie miałem - i Pierre prawdopodobnie przyczynił się do większości moich zysków w noce, kiedy podawałem skrzydełka. 

Przytaknąłem, już automatycznie dokonując obliczeń umysłowych, by dowiedzieć się, kiedy te skrzydełka znów pojawią się w menu. Prawdopodobnie wpływy były na tyle dobre, że jutro będzie można podać więcej jedzenia. Zawsze był to spór o zapłacenie rachunku i próbę zarobienia więcej pieniędzy. Spekulowanie, by gromadzić... Ale jedyną rzeczą, którą, kurwa, zdawałem się gromadzić, było więcej długów hazardowych taty. 

"Pewnego dnia", powiedziałem, "życie będzie lepsze i będę miał pieniądze, aby zapłacić wszystkie rachunki, gdy będą wymagały zapłaty, prawda?" Uśmiechnąłem się w kierunku braci, ich niegdyś blond włosy teraz lśniły bardziej siwizną pod moimi przyciemnionymi światłami. 

Byli moimi najbardziej lojalnymi stałymi klientami. Zawsze w tym samym kącie, jak para osobistych ochroniarzy. To, że obaj byli policjantami, zdecydowanie pomogło utrzymać kłopoty z dala od mojego miejsca. Ich tatuaże były równie zastraszające jak ich cicha obecność dla niewłaściwych ludzi, to było pewne. 

Cóż, może nie mogli trzymać na dystans tego rodzaju kłopotów, które odpowiadały na imię Tata, ale niewielu innych próbowało czegokolwiek. 

Harry skinął głową. "Mam nadzieję, że tak, cher." Wyczyścił gardło i przesunął się w kabinie, jego zwaliste ramie nie całkiem tak bardzo umięśnione teraz, jak musiało być w młodości. "Jak się mają sprawy z...tym wszystkim?" 

Gestykulował raczej niż dostał konkretny z jego słów, co dało mi opcję, aby nie naprawdę odpowiedzieć na jego pytanie, ale co do cholery? Unikanie odpowiedzi nie sprawiło, że moje problemy z przepływem gotówki stały się mniej realne. 

Sprawy nie były dobre i zarówno Harry, jak i Pierre już o tym wiedzieli. 

"To samo. Jestem otoczony groźbami przejęcia i żądaniami pieniędzy, i nie widzę, żeby to się w najbliższym czasie zmieniło." Zawahałem się, gdy chwyciłem parę brudnych szklanek z końca baru. "Cóż, myślę, że dopóki nie jestem otoczony listami o wykluczenie i wszystko jest po prostu zniknęło zamiast tego, prawda? To byłaby zmiana." 

Tak bardzo jak ciągła groźba utraty zarówno baru, jak i mojego domu ciążyła nade mną w tej chwili, tak faktycznie utrata ich obu miała być o wiele gorsza. Pierre wydał z siebie współczujący odgłos, ale wyłączyłam go, zabierając szklanki do zlewu, zanim wróciłam do wycierania powierzchni. Nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby zacząć się nad sobą użalać albo przyjąć odpowiedzialność za łagodzenie czyjegoś smutku. 

Musiałam po prostu przeżyć dzień po dniu z sercem, które pękało trochę bardziej za każdym razem, gdy przypominałam sobie, że jestem na skraju utraty wszystkiego - tak wiele rodzinnej historii i ostatniego połączenia, jakie miałam z mamą. Pracowała tak ciężko nad budową baru przed śmiercią, a teraz nawet by go nie rozpoznała. 

Zawiodłem jej dziedzictwo gdzieś po drodze i nie miałbym nawet szansy tego naprawić, gdyby bank zabrał wszystko. Przerwałem swoje długie przeczesywanie lady, ignorując plamy, w których lakier się podniósł, a pokiereszowane drewno zanurzyło się i wypaczyło, i spojrzałem na cały pokój. 

To było moje królestwo. Ja tu królowałam. Butelki w kolorze klejnotów na półkach za mną należały do moich największych skarbów, a zapach stęchłego piwa, który utrzymywał się tu jak perfumy o każdej porze dnia i nocy, po prostu pachniał jak dom. 

Zainwestowałam tyle swojego życia w ten biznes - kosztem zdobywania przyjaciół i chłopaków, czy w ogóle posiadania jakiegokolwiek życia osobistego. Zawsze miałam coś do zrobienia. Stoły do sprzątania, arkusze zamówień do wypełnienia, ruletka z rachunkami do zagrania. Która firma użyteczności publicznej będzie miała szczęście w tym miesiącu? Wszystko naprawdę zależało od dziko wirującej komory i losu. 

Pierre wydychał niewielkie westchnienie i stanął, jego jelito zwisało tylko trochę nad pasem. Wyciągnął z kieszeni pogniecioną chusteczkę i mopem przetarł lśniące czoło. "Wiem, że masz swoje powody, Leia, ale cholera, robi się tu gorąco, kiedy wyłączasz ten AC". 

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Wyłączałam klimatyzację każdego wieczoru, gdy ostatni klient wychodził. Harry i Pierre mogli zostać tak długo, jak chcieli - lub tak długo, jak mogli znieść upał. 

"Cieszę się, że pękłeś pierwszy". Jego brat chichotał. "Widzimy się jutro, cher." Przytulił mnie na krótko. 

Utrata tego miejsca byłaby dla nich równie trudna jak dla mnie. Przyjaźnili się z mamą i tatą od wielu lat, a The Pour House był ich drugim domem. Nie wspominając już o tym, że mniej więcej adoptowali mnie, kiedy stało się jasne, że tata nie jest w stanie sprostać roli, jaką dała mu biologia. 

"Dzięki, chłopaki. Do zobaczenia jutro." Podążyłem za nimi do wyjścia i zobaczyłem ich w ciemną noc, zanim zamknąłem drzwi przed cieniami i przekręciłem zamek. 

Potem wydmuchałem westchnienie, gdy zabrałem ostatnie puste szklanki przez kuchnię i zostawiłem je przy zlewie. Wyczyściłbym je rano. To nie było tak, że uciekłyby przez noc, albo że pojawiłaby się wróżka chrzestna i pokręciła nosem, albo cokolwiek innego. To byłoby po prostu moje szczęście mieć nagły problem z nadmiernie przyjaznymi myszami, chociaż. 

Jakbym nie miał wystarczająco dużo problemów bez dodawania kontroli szkodników do mojej listy długów. 

Przeszedłem przez kuchnię - starą, ale czystą - do maleńkiego biura, gdzie ledwo widziałem swoje biurko. Pewnego dnia uporządkowałbym tę małą przestrzeń, ale sorry biuro, dziś nie jest twój dzień. 

westchnęłam. Jutro też nie zapowiadało się dobrze, gdy wzięłam pod uwagę, jak wiele zadań miało priorytet nad porządkowaniem biura. Atmosfera była tu jednak inna. Jakby coś się poruszyło lub zostało przeniesione. Tylko nie mogłem tego do końca zlokalizować. 

Zerknąłem na sejf w rogu, każdy zmysł mnie mrowił. Zapomnij o mrowieniu. Moje ciało biło na alarm. Nic nie wyglądało na naruszone, ale w powietrzu czuć było nutę burbonu, którym raczył się tata. 

Ten stary drań. To przez niego co tydzień zmieniałam kombinacje do sejfu - na tyle często, że groziło mi, że pewnego dnia sama nie będę mogła do niego wrócić, tak trudno było utrzymać je w ryzach - tylko po to, żeby nie mógł go otworzyć i pożyczyć pieniędzy. 

Bo w jego oczach to nigdy nie była kradzież. To było pożyczanie, albo bardziej prawdopodobne inwestowanie. 

Ale nie tym razem. 

Na litość boską. Uklęknąłem na starym, wytartym dywanie - trzymanym razem tylko przez kurz i siłę perswazji - i wpisałem najnowszą kombinację. Zamknąłem oczy. Cholera. Od jak dawna używam tych numerów? Na tyle długo, że wpisywanie ich było już pamięcią mięśniową. Cholera. 

Byłem tak rozproszony przez rosnące rachunki, że nie zmieniłem go w moim zwykłym harmonogramie, a tata patrzył, jak opróżniam pobory w zeszłym tygodniu. Kurwa. Jego bystre oczy hazardzisty nie przegapiły niczego. 

A teraz, brakowało mi wszystkiego. Tam, gdzie powinien być schludny, ale mały stosik zielonych, było tylko dno sejfu. 

Oparłem się plecami o ścianę i pokręciłem głową, patrząc z namysłem w pusty sejf. No, kurwa. Kurwa mać, kurwa mać, kurwa mać. Chciałbym mieć faktycznie spójną myśl, ale wszystko co miałem to przekleństwa i powolne buczenie paniki, która stopniowo budowała się do czegoś większego i znacznie bardziej destrukcyjnego. 

Jedna pojedyncza łza uciekła z kącika mojego oka, a ja ją niecierpliwie otarłem. Jak w każdej innej chwili, nie mogłem poddać się smutkowi właśnie teraz, bo inaczej zacząłbym płakać i trwałoby to całą noc. Harry i Pierre znaleźliby mnie jutro jako odwodnioną łuskę. 

Zbyt wiele rzeczy przebiegało mi przez głowę. Pierre byłby rozczarowany brakiem skrzydełek z kurczaka w jutrzejszym menu, ale mnie nie było teraz stać nawet na pióro z kurczaka, a co dopiero na pełne skrzydło. Oczywiście reszta klientów byłaby pewnie bardziej rozczarowana, gdyby w kranach zabrakło piwa, ale nie mogłem nawet temu zapobiec. 

Zresztą, jakie to miało znaczenie, skoro i tak nie było mnie stać na resztę rachunków? Zdobyłem pieniądze poprzez wiele pożyczek w ciągu lat, zawsze zdesperowany, aby zachować prawa własności do tego, co było nasze, unikając ponownego kredytu hipotecznego w przypadku utraty domu i baru w różnych próbach utrzymania nas na powierzchni, ale teraz moje linie kredytowe rozciągnęły się tak cienko, że już ich nie widziałem. 

Nie miałem już gdzie się zwrócić, nie miałem już żadnych sztuczek, których mógłbym spróbować. 

Rozglądając się po biurze, ogarnęła mnie głęboka panika, która sprawiła, że wszystko wydawało się odległe o całe wieki. Na biurku piętrzyły się papiery sprzed lat, a czerwone rachunki zaśmiecały moje biurko. Mdłości zaczęły powoli krążyć w moich jelitach. 

Bezsilność. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem, że nic mi nie zostało. Ale to biuro, The Pour House, było teraz tylko mirażem. Wkrótce zniknie. 

A ja, kurwa, tak bardzo starałem się to wszystko utrzymać. 

Zawiodłem. I to bolało. 

Jeszcze nie zdążyłam się ruszyć, kiedy w drzwiach pojawił się cień i tata potknął się na widoku, ściskając w jednej ręce ponadgabarytową strzelbę. Przez chwilę chciałem się poddać starej nadziei, którą miałem, gdy go widziałem, jakby nagle przestawił swój kompas moralny. 

Ale w dzisiejszych czasach wiedziałem już lepiej. 

"Nie jesteś zadowolony z czerpania zysków? Pijesz je też teraz?" Mój głos był twardy, ale bez prawdziwych emocji. Nie było dnia, żeby tata nie wypił przynajmniej części naszych zysków. 

Dzisiaj nie było inaczej, po prostu dlatego, że ukradł też zyski. 

"Miałem cynk na mecz Saints". Jego oczy były ponure i nieostre, gdy spotkały się z moimi, a on zamazał swoje słowa. 

Siorbanie było złe. Nigdy nie był pijakiem o złym temperamencie. Ale miał wyrzuty sumienia. 

A przesadne siorbanie dzisiaj oznaczało, że miał szczególne wyrzuty sumienia. 

Przetoczyłam głowę w jego stronę, a on przyglądał mi się wojowniczo. Tak, to była prawda. Musiał być ostrożny. 

"Miałeś jakiś napiwek?" Utrzymywałem lekki głos, gdy stałem. "Kolejny dobry napiwek?" 

Wzruszył ramionami, ale unikał mojego spojrzenia. "Okazał się nie tak dobry". 

"Założę się." Ledwo mogłem wytrzymać, żeby na niego patrzeć. Nosił swoją słabość jak odznakę identyfikacyjną w tych dniach i było to źródłem mojego wstydu, że największym powodem, dla którego Pierre i Harry spędzali tyle czasu, chroniąc mnie, było to, że wiedzieli, że tata nie może. 

Nigdy o tym nie mówili, ale wszyscy byliśmy świadomi, dlaczego tak wiele czasu spędzali po cichu, pilnując moich interesów. 

"Potrzebowałem tych pieniędzy. Dzięki nim zniknęłyby wszystkie nasze problemy". Tata sięgnął w moją stronę, jego oczy błagały o zrozumienie, ale odsunąłem się. 

"Nie, tato. Po prostu, kurwa, nie." 

Jego oczy rozszerzyły się. 

"Jak myślisz, co teraz zrobiłeś z naszymi problemami? Jak myślisz, jak sobie poradzimy, kiedy w twoich szczynach będzie więcej alkoholu niż jest za barem?". Z trudem powstrzymywałem swój gniew za moimi ciętymi słowami i sztywnymi ruchami. 

Tata osunął się na krzesło za moim biurkiem, które złowieszczo skrzypiało pod nagłym ciężarem. Szuflada, którą wyciągnął, też jęknęła w proteście. 

"Co ty teraz robisz?" Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałem, było to, żeby zaczął się wtrącać w moją papierkową robotę. 

"Moja książka kontaktów." Mamrotał słowa, a obraz jego dobrze zużytego, czarnego skórzanego notatnika przyszedł mi na myśl. 

Kiedy byłam dzieckiem, a tata był pełen uśmiechów i zapewnień, uwielbiałam widzieć tę książkę w jego rękach, ponieważ zawsze zwiastowała pojawienie się tego czy innego zabawnego przyjaciela. To było wtedy, gdy myślałam, że tata rządzi światem. Zanim mama umarła, a tata stał się kimś innym. Zanim stał się tym. 

Westchnąłem i potrząsnąłem głową. Nigdy już nie myślałam o tych wczesnych dniach dzieciństwa. Ledwo je pamiętałam i były tak odległe od teraźniejszości jak tęczowe jednorożce i bajkowe zamki. Tak długo brałam odpowiedzialność za zejście taty w ruinę, że przestałam wierzyć, że mój Książę z Urokiem może przybyć i mnie uratować. Albo jakikolwiek rodzaj królewskości, jeśli o to chodzi. Ale szlachta niższego szczebla też mnie unikała. 

Teraz jednak, jeśli zobaczyłabym choćby odrobinę korony i królewskiego monogramu lub rycerza na jakimkolwiek białym rumaku, i tak zamknęłabym drzwi. Nie miałam nic do zaoferowania żadnemu mężczyźnie - nie skończyłam nawet szkoły średniej, bo zbyt wiele dni spędzałam na kryciu taty, pielęgnowaniu taty, byciu tatą przez e-mail, żeby utrzymać biznes w ruchu. 

Poza tym nie miałam żadnego doświadczenia, które mogłabym zaoferować jakiemukolwiek mężczyźnie. Bycie dwudziestoośmioletnią dziewicą tak naprawdę mi nie przeszkadzało. W końcu na niektóre rzeczy ludzie po prostu nie mieli jeszcze czasu - a uprawianie seksu rywalizowało ze sprzątaniem biura o pierwszeństwo na mojej życiowej liście rzeczy do zrobienia. To powiedziawszy, dziewictwo nie było dokładnie punktem sprzedaży w tych dniach. W tym momencie byłam już praktycznie starsza - a każdy mijający dzień sprawiał, że byłam mniej pewna, że to naprawdę dobra cecha. Społeczeństwo było już dawno po czasach czystości, w końcu - doświadczenie było zdecydowanie tam, gdzie było teraz. W każdym razie w moim wieku. 

W niektóre dni - bardzo rzadko, kiedy miałam czas - chciałam być jak każda inna kobieta w moim wieku, z możliwością bycia beztroską, może nawet trochę seksowną. Atrakcyjna. Pożądana. Nie szłam jeszcze tą drogą i brakowało mi czegoś, czego nigdy nie miałam. 

Tata nadal grzebał w szufladzie, a ja zwróciłam na niego uwagę. "Twoje kontakty?" Wyplułem to słowo. "Co do cholery dobrego może teraz zrobić dla ciebie twój bukmacher? Wydałeś już wszystkie pieniądze, tato. To, czego nie zaryzykowałeś, przechyliłeś przez gardło. Dosłownie olewasz to." 

Wzdrygnął się, ale nie spojrzał na mnie, kontynuując szperanie w zawartości szuflady. Wzruszyłem ramionami, obserwując go. Jakie to miało znaczenie, że zniszczył mój system plików? I tak byliśmy zrujnowani. 

On już się o to postarał. 

"Nie mogę tu teraz z tobą być". Uszczypnęłam mostek nosa i wdychałam roztrzęsiony oddech, próbując powstrzymać łzy, które nagle ukłuły mnie za powiekami. Frustracja wzniosła się przeze mnie, ale wydaliłam ją jako rozpacz. "Spójrz, co nam zrobiłeś, tato! Nic nam nie zostało. Zabrałeś wszystko, a ja... nie mogę tego naprawić". 

Słowa pozostawiły we mnie pustkę, a ja przekopałem się w kieszeni w poszukiwaniu ostatnich dolarów i paru drobnych. Osiem dolarów i sześćdziesiąt trzy centy. I to było wszystko, co zostało mi na świecie. Oderwałem pięciodolarowy banknot od blatu i zostawiłem go na rogu biurka. Tata podniósł wzrok z miejsca, w którym przerzucał strony znalezionego zeszytu. Zatrzymywał się na każdej stronie, jakby musiał poczekać, aż jego oczy się skupią, zanim przeczyta słowa. 

Napotkał moje spojrzenie na krótko. "Po co to?" 

"Twój transport do domu, tato. Nie mogę tego zrobić z tobą dziś wieczorem. Nie mam w sobie nic innego. Nie mogę się już niczym zająć." Wyczerpanie zabrzmiało w moim tonie. Byłem kościsty i tak zmęczony. 

Tata wrócił swoją uwagę do drobno wyłożonych stron. "Zajmę się tym", mruknął.       

* * *  

Pojechałam do domu niemal w oszołomieniu. Na autopilocie. Nawet nie ciesząc się widokiem hiszpańskiego mchu udrapowanego nad żywymi dębami, gdy zbliżałem się do naszego domu. Zamiast tego, dziś wieczorem, nawet przez ciemność, każda skaza i pęknięcie w powłoce lakierniczej naszego domu krzyczała głośno i dumnie. Wiedziałam dokładnie, które spróchniałe deski omijać na starym ganku, a sposób, w jaki rury z wodą brzęczały i grzechotały, gdy napełniałam wannę, był znajomy nawet wtedy, gdy drapał się po każdym z moich nerwów. 

Zniszczenie. Rozkład. 

Graniczące z pieprzoną ruiną. 

"Och, mamo." Westchnienie żalu wymknęło się z moich ust, gdy wsunęłam się do wanny, która była ledwie ciepła. 

Kiedyś mieliśmy dom pełen pracowników i bujne ogrody, które rozciągały się na brzegach zatoki. Wtedy mirty były wspaniałe, a nie poskręcane i zarośnięte jak teraz. Starałem się jak mogłem, ale niektóre prace konserwacyjne zawsze spadały na dół mojej listy. Praca na podwórku była zazwyczaj na dole. 

Na szczycie mojej listy rzeczy do zrobienia był zawsze tata. Utrzymanie go w stanie ledwo funkcjonującym było drugą naturą. Następnie musiałam utrzymać The Pour House w ruchu, aby zapewnić sobie trochę pieniędzy, a także podtrzymać dziedzictwo mamy. Na koniec gotowałam i robiłam pranie, i to było prawie wszystko. Prace domowe, prace na podwórku, naprawy. Po prostu się nie zdarzały. Albo sprawy rozwiązywały się same, albo nauczyłam się je ignorować. 

Leżałam zupełnie nieruchomo w szybko stygnącej wodzie w wannie, aż do momentu, gdy zadudnił mi żołądek. Nie byłam nawet w połowie bliska odprężenia, ale wyszłam z niej, zanim się ubrałam i skierowałam do kuchni. Po drodze przez dom mijałam regały od podłogi do sufitu i wodziłam palcami po książkach, ale nie miałam ochoty wybrać żadnej. Nic nie mogło mi zaoferować ucieczki od rzeczywistości dzisiaj - ani książki, ani tym bardziej telewizja. W zeszłym miesiącu straciliśmy kablówkę po jednym zaległym rachunku za dużo i teraz mój telewizor siedział ciemny i cichy w kącie jak jakaś postmodernistyczna ozdoba. Byłem pewien, że mnie osądza. 

Ja z pewnością osądzałem siebie. 

A osądzanie nie ustało, gdy praktycznie zawisłem w lodówce, wpatrując się w puste półki, jakby w magiczny sposób mogło pojawić się coś jadalnego. 

Ponownie dokopałem się do kieszeni, wyciągając pozostałe trzy dolary i sześćdziesiąt trzy centy. 

Nie kupiłbym za to wiele, ale powinienem być w stanie zdobyć trochę makaronu i warzyw do zrobienia sosu. Tata pewnie też byłby głodny, kiedy wrócił do domu. Byłam na niego zbyt zła, żeby naprawdę wziąć go pod uwagę tego wieczoru, ale zrobiłam to automatycznie. 

Nawet jeśli na to nie zasługiwał. 

Westchnąłem, gdy chwyciłem klucze i poszedłem z powrotem do samochodu. Praca w barze oznaczała, że zachowywałam aspołeczne godziny pracy wampira, ale przynajmniej w sklepie spożywczym byłoby spokojnie. 

Przemknęłam przez sklep, znając wszystkie korytarze i miejsca, w których można było się targować, po czym zapłaciłam za swoje zakupy i wyszłam, zanim wstyd pożarł mnie z powodu skromnego wyboru, na jaki mogłam sobie pozwolić. Ten wstyd palił się we mnie silniej niż jakikolwiek głód. Trzymałem się oświetlonego chodnika, gdy wracałem do samochodu, chociaż niski pomruk silnika pracującego na biegu jałowym w pobliżu zaalarmował mnie o limuzynie przy krawężniku. Zatrzymałem się na chwilę, bo... cholera, prawdziwa limuzyna, tak ciemna z tyłu, że nie mogłem zobaczyć, kto w niej jest, nawet przy częściowo otwartym oknie. 

Limuzyna. Nie sądziłem, że ludzie, którzy w nich jeżdżą, wiedzą o istnieniu tej części miasta. 

Przeszedłem obok, zmuszając się do przodu, nawet gdy moje nogi zwolniły, stopy wahały się, czy zrobić kolejny krok. Cholera. Miałam zbyt wiele innych zmartwień, żeby być ciekawą właściciela zdecydowanie zbyt drogiego samochodu na parkingu taniego sklepu spożywczego. 

Ale dziwne pragnienie wiedzy rozrywało mnie, towarzyszyło mu innego rodzaju pożądanie. Ten rodzaj, który szeptał o towarzystwie innej osoby w spoconą noc, pełną ciepła i dotyku oraz zmiętej pościeli. 

Zadrżałam, gdy moje ciało ogarnął nagły puls świadomości, i pospiesznie minęłam zaparkowany samochód. Ale odwróciłam się przy miękkim brzęku zamykających się za mną drzwi samochodu i zaschło mi w gardle, gdy spojrzałam na wysokiego faceta stojącego teraz przy limuzynie. Jego włosy były dłuższe na górze i zmierzwione, a światło ujawniło kanciastą linię szczęki i burzliwe szare oczy, które błyszczały z zainteresowaniem, gdy jego usta wykrzywiły się w powolnym, łatwym uśmiechu. 

Rozchyliłam wargi, żeby się odezwać, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa, kiedy szedł w moją stronę, a ja pozostałam na miejscu, obserwując go coraz bliżej. Część mnie chciała się odwrócić i uciec, jakby był jakimś drapieżnikiem, ale druga część mnie chciała... 

Cholera. Nie wiedziałam, co chcę robić. Obserwować go? Upić się nim? Przywitać go w jakiś sposób? Moje ciało mrowiło, jakby dokładnie wiedziało, jakie powitanie zaoferować. 

Cofnęłam się, aż mój tyłek obił się o ceglaną ścianę za mną, a mała torba z zakupami wypadła mi z ręki, gdy wzrok mężczyzny pozostał utkwiony w moim, niesamowicie intensywny. 

Coś w nim... 

Potrząsnęłam głową, nie będąc pewna, dokąd prowadzą moje splątane myśli. Nagle stanął przede mną, jego palce bawiące się końcówkami moich brązowych włosów, a ja uniosłam podbródek, by spojrzeć na niego, gdy otoczył mnie jak cień, jego obecność była rozkazująca, jego zapach męsko-korzenny i podniecający. 

Pierwszym prawdziwym dotykiem była lekka pieszczota jego knykci po moim policzku. Zamknęłam oczy, delektując się czymś tak niespodziewanym i ulotnym, rozpływając się w zaklęciu przeznaczonym tylko dla mnie. 

Potem szarpnęłam się, gdy jego miękkie usta znalazły się na moich, moja głowa uderzyła o ścianę, zanim się rozluźniłam i wdychałam tęskny oddech, który pozwolił jego językowi przesunąć się po moich wargach - cicho, swobodnie, badając. Głaskał wnętrze moich ust, zanim owinął wokół mnie swoje ramiona i przyciągnął mnie bliżej siebie, gdy jęczał w sposób, którego nigdy nie słyszałam. Gdzieś pomiędzy tęsknotą a satysfakcją. 

Czubki moich palców dotknęły jego policzka, zanim wepchnęłam je w jego włosy, chwytając się go, gdy kontrolował moje usta, a przyjemność nakręcała powolną spiralę przeze mnie w fizycznej reakcji, której nigdy z nikim nie doświadczyłam. 

Ssałam oddech za oddechem, moje oddechy straciły wszelki rytm i koordynację, i zrobiło mi się słabo, gdy próbowałam odpowiedzieć na perswazję i drażnienie jego warg i języka. Moje serce grzmiało w piersi, a sutki stwardniały w miejscu, w którym napierały na niego. Nigdy nie pragnęłam mężczyzny bardziej, a myśl ta rozchodziła się po mojej głowie w blasku pożądania i rozkoszy, gdy opierałam się o jego udo. 

Kiedy mnie uwolnił, oparł swoje czoło o moje i wciągnął głęboki oddech, kiedy jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, zanim opuścił głowę tak, że jego usta zawisły na mojej szyi. Gdy moje serce biło szybciej, puls poniżej jego ust stał się nagle dziki, jakby coś było uwięzione pod moją skórą. Czułam to - jakby odpowiadało na jakieś wezwanie, by dać o sobie znać. 

Jasna cholera... To było... To było niesamowite. 

Czekaj. Nie. To było wręcz szalone. Ten facet był zupełnie obcy, a ja byłam z nim na ulicy?! 

Co ja do cholery robiłam? 

Popchnęłam go. Zanim nawet o tym pomyślałam, naparłam rękami na klatkę piersiową nieznajomego, a jego usta się rozdziawiły, gdy oczy mu się rozszerzyły i zataczał się do tyłu, zostawiając tylko tyle miejsca, żebym mogła uciec. 

Klatka piersiowa bolała mnie przy każdym wciągniętym oddechu i nie słyszałam nic poza krwią przebijającą się przez moje uszy, gdy skupiłam się na stopach uderzających o chodnik, wbiegając z powrotem do sklepu. Adrenalina podsycała moją panikę. Strach napinał wszystkie moje mięśnie, ale było też coś innego. Fascynacja i przyjemność, przed którą nie mogłem się ukryć. Pożądanie wciąż zwijało się nisko w moim ciele. 

Limuzyny już nie było, gdy w końcu ponownie wyszłam ze sklepu, ale moja mała torba z zakupami siedziała na krawężniku, jakby czekała na podwózkę, a gdy już ją zebrałam, ręce drżały mi przez całą drogę do domu.




2. Nic

2 Nic      

Kurwa. Wczoraj trzymałem w ramionach rzecz, która miała dopełnić moje pełne wstąpienie na tron mojego ojca - i patrzyłem, jak ucieka. Nie mogłem jej gonić po chodniku. W dzisiejszych czasach ludzie nie lubią tego typu rzeczy. 

Westchnąłem. Nie powinno być jednak zbyt trudno znaleźć ponownie tę konkretną dziewicę. Nie było tak, że świat był już nimi usiany. A żadna nie działała na mnie tak, jak brunetka o zaskakująco zielonych oczach. Sam jej zapach... nic nie krzyczało dziewicą tak jak ona. 

W rzeczywistości, coś krzyczało moje. 

Przyzwyczaiłem się do trzymania się z dala od ludzi. Pieprzonych ludzi. Ale sprawa z dziewicą... Miałem nadzieję odłożyć to na dłużej. Nawet nie szukałem. Matka była bardziej zaniepokojona niż ja, chcąc, abym ostatecznie wstąpił na tron. Byłem królem z nazwy - prawowitym spadkobiercą, ale otwartym na wyzwanie, zanim uznam czystą kobietę... czy coś w tym stylu. Uważałem to wszystko za niedorzeczne, choć wiedziałem, że pewnego dnia zastosuję się do tej legendy, choćby po to, by ugruntować swoje prawo do tronu w oczach mojego ludu. 

Ale matka wierzyła w te wszystkie stare legendy - skumulowaną energię seksualną dziewicy, przypływ mocy, który mi zaoferuje, i długowieczność, którą zapewni jej krew. Istniały różne zasady, które pamiętałam tylko połowicznie. Dziewictwo musiało być ofiarowane dobrowolnie - energia działałaby tylko wtedy, gdyby została oddana dobrowolnie i nie mogła być odebrana siłą. 

Nie byłam pewna. Nic z tego, co mówiła matka, nie pasowało już do współczesnego świata... A te rzeczy o prawdziwych partnerach? Zawsze wyobrażałem sobie, że to bajki, coś na co można mieć nadzieję, ale nie oczekiwać... 

Ale kurwa, ten pocałunek. 

Stałam w swojej szafie, otoczona ubraniami, które definiowały cały mój wizerunek. Wszystkie odcienie czerni. Wybrałem koszulę bez zmarszczek, oczywiście, i marynarkę pasującą do spodni, ignorując wczorajszą koszulę, starannie ułożoną na wieszaku i zahaczoną o jeden z małych uchwytów drzwi, które otwierały poszczególne szafki, abym mógł przejrzeć krawaty lub buty. 

Co jakiś czas torturowałem siebie, wędrując bliżej tej koszuli, wdychając, aż wypełniłem klatkę piersiową najbardziej tantalizującym zapachem, jaki kiedykolwiek, kurwa, wdychałem. 

Mój kutas szarpał się w spodniach, gdy wciągałem oddechy, gdy angażowałem się w słodką torturę zamykania oczu i pozwalania, by mój nos przylegał do materiału, wzbudzając wspomnienia kobiety, którą otulałem w ramionach... przynajmniej do czasu, gdy mnie odepchnęła, zmuszając do powrotu do zmysłów i odzyskania kontroli. 

Chwile dzieliły mnie od wepchnięcia się w nią na chodniku i uznania jej za swoją. 

Zacisnąłem dłonie na kutasie, który znów drgnął na wspomnienie kobiety, której pozwoliłem uciec. Byłem w drodze na spotkanie, kiedy wykryłem jej zapach, jak syreni zew tylko dla mnie, i zmusiłem Jenkinsa do zatrzymania się. 

Ale nie miałem zamiaru wysiadać z samochodu. Ani podejść do niej. 

Albo ją, kurwa, pocałować. 

Bo teraz nie mogłem przestać o niej myśleć. 

A to by nie wystarczyło. Wiedziałem jak się kontrolować przez cały czas. 

Tylko, że nie kontrolowałem się przed tym sklepem spożywczym. Kierowałem się instynktem. Wiekowy instynkt, o którego istnieniu nawet nie wiedziałem. Albo nie wierzyłem w niego. 

Pod tym pocałunkiem czaiło się coś innego. Coś innego niż zwykła dziewica. 

Mój kutas nabrzmiał jeszcze bardziej pod moim dotykiem, a ja przełknąłem jęk. Już wziąłem się w garść na myśl o tej kobiecie, gdy wróciłem do domu zeszłej nocy... Potem pod prysznicem dziś rano... A teraz znów łaknąłem jej. 

Ale spojrzałem na zegarek. Moje ciało musiałoby poczekać na ulgę i uwolnienie. Miałem spotkanie w pracy, na które nie mogłem się spóźnić. A dziś całą swoją frustrację przekierowywałbym na zmuszanie ludzi do płacenia. 

Chwyciłem marynarkę i wcisnąłem ręce w rękawy, po czym przeszedłem przez drzwi - ale nie przed tym, jak głęboko odetchnąłem przez tę cholerną koszulę ponownie. Nigdy nie byłem tak cholernie kuszony. 

I brzydziłem się tą pokusą, ponieważ przyniosła ona zupełnie nowy zestaw problemów do moich drzwi. Nie spędzałem czasu z ludźmi. A już na pewno nie biegałem w kółko całując ich, jakby moja dusza miała się zapalić, gdybym tego nie zrobił.       

* * *  

Rozejrzałem się po sali konferencyjnej w La Petite Mort i wdychałem mieszankę chciwości, pożądania i utraty kontroli, która sączyła się z kasyna za zamkniętymi drzwiami. Parkiet kasyna pozostawał w zasięgu mojego wzroku przez olbrzymie jednokierunkowe lustro, które wychodziło na główny salon gier. 

Mimo że było jeszcze wcześnie, stoły były zajęte, moi krupierzy byli zajęci, klienci pili, a większość traciła swoje pieniądze. 

Tak, ten dzień już pachniał sukcesem. 

Sukcesem i jedną pieprzoną ludzką dziewicą, która zdawała się najeżdżać na moją rzeczywistą krew. 

"Benedict." Spojrzałem na mojego najlepszego przyjaciela i człowieka, któremu ufałem we wszystkich aspektach mojego życia. "Czy przygotowałeś listę?" 

Coś w nazywaniu długów w dniu dzisiejszym przemawiało do mojego poczucia kontroli. Dom zawsze wygrywał, mimo wszystko. I to było dobre ujście dla mojej frustracji. Coś innego, na czym mogłem się skupić, więc nie musiałem myśleć o rodzinnej bitwie, którą mogłoby rozpalić odkrycie tak kuszącej dziewicy. 

Benedict wykrzywił się w grymasie i przesunął pięć bufiastych plików papierów przez stół między nami. "Każda z tych osób jest winna ponad sto tysięcy dolarów. Jedna z nich jest winna bardzo dużo więcej". 

Jason, mój ochroniarz, gwizdnął, po czym uniósł ręce do góry, gdy na niego zerknąłem. "Wydaje się, że to dużo, żeby pozwolić uciec, to wszystko". 

Uśmiechnąłem się, pewien, że nie był to przyjemny wyraz. "Właśnie dlatego nie jestem." 

Fala śmiechu przebiegła wokół stołu, gdy członkowie mojego personelu starali się ze mną dogadać. 

"Myślę, że zdecydowanie najbardziej fascynująca ze wszystkich będzie ta górna. To ta z największym długiem, ale też z najciekawszymi rzeczami do wywołania." Benedykt stukał w nią końcem pióra. "A on dzwonił, żeby spróbować przedłużyć swoją linię kredytową". 

"Naprawdę?" Podniosłem brew i przerzuciłem folder na drugą stronę. 

Wszystko wyglądało dość standardowo, a ja mruknąłem na głos, gdy przeglądałem zwykłe warunki. 

"Wystawił swój bar jako zabezpieczenie - między innymi. Sprawdź najnowszą klauzulę". W głosie Benedykta było rozbawienie. 

Zesztywniałam. "Jego bar?" Nagle przemówiłem przez kły, które groziły zejściem do ich pełnej długości, gdy szczegóły za aktem nabrały ostrości i pierwsze migotania gniewu domagały się mnie. 

"Tak." Benedyktowi nie przeszkadzał mój nagły pokaz temperamentu, ale niektórzy z pozostałych pracowników skurczyli się. "I jak już mówiłem, od wczoraj woła przez telefon. Najwyraźniej wpakował się w jakieś większe... trudności". 

"Pieprzeni ludzie." Mój głos był niskim warknięciem. 

Ale Benedykt roześmiał się. "Myślałem, że w to nie wierzysz?". 

I tak po prostu, mój umysł natychmiast wrócił z kobietą sprzed sklepu, a mój kutas drgnął. Ale przełknąłem nagły podszept pożądania i przypomniałem sobie o swoim gniewie, zanim odłożyłem akta Jeana Bouchera na bok, podczas gdy Benedict opowiedział mi o innych sprawach dotyczących kolekcji. 

Przez resztę ranka zerkałem jednak na akta Bouchera. Głupi, pieprzony pijak. Dałem mu kartę tylko dlatego, że znałem jego rodzinę od dawna. Cóż, rodzinę jego żony. Boucher wszedł w słodkie małżeństwo z córką jednej z najstarszych rodzin Baton Rouge. 

Rodziny, którą znałem od początku jej istnienia i baru, w którym bywałem prawie tak samo długo przez te wszystkie dekady. Pilnowałem każdego pokolenia tej rodziny i wystarczyło, że jeden pijak ze słabością do rozdawania pieniędzy doprowadził do tego, że wszystko obróciło się wokół jego uszu. 

Wyglądało na to, że zbudował swój najnowszy dom z moich kart, a ja miałem zamiar wszystko zburzyć. 

Poczucie winy jednak mnie dręczyło. Straciłem kontakt z rodziną w czasie, gdy Camille wyszła za mąż za Jeana, zbyt pochłonięty zejściem ojca w długi, powolny upadek i moim nieuchronnym wstąpieniem na tron, by przejmować się jedynymi ludźmi, których zdawałem się tolerować. Nawet ich obecność mnie wtedy irytowała, więc zerwałem wszelkie więzi i skupiłem się na mojej przyszłej roli, robiąc wszystko, by przygotować się i zawrzeć sojusze, które podtrzymają mnie podczas mojej przemiany z dziedzica w króla. 

Żal był bezużytecznym uczuciem, ale westchnąłem, gdy stanąłem i podszedłem do okna, spoglądając na ludzi, którzy nie mogli mnie zobaczyć, tych, którym może się co jakiś czas poszczęści, ale którzy ostatecznie przegrają. Bo ja chciałem wygrać. Kontrolowałem ich każdą chwilę tutaj. Nie było zegarów, więc marnowali godziny światła dziennego, nigdy nie wiedząc, kiedy zachód słońca przechodzi w noc lub wschód słońca w dzień. Fotele były na tyle wygodne, że mogli się w nich zrelaksować, zanim gra przy innym stole przyciągnęła ich uwagę, a automaty do gry o wysokie stawki w innym pokoju grały uroczystą melodię bez względu na wielkość wygranej. 

Tutaj ci ludzie byli moi. 

Tylko teraz to, co miał Jean Boucher, było również moje. Równie dobrze mógł zapakować to w prezent z kokardą i wręczyć mi. 

Oparłem pięść na szklance. Już dawno uodporniłem się na głupotę ludzi, na to, że zawsze sięgają na próżno po to, co nieosiągalne, ale co jakiś czas któryś z nich zaskakiwał mnie skalą swojej wiary w to, że zatriumfuje mimo przeciwności losu. 

W tym konkretnym przypadku nie mogłem powstrzymać się od współczucia dla długiej linii członków rodziny, których obserwowałem, jak trudzili się, by zbudować swoje małe, ale wartościowe imperium w Baton Rouge - imperium, które wystarczyły błędy jednego człowieka, by je zniszczyć. Czuli się jak moja rodzina, w jakiś dziwny i odległy sposób, i cieszyłoby mnie, gdyby Jean Boucher zapłacił za swoją pieprzoną głupotę. 

Poczucie winy z powodu zaniedbywania ich przez tak długi czas znów mnie ogarnęło, ale ten rodzaj sentymentalizmu był niedorzeczny. Ludzie nic dla mnie nie znaczyli, a upadek ojca trzeba było ukrywać tak długo, jak to było możliwe. Zajęło to całą moją uwagę. 

Ale sprawię, że Jean zapłaci teraz. To pomogłoby odreagować trochę mojej frustracji, jeśli nic innego. 

"Nic?" Ton Benedicta sugerował, że to nie był pierwszy raz, kiedy wypowiedział moje imię jako pytanie. 

"Tak?" rzuciłam cierpką odpowiedź przez ramię, ledwo zerkając za siebie. 

"Pytałem, czy widziałeś podklasę, o której wspomniałem". Mój przyjaciel brzmiał, jakby to go szczególnie interesowało, ale złość na fakt, że wystarczyło, aby jeden głupek w długim szeregu porządnych ludzi spieprzył dobrą rzecz, wciąż powodowała napięcie w moich mięśniach. 

Dom na plantacji i bar, który Jean Boucher oddał w hazard, znajdowały się w Baton Rouge prawie tak długo jak ja, a ja zawsze czerpałem pociechę z tego, że oba były tu niezmienione. Nieśmiertelne życie było długie i obfitowało w wiele zmian, a ja pocieszałem się niezmiennością. 

Uśmiechnąłem się niechętnie. To prawdopodobnie czyniło mnie głupcem. 

"Pamiętam podklasę". Odwróciłam się od obserwowania ludzi, którzy przegrywają swoje życie. Hazard ich życia do mnie. 

"Czy to cię nie interesuje?" Benedict ćwierkał brwi, ale ja wzruszyłem ramionami. 

"Nieszczególnie. Co to za dodatkowy kawałek zabezpieczenia obstawiony przez pijaka?". Zajęłam miejsce i ponownie przejrzałam papiery. Kwota na jego rachunku prawdopodobnie nie odzwierciedlała nawet tego, co wpłacił do La Petite Mort przez lata. 

Kiedy przestał mieć wolną gotówkę, by zasilać swój nałóg, sięgnął po kredyt. Na swój dom. Na swój bar. Na inne wartościowe rzeczy. 

"Sam odbiorę ten dług." Strzepnąłem z siebie teczkę, obrzydzenie do Bouchera sprawiło, że moje ruchy stały się ostre. 

"Ty?" Znowu poszło pieprzone ćwierkanie brwi Benedicta, i nie bez powodu. 

Cały mój personel dobrze wiedział o mojej cienko skrywanej nietolerancji wobec ludzi, ale potrzebowałem robić coś, czego nie wymagano od nowego króla. Chciałem znów być właścicielem kasyna, potrzebowałem trochę działania. 

Ale bycie właścicielem kasyna nie negowało faktu, że jestem teraz królem, i że przemówiłem, a Benedykt ośmielił się mnie przesłuchać, więc spojrzałem na niego. I na każdego innego skurwiela przy stole. Wszyscy spuścili wzrok, nagle zajęci innymi sprawami. Jakimikolwiek innymi plikami. 

"Co mam zrobić?" zapytał Jason. Był jedynym, którego nie przestraszyłem, co było ujmujące, gdy byłem w dobrym nastroju i frustrujące, gdy nie byłem. Ale poza tym, że był moim ochroniarzem, był też moim sirelingiem, a on nigdy nie miał się czego obawiać ode mnie, bo ta więź między nami była silna. 

"Poproś prawników o sporządzenie dokumentów, których wymagamy, aby wezwać do zapłaty długów Bouchera. Wszystkie jego długi." Przekazałem plik Jasonowi, aby był w stanie wykonać moje instrukcje. 

Schował ją pod pachą i wysunął z kieszeni telefon. "Zadzwonię do nich teraz". 

"Nie." 

Spojrzał na mnie. 

"Nie. Pójdziesz tam i, kurwa, będziesz nad nimi stał. Zrób sobie selfie w ich biurze. Robimy to dzisiaj." Patrzyłem na Jasona, dopóki nie zasalutował. 

Potrzebowałem tej wygranej dzisiaj, tej kontroli, aby oderwać mój umysł od ludzkiej kobiety. Nie mogłem poświęcić czasu na znalezienie jej dzisiaj, więc potrzebowałem czegoś innego, na czym mógłbym się skupić. Ale znajdę ją później. Odnajdę ją i odkryję wszystkie pyszne możliwości, jakie oferuje jej zapach, tak mi kurwa dopomóż. 

Człowiek. Trudno mi było znieść myśl o tym, chociaż wiedziałem, że ten dzień nadejdzie, jeśli moja matka miała rację w swoich przesądach. To nie było tak, że dziewicze wampiry wciąż istniały. 

"Daj mi znać, kiedy załatwisz formalności. Benedict, zostawię cię, abyś zajął się resztą tych plików". 

Benedict przytaknął, gdy wyszedłem z pokoju i udałem się do mojego biura. Jason był już na swoim telefonie, ostrzegając nasz zespół prawny o swoim zbliżającym się przybyciu. 

Chwyciłem z sejfu swój pistolet i zabezpieczyłem go w kaburze na ramię pod marynarką. Technicznie rzecz biorąc, absolutnie nie potrzebowałem broni. Byłem w stanie... uśmiechnąłem się... zneutralizować każde zagrożenie bez użycia broni palnej. Jednak, i również na zasadzie technicznej, absolutnie potrzebowałem pistoletu. Nie mogłem ujawnić się ludziom jako wampir, ponieważ nie powinniśmy istnieć, a tym bardziej poruszać się wśród nich. W zasadzie wszyscy przestrzegaliśmy tego credo - nawet ci nowo przemienieni. A ci, którzy nie... Cóż, radziliśmy sobie z nimi. Tylko nie za pomocą broni. 

Ale dziś spotykałem się z ludźmi i czasem broń była jedynym sposobem, by ich przestraszyć. To było to, co rozumieli. 

Chociaż zazwyczaj mój naturalny urok był wystarczająco przerażający sam w sobie. 

Jason zapukał do moich drzwi bardzo szybko z umowami, których potrzebowałem, a wkrótce byłem w mojej limuzynie i zmierzałem do posiadłości plantacyjnej Jeana Bouchera tuż za miastem. Pozostałem cicho, gdy jechaliśmy, mój umysł na przemian z zadaniem pod ręką i kobietą z ostatniej nocy. Pożądanie znów mnie ogarnęło, ale powstrzymałem je, skupiając się na umowie, czytając ją, przygotowując się na wszystkie argumenty, które Boucher prawdopodobnie będzie miał. 

Nie zasługiwał na to, by zatrzymać nieruchomości, na których stworzenie i utrzymanie rodzina jego żony tak ciężko pracowała. Lepiej im było ze mną. Nie mogłem zrobić nic więcej dla Camille i jej przodków, ale może mógłbym uratować to, co Jean zniszczył. 

Sklepy i beton wkrótce ustąpiły miejsca otwartym terenom i drzewom. Było tu bagiennie, ale dom Boucherów znajdował się w ładnej okolicy i prawdopodobnie mógłbym uczynić go całkiem użytecznym lub dochodowym. Mógłbym nawet otworzyć drugie kasyno albo butikowy hotel. 

Ale kiedy Jenkins, mój kierowca, wjechał na mocno wybrukowany trawą podjazd, przejeżdżając między popękanymi i pochylonymi słupkami bramnymi, w komplecie z kutymi, żelaznymi wrotami zwisającymi leniwie z zawiasów, usiadłem nieco bardziej wyprostowany, nie mogąc się doczekać pierwszego spojrzenia na dom spoza zarośniętych krzewów i krzaków. 

Hiszpański mech zwisał z drzew jak splątane włosy zamiast wdzięcznych zasłon, sprawiając wrażenie, że to miejsce nie jest już warte tego, w co Jean Boucher kazał mi wierzyć. 

Odwołując się do jego długu, zapraszałem do siebie wszystkie rodzaje dalszych problemów finansowych. 

Oczyściłem gardło, a Jenkins półgębkiem zerknął przez ramię. 

"Tak, proszę pana?" 

Przesunąłem się na swoim miejscu, pochylając się do przodu, i uchyliłem okno. "Wiesz, może powinniśmy po prostu skręcić w arou-". 

Główny dom pojawił się w zasięgu wzroku i tantalizujący, znajomy zapach podryfował do samochodu. Zapach żywej, pełnoletniej dziewicy. Ale z pewnością dwa w Baton Rouge w ciągu tylu dni to zbyt duży zbieg okoliczności? Nie pozostałbym obojętny na dwie z nich, prawda? A zwłaszcza dwóch, które sprawiły, że mój kutas stanął i zwrócił uwagę w taki sposób. 

"Przepraszam, proszę pana?" 

Potrząsnąłem głową. Może dziewice były jak autobusy. Czekałeś na jedną przez wieki, a potem przyjeżdżały dwie naraz. "Wiesz co? Nic. Nie powinienem sądzić, że będę tu bardzo długo. Możesz poczekać na zewnątrz." 

Przyszedłem tu tylko po jedną rzecz. Ale w środku pojawiła się dziewica, która należała do mnie, chyba że mój nos płatał mi figle. 

"Bardzo dobrze, proszę pana." Gładko przetoczył się do przystanku na podjeździe porośniętym chwastami, a kiedy wyszedłem z samochodu, pozwoliłem, by moje spojrzenie powędrowało w górę budynku. Więcej chwastów wyrastało ze stopni na froncie, a jakiś rodzaj pnącza pokrywał bok budynku i wtargnął pod dachówki. 

Potrząsnąłem głową. "Do kurwy nędzy". Wyglądało to coraz bardziej jak zły pomysł, ale umowa to umowa, a ja byłem to winien linii Camille. Jej rodzinna linia kobiet zawsze była szczególnie silna. Specjalna, prawie. 

Zbliżyłem się do drzwi wejściowych, stąpając po spróchniałych deskach. Nikt nie odpowiedział na pukanie do drzwi, ale kiedy przekręciłem klamkę, otworzyły się i ukazały ciemny hol wejściowy. Pyłki kurzu wisiały w cienkim strumieniu światła sączącego się zza krawędzi ciężkich, aksamitnych zasłon. 

"Halo?" Mój głos odbił się echem w rozległej przestrzeni. Czy Boucher przegrał też każdy mebel? Jego żona powinna była przybijać rzeczy przed swoim odejściem. 

Wziąłem głęboki oddech - preludium do westchnienia - i zatrzymałem się, gdy zakręciło mi się w głowie. Ta kobieta. Na pewno tu była. Jej zapach wypełnił mój nos, a ja prawie jęknąłem, gdy wziąłem kolejny oddech. Była gdzieś tutaj i...cholera. To było tak, jakby rzuciła na mnie zaklęcie. Więcej niż tylko bycie dziewicą, każde włókno mojej istoty szalało, że ona była przeznaczona dla mnie. 

Ustabilizowałem się na futrynie, zanim spojrzałem na folder w mojej ręce, próbując przypomnieć sobie, co do cholery robię. 

"Halo?" Zawołałem ponownie, a stłumiony jęk odpowiedział mi zza najbliższego otworu drzwiowego. Podążyłem za hałasem i znalazłem mężczyznę siedzącego na kanapie, z głową w dłoniach. 

"Jean Boucher?" Sformułowałem jego nazwisko jak pytanie, ale oczywiście chodziło o to, że go pieprzy. Obserwowałem go w La Petite Mort wystarczająco często. 

Spojrzał w górę, a jego oczy rozszerzyły się. Jego twarz zbladła i zakrył usta dłonią. "Nie sądziłem, że przyjdziesz". 

Odsunął się ode mnie, aż był prawie na krawędzi szezlonga, a strach promieniował od niego, zmieniając powietrze w pokoju w gęste i cuchnące. 

Odsunęłam na bok kilka brudnych szklanek na niskim stoliku kawowym i odłożyłam papiery tak, żeby mógł je zobaczyć. Zakołysał się lekko, a jego twarz zbladła jeszcze bardziej. 

"Co się dzieje?" Głos odezwał się od strony drzwi, a ja nawet nie musiałem się obracać, żeby wiedzieć, że to kobieta, której zapach wydawał się stać częścią mojego DNA, jakkolwiek niemożliwe. 

"Ja... zadzwoniłem do Nicolasa. To jest Nicolas Dupont. Potrzebujemy jego pomocy." Głos Bouchera był drżący, ale potrząsnąłem głową. 

Nie dostałem tych wiadomości, poza krótkimi wzmiankami Benedicta. "Nie po to tu jestem." 

Boucher spróbował ponownie. "Są pewne rzeczy, które muszę wyjaśnić, Leia." Jego oczy błagalnie spoglądały na kobietę, na którą wciąż nie patrzyłam, a ja trzymałam się sztywno, starając się nie zerkać w jej stronę. "Popełniłem błąd," wyszeptał. 

"Popełniłeś wiele pieprzonych, dużych błędów, tato," powiedziała Leia - miała na imię Leia. "Ale co zrobiłeś tym razem?". 

"Wykorzystałem dom." Boucher zamknął oczy i jęknął. "Użyłem domu i baru jako zabezpieczenia. Chciałem... chciałem, żeby pan Dupont przedłużył mi linię kredytową, ale wygląda na to, że zamiast tego przyszedł wezwać mnie do spłaty długu." 

Przytaknąłem, po czym kłapnąłem językiem i potrząsnąłem powoli głową. "Ach, Jean," powiedziałem, starając się wyglądać tak, jakbym rozważał problem, kiedy już opracowałem swoje następne zagranie. "Przyszedłem wezwać do zapłaty tego, co jesteś mi winien, ale mogę mieć bardziej korzystne rozwiązanie". 

"Wszystko." Prawie sięgnął po mnie, gdy desperacja rozświetliła jego przekrwione oczy. 

Wachlowałem papierami po stole, po czym zwróciłem jego uwagę na odpowiedni podpunkt. "Czy pamiętasz ten dodatek, który zrobiłeś?". 

Spojrzał na mnie, jego oczy rozszerzyły się, gdy powoli potrząsnął głową. "Nie to", wyszeptał. 

Przytaknąłem. "O tak, masz coś o wielkiej wartości, co rzeczywiście bardzo by mi się spodobało". 

Spojrzałem przez ramię i pozwoliłem sobie na mały uśmiech na zaskoczenie Leii, gdy napotkała moje spojrzenie.




3. Leia

3 Leia      

Ja pierdolę. Te szare oczy, te pełne usta. Poznałabym te usta wszędzie. Wciąż czułam je na sobie. Podniosłam rękę i przycisnęłam palec do ust na krótko, gdy wspomnienie mnie obmyło, a źrenice Nicolasa Duponta rozbłysły, gdy obserwował ten ruch. 

Moja skóra rozgrzała się, gdy przypomniałam sobie sny, które kończyły się tym, że byłam zaplątana w pościel, a dziwne pół-myśli o języku tego mężczyzny ślizgającym się po mojej skórze wciąż odbijały się echem w moim umyśle. 

Ale w tej chwili wściekłość przyćmiła seksualne pragnienie, tłumiąc każdą szaloną chęć, jaką miałam, by się z nim przespać. Nie. Teraz miałam ochotę rąbnąć go karateka w gardło, albo walnąć kolanem w jaja. 

Co do diabła, prawda? Mężczyzna, który wysłał szaloną świadomość i pożądanie wirujące przeze mnie, kradnąc moją samokontrolę i sprawiając, że chciałam zapomnieć o sobie, właśnie pojawił się w moim domu. 

Najwyraźniej po to, by zająć mój dom. Potrząsnąłem głową i zerknąłem w stronę schodów, które kiedyś były ozdobne. Może nadal spałem. Śniłem. Coś. 

"Tato?" Nie robiłem zbyt wiele wahań w moim życiu - opieka nad tatą i The Pour House nauczyła mnie, że muszę to mówić poważnie, albo nikt nie weźmie mnie na poważnie, ale nie mogłem pomóc niepewnej nucie w moim głosie teraz. "Co się dzieje?" 

"Panna Boucher." Mężczyzna, który nie należał tutaj, stał i zaoferował swoją rękę. "Jestem Nicolas Dupont." 

"Tak powiedział mój ojciec." Złożyłam ręce i zwęziłam oczy, mimo że francuska wymowa, jaką nadał swojemu nazwisku, wysłała przeze mnie trzepot podniecenia. 

Po chwili niezręczności, której byłem zdecydowany nie ułatwiać, Nicolas Dupont cofnął rękę i usiadł, sięgając po papiery, które rozłożył dla taty. "Warunki są tutaj wszystkie. Twój ojciec zgromadził znaczny dług w La Petite Mort-". 

Zgasiłem. Rozpoznałem nazwę kasyna, ale w zdaniu wypowiedzianym przez Nicolasa Duponta było coś dziwnie erotycznego. Powędrowałam na drugą stronę pokoju, bo było w nim coś magnetycznego, a ja najwyraźniej potrzebowałam uniknąć jego przyciągania. 

Tata trzymał głowę w rękach, nie spotykając się z moim spojrzeniem, a ja przełknąłem przeciwko grudce niepokoju złożonej w moim gardle. 

"Ile, tato?" Mój głos wyszedł niski, ale nie dlatego, że celowo go tak ustawiłem. Ponieważ strach przejął kontrolę nad moimi strunami głosowymi i to było wszystko, co mogłem zrobić. 

Tata potrząsnął głową i jęknął. 

Zapytałam go jeszcze raz, świadoma, że Nicolas Dupont wpatruje się we mnie, jakby wypalał markę na mojej skórze, ale nie odważyłam się na niego spojrzeć. Tyle razy, ile pytałam tatę, ile jest winien, nie byłam pewna, czy naprawdę chcę wiedzieć. 

Ale właściciel kasyna przeczyścił gardło. "To ogromna kwota, znacznie przekraczająca sto tysięcy dolarów". W jego twardych słowach nie było prawdziwego współczucia. Po prostu stwierdzenie faktu, jako że moje kolana osłabły i położyłem dłoń płasko na ścianie dla wsparcia, gdy kontynuował w tym samym niesamowitym, wszechbiznesowym tonie. "Te dokumenty prawne pozwalają mi objąć w posiadanie ten budynek -" 

"Mój dom," wyszeptałem, gdy ból zacisnął pasmo wokół mojej piersi. 

"A także biznesu". Przetasował papiery. "The Pour House?" 

Spotkałam się z jego oczami i chociaż sformułował nazwę jako pytanie, to tak nie było. Wiedział dokładnie, do czego upoważniała go dokumentacja i nie pytał mnie o zgodę. 

"Nie ma mowy." Zmusiłem słowa przez moje usta, jak wziąłem sztywne kroki do najbliższego krzesła. "Nie stać mnie na uregulowanie tych długów". 

Na szczycie rachunków i spłat hipoteki, i remontu, który wyraźnie wymagał zrobienia... Dług hazardowy podrażniający oczy. Mój kolejny wdech złapał się w piersi i przez chwilę z trudem go wypuściłem, jakby powietrze, którego potrzebowałem do przeżycia, mogło mnie zabić równie łatwo, jak podtrzymać. 

Potrząsnąłem głową wbrew prawdzie o tym, co tym razem zrobił tata. Dlaczego nie wiedziałem? Cóż, to było naprawdę to. Bez względu na to, co próbowałem, moje wysiłki, by utrzymać nas na powierzchni, nigdy nie będą wystarczające. 

"Tato." Mój szept był hałasem bólu i cenzury. Rozczarowanie i niedowierzanie. 

Jego zdrada była ciosem w jelita. Wszystko miało zostać odebrane. Być może tak właśnie wyglądało dno skalne. 

"Leia." Tata wyciągnął ręce, jego oczy błagały. "Po prostu posłuchaj. Wszystko będzie dobrze. Próbowałem przedłużyć swój kredyt. Potrzebuję tylko jednego dużego zwycięstwa i wtedy mogę przestać. Mogę sprawić, że wszystko będzie lepsze. Mogę naprawić to miejsce, sprawić, że nie będziesz musiał tak ciężko pracować. Możesz przestać się martwić." 

"Nigdy nie przestanę się martwić, chociaż, prawda?" Syczałem słowa, zbyt zły, by krzyczeć. Moje oczy swędziały jak suka, gdy powstrzymywałam łzy. Żaden z tych mężczyzn nie zasługiwał na to, by widzieć mój smutek. 

"Naprawię to." Ale tata sapał te słowa jak dziecko, a ja słyszałem ten ton wystarczająco często przez lata, że wiedziałem, że tylko błaga o jeszcze jedną okazję do spieprzenia. 

"Skończyłem słuchać, tato." Wyciągnąłem rękę, żeby podkreślić swój punkt i odwróciłem wzrok, nie spotykając się z przeszywającym spojrzeniem Nicolasa Duponta. 

I wtedy zdradziecka nadzieja wychyliła głowę, jak zawsze. Może po prostu źle na to wszystko patrzyłam. Nie musiałam się poddawać. Bitwa nie była przegrana, dopóki nie przestałem walczyć. Skręciłem dłonie w pięści, zaciskając je tak, że moje knykcie błyszczały i naprężały się na skórze. 

"Musisz jeść." 

Zwróciłem uwagę na właściciela kasyna, posłańca, którego najbardziej chciałem zastrzelić, ale wyglądał, jakby się nie odzywał, mimo że miękkie słowa były zasznurowane niespodziewaną troską. 

"Muszę naprawić to gówno, to jest to, co muszę zrobić", powiedziałem. 

Uśmiech Duponta był kpiący z odrobiną pobłażliwości, a irytacja rozgorzała w moich żyłach. Nie potrzebowałam, żeby ten facet mnie poniżał. Napiąłem szczękę i mocniej ścisnąłem pięści, opierając je na kolanach. 

"Naprawię to wszelkimi możliwymi sposobami" - powiedziałem. Nie mogłem tak po prostu stracić wszystkiego. Nie mogłam, kurwa, pozwolić, żeby tata to wszystko wydarł. Wszystko, czego się trzymałem i co zbudowałem... Moje myśli zamarły do białego szumu statycznego, gdy spotkałem oczy biznesmena. "Musi być coś, co mogę zrobić." 

"Cóż..." Dupont zakręcił lekko ustami, jakby coś rozważał. Potem przekazał papiery tacie. "Jeśli mogę tylko zwrócić twoją uwagę z powrotem na subklauzulę, którą właśnie oddaliłeś? Niedawno dodany przedmiot zabezpieczenia, jak sądzę, jeśli zwróci pan uwagę na datę? Upewnij się, że przeczytałeś go dokładnie." 

Tata pochylił się nad papierami, a następnie przesunął się tak, że snop wypełnionego kurzem światła słonecznego świecił bezpośrednio na strony, po czym przybliżył je do swojej twarzy, jakby próbował znaleźć odpowiedni poziom ostrości. 

Wydał zwierzęcy odgłos żalu i jego twarz zbladła, gdy odwrócił się, by spojrzeć na mnie. 

"Co?" Całe moje ciało było sztywne. "Co, kurwa, teraz straciłeś?" 

Na pewno nie było nic innego? Czy Nicolas Dupont nie mógł widzieć, że miał już wszystko, że dosłownie siedział w ruinach naszego życia? Skradałem się, żeby być bliżej nich, żebyśmy mogli to przegadać. 

Ale Dupont po prostu odwrócił się w stronę taty, jakby byli w trakcie prywatnych negocjacji, a jego szerokie ramiona - tym szersze, że dobrze dopasowany garnitur przylegał do jego umięśnionych pleców - skutecznie uniemożliwiały mi udział w rozmowie. 

Jego głos zadudnił z powrotem do mnie. "Jeśli zgodzisz się honorować subklauzulę, wybaczę wszystko inne". 

Wydychałem gwałtownie powietrze. No, cholera. To było nie do pomyślenia. "Jedna subklauzula i wszystko inne pozostaje nasze?" zapytałem, ale żaden z mężczyzn nie spojrzał na mnie. 

Tata po prostu wpatrywał się w naszego niechcianego gościa, jakby tylko on mógł go uratować. Potem skinął głową. "Zgadzam się". 

"A na co się zgadzasz?" Głos Duponta był cichy i spokojny, kojący, gdy owijał się wokół moich myśli, nęcąc mnie ideą, że wszystko można naprawić. 

Cholernie nie obchodziło mnie, na co tata się zgadza - po prostu musiał to zrobić szybko, żebym mógł pójść i zacząć swój dzień pracy w barze. W rzeczywistości myślałem tak intensywnie o wszystkich rzeczach, które muszę zrobić, że prawie nie słuchałem, gdy tata zaczął mówić. Dopóki nie usłyszałam swojego imienia. 

"Moja córka, Leia. Możesz ją mieć zgodnie z zapisem w subklauzuli umowy". 

Wystrzeliłam na nogi, serce mi przyspieszyło. "Co teraz? Nie. Nie jestem niczyim zabezpieczeniem." 

Ale Dupont tylko chichotał, nigdy nie przerywając kontaktu wzrokowego z tatą. "Akceptowałem dziwniejsze rzeczy, aby zapewnić sobie wolność od nagromadzonych długów". 

"Tato." Jego imię opuściło moje usta jako błaganie. 

Nie odpowiedział. 

"Tato!" Spróbowałem ponownie, tym razem bardziej dobitnie. "Tato, co zrobiłeś?" 

On wzruszył ramionami, jego oczy darting spotkać moje krótko. "Byłem pijany. Zdesperowany. Nie pamiętam. Ale to może wszystko naprawić. Masz moc, by wszystko naprawić, Leia." 

Wzięłam głęboki wdech, dążąc do jakiegoś medytacyjnego spokoju, ale źle oceniłam i zamiast tego napełniłam się czystą furią. "Wy głupie pary drani. Nikt nie wzywa kobiety, by uregulować hazardowy dług. A co z prawem? Co z handlem seksem?" 

"Och? Czy będzie seks?" Głos Duponta był gładki i ciepły, a ja drżałem ze złości. 

"Nigdy. To jest o pięćdziesiąt odcieni nielegalnych, i wiesz o tym. Tato, nie możesz tego zrobić." Chciałem uratować wszystko, ale nie kosztem mnie. "Musimy spróbować innego sposobu. Musi być coś." 

Tata odetchnął głęboko i wydawał się panować nad sobą po raz pierwszy od rana, ponieważ wreszcie spotkał się z moim spojrzeniem w sposób właściwy. "Nie, nie ma, Leia. Przykro mi, ale nie cofnę się przed umową, którą podpisałem. To może nie być rezultat, którego się spodziewałem, ale jest tym, czym jest." 

"Jest czym jest?" Walczyłem, aby utrzymać mój głos pod kontrolą. "To wszystko, co masz do powiedzenia?" 

Nicolas wzruszył ramionami i odpowiedział w imieniu taty. "To niefortunne, ale nie na bardzo długo. Wkrótce będziesz mógł wrócić do domu." 

To była pierwsza pozytywna rzecz, którą słyszałem, że powiedział, ale nie miałem zamiaru dać mu tego poznać. "Och naprawdę? I czy mam być wdzięczny?" 

Dupont przemówił ponownie. "Twój ojciec ustalił zastrzeżenie dotyczące twojej dostępności, kiedy dodał cię do kontraktu. Termin jednego miesiąca." Po raz drugi wzruszył ramionami. "To powinno wystarczyć." 

Kiedy zerknął przez ramię na mnie, jego oczy zabłysły. 

"Na co?" Przejechałam dłonią po ozdobnym gobelinowym ramieniu antycznej sofy. Nici były luźne z powodu zużycia i wieku, wyrywając się z ich skomplikowanego wzoru. Przygotowałam się na rozmowę, którą nasza trójka miała odbyć. "Tak dla porządku, nie zgadzam się na nic z tych rzeczy". 

Dupont sięgnął w moją stronę i odsunąłem się. Jego oczy zwęziły się, jego spojrzenie stało się zimniejsze. "Panno Boucher." 

Przytaknąłem na tę formalność. To dobrze. To był rodzaj dystansu, do którego mogłam się przyzwyczaić. Miałam już za sobą cały ten interes z jego językiem w moich ustach. Machnąłem krótko ręką, jakbym mógł odfrunąć od niechcianych myśli. "Słucham". 

Ale słuchałam tylko dlatego, że nic nie znaczyło dla mnie więcej niż dom rodzinny mamy i biznes, na którego utrzymanie tak ciężko pracowała. Nie mogłam stracić ani jednego, ani drugiego. Dla tych dwóch rzeczy przeczołgałbym się do Nicolasa Duponta po rozbitym szkle. Nie mogłem zawieść jej pamięci. Odmówiłem bycia tym Boucherem, który to wszystko zniszczył. 

Przytaknął i utrzymywał swój wzrok na mnie, gdy przesuwałem się niewygodnie pod tymi szarymi oczami, które zdawały się błyskać czasem niemal srebrem lub ciemnieć z groźbą burzy. "Szukam porozumienia biznesowego". 

Przytaknęłam, ale nic nie powiedziałam. Nie miałem zamiaru wkładać mu w usta żadnych słów. 

"Nie potrzebuję niczego..." Jego spojrzenie prześlizgnęło się po mnie, gdy zrobił pauzę, jego źrenice rozszerzyły się tak krótko, że mogłem to sobie wyobrazić. "Fizyczne." 

Skrzyżowałam ramiona, aktywnie osłaniając się przed kolejnymi spojrzeniami. 

"Po prostu potrzebuję towarzysza, który będzie mi towarzyszył w niektórych nadchodzących wydarzeniach z moją rodziną i moimi współpracownikami biznesowymi". 

"Arm candy?" Nie miałem zamiaru przerywać, ale z pewnością nie mogłem być niczyim pierwszym wyborem w tej kwestii? Moje włosy były zawsze umyte i zużyte, moje ubrania były znalezione w sklepie z używanymi rzeczami, a ja nosiłem zapach piwa i potu ciężkiej pracy, jak inne kobiety noszą perfumy. 

Jego warga lekko się skrzywiła. "Arm candy nie jest etykietą, której bym użył. Ale jest to z pewnością układ biznesowy, który byłby dość głupi, aby odmówić. Tylko jeden miesiąc twojego czasu, aby zachować wszystko, co twój ojciec przegrał dla mnie?" 

Zerknąłem za nim na tatę, który wyglądał na załamanego, gdy wpatrywał się bez skupienia w nasz popękany kominek. Ale wygląd był mylący. Wyglądał tak krucho tylko do czasu, gdy wpadł na genialny pomysł, by postawić kolejny zakład lub wrócić do stołów do gry w La Petite Mort. 

Przeszedł mnie dreszcz, a twarz Duponta napięła się, jakby mój nagły, prywatny strach coś dla niego znaczył. 

I obaj wyraźnie wstrzymywali się z informacjami. Takie transakcje jak ta nie istniały. Ale tata miał rację co do jednego - byliśmy zdesperowani. 

"Więc, wygląda na to, że masz wybór." Dupont wyglądał, jakby wymagało to pewnego wysiłku, by się rozluźnić, gdy zwracał się do mnie. "Mogę albo wziąć wszystko, co prawnie jest moje." Gestykulował, jego fala jednego ramienia przypuszczalnie obejmująca dom, a nawet bar. "Albo po prostu zgodzisz się na subklauzulę, jednomiesięczny termin u mnie, a ty możesz zachować pozostałe zabezpieczenia. Zapewniłbym, że akty notarialne zostaną ponownie umieszczone w twoim imieniu, i..." Spędził spojrzenie dla taty. "Nikt nie mógłby ich już nigdy przegrać." 

Starałem się nie gapić na niego, moje mięśnie bolały od wysiłku trzymania zamkniętych ust. "Moje?" 

Przytaknął. "Masz moc, by to naprawić". 

Czekałam na bicie. "Może, ale dlaczego ja również czuję, że nie mam wiele do powiedzenia?". 

Dał elegancki shrug, że z cierpliwego człowieka, drapieżnika. "Nikt nie zmusza cię do ręki". 

"Tylko oferuje mi wszystko, czego kiedykolwiek chciałem, jednocześnie z pewnością nie mówiąc mi wszystkiego." 

Znowu tylko wzruszył ramionami, jakby był zupełnie niewzruszony zamieszaniem w mojej głowie - zamieszaniem, które sam wywołał. Wydychałem powoli. Może wcale nie musiałam się nad tym konfliktować. To nie było tak, że składano mnie na ofiarę. 

To był układ biznesowy z biznesmenem. Eskorta do funkcji, nic fizycznego, miesięczny limit czasowy. W ten sposób nie brzmiało to tak źle. Zwłaszcza biorąc pod uwagę wszystko, co mogłem zyskać. 

Dlatego musiało być coś jeszcze - coś, czego mi brakowało. 

Ale czy ten brak był wystarczający, by powstrzymać mnie od powiedzenia "tak"? 

Musiałam tylko ostrożnie negocjować, to wszystko. "Okay. A co jeśli mam jakieś własne warunki?" Zacisnąłem usta przed westchnieniem frustracji. Nie miałam zamiaru osłabiać się na starcie, robiąc z moich dodatkowych żądań pytanie, coś, co mógł odrzucić. 

Ale on przytaknął. "Jestem skłonny wysłuchać". 

Ok. Ok, jeśli on by słuchał, to ja bym mówił. Trzymałam westchnienie ulgi w piersi. Chciałam wyglądać na pewną siebie i pewną siebie. 

"Po pierwsze." Zaznaczyłem to na moim palcu, a następnie zerknąłem na niego, aby sprawdzić, czy był świadomy, że to oznacza, że faktycznie robię listę. "Nie będę spał w twoim łóżku. Chcę mieć własną przestrzeń z zagwarantowaną prywatnością. Po drugie, nie zrobię nic poniżającego ani strasznego." 

Podniósł brew. 

"Jak noszenie czegokolwiek, co uznam za zbyt puszczalskie, albo zabicie kogokolwiek lub coś w tym stylu" - rozszerzyłem, machając ręką, jakby to było coś, co przywykłem omawiać. Negocjacje mogłem robić, chociaż zazwyczaj były z browarem lub firmami użyteczności publicznej. 

"Rozumiem. Bez zabijania." Zabrzmiał słabo rozbawiony, ale nie żałowałem, że faktycznie podałem warunek "no killing". Jeśli brał kobiety za zapłatę, Bóg jeden wiedział, do czego jeszcze jest zdolny. 

"Coś jeszcze?" 

Kiedy przytaknąłem, szczęka Duponta napięła się na krótko, zanim powrócił do wyglądania na zrelaksowanego. 

"Dwie rzeczy. Nie mogę być z dala od The Pour House przez miesiąc. To zbyt długo, aby pozostawić go zamkniętym - nie ma sensu utrzymywać własności do biznesu, który zniknął z powodu zamknięcia na miesiąc, prawda? Więc chcę tymczasowego zarządcy. Kogoś, kto będzie to nadzorował i utrzymywał w ruchu, gdy mnie tam nie będzie. To nie jest coś, co mogę powierzyć tacie". 

Dupont przytaknął. "Zrobione. A ostatnia rzecz?" 

Przewróciłem oczami. Być może próbowałbym wstawić kolejną ostatnią klauzulę, ale wyglądało na to, że jego pragnienie humoru mnie zużywa. 

"Chcę, żeby mój tata trafił na odwyk z powodu swoich nałogów i żeby nie był mile widziany w La... w twoim kasynie". Nie mogłem wypowiedzieć tego nazwiska, chociaż jego oczy wydawały się lekko migotać, jakby mogły mnie spalić, tylko z faktu, że w ogóle to rozważałem. Ale naciskałem dalej. "Chcę, żeby był persona non grata w całym Baton Rouge za hazard". 

"Są inne miasta." Dupont odrzucił moje obawy szybkim machnięciem ręki, ale ja olśniłem go, a on pochylił głowę. "Ale porozmawiam z innymi w mojej sieci i Jean nie będzie już mile widziany w La Petite Mort". Przeciągnął się nad ostatnimi trzema słowami, jego usta i język zdawały się je pieścić, gdy mnie obserwował. "Czy to wszystko?" 

Uruchomiłem moje prośby z powrotem przez moją głowę. "Pokryłem prywatność, sukienkę, The Pour House i tatę, więc tak. To wszystko." 

"Nie zapomnij o żadnym zabijaniu." Jego oczy znów zabłysły chwilowym rozbawieniem, ale była w nich zimna krawędź, a ja zadrżałam pod jego spojrzeniem. "Doskonale. Gotowe. Zgadzam się na twoje warunki." 

Trzymał rękę między nami. 

"Czekaj. To było szybkie. A co z własnymi negocjacjami, które wymagają zajęcia się nimi? Nie masz nic do dodania, ani nic, co mogłoby spróbować skłonić mnie do ponownego rozważenia sprawy?" To było zdecydowanie zbyt proste. Coś zdecydowanie było na rzeczy. 

Dupont przechylił głowę, studiując mnie. "Coś szczególnego wymaga dalszych negocjacji? Nagła chęć zabicia kogoś lub przespania się ze mną?" 

Ciepło rozbłysło w moich policzkach, a ja zakrzywiłam palce o poduszki sofy. "Nie." 

"W takim razie." Zerknął na swoją rękę, wciąż zawieszoną w połowie powietrza między nami, i z niechęcią wzięłam ją, owijając palce wokół jego i przypominając sobie sposób, w jaki mnie dotykał, gdy mnie całował. 

Więcej ciepła rozbłysło przez moje ciało, paląc wnętrze mnie świadomością, zanim zapulsowało na mojej łechtaczce. Zamknęłam oczy. W tym układzie biznesowym było o wiele więcej, niż wiedziałam. Musiał być, ale nie było też innego sposobu, aby chronić wszystko, na co mama tak ciężko pracowała - moją przeszłość i przyszłość. 

"Dziękuję." Słowa wyszły z moich ust, zanim zdążyłam je cofnąć, a jeden kącik jego warg zadrgał. 

"Myślę, że to ja powinienem dziękować pani, panno Boucher". 

Ale już popełniłam, więc kontynuowałam. "Dziękuję za danie mi szansy na uratowanie mojego domu i mojego baru. To coś w rodzaju dziedzictwa. Rodzina mojej matki posiadała oba przez bardzo długi czas, a linia mojej rodziny matczynej może być prześledzona od momentu osiedlenia się w Baton Rouge." Rozejrzałem się dookoła. "Wiem, że nie wygląda to zbyt dobrze. Jest zapuszczony, popadł w ruinę i mama ledwo rozpoznałaby to miejsce teraz, ale pewnego dnia przywrócę mu dawną świetność i sprawię, że będzie dumna. A ty przywróciłeś mi tę możliwość". 

Spojrzałem szybko na tatę, ale on był na wpół przytomny tam, gdzie siedział, z pewnością nie słuchał i nie był w najmniejszym stopniu zaniepokojony wydarzeniami, które sam uruchomił. 

Przez chwilę Dupont milczał, jakbym go zaskoczył. Potem skinął głową. "Myślę, że czasami sami tworzymy sobie możliwości. Ale cieszę się, że rodzina tak wiele dla ciebie znaczy". Znów skinął głową, ruch zdecydowany i aprobujący. "Myślę, że w tym miesiącu będzie nam dobrze, panno Boucher. W rzeczywistości, myślę, że możemy się bardzo dobrze dogadać. Może być pani nawet zaskoczona tym, jak dobrze." 

Potem się uśmiechnął, to dziwne, drapieżne światło z powrotem w jego oczach, gdy wdychał tak głęboko, że jego klatka piersiowa się poszerzyła, a zbyt wiele emocji zakorzeniło się we mnie. Zaniepokojenie, zamieszanie, podniecenie, strach i pożądanie walczyły pod moją skórą. 

Co ja, do cholery, właśnie zrobiłam?




4. Nic

4 Nic.      

"Panna Boucher?" Nawet podejrzliwość dobrze na niej wyglądała, sposób, w jaki zwęziła oczy, gdy odnosiłem się do niej formalnie, wręczając jej dystans, którego tak wyraźnie pragnęła, ale nie wydawała się w niego wierzyć. 

Nie ufała mi, ale miała rację, że nie. Jeden miesiąc nigdy nie wystarczyłby, gdy potrzebowałem jej u swego boku. Ale sam miesiąc to niewiele więcej niż semantyka. Zdecydowanie był wystarczająco długi, żeby zgodziła się pozostać ze mną. 

Prawie się z siebie śmiałem. Nigdy nie tolerowałem dobrze ludzi, co było niedopowiedzeniem, a jednak byłem tutaj, negocjując, aby zatrzymać jednego. 

Małe kroki, jak mawiali ludzie. Potrzebowałem dziewicy, aby zapewnić sobie panowanie, ale musiałem ją mieć z własnej woli. 

Powstrzymałem się od westchnienia. Och, być człowiekiem i zachowywać się tak, jakbym miał cały czas na świecie, podczas gdy w rzeczywistości mieli go tak mało. 

Leia obserwowała mnie, a przez moje ciało przebiegł dreszcz oczekiwania. Siedzenie z nią tak blisko było najbardziej wykwintną torturą. Jej zapach niemal mnie zagłuszał, a mimo to nie mogłem się powstrzymać przed braniem oddechu za oddechem. Jeśli hiperwentylowałem, nie było lepszej wymówki niż zapach dziewicy, zwłaszcza takiej, która kusiła mnie w ten sposób. 

Sama myśl o posiadaniu jej w moim domu była prawie wystarczająca, by sprawić, że dojdę w spodniach... ale nie miałem zamiaru dojść gdziekolwiek indziej niż w jej ciele. A to wymagałoby ostrożnego uwodzenia. 

I przerzucił przez pracę papierkową i wyciągnął ostateczny kontrakt Jason miał wykonane prawne sporządzić. 

"Jeśli mógłbyś po prostu podpisać tutaj, Miss Boucher." Wskazałem linię przerywaną i sięgnął do mojej wewnętrznej kieszeni po pióro. 

Ona przełknęła, dźwięk słyszalny, transmitując jej strach. "Przyniosłaś prawdziwy kontrakt na taką ewentualność? Wiedziałeś, że się zgodzę?" 

To była w większości pewność - ludzie zawsze szli z najmniejszym złem. A miesiąc ze mną bladł w porównaniu z utratą każdego innego elementu jej życia. "Miałem nadzieję." 

Gdy spojrzała na mnie, z jeszcze większą podejrzliwością w oczach, wstałem i podszedłem swobodnie do kominka, zerkając na portret kobiety nad nim. To była jej matka, ale Leia nie wiedziała, że ja to wiem. Byłem związany z tą rodziną, odkąd zaczęli się w Baton Rouge. Opłakiwałem każdego z nich, gdy umierali, nawet Camille, choć straciliśmy kontakt po tym, jak ojciec... 

Potrząsnąłem głową i powstrzymałem myśli o przeszłości. Nie było teraz po co ich szukać. Miałem zbyt wiele przyszłości do zabezpieczenia, by gubić się we wspomnieniach. 

Być może moje powiązanie z linią rodzinną Leii było przeznaczeniem, chociaż żadna inna nie przyciągała mnie tak bardzo jak Leia. "Chciałabyś mnie oprowadzić?" 

Jej głowa podniosła się, jej oczy spotkały się z moimi, gdy zadałem pytanie. 

"Dom nie będzie twój." Jej słowa były zimne. "Nie musisz go oglądać." 

"Wiem. Potraktuj mnie jako zainteresowanego przyjaciela." Wstrzyknąłem tylko tyle groźby w moje słowa, że wzdrygnęła się i strzepnęła podpisaną umowę w moim kierunku, zanim wstała i poszła do drzwi. 

Nawet nie spojrzała przez ramię, zanim zaczęła mówić. 

"Dość oczywiste. Hol wejściowy z główną klatką schodową." Potem wskazała, jakby była znudzona. "Formalna jadalnia tam, my byliśmy tylko w starym salonie. Kuchnia z tyłu i pokój wypoczynkowy. Jest tam telewizor, ale..." Przerwała i chichotała. "To nie działa, odkąd wyłączyli kabel w zeszłym miesiącu". 

I odwrócił powolny krąg, biorąc w formowania korony, że potrzebne naprawy, farby, która była odpryskując, podłoga, która była zeskrobane i zużyte, i meble, które były poobijany i scuffed. Żadne z mebli nie było antyczne lub oryginalne do domu, i nic nie było tak jak pamiętałem. Otworzyłem usta, żeby zapytać o konkretny stolik, który zawsze podziwiałem, ale to zdradziłoby zbyt wiele, więc zamiast tego mruknąłem tylko z namysłem. 

"Co?" zapytała Leia. 

"Nic." Pochyliłem się bliżej niej, wdychając ją. "Po prostu myślę, że może miałem szczęście. To miejsce potrzebuje pieprzonej tony pieniędzy wydanych na nie." 

Jej spojrzenie powinno było mnie zwiędnąć. Ale zamiast tego podnieciło mnie. Miała ducha, a to było podniecające. 

"Nie twoje zmartwienie," powiedziała. "Nie twój w ogóle teraz." 

Nie spuszczając wzroku z niej, pochyliłem głowę, zadowolony, że dałem jej ten punkt, że pozwoliłem jej wygrać kilka bitew. Zamierzałem wygrać jeszcze wiele, zanim nasz wspólny czas się skończy. 

Zamierzałem ją zdobyć. Słyszałem tylko historie o prawdziwych partnerach, ale im więcej czasu spędzałem z Leią, tym bardziej byłem pewien. A prawdziwy towarzysz - być może pierwszy od pokoleń w mojej linii - oznaczał, że nikt nie odważy się mnie wyzwać, gdy już się o nią upomnę. 

Coś w jej krwi wołało do mnie. Mogłem usłyszeć, jak pulsuje w jej żyłach, i perfumowała powietrze w każdym pomieszczeniu, w którym stała. To było rozkoszne, i mogłem prawie poczuć to na moim języku. Moje kły bolały z potrzeby, a kutas zgęstniał. 

Już wcześniej przebywałem w towarzystwie dziewic - na długo przed tym, jak kiedykolwiek ich potrzebowałem - i wszystkie były młode. Zwykłe dziewczyny, które nie miały nic w głowie. Ale ich krew nie przyciągała mnie tak, jak krew Lei. Była jak chodzące zaczarowanie. 

"A na górze?" Zerknąłem na schody. One też wymagały uwagi. 

Jej oczy zwęziły się znajomo. "To moja prywatna przestrzeń". 

"Absolutnie." Szturchnąłem ją, dotyk tak krótki, że mógł być przypadkowy, ale jej tętno kopnęło w górę, sygnalizując jej świadomość mnie. "Ale twoje umowne oczekiwanie do prywatności dotyczy tylko mojego domu. Jednakże, w duchu dobrej woli..." Odsunąłem się, stawiając dystans między nami, chociaż byłbym szczęśliwszy, gdybym zabrał ją ze sobą. 

Zerknąłem z powrotem do salonu. Jean chrapał, nieświadomy faktu, że podarował mi swoją córkę, pozostawiając mnie w doskonałej pozycji, by zgłosić swoje roszczenia. "Poczynię przygotowania, aby twój ojciec uczestniczył w odwyku". 

"Tak jak rozmawialiśmy." Jej odpowiedź była ostra, jakbym mógł cofnąć się do naszej umowy, a ja prawie uśmiechnąłem się na jej brak podziękowania. Ale jej zewnętrzna pewność siebie ukrywała oczywisty niepokój. 

Każde wyzwanie, które proponowała, sprawiało, że byłem bardziej pewien, że jest dla mnie przeznaczona. Nigdy nie czułem się bardziej żywy niż teraz, stojąc u jej boku w domu, który był bardziej dziurawy niż cały. 

I kurwa... moja prawdziwa partnerka była dziewicą. To było jak podwójna wygrana na loterii. Totalny mindfuck. Dziewica i prawdziwa partnerka - nie jest to coś, co kiedykolwiek spodziewałem się znaleźć, mimo że czekałem tak długo, jak tylko mogłem, mając nadzieję, że prawdziwi partnerzy są prawdziwi i jest tam jeden dla mnie. 

Zawsze musiałem znaleźć dziewicę, by zapewnić sobie panowanie po ojcu. Żaden z nas nie spodziewał się końca, kiedy nadszedł, a to sprawiło, że byłem słabszy niż chciałem. Ale ludzie. 

Pieprzeni ludzie. 

Mimo wszystko, ta część była nieunikniona. Nie do wynegocjowania. Potrzebowałem dziewicy. Dziewice były ludzkie. Kobiety wampirów były zbyt długowieczne. Dlatego to oznaczało, że będę pieprzył się z człowiekiem. 

Ale mój prawdziwy partner... Mój prawdziwy partner mógł być wampirem. I chociaż nikt nie stworzył prawdziwej więzi od pokoleń, tajemnicza część mnie miała nadzieję znaleźć swoją. W opowieściach, to był mityczny stan bycia. W rzeczywistości, mój prawdziwy towarzysz wzmocniłby moje wampirze moce - byłbym bardziej skryty, szybszy, silniejszy, szybciej się leczył i miałbym zwiększoną moc przymusu. 

W zamian, moja partnerka sama skorzystałaby ze wzmocnienia. Nigdy nie chciałam oddać nikomu nawet części siebie, ale teraz bardzo tego pragnęłam. Chciałem stworzyć tę więź, podzielić się niektórymi z moich zdolności. Rzeczy, które zapewniłyby jej bezpieczeństwo, jak szybsze leczenie, ochrona przed innymi wampirami, większa siła. 

Mogłem wziąć każdego jako zwykłego partnera, kogoś, kto będzie rządził obok mnie. Ale nie chciałem brać kogokolwiek. Nie miałem problemu ze znalezieniem kobiet, które chciałyby się ze mną pieprzyć, a nie chciałem, żeby ktokolwiek był moją królową. Więc trzymałem się legendy, obietnicy władzy i rządów silniejszych niż mojego ojca. Może gdybym to miała, nie skończyłabym tak samo jak on. A może w moim starym, skrzypiącym sercu czaił się romantyk. 

Odrzuciłem ten niedorzeczny pomysł. 

Nie. To była moc, którą może przynieść prawdziwy towarzysz, której naprawdę pragnęłam. A w mojej rodzinie to był rodzaj władzy, której potrzebowałem. Dużo jej. 

Pozwoliłem, by moje spojrzenie znów zatrzymało się na Leii. Będzie potrzebowała ochrony. Chciałem, żeby była blisko mnie, ale sprowadzenie jej do mojego świata jako dziewicy otwierało ją na wszelkiego rodzaju żądne władzy wampiry, które mogłyby spróbować uczynić ją swoją. Nie tylko moja własna rodzina. Nie zawahaliby się przed próbą uzurpacji mojego miejsca jako nowego króla. 

Moje palce uformowały się w pięść. To była trudna linia do przejścia, trudna równowaga do utrzymania. Ale Leia była moja i do końca tego miesiąca będzie u mojego boku z ochotą, jeśli nawet tyle to potrwa. Co do tego nie miałem wątpliwości. 

Kiedy spojrzała na mnie, jej policzki były czerwone, odwróciłem wzrok. "Przepraszam." Wcale nie było mi przykro. "Nie powinienem się gapić." 

Rozchyliła usta, ale nic nie powiedziała. 

Pochyliłem się bliżej niej, a ona obserwowała mnie, prawdziwie zdobycz złapana w moje spojrzenie. Wydała zaskoczony skowyt, gdy pochyliłem się tak blisko, że nasze usta prawie się dotknęły. 

"Myślę, że to mi się spodoba, panno Boucher". Kiedy zetknąłem moje usta z jej ustami, było to nikłe i ulotne, a tęsknota wysłała przeze mnie cienkie nici, wiążąc mnie w drobne, bolesne węzły, gdy rozwijał się początek naszej więzi. 

Zanim zdążyłem się jeszcze bardziej podroczyć, oderwałem się. "Wrócę po ciebie później wieczorem. W międzyczasie zrobię wszystkie ustalenia, o których rozmawialiśmy". 

Wróciłem do salonu i odebrałem jej podpisaną umowę, zanim złożyłem ją na trzy i schowałem do kieszeni. Następnie odzyskałem resztę akt Jeana Bouchera. 

"Nie będziesz dziś wymagana w The Pour House" - powiedziałem, wypuszczając się na północne słońce Luizjany, walcząc z bólem dziąseł. 

Jeśli Leia coś odpowiedziała, to za zamkniętymi drzwiami i prawdopodobnie nie była to odpowiedź, którą i tak chciałbym usłyszeć. Uśmiechnąłem się, schodząc po schodach, zwracając uwagę na popękany i niszczejący kamień pod moimi stopami. Pełzacze wiły się wokół kolumn, zakotwiczając się w murze, a ja nie chciałbym ryzykować, opierając się o balustradę balkonu. 

Tyle pracy trzeba wykonać, żeby przywrócić temu miejscu dawną świetność. 

A moja koleżanka planowała zrobić to wszystko sama, jak się wydaje. 

Wsunąłem okulary przeciwsłoneczne na podjazd, gdzie Jenkins wciąż czekał, a kiedy wsunąłem się na tylne siedzenie, miałem już telefon przy uchu. 

"Tak?" 

Potrząsnąłem głową. Benedict rzadko brzmiał z szacunkiem. "Ona przyjeżdża, żeby ze mną zamieszkać. Możesz wszystko przygotować?" 

Nastąpiła chwila przerwy. "Tak, absolutnie". 

"A Ben?" 

Kolejna pauza. "Tak?" Tym razem słowo było niezdecydowane, a ja uśmiechnąłem się, gdy podróżowaliśmy z powrotem do miasta, znajoma sceneria raniąca obok i suchy AC w moim samochodzie utrzymujący najgorszą wilgoć na dystans. 

"Zarządzasz barem przez następny miesiąc". 

Benedict chuckled. "Teraz to, mogę zdecydowanie zrobić. Więc co sprawiło, że wezwałeś podklasę?". 

"Ona jest wszystkim, czego potrzebuję". Zamierzałem zachować rzeczy niejasne, ale nacisnąłem przycisk, aby zwinąć ekran prywatności na miejsce i wypełniłem Benedict w. Musiał wiedzieć, jeśli miał mi pomóc. "Muszę jednak chronić ją przed innymi. Jest moja przez miesiąc. To jedyny czas, który muszę z nią spędzić i sprawić, by chciała zostać." 

Benedict syczał wdech przez zęby. "Ale ona jest człowiekiem. Co znalazłeś?" 

Chichotałem. "Czego nie znalazłem? Dziewicę, która scementuje moje wstąpienie na tron. Więcej. Ale Sebastian może stanowić... problem." 

Mój umysł wirował, gdy mówiłam. Sebastian był moim młodszym bratem. Zawsze był zapasowym dla mojego dziedzica i zawsze był zazdrosny. Widziałby Leię jako okazję do zajęcia mojego miejsca. Najprawdopodobniej zabijając ją, by uniemożliwić mi roszczenia do dziewicy. Był bezwzględnym sukinsynem i wiedział, że nigdy nie zostanę oficjalnie uznany za króla, jeśli nie będę miał prawa do dziewicy, która zwiększy moją moc. 

Benedict westchnął. "Nigdy nie wybierasz łatwej drogi, Nic. Kiedy potrzebujesz mnie w barze?" 

"Tak szybko jak to możliwe. Powiedziałem Leii, że nie jest tam dziś potrzebna. Odbiorę ją później. Chcę porozmawiać z moim personelem, zanim przyprowadzę ją do domu." Mój szef kuchni byłby pewnie najbardziej zadowolony ze wszystkich - w końcu ktoś, dla kogo można gotować. 

"Masz Jasona na ochronie?" Oczywiście, Benedict wciąż skupiał się na kwestiach praktycznych. 

"Tak. I ostrzegę go przed Sebem". Wydmuchałam westchnienie. Gdyby tylko rodziny wampirów nie były tak krwiożercze. 

"Może nie będzie niczego próbował." Pełen nadziei ton Benedicta sprawił, że się roześmiałam. 

"Mm... Historia nie pozwala mi na taki stopień optymizmu." 

Benedykt również chichotał. "Dobrze, wezmę z naszych akt adres tego baru, którym zarządzam, i udam się tam prosto po dokonaniu wszelkich innych niezbędnych ustaleń dotyczących jej pobytu". 

"Myślę, że bar będzie wymagał trochę pracy". Jeśli był czymś podobnym do domu, to wymagałby całkowitego remontu. Byłem jednak przekonany, że Benedict sobie z tym poradzi. 

Zakończyliśmy rozmowę, a ja uśmiechnąłem się, odsuwając telefon i rozważając wszystkie zmiany, których potrzebowałem, aby uczynić mój dom miejscem, w którym Leia chciałaby spędzać czas. Moje uwodzenie jej zaczęłoby się dzisiaj. 

Mój dom na plantacji był wszystkim, czym powinien być jej dom... mógł być. Byłby, gdyby jej ojciec nie wydawał wszystkich rodzinnych pieniędzy na picie i hazard. Gdyby był, kurwa, na tyle męski, żeby samemu zarobić. 

Poczucie winy przeszyło mnie na myśl o tym, jak wiele dni pozwalałem mu siedzieć przy stole do pokera lub blackjacka w La Petite Mort. Ale odepchnąłem to od siebie. Prowadziłem interes. Ludzie, którzy dawali mi swoje pieniądze, nie byli dla mnie ważni - zwłaszcza gdy byli skłonni rozstać się z tak cennymi rzeczami, jakimi najwyraźniej był Jean Boucher. 

Prawie sprawiło, że chciałem wierzyć w przeznaczenie. 

"Dotarliśmy do La Petite Mort, sir". Głos Jenkinsa był blaszany, jego zapowiedź niepotrzebna, bo trzeszczała przez system audio samochodu. 

"To nie będzie dziś późna noc, Jenkins. Będziemy zbierać Leię Boucher, by zabrać ją ze sobą do mojego domu." Otworzyłem drzwi i wysiadłem, zanim odpowiedział, moja głowa była już zajęta myślami o Lei i sposobie, w jaki jej zapach wplatał się prosto we mnie, bębniąc pragnienie, jakiego nigdy nie znałem. 

Jak tylko wszedłem do swojego biura, wyczyściłem swój harmonogram na resztę popołudnia i spędziłem czas na rozmowie telefonicznej z moją gospodynią. "Przygotuj wschodnie skrzydło, proszę pani Ames, spodziewam się gościa". 

"Wspaniale, panie Dupont." W jej głosie był uśmiech, gdy mówiła. "Czy znam..." Zrobiła pauzę. "Gentleman?" 

Uśmiechnąłem się na jej niezdarną próbę uzyskania informacji, której chciała. 

"Nazywa się Leia Boucher i ma mieć wszystko, czego zapragnie, gdy będzie z nami. Jedzenie, rozrywkę, możliwość włóczenia się do woli." Zrobiłem pauzę i przemyślałem. "Ale oczywiście bez dostępu do mojej prywatnej kwatery". 

"Oczywiście, panie Dupont. I to naprawdę jest wspaniała wiadomość. Sama zajmę się przygotowaniami i jestem pewna, że szef kuchni będzie chciał wymyślić zupełnie nowe menu." Już brzmiała na zdenerwowaną, ale pracowała dla mnie od dawna i wiedziałem, że ma wszystko pod ręką. 

"Doskonale. Przyjedzie ze mną do domu dziś wieczorem". Nagłe podniecenie przeszyło mnie na widok Lei ponownie, wąchając Leię ponownie, ale stłumiłem je. Potrzebowałem jej, by upewnić się, że odnajdę swoje prawdziwe miejsce i nie mogłem pozwolić, by cokolwiek mi w tym przeszkodziło - zwłaszcza niechlujstwo emocji. Poza tym była człowiekiem, a żaden człowiek nie był wart takiego stopnia ekscytacji, z mojego doświadczenia. 

Ta sytuacja wymagała ostatecznej kontroli. Ale ja nie byłem taki jak moje rodzeństwo. Potrafiłem się kontrolować, i to przez lata. Używałem worków z krwią dawców do karmienia, więc nigdy nie zatraciłem się w żądzy krwi - nikt nigdy nie mógł pożądać obrzydliwego smaku tej krwi - i mogłem absolutnie zażądać dziewicy dla jej mocy bez poddawania się podstawowym instynktom godowym mojego rodzaju. Być może byłby to ostateczny układ biznesowy. 

Całe moje życie było lekcją kontroli - kuszenie innych, by stracili swoje, a jednocześnie doskonalenie własnych. 

Musiałem tylko sprawić, by Leia czuła się na tyle komfortowo, by mnie zaakceptowała... By zaoferowała mi się w ciągu miesiąca, a moja cała przyszłość była zabezpieczona. 

Tak, to było wszystko. 

Ale słowa prawdziwy towarzysz pozostały w moich myślach, zanim zdążyłem je odrzucić.




5. Leia

5 Leia      

Jeśli Nicolas Dupont myślał, że po prostu zostanę w domu i będę na niego czekać jak jakiś dziwny podrywacz na studniówce, to mógł pomyśleć jeszcze raz. To była absolutna bzdura. Żaden facet nie mówił mi, co mam robić. Żaden facet nawet nie próbował, odkąd zaczęłam prowadzić The Pour House. No, może niektórzy próbowali, ale wszystkich ignorowałam. 

Tak jak teraz ignorowałem Duponta, kiedy sortowałem niektóre akta w biurze za kuchnią przy barze i zmieniałem kombinację w sejfie z czystego przyzwyczajenia - jakkolwiek to działanie było spóźnione o dzień i o wiele bardziej niż dolar. 

Ale byłem przyzwyczajony do bycia swoim własnym szefem i oddanie biznesu komuś innemu na miesiąc nie było czymś, co chętnie bym zrobił. Chciałem poznać tego gościa, którego Dupont instalował, upewnić się, że wie, jak prowadzić sprawy, że dogada się z moimi stałymi bywalcami. Naprawdę nie chciałem wracać do żadnego biznesu, bo został pozostawiony w rękach kogoś, kto nie miał pojęcia, jak prowadzić bar. 

Zabrałem też ze sobą tatę - nie ufałem mu na tyle, by zostawić go samego w domu. Prawdopodobnie nie mógł nic zrobić, ale ten człowiek wydawał się otwierać linie kredytowe dla siebie tak łatwo jak oddychanie, więc lepiej było nie ryzykować. Stał z przodu podparty między Harrym i Pierrem, a oni mieli już pewnie dość obowiązku niańczenia dzieci. 

Zatrzasnęłam górną szufladę - ta była lepka, odkąd pamiętałam - i przeszłam przez kuchnię, po czym zatrzymałam się, gdy zobaczyłam mężczyznę, którego nigdy nie poznałam, robiącego sobie selfie za moim barem. 

Od tyłu przypominał mi Nicolasa Duponta - był wysoki, miał szerokie ramiona, a siła jego mięśni przywodziła mi na myśl tego drugiego mężczyznę - ale kiedy odwrócił się w moją stronę, w jego prawie akwatowych oczach nie było nic skrytego ani burzliwego, a jego gotowy uśmiech był mile widzianą zmianą w stosunku do bardziej drapieżnego, który Dupont zdawał się preferować. 

Drżałam na samą myśl o uśmiechu Duponta... o jego ustach. Tyle, że to nie był tak naprawdę dreszcz; to był raczej dreszcz oczekiwania - i to niemile widziany. Cholernie napalone, zdradzieckie ciało. 

Wrócę tu najszybciej jak się da. Im bardziej zastanawiałem się nad swoją sytuacją, im bardziej rozważałem kontrakt, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że prawdopodobnie jest w nim jakaś luka. Wszystkie kontrakty je mają. Musiałam tylko znaleźć tę jedną. To położyłoby kres temu, że moje ciało chce robić swoje. 

Musiałem tylko czekać na swój czas, aż znajdę wyjście. 

"Czy mogę pomóc?" Podszedłem do nieznajomego - miałem słuszne pojęcie, dlaczego ten facet tu był, ale złożyłem ręce, gdy go przejrzałem. "Klienci zazwyczaj nie robią własnych drinków w moim barze". 

Jego uśmiech poszerzył się, gdy wystąpił do przodu. "Co? Nie wierzysz w system honorowy?" Jego usta uformowały się w małą pout, gdy powoli potrząsnąłem głową. Potem był z powrotem do grymaszenia. "Wierzę, że się mnie spodziewałeś? Jestem Benedict Rousseau, tymczasowy kierownik baru do usług." 

Zamachnął się małym łukiem, a ja ugryzłem się w niespodziewany chichot. Nie tracąc ani chwili, odwrócił się i obsłużył klienta, polecając nawet piwo, którego jego zdaniem gość powinien spróbować. 

Skinąłem na plecy klienta, gdy odchodził. "Robiłeś już takie rzeczy, Benedykcie?" Nie chciałem brzmieć zbyt przyjaźnie czy powitalnie. Robiłem całe to gówno pod wpływem protestu. Dosłownie nie miałem wyboru. 

"Chyba można tak powiedzieć." Przytaknął. "Przez lata zgromadziłem wiele doświadczeń w wielu różnych dziedzinach, a prowadzenie baru to tylko jeden z moich licznych talentów". 

"Jeez. Z sobą wokół, na pewno nie potrzebujesz fanklubu," mruknąłem, a następnie zarumieniłem się, gdy wydawało się, że odebrał moje ciche słowa i roześmiał się. 

"Kilka darmowych rad dla ciebie," odpowiedział. "Bądź swoim własnym największym fanem". 

Przewróciłem oczami. "Tak. Dzięki." 

"Wszyscy najlepsi barmani dają rady". Zerknął na miejsce, gdzie Pierre i Harry wciąż mieli Tatę między sobą. "Wyglądają na dobrych facetów". 

"Tak, są świetni." Zacząłem się odprężać. Trzymaliby Benedicta pod kontrolą dla mnie. "Stali bywalcy, również. Przyjdź i poznaj ich." 

Benedict odłożył szklankę, którą wycierał z powrotem do stojaka nad barem i podążył za mną w kierunku budki Harry'ego i Pierre'a. Doszło do tego, że mogłem ją po prostu oznaczyć; nikt inny nigdy tam nie siedział. 

"Hej, cher." Oczy Harry'ego marszczyły się w rogach, gdy się uśmiechał, a ja szczerzyłam się z powrotem. 

"Cześć, Harry, chciałem ci przedstawić Benedicta. On będzie zarządzał barem, podczas gdy ja..." 

"Ona jedzie na wakacje," wtrącił tata, a Benedict zmarszczył lekko brwi, tylko szybki chwyt na środku brwi, zanim jego wyraz wygładził się ponownie. Prawdopodobnie tak przelotnie, że nikt inny nawet tego nie zauważył. 

Pierre przekrzywił głowę, jego spojrzenie było pytające. "Wakacje?" On i jego brat wiedzieli wystarczająco dużo o moim biznesie, aby być świadomym, że nie mogłem sobie pozwolić na czas wolny, nie mówiąc już o prawdziwej podróży gdzieś. 

"Tajemniczy dobroczyńca. To szczęściara, moja Leia." Tata szczerzył się szeroko, jakby miał z czego być dumny, i tym razem Harry rzeczywiście zmarszczył brwi. 

Przestałam na niego patrzeć i zamiast tego skupiłam się na Pierre'u. Nie chciałam rozmawiać z tatą. Oddał mnie w hazard, a teraz wydawał się z tego powodu zadowolony z siebie. "Nie będzie mnie przez miesiąc, więc Benedict będzie zarządzał The Pour House podczas mojej nieobecności". 

Pierre przytaknął. "Brzmi jak dobry plan." Rzucił kilka bocznych spojrzeń w stronę taty. 

"Cóż, cokolwiek potrzebujesz, Benedict". Harry półprzysiadł i wyciągnął rękę do Benedicta. "Każdy, kto pomaga Leii, zasługuje na naszą pomoc w zamian". 

Benedict skinął głową, gdy zacisnął dłoń Harry'ego. "Po prostu Ben jest w porządku i dziękuję. Będę pewien, że dam ci znać, jeśli coś wymyślę." Następnie skinął w stronę taty. "Jutro zostaniesz zebrany, by rozpocząć własne wakacje". 

"Moje wakacje?" Oczy taty rozszerzyły się. "To nie jest coś, na co się zgodziłem". 

"Być może nie." Benedict spłaszczył wargi i kąciki jego ust zanurzyły się. "Ale Nic była dość natarczywa. Zostałeś zarezerwowany na miesięczną terapię rehabilitacyjną, a pod koniec miesiąca zostaniesz ponownie oceniony." 

Nic. Nie mogłam sobie wyobrazić tak nieformalnego odnoszenia się do Nicolasa Duponta, ale ta myśl wywołała we mnie dreszcz podniecenia. Szybko go jednak stłumiłam. Musiałam przetrwać ten miesiąc bez wspomnień o ustach i języku tego mężczyzny. I jego rąk. Kurwa, jego dłonie, gdy przesuwały ciepło po mojej skórze. Chciałam, żeby znów mnie dotknął. Gdziekolwiek. Wszędzie. Ale to nie miało mi pomóc. 

"Wyglądałbyś kurtuazyjnie i niewdzięcznie, odmawiając pomocy, Jean," ostrzegł Harry, jego wyraz twarzy był kamienny, gdy patrzył, jak tata szkli się na nikogo w szczególności. 

Benedict wzruszył ramionami, ale ruch był napięty. "Domyślam się, że zmiany są trudne. Radziłbym jednak, by pojawienie się tam z kacem mogło nie wyglądać najlepiej." 

"Mamy go i dopilnujemy, żeby dziś wieczorem nie zatracił się w butelce," powiedział Pierre. Potem spojrzał na mnie. "Idź i ciesz się swoim czasem. Nie martw się o nic." 

Przytaknęłam, wdzięczność rozgrzewająca mnie, że tym mężczyznom zależało na tyle, by pomóc. Może nie Benedict - nie znałem go - ale nie mógłbym zajść tak daleko bez Harry'ego i Pierre'a za moimi plecami, czuwających nade mną. 

Benedict zwrócił się do mnie. "Myślę, że powinnaś wrócić do domu i spakować się". Łagodność w jego oczach sprawiła, że była to bardziej sugestia, a mniej instrukcja, ale nadal było to stwierdzenie, które nie miało "nie" jako odpowiedzi. 

"To nie zajmie dużo czasu." Odpowiedziałem z przerzuceniem włosów i irytującym nerwowym chichotem, który wymknął się bez mojego pozwolenia. Nie miałem zbyt wiele wartego zabrania gdziekolwiek, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie do końca wiedziałem, czego się ode mnie oczekuje. Niepokój ukłuł mnie w policzki. Jeśli Dupont oczekiwał sukni balowych i wieczorowych, to powołał się na niewłaściwy kontrakt. 

"Powodzenia." Tata podniósł swoją szklankę w moim kierunku, jego oczy błyszczały trochę zbyt jasno. 

"Odetnijcie go teraz" - powiedziałam cicho, a Benedict i Harry przytaknęli. 

"Upewnimy się, że dotrze tam, gdzie trzeba", powiedział Harry, a ja skinąłem głową, zanim odwróciłem się do drzwi. 

Każdy krok przez bar był jednym, o którym musiałem myśleć. Były noce, kiedy nie chciałem wychodzić, bo to oznaczało powrót do domu, do kolejnego miejsca, z którego pieniądze wyciekały szybciej, niż mogłem je zarobić. Ale dziś nie chciałem wychodzić, bo bałem się nieznanego i tego, co tam zastanę. 

A kiedy zamknąłem oczy, postać, którą widziałem, to zdecydowanie Nicolas Dupont.       

* * *  

Czarna limuzyna siedziała mrucząc na moim podjeździe. Ignorowałam ją już od piętnastu minut, nie mogąc zmusić się do opuszczenia domu. Chciałam zawisnąć na meblach, zasłonach, framugach drzwi, żeby nikt nie mógł mnie usunąć. 

Ale w rzeczywistości spojrzałam w lustro zaplamione kurzem i plamami starczymi, poklepałam włosy, wygładziłam błyszczyk, którego nie miałam w zwyczaju nosić, z krawędzi ust i wyprostowałam kręgosłup. 

Mogłam to zrobić. Mogłam przejść przez mój popękany i zarośnięty podjazd i dać się zawieźć w nieznane mi miejsce z nieznajomym, którego spotkałam tylko raz. 

Dwa razy, zapewniał mój zdradziecki umysł, ale przynajmniej jedno z tych spotkań nie zawierało uścisku dłoni ani imion, więc się nie liczyło. 

Kierowca, w czapce, okularach przeciwsłonecznych i skórzanych rękawiczkach, wysiadł z przodu i obszedł dookoła, żeby otworzyć mi tylne drzwi. 

Zerknąłem do limuzyny, zanim wsunąłem się na siedzenie. "Nie ma pana Duponta?" 

Mój żołądek zrobił tę dziwną rzecz między ulgą a rozczarowaniem. Mdłości, to było prawdopodobnie lepiej znane jako. 

"Pan Dupont przesyła wyrazy ubolewania, ale został opóźniony w La Petite Mort". 

Moje gardło wyschło na wzmiankę o kasynie Duponta, ale przełknąłem i usiadłem w środku samochodu. 

"Powiedział, żebyś się rozgościł i pomógł sobie drinkiem". Kierowca pomachał do minibaru. 

"Dziękuję-" Zrobiłem pauzę. "Przepraszam, nie wiem jak się pan nazywa". 

"Jenkins, panna Boucher." 

"Dziękuję, panie Jenkins", powiedziałam, a jeden kącik jego ust przechylił się w górę. 

"Cała przyjemność po mojej stronie". 

Gdy samochód odjechał spod mojego domu, wpatrywałam się w swoje dłonie. Nie musiałem patrzeć na swój dom. To nie byłby ostatni raz, kiedy bym go widział. To nie było tak, że potrzebowałam utrwalić go w pamięci czy coś. 

Moje palce skręciły się razem i moja skóra zbladła. "Gdzie dokładnie idziemy?" Mój głos był stały i spokojny, ale nawet w jego okularach przeciwsłonecznych, miałem wrażenie, że Jenkins obserwował mnie w lusterku wstecznym, gdy odpowiadał. 

"Pan Dupont mieszka trochę dalej, na południowej stronie miasta". 

Przytaknąłem, jakbym wiedział tyle, podczas gdy próbowałem sobie wyobrazić, jak może wyglądać jego dom. 

Ruch był niewielki jak na naszą podróż, a my zapętliliśmy się wokół miasta, zamiast przejeżdżać przez nie, dając mi widok na rozłożone domy, skrzynki pocztowe bez domu w zasięgu wzroku wzdłuż wyrytych śladów opon, które prowadziły między polami, i ledwo poruszające się zatoki z zakorzenionymi w nich pniami drzew. 

Gdy te widoki ustąpiły miejsca czemuś bardziej zielonemu, a bagno ustąpiło miejsca trawie, żywe dęby przejęły władzę, hiszpański mech rosnący z o wiele większym dostojeństwem i gracją niż kiedykolwiek rósł przy mojej posiadłości, zwisając w delikatnych frontach. 

Samochód zwolnił i pan Jenkins wykonał szeroki skręt na zamaszysty podjazd, który prowadził do dużego białego domu. Usiadłam do przodu, niemal na krawędzi fotela, patrząc, jak powiększa się w miarę jak się zbliżamy. 

"Piękny," wyszeptałem. 

"Czyż nie?" Pan Jenkins w połowie odwrócił się w moją stronę. "Jest w rodzinie pana Duponta od wieków". 

Był większy niż mój dom, z zamaszystym balkonem przez front, kolumnami, które wznosiły się wyżej niż mógłbym marzyć, i wielką kopułą na szczycie. Jego majestat był wszystkim, na co mój dom zasługiwał, a moje wnętrzności znów się skręciły, gdy pomyślałam o działaniach taty, które doprowadziły do obecnego stanu naszego domu. 

Zewnętrzna strona domu Duponta lśniła, jakby była świeżo pomalowana lub wyczyszczona, a podjazd wyglądał tak, jakby nie śmiał pęknąć ani się zapadać. 

Tylko Bóg wiedział, co będę musiał zrobić przez miesiąc, żeby mieć nadzieję na przywrócenie mojemu domowi choćby połowy tej chwały. 

Kiedy samochód zatrzymał się u podnóża szerokich schodów, siedziałem przez chwilę, nie ruszając się nawet, by odpiąć pas. Spodziewałam się po Duponcie okazałego stylu życia, ale zerknęłam na swoje dżinsy i wysłużoną koszulę i lekko się skrzywiłam. To nie był mój świat. Nawet nie zbliżony. 

Codziennie walczyłem o to, co mam, wywalczyłem sobie drogę do tego i nie wstydziłem się tego, ale wiedziałem, gdzie jest moje miejsce, i nie było to u Nicolasa Duponta, ani tutaj. 

Pan Jenkins otworzył drzwi i zanim jeszcze zdążyłam wyjść, na szczycie schodów stał lokaj, z rękami u boku, czekając, aż do niego dołączę. Obok niego stała starsza pani w granatowej spódnicy i żakiecie na białej bluzce. 

Lokaj ukłonił się lekko, gdy znalazłam się obok niego. 

"Panno Boucher", mruknął. "Witamy w Vitam Immortalem". 

"Dziękuję." Pomiędzy nazwą jego kasyna a nazwą jego domu, Dupont z pewnością miał dziwne poczucie humoru. 

Wkroczyłem do środka domu, a lokaj zamknął ciepło na zewnątrz, kokonując nas w przestrzeni tak cichej jak grób. Przez chwilę nawet nie oddychałam. 

"Czy wszystko w porządku, moja droga? Nie musisz się martwić. Tutejsi strażnicy są bardzo starzy i będą cię chronić." Lokaj dotknął mojego ramienia, a normalne domowe odgłosy zdawały się wracać w pośpiechu, gdy mój umysł się wyciszył. "Czy chciałabyś, żebym cię trochę oprowadził?" 

Zwęziłem lekko oczy na oczywiste dziwactwa mężczyzny. Wards? "Dziękuję, panie....?" Nie patrzyłem na niego, gdy mówiłem. Było zbyt wiele do ogarnięcia. 

Szerokie schody, które zaczynały się po mojej prawej stronie, zakrzywiały się do drugiego piętra, ale więcej stopni tuż za nimi prowadziło w dół. Piękna podłoga z twardego drewna rozciągała się przed nami, sprawiając wrażenie, że pokrywa całe połacie ziemi, zanim przeszła płynnie przez łuk wsparty na pięknych kolumnach w stylu greckim. Fortepian siedział dalej w środku pokoju, jak również błyszczące drewniane kredensy i kilka dużych azjatyckich waz, które mogły pochodzić z dynastii Ming dla wszystkich wiedziałem. 

Lokaj roześmiał się i gestem wskazał na towarzyszącą mu damę. "Jestem Baldwin, a to jest pani Ames". 

"Dziękuję, panie Baldwin". 

"Pokażę ci tylko podstawy. Szef kuchni jest bardzo podekscytowany, że tu jesteście i przygotowuje niezłą ucztę. Nieczęsto mamy gości." 

Znowu przytaknąłem, jakbym zamienił się w jakąś zabawkę. Nie było mowy, żebym posiadał takie miejsce i nie miał gości przez większą część roku. Tak wyobrażałem sobie każdy butikowy hotel, na który nie mogłem sobie pozwolić - wykwintny. 

"Gdybym był właścicielem tego miejsca, mógłbym płacić ludziom, żeby mnie odwiedzali tylko po to, żeby móc się nim pochwalić". Nie chciałem mówić na głos, ale pan Baldwin roześmiał się. 

"W takim razie może nie powinienem chwalić się udogodnieniami?" Gestem wskazał w stronę schodów, które zniknęły pod domem. "W piwnicy znajdziesz kino domowe, basen i siłownię. Ale jeśli pójdziesz za mną po schodach, pokażę ci wschodnie skrzydło, gdzie masz swój własny apartament z pokojami." 

Chichotałem. "Czy zachodnie skrzydło jest zarezerwowane dla prezydenta?". 

Pan Baldwin zatrzymał się na chwilę, jego stopy wciąż na schodach, zanim odzyskał swój pęd do przodu. 

"Zachodnie skrzydło to osobiste kwatery mistrza. Są ściśle poza granicami dla wszystkich i jednym miejscem, do którego naprawdę nie można się udać." Odwrócił się do mnie na szczycie schodów, jego szczęka twarda, oczy poważne. Potem uśmiechnął się. "Ale reszta domu jest twoja, aby zbadać i cieszyć się. Tędy, proszę." 

Poprowadził mnie między szerokimi podwójnymi drzwiami do gustownie urządzonego korytarza, gdzie wszystko było miękkie i w odcieniu kremu, ale rzuciłem spojrzenie przez ramię na pasujące podwójne drzwi, które były mocno zamknięte. 

Obszar, do którego nie miałam wstępu. To było interesujące... i być może powód, którego mogłabym użyć do wcześniejszego rozwiązania naszej umowy, gdyby miało to coś wspólnego z tym, co Dupont najwyraźniej ukrywał przede mną na temat naszej umowy. Lukę, której szukałem. Może Dupont był zamieszany w działalność przestępczą i potrzebował mnie przy sobie, żeby wyglądać na godnego szacunku? Ale na pewno nie... 

Zagryzłem wargę. Cóż, nie byłby to pierwszy raz, kiedy biznes został użyty jako przykrywka dla czegoś innego, a gdybym dowiedział się czego, mógłbym uciec. 

Musiałam więc wiedzieć. 

Zwróciłem uwagę na pana Baldwina, gdy otworzył drzwi i wszedł do pokoju, który mógłby należeć do rodziny królewskiej. Było tam duże łóżko z baldachimem na małej podwyższonej platformie, a ja oderwałam wzrok od niego, zanim niespodziewany obraz Nicolasa Duponta, jego ciała nad moim i pościeli potarganej wokół nas, utrwalił się w moim umyśle. 

"Jest tu mały kącik do siedzenia." Pan Baldwin mówił niepotrzebnie, gdy wskazywał poza łóżkiem. "A przez te drzwi, twoja łazienka". 

Zerknąłem do największej łazienki, jaką kiedykolwiek widziałem, i była to piękna mieszanka między stylem starego świata i kontrolami prysznicowymi, które wyglądały na kosmiczne. "Wow." 

Pan Baldwin uśmiechnął się, jego oczy świecące z tym, co wyglądało jak duma. "A drugie drzwi to twoja garderoba." Zaprowadził mnie do pokoju większego niż powierzchnia kwadratowa The Pour House i zgasiłem. 

Na niektórych szynach wisiały już suknie, a ja wyciągnęłam rękę, aby dotknąć jednej, zanim cofnęłam rękę. 

"Jeśli jest coś, co ci się nie podoba, mogę zorganizować odesłanie tego, ale mistrz czuł się pewien, że te będą ci odpowiadać". 

Zacisnąłem wargi, aby powstrzymać się od zgody, święta racja, tak, bardzo mi się podobały. Nie powstrzymałem jednak głowy przed kiwnięciem, a ruch mnie zdradził. 

Pan Baldwin roześmiał się ponownie i klasnął w dłonie. "Bardzo dobrze. Ale będziemy musieli skrócić wycieczkę tutaj, albo Chef wyśle grupę poszukiwawczą. Jeśli chciałabyś pójść za mną do jadalni?" To nie była po prostu grzeczna prośba, więc wpadłem w kolejkę za nim, mój żołądek chrzęścił z niepokojem, gdy szliśmy z powrotem przez pokój. 

I nadal nie mogłem patrzeć na łóżko. 

Pan Baldwin pospieszył z powrotem w dół schodów, nagle przybierając postać przewodnika, który rozrzucił ręce na lewo i prawo. "To jest oficjalny salon. Pokój wypoczynkowy. Gabinet. Biblioteka." 

Czekaj...co? Zwolniłem kroku i cofnąłem się do pokoju, który wskazał jako ostatni. Półki z książkami od podłogi do sufitu dominowały nad przestrzenią, a w różnych miejscach pokoju znajdowały się drabiny zaczepione o szyny. Wkroczyłam do środka, wdychając już zapach skóry, stron i atramentu. 

"Moja droga?" Głos pana Baldwina unosił się z powrotem w dół korytarza, a ja zerknęłam przez drzwi w jego stronę. 

"Przepraszam. Ja... podoba mi się ten pokój." 

"Bardzo dobry wybór." Spieszył się w moją stronę, jego buty uderzające o drewnianą podłogę z każdym krokiem. "To jeden z moich ulubionych pokoi, również." Westchnął. "Niestety, nie mamy teraz czasu na omawianie książek. Chef ma w swojej kuchni wiele noży." Przerwał i zachichotał. Potem znów zaczął chodzić i wskazywać. "Formalna jadalnia. Rodzinna jadalnia, a kuchnia jest przez te drzwi tam. Jestem pewien, że mistrz pozwoliłby ci tam wejść, ale może podczas gdy Chefa nie ma w pobliżu." Mrugnął. "Gdzie chciałabyś zjeść dziś wieczorem?" 

Rozejrzałem się dookoła. "Czy to... czy to tylko ja?" 

Rozejrzałam się dookoła, jakbym prawie oczekiwała, że Nicolas Dupont pojawi się przez ściany lub wpadnie przez okno. Nienawidziłam czuć się tak niepewnie, ale ten dom nie był moim naturalnym środowiskiem i nie czułam się tu bezpiecznie. 

Cóż, nie. To nie było do końca to. To nie było bezpieczeństwo tak bardzo, że nie ufałem otoczeniu. 

Pieprzyć to. Nie ufałam sobie. 

Męski, korzenny zapach unosił się w powietrzu w prawie każdym pomieszczeniu i dokładnie wiedziałem, do kogo należał. 

"Na razie." Pan Baldwin skinął głową. "Mistrz ma dalsze opóźnienie w -" 

"W kasynie." Wskoczyłem do środka i dokończyłem jego zdanie, a on skinął głową. 

Rozczarowanie drażniło mnie, ale odepchnąłem je i czekałem na ulgę, którą powinienem poczuć zamiast tego. Musiałam poczuć ulgę, że jestem tu sama. Być może cały miesiąc minąłby mi w ten sposób. Tylko ja i ta fantastyczna biblioteka. Sama. W domu Duponta. 

To był rodzaj wakacji, za którymi mogłabym się opowiedzieć. 

"Chyba mogę iść do rodzinnej jadalni? Nie jestem pewna, czy jestem ubrana formalnie." I zdecydowanie nie musiałam być na końcu ogromnego stołu bankietowego, który dostrzegłam przez drzwi. 

"Doskonale." Wprowadził mnie do środka i ustawił miejsce przy stole, zanim zatrzymał się w drodze do drzwi. "Szef kuchni będzie za chwilę z twoim posiłkiem". 

Rozłożyłem serwetkę i ustawiłem ją nad moimi kolanami, a kiedy spojrzałem w górę, pan Baldwin opuścił pokój. 

Rozejrzałam się dookoła, biorąc pod uwagę wystawne wzory i tekstury w dekoracji i wykończeniach pokoju. Siedziałam przy stole, który wyglądał jak antyk. W pieprzonej, najmniej formalnej z jadalni. Byłem bardziej przyzwyczajony do radzenia sobie z kiepsko poskładanymi meblami, które składałem z puzderek z Ikei. Pukanie do drzwi zaskoczyło mnie i wszedł mężczyzna, z ogromną porcją jedzenia w rękach. 

"Dobry wieczór", powiedział, a ja półstał się, by odwzajemnić jego powitanie. 

Moja serwetka zsunęła się z moich kolan i schyliłam się, by ją odzyskać, ale skończyło się na tym, że usiadłam z powrotem na krześle bez żadnej gracji. 

"Świeżo z kuchni". Kobieta pospieszyła za mężczyzną, stojak z tacą zaciśnięty w jednej z jej dłoni. "Jestem Emma. Pracuję dla pana Duponta, a to jest Chef". 

"Właśnie... Chef?" Podniosłam brew. 

"Jestem tym, co robię," potwierdził, gdy ustawił tacę i zaczął rozładowywać talerze przede mną. 

Patrzyłem, jak dania z makaronu i hamburger, risotto i półmisek surf and turf trafiają na stół, i wydmuchałem oddech. "Czy spodziewamy się więcej gości, czy... czy kogoś innego?". 

Może Nicolas Dupont nie był już zatrzymany w pracy. Mój niepokój ryknął z powrotem do życia i bębniłem opuszkami palców po lśniącym drewnie. 

"Być może trochę mnie poniosło". Chef przebiegł wzrokiem po jedzeniu. 

"A może nie poniosło wystarczająco?" zasugerowała Emma. "Może ona woli coś innego?" 

"O, nie! Ja... Nie ma mowy, żebym mogła zjeść tyle jedzenia. Czy przyłączysz się do mnie?" Gestem wskazałem na krzesła naprzeciwko mnie. 

Emma rzuciła szybkie spojrzenie na szefa kuchni. "Uh, jesteśmy pracownikami. Nie wolno nam jeść podczas służby". 

"Oh, shit. Przepraszam." Skrzywiłam się. "Jeszcze raz przepraszam. To znaczy, nie chcę cię wpędzić w kłopoty z panem Dupontem." Nabrałam trochę makaronu na mój talerz. "Zjem po trochu wszystkiego." 

Chef obserwował mnie uważnie, gdy jadłam, kiwając głową za każdym razem, gdy mruczałam uznanie dla jego jedzenia, a Emma gawędziła, opowiadając mi trochę o różnych antykach w pokoju i szczegółach dotyczących domu i terenów. Kiedy w końcu odsunąłem swój talerz, Chef spojrzał na Emmę, triumf błyszczący w jego oczach. 

"Widzisz, mówiłem ci, że jeszcze to mam". 

Roześmiałem się. "Nie wiem, co według ciebie straciłeś, ale na pewno nie jest to umiejętność gotowania". Próbowałem stłumić ziewnięcie, ale skończyło się na ukryciu twarzy za rękami, bo przejęło kontrolę. "Przepraszam. Nie mam pojęcia, dlaczego jestem tak zmęczona." 

Zmierzch zapadł na zewnątrz, ale nigdzie nie było późno. Coś o byciu w domu Duponta wydawało się, że dało mojemu ciału znać, że nie muszę już zostawać do hella late o'clock pracując, a wyczerpanie ścigało się przez moje żyły, rozluźniając moje mięśnie i zamgławiając moje myśli. 

"Czy chciałabyś, żebym pokazał ci twój pokój?" Emma wstrzymała się w swoim usuwaniu talerzy ze stołu. 

Uśmiechnęłam się do niej. "Nie, dziękuję. Pan Baldwin już mi pokazał. Zachodnie skrzydło, prawda?" 

"Wschodnie." Zrobiła korektę ostro i szybko. "To znaczy, zachodnie skrzydło jest poza zasięgiem". 

"Strzelaj. Tak. Przepraszam. Miałem na myśli wschód." Stuknąłem się w czoło. "Jestem po prostu zmęczony." 

Wpatrywałem się w zamknięte drzwi zachodniego skrzydła, gdy wchodziłem po schodach. Jeśli to nie była siedziba przestępczego masterminda, to nie miałem pojęcia, co może się tam znajdować, że Dupont był tak chroniony, ale nie kłamałem, że jestem zmęczony. Wiedza o tym, co Dupont trzymał w pokojach, do których nie miałem wstępu, utrzymałaby się przynajmniej do jutra. 

Ale te pokoje były prawdopodobnie moim kluczem do wyjścia. 

Gdy szedłem w stronę swojego pokoju, cienie poruszyły się, a ja wessałem ostry oddech. 

Niski chichot Nicolasa Duponta przeczesał moją skórę, gdy odsunął się od ściany. "Nie chciałem cię przestraszyć". 

"Och!" Dźwięk wyleciał z moich ust. Nie spodziewałam się... Zwęziłam lekko oczy. Co on tu robił? Czekał, żeby wykonać jakiś ruch? Wyprostowałam ramiona, próbując rzutować pewność siebie. "Nie zaskoczyłeś mnie". 

Dupont pozostał cichy, jego lewa ręka formująca luźną pięść u jego boku, gdy mnie obserwował. Jego źrenice rozszerzyły się, gdy niespodziewany przypływ pożądania zalał mnie, a jego klatka piersiowa podniosła się, gdy oddychał. 

Cofnęłam się trochę, a mój tyłek wypasał drzwi za mną. "Mieliśmy umowę, pamiętaj. Jestem tu, aby uregulować dług. Powiedziałem, że żadnego seksu." 

On nucił, dźwięk łagodny niezgoda. "Nope. Powiedziałeś nie spać ze mną. Mogę prawie zagwarantować, że nie byłoby żadnego spania zaangażowanego, gdybyś miał spędzić noc w moim łóżku." Podszedł bliżej i wziął pukiel moich włosów między palcem i kciukiem, obserwując pasma, gdy delikatnie je pocierał. "I zdecydowanie mogę zagwarantować ci satysfakcję." 

Spotkał moje oczy, a jego wydawały się wirować z piękną nadchodzącą burzą. 

"Nie." Szarpnęłam się z powrotem. "Powiedziałem ci, że cię nie chcę, a dla ciebie kontynuowanie po tym, jak ci to powiedziałem, byłoby gwałtem". 

Jego oczy błysnęły wtedy. Burza nadeszła, a ja myliłem się co do piękna. To była zła, zła burza. 

"Gwałt?" Jego głos był niskim warknięciem. "Nigdy bym nie zgwałcił." Oddalił się ode mnie, stwarzając iluzję dystansu między nami, zanim pochylił się prawie tak blisko, że jego usta musnęły moje ucho. "Kiedy będziemy uprawiać seks, panno Boucher - co jest zdecydowanie kiedy, a nie czy - będzie to spowodowane tym, że błagasz mnie o to, czego chcesz". 

Następnie obrócił się i odszedł w dół korytarza, pozostawiając swój teraz znajomy zapach i zamieszanie wirujące wokół mnie, gdy moje ciało i umysł walczyły o to, czego chcą. 

Patrzyłam na jego wycofujące się plecy, obserwując go przez całą drogę w dół korytarza, moje spojrzenie było tak ciężkie, że powinien się spalić pod ciężarem i gniewem, który starałam się przekazać. Nawet kiedy zniknął z pola widzenia, wciąż pozostawał w mojej głowie. 

Ten pieprzony facet.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Rozpraw się z miliarderem"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści