Jego nagroda

Rozdział pierwszy

Rozdział pierwszy

Evony

Berlin Wschodni, styczeń 1963 r.

On na mnie poluje, a ja nie mam dokąd uciec. Każdy ciężki oddech sprawia wrażenie, jakbym wciągał do płuc odłamki lodu. Spoglądam w górę i w dół ciemnej, nieznanej mi ulicy, opary unoszą się przed moją twarzą. Wokół mnie są bloki mieszkalne, światła palą się w oknach salonów - rodziny siedzą, by czytać lub słuchać radia. Jeśli będę dobijać się do ich drzwi i błagać, by mnie ukryli, narażę ich tylko na niebezpieczeństwo. Pośpiesznie mijam budkę telefoniczną na rogu, w której telefon jest oświetlony neonową żarówką, ale nie wchodzę do środka i nie podnoszę słuchawki. Nie mam do kogo zadzwonić, kto mógłby mnie uratować. Wszyscy moi przyjaciele są aresztowani lub martwi, a Volkspolizei nie pomoże.

Wydadzą mnie tylko w jego ręce.

Szloch wzbiera mi w gardle, gdy przypominam sobie trzask karabinowego ognia i krzyki spanikowanych i umierających; widok Any podnoszącej drżącą rękę, by wycelować w niego pistolet, a potem jego własną broń, chłodną i nieubłaganą, by strzelić jej między oczy. Nieważne, że była obywatelką, a nie żołnierzem. Nieważne, że miała przewagę liczebną, przegrywała, była przerażona i odłożyłaby broń, gdyby tylko jej kazał.

A tata, co się z nim stało? Czy on nie żyje? Czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczę?

Trzęsę się z zimna i strachu, lodowaty chłód przegryza się przez mój cienki płaszcz. Skręcając w ulicę po lewej stronie wpadam w poślizg na oblodzonym betonie i upadam, moje prawe kolano boleśnie trzaska o chodnik. Teraz szlocham, z agonii i bezsensu. On mnie dopadnie, tak jak dopadł Anę i wszystkich innych z naszej grupy. Nie ma dokąd uciec, nigdzie mnie nie znajdzie i nie ma granicy, którą mógłbym przekroczyć, nie dając się zastrzelić. Ale podnoszę się, kuśtykam dalej, łzy śledzą lodowate wstęgi po mojej twarzy. Nie masz wyboru, musisz uciekać, kiedy poluje na ciebie der Mitternachtsjäger, Łowca Północy, najbardziej przerażający człowiek w Berlinie Wschodnim.

Nazywa się Oberstleutnant Reinhardt Volker z Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego. Jeśli złapie cię w nocy, nie trafisz do więzienia Stasi. On uważa cię za swoją nagrodę specjalną i nigdy więcej cię nie widzi. Szepcze się o płytkich grobach. Tajemniczych lochach. Piece wypełnione kośćmi. Piec jest szczególnie przerażający. Widziałem zdjęcie der Mitternachtsjäger jako młodego, dwudziestodwuletniego kapitana armii, stojącego przed flagą ze swastyką, z orłem wyhaftowanym na kurtce. Na pewno nauczył się w czasie wojny co najmniej jednej sztuczki o znikaniu ludzi.

Kilka razy widziałam Volkera, jak szedł ulicami miasta. To heraldyczny lew, wysoki, rzucający się w oczy w oliwkowozielonym mundurze Stasi i wysokich czarnych butach, w czapce z daszkiem, która zakrywała jego ciemnoblond włosy. Ludzie schodzą mu z drogi, gdy przechodzi obok, zazwyczaj na czele oddziału straży granicznej. Ze swojego wzrostu (sześć stóp i pięć) ignoruje ludzi, jego wyraz twarzy jest obojętny, a zamiary inne.

Chyba, że ktoś popełni błąd i zwróci jego uwagę.

Chyba że ten zimny, wyrachowany umysł wyczuje, że w pobliżu jest zdrajca.

Wówczas jego szare oczy wyostrzają się, a nozdrza rozchylają, jakby wyczuwał zdradę. Jakby wiedział, co kryje się w twoim sekretnym sercu. To dlatego nazywa się go łowcą. Dlatego nikt nie ucieka przed Oberstleutnantem Volkerem.

Wydaje mi się, że słyszę za sobą kroki i oglądam się przez ramię, gdy skręcam za kolejny zakręt. Jeśli uda mi się wyjść na wieś, może uda mi się schronić na noc w stodole. Rano może mi się poszczęści i znajdę jakąś życzliwą duszę, która da mi jedzenie i może jakąś pracę. Mogą mieć kontakty, które pomogą mi zmienić tożsamość, a nawet zniknąć na Zachodzie. Nasza grupa nie mogła być jedyną próbującą się wydostać. Jeśli uda mi się po prostu...

Ciężka, pokryta czarną rękawicą dłoń opada na mój nadgarstek i zaciska się jak mankiet. Patrzę z przerażeniem, jak wysoka postać wychodzi z cienia, światło księżyca błyszczy na srebrnych epoletach jego dwurzędowego płaszcza. Jedwabisty, zadowolony z siebie głos mruczy: "Guten Abend, Fräulein Daumler. Wyszła pani bardzo późno".

Rozpoznaję akwilinowy nos i czysto ogoloną szczękę der Mitternachtsjäger i strach przeszywa mnie jak igła. Spogląda na swój zegarek i uśmiecha się zimnym, okrutnym uśmiechem. "Dlaczego, widzę, że jest już prawie północ".




Rozdział drugi (1)

Rozdział drugi

Evony

Trzy dni wcześniej

"Pomyśl tylko, Evony. Za kilka dni będziemy na Zachodzie". Oczy Any błyszczą, gdy idziemy przez zaciemnione ulice. Lekki śnieg pada i jesteśmy skuleni blisko siebie, więc nie musimy mówić ponad szeptem, a także dla ciepła. Prawie niemożliwe jest zdobycie odpowiednich wełnianych płaszczy, a wiatr przecina nasze syntetyczne. Mój też jest za duży, nieporęczny, granatowy, który kiedyś należał do taty.

"Ciii, nie wolno ci tego mówić na głos", szepczę, ale uśmiecham się, gdy to mówię. Moje ramię jest połączone przez jej i praktycznie wibrujemy z podniecenia. Właśnie wyszliśmy z ostatniego spotkania z grupą, zanim wszyscy uciekniemy: ja, tata, Ana i tuzin innych osób, które nie mogą już dłużej żyć w cieniu muru berlińskiego. Wszyscy mamy różne powody, by wyjechać. Ana chce iść na uniwersytet i studiować coś artystycznego. To, co ją interesuje, nie jest oferowane w praktycznych, utylitarnych Niemczech Wschodnich, a tylko niewielka część społeczeństwa może kontynuować naukę po szesnastce. Mamy zmienić się w produktywnych obywateli, a nie nadmiernie wykształconych burżujów. Mój tata gardzi rządem i Sowietami, i cierpi pod natrętnym spojrzeniem Stasi. Każdy może być informatorem, lubi mi powtarzać pilnie i często. Każdy, pamiętaj o tym.

A ja? Nie wiem, czego chcę, po prostu chcę czegoś więcej niż to. Niekończącej się pracy, niekończącej się szarości. Ci sami ludzie, te same ulice, dzień w dzień. Czy w życiu nie powinno być czegoś więcej? W przeciwieństwie do Any nie oczekuję, że Zachód będzie idealny i zaoferuje wymarzone życie. Na Zachodzie są złe rzeczy, których nie mamy tutaj, jak bezrobocie i bieda. Tylko... Czy nie powinniśmy mieć wyboru? Jeśli Wschód jest taki dobry, jak lubią nam wmawiać, to dlaczego powstrzymują nas przed poznaniem, jak wygląda tam życie ludzi? Jeśli naprawdę jest tu tak wspaniale, to wrócimy do domu, ale oni nie ufają nam, że podejmiemy taką decyzję. A teraz mamy mur, który nas otacza i góruje nad nami.

Przez wiele tygodni w 1961 roku krążyły plotki o wznoszeniu bariery, która miała zwiększyć bezpieczeństwo granicy. Ze wschodu odpływali obywatele na zachód, młodzi wykształceni obywatele, tacy jak lekarze i inżynierowie, a rząd zaczynał się denerwować. Gazety mówiły nam, że tak naprawdę nie zamierzają budować muru, ale państwo kieruje mediami i nie zawsze można wierzyć w to, co mówią. Obudziliśmy się pewnego ranka osiemnaście miesięcy temu, gdy niskie zwoje drutu żyletkowego podzieliły miasto z północy na południe, a wzdłuż nich stacjonowała uzbrojona wschodnioniemiecka straż graniczna. Nasi ludzie, zamykający nas w środku. W gazetach mówiono nam, że ma to nas chronić przed Zachodem: mur otacza Berlin Zachodni, a nie Wschodni. Ale kto przy zdrowych zmysłach chciałby przekroczyć mur na wschód?

Mur jest teraz trwały. Drut żyletkowy został zastąpiony grubą betonową barierą, która wznosi się znacznie ponad głowę człowieka. Nie jest to niemożliwe, jeśli ma się trochę sprzętu, a strażnicy akurat patrzą w drugą stronę, ale przestrzeń za Murem jest patrolowana przez bardziej uzbrojonych strażników z psami. Nazywa się to Pasem Śmierci. Miejscami jest zaminowany. W regularnych odstępach stoją wieże strażnicze, a strażnicy mają rozkaz strzelać, by zabić, jeśli ktoś spróbuje uciec. Ludzie wykrwawili się na śmierć od ran postrzałowych na Pasie Śmierci, ponieważ zachodni strażnicy zbyt boją się, że zostaną zastrzeleni i nie są w stanie do nich dotrzeć.

Ale nie mogą patrolować pod ziemią, dlatego mój ojciec i kilku jego przyjaciół wpadło na pomysł tunelu.

Serce mi wali z podniecenia, gdy o tym myślę. Tunel zaczyna się w piwnicy opuszczonej piekarni tuż przy murze, biegnie sześćdziesiąt stóp pod nim i wychodzi w budynku mieszkalnym na zachodzie. Ana i ja zrobiliśmy to, co do nas należało, spędzając kilka późnych godzin nocnych każdego tygodnia przez ostatnie dwa miesiące, kopiąc przy pomocy łopat i kilofów. Była to brudna, ciemna i niebezpieczna praca i nigdy nie wiedziałyśmy, czy tunel się na nas nie zawali. Wzmocniliśmy ściany i dach drewnem, ale małe wpadki były częste. Raz musiałem wykopać nogi Any spod dwóch stóp ziemi.

"Do zobaczenia rano w fabryce", mówi Ana, ściskając moje ramię i błyskając mi ostatnim uśmiechem, zanim odklei się, by pójść boczną uliczką w stronę swojego mieszkania. Oboje pracujemy w fabryce radiowej, gdzie poznaliśmy się w wieku szesnastu lat. Ja lutuję tranzystory, a ona przykręca bakelitowe obudowy. To mało wymagająca, powtarzalna praca. Gdybyśmy zostali, prawdopodobnie pozostalibyśmy w tym samym miejscu do końca życia zawodowego. Po siedmiu latach mam już wrażenie, że jesteśmy tam całe życie.

Moja droga do domu prowadzi mnie w pobliże muru i moje oczy nie mogą się powstrzymać od przyciągnięcia go. Jest wczesny wieczór, ale ponieważ jest styczeń, jest już zupełnie ciemno i Mur jest oświetlony. Wyróżnia się, jest ostrą, białą, przykuwającą uwagę obecnością. Szybko odwracam wzrok, bo nie jest mądrze zwracać na niego zbyt wiele uwagi, żeby patrolujący strażnik nie pomyślał, że rozważasz ucieczkę.

Gdy w zasięgu wzroku pojawia się wejście do mojego budynku, zauważam kobietę stojącą na ulicy w śniegu, wpatrującą się w mur. Jej oczy są puste i pozbawione wyrazu. To Frau Schäfer, kobieta, która mieszka kilka pięter pode mną. Mieszka sama, ponieważ jej mąż i małe dzieci są na Zachodzie. W noc zburzenia muru odwiedzili rodzinę w Berlinie Zachodnim i do tej pory nie wrócili. Wiem, że proponowali, ale Frau Schäfer zabroniła; nie pozwala, by jej syn i córka dorastali w kraju, który potrafi tak okrutnie podzielić rodzinę na dwie części. Napisała wiele listów do urzędników, wypełniła wszystkie formularze, stała w każdej kolejce w urzędach, ale nie pozwalają jej wyemigrować na Zachód, ani nawet odwiedzić. Twoja rodzina to Niemcy Wschodnie - mówią jej. Jeśli chcesz ich zobaczyć, powinni wrócić do domu.

Tata i ja próbowaliśmy przekonać Frau Schäfer, że powinna bardziej uważać na to, komu opowiada o swoich problemach, i lepiej ukrywać swoje emocje, ale oto stoi na ulicy i każdy może ją zobaczyć, patrzy w stronę muru i płacze.




Rozdział drugi (2)

Spieszę do niej i biorę ją za rękę. "Musi być Pani zimno, Frau Schäfer. Co pani robi na zewnątrz? Wejdźmy do środka, a ja zrobię nam kawę".

Wycofuje się. "Nie chcę już tu być. Chcę odejść. Chcę umrzeć."

Moje oczy biegną w górę i w dół ulicy. Jest pusta, na razie, ale jestem świadomy, że są dziesiątki okien z widokiem na nas. "Musimy wejść do środka. Tu nie jest bezpiecznie."

Frau Schäfer zaczyna płakać jeszcze mocniej, mówiąc o swoich dzieciach i mężu. Słucham, rozdarty. Ona jeszcze o tym nie wie, ale zabierzemy ją ze sobą w noc wyjazdu. Tata zabronił mi o tym mówić, bo twierdzi, że jest zbyt uczuciowa, by można było jej ufać, że zachowa to w tajemnicy, albo że nagle stanie się błoga i wzbudzi podejrzenia informatorów. Ale czy nie powinnam jej powiedzieć teraz? Zostały tylko trzy dni. Z jednej strony myślę, że popada w paranoję; z drugiej strony nie jest jedynym, który twierdzi, że w każdym budynku mieszkalnym w Berlinie Wschodnim jest informator. W tej chwili może być ich kilku, patrzących na nas z góry.

"Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Wytrzymaj jeszcze trochę. Tylko trochę dłużej." Staram się ją pocieszyć, gdy słyszę odgłos maszerujących stóp. Nie ruszam się, wytężając słuch. "Ucisz się na chwilę." Nie słucha mnie, nadal płacze i zawodzi, ale słyszę ich, i idą w tym kierunku.

Skończyłem z próbami przekonania jej. Biorąc ją za rękę zaczynam ciągnąć ją w stronę budynku. "Musimy wejść do środka, teraz".

"Nie. Chcę umrzeć. Moje dzieci," jęczy.

Za chwilę możesz spełnić swoje życzenie. "Stasi," syczę na nią, ciągnąc ją jeszcze mocniej. To ciężka kobieta i nie chce się ruszyć. "Nadchodzą Stasi".

Ale jest już za późno. Oddział straży granicznej maszeruje ulicą prostopadłą do tej, na której stoimy, niecałe dwadzieścia stóp od nas. Prowadzi ich, jak przypuszczałem, umundurowany funkcjonariusz tajnej policji. Na ich widok czuję uderzenie gniewu. To nie w porządku, że maszerują po mieście aresztując ludzi. Wszyscy jesteśmy wschodnimi Niemcami. Wszyscy jesteśmy Niemcami, czy to na Wschodzie, czy na Zachodzie.

Jeśli będziemy bardzo spokojni, może nas nie zauważyć. Niestety, Frau Schäfer w tym momencie orientuje się, że w pobliżu są żołnierze i wydaje wysoki krzyk.

Oficer odwraca głowę, widzi nas i podnosi rękę w czarnej rękawiczce. Maszerujący za nim strażnicy zatrzymują się z tupotem stóp. Poznaję go natychmiast po wzroście, twardej linii szczęki, ciemnych blond włosach na karku. Der Mitternachtsjäger. Oberstleutnant Volker. Patrzy na nas zaciekawiony, górna połowa jego twarzy pozostaje w cieniu pod czapką z daszkiem. Nigdy wcześniej nie byłem tak blisko niego, a jego rysy są tak zimne i wrogie, jak się spodziewałem.

Nienawidzę cię, myślę patrząc na niego, nie mogąc oderwać oczu. Nienawidzę tego, co nam robisz. Nigdy nie będę tęsknić za tym miejscem, kiedy odejdę.

Frau Schäfer rozpoznaje go i zaczyna się trząść, odciągając moją uwagę od niego.

"Do budynku, szybko", szepczę do niej i w końcu pozwala mi się odprowadzić. Zerkam przez ramię i ze zdziwieniem stwierdzam, że Volker zrobił kilka kroków w naszą stronę, zostawiając swoich strażników stojących na środku ulicy. Nie zawołał do nas. Jeśli zawoła, będziemy musieli się zatrzymać, więc idę jeszcze szybciej, mając nadzieję, że uzna, że nie jesteśmy tego warci. Nie jest późno, więc nie możemy wyglądać aż tak podejrzanie.

Tyle że właśnie wyszłam z tajnego spotkania dysydentów i zarówno Frau Schäfer, jak i ja do końca tygodnia będziemy na Zachodzie.

Ale on nie może o tym wiedzieć. Może?

Przeciągam Frau Schäfer przez próg i popycham ją w stronę schodów. Ryzykując ostatnie spojrzenie przez ramię, widzę, że Volker stoi na ulicy i gapi się na nas. Gapi się na mnie. Może te opowieści są prawdziwe. Może wyczuwa w nas to, że jesteśmy zdrajcami.

Odwracam się i spieszę do budynku, modląc się, żeby nie poszedł za nami. Stojąc w ciemności sali wstrzymuję oddech i nasłuchuję. Minuta mija, a potem słyszę maszerujące stopy cofające się w noc i robię wydech. Nie powinnam była się tak na niego gapić. Jakże straszne byłoby być przyprowadzonym na przesłuchanie na kilka dni przed naszą ucieczką.

Dlatego muszę się wydostać. Nie mogę tak żyć.

Odklejając się od ściany wbiegam na górę i pukam do drzwi mieszkania Frau Schäfer. Jest przerażona, kiedy zerka na zewnątrz, myśląc, że jestem Volkerem.

"Wszystko w porządku. To Evony z góry." Kładę rękę na jej ramieniu. "Zostaniesz w nocy, prawda? Nie wrócisz na zewnątrz?" Rozmawiam z nią cicho w drzwiach przez kilka minut, próbując ją pocieszyć najlepiej jak potrafię. Prawda byłaby najbardziej pocieszająca, ale tata ma rację. Nie możemy ryzykować. Myślę o tym, jak bardzo będzie szczęśliwa, gdy przyjdziemy po nią za kilka dni, po czym żegnam ją na dobranoc i idę na górę.

Tata wyszedł ze spotkania jako ostatni i wraca do domu pół godziny po mnie, a do tego czasu zdążyłam zrobić nam kolację z pieczonych kalafiorów i gotowanej baraniny. W sklepach nie ma teraz ziemniaków, są tylko kopce kalafiora, więc musimy się zadowolić. W Berlinie Wschodnim nikt nigdy nie chodzi głodny, ale dostawy produktów są nieregularne. Przez rok nie widzimy papryki, a potem nagle nie możemy się ruszyć po paprykę.

Wzdryga się ręką po swoich niechlujnych, kręconych włosach i szczerzy się do mnie. To wszystko, na co się odważyliśmy w odniesieniu do spotkania, nawet we własnym mieszkaniu. On podejrzewa Stasi o podsłuchiwanie nas. Może to bardziej paranoja, ale przypuszczam, że lepiej być bezpiecznym, gdy jesteśmy tak blisko naszego celu.

"Kalafior, znowu", mruczy ponuro tata, ale wtula się i daje mi mrugnięcie. "Jest dobrze, Schätzen." Zawsze nazywał mnie małym skarbem, z powodu wyciągnięcia mnie z gruzów naszego zbombardowanego domu, kiedy byłem bardzo mały. Jego zakopany skarb.

"Danke", mówię, uśmiechając się do niego.

Później, gdy leżę w łóżku, z szeroko otwartymi w ciemności oczami, nawiedza mnie obraz Volkera stojącego na ulicy. Jaki był wyraz jego twarzy? Ciekawość? Podejrzenie? Gdybym tylko mogła zobaczyć jego oczy. Potem drżę i jestem wdzięczna, że nie mogłam, bo przebywanie w pobliżu takiego człowieka może być tylko niebezpieczne.




Rozdział drugi (3)

Kulę się do snu wyobrażając sobie, jak dobrze będą wyglądały zachody słońca, gdy w końcu będziemy na Zachodzie. Jaśniejsze i większe niż kiedykolwiek widziałem.

Rano tata wyrusza do mechanika, u którego pracuje, a ja kieruję się do fabryki Gestirnradio. Przed wyjściem z budynku schodzę na trzecie piętro i sprawdzam, co u Frau Schäfer. Pukam przez jakiś czas, ale nie ma odpowiedzi. Zimne palce zmartwienia zaciskają się na moim brzuchu. O tej porze powinna tu być. W końcu w drzwiach pojawia się sąsiad. To Herr Beck, emeryt z niesfornymi siwymi włosami.

"Nie ma sensu pukać. Już jej nie ma."

Patrzę na niego. Uciekła, tak jak uciekła? Jak mogła to zrobić? "Co masz na myśli?"

"Zabrał ją, prawda? W nocy." Herr Beck ma przesadnie jasny wyraz twarzy, jak ktoś podekscytowany przekazaniem ponurych wieści. Nienawidzę takiej postawy. To nie ja, więc nie jest to zabawne.

"Kto ją zabrał?"

Ale już wiem. Wyobrażam sobie, jak wraca do budynku późno w nocy, bez swoich strażników, i wywleka biedną, zdezorientowaną i załamaną Frau Schäfer z łóżka i zabiera ją, a wszystko to za przestępstwo rozdzielenia z rodziną. Trzęsę się ze złości. On jest potworem. Jak on może żyć ze sobą? Jak może nam to zrobić?

"Jak myślisz, kto?" Herr Beck znika z powrotem w swoim mieszkaniu i zatrzaskuje drzwi.

Wychodzę do fabryki z guzem w gardle. Czasami nie rozumiem świata. To nie w porządku, że powinniśmy być zmuszani do wyboru między naszą rodziną a państwem. Bez naszych bliskich, kim jesteśmy?

Jeśli nadal będę myśleć o Volkerze i Frau Schäfer, wybuchnę płaczem, więc odkładając torbę i płaszcz oraz wiążąc fartuch na ulicznym ubraniu, wyrzucam ich z pamięci. Fabryka to nowy wielopiętrowy budynek z wyznaczonymi strefami dla każdej części procesu montażu. Pracuję na trzecim piętrze, a kiedy wychodzę na podłogę fabryki, uderza mnie słodki smak roztopionego lutu. Mój stół warsztatowy znajduje się pod jedną ścianą, siadam na nim i włączam lutownicę. Czekając, aż się rozgrzeje, sprawdzam pudełka z przewodami i tranzystorami, aby upewnić się, że mam wszystko, czego potrzebuję.

Praca jest powtarzalna, ale dziś jestem wdzięczny za tę kojącą monotonię. Zatracam się w mozole drobnych drucików oraz dymie i blasku roztopionego lutu. To są moje godziny. To są moje dni. Ale nie będą to moje lata.

W południe idę do sali obiadowej na ósmym piętrze. Czekając, aż Ana do mnie dołączy, bawię się myśląc o życiu, które zostawiam za sobą. Ta stara Evony nadal lutowałaby w fabryce pięć dni w tygodniu. Uczestniczyłaby w paradzie wojskowej każdego 7 października, aby uczcić Republikę. Wybrałaby męża spośród mężczyzn, którzy mieszkają w jej sąsiedztwie lub pracują w tej fabryce.

Rozglądam się po młodych mężczyznach jedzących swoje obiady, siedzących w małych grupach, śmiejących się i rozmawiających. Większość z nich znam z imienia. Niektórych lubię dość dobrze, a niektórych bardzo dobrze. Wielu z nas chodziło razem na spotkania Wolnej Młodzieży Niemieckiej, a latem wysyłano nas na wieś, abyśmy pracowali na farmach lub chodzili na spacery przyrodnicze. Byłyby tańce, a ja miałabym partnerów. Niektórzy chłopcy nawet mnie lubili, choć Ana była i jest zawsze preferowana ze względu na swoje miodowo-blond włosy i długie nogi. Nigdy nie chciałam opuszczać tańców i iść na spacer w świetle księżyca z którymś z chłopców, ani tańczyć każdego tańca tylko z jednym. Każdy z nich mi się podobał, ale nigdy nie było żadnej iskry.

To dlatego, że mój mąż jest na Zachodzie, myślę z uśmiechem. Będzie niepodobny do żadnego z mężczyzn, których znałam w życiu. Będzie miał coś wyjątkowego. Nie wiem, co to będzie za coś, ale będę wiedziała, gdy to zobaczę. Będzie niezwykły, mężczyzna, w którym się zakocham.

"O co chodzi z tym uśmiechem?" Ana plops w fotelu naprzeciwko mnie i zaczyna rozpakowywać papierową paczkę kanapek.

Mój sen wyskakuje i przypominam sobie, co muszę jej powiedzieć. Pochylona przez stół szepczę: "Nieważne. Coś się wydarzyło ostatniej nocy. Coś złego." Natychmiast jej twarz ocieka kolorem. Złe rzeczy, które dzieją się w nocy, zazwyczaj mają coś wspólnego ze Stasi. "Chodzi o Frau Schäfer. Została porwana przez der Mitternachtsjäger."

Nie może powstrzymać swojego okrzyku szoku i przerażenia. Jest zbyt ostrożna, by powiedzieć cokolwiek na głos, ale wiem, co myśli: Frau Schäfer była tak blisko wyjścia. Opowiadam jej o spotkaniu na ulicy, o tym, że Frau Schäfer patrzyła na mur i płakała, a ja nie byłam w stanie wprowadzić jej do środka, zanim zobaczył nas Volker.

Ana milczy przez dłuższą chwilę, wpatrując się w swoje kanapki. "To dlatego, że patrzyła na Mur, prawda? To nie było z powodu...niczego innego?" Rzuca mi wymowne spojrzenie. To nie dlatego, że wie o tunelu?

Rozważałem to, ale nie było możliwości, żeby Frau Schäfer wiedziała o planie i nadal była tak zdenerwowana. Nie jest aż tak dobrą aktorką. Potrząsnąłem głową.

Ana podnosi swoją kanapkę z żytem i serem, ale nie bierze kęsa. "Ugh, to zbyt straszne, żeby o tym myśleć, ona w więzieniu. Albo w jakimś gorszym miejscu. Gdzieś, gdzie zabrał ją ten okropny człowiek. Jaki on jest, z bliska?"

Wyobrażam sobie Volkera stojącego na ulicy. "Niepokojący. Jest o stopę wyższy niż większość jego ludzi i był jak głodny lew, oceniający nas."

"Ale nie poszedł za tobą?"

"Nie, to było bardzo dziwne. Może wiedział, że nie ma pośpiechu, że może wrócić po Frau Schäfer później. Przecież ona nigdzie się nie wybierała." Mruczę pod nosem: "W każdym razie nie wczoraj wieczorem".

Ana bierze kęs i żuje przez chwilę, a potem mówi: "Dlaczego jednak tylko ona? Dlaczego nie ty? To znaczy, jeśli ona wyglądała na winną, ty też musiałeś."

Wracam myślami do tego momentu i przypominam sobie zalaną łzami, przerażoną twarz Frau Schäfer. Jak ja wyglądałam? "Nie sądzę, że wyglądałam na winną", mówię powoli. "W rzeczywistości myślę, że wyglądałam na złą. To było pewnie głupie z mojej strony, pokazać jak bardzo go nienawidzę".

"Założę się, że dawno nikt nie patrzył na Volkera z czymś innym niż czystym przerażeniem. Schwein." Ana odrywa strzęp z opakowania po lunchu i kuli go w zamyśleniu. "Wiesz, na moim piętrze jest kilka kobiet, które uważają, że jest przystojny. Możesz w to uwierzyć? Marta widziała go przed przyjęciem państwowym w zeszłym roku i powiedziała, że wyglądał bardzo szarmancko w swoim sukiennym mundurze. Nawet pocałował damę w rękę. Ale kogo obchodzi, jak wygląda, gdy weźmie się pod uwagę to, co robi".



Rozdział drugi (4)

Parskam śmiechem, głównie na wyraz obrzydzenia na twarzy Any. "Pocałować ją w rękę? Raczej odgryźć jej palce". Volker jest dużym mężczyzną, szerokim i imponującym, ma mocne rysy. Usta, na które zerknęłam wczoraj wieczorem, były stanowcze z przeznaczeniem, ale gdyby się uśmiechnął, mam wrażenie, że mógłby wyglądać całkiem przyjemnie. Wyobrażam go sobie w sukiennym mundurze pochylającego się nad moją dłonią i całującego ją, a potem sama się otrząsam. Ciągłe śnienie jest efektem ubocznym powtarzalnej pracy, którą wykonujemy, ale nie zacznę śnić o der Mitternachtsjäger.

Kolejne dwa dni mijają błyskawicznie, w rollercoasterze emocji, pomiędzy smutkiem z powodu Frau Schäfer a nerwami związanymi z naszą zbliżającą się ucieczką. Ledwo śpię w nocy i nie mogę patrzeć na tatę, gdy jesteśmy na ulicy, ani na Anę, gdy jesteśmy w fabryce, bo jestem pewna, że moja podekscytowana, spięta twarz nas zdradzi.

Zanim się orientuję, jest piątkowa noc, jedenasta czterdzieści pięć, zaledwie pół godziny przed tym, jak mamy się spotkać w piwnicy piekarni. Tata przez cały wieczór chodził po naszej kuchni, palił papierosy i wpatrywał się w linoleum. Zabranie Frau Schäfer bardzo nim wstrząsnęło i wiem, że myśli, iż ją zawiódł. Nigdy nie widziałam go w takim stanie i mam nadzieję, że znajdzie sposób na uspokojenie się, zanim będziemy musieli wyjść na ulicę.

Przyjechała Ana i najlepszy przyjaciel mojego taty Ulrich, a plan jest taki, że Ana i ja pójdziemy razem do piekarni, a tata pójdzie osobno z Ulrichem. Jeśli któraś z par zostanie zatrzymana, powiemy Stasi, że idziemy do mieszkania przyjaciela. Ponieważ jest piątkowy wieczór, jest to prawdopodobne.

Ana i ja siedzimy w milczeniu przy kuchennym stole i spodziewam się, że moja twarz jest równie blada i napięta jak jej. Ulrich, rudowłosy mężczyzna o cienkich, ale przyjaznych ustach, opiera się o kuchenkę, trzaskając knykciami. Przygląda się tacie i marszczy czoło, a ja widzę, że jemu też nie podoba się to, jak bardzo jest sponiewierany.

Cisza jest tak gęsta i napięta, że kiedy tata się odzywa, wszyscy skaczemy. "Chcę, żeby Evony poszła ze mną".

Gapię się na niego. Zmienia plan, teraz, w ostatniej chwili? Chcę go zapytać dlaczego i o co się martwi, ale strach, że jesteśmy podsłuchiwani powstrzymuje mnie. Zamiast tego mówię: "Jesteś pewien, że to dobry pomysł?". Rzucając okiem na Ulricha i Anę widzę, że są tym równie zakłopotani jak ja.

"Tak, chcę cię mieć przy sobie. Chodźmy teraz." I on hustles mnie z kuchni, jego twarz ciasne i zamknięte. Ledwo mam czas, aby pomachać do Any i ustami zobaczyć cię tam, zanim zamknie za nami drzwi mieszkania.

Noc jest ciemna i gorzko zimna. Czekam, aż znajdziemy się na ulicy i będziemy chrupać przez śnieg, zanim cokolwiek powiem. Tata idzie szybko, jego ramiona unoszą się wokół uszu. "To nie był dobry pomysł. Ana i Ulrich będący razem będą wyglądać podejrzanie. Nie są spokrewnieni i nie wyglądają na takich, którzy byliby przyjaciółmi." Nie odpowiada, a ja tracę do niego cierpliwość i syczę: "To jest dokładnie to, przed czym nas ostrzegałeś, denerwowanie się i robienie czegoś, co może nas zdradzić."

Tata zaokrągla się na mnie nagle, z dzikim wyrazem twarzy. "Jesteś wszystkim, co mi zostało na tym świecie i nie stracę cię w jedenastej godzinie. Jesteś moją córką i chcę cię mieć przy sobie. Czy tak trudno to zrozumieć?"

Rozumiem, ale to nie znaczy, że mi się to podoba. "Nie zawiodłaś jej, przecież wiesz", mówię, mając na myśli Frau Schäfer. "Takie rzeczy zdarzają się cały czas. Miała pecha." I głupia, ale nie będę o niej źle mówić teraz, gdy jej nie ma.

Tata tylko potrząsnął głową. "Ruszajmy. Po drugiej stronie będzie czas na rozmowę".

Ale to nie jest takie proste. Wpadamy na patrol i musimy przez dłuższy czas ukrywać się w cieniu. Z zatroskanej twarzy taty widzę, że myśli to samo, co ja: jeśli nie uda nam się dziś wieczorem dotrzeć do piekarni, to stracimy tę drogę ucieczki. Kilkanaście osób, które nie pojawią się rano w pracy, da znać Stasi, że doszło do ucieczki. Jutro wyruszą w pełnym składzie i błyskawicznie znajdą tunel.

Na szczęście żołnierze w końcu odchodzą i znów jesteśmy w ruchu. Kiedy w zasięgu wzroku pojawia się piekarnia, serce mi skacze. Tata ściska moje ramię, ulga przemyka po jego twarzy. "Upewnij się, że trzymasz się blisko mnie, Schätzen".

"Oczywiście."

Wszystko jest ciche na parterze piekarni, gdy wchodzimy do środka. Schodzimy po schodach do ciemnej piwnicy. Dziwne, że jest tak ciemno. Spodziewałem się, że będzie tam przynajmniej jedna lampa dająca trochę światła.

"Halo?" wołam miękko, zastanawiając się, czy wszyscy zeszli do tunelu bez nas. Wtedy słyszę krzyk, z daleka.

Tata chwyta mnie i popycha do przodu. "Ktoś został złapany na ulicy. Szybko, w dół tunelu! Gehen! Idź!"

Ale gdy wyskakuję do tunelu, słyszę biegnące stopy - nie za mną, ale zbliżające się do mnie. Ludzie wybiegają z tunelu, przewracając mnie. Widzę Anę, jej twarz jest spanikowana. Ona i Ulrich musieli nas wyprzedzić, gdy zatrzymywali nas żołnierze. Biegnę w jej stronę, próbując ją dosięgnąć. W tunelu byli żołnierze, uświadamiam sobie, serce mam w gardle. Musimy wrócić na ulicę. Ale wokół nas są teraz żołnierze, a pochodnie zapaliły się, oślepiając mnie. Odwracam się, szukając Any i taty, ale nie widzę ich w tym chaosie.

Ktoś wykrzykuje rozkaz i noc eksploduje w koszmarze krzyków i strzałów.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Jego nagroda"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści