Specjalne traktowanie

JEDNOSTKA (1)

JEDNAK

-DWADZIEŚCIA LAT TEMU-

"Max! Poczekaj!!! Biegniesz za szybko!"

Max mruknął przez ramię, ale nie zwolnił. Dlaczego miałby to robić? Jeśli chodzi o niego, on i jego najlepszy przyjaciel ścigali się. Tak jak każdego dnia, gdy pokonywali drogę do domu. Od momentu, gdy minęli przejście przed szkołą podstawową, aż dotarli do swojego prywatnego fortu w lesie. Co prawda las, który wije się przez ich okolicę, nie był dokładnie tą trasą, którą mieli iść, ale kto miał ich zatrzymać? Na pewno nie strażnik, który krzyczał za nimi, gdy przemieszczał niekończący się strumień dzieci przez jezdnię. A już na pewno nie inne dzieci, które Max i Kevin mijali w mgnieniu oka. Połowa z tych dzieci też poszła na skróty do domu. Dlatego właśnie Max i Kevin zbudowali swój zaciszny domek na drzewie, bezpiecznie z dala od wydeptanej ścieżki. Byli teraz szóstą klasą, na szczycie szkolnego łańcucha pokarmowego. Nie potrzebowali żadnych młodzieńców, którzy próbowaliby rozbić ich imprezę.

Max przejechał obok niezliczonych małych, dwupoziomowych domów, a na następnym skrzyżowaniu skręcił ostro w lewo. W zasięgu wzroku pojawił się ich basen, którego parking rozciągał się na odcinku wspomnianego lasu. Odcinek, który otwierał się na polną ścieżkę, którą Max i Kevin przemierzali każdego dnia. Czy to w sezonie szkolnym, gdy wracali z domu, czy też latem, gdy szli na basen. Szczerze mówiąc, ten pas lasu był uczęszczany przez cały rok. I jest to zrozumiałe. Skracało to czas podróży o połowę, w przeciwieństwie do chodzenia chodnikami.

Sneakers zjadając asfalt, Max dotarł do otworu lasu i zjechał w dół wzgórza do osłony drzew.

"Max!" krzyknął ponownie Kevin, kilkanaście jardów za nim. "Mówiłem ci, nie jestem śmierdzącym wyścigiem!"

Max roześmiał się, gdy jego płuca były ciężkie. "Tylko dlatego, że przegrywasz!"

Dotarł do dolnej części wzgórza i pognał przed siebie, strzelając do małego, cedrowego mostu. Piętnastostopowa konstrukcja, łagodnie wygięta w łuk nad płytkim potokiem, była wciąż dość nowa, pojawiła się w nocy zeszłego lata. Chyba wystarczająco dużo dzieciaków skrzywdziło się próbując przejść, że ktoś z dorosłych postanowił coś z tym zrobić. Nie mieli przecież stowarzyszeń właścicieli domów, które płaciłyby za tego typu rzeczy, jak to miało miejsce w nowszych, bogatszych dzielnicach. Małe stopy Maxa rozbrzmiewały jak staccato uderzeń bębna, gdy przedzierał się przez deski. Zerknął na wodę przez drewnianą barierkę, a potem zerknął jeszcze raz przez ramię. Kevin dotarł do dolnej części wzgórza, a jego zarumieniona twarz wyglądała na zaniepokojoną. Co, oczywiście, spowodowało, że Max zaczął chichotać z zapartym tchem.

"Pospiesz się!" drwił, skacząc z mostu. "Boże, Kev, jesteś taki powolny!"

Plecak odbijający się rozedrgany o jego plecy, Max nie czekał na odpowiedź, tylko ustawił celownik na kolejne zbliżające się wzgórze. A ten był naprawdę duży. Dwa razy wyższe niż to, z którego właśnie zjechał. Kolejna runda uderzeń bębnów zabrzmiała za nim. Kevin przecinający most, depczący mu po piętach. Uśmiech Maxa rozszerzył się, gdy zszedł ze ścieżki, chrzęszcząc po zeschłych liściach i gałązkach. Ale kiedy ścieżka skręciła w prawo u podstawy wzgórza, Max po prostu jechał prosto. W górę tego wielkiego, skalistego, usianego drzewami wzniesienia, aż jego nogi i płuca zaczęły płonąć. Za nim, kroki Kevina też szybko zwolniły. W końcu wzgórze się wyrównało.

Zielone oczy Maxa skupiły się na celu ich podróży, niepozornie położonym wśród wysokich drzew. Przystań jego i Kevina, dwadzieścia metrów dalej. Czekała, aż przyjdą i ją wypełnią. Co zrobią zaraz po dotarciu na miejsce, bo nie była zbyt duża.

Max zjechał na pobocze, pozwalając swojemu najlepszemu przyjacielowi dogonić ostatnie kilka metrów do ich miejsca.

"Jesteś takim oszustem", Kevin panted, shoving ramię Maxa.

"Nie jestem." Max zaśmiał się i potrząsnął nim z powrotem.

"You got a head start".

"Ty masz powolny start."

Kevin zachichotał. "Nie."

Dotarli do swojego fortu kilka sekund później, malutki domek na drzewie ich nowa duma i radość. Jeśli w ogóle można go nazwać domkiem na drzewie. Siedział tylko kilka stóp nad ziemią i był zamurowany tylko z trzech stron. Ale był przymocowany do dwóch blisko siedzących drzew za pomocą mnóstwa gwoździ stolarskich. Ich ojcowie ofiarowali gwoździe i drewno, ale chłopcy uparli się, że to oni będą budować. Co oznaczało również całe dźwiganie. Dla dwóch jedenastoletnich chłopców, to było zadanie samo w sobie. Cały dzień spędzili na wożeniu zapasów, ale ani jedna skarga nie padła z ich ust. To była ich praca z miłości i rozkoszowali się każdą sekundą. A teraz cieszyli się z nagrody.

Zrzucając plecaki do środka małego schronu, wdrapali się do środka i usiedli obok siebie. Było ciasno, powierzchnia podłogi wynosiła zaledwie cztery stopy na pięć, ale Maxowi wcale to nie przeszkadzało. Lubił być blisko Kevina. W rzeczywistości, gdy tak siedzieli, z nogami skrzyżowanymi w indiańskim stylu, technicznie rzecz biorąc mieli jeszcze wolne miejsce, ale i tak skończyło się na tym, że ich kolana się stykały. Może Kevin też lubił być blisko Maxa.

Wciąż nieco zdyszany Max spojrzał na swojego przyjaciela i uśmiechnął się. Nie było dosłownie nikogo na ziemi, z kim wolałby być. I było tak od czasu, gdy spotkali się po raz pierwszy. Rok temu Kevin wszedł do klasy piątej Maxa, przedstawiony jako nowy dzieciak w mieście. Kiedy dano mu wybór miejsca, w którym chciałby usiąść, podszedł prosto i usiadł obok Maxa. Uśmiechnął się do Maxa, Max odwzajemnił uśmiech i od tamtej pory byli nierozłączni. Jasne, Max miał wtedy innych przyjaciół, ale w Kevinie było coś takiego. Po prostu się połączyli. A teraz, patrząc na swojego najlepszego przyjaciela, Max nie mógł być bardziej wdzięczny, że w dniu, w którym Kevin pojawił się w jego życiu, obok niego było puste miejsce.

Max chłonął każdą cechę twarzy swojego najlepszego przyjaciela, tak jak zawsze to robił. Uwielbiał patrzeć na Kevina. Nie wiedział dlaczego, po prostu tak było. Kochał jego duże, niebiesko-szare oczy. Kochał jego krótkie, ciemnoblond włosy. Uwielbiał dziwny sposób, w jaki jego usta wykrzywiały się, gdy się uśmiechał. Max zauważył, że Kevin uśmiechał się do niego bardziej niż do kogokolwiek innego. Byli jak groch w strąku i Max wiedział, że zawsze będą.




1 (2)

Kevin błysnął chłopięcym uśmiechem w stronę Maxa, po czym zbliżył swój plecak i rozpiął go. "Chcesz wymienić się kartami baseballowymi? Mój tata kupił mi kilka nowych. Widziałem kilka, które mogą ci się spodobać".

"Jasne." Max wsunął rękę do bocznej kieszeni własnego plecaka, aby wygrzebać również swoją kolekcję kart. Ale szybko znalazł zamiast tego coś innego. Coś, nad czym pracował od ponad tygodnia. Coś przeznaczonego dla Kevina. Zawijając palce wokół małego kawałka, wyrwał go i spojrzał na swoją pięść. "Oh, uh, tutaj. Zrobiłem to dla ciebie." Rozwinął palce i zaoferował to Kevinowi. "Wyrzeźbiłem to z części złomu z naszego fortu drzewnego. Tym scyzorykiem, który dał mi tata i który ci pokazałem."

Twarz Kevina rozjaśniła się, gdy patrzył na ręczną robotę Maxa, całkowicie zapominając o swoich kartach. "Dla mnie?" Uśmiechnął się i wziął ofertę Maxa. "Fajnie. Co to jest? Kot?"

Max zaśmiał się i owczo potrząsnął głową. "Nie. To jest wydra. Miałem zamiar zrobić psa, ale mama powiedziała, żeby być bardziej kreatywnym. Powiedziała, żeby wybrać zwierzę, które miało takie same cechy ducha jak ty".

"Cechy ducha?"

"Tak, jak twoja osobowość i inne rzeczy. Nie wiem. Ona zawsze mówi o tradycji Navajo. Wymieniła kilka, jak lisy i niedźwiedzie, ale wydra brzmiała najbardziej jak ty."

Uśmiech Kevina zrobił ten dziwny, mały łuk. "Dlaczego jestem podobny do wydry?"

Max wzruszył ramionami, nagle zakłopotany. ""Bo lubią się bawić, i pomagać innym, i dzielić się. Podobno są radością".

"Radość?" Kevin studiował swój prezent. "Brzmię naprawdę świetnie".

Max uśmiechnął się i zderzył ramię Kevina ze swoim. "Nie aż tak świetnie. Prawie wyrzeźbiłem ci ślimaka".

"Ślimaka?" Kevin się roześmiał. "Co one oznaczają?"

"I dunno." Max też się roześmiał. "Ale jestem całkiem pewien, że to nie jest prędkość".

Kevin pękł mocniej. "Zamknij się. Nie jestem wolny. Po prostu zawsze kończę wyścig z oszustem." Opuścił wzrok z powrotem w dół do wydry. "Dzięki za to, Max. To jest niesamowite."

"Yup." Max przytaknął. "Może wyrzeźbię sobie jedną następną".

Kevin spotkał się z jego oczami. "Całkowicie powinieneś."

"Tak?" Max uśmiechnął się. "Który z nich powinienem zrobić?"

Twarz Kevina wykręciła się w zamyśleniu. "Myślę, że łasicę. Albo jeszcze lepiej, może skunksa".

Max wybuchnął śmiechem. "Ja nie oszukuję. A jeśli śmierdzę, to dlatego, że zawsze jestem przy tobie".

Kevin zachichotał i wbił prezent Maxa do kieszeni, po czym wrócił do grzebania w swoich kartach. "Cokolwiek powiesz. No dalej. Wymieńmy się. Gonna musi wkrótce znów ruszyć w drogę."

Max westchnął i strzepnął rękę z powrotem do plecaka. Nie chciał się szybko zbierać. Chciał zostać tam z Kevinem na zawsze.

Przerwę w rozmowie wypełniły odgłosy świergotu ptaków i chrzęstu leśnych owadów. Max zerknął w stronę odgłosu trzaskającej gałązki. Mała brązowa wiewiórka przeleciała nad zwalonym pniem, a następnie wspięła się na drzewo obok. Wokół plamki światła słonecznego przebijały się przez liście nad głowami. Było tam spokojnie. Odosobnione. Może uda im się dostrzec jelenia...

"Spójrz na tego Mike'a Mussinę. Chciałbym umieć tak grać jak on."

Max zamrugał ze swojego zamyślenia, by spojrzeć na karty Kevina. "O, tak. Zdecydowanie chcę Moose'a." Max przesiał swoje własne karty w poszukiwaniu godnej wymiany.

"Hmm. Mam jednego z Mike'a Bordicka... Jeffa Rebouleta... Arthura Rhodesa... Brady'ego Andersona..."

"Brady Anderson!" Kevin prawie wyrwał kartę z ręki Maxa.

Max zaśmiał się i wziął w zamian kartę Kevina. "Został jeszcze tylko jeden miesiąc szkoły, Kev. Masz jakieś plany na lato?"

Uśmiech Kevina szybko zamarł, gdy studiował swoją nową kartę. "Chyba. Takie same jak co roku. Szkoła biblijna i sprawy związane z harcerstwem". Spojrzał w górę na Maxa. "Ty?"

Max wzruszył ramionami, rozczarowany odpowiedzią Kevina. Miał nadzieję, że będą mieli całe lato dla siebie. "Nic tak naprawdę. Może pójść na plażę na długi weekend, zanim mój tata wyjedzie".

"Ach, to prawda. Twój tata znowu wyjeżdża. Gdzie tym razem jedzie?"

Max wzruszył ramionami po raz drugi, patrząc w dół na swoje karty. "Nie wiem. Ponieważ jest wojskowym, nie bardzo może powiedzieć. Gdzieś za ocean."

Kevin zmarszczył brwi. "Jak długo go nie będzie?"

"Nie wiem. Mam nadzieję, że nie długo."

Kevin uderzył Maxa w ramię. "Nie lubisz być mężczyzną domu?"

"Nie bardzo." Wargi Maxa wykrzywiły się. "Za dużo dodatkowych obowiązków".

"Pfft," mruknął Kevin. "Spróbuj zamieszkać w moim domu. I to nie tylko dla miliona głupich prac".

"Tak." Max chichotał. "Twoi rodzice są dość surowi. Może zamiast tego powinieneś spróbować zamieszkać w moim domu".

Kevin westchnął. "Byłoby super. Twoja mama i tata są fajni."

Max skinął głową w zgodzie, po czym znieruchomiał i spojrzał na Kevina. "Sleepovers," ogłosił.

Brwi Kevina zmarszczyły się. "Hę?"

"Tego lata. Nowa tradycja. Dużo i dużo nocowania. W ten sposób, kiedy będziemy u mnie w domu, będziesz mógł mi pomóc we wszystkich moich obowiązkach. A kiedy jesteśmy u ciebie, mogę pomóc utrzymać twoich rodziców na dystans."

Twarz Kevina rozjaśniła się. "Uwielbiam ten pomysł."

Max uśmiechnął się do niego. "Ja też."

Może jednak lato okaże się całkiem niezłe. Czując się lżejszym w środku, Max spojrzał z powrotem na swoje karty. Ale zanim mógł wyciągnąć kolejny godny handel, Kevin rzucił ramiona wokół niego i westchnął.

"Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Max. Tak się cieszę, że się tu przenieśliśmy".

Max natychmiast przytulił go z powrotem, wciskając twarz w ramię Kevina. "Ty też jesteś moim najlepszym przyjacielem, Kev. Na zawsze.

-TRZY LATA PÓŹNIEJ-.

"Boże, Max. Dobrze jest uciec od tego domu."

Max spojrzał na Kevina, gdy szli, każdy z nich niósł wędkę i pudełko z narzędziami. "Twoi rodzice znowu doprowadzają cię do szaleństwa?"

Kevin zadrwił i rzucił mu spojrzenie. "Znowu? Kiedy nie są?"

"Dobry punkt." Max chichotał. "Są całkiem konsekwentni."

Zjechali z chodnika na małą asfaltową ścieżkę, flankowaną po obu stronach przez wysoką trawę. Prowadziła ich za domami, potem przez mały odcinek drzew, zanim w końcu wypluła ich w ich ulubionym miejscu. Najlepiej strzeżony sekret ich dzielnicy, mały, sztuczny staw, założony zaledwie kilka lat temu pośród nowej partii domów.




JEDNOSTKA (3)

Kevin wydychał i próbował się uśmiechać. "Tak. I właśnie dlatego planuję cieszyć się każdą sekundą tych najbliższych dwóch godzin z dala od nich".

Max uśmiechnął się do niego, gdy weszli na drzewo. "Wziąłem trochę rumu mojej mamy... jeśli masz ochotę być zły".

Twarz Kevina natychmiast się rozjaśniła. "Jasne, że tak. Wszystko, aby zniwelować wszystkie problemy z młodzieżą, którym byłem poddawany przez ostatni miesiąc".

Max roześmiał się. "Aż tak źle?"

Kevin jęknął dramatycznie. "Myślę, że to zaczyna upłynniać mój mózg. Co jest twoją oficjalną informacją, tak przy okazji."

"Mój oficjalny head up?" Max mruknął, rozbawiony.

"Tak." Kevin chichotał. "Więc nie świruj, kiedy rzeczy zaczną sączyć się z moich uszu".

"Oh, okay." Max znów się roześmiał. "O ile twój nos też nie będzie przeciekał".

Kevin mruknął, gdy wyszli spod liściastego baldachimu na kolejny odcinek otoczonej trawą ścieżki. "Jestem pewien, że to będzie następne, ale to dobrze. Twoja koszulka wchłonie to bez problemu".

"Ha. Dostaniesz sok mózgowy gdziekolwiek w pobliżu mojej koszuli, a moja pięść będzie miała słowa z twoim nosem".

Kevin roześmiał się, a dźwięk go zachwycił. Max wpatrywał się w niego, delektując się tą małą radością, którą zawsze odczuwał, gdy Kevin się uśmiechał. Kiedy uszczęśliwiał Kevina. Bo to sprawiało, że Max też był szczęśliwy. Sprawiało, że w jego klatce piersiowej pojawiało się ciepło. Sprawiało, że jego serce biło szybciej. Sprawiło, że zatęsknił za tym, by owinąć Kevina w swoje ramiona.

Kevin spotkał się z jego oczami i jak na zawołanie, jego wargi zrobiły to samo. "Nigdy byś mnie nie uderzył, Max", mruknął, głosem drażniącym. "Za bardzo mnie kochasz. Przyznaj to."

Max zwalczył uśmiech próbujący rozciągnąć całą jego twarz. Ignorował przyspieszające tempo jego serca. "Jasne, lubię cię. Bardzo cię lubię. Ale po prostu nie możesz konkurować z moją ulubioną koszulą".

Kevin znów się uśmiechnął, gdy skręcili ze ścieżki i nawigowali w kierunku swojej przytulnej, prywatnej polanki. Staw, położony u podnóża trzech wysokich, otaczających go wzgórz, czekał spokojnie na ich zbliżenie. Max spojrzał w górę, gdzie na szczycie każdego wzgórza, przez szpalery wiecznie zielonych drzew, prześwitywały podwórka mieszkalne. Najwyraźniej posadzono je tam, aby zapewnić właścicielom domów prywatność, ale zapewniały ją również innym. Tym, którzy przyjechali na ryby, jak Max i Kevin, lub tym, którzy chcieli po prostu pobyć sami. Aby cieszyć się małym kawałkiem natury, którego nie mogły zapewnić okoliczne lasy. Wysokie trawiaste wzniesienia i mały zbiornik wodny, zamykający resztę świata. Było spokojnie i cicho, minus żaby i hałaśliwe robale, i od razu uspokoiło Maxa. Kevin też, co było niemal cudem. Dzieciak prawie zawsze był napięty.

Dotarli na swoje zwykłe miejsce, zarzucili wędki i pudełka z narzędziami, a następnie zdjęli plecaki. Max wyciągnął swój stary koc w kratę i rozłożył go na trawie.

Kevin usiadł na nim. "Słyszysz to, Max? Te wszystkie duże usta wołające nasze imię?"

Max usiadł obok niego, tak blisko, że ich ramiona się stykały. "Do diabła, tak. Usłyszałem też kilka całkiem grubych rybek słonecznych." Wyciągnął ze swojego worka pojemnik dżdżownic, gdy Kevin wyskakiwał ze swojego pudełka.

"Masz." Kevin uśmiechnął się, wręczając Maxowi przynętę. "To moja ulubiona przynęta wszech czasów. Ale ja... chcę, żebyś ją miał."

Max spojrzał na małą, błyszczącą przynętę w kształcie ryby. "Ale ty kochasz tę, Kev. Używaj jej za każdym razem, gdy łowimy."

Kevin lekko wzruszył ramionami. "Tak, wiem." Dokopał się z powrotem do swojej kolekcji przynęt. "Mam też inne, Max. To nic wielkiego."

Max przyjrzał się prezentowi Kevina. To była wielka sprawa. Wypróbowany i prawdziwy cenny nabytek Kevina. "Dzięki." Uśmiechnął się, czując się wyjątkowo. "Będę się dobrze opiekował twoimi rybkami".

Kevin się roześmiał. "Twoją rybką. I to lepiej. Jeszcze nie spotkałem basa, który oparłby się jej powabnym wdziękom."

Max podsunął Kevinowi uśmiech. Wiedział wszystko o powabie. Jego najlepszy przyjaciel emanował tym czymś. Przez co Max nie mógł nigdy mieć dość. Nawet po tych wszystkich latach. Pomimo tego, że ciągle spędzali ze sobą czas. Jak spali u siebie w każdy weekend. Nie wspominając o tych wszystkich tygodniach, kiedy nie mogli, ale i tak wymykali się, żeby się zobaczyć. Max uwielbiał przebywać z Kevinem, spędzać z nim każdą wolną chwilę. I wiedział, że Kevin czuje to samo.

Najlepsi z przyjaciół. Gruba ryba jak złodzieje. Nic nie mogło ich rozerwać.

Max odciął swój haczyk, aby zastąpić go haczykiem Kevina, a jego palce starały się zawiązać nowy węzeł.

Kevin zachichotał cicho. "Masz. Pozwól mi."

Jego dłonie musnęły dłonie Maxa, gdy pomagał zabezpieczyć przynętę, a punkt styku wysyłał prąd w górę ramion Maxa. Max delektował się tym uczuciem, jak zawsze, gdy ich ciała się stykały. Jego oczy powędrowały do Kevina, obserwując rysy przyjaciela. Tak skupiony, gdy pracował. Tak doskonały. Max chciał go dotknąć. Tylko kciuk na jego policzku. Może szybkie przeczesanie palcami jego włosów.

Kevin zerknął w górę i przyłapał go na gapieniu się. Jego skóra zarumieniła się. "Co?"

Max zamrugał, po czym zachichotał niezręcznie i odwrócił wzrok. "Nic." Ale ciężar ciekawskich oczu Kevina nie zmienił się. Max bawił się swoją przynętą, a utrzymujące się przez chwilę wibracje sprawiały, że był niespokojny. Niespokojny z potrzebą działania, ale w sposób, który nie do końca rozumiał. "Dang. Niezły węzeł." Pociągnął za przynętę. "Nauczyłeś się tego od harcerzy?"

Kevin się roześmiał. "Nie. Nauczyłem się tam wielu rzeczy, ale tego nauczyłem się sam. To węzeł Pitzena. Utrzymuje tonę wytrzymałości linki wędkarskiej. Jest trudniejszy, ale naprawdę go lubię."

Max spojrzał na niego. "Kiedy stałeś się takim znawcą węzłów?".

Kevin zachichotał i przywiązał przynętę do swojej żyłki. "Zacząłem się nimi bawić, gdy byłem młodym harcerzem, po tym jak nauczyłem się sześciu głównych. Ćwiczyłem je godzinami w moim pokoju w nocy, aby nie dać się rodzicom. Potem, gdy tylko zauważyłem inny rodzaj, uczyłem się jak go wiązać. Jest mnóstwo innych węzłów do linek wędkarskich, poza tym zwykłym węzłem klinowym".

Max uśmiechnął się i stanął na nogi. "Gdybym nie wiedział lepiej, powiedziałbym, że się popisujesz".

Kevin zaśmiał się i również wstał. "Chcesz powiedzieć, że jesteś pod wrażeniem?"




ONE (4)

Max zeskanował staw, po czym lekko wzruszył ramionami. "Może." Całkowicie. "Just a tad." Cofnął się i zręcznie rzucił swoją linię, kochając jej cichy świst, gdy podróżowała.

Miękkie uderzenie spotkało ich uszy sekundę później.

"Niezły rzut." Kevin uśmiechnął się i również wysłał swoją.

"Dzięki. Teraz, mam nadzieję, że będą gryźć."

I chłopiec, oni kiedykolwiek. Kevin nie żartował. Ryby w tym stawie walczyły o to, aby dostać się do przynęty Maxa. Godzinę później, z prawie tuzinem złowionych ryb, zrobili sobie przerwę i usiedli z powrotem na kocu. Kevin wymienił przynętę na parę robaków, po czym odłożył kije i wziął colę. Max również sięgnął po colę, po tym jak wyciągnął rum, który udało mu się wykraść ze skrytki alkoholowej mamy.

Pop poszła jego puszka z napojem, a on położył się z powrotem na kocu, z twarzą skierowaną w stronę słońca. Kevin usadowił się obok niego i znów ich ramiona się spotkały. Max spojrzał na swojego przyjaciela, na miejsce, w którym stykały się ich ciała, kusząc się, by podejść trochę bliżej.

Wziął łyk ze swojej wypełnionej rumem butelki z wodą, po czym podał ją Kevinowi. Kevin również wziął łyk, goniąc go tak, jak Max miał ze swoją colą.

"Cholera." Zmarszczył się. "To coś pali."

Max zaśmiał się skinieniem głowy. "Bądźcie wdzięczni, że nie chwyciłem za jeden-pięćdziesiąt-jeden".

"I dunno." Kevin uśmiechnął się. "Ten rodzaj jest zabawny do podpalenia".

"Geez," Max razzed "Jesteś taki piro".

"Tak." Kevin zaśmiał się. "Prawdziwe zagrożenie dla społeczeństwa." Jego oczy spotkały się z oczami Maxa i tym razem się przyczaiły. "To jest miłe," mamrotał. "Spędzanie czasu z tobą w ten sposób. Z, wiesz, bez rodziców w pobliżu. Ani potrzeby wspinania się przez okno".

Max zmarszczył brwi z westchnieniem. "Przepraszam, że tego lata tak utknąłem w swoim domu. Odkąd mój tata zginął podczas swojego tournée za oceanem... Mama naprawdę potrzebowała mnie w pobliżu."

Kevin zesztywniał i potrząsnął głową. "Nie, całkowicie rozumiem. Ona ma teraz ciężko i zależy od ciebie w różnych sprawach."

Max przytaknął i spojrzał w dół. "Tak. Tata kazał mi obiecać przed wyjazdem, że będę silny dla mamy, dopóki nie wróci. Chyba robiłem dobrą robotę, bo ostatnio zawsze mi mówi, że jestem jej skałą."

"Nie dziwi mnie to. Jesteś z twardego materiału."

"Staram się być, w każdym razie". Max dokopał się do kieszeni i wyciągnął swój breloczek, zamierzając umieścić na jego kółku przynętę Kevina.

Kevin pochylił się blisko, aby obserwować jego pracę. "Hej, wyrzeźbiłeś kolejną. Nieźle. Robisz się coraz lepszy."

Domyślił się, że zauważył inny przedmiot przyczepiony do kluczy Maxa.

Max chichotał i również oparł się o Kevina. "Dlaczego? Bo potrafisz powiedzieć, co to jest tym razem?".

"Uh huh." Kevin mruknął. "Chyba, że to nie jest tak naprawdę krowa."

Max pękł ze śmiechu i strzepnął go z siebie. "To niedźwiedź, ty dupku. Boże. Nie mów do mnie."

Kevin klapnął na plecy, śmiejąc się równie mocno, po czym obrócił się, by położyć się na boku. "Tylko żartowałem, Max. Mogłem powiedzieć, co to było. I to jest niesamowite, ale... dlaczego wyrzeźbiłeś niedźwiedzia?".

Max uśmiechnął się i wzruszył ramionami. "Pewnie dlatego, że moja mama zawsze mnie tak nazywa".

"Na serio? Jak to? Stajesz się wredny, kiedy jesteś zły?"

Max chichotał, bezczynnie palcując małe zwierzę. "Tak, chyba w pewnym sensie tak. Ale ona przysięga, że mam ducha jednego, też."

"Ah. Jak ja i ta wydra, którą zrobiłeś."

Max roześmiał się. "Tak, trochę tak."

"Więc? Wypluj to. Jak twój duch jest podobny do ducha niedźwiedzia?"

Max wypchał klatkę piersiową i skrzyżował ramiona, przywdziewając swój najlepszy akcent wodza. "Wielka siła i odwaga. Strażnik świata. Samozachowanie bardzo silne."

Kevin parsknął. "Jesteś pewien, że nie urodziłeś się z komiksu? Kinda sound like Batman to me."

Max uśmiechnął się i opadł obok Kevina. "Tak, jestem pewien. Jestem dużym, głupim niedźwiedziem, ale mógłbym skopać twój tyłek wydrze każdego dnia".

Kevin zaśmiał się. "To jest to. Wymieniam się na wydrę. Chcę ulepszenia."

Max przetoczył się na bok i oparł głowę na dłoni. "A jakie zwierzę według ciebie najlepiej cię reprezentuje?".

Kevin położył się z powrotem na kocu i wpatrywał się w niebo. "Nie wiem," mruknął w końcu. "Czuję się jak ptak".

"Ptak?" To zaskoczyło Maxa.

"Tak. Ale taki, który jest uziemiony."

Uśmiech Maxa zamarł natychmiast. "To znaczy, że nie może latać?"

"Tak." Kevin zmarszczył brwi. "Jakby miało złamane skrzydło. A może po prostu nigdy nie nauczyło się jak".

Ah. Max to zrozumiał. Całkowicie rozumiał. Kevin czuł się tak z powodu swoich rodziców. Co miało całkowity sens. Byli za bardzo nadęci. A Kevin był zbyt potulny.

Jakby nagle zawstydzony tym, że użalał się nad sobą, Kevin przeczyścił gardło i usiadł z powrotem. "Wow. To nie brzmiało tak głupio w mojej głowie."

Max również usiadł i położył rękę na plecach Kevina. "Jeszcze tylko cztery lata, Kev. A potem mamy osiemnaście lat i wynosimy się stąd. Wyjazd do college'u i wyrwanie się spod despotycznych rządów twoich rodziców".

Na ustach Kevina pojawił się uśmiech. "Moja ptasia analogia była tak oczywista?"

Max wzruszył ramionami. "Co mogę powiedzieć? Jesteś przezroczysty jak szklane okno".

Kevin parsknął kolejnym śmiechem, po czym odwrócił się, aby spotkać oczy Maxa. "Nie mogę się doczekać, kiedy stąd wyjdę. Z tobą. Na studia. Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy na własną rękę".

"Tak." Max przytaknął. "Nareszcie wolność".

"Nie masz pojęcia. To wyczerpujące, musieć być ich idealnym synem. Nie mam już na to energii."

Max dotknął głową do głowy Kevina. "Więc oprzyj się na mnie. Będę silny również dla ciebie, Kev. Obiecuję."

Wzrok Kevina powoli dryfował po twarzy Maxa, zatrzymując się na ustach Maxa. Serce Maxa przyspieszyło, natychmiast się nim zachwycając. Nie myśląc, przełknął i oblizał wargi. Co, ku jego przerażeniu, szybko wyrwało z tego Kevina. Kevin zamrugał, podnosząc oczy z powrotem na oczy Maxa. Max przytrzymał je intensywnie, nie będąc pewnym, na co czeka, ale zdecydowanie wiedział, że na coś czeka. A może nadzieja była trafniejszym słowem. Ale znowu, na co, nie był pewien.

Rzęsy Kevina zatrzepotały, po czym jego oczy przesunęły się wyżej. "Twoje włosy," mruknął. "W takim słońcu wyglądają bardziej na czerwone niż brązowe".




ONE (5)

Kevin sprawdzał włosy Maxa?

Max nieobecnie przejechał dłonią po wspomnianych włosach i podał kolejny mały shrug. "Tak, irlandzka krew. Komplementy od taty."

Kevin uśmiechnął się lekko. "Ale nie wyglądasz na Irlandczyka. Nie masz nawet żadnych piegów."

Max zrobił minę. "Co? Tak, mam. Mam je na całych ramionach."

Uśmiech Kevina rozciągnął się szerzej. "Nie, nie masz."

"Tak, mam!" Bez zastanowienia, Max ściągnął koszulę i rzucił rzecz na bok. "Widzisz?" Skątował swoje ramię, aby Kevin mógł zobaczyć. "Geez. Cały czas chodzimy na basen. Jakim cudem nigdy ich nie zauważyłeś?"

Kevin potrząsnął głową i roześmiał się, oczy przyklejone do górnej części ciała Maxa. "I dunno. To znaczy, szczerze mówiąc, nie są zbyt widoczne przy tak ciemnej opaleniźnie." Absentycznie, przejechał palcami po skórze Maxa. "Cholera, koleś. Poważnie. Jak można uzyskać tak ciemną opaleniznę mając w genach Irlandczyka?"

Max przełknął ponownie, kochając dotyk Kevina. "Mam też w sobie Navajo, pamiętasz? Komplementy od mamy."

"O, tak..." mruknął Kevin. "Zapomniałem o tym..." Jego opuszki palców powędrowały do obojczyka Maxa, a następnie podążyły za linią łańcuszka Maxa do jego nieśmiertelników. A raczej nieśmiertelników jego ojca, których nigdy nie zdejmował. Max zadrżał, wciągnął oddech, ale nie próbował go powstrzymać.

Kevin zrobił pauzę i ponownie spotkał się z jego oczami.

Max zatrzymał jego spojrzenie, po czym uśmiechnął się.

"Wiesz, Kev," mruknął. "To poniekąd jedyne sprawiedliwe, że teraz też zdejmujesz koszulkę".

Kevin znieruchomiał, ale wkrótce kąciki jego ust wykrzywiły się. Wykrzywione w ten niesamowity, dziwaczny grymas. Zdejmując bluzkę, odłożył ją na bok, po czym rzucił Maxowi wyczekujące spojrzenie. "W porządku. Shirt off. Jesteś teraz szczęśliwy, panie It's Only Fair?"

Max uśmiechnął się i potrząsnął głową, oczy błysnęły złośliwie. "Hell no. Nawet nie blisko."

Twarz Kevina zrobiła się zdezorientowana, ale zanim zdążył zapytać, Max przewrócił go na plecy. Nie mógł nic na to poradzić. Tak po prostu się stało. Inna część jego mózgu przejęła kontrolę. Jakby widok półnagiego Kevina, tak blisko niego, bez nikogo innego nawet w pobliżu... Boże, to było tak, jakby dysk twardy Maxa właśnie się usmażył, sprawiając, że nie tylko musiał zobaczyć ciało Kevina, ale też poczuć je przy swoim. Wszystkie jędrne i gładkie, lepkie od słońca.

Obaj chłopcy śmiali się, gdy przewracali się na boki, siłując się jak to często robili.

"Nie przypniesz mnie, Max!"

"O tak, jestem!"

Kevin wykręcił się spod niego, a następnie przewrócił Maxa na plecy. "Widzicie?" sapał, szczerząc się od ucha do ucha. "To się nie stanie. Poddaj się."

Max tylko parsknął. On dopiero zaczynał. Nikczemny uśmiech poszerzył się, odchylił Kevina, przetoczył się szybko, a następnie przypiął pod sobą swojego przeciwnika. Kevin chrząknął przez więcej śmiechu, próbując się uwolnić, ale wkrótce Max miał jego ręce przypięte za głową.

Max roześmiał się, płuca dyszały, ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. "Ha... Tak się cieszę... Nie poddałem się".

Bez tchu, Kevin roześmiał się. "Wiesz, że się uwolnię".

I prawdę powiedziawszy, prawdopodobnie by to zrobił. Ale Max tego nie chciał. Nie chciał, żeby Kevin się uwolnił. Czuł się zdecydowanie zbyt dobrze pod ciałem Maxa. Zbyt niesamowicie. Zbyt doskonały. Zbyt nieodwołalnie właściwy. Impulsywnie, Max zanurzył się w dół i złapał dolną wargę Kevina, trzymając przyjaciela w niewoli swoimi zębami.

"Heh. Teraz już mi nie uciekniesz," mamrotał.

Kevin zamarł, serce waliło o klatkę piersiową Maxa, a potem, co było szokujące, jęknął przy ustach Maxa. Miękki dźwięk przeszedł przez całe ciało Maxa, rozpalając sam środek jego klatki piersiowej. Następną rzeczą, jaką wiedział, był żarliwy pocałunek Kevina, wielokrotnie stykający ich usta ze sobą.

O Boże. Całował swojego najlepszego przyjaciela.

A jego najlepszy przyjaciel odwzajemniał pocałunek.

Max uwolnił nadgarstki Kevina. Kevin wplótł palce we włosy Maxa. Wow. Takie miękkie. Usta Kevina były takie miękkie. Puls Maxa przyspieszył. Jego oddech się spłycił. O nie, drżał, ale nie mógł nic na to poradzić. Był zbyt przytłoczony. Bo w tym momencie zrozumiał, na co cały czas czekał. To specjalne połączenie z Kevinem. Ta szczególna więź. Najlepsi przyjaciele. Towarzysze. Przeznaczeni do bycia razem. Czuł to w swoich kościach. Dlaczego zawsze byli tak złączeni w biodrach. Byli stworzeni dla siebie. Dwa kawałki jednej całości. A teraz nie było już odwrotu.

Max wydychał i wlał się w pocałunek, oddał wszystko, czym był, swojemu Kevinowi. Bo Kevin był jego, a on był Kevina. Tak było od samego początku.

Kevin nieśmiało przesunął językiem po wargach Maxa. Max starał się nie jęczeć, ale i tak to robił. Spotkał się z nieśmiałym posunięciem Kevina, rozchylając szerzej usta i sprawdzając smak Kevina. O... O Boże... Podobało mu się, jak Kevin smakował. Podobało mu się, jak Kevin czuł, pachniał i brzmiał. Wszystko w nim zadowalało każdy zmysł, jaki Max posiadał. Zastanawiał się, czy Kevin też czuje to samo.

Nagle Max znieruchomiał, rodzice Kevina wbili mu się w mózg. O Boże. Czy Kevin w jednej chwili by zwariował? Byłby wkurzony, że Max zrobił to z ich przyjaźnią?

Odciągając się, spotkał na wpół oszołomione oczy Kevina, zerknął na jego różowe, spuchnięte usta.

"Kev," odetchnął. "Cholera... przepraszam".

Kevin wpatrywał się w niego, zdyszany, potem zmarszczył się super-smutny. "Jesteś?" wyszeptał. "Dlaczego?"

Max zamrugał, powracająca nadzieja. "Ty... nie jesteś zły?"

Usta Kevina wygięły się z powrotem w górę. "Nie. Dlaczego miałbym być?"

"Bo..." Max zawahał się, powody nagle stały się nieskończone. "Bo całkowicie właśnie zmieniłem sprawy między nami".

Kevin wydyszał. "Tak... Ale podoba mi się ta zmiana. Może nawet bardzo ją lubię." Dotknął policzka Maxa. "Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Max. Zawsze nim będziesz. Ale to, co zrobiliśmy przed chwilą, czuło się... jakby właściwe."

Serce Maxa przeskoczyło o jedno uderzenie. Nie mógł się bardziej zgodzić. Ponieważ ten pocałunek, który właśnie dzielili, tam na trawie... Nigdy nie doświadczył czegoś tak szczerego.

Pozwalając sobie na relaks, Max w końcu się uśmiechnął. "Wiem, co masz na myśli, Kev. To było... To było dobre. Na tyle dobrze, że nie może być źle."

Zapominając o kijach rybackich, skradzionym rumie, ich napojach gazowanych, Max zanurzył swoje usta z powrotem w dół do Kevina. Znaleźli swoją prawdę. Teraz Max chciał się nią cieszyć.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Specjalne traktowanie"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści