Bóg rocka i jego muza

Prolog

Stoi w deszczu, krople wody spływają po jej twarzy do stóp. Światło księżyca sprawia, że wydaje się to jeszcze bardziej złowieszcze niż cokolwiek, co mogłoby roztoczyć światło dnia.

Jej ból sączy się z niej, prawie tak, jakby to jej łzy były powodem, dla którego jest mokra, a nie deszcz, który przemoczył parking.

Puls wściekłości wali w moje skronie wraz z uwielbiającym mnie tłumem za mną. Energia stadionu jest żywa. Wibruje przeze mnie, gdy ją obserwuję.

"Dlaczego?" krzyczy na mnie. Jej długie, mokre włosy przyklejają się do twarzy.

Gitarowe solo za mną zawodzi, gdy skandują moje imię. Zastanawiam się, czy wiedzą, jak bardzo potrzebuję ich usłyszeć?

To jest moment, w którym umieram i odradzam się.

Jej żal się zagoi, mój będzie ropieć i sączyć się. To trucizna, która codziennie rośnie w siłę, aż moje serce nie będzie już dla niej bić.

Ona jest, była, moją kotwicą. Moją pieprzoną liną ratunkową do prawdziwego mnie.

Patrzę na jej piękną twarz w świetle księżyca, jej blada skóra nigdy nie wyglądała bardziej uderzająco w tym momencie, aż do momentu, gdy odsuwa się ode mnie, zabierając ze sobą moją duszę.

Agoniczny ból ogarnia moją klatkę piersiową, gdy pozwalam jej odejść.

Nie sięgam po nią.

Nie zatrzymuję jej, choć ból jest tak dojmujący, jakbym połknął nóż. Powolny zjazd kroi moje wnętrza.

Rower czeka na nią jak żywe stworzenie. Wściekła, żywa bestia, jej spaliny wypełniają okolicę. Dudni i wibruje na chodniku, przypominając mi, że nieważne jak wysoko się wzniosę, zawsze będę człowiekiem, który krwawi z żalu.

Ona się waha, jej dłoń na jego ramieniu.

Czas się zatrzymuje.

Jeden. Dwa. Trzy.

Słyszę, jak wali mi serce i wiem, że to ona mnie woła.

"Nienawidzę cię, Rhys Granger", krzyczy. Jej szczupłe ciało drży, gdy przerzuca jedną długą nogę przez siedzenie i wspina się na nie, trzymając się rowerzysty przed nią.

Nie mogę go zobaczyć. Nie muszę. Znam jego wściekłość i czułabym to samo, gdyby role się odwróciły.

Jego ciemny motocykl błyszczy, niemal świeci w świetle księżyca. Niebo układa się w upiorny biały zygzak na tle czarnej nocy. Uderzający, niemal kłujący deszcz pali moją uwrażliwioną skórę. Otwieram usta, by spróbować cofnąć wszystko, co się stało, by zmusić ją do pozostania.

Ale powstrzymuję się.

Jestem jej winien więcej niż to.

Solówka gitarowa prawie się kończy, a światła ze stadionowych laserów wypełniają mokrą noc kolorami.

Moi wyznawcy nigdy nie odchodzą. To na nich muszę się skupić. Nawet gdy Matka Natura dzieli się ze mną swoim żalem, moi ludzie mnie kochają. Wiedzą, że krwawię dla nich, a w zamian za to oddają mi swoje niezłomne oddanie.

Motor, niczym mroczny demon, przyspiesza, czerwone tylne światło oświetla dwie postacie, które zdają się wyparowywać w mokrej nocy.

Przez sekundę poruszam się tak, jakbym rzeczywiście mógł dogonić prowadzącego konia. Zrywam przemoczoną koszulę, jakby chcąc zrzucić z siebie skórę, a przynajmniej jej zapach, ale zatrzymuję się, bo uznaję prawdę: to jest to.

Ona jest moja i już jej nie ma.

Nie jestem dobry.

Wszyscy ludzie, których kocham, kończą zranieni.

Huk tłumu zatrzymuje mnie, wzywa do siebie. Jak ćpun ze swoim nałogiem, zwalniam. Nigdy nie mieliśmy szansy.

Czas. Jedyna rzecz, której nigdy nie da się uniknąć. Nasza przeszłość ukształtowała naszą przyszłość.

Rzucając mokrą koszulę na ziemię, sięgam do serca, po czym spoglądam w wypełnioną deszczem noc i pozwalam, by zmyła moje poczucie winy.

Zdrada kłuje jak suka i żadna ilość oczyszczających łez Matki Natury nie jest w stanie pozbyć się tego, kim i czym się stałem.

Straciłem swoją muzę, jedyną miłość mojego życia.

Tłum skanduje moje imię. Obejmuję je, pozwalam, by mnie wypełniło, podbudowało, adrenalina ich krzyczącej miłości pozwala mi zaakceptować to, kim jestem.

Bogiem rocka.

Jakby wszechświat się z tym zgadzał, wypuszcza głośny, wybuchowy trzask gromu.

Odeszła i zabrała ze sobą moje serce, ale to... wciąż to mam.

Zaczynam iść, ale woda mnie obciąża. Ręce mnie dotykają, a ktoś podaje mi butelkę, gdy pokonuję drogę po schodach.

To jest chaos.

Majak.

Tłum ryczy, jakby sama moja obecność ożywiła go.

Podnoszę pięść do nieba i zamykam oczy.

Jestem w domu.

Jestem Bogiem Skały.




Rozdział pierwszy (1)

GIA

Obecny - Dwudziestopięcioletni

Paryż, Francja

"Zamierzasz zasnąć przy stole, czy mogę zamówić nam coś do jedzenia?" Sebastian kopie moją skrzyżowaną nogę, powodując, że moje oczy się zatrzaskują, a noga opada z łomotem.

"Przestań", syczę, prostując się. "Jestem już jet-lagged". Wdycham i rozglądam się, głównie w poszukiwaniu kelnerki. Potrzebuję kawy. Bogactwo i uprawnienie odbijają się od jednego stołu do następnego, gdy zwijam szyję i próbuję się skupić.

"Weź się w garść. Dzień dopiero się zaczął." Uśmiecha się i odchyla się w wygodnym fotelu, gdy jego oczy skanują moją twarz.

Kręcę głową i gapię się w prawo z powrotem, ale bądźmy szczerzy - on ma niesprawiedliwą przewagę. Ten palant przespał całą podróż samolotem z Los Angeles do Paryża. Chyba raz obudził się po wodę i ciepłą ściereczkę do oczu, po czym wrócił do snu. Ja natomiast nie spałem, torturując się przez jedenaście godzin, martwiąc się, że w każdej sekundzie może to być mój ostatni lot. Mam fobię związaną z lataniem. Zaczęło się to lata temu. Może zawsze ją miałem. Nie potrafię określić, kiedy zaczęła wymykać się spod kontroli. Wydaje mi się, że to się powoli skradało, jeden lot za drugim, aż do Bam.

Próbowałam wszystkiego: jogi, doradztwa, hipnoterapii. Próbowałem tego. Ale bez względu na to, jak bardzo jestem Zen, jak tylko wejdę na pokład samolotu i poczuję zapach tego przetworzonego powietrza, cała medytacja zniknęła.

To irracjonalne, ale samolot może spaść. Myśl o tym, że musiałbym przejść przez te ostatnie sekundy...

Sebastian, z drugiej strony, zamawia śrubokręt, popsuje trochę Valium i jest na zewnątrz w ciągu kilku minut. Ja tymczasem siedzę w ciszy, walcząc z sobą, by nie podskoczyć i nie krzyczeć, by pilot wykonał awaryjne lądowanie.

I właśnie dlatego jestem wykończony. Potrzebuję kawy, albo dziesięciominutowej drzemki, a nie spojrzenia Sebastiana.

"Cholera." Nie odwracam wzroku, tylko chwytam z podłogi torebkę. Oczywiście, brakuje w niej mojego wyglądu.

"Nie wiem, dlaczego nigdy mnie nie słuchasz. Błagałem cię, żebyś wzięła Valium albo Ativan". Jego głos nie przestaje mnie denerwować.

"Ponieważ nienawidzę polegać na nich. Jestem od tego silniejsza" - prycham prosto na niego. On nadal obdarza mnie spojrzeniem. Biorę głęboki oddech, bo tak bardzo chcę, żeby to była prawda. Niestety, tym razem może mieć rację. Jestem wyczerpana, fizycznie i psychicznie, a mamy przed sobą cały dzień. Robię mu wielkie oczy, gdy wyciągam moją torbę z makijażem.

"I nienawidzę tego spojrzenia", mówię dramatycznie, otwierając mój kompakt, aby ocenić siebie. On odrzuca głowę do tyłu i śmieje się, gdy mrugam do swojego odbicia w małym lustrze.

Mam na sobie smoky-eye, ale toczę się z tym. To w końcu tydzień mody, a po jedenastu godzinach paniki, przez którą przeszłam, jestem w szoku, że wyglądam tak dobrze. Moje usta są nadal zabarwione na czerwono od matowej szminki, a moje włosy dobrze się trzymają.

Odsuwam od siebie lustro, żeby móc zobaczyć więcej siebie. Co jest? Wyglądam całkiem cholernie dobrze. Sebastian nie ma powodu, żeby rzucać mi swoje niesławne spojrzenie.

"Jesteś silna, Gia. Ale nawet Wonder Woman potrzebuje czasem trochę pomocy". Jego piękne brązowe oczy są poważne.

Przebiegam ręką przez moje włosy. "Dobrze. Wyraziłeś swoją opinię." Zerkam na uroczą, ciemnowłosą kelnerkę, która się zbliża i mamroczę: "Wezmę dziesięć Valium w drodze do domu i połknę je z butelką wódki. Zadowolony?"

"Jestem śmiertelnie poważny, Gia. To jest coraz absur-"

"Bonjour, est-ce que tu veux que bois quelque chose?" Francuska kelnerka na szczęście ratuje mnie przed wykładem, który ma wygłosić mój najlepszy przyjaciel. Nienawidzę, kiedy Sebastian wchodzi na swoją mydelniczkę lub co gorsza, okazuje swoją "braterską" troskę.

Mam brata i zaufaj mi, on jest wystarczający.

"Bonjour, beaute." Natychmiast przesuwa się tak, że może dać jej pełną uwagę, błyskając jej swoim pięknym uśmiechem i powodując, że biedna dziewczyna się rumieni.

Doskonale. Teraz już nigdy nie dostanę kawy. Kobiety szaleją za Sebastianem, kiedy ten decyduje się okazać zainteresowanie. Ten facet emanuje pewnością siebie. To, i on jest cholernie gorący.

"Chcesz swoją zwykłą?" Mówi, nie przerywając swojego spojrzenia z kelnerką.

"Tak, proszę." Mam ochotę kopnąć go moimi nowymi obcasami. On jest niedorzeczny.

Sebastian zamawia w bezbłędnym języku francuskim. Jest z Montrealu, więc zna ten język.

Zatrzaskuję mój kompakt, wrzucając go z powrotem do torby i zmuszając ich obu do spojrzenia na mnie.

"Coffee, s'il-vous-plait." Mój akcent jest horrendalny, dlatego zawsze pozwalam Sebastianowi zamawiać, ale tego ranka mam zero cierpliwości. Jeśli chce flirtować, może to zrobić po tym, jak dostanę filiżankę kawy. Ponownie krzyżuję nogi i siadam bardziej wyprostowana.

"Właśnie wysiedliśmy z samolotu i jestem w rozpaczliwej potrzebie..." I trail off jak Sebastian pochyla się do przodu i bierze moją rękę, uśmiechając się do mnie, jakbym nie był całkiem w porządku.

Kelnerka patrzy na mnie pusto, jakby nie mówiła ani słowa po angielsku, co jest kłamstwem. Wszyscy mówią wystarczająco dużo, żeby zrozumieć kawę. Jestem pewna, że zastanawia się, o co chodzi między Sebastianem a mną.

Gdybym nie była tak zmęczona, spróbowałabym się do niej uśmiechnąć, żeby ją uspokoić, że nie interesuję się Sebastianem seksualnie. Jesteśmy wyłącznie przyjaciółmi.

Najlepszymi przyjaciółmi.

Cóż, najlepszymi przyjaciółmi, którzy kiedyś uprawiali seks. Poznałam go na pierwszym roku studiów w UC Berkeley. Miałam złamane serce, a on był przepiękny i chciał się pieprzyć bez pytania. Na szczęście jesteśmy jak dwa groszki w strąku. W ciągu kilku miesięcy, oboje wiedzieliśmy, że jesteśmy zdecydowanie lepsi jako przyjaciele niż kochankowie.

Nie jestem typem dziewczyny, która kiedykolwiek będzie w poważnym związku, a Sebastian jest playboyem. Jest też moim partnerem, moją skałą, moim głosem rozsądku. Zrobiłabym dla niego wszystko, dlatego jestem w Paryżu. On znowu jest spłukany.

Sebastian lubi żyć ponad stan. Jego teoria mówi, że jeśli będziesz żył tak, jakbyś był najlepszy, to w rzeczywistości staniesz się najlepszy.

Jakkolwiek absurdalne jest to myślenie, przez większość czasu mu się sprawdza. Ja jestem jego przeciwieństwem. Denerwuje mnie, gdy muszę zanurzyć się w moim koncie oszczędnościowym. Sebastian nie ma nawet konta oszczędnościowego, kolejny powód, dla którego jesteśmy lepsi jako przyjaciele.




Rozdział pierwszy (2)

Krzyżując nogi, spoglądam w dół na moje nowe obcasy. Są wykonane z miękkiej, czarnej, włoskiej skóry i sięgają moich kostek. Przyznaję - mam słabość do butów i chociaż szczycę się tym, że nie imponuje mi bogactwo, byłam podekscytowana, gdy zobaczyłam błyszczące czarne pudełko, które czekało na mnie na łóżku, gdy się zameldowałam. Buty były prezentem powitalnym od Alberto, projektanta, u którego robimy zdjęcia. Czas jest wszystkim.

Alberto eksplodował w tym roku w świecie mody. Spotkałam go za kulisami na rozdaniu nagród Emmy. Niektóre z aktorek miały na sobie jego sukienki, a ja byłam tam, aby nakręcić obsadę Schitt's Creek.

Od razu się polubiliśmy, wypiliśmy o wiele za dużo szampana i skończyło się na tym, że w Abbey robiliśmy zdjęcia. Zmarł tej nocy w moim uroczym domku w Wenecji i pozostaliśmy blisko. Jest młody, utalentowany i ma świeże podejście - nie to samo gówno, które widzieliśmy w kółko.

Kiedy dwa tygodnie temu zadzwonił do mnie i błagał, żebym przyjechała do Paryża i zrobiła zdjęcia do jego nadchodzącej kolekcji, odmówiłam.

Fashion Week to wiele: tłumy, imprezy, gwiazdy, ego. Zrobiłam to dwa razy i przysięgłam, że nigdy więcej.

Niestety, on miał już kontakt z Sebastianem, który był zachwycony tym, że będzie mógł zapłacić czynsz i spędzić tydzień w Paryżu pierwszą klasą.

Tak więc... siedzę tu, śmiertelnie zmęczona, bez kawy i ogólnie czuję się źle. Ciągle myślę, że to zmęczenie, ale to raczej niepokój lub dokuczliwe uczucie. Jakbym zapomniała zamknąć drzwi albo zostawiła włączoną prostownicę.

Ziewając, staram się ignorować śmiech mojej najlepszej przyjaciółki i kelnerki. Kawa i śniadanie wydają się zapomniane. Równie dobrze mogę sprawdzić, czy w moim telefonie nie ma wiadomości.

Szybko skanuję wszystkie nieodebrane połączenia, aby upewnić się, że żadne nie jest od mojej mamy lub brata. Zero od nich. Niestety, mam dziesięć, nie, dwanaście od mojego byłego i wkrótce byłego agenta.

Doskonale. Zerkam na przepiękny hotel. Jego oszałamiające, gigantyczne wystawy kwiatowe są gustownie rozmieszczone w całym hotelu wypełniając przestrzeń z miękkim, ale świeżym zapachem. Białe, kremowe i złote ozdoby lobby i restauracji, w której siedzimy. Odchylam głowę do tyłu, aby podziwiać ozdobne turkusowe belki, które mieszczą szklane sufity.

Mój telefon znowu wibruje. Nie muszę patrzeć w dół, żeby wiedzieć, że to mój były. Mogę wyczuć jego szaleństwo za oceanem.

Bardzo staram się nie żałować rzeczy, ale Jeff to jeden wielki gruby błąd. To absolutnie ostatni raz, kiedy wchodzę w związek z moim agentem.

Dlaczego? Dlaczego robię takie rzeczy?

Może czułam się pod presją, żeby kogoś znaleźć, albo miałam dość seksu bez jakiegoś związku. Cokolwiek to było, w chwili słabości powiedziałam Jeffowi "tak". Jest starszy, potężny i bogaty, nie wspominając o jednym z najlepszych agentów na obu wybrzeżach. Wszystkie znaki wskazywały na to, że jest stabilny i bezpieczny.

Boże, czyżbym się myliła. Nigdy nie byłam z bardziej paranoicznym i narcystycznym mężczyzną. Nie wspominając o tym, że seks był bardzo zły. Godny pożałowania, naprawdę.

Zamykam oczy i staram się nie pozwolić, by mój umysł przypomniał sobie jego ciało. Świetnie, teraz widzę go nago.

Jezu.

Najwyraźniej mam gówniany osąd, jeśli chodzi o mężczyzn. To musi być dziedziczne, może nawet klątwa Fontaine'ów. W końcu pochodzę z długiej linii złych decydentów.

Moja mama. Najgorszy gust jeśli chodzi o mężczyzn.

Moja babcia Fontaine. Nieszczęśliwa przez trzydzieści lat, a teraz, kiedy mój dziadek nie żyje, jeździ po Pasadenie czerwoną Corvettą. I nie każ mi zaczynać od mojego ojca i jego licznych nieudanych małżeństw.

Sięgam po swoją szklankę wody z lodem i prawie się śmieję. Jest tylko jeden Fontaine, który jest szczęśliwy i zakochany.

Mój brat.

To niepojęte.

Axel nigdy nawet nie chciał się zakochać. Nienawidził tego. Wyśmiewał się z tego, a jednak jakoś jest szczęśliwy.

Z dziećmi. Jestem ciocią bliźniaczek. Surrealistyczne, jeśli się nad tym zastanowię. Axel żyje moimi dziecięcymi fantazjami. Dom, dzieci, może jeszcze pies. Ma nawet biały płotek wokół swojego podwórka.

To trochę wciąga. Nawet nie przejmuje się, kiedy mu dokuczam, po prostu śmieje się i zgadza, a potem chwyta Antoinette i całuje ją, jakby nie było nikogo innego na świecie. Co sprawia, że czuję się jak gówno. Nigdy nie będę miała tego, co oni. Wtedy to wywołuje we mnie poczucie winy, bo przecież kocham mojego brata i cieszę się jego szczęściem.

W tę i z powrotem, grałem w ping-ponga. To dlatego jestem zajęty pracą i unikam telefonów Antoinette. Jest pogrążona w planowaniu ich ślubu i chce mnie mieć przy sobie. Ale ma cały tłum kobiet, które ją kochają, większość w szczęśliwych związkach. Jestem jak trzecie koło u wozu.

Mój telefon znowu wibruje, przywracając mnie do teraźniejszości i przesadnego śmiechu kelnerki. Czy ona może być jeszcze bardziej oczywista? Sebastian nie będzie na nią leciał, jak tylko zapłacimy rachunek. To wredne, ale prawdziwe.

"Rock God", krzyczy dziewczyna, która przebiega obok naszego stolika.

Czas się zatrzymuje.

Przez jeden straszny moment oblał mnie zimny pot. Biorę oddech, gdy strach przesuwa się po moim kręgosłupie, powodując gęsią skórkę na ramionach.

Słyszę różne rzeczy. Mój mózg jest po prostu zmęczony. Nie ma mowy, że usłyszałam ją poprawnie.

"Gia?"

Prawie krzyczę, albo rzygam. Jedno i drugie jest bliskie spełnienia. Sebastian marszczy się na mnie, ale kogo to obchodzi. Moje oczy dart wokół, aby spojrzeć na tłum ustawiony przy wejściu.

"Co oni właśnie powiedzieli?"

Oddychaj. Muszę oddychać. Nie byłoby go tutaj. Słyszę różne rzeczy, to wszystko. Wydmuchuję trochę powietrza i macham telefonem.

"O czym ty mówisz?" Sebastian pstryka. "Odbierz telefon albo go wyłącz". Potem znów odwraca się do kelnerki.

"Musimy iść." Głośno trzaskam rękami w stół, powodując, że srebrne sztućce brzęczą razem, a woda rozlewa się na biały obrus. Zarówno Sebastian, jak i kelnerka zatrzymują się.

"Co jest z tobą nie tak? To celebryta, do kurwy nędzy". On scowls i odwraca się na bok, aby spojrzeć na to, co wydaje się być nadchodzącą atrakcją.

"Mon Dieu, to musi być ktoś wielki". Kelnerka pociera dłonie w górę i w dół swoich spodni, a ja mam ochotę wykrzyczeć na nią wiele rzeczy... na przykład: Wiedziałam, że mówisz po angielsku, i dlaczego nie przyniosłaś mi kawy? I najważniejsze: Czy jest tu jakieś wyjście awaryjne?




Rozdział pierwszy (3)

"Gia?" Głos Sebastiana sprawia, że podskakuję. Chryste, kompletnie się rozklejam.

"Co?" Brzmię histerycznie, ale pieprzyć to, jestem, więc po co udawać. Muszę uratować nas... mnie, cokolwiek... Jasna cholera, jestem pełną paniką. Oddychaj, Gia. I pomyśl.

Nie robię ani jednego, ani drugiego.

"Rock God! To on. Rock Godddd, kocham cięuu" - zawodzi kobieta, trzymając się kurczowo swojego przyjaciela.

"Sebastian. Teraz." Chwytam moją torbę i sklepię się z krzesła, powodując, że obie wody rozlewają się. To jest jak zły sen, z którego chcę się obudzić, ale nie mogę. Czuję raczej niż zauważam lodowatą wodę, która przemoczyła moje białe spodnie i kapie na moje nowe obcasy.

"Cholera", mówię, chcąc wybuchnąć łzami, ale chrzanić to. Muszę się pozbierać i pomyśleć.

Ok. Po pierwsze. To on.

Po drugie. Muszę albo wrzucić telefon do torebki, albo rzucić nim o ścianę, bo znowu wibruje.

Trzy. Zachowuję się niedorzecznie. Rhys Granger jest nikim. Częścią mojej przeszłości - to wszystko. W końcu to musiało się stać. Właściwie to jestem zaskoczony, że trwało to tak długo.

"O-kay. Chyba już idziemy." Sebastian w końcu stoi, a mnie kusi, żeby rzucić mu się w ramiona.

Energia elektryczna pulsuje wokół dużej przestrzeni. Oczyszczam gardło i zrzucam telefon do torebki, huśtając ją przez ramię.

"Może powinniśmy poczekać, aż tłum się ruszy". On kiwa głową w kierunku drzwi.

"Nie. Musimy iść teraz. Nie mam czasu na wnikanie w to-".

"Och, to Granger, z The Stuffed Muffins." Jego oczy skupiają się nad moją głową.

"Cholera." Przygryzając wargę, wpatruję się w guzik na jego koszuli.

"Ciekawe... on tu przychodzi".

"Co?" Chce mi się płakać, ale to może poczekać. Nie oglądaj się za siebie, intonuję w głowie.

"Tak... i ma ze sobą Paulette."

Kelnerka piszczy. "Uwielbiam ich! Granger jest wspaniała..." Na szczęście przechodzi na francuski. Wcześniej mnie denerwowała. Teraz naprawdę jej nie lubię.

Zamykam oczy, żeby się wzmocnić. Jest tak samo zły jak oni. Żmija czekająca na atak, a po ukąszeniu jego trucizna powali cię na ziemię.

Hotel to rój odgłosów: ściszonych, podekscytowanych szeptów, gazowych westchnień adoratorów, tupotu stóp i pulsującego elektrycznością chaosu, który tylko on potrafi wywołać.

A potem cisza.

I wiem, że jest za mną. Czuję go. Ciepło jego ciała przenika do mnie.

"Gia." Ten głos, trafia prosto do mojego rdzenia i wślizguje się do mojego żołądka. Jest głęboki, melodyjny, prawie żwirowy. Nie słyszałam go od lat. Dźwięki powracają, gdy biorę oddech i odwracam się.

A on tam stoi.

Odurzający. Porywający. Legenda. I mój największy błąd.

Wokół niego jak zwykle tworzy się tłum. Jest jak Pied Piper, ale zamiast szczurów podążających za nim, są ludzie. Czerpie z nich siłę, pozwala, by ich uwielbienie czyniło go silniejszym. Nie mam pojęcia, skąd wiedział, że to ja, a może jednak wiem - przez ostatnie dwanaście godzin miałem to poczucie zagrożenia.

Ma na sobie czarne Ray-Bany. Musi być naćpany lub nietrzeźwy. Pamiętam czasy, kiedy nabijał się ze sławnych ludzi noszących okulary przeciwsłoneczne w środku.

"Rhys." Kiwam głową, mój głos jest lekko zgrzytliwy, co mnie pogarsza.

Nie muszę widzieć jego burbonowych oczu, żeby wiedzieć, że mnie rozbiera. Jest uzależnieniem, które zawsze było dla mnie niezdrowe.

Jego pełne usta zamieniają się w jego charakterystyczny uśmieszek - a właściwie bardziej w lekkie parsknięcie - i serce mi pulsuje.

Lucyfer. Z ciemnymi włosami, wyglądającymi jakby nie szczotkował ich od kilku dni. Moje palce mrowią, gdy walczę ze sobą, by nie wyciągnąć ręki i nie spróbować ujarzmić nieposkromionego.

"Kto to jest, Granger?" Paulette. Jej głośny południowy drawl przełamuje całą jego mroczną magię. Wypycham powietrze i uśmiecham się. Jak to się stało, że jej nie zauważyłam? Ma ponad sześć stóp wzrostu i trzyma się go.

Jej oczy podróżują w górę i w dół mojego ciała, zatrzymując się, by wpatrywać się sztyletami w moją twarz. Odwzajemniam spojrzenie. Jest wszystkim, czego nienawidzę. Nie dlatego, że jest sławną supermodelką, ale dlatego, że widzę siebie w jej zdesperowanych oczach.

Chce go tak bardzo, że jest gotowa upokorzyć się dla jeszcze jednej chwili, ostatniego skrawka jego uwagi.

To jest to, co robi najlepiej, i bez względu na to, jak wysokie jest twoje poczucie własnej wartości, zanim Rhys z tobą skończy, skończysz dokładnie jak ona.

"Ty pieprzony kutasie, obiecałeś". Paulette rzuca się na mnie.

A ja jestem skończony.

Odsuwam się i prosto w ciepłą, twardą klatkę piersiową. Silne, znajome ręce owijają się wokół mnie. Kręci mi się w głowie, jestem całkowicie wytrącony z równowagi, jakby oddech został ze mnie wybity.

"Puść mnie" - prycham i z przerażeniem obserwuję, jak Paulette niezdarnie sięga po stół, pudłuje i zamiast tego chwyta za obrus. Odgłos jej uderzenia o podłogę, wraz z tłuczonym szkłem, sprawia, że odsuwa nas do tyłu.

Jedna opalona, wytatuowana ręka owinęła się wokół mojego brzucha, podczas gdy druga węża się na mojej szyi, cofając lekko moją głowę.

Czuję jego zapach.

Świeży, czysty, z lekką nutą dymu. Kiedyś miałam obsesję na punkcie jego zapachu. Uwielbiałam go. Z jakiegoś powodu mnie uspokajał.

Dziś jest inaczej. Tego dnia nienawidzę, bo będzie mnie prześladował. Wszystko dzieje się zbyt szybko, jak wir kolorów i głośne przekleństwa z Paulette siedzącą w kupie wody, sreber i szkła.

"Brat." Jego głos jest jak pieszczota, a całe moje ciało czuje się żywe, mrowi, jakby płynne ciepło zostało wstrzyknięte w moje żyły.

Próbuję się poruszyć, tylko po to, by zostać mocniej szarpniętym; musi być naćpany. Moje serce wali tak mocno, że wiem, iż on to czuje.

Ludzie krzyczą. Telefony filmują, a jednak nic z tego nie ma znaczenia.

"Pieprz się, Rhys", warkam, ból, który trzymałem w zamknięciu, wydostaje się na zewnątrz. Przesuwam się tak, by móc spojrzeć na niego.

Jest opalony, a na jego twarzy widnieje ciemny zarost. Przechodzi mnie dreszcz niepokoju i podniecenia. Próbuje mnie zastraszyć. Jego gniew promieniuje z niego, przenikając do mnie. Jak napar, daje mi siłę.

Nie jestem już tą samą dziewczyną, która wielbiła go przez całe życie. Potrafi grać ponurego gwiazdora rocka. Ale on jest w błędzie.

To jest złe, bardzo złe.

Nie powinien był mnie dotykać. Jesteśmy jak zapałka gotowa podpalić suche zarośla, spalając i niszcząc wszystko na swojej drodze.




Rozdział pierwszy (4)

Moja twarz jest centymetry od jego ust; jego oddech całuje moje wargi. Jestem tak blisko, że widzę przez jego ciemne okulary przeciwsłoneczne.

Nasze oczy spotykają się i toczą walkę.

Ból.

To nowy ból, świeży i silny. Jestem wdzięczna, że mnie trzyma. Bo ta agonia chce ukraść moją duszę i nigdy jej nie oddać.

Jesteśmy brzydcy i uszkodzeni.

Uszkodzeni ludzie nigdy nie powinni być razem. Ale na tym polega powab: to jest zakazane, uzależniające.

"Kim ona jest?" mówi Paulette, jej twarz jest obrzmiała.

Sebastian sięga, żeby jej pomóc, marszcząc czoło przed Rhysem.

W restauracji panuje szum aktywności. Ochrona wyprowadza ludzi; busiarze sprzątają szkło.

Trzyma mnie mocno, a ja czuję jego twardego kutasa na moim tyłku. Syczę na jego żółć. Wtedy on mnie puszcza. Sięgam do tyłu po krzesło, żeby się ustabilizować.

"Ona jest niczym," mówi mocno, po czym odwraca się i podchodzi do Sebastiana. "Kim ty, kurwa, jesteś?"

Sebastian wygląda na zszokowanego. "To ja pomagam twojej dziewczynie. Co z tobą jest nie tak? Gia, podejdź tu." A ja prawie jęczę na głos. Bo o ile Rhys się nie zmienił...

Nie zmienił się i w ciągu kilku sekund Sebastian leży na podłodze.

"Rhys, przestań, ty maniaku. Zostaniesz aresztowany." Chwytam go za ramię, rozglądając się po wszystkich filmujących nas telefonach.

Patrzy w górę na mnie, a następnie w dół na Sebastiana, jak stoi, szyderczo.

"Czy jego kutas był w tobie?" Jego oczy zwężają się, a ja nienawidzę tego, że mój żołądek się zapada.

"Trzymaj się z dala ode mnie." Opadam na kolana, aby pomóc Sebastianowi.

"Co jest z tobą nie tak?" Syczę na niego. Energia przechodzi przeze mnie, gdy okazuje się, że widzę jego oczy. Jego okulary przeciwsłoneczne musiały zejść, gdy zaatakował Sebastiana. Przez ułamek sekundy, przysięgam, że widzę ból. Ale to minęło tak szybko, że mogłem to sobie wyobrazić.

"Masz. Śniadanie jest na mój koszt." Rhys prycha. Sięgając do kieszeni, by rzucić nam zwitek pieniędzy, bierze Paulette za rękę i ciągnie ją w stronę wyjścia.

"Jezu, Sebastian." Chwytam serwetkę ze stołu, żeby otrzeć jego zakrwawioną wargę. "Nic ci nie jest?"

Odpycha moją rękę. "Pozwę tego skurwysyna. Co do cholery się stało?" Oszałamia mnie, odrzucając z obrzydzeniem stos banknotów stu-dolarowych.

"To przyjaciel Axela". Jakby to miało wyjaśnić, dlaczego zachowywał się jak szaleniec. "Tak mi przykro."

Patrzy na tłum podążający za Rhysem. "Dzwonię po prawnika. Rób zdjęcia, Gia." Wskazuje na policję, która rozmawiała z menadżerem.

Nagle zapomina o mnie, gdy przechodzi na szybki francuski. Zakładam, że mówi im, że Rhys Granger zaatakował go bez wyraźnego powodu.

Siadam w fotelu i czekam, aż Sebastian skończy, starając się nie myśleć o Rhysie, jego zapachu i przeszłości. Rhys Granger był wymysłem. Najwyraźniej nie jest stabilny. Narkotyki i wóda go dopadły. Kolejny banalny upadek gwiazdy rocka, tylko że jemu daleko do upadku. Wręcz przeciwnie, jest u szczytu kariery.

Bóg rocka... tak go nazywają.

Ale dla mnie zawsze będzie tym, który sprawia, że wszystkie dziewczyny płaczą.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Bóg rocka i jego muza"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści