Ciągle Cię kochać

Rozdział 1 (1)

==========

Rozdział 1

==========

"Dlaczego musisz być takim dupkiem?"

Przenikliwy głos mojej siostry przebija ciszę mojej sypialni, trzaskając z głośnika w głębi korytarza. Odrzucając ramię na twarz, przewracam się na plecy i wpatruję się w pochylony sufit, pamięć mięśniowa śledzi formowanie pomimo gęstej ciemności wokół mnie.

To ta sama rutyna każdego ranka.

I w nocy.

Podrzucanie i obracanie, oczy płonące z potrzeby snu, podczas gdy mój umysł odmawia współpracy.

Zwijając pięści w bawełnianej pościeli, rzucam szybkie spojrzenie w kąt pokoju, brązowe oczy błyskają z powrotem, gdy Monet podnosi głowę. Jego uszy drgają w nudnym świetle księżyca, które wpada przez okno, ale kiedy nie robię ruchu, aby wstać, osiada z powrotem w pluszu swojego łóżka.

"Poważnie, Lincoln, odbierz ten cholerny telefon. Wiem, że się obudziłeś. Nie każ mi tam przychodzić i ciągnąć cię do miasta".

Prychnięcie wibruje w moim gardle na myśl o mojej ledwie stukilogramowej siostrze ciągnącej mnie gdziekolwiek; próbowałaby, ale bez względu na ilość siły, jaką zdołałaby wykrzesać, nigdy bym się nie ruszył. Ani umysłem, ani ciałem.

Porterowcy są notorycznie uparci.

Mimo to nie mam ochoty na osobiste zmaganie się z jej pyskówką o tak wczesnej porze, więc odwracam się na drugi bok i odsuwam kołdrę, przechodząc do pozycji siedzącej. Szorując dłońmi po twarzy, staram się nie skrzywić na szorstką fakturę mojej szczęki. Kiedy ostatni raz się goliłem?

Zsuwam się z pościeli, odsuwam zasłonę i wyglądam przez okno naprzeciwko łóżka, podziwiając księżyc odbijający się od brzegu.

Wsiąkam w to, pozwalając, by nieruchome, ciche powietrze otuliło mnie jak wełniany koc, po czym odwracam się na pięcie i ruszam w dół korytarza. Monet podrywa się na nogi i depcze mi po piętach, gdy tylko przekraczam próg.

Moja siostra kontynuuje gaworzenie, gdy moja ręka znajduje przełącznik światła na ścianie, przerzucając go w górę, podczas gdy ja ocieram zmęczenie z moich oczu.

Przez kilka uderzeń serca, takich, które mogę poczuć w gardle, stoję przed drewnianą ławką i wpatruję się w telefon stacjonarny.

Najgorsza decyzja w historii.

Cały urok przeprowadzki do tej części wyspy obracał się wokół braku usług telefonii komórkowej, a jednak uległam, gdy moja matka błagała mnie, bym nie odcinała się całkowicie.

Powinienem był wiedzieć, że będzie dzwonić od ręki.

Zaciskając szczękę, wyciągam rękę i naciskam przycisk głośnika, odcinając moją siostrę w połowie zdania. "Co?"

Daisy szydzi. "Nie 'co' mnie, jakbym właśnie wyrwała cię z pierwszego mokrego snu".

"Cóż, jesteś królową coitus interruptus".

"Jeden, ew. Wszedłem na ciebie raz w liceum i bardzo ciężko pracowałem, aby wymazać obraz twojego gołego tyłka z mojego mózgu."

Uśmiecham się, kucnąwszy lekko, by oprzeć się o stół. "Nauczyłeś się pukać po tym, prawda?"

Monet jęczy, upuszczając swój blond tyłek na podłogę, gdy wpatruje się we mnie.

"Dwa, proszę mi powiedzieć, że wiesz, co coitus interruptus faktycznie jest, a następnie proszę mi powiedzieć, że wiesz, że nie jest to skuteczna forma kontroli urodzeń. Mama będzie srać cegłą, jeśli zapłodnisz którąś z tych lasek, z którymi zadajesz się u Peteya".

Mój puls ożywa za moją prawą brwią, a ja delikatnie masuję to miejsce. "To nie są laseczki", mówię, a w mojej głowie pojawia się montaż ładnych twarzy z ostatnich lat.

Miejscowe dziewczyny, które myślą, że znają historię mojego życia z powodu małomiasteczkowych plotek - szczególnie z grupy kościelnej mojej matki - i chowają chęć naprawienia mnie pod swoim seksualnym apetytem. Takie, które zapominają o swoim dążeniu do oswojenia niespokojnego samotnika w chwili, gdy on sprawia, że dochodzą.

"To nie są naukowcy." Drobne bełkotanie wypełnia tło linii, a potem jest jakieś szurające, jak ona się porusza. "Ale są łatwe, więc rozumiem to. Nie oceniam."

Ona jest, ale nie wskazuję na to. Powstrzymuję się też od zauważenia, że właściwie minęło tyle czasu, odkąd zatopiłem się wewnątrz kogokolwiek, bimbo czy inaczej, że mój kutas jest zagrożony odpadnięciem z zaniedbania. Moja dłoń po prostu nie daje rady.

Ale jeśli o tym wspomnę, to ona będzie się martwić, a ona i nasza matka zawsze się martwią.

"Dlaczego się obudziłeś, Daisy?" pytam zamiast tego.

Jestem pewna, że już znam odpowiedź, ale chcę, żeby rozmowa skupiła się gdzie indziej.

"Jakbyś była jedyną osobą, której wolno wstać o czwartej rano? Może po prostu zadzwoniłem, żeby porozmawiać".

"Wstaję do pracy, a ty nigdy nie dzwonisz tylko po to, żeby porozmawiać".

"Tak?" Daisy pyta, i po prostu wiem, że jedna z jej ciemnych brwi jest wysklepiona w wyzwaniu. "O której godzinie poszłaś spać, w takim razie?".

Monet przesuwa się do przodu, ustawiając swój podbródek na moim kolanie. Sięgam w dół, gdy więcej tasowania pojawia się na linii, drapiąc między jego wielkimi oczami, gdy czekam. Stłumione słowa docierają do moich uszu, choć jestem pewien, że nie są przeznaczone dla mnie; kojące, uspokajające tony skierowane do mojego siostrzeńca, gdy zaczyna marudzić, zgodnie z planem.

Następuje pauza, a potem miękkie bulgotanie niemowlęcej treści.

W końcu moja siostra wraca, wypuszczając ołowiany oddech. "Charlie nie spał przez ostatnie kilka nocy. Myślę, że jest na wstecznym biegu czy coś w tym stylu, więc zamiast męczyć mamę, zabierałam go na zewnątrz i bujałam się z nim na huśtawce na werandzie, aż się zmęczył."

Moja szczęka znów się zaciska, irytacja drapie z tyłu gardła. Nie słyszałem tego wcześniej, ale w jej głosie jest zgrzyt, nurt wyczerpania, który wiem, że próbuje ukryć.

"Gdzie jest Gabe?"

"I..." Wdycha chwiejnie. "Cóż, miałam nadzieję, że z tobą? Nie widziałem go, odkąd wczoraj pojechał na posterunek na swoją zmianę."

Puls za moimi brwiami nasila się, pulsując tak mocno, że moje oko zamyka się instynktownie, jakby próbując zablokować ból. Podnosząc się na nogi, omijam Monet i idę korytarzem do kuchni, zapalając światło, gdy idę. Zatrzymując się przed zlewem, wyglądam przez okno, szukając na podwórku oznak życia.

"Nie ma go tutaj" - mówię, a złość spływa mi po kręgosłupie jak wrząca woda. Wściekłość drąży moje ciało, łącząc się z poczuciem winy, aż w końcu mówią tym samym językiem i pracują razem, by dokonać spustoszenia w moim wnętrzu.




Rozdział 1 (2)

Daisy nic nie mówi przez kilka minut. Byłbym przekonany, że się rozłączyła, gdyby nie miarowe ssanie karmiącej Charlie, albo fakt, że odmawia odejścia bez ostatniego słowa.

"Cóż," mówi w końcu. "Jestem pewna, że nic mu nie jest. Prawdopodobnie po prostu zapomniał napisać SMS-a, że się spóźni. Często tak robi, wiesz."

Przesuwam się na piętach. "Tak, robi."

"Jestem pewna, że nic mu nie jest", powtarza miękko, mantra, którą przyjęła w latach od czasu, gdy została żoną policjanta.

"Jeśli nie żyje, prawdopodobnie będziesz pierwszym, który się o tym dowie".

Żałuję tych słów, jak tylko opuszczą moje usta, wylewając się ze mnie jak gorące wymioty, ale nie ma sposobu, abym je odzyskał, gdy już się pojawią. Zaciskając zęby, aż moja szczęka czuje, że może pęknąć od nacisku, wstrzymuję oddech, czekając na jej reakcję.

Monet szczeka ze swojej pozycji przed drzwiami burzowymi, białą końcówką ogona wskazując nad głową. Moja siostra przeczyszcza gardło. "Czy to twój znak?"

Podchodzę do drzwi i otwieram je siłą, obserwując, jak pies przeskakuje przez próg i zjeżdża po doku, gotowy na naszą włóczkę.

Jego entuzjazm jest niemal zaraźliwy.

"Niestety, mam harmonogram, którego muszę się trzymać".

Moje oczy skanują zarys łodzi, jej sylwetkę ledwo widoczną w cieniach zapewnionych przez światło księżyca. Biznes homarowy mojego ojca nie jest dokładnie tym, wokół czego planowałem kręcić swoje życie w wieku dwudziestu dziewięciu lat, ale przypuszczam, że to właśnie dostaję za próby tworzenia planów.

"Racja." Charlie znów zaczyna marudzić, jego skomlenia zamieniają się w pełnoprawne zawodzenia, a ja ściszam głośność w głośniku, gdy wracam do holu. "Cóż, nie chcę cię powstrzymywać od... pracy."

Pauza przed słowem praca wysyła przeze mnie falę irytacji, a ja kładę jedną dłoń na ścianie, zakręcając palcami po wypolerowanej powierzchni bali.

"Dlaczego zawsze mówisz to w ten sposób?"

"Nie mówię tego w ten sposób, Lincoln".

Moja głowa wibruje, napięcie lansuje się w mojej czaszce i rozprzestrzenia pulsujące uczucie, aż krwawi do moich oczu. "Tylko dlatego, że nie robię tego w taki sam sposób, jak robił to Pops, nie czyni tego mniej uzasadnionym".

Choć prawdę mówiąc, nie obchodzi mnie, czy jest to legalne, czy nie; nigdy nie chciałem przejąć sterów. Po zakończeniu kontraktu z SEAL, wróciłem na Wyspę Skelm z nadzieją, że poświęcę trochę czasu dla siebie i zrelaksuję się, może wrócę do szkicowania, które robiłem, gdy byłem młodszy.

Wstąpiłem do marynarki zaraz po ukończeniu szkoły średniej i przeniosłem się do SEALs tak szybko, jak tylko mogłem, więc całe moje dorosłe życie spędziłem w ciągłym ruchu. Ucieczka przed moimi demonami, niektórzy powiedzieliby.

Kiedy wróciłem, chciałem tylko zatopić się w nostalgii.

Potem zmarł mój ojciec i nagle zostałem patriarchą rodziny. Tętniącym życiem Porter Lobster Co. Wszystko inne zeszło na drugi plan, a do mnie należało wymyślenie, jak uchronić firmę przed upadkiem.

Albo bankructwa.

Moja matka i siostra nie były zachwycone tym, do czego się posunąłem, ale niezależnie od tego, ich tyłki nie były na linii, więc to nie ma znaczenia.

"Nie powiedziałam, że tak jest." Daisy podnosi głos, teraz musi mówić nad dzieckiem, jej ciężkie westchnienie obmywa mnie. "Już wiem, jak potoczy się ta rozmowa, więc pozwolę ci się do niej zabrać. Widzimy się w niedzielę u mamy, dobrze?".

Ściskając drewno, aż moje paznokcie czują się tak, jakby mogły powstać pęcherze, przytakuję, mimo że ona mnie nie widzi. "Jasne."

Rozłącza się z ostatnim pożegnaniem, a ja wpatruję się w wypaczoną plamę w drewnie, ton wybierania dudni w moich uszach. Jak po każdej rozmowie z moją siostrą, kończę ją czując, że wpadam w spiralę, zawieszony w czasie bez wsparcia i kierunku.

Niewolnik mojego poczucia winy, zamknięty w męczącej walce pomiędzy tym, że nie chcę rozczarować ludzi, a tym, że ciągle czuję się jak rozczarowanie dla samego siebie.

Ale wstyd nie płaci rachunków, więc po kilku sekundach na przegrupowanie, rozbijam palec na przycisku "zakończ rozmowę" i szykuję się do pracy.

Zdejmuję szare spodnie do biegania i przyglądam się sobie w lustrze w łazience; zmierzwione czarne włosy, mnóstwo tatuaży pokrywających obie ręce i rozciągających się na klatce piersiowej - abstrakcyjne wzory i przypadkowe projekty, które szkicowałem przez lata, a które wyryłem na skórze, gdy tylko moje stopy wróciły na amerykańską ziemię.

Przeciągając kciukami po oczach, próbuję wymazać dowody mojej bezsenności, ale bezskutecznie; purpurowe kawałki skóry kontrastują z zielenią moich tęczówek, sprawiając, że błyszczą w górnym oświetleniu.

Zakładam kaczą kurtkę Carhartt i dzianinową czapkę, zamykam i wychodzę na zewnątrz.

Większość innych lobstermenów w okolicy ma całą załogę wyruszającą na zaciąg - ktoś do kierowania, ktoś do zastawiania pułapek, ktoś do czyszczenia, mierzenia i wypuszczania.

Ale inni lobstermeni to kutasy, a ja nie jestem swoim ojcem, więc wypływam na wodę sam. Mniej miejsca na bzdury i błędy, gdy robię to wszystko sam.

Po przygotowaniu się i szybkim przeglądzie technicznym łodzi, ruszam w dół doku.

Zatrzymuję się, by przypiąć Moneta do kamizelki ratunkowej, otwieram bramę i stopą uziemiam statek, by mógł wejść na pokład. On siada pod wiatą sterowniczą, jego różowy język dyndający z ust, jak on spodnie z podniecenia.

Nasze oddechy wyraźnie wdzierają się w chłodne powietrze, wirując jak chmury nad nami.

Niebo zaczyna się rozjaśniać w miarę upływu poranka, podnosząc zasłonę mroku, która zdaje się okrywać wyspę Skelm każdej nocy.

A może to tylko okolica, w której mieszkam, domek z bali położony między gęstym lasem a bezkresnym Atlantykiem. Moja matka i pośrednik nieruchomości ostrzegali mnie przed przeprowadzką do tak samotnego miejsca, ale nalegałem, powołując się na doskonałą lokalizację nad wodą.

Fakt, że jest w zasięgu wzroku jedynej na wyspie latarni morskiej, niedziałającej od lat, był tylko bonusem.

Wrzucając najpierw na pokład moje olejne spodnie, wchodzę właśnie na pomost, gdy drzwi do wewnętrznej kabiny otwierają się, wywołując u Monet szczekanie.




Rozdział 1 (3)

Gabe wychodzi, wciąż ubrany w połowie swojego policyjnego munduru, ale z białym V-neckiem wsuniętym do środka, przecierając oczy, jakby był tu całą noc.

"Co jest, kurwa?" Pstrykam, śmigając na platformę. Monet krąży wokół mnie, jego szczekanie ustępuje, gdy jestem obok niego. "Czy śpisz na mojej łodzi?"

Przeciągając żylastą rękę przez jego piaskowe włosy, przytakuje. "Nie chciałem cię obudzić".

I scowl. "Dlaczego tu jesteś? Masz w domu noworodka, który wysysa cały czas mojej siostry."

Podchodzi do ławki i opada na nią, kręcąc głową. "Doskonale zdaję sobie sprawę z tego faktu, Porter. Wyszedłem z pracy jakąś godzinę temu i po prostu nie byłem gotowy na powrót do domu." Zerkając w górę na mnie, potrząsa głową. "Dziecko nie śpi, człowieku. Jak ktoś to znosi? Potrzebuję moich pełnych ośmiu godzin, albo jestem absolutnie bezużyteczny."

"Tak, moja siostra też." Podnoszę brew. "Właśnie skończyłem mówić jej, że cię nie było."

"Więc nie mów jej, że się myliłeś. W końcu wrócę do domu."

Wiedząc lepiej niż próbować się z nim kłócić, i nie chcąc angażować się w ich bałaganiarskie życie domowe bardziej niż to konieczne, przesuwam się za kolumnę kierownicy. Wchodząc do mojego sprzętu transportowego, jedna noga po drugiej, wciągam pomarańczowe gumowe spodnie na biodra i zabezpieczam je na ramionach.

Gabe wstaje, podchodzi do miejsca, gdzie łódź jest przywiązana do doku i zaczyna nas odczepiać. Opierając dłonie na drewnie, odpycha nas, a potem dryfujemy poza strefę budzenia; kręcę silnikiem, gdy tylko przepłyniemy, i kieruję się w stronę skrawka morza, do którego kilka dni temu wrzuciłem pułapki.

Morskie powietrze świszcze obok, słona woda rozpryskuje się, gdy jedziemy do przodu, a Gabe wciąga kamizelkę ratunkową, opierając się na ławce.

"Nie zdradzam jej, wiesz".

"Dobrze," pół krzyczy, trzymając wzrok na horyzoncie. "W przeciwnym razie wypłynięcie tutaj ze mną było bardzo złym pomysłem".

Uśmiecha się, kiwając raz głową, a potem brwi przejmują kontrolę. "Rodzicielstwo jest po prostu o wiele trudniejsze, niż kiedykolwiek spodziewałem się, że będzie. Daisy jest niesamowita, ale ja... Po prostu czuję się jak gówno."

"Jesteś", zgadzam się.

Otwiera usta, aby powiedzieć więcej, ale odcina się, gdy zbliżamy się do moich boi, wskazując, że jesteśmy w miejscu pułapki. Łódź pracuje na biegu jałowym, gdy upuszczam ptaki, mechaniczne ramiona, które nas stabilizują, a ja przesuwam się na bok, sięgając po linię z hakiem gaff.

"Słuchaj, jesteśmy przyjaciółmi od prawie dwudziestu lat, Gabe. Rozumiem to, ale to jest łódź bez uczuć, więc zamknij się, kurwa, ze swoim mopingiem i pomóż mi wyciągnąć ten garnek".

Tocząc oczy, pcha się na nogi, klękając jednym kolanem na ławce. Owijamy ręce wokół liny i zaczynamy ciągnąć; rzucam hak za siebie i używam jednego ramienia, dodając drugie, gdy napotykamy opór.

"Myślałem, że używasz pułapek z drutu" - mówi Gabe, rzucając mi zirytowane spojrzenie, gdy kontynuuje ciągnięcie.

"Robię", mówię, potrząsając głową. "Nigdy nie są tak ciężkie. Musiała się na czymś zaczepić".

I chociaż zarzucam sieć przed moją pułapką, zbierając zanieczyszczenia i gruz, stały stan energii kinetycznej oceanu oznacza, że moje liny plączą się częściej niż nie.

Pojedyncza mewa przechodzi nad nami, skrzecząc, gdy przechodzi, i wysyłając przeze mnie falę niepokoju. Prawdopodobnie to nic takiego, ale osobiste przesądy mojego ojca dotyczące wędkarstwa mieszkają bezczynnie w moim mózgu, a obecność jednego, samotnego ptaka na wodzie nigdy nie jest dobrą rzeczą.

Połykając, delikatnie szturcham Monet z drogi i rozszerzam nogi, ciągnąc, aż coś bladego błyska na powierzchni ciemnej wody. "Ok, tam. Myślę, że to dostajemy", mówię, kiwając głową, gdy Gabe kontynuuje lejkowanie liny w górę.

Zbiera się między naszymi stopami, postrzępiona prawie do punktu złamania, a ja marszczę się na nią przez bit, wiedząc, że to były zupełnie nowe liny. Cokolwiek utknęło, musiało być ostre, albo gwałtowne.

"Co to kurwa jest?"

Gabe blokuje swoje kolana o bok łodzi, ręce zamarzają w połowie pociągnięcia. Pochylam się do przodu, oczy rozszerzają się, gdy rozdęta ręka wyskakuje z wody, bobując z falami. Mój żołądek węzeł, napięcie szyje moje gardło, a ja kontynuuję jankowanie, moje serce bije jak werbel przeciwko mojej klatce piersiowej.

"Cholera jasna", mówię, krzywiąc się, gdy włosy wznoszą się, przyczepione do długości dorosłego ciała, owinięte ciasno linią jak bluszcz. "Jakiś głupi chuj pewnie wypłynął za daleko i dał się złapać w pułapkę".

Pochyleni nad krawędzią łodzi, zaczynamy podnosić ciało; to żaden z naszych pierwszych razów, gdy widzimy martwe ciało.

Podnosimy je, upuszczając kobietę na plecy na pomost. Moje oczy natychmiast znajdują jej oczy, szerokie i niewidzące, zamrożone w czasie. Nie mogę przestać się zastanawiać, co widziała ostatnio.

"Uh... Porter?" mówi Gabe, przykucając na kolanach. Sięga w dół, odsuwając na bok podartą, zalaną wodą bluzkę kobiety, odsłaniając staranny napis wyryty na jej brzuchu. Signasti fatum tuum. "Ja nie... Nie sądzę, by ta osoba utonęła".




Rozdział 2 (1)

==========

Rozdział 2

==========

"A dlaczego tak się czujesz?".

Wzdychając, stukam palcami o brązową skórę kanapy doktora Alabastra.

Przebywanie tutaj sprawia, że mnie swędzi.

Szczerze mówiąc, każde pomieszczenie o białych ścianach, ze stęchłym powietrzem i tykającymi zegarami sprawia, że moje wnętrzności się skręcają, a nerwy napinają. W zasadzie, poza spotkaniem z dr Alabasterem w ramach badań przed awansem, celowo unikałam wszystkiego, co choćby zbliżone do psychiatry.

Nie muszę się z kimś spotykać.

Terapeuci są dla zepsutych ludzi.

A ja nie powinnam być zepsuta.

Ale spróbuj powiedzieć to mojemu szefowi. Sierżant nalega, że muszę tu być, aby uporządkować swoje uczucia, co oznacza upewnienie się, że jestem wystarczająco stabilny psychicznie, aby pracować w terenie. A biorąc pod uwagę, że wyrwałem się z czterech lat służby w patrolu i stoczyłem kilka walk z moimi nadopiekuńczymi rodzicami, żeby zostać detektywem, zatrzymanie zdrowia psychicznego jest ostatnią rzeczą, jaka chciałaby się zdarzyć.

Zasysam moją dolną wargę do moich ust, przed wydmuchaniem oddechu i wklejeniem uśmiechu na moją twarz. "Dlaczego czuję się w jaki sposób? Jakby bycie tutaj było stratą czasu?"

Dr Alabaster stuka swoim drogim czarnym piórem o swoje cienkie wargi, jego ciemne oczy skanują mnie znad górnej części swoich okrągłych okularów w drucianej oprawie. "Sloane," wzdycha, pochylając się do przodu. Metalowe skrzypienie krzesła sprawia, że zaczynam odczuwać ból, tak jakby jego osąd grabił w dół mojego środka. "To tylko środek zapobiegawczy. Sposób na wygadanie emocji, żebyś mogła się wyleczyć".

"Nic mi nie jest."

Jego podbródek wskazuje w dół, oczy zwężają się. "The Portland Dresser trzymał cię w niewoli przez czterdzieści osiem godzin w opuszczonej chacie".

Mój żołądek zaciska się, ale zmuszam się do śmiechu. "Ktokolwiek wymyślił ten pseudonim, zasługuje na więzienie". Potrząsam głową, ciemnobrązowe kosmyki opadają mi na twarz od ruchu. Podnoszę rękę, żeby schować je za uchem. "Poza tym, to było trzydzieści osiem godzin".

nuci. "I co się stało w ciągu tych trzydziestu ośmiu godzin?"

"Nic." Moje oczy dart z jego twarzy do argyle'owych skarpet, które pasują do jego niebiesko-żółtego krawata. "Szczerze mówiąc, on był..."

Ładnie.

Odgryzam słowo, zanim przejdzie mi przez usta, a mój wzrok przykuwa notatnik siedzący na kolanach doktora Alabastra. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję, jest zapisanie przez niego, że mam syndrom sztokholmski, ponieważ myślałam, że seryjny morderca jest serdeczny.

"Słuchaj. Rozumiem, że po prostu wykonujesz swoją pracę. Ale nic mi nie jest, doktorku. Obiecaj. Nie możemy zrobić czegoś mniej przygnębiającego? Czy może szczęście jest wbrew regułom w terapii?" Policzki bolą mnie od tego, jak szeroko rozciągam swój uśmiech, a moje nogi skaczą, nerwy i kofeina, którą łyknąłem przed przyjściem tutaj, sprawiają, że moje ciało jest rozedrgane.

Kącik jego ust drga. "Unikasz pytania".

"Próbuję rozjaśnić nastrój".

Stuka swoim piórem o blat papieru. "Ja po prostu wykonuję tu swoją pracę".

Wzdycham, przebiegając dłonią przez włosy. "A ja właśnie wykonywałam swoją".

Fakt, że muszę przychodzić na te "sesje", aby utrzymać wspomnianą pracę, jest cierniem w mojej stronie. Nie widzę, żeby zmusili Alexa, żeby się tu pojawił i usiadł, żeby porozmawiać o swoich uczuciach.

Przyznaję, że to nie on wylądował na liście zabójców psychopaty, ale to on mnie znalazł. I jest moim partnerem, na litość boską, więc czy to nie powinno być coś w rodzaju współpracy?

"Czy trzymał cię w piwnicy?" pyta dr Alabaster.

Mój oddech łapie się w płucach, gdy uderza mnie wspomnienie.

To było głupie, że poszłam do chaty sama. Ale miała być opuszczona. Dostaliśmy anonimowy cynk, że jedna z ofiar była tam widziana tuż przed swoim zniknięciem, a ja chciałam uderzyć, póki ślad jest jeszcze świeży.

Nie spodziewałem się, że to będzie pułapka.

"Tak było", mówię powoli.

"Jak się z tym czułeś?"

Wydychając, odchylam się do tyłu, żując wnętrze policzka, gdy filtruję przez moje opcje. Wiem, że jeśli będę zbyt mocno naciskać, nie będzie to dobrze wyglądać w biurze. Ale nie ma nic, czego pragnęłabym mniej niż pozwolić doktorowi Alabasterowi zajrzeć do mojego mózgu.

"To sprawiło, że poczułem się przestraszony".

To kłamstwo. Większość czasu spędziłam w różowej jedwabnej sukni, moje włosy były szczotkowane, podczas gdy Harold Holmes - znany jako "The Portland Dresser" - opowiadał mi o wszystkich sposobach, w jakie zamierzał mnie ubrać i uczynić moje zwłoki pięknymi.

Nie byłem przerażony. Byłem zafascynowany.

Coś w umyśle seryjnego mordercy, czysty geniusz i metodologia, która za nim stoi, sprawia, że chcę zanurzyć się w ich głowach i tam zamieszkać. To jest powód, dla którego poszedłem do wymiaru sprawiedliwości w pierwszej kolejności. I szczerze mówiąc, nie boję się śmierci. Boję się, że zapomnę jak żyć.

Ale przyznanie się do tego na głos prawdopodobnie nie sprawi, że wrócę do pracy w terenie.

"I jak sobie radzisz od tego czasu?" kontynuuje dr Alabaster.

Wzruszam ramionami, żując wnętrze mojej wargi. "W porządku, tak myślę. Moja mama dzwoni do mnie co dwadzieścia minut, a ja zostałem zdegradowany do pracy przy biurku, co jest cokolwiek... nudne."

"Jakieś problemy ze snem?"

"Nie. Śpię jak zabity." Uśmiecham się.

Dr Alabaster się nie śmieje.

"Twardy tłum", mruczę.

"Daj spokój, Sloane. Jeśli nie potraktujesz tego poważnie, to nie mogę cię oczyścić".

Panika zaciska się wokół mojej piersi na tę myśl. "Ok, przepraszam." Przerywam, przełykając wokół nagłego ucisku w moim gardle. "To było niepokojące, kiedy to się stało, ale... to jest ryzykowna praca. Wiem o tym i zaufałam Alexowi, że mnie znajdzie. Co zrobił." Wydmuchuję oddech. "Super szybko, mogę dodać."

Zbyt szybko. Oddałabym wszystko za jeszcze kilka minut, żeby wybrać mózg Harolda, spróbować zajrzeć w głąb jego umysłu i dowiedzieć się, co go kręci.

"Powiedział, że podobają mu się moje oczy." Słowa wylatują, zanim zdążę je zatrzymać, ale nie żałuję, że tak się stało. Jeśli będę musiała opowiedzieć o tych kilku godzinach, kiedy byłam w niewoli, to zrobię to, wolę to niż pozwolić mu zagłębić się w inne obszary mojej psychiki, do najgłębszych, najciemniejszych części, gdzie nawet ja nie wchodzę.




Rozdział 2 (2)

Dr Alabaster przytakuje. "To nie jest strasznie zaskakujące. Twoje rysy są bardzo podobne do jego innych ofiar".

Parskam śmiechem, bo tłumaczy sprawę tak, jakby to nie ja ją rozwiązywałem. Jakbym to nie ja odkryła schemat jego zabójstw. Jakby wszystkie były kobietami o ciemnych włosach i ładnych oczach.

A dokładnie niebieskie oczy. Wyrwane z gniazdek, gdy ciała zaczęły wynurzać się na brzegu. Widziałam je siedzące w słoikach na blacie, podczas gdy on przeczesywał moje włosy.

Przeszedł mnie dreszcz.

Brzęczenie rozbrzmiewa w pokoju, a doktor Alabaster wzdycha, sięgając po ekran swojego telefonu. Podnoszę się, szczęśliwa, że udało mi się przejść przez tę farsę oceny. "Czy to oznacza, że skończyliśmy?"

Wpatruje się we mnie przez długą chwilę. "Tak, skończyliśmy, Sloane. Dam znać sierżantowi, że wszystko jest w porządku".

Podskakując, przejeżdżam dłonią po mojej bluzce. "Super. Dzięki, Doc."

Idę przejść obok niego, ulga przepływa przez moje żyły. Dopiero gdy jestem przy drzwiach, jego głos mnie zatrzymuje. "Ale zamierzam zasugerować, abyś nadal rozmawiał z kimś, tak na wszelki wypadek".

Mój żołądek się kurczy. "Doc, nie. Nie umieszczą mnie na żadnych sprawach, jeśli to zrobisz. Proszę, błagam cię. Nie mogę siedzieć za biurkiem przez kolejne sześć miesięcy. Dosłownie przestanę istnieć." Wskazuję na niego palcem. "Czy naprawdę chcesz mieć to na sumieniu?".

Jego szczęka napina się, mięsień pracuje tam i z powrotem, ponieważ moja przyszłość leży w jego rękach. W końcu przytakuje. "Dobrze."

Promieniuję na niego, pędząc i wciągając go w uścisk. Jego ciało sztywnieje na krześle, jego ręka podchodzi, by poklepać mnie po plecach.

"Dziękuję. Nie będziesz tego żałował." Wycofuję się, mrugając. "Nic mi nie jest."

* * *

Mój umysł zatrzaskuje się jak gumka, świadomość ściekająca po moich wnętrzach, sprawiając, że sapię, gdy strzelam w górę w łóżku. Moje serce bije przez cienką tkaninę mojej zbyt dużej koszulki, a ja chwytam się za klatkę piersiową, próbując ustabilizować oddech.

Kolejny koszmar.

Za każdym razem to samo. Jestem na klifie, chłód wnika w moją skórę, gdy biegnę w stronę krawędzi, mój oddech materializuje się przede mną - lodowate kule paniki zamarzają w powietrzu. I wtedy spadam.

W moim mózgu pojawia się pulsowanie, gdy próbuję przypomnieć sobie resztę, ale mgła opada, sprawiając, że obrazy mojego snu są mętne i niejasne. Wzdychając, sięgam do szafki nocnej, zapalam lampkę i po omacku sięgam po dziennik, który trzymam przy łóżku. Nie zajmuje mi dużo czasu zapisanie notatek z tego, co pamiętam, i nawet jeśli nie mam wyraźnego wspomnienia, wiem, że to uczucie będzie mnie prześladować przez resztę nocy.

Zawsze tak jest.

Zerkam na zegar, jaskrawoczerwone cyfry wbijają się w moje zmęczone oczy.

Trzecia rano.

Rozciągając się, zrzucam kołdrę i idę do mojej szafy, chwytając starą bluzę USPM - mojej alma mater - a następnie kieruję się do drzwi wejściowych, chwytając kluczyki do mojej Hondy.

To była moja rutyna przez ostatnie trzy tygodnie. Odkąd zaczęły się koszmary. Znowu. Jako dziecko często je miewałem. Za każdym razem ten sam.

Moja mama faszerowała mnie melatoniną i herbatą rumiankową, próbując uspokoić mnie na tyle, by zasnąć bez snów, ale to nigdy nie działało. Aż pewnego dnia, po prostu przestały.

Na zewnątrz jest chłodno, chrzęst liści pod moimi butami jest głośny, gdy pędzę do samochodu, włączam go i dmucham w ogrzewanie, trzymając moje zziębnięte dłonie przed otworami wentylacyjnymi. Kiedy już czuję palce, wrzucam wsteczny bieg, wyjeżdżam z mieszkania, przejeżdżam obok zapalonych lampionów, które stoją na tarasie, i skręcam w główną drogę.

Nawet nie muszę się zastanawiać, dokąd jadę.

Skelm Island.

Nigdy tam nie byłem - musisz wziąć prom, żeby dostać się do miasta - ale przez ostatnie kilka tygodni robiłem drogę do slipu, siadałem na pustym parkingu i odpływałem, dopóki słońce nie przebiło się przez horyzont, mieniąc się na zamglonej wodzie.

Z jakiegoś powodu jest to jedyne miejsce, które uspokaja mój mózg i pozwala mi po prostu być; do tego stopnia, że tracę czas.

Dzisiejsza noc nie jest wyjątkiem.

Nie jestem pewien jak długo to trwa, mogą to być minuty lub godziny, ale kiedy wracam do rzeczywistości, w jakiś sposób znalazłem się poza moim samochodem, opierając się o barierkę na skraju doku. Niepokój przepływa przeze mnie z powodu brakującego kawałka czasu.

Moje oczy rozglądają się dookoła, gęsta mgła toczy się po ziemi. Gęsia skórka pojawia się na moich ramionach, a ja obracam się, wpatrując się w skalistą wyspę, zastanawiając się, co to jest, że wciąż sprowadza mnie z powrotem.

Ruch z boku przykuwa mój wzrok, a ja mrużę oczy, pochylając się do przodu. Łódka. Jest tak mała, że ledwo ją dostrzegam, ale jest tam, płynąc obok latarni morskiej, która siedzi jak zaciemniona wieża na krawędzi klifu.

Głosy przeskakują przez powietrze, sprawiając, że mój kręgosłup sztywnieje, a ja się obracam, serce wali mi w piersi, jakbym robiła coś złego.

Pośpiesznie wracam do samochodu, tym razem nawet nie czekając na ciepło, bo cofam z działki, robiąc godzinną wędrówkę do mojego mieszkania w centrum Portland.

Mój telefon wibruje, jak tylko jestem przy drzwiach wejściowych, a ja wyciągam go z kieszeni kaptura wraz z kluczem do domu, Alex miga na ekranie.

"Stary, jest siódma rano", jęczę, gdy odbieram.

Śmieje się, gładki, hałaśliwy chuckle, który rozprzestrzenia się w mojej klatce piersiowej jak ciepły koc, jego znajomość sprawia, że czuję się zadowolony po raz pierwszy przez cały ranek. "Carina." Pseudonim prześlizguje się przez telefon. "Skończ z tym gównem i wejdź tutaj. Sarge ma świeżą sprawę, chce nas na niej".

Moje plecy prostują się, mój klucz słabnie, gdy wciskam go do zamka. "Naprawdę?"

"Mmhm," nuci Alex. "A ty będziesz tego chciał".

Uśmiecham się, energia zapping przez moje wnętrza, dreszcz nowej sprawy sprawiając, że senność zanika. Pchając drzwi wejściowe, wchodzę do środka, ciepło mojego mieszkania przebija się przez moją twarz, moje policzki płoną od zmiany temperatury. "Oczywiście, że chcę", szydzę. "Co ty możesz wiedzieć?"

"Byłeś kiedyś na wyspie Skelm?"




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Ciągle Cię kochać"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści