Steal Her Innocence

Rozdział pierwszy (1)

----------

Rozdział pierwszy

----------

Najmniejszy pokój należał do największego nieudacznika. Nic nie mówiło tak patetycznie jak niebieska pościel w kropki na białym łóżku na kółkach otoczonym czterema ścianami przypiętymi plakatami zespołów rockowych i słynnych siatkarzy.

"Weź to łóżko, Parker. Możesz je wstawić do jednego z wolnych pokoi".

"Nie chcę tego łóżka, mamo".

"Dlaczego nie? Spałeś w nim odkąd skończyłeś cztery lata".

Parker zgasiła światło i zaniosła ostatnie swoje rzeczy po schodach. "Czy widzisz, jak właśnie odpowiedziałaś na własne pytanie?".

Nie było dumy śpiącej w swoim dziecięcym łóżku w wieku dwudziestu sześciu lat, tak jak nie było dumy z ciągu tymczasowych prac i bezużytecznego wykształcenia w college'u. Parker Cruse nie planowała nosić etykietki bumerangu, ani nie planowała, że jej ukochany z liceum będzie ją zdradzał z Piper - jej siostrą bliźniaczką.

"Raz podstępna dziwka, zawsze podstępna dziwka". Nosiła diabelski uśmieszek, analizując zdjęcie szczęśliwej pary.

W dniu, w którym zdradzający wymienili śluby, Parker przestała planować. Przestała też rozmawiać z siostrą. Wybór Piper, nie jej. Zmieszanie silnego środka przeczyszczającego do kawy panny młodej w poranek jej ślubu nieodwracalnie zniszczyło ich relacje.

"Twoja siostra nie jest zdzirą, ani nie jest oszustką. Minęły dwa lata od ślubu. Myślę, że nadszedł czas, byś do niej zadzwoniła".

Ignorując pokojowe wysiłki mamy i stronniczą ocenę bliźniaczki, Parker dokonała ostatecznych oględzin oprawionego w srebrną ramkę zdjęcia ślubnego o wymiarach osiem na dziesięć, znajdującego się na pociemniałym płaszczu. Przejechała palcem wzdłuż drewna.

"Kiedy ostatnio odkurzałaś?"

"Parker."

"Mamo", Parker zadrwiła, otrzepując kurz z palca.

"Mówię poważnie. Piper jest twoją siostrą. Nienawidzę tego, że oboje nie możecie odłożyć przeszłości za siebie i zacząć od nowa".

Miesięczna ilość kurzu pokryła również zdjęcie.

"Ja też jestem poważny. Kiedyś beształaś nas za to, że nie pomagamy w domu, ale teraz, gdy jestem chętna do pomocy, czujesz się 'osądzona' za każdym razem, gdy podnoszę ściereczkę do kurzu lub odkurzacz."

"Przestań zmieniać temat".

Parker znów prześledziła palcem wzdłuż płaszcza.

S h a m e

"Parker!" Janey Cruse pacnęła córkę w tyłek i wymazała graffiti ręką. "Teraz będę musiała zdjąć wszystko z płaszcza i odkurzyć. Jesteś gorsza od tych idiotów, którzy piszą 'umyj mnie' na tylnych szybach brudnych samochodów".

Gorszy? Nie do końca. Była jedną z tych idiotek, które piszą "umyj mnie" na tylnych szybach brudnych samochodów.

Parker wzięła z komody zdjęcie ślubne i obejrzała jasnobrązowe włosy siostry ułożone w długie fale w dół pleców, jak u ich mamy. Wzgardzona i bezlitosna Parker obcięła swoje do ramion, spłaszczyła je i przefarbowała na trzy odcienie ciemniejsze, bo skończyła z byciem identyczną bliźniaczką.

"Fotograf wykonał wspaniałą robotę photoshopując tren jej sukni". Parker potrząsnęła głową i gwizdnęła cicho. "Musieliśmy pracować przez ponad godzinę, próbując usunąć całe to gówno z satyny i koronki".

"Parker, to nie jest śmieszne."

"Nie." Odwróciła się w stronę mamy, nosząc przesadny zębaty grymas. "To naprawdę nie jest."

"Zrujnowałaś jej ślub."

Ze wzruszeniem ramion, prześledziła palcem wzdłuż zakurzonej fotografii.

T r a i t o r

"Cóż, nikt nie umarł".

"Parker."

"Mamo." Wyciągnęła imię Janey, udaremniając wysiłek mamy, by prowadzić poważną rozmowę.

Trzy szybkie trąbienia odbiły się echem od napędu. Janey pomarudziła na zdjęcie, gdy Parker odstawiła je na swoje miejsce. Chwyciła szary wiklinowy kosz na pranie i udała się do tylnych drzwi po wzorzystym linoleum, poplamionym i porysowanym od lat intensywnego ruchu.

"To właśnie mi powiedziała". Upuszczając kosz przy drzwiach, aby tata załadował go do ciężarówki, ponownie stanęła przed mamą. "Kiedy weszłam na nich, w moim łóżku, nago -"

"Parker, nie muszę wiedzieć-"

Trochę śmiechu spadł płasko do simmering, bolesne rozbawienie. Zmywarka brzęczała i bulgotała, uderzając w nerwy Parker tak samo jak pokojowe próby jej mamy.

Nawet wtedy, po latach, to wciąż szczypało. "Co? Szczegóły? Nie musisz wiedzieć, że słodka, niewinna Piper miała usta wokół mojego chłopaka -"

"Parker!" Janey zacisnęła pięść na piersi, jakby sięgając po niewidzialny sznur pereł.

Z absolutną pewnością Parker wiedziała, że jej rodzice uprawiali seks raz w życiu małżeńskim. Spali w osobnych sypialniach, odkąd tylko jej pamięć mogła sobie przypomnieć. Janey nigdy nie rozumiała, co "wielkiego" jest w seksie. Przy rzadkich okazjach, kiedy nawet wypowiedziała to słowo, jej twarz wykrzywiała się z obrzydzeniem.

"To jest to?"

"Tak", Parker odpowiedział tacie, nie odwracając się od kwaśnej twarzy mamy.

Chwycił za koszyk. Kilka sekund później podmuch wiatru trzepnął drzwiami ekranowymi.

"W porządku. Żadnych więcej szczegółów, poza tym jednym. Kiedy powiedziałem Piper, że zrujnowała moje życie, że odrzuciłem dwa różne stypendia na siatkówkę, żebym mógł uczęszczać do tego samego college'u co Caleb ... powiedziała: 'Przykro mi, Parker, naprawdę jestem, ale nikt nie umarł'".

"Kochanie ..." Janey przechyliła głowę na bok, głos miękki "...to nie był dobry powód, aby zrobić jej to w dniu ślubu".

Lawa gniewu rozprzestrzeniła się wzdłuż skóry Parker, aż jej policzki spłonęły. "Zrobiłam to, co zrobiłam, z powodu jej głupiego toastu na próbnej kolacji!".

"To był piękny toast".

"Kurwa mać, mamo!"

"Parker." Tsk-tsked ją z dezaprobatą potrząsnąć głową. "Jesteś zbyt inteligentna, by używać takiego języka".

Lata stłumionej złości wypłynęły na powierzchnię. Parker przejechała rękami po włosach i schowała je za uszy, mrucząc przy tym. "Pozwól, że odświeżę ci pamięć. To było coś takiego: 'Chciałabym podziękować Parker za to, że była nieświadoma miłości kwitnącej między Calebem a mną, a potem łaskawie odsunęła się na bok, żebyśmy mogli być razem'. To nie był uroczy toast. To był słowny policzek w twarz i to było strasznie żenujące i poniżające."




Rozdział pierwszy (2)

Janey przysunęła się bliżej i oparła dłoń na policzku Parkera. "Piper zadzwoniła do mnie wczoraj. Ona i Caleb przeprowadzają się z powrotem do domu w przyszłym miesiącu". Jej usta ściągnęły się w współczujący uśmiech. "Twoja siostra jest w ciąży".

Nazwaliby swoje dziecko czymś w rodzaju Gullible lub Oblivious i powiedzieliby, że nazwali je po Parkerze.

"Cóż, dobrze, że się wyprowadzam, żeby mogli odwiedzać ciebie i tatę bez wpadania na mnie". Zachowanie stanowczej pewności siebie po tym stwierdzeniu zasługiwało na nagrodę, biorąc pod uwagę, że jej "przeprowadzka" była drogą przez drogę do starego domu na farmie jej dziadków. Imponujący pokaz niezależności jak na wykształconą w college'u dwudziestokilkulatkę. Gdyby Piper i Caleb dokładnie nazwali swoje dziecko po niej, musiałoby to być Pathetic Loser.

"Jedziesz ze mną czy idziesz?" zapytał jej tata. "Przejechałem Old Blue wcześniej i zaparkowałem go w garażu. Będziesz chciała wkrótce kupić otwieracz do drzwi garażowych. Na pewno przed zimą."

Parker odwróciła się i przepchnęła półuśmiech przez swoją upartą brew. "Ja się przejadę. Może dzięki temu poczujesz się bardziej oficjalnie. Co do otwieracza do drzwi garażowych, to nie jest to wysoki priorytet. Mogę otworzyć i zamknąć drzwi po prostu dobrze".

"Będzie mi ciebie brakowało, kochanie".

Bart Cruse przewrócił oczami na komentarz żony. "Jeez, kobieto! Ona będzie po drugiej stronie drogi. Sto jardów."

Kolejne potwierdzenie statusu przegranego Parkera.

"Pęknijcie okna. Zrobiłeś całe to malowanie, a nawet jeśli farba bazowa nie miała LZO, były LZO w barwnikach. I nie zapomnij sprawdzić baterii do czujników dymu".

"Tak, mamo." Dała jej kciuk w górę i poszła za tatą za drzwi.

"I czujnik tlenku węgla też! Obawiam się, że zapomnisz o nim, gdy włączysz piec tej zimy!".

Bart chichotał, gdy luźny żwir ich napędu chrzęścił pod jego butami. "Widzisz z czym miałem do czynienia przez ostatnie trzydzieści pięć lat?"

Parker zmrużyła oczy, gdy nagły podmuch kopnął brud, gdy wskoczyła do ciężarówki. "Ona po prostu wyraża większość swojej miłości w postaci zmartwień. To wciąż jest miłość." Zatrzasnęła drzwi.

Mamrotał coś, ale nie było to żadne określenie uwielbienia.

*

Nowa niezależność Parker mogła znajdować się w stu jardowym cieniu domu jej rodziców - oddzielonego przeciwległymi żwirowymi podjazdami i dwupasmową wiejską drogą - ale kwalifikowała się jako wolność.

Inny dom.

Inna działka.

Nowy początek.

Ona i jej ojciec spędzili większą część wiosny, naprawiając stare miejsce wewnątrz. Odnowili ciemne drewniane podłogi dwupiętrowego domu, pomalowali szafki na biało i wymienili laminowane blaty w kuchni i dwóch łazienkach na granitowe. Parker pokryła prawie każdą ścianę odcieniem niebieskiego, aby uczynić ją swoją własną. Może i było tam kilka lotnych związków organicznych, ale Parker wolała zapach nowej farby od poprzedniego zapachu stęchlizny, który przylegał do każdej powierzchni.

Parker wydała każdy grosz, który zaoszczędziła od czasu studiów, żeby przeprowadzić remont. Opłaty za media byłyby wyzwaniem, dopóki nie znalazłaby pracy. Termostat ustawiony był na osiemdziesiąt dwa, a zimą obniżała go do sześćdziesięciu pięciu. Nie była bezdomna ani nie mieszkała z rodzicami; tylko to się liczyło.

Podczas gotowania pierwszego oficjalnego obiadu w swoim domu czyjaś pięść uderzyła w drzwi wejściowe. Ze stuprocentową pewnością wiedziała, że u jej drzwi stoi Janey Cruse, zawodowa martwiara.

Mamusia Najdroższa nie mogła pozostać poza domem przez pełne trzy godziny. Żadne imprezy ani orgie nie były w najbliższej przyszłości Parker, ale chciała, żeby jej opcje były otwarte i rodzice nie wpadali do niej po woli.

Odwróciła palnik gazowy i podniosła swój grillowany ser z patelni. "Gorąco! Auć!" Wylądował na jej talerzu, totalne szczęście. Parker ssała swoje spalone końcówki palców, gdy zbliżała się do drzwi, ledwo mogąc powstrzymać swój chichot.

"Tak. Tak! TAK!!! Och, daj mi to! Mocniej! Szybciej! O ... Boże ... więcej języka!" Parker jęczała i krzyczała, zanim zakryła usta, by uciszyć śmiech. Szatan znał ją po imieniu, z tego czuła się pewna.

Potrzebowała kamery na drzwiach wejściowych, żeby zobaczyć wyraz twarzy swojej mamy. To poszło na jej liście rzeczy, aby uzyskać przed otwieracz drzwi garażowych. Po kilku sekundach wyswobodziła się z szortów i topu, mając na sobie tylko majtki i stanik. To było podłe, ale Parker uwielbiała dobre żarty. Otworzyła drzwi, żeby ulżyć Janey w zbliżającym się ataku serca lub udarze.

"Przepraszam, złapałeś mnie w środku - o cholera!". Parker wyskoczył za drzwi, gdy wiekowe, drewniane schody skrzypiały pod wycofującym się po nich mężczyzną; zerknął z powrotem na nią.

"Nie jesteś moją mamą." Skrzywiła się, zerkając za drzwi, gdy słowa wytrzeszczyły się z jej gardła.

Zagryzł wargi razem i nucił. "Myślę, że powinnaś czuć ulgę, że nie jestem twoją mamą".

Jej nos zmarszczył się, gdy spocone zakłopotanie paciorkowało wzdłuż jej skóry. "Niestety, nie jestem."

"Mój ... um ..." Wyregulował swoją czerwoną czapkę Cubs na głowie, odsłaniając swoje zmatowiałe ciemne włosy na krótką chwilę, zanim ściągnął ją niżej, aby ukryć swoje oczy. Miał przystojną twarz i wysokie, szczupłe ciało, które nosiło jego ciemne dżinsy i szary tee doskonale.

"Mój pies wydostał się z naszego podwórka. Myślę, że jest za twoją szopą. Po prostu nie chciałem włóczyć się po twojej posiadłości bez poinformowania cię o moich zamiarach. Wiesz ... ludzie strzegą swojej własności z bronią. Ale, ja, uh ... wątpię, że masz broń przy sobie w tej chwili." Trzymał swoje spojrzenie spuszczone jak prawdziwy dżentelmen.

"Jestem..." trzymając podbródek w dole, szarpnął głową w bok "...twój sąsiad z południa, Gus Westman".

"Pewnie, że tak. Pozwól mi ... uh ... wsunąć moje ubrania z powrotem na siebie, a pomogę ci go szukać."

Gus potrząsnął głową. "Nie ma potrzeby. Pozwolę ci wrócić do swoich spraw."

Zostawiła drzwi pęknięte na cal i chwyciła swoje ubrania. "To nie jest to, jak brzmiało. Ja tylko udawałam orgazm," krzyknęła Parker zza drzwi. Podciągając szorty na nogi, przewróciła oczami. "Nie o to mi chodziło", szepnęła do siebie, wciągając na siebie koszulkę.

"Nie moja sprawa. Ja ... idę poszukać Ragsa."




Rozdział pierwszy (3)

"Zaraz wracam!" Po wstrząśnięciu jej stopy w wyblakłe navy Chuck Taylor's, wzięła swoją kanapkę z kuchni i hustled out drzwi wejściowych. "Rags? Czy tak ma na imię?"

"Tak." Gus zerknął przez ramię, gdy biegła, by nadążyć, jego zakłopotanie widoczne w nerwowym uśmiechu i trudnościach z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

"Sheepdog, prawda?"

Gus skinął głową, jak splątane chwasty i trawa szeleściły i pękały uwalniając ciepły, ziemisty zapach, gdy trudged w kierunku szopy.

"Tak myślałem. Widziałem go na twoim podwórku. Jestem Parker, tak przy okazji."

Kolejne szybkie spojrzenie w bok. "Miło mi cię poznać. Poznałem twojego ojca. Powiedział, że zamierzasz wprowadzić się do domu na farmie."

"Mój tata nie wspominał, że cię poznał. Oglądaliśmy, podziwialiśmy, twój dom budowany zeszłego lata. Widziałem twoją furgonetkę Westman Electric, ale nie wiedziałem, że jesteś jej właścicielem. Grillowany ser?" Rozdzierając swoją gooey kanapkę, zaoferowała mu połowę.

"Nie. Jest mi dobrze."

"To Havarti i pepper jack". Z pewnością kęs najwspanialszej kombinacji serów, jaka kiedykolwiek została roztopiona między dwoma kawałkami chleba na zakwasie, mógł wymazać wszelkie wspomnienia o nagiej dziewczynie, która otworzyła drzwi.

"Naprawdę, jest mi dobrze, ale dziękuję."

Ze wzruszeniem ramion, wzięła kęs. "Tam jest!" Wskazała na róg szopy.

"Rags!" krzyknął Gus. "Chodź. Teraz!"

Biało-szary pies zwiesił łeb w postawie motoroweru i przesunął się w ich stronę.

"Kurwa," mruknął Gus.

"O człowieku. Bardzo mi przykro." W przypadku, gdy stanik i majtki nie udowodniły jej braku manier, mamrotanie nad ustami pełnymi kanapki zrobiło robotę. "Muszę wykopać te chrabąszcze".

W grubej sierści psa musiało być ponad sto zadziorów zaplątanych w kłęby.

"Ona zabije nas obu, kolego". Gus lekko ściągnął w dół dziób czapki, jakby mogła go osłonić przed kłopotami.

Rags siedział przed nim, z wyciągniętym językiem, prawie się uśmiechając.

"Twoja żona?"

Gus przytaknął.

"Będziesz musiał go strzyc jak prawdziwą owcę".

"Tak." Wypuścił długie westchnienie, pocierając skronie.

"Moi dziadkowie mieli kiedyś dwa golden retrievery. Kiedy wbijały się w koguty, jedynym wyjściem było wyciągnięcie sekatorów. Myślę, że nadal są w szopie".

"Naprawdę?" Po raz pierwszy brązowe oczy Gusa z plamkami złota spotkały się z oczami Parker i utrzymały jej spojrzenie dłużej niż kilka sekund. Uśmiechnął się. Nie był to grymas przerażającego mężczyzny, ale bardziej grymas chłopca. Grymas, w którym właśnie udało ci się wyjść z kłopotów.

Parker czuł go w miejscach nieodpowiednich do odczuwania grymasu żonatego mężczyzny.

"Nie chcę cię powstrzymywać od towarzystwa". Szarpnął głową w kierunku jej domu.

Roześmiała się. "Żadnego towarzystwa. Naprawdę myślałam, że jesteś moją mamą. To był żart. Ona nie wierzy w seks."

Zwęził jedno oko.

"True story. Nie ma innego sposobu, żeby to powiedzieć."

Kiedy sceptycyzm wyblakł z jego twarzy, oczyścił gardło. "Załatwmy to, Rags. Obaj będziemy spać w psiej budzie".




Rozdział drugi (1)

----------

Rozdział drugi

----------

Zawiasy drzwi skrzypiały, gdy wchodzili do szopy dołączonej do garażu. Płócienne buty Parkera skrobały po zabrudzonej betonowej podłodze. W powietrzu unosiła się mieszanka skoszonej trawy na ostrzach kosiarki, zardzewiałych narzędzi i kurzu.

W przeciwieństwie do swojej żony i większości ludzi, których znał, Gus uwielbiał zapach wsi. Dla niego każdy oddech powietrza w Iowa oznaczał ciężką pracę, dobrych ludzi i prawdziwe serce ziemi.

Parker stukała palcem w dolną wargę, oglądając całą szopę wypełnioną narzędziami ogrodniczymi, brudnymi doniczkami, bezpańskimi narzędziami i starym rowerem. Starannie zwinięte przedłużacze wisiały na gwoździach na ścianie, a puszki po kawie i słoiki wypełnione drobiazgami leżały na półkach - trochę wszystkiego i wszystko na swoim miejscu.

To było bardziej zorganizowane niż jakiekolwiek miejsce, które Gus kiedykolwiek widział. To powiedział wiele biorąc pod uwagę, że ożenił się z nadmiernym perfekcjonistą.

"Hmm ... myślę, że ..." Parker podszedł do dalekiej ściany.

Gus nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz rzucił okiem na kobietę, która nie była jego żoną. Ożenił się z oszałamiającą, filigranową blondynką, która spełniała każdą jego fantazję. Nie trzeba było rzucać drugiego spojrzenia. Jak wszystko inne w życiu - potrzeby się zmieniały. Nie miał pojęcia, że musi pozwolić swoim oczom na drugie spojrzenie, dopóki nie zaczęły wędrować w kierunku długich nóg Parker - opalonych, zdefiniowanych i naznaczonych kilkoma bliznami, które z jakiegoś powodu czyniły je całkiem seksownymi.

Tego dnia zbyt długo przebywał w upale; możliwe było, że prawie stustopniowe temperatury usmażyły mu mózg. To i jego żona wyjechała dwa tygodnie wcześniej w podróż służbową.

"Oto one. Mam nadzieję, że te nadal działają." Podniosła się na palce, by chwycić nożyce z górnej półki.

Oczy, które miały swój własny umysł, skupiły się na tych nogach, zwłaszcza na jej ciasnych łydkach. Gus nie chodził z przyjaciółmi do klubów ze striptizem, ani nawet do Hooters na lunch. Poza kilkoma nieudanymi poszukiwaniami w internecie - lub dobrze, w zależności od tego, jak się na to patrzy - nie oglądał nawet porno. Oto, jakie miał szczęście w dziale seksualnym.

Ale życie świętego przez pięć lat małżeństwa zarobiło na przepustkę, więc pomyślał.

"Gapisz się na moje nogi".

Jego spojrzenie przeleciało w górę do marszczenia Parker, gdy się odwróciła, trzymając w ręku nożyce do strzyżenia. Czasy się zmieniły. Nawet zanim się ożenił, Gus nie mógł sobie przypomnieć, żeby kobieta kiedykolwiek wyzywała go na coś takiego jak gapienie się na jej nogi.

"Ja ..."

Westchnęła, usta skręcone na bok. "Całkiem brzydka, co?"

Przełknął ślinę w ustach, zamiast pozwolić jej ślinić się po brodzie. "Uh ..."

"Siatkówka. Operacja ACL dwa razy." Pochylając się, prześledziła blizny palcem.

Gus uśmiechnął się. Oczywiście te zdefiniowane nogi mogły być tylko tymi u sportowca. Gdyby była o kilka centymetrów niższa, wyglądałyby na krępą, ale Parker musiała mieć nieco poniżej sześciu stóp, a nic w niej nie wyglądało na krępą.

Mrugając, oderwał wzrok od jej ciała, skupiając się nad jej ramieniem na podkowie przybitej do ściany. "Powinnaś to odwrócić". Kiwnął w jej stronę. "Jak U. Inaczej szczęście ucieka przez otwartą część pięty".

Wiatr westchnął pod okapem, jak bóg niewierności szepczący mu do ucha. Załatw swoje gówno i wynoś się!

Parker zwęziła oczy, po czym zerknęła przez ramię. "No cóż, sukinsynu. To wiele wyjaśnia." Odłożyła obcinaczki na stół warsztatowy, wyciągnęła z szuflady młotek, wyjęła gwóźdź z podkowy, obróciła go i wbiła z powrotem w ścianę. "Nie jestem zwykle jednym, aby kupić do przesądów, ale gdybyś wiedział, jakie szczęście miałem ..." Wypchnęła długi oddech, jednocześnie zwracając młotek do szuflady.

Gus potarł swoją niechlujną brodę, kręcąc głową. Jego twarz bolała od tak wielkiego grymasu. Otworzyła drzwi, prawie naga, więc naturalnie jego uwagę przyciągnęło jej ciało, ale dziewczyna z sąsiedztwa miała osobliwą osobowość, którą uznał za całkiem sympatyczną.

Kiedy zwróciła na niego uwagę, przesunął rękę z podbródka na usta, wycierając z nich uśmiech. "Zwichnąłem kostkę, naciągnąłem pachwinę i nadwyrężyłem ścięgno, ale nigdy nic, co wymagało operacji." Miał nadzieję, że nie zauważyła jego nagłej dygresji z powrotem do pierwotnego tematu.

Podłączyła do prądu strzyżarki. "W co grałeś?"

"Wszystko - w piłkę nożną, koszykówkę, tor i baseball".

Gwizdnęła i poklepała się po nodze. "Chodź tu, Rags."

Rags cofnął się w kąt.

"Podejdź tutaj." Gus złapał go za kołnierz, ale uparty kundel odmówił ruchu.

Parker ponownie gwizdnęła i wyciągnęła rękę. Rags wystrzelił w jej stronę.

Uśmiechnęła się, rzucając Gusowi szybkie spojrzenie. "Indyka".

"Zawsze masz w kieszeni indyka?"

"Oczywiście. A ty nie?" Obcinaczki ożyły. Nie traciła czasu na ścinanie splątanego futra z Ragsa, podając mu co trzydzieści sekund małe kawałki indyka, żeby się nie ruszał.

Geniusz.

"Właściwie to nie noszę w kieszeniach suszonego mięsa. Zazwyczaj tylko paczkę gumy" - powiedział nad szumem maszynki do strzyżenia.

"Willard Farm, piętnaście mil na południe stąd. Najlepszy jerky w okolicy. Dostajemy od niego całe nasze mięso i jajka. A przynajmniej będę to robił, kiedy znów dostanę pracę. Jestem w trakcie przerwy w pracy. Cztery lata studiów i najlepsze co zrobiłem do tej pory to seria prac tymczasowych. Jestem całkowicie wygrana w życiu w tych dniach." Zerknęła w górę z najgłupszym szczerbatym uśmiechem rozpostartym na jej twarzy.

Większość kobiet zawiodła w tym, że nie brały siebie tak poważnie, zrzucając z siebie odrobinę pecha i wracając do życia - przynajmniej tak Gus myślał o kobiecie, która odniosła sukces lub umarła w jego życiu. Nie powinien był oczekiwać niczego innego niż wyluzowanej postawy od półnagiej dziewczyny, która otworzyła drzwi i nosiła w kieszeni indycze szarpaki z byle powodu.

Rags polizał jej wolną rękę, po czym odciągnęła ją, by dokończyć to, co byłoby stanowym rekordowym czasem strzyżenia. Zdesperowany na więcej, lizał jej nogi w pobliżu postrzępionej krawędzi jej dżinsowych szortów. Gus potrzebował, żeby jego żona natychmiast wróciła do domu. Zazdrość o psa liżącego nogi innej kobiety przekraczała linię, która wymagała czegoś więcej niż jednodniowej przepustki na drugie spojrzenie.




Rozdział drugi (2)

"Tam." Duma promieniała wzdłuż jej twarzy, gdy podziwiała swoje umiejętności pielęgnacyjne. "Przepraszam..." potargała jego głowę "...nie ma więcej smakołyków dla ciebie."

Gus chciał się poczęstować. On też był dobry. W chwili, gdy ta myśl weszła mu do głowy, oczyścił gardło i podszedł do Ragsa. "Dziękuję za uratowanie nas przed gniewem jego mamy. Wydaje mi się, że spędzam z nim dużo czasu w przysłowiowym psim domu".

"Widzę to o was obu". Uśmiechnęła się i strzeliła mu w oko. Dawała je swobodnie.

Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio jego żona uśmiechała się w sposób, który nie wydawał się wymuszony. I nigdy nie był odbiorcą flirtującego mrugnięcia od niej.

"Pozwól, że pomogę ci to posprzątać".

Rozkoszując się szczerymi uśmiechami i mrugnięciami, Parker zrobił pośpiech z ręczną miotłą i szufelką. Gus czuł się jak gapowaty idiota za to, że stał tam tak długo.

"Weź dla mnie ten kosz na śmieci tam."

Hulał metalowy pojemnik tuż obok stosu grzyw i futra na podłodze. "Nigdy nie widziałem tak zorganizowanej szopy".

Parker wyrzuciła futro do kosza; potem rozejrzała się po szopie wyłożonej każdym możliwym do wyobrażenia narzędziem schludnie na swoim miejscu na haku lub półce. Ani jednej pajęczyny w zasięgu wzroku. "Ja kopię organizację. Mój dziadek kiedyś zrobić jego stolarstwo w tym miejscu, ale to była katastrofa. Po jego śmierci, mój tata i ja posprzątaliśmy wszystko i zorganizowaliśmy jego rzeczy tak, aby miały sens. Mam z tego dziwny haj. Nie jest to jakieś germafobiczne gówno OCD, tylko stara, dobra organizacja. Ya wiesz?"

Gus przytaknął powoli, zahipnotyzowany przez życie, które wykrwawiało się z każdego cala jej. I ten uśmiech ... kurewsko doskonały.

"Masz dzieci?" Miała sposób na uczynienie chwili rzeczywistą ponownie.

Potrzebował tego, tak samo jak jego kutas. "Nie. Tylko Rags".

"Oh. Przepraszam, nie bardzo mogę odgadnąć twój wiek z tym kapeluszem zakrywającym..." mruknęła na jego głowę "...może jakieś siwe włosy albo wielka łysa plama na górze?".

Kopnęła go w jaja swoim dowcipem, zachowując uśmiech przyklejony do twarzy i błysk w swoich niebezpiecznych niebieskich oczach.

Gus zdjął swój kapelusz i pochylił się do przodu. "Nie ma jeszcze siwizny i nie ma łysej plamy. Ale dzięki za sprawienie, że czuję się stary. Czy chcę znać twój wiek?"

"To znaczy, chcesz wiedzieć, czy powinieneś czuć się jak brudny staruszek za sprawdzenie moich nóg wcześniej, czy po prostu winny, bo jesteś żonaty?".

Przycisnął pięść do ust, aby ukryć swój grymas. "Cholera, na pewno wiesz, jak rozwalić facetowi jaja".

"Just giving ya shit. Zabierz psa do domu, wślizgnij się w swoje plaidowe kapcie Lands' End i kardigan, i ciesz się swoim sokiem śliwkowym, nie martwiąc się o tak trywialne rzeczy jak niewłaściwe patrzenie na nogi nieletniego."

Gus chichotał, ten rodzaj, który zaczynał się głęboko w jego brzuchu, ten rodzaj, który czuł się tak cholernie dobrze. "Jesteś kłopotem."

Nawinęła sznurek wokół nożyc i podniosła się na palce ponownie, aby umieścić je z powrotem na górnej półce. "Przestań patrzeć na moje nogi i tyłek, staruszku".

"Powiedz młodej dziewczynie dziękuję, Rags. Chcę wrócić do domu i usadowić się w moim łatwym fotelu, zanim zacznie się Masterpiece Theater."

Nadal na jej tippy palce, Parker zerknął przez ramię, pękając grymas. "Dobranoc, panie Westman."

Poprowadził Ragsa do drzwi. "Na miłość boską, mów mi Gus. Mój ojciec to pan Westman".

"Co on ma, jak ... sto?"

Gus odwrócił się, rozkoszując się uczuciem szczerego uśmiechu na twarzy. Nie było go tam od dłuższego czasu.

"Och, hej?"

Chwycił drzwi tuż przed ich zamknięciem. "Tak?"

"Potrzebuję przenieść kilka gniazdek. Czy wykonujesz małe prace?"

"Nie bardzo, ale zrobię to dla ciebie".

Wyszczotkowała psie futro z koszuli i szortów. "Będę wdzięczny. Bez pośpiechu. Kiedykolwiek pasuje to do twojego harmonogramu".

"Wpadnę rano."

Parker pomachała mu. "Nie, nie w weekend. To pewnie twój wolny czas. Poważnie, bez pośpiechu. Na razie dobrze mi z przedłużaczami".

"Będę koło dziewiątej," powiedział odchodząc, żeby nie miała szansy już się kłócić.

*

"Poczekaj chwilę, kolego." Gus złapał nadgarstek swojego sidekicka na dzień sekundę przed tym, jak jego pudgy mały palec wcisnął pożółkły przycisk dzwonka do drzwi.

"Dlaczego?"

Gus potargał mop blond włosów zwisających w niewinnych brązowych oczach chłopca, wyglądającego trochę jak Rags. "Jesteśmy wcześnie. Pokręćmy się tu na ganku przez kilka minut".

Usiedli na górnym stopniu ganku, obserwując ptaki i wiewiórki flitter i skitter o jako Parker belted out drugi wers do "Shake it Off" Taylor Swift.

"Lubię tę piosenkę."

Gus chuckled. "Tak? Brzmi jakby ona też."

Po Taylor nastąpiło "Moves Like Jagger" Maroon 5. Parker również znał każde słowo do tej piosenki. Zerkając na zegar w swoim telefonie, usta Gusa wykrzywiły się w grymasie z lekkim potrząśnięciem głową, podczas gdy dziewięcioletni chłopiec kiwał swoją klapniętą nogą, jego stopa stukała do rytmu. O 8:55 koncert się skończył. Czekali ostatnie pięć minut, aby upewnić się, że nie będzie bisu.

Kiedy poczuli się usatysfakcjonowani, że kurtyna opadła, a światła sceniczne zgasły na dobre, chłopak zadzwonił do drzwi, podczas gdy Gus stał kilka stóp z tyłu, sprawdzając puste skrzynki na kwiaty pod oknami i wiszące donice na każdym rogu, czekające na wypełnienie.

"Chwileczkę!"

Zanim Gus mógł go powstrzymać, gorliwy palec nacisnął pożółkły przycisk jeszcze raz.

"Powiedziałem, że tylko minutę, a nie sekundę". Parker zamachnął się, otwierając drzwi, zdyszany, spocony i natychmiast uśmiechnięty na niecierpliwego sprawcę. "Oh, wow! Myślałem, że powiedziałeś, że nie masz dzieci".

Gus próbował i nie udało się na nie homing w jej krótkiej szarej sukience, która wyglądała jak coś, co można nosić grając w tenisa. "Nie. To mój bratanek, Brady. Brady, to jest Parker." Chciał mieć dzieci, gromadkę biegających po ulicach i grających w małej lidze, ale zamiast tego jego żona przyjęła pracę.

"Cześć, Brady." Parker schyliła się do poziomu jego oczu i uśmiechnęła się, aż zmarszczyła nos. "Uważam, że jesteś najprzystojniejszym małym chłopcem, jakiego kiedykolwiek spotkałam".




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Steal Her Innocence"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści