Fałszywy kolega

Elias

==========

Elias

==========

Krew powoli skapywała z moich palców, każda kropla uderzała o ziemię z obrzydliwym pluskiem. W kominku migoczące czerwono-pomarańczowe płomienie zamarły do tlącego się żaru, czarne węgle żarzyły się ostatnimi resztkami życia.

W mojej sypialni panowała cisza.

Na terenie Blood i Beryl panowała cisza.

Gdyby tylko echa w mojej głowie ucichły, ale po tym co zrobiłem ... jedyne co słyszałem to hałas. Krzyki umierających zmiennokształtnych, wampirów i czarownic. Śpiew ostrza, gdy przecinało powietrze. Tępe uderzenie, gdy zetknęło się z głową wroga. Trzeszczący dźwięk, gdy broń przecina ciała.

Tysiące zginęły z powodu naszych wyborów.

Wyborów, których ja dokonałem.

Podczas gdy szał krwi wciąż pulsował w moich żyłach, a gwałtowna chęć zabijania błagała o uwolnienie, to słowa wiedźmy prześladowały mnie.

Jej miękka brązowa skóra lśniła, a oczy były blade jak światło księżyca, jednak patrząc w nie .... Miałem wrażenie, że widziała moją duszę. I to, co zobaczyła...

Dahlia Renfrew wskazała palcem na moją klatkę piersiową, wypowiadając swoją przepowiednię melodyjnym głosem.

"Masz gniew w swoim sercu, Eliasie Laskaris," powiedziała. "Ale także winę. Obie będą cię prowadzić, gdy będziesz szukał swojej zemsty, ale twoje serce zostanie utracone. W rocznicę tej nocy za dwadzieścia cztery lata, podczas gdy ty będziesz opłakiwał, znajdziesz swoją partnerkę. Będzie ona najwspanialszą królową wampirów, jaką Krew i Beryl kiedykolwiek widziały. Będziesz wiedział, że jest twoja. . . .i będzie za późno. Jej przyszłość jest naznaczona przez śmierć".

Dahlia nigdy się nie myliła.

Nie wiedziała jednak, że nie interesowało mnie znalezienie partnera. Właśnie straciłem siostrę. Nie byłem wystarczająco silny, by ją uratować. Nie miałem żadnego interesu w otwieraniu się na tę bezbronność już nigdy więcej. Nie chciałabym stracić kogoś, kogo kochałam.

Nie. Jeśli kiedykolwiek znalazłbym tę rzekomą partnerkę...

Odrzuciłbym ją.




1. Dannika (1)

Rozdział 1

==========

Dannika

==========

Mówią, że urodziłam się na przeklętym księżycu.

W noc, kiedy niebo świeciło na czerwono, jak krew rozlana w Portland. Później nazwaliśmy to "Wielką Ofiarą" - ponieważ w jakiś sposób, na tych przesiąkniętych krwią ulicach, odnaleziono pokój.

Porządek został przywrócony.

Albo jakąś jego formę, być może. Tak nam mówiono. Z pewnością tak przedstawiali to przywódcy.

Nie byłem pewien, kto w to wierzył. Nie byłem pewien, jaka jest prawda. Nawet po rozejmie, między Wielkimi Domami istniało niezaprzeczalne napięcie. Ale nikt nigdy nie wspominał o tym podstawowym napięciu. W każdym razie nie publicznie. Wiedziałem natomiast, że tego dnia świat zmienił się nieodwracalnie.

Prawdopodobnie słyszałam tę historię więcej razy, niż mogłabym zliczyć, ponieważ ta noc miała miejsce 24 lata temu.

"Rozchmurz się", powiedziała Adora. Domyślałam się, że stanowcza linia moich ust zdradzała mój ponury nastrój, pomimo albumu Spice Girls buchającego w moim pokoju. Jej wybór, nie mój.

"To nie jest tak, że chcę iść na tę głupią imprezę", jęknęłam. "Nasze urodziny to dosłownie dzień, w którym zginęły miliony ludzi. To nie jest dokładnie dzień, który ludzie powinni świętować."

Ale oni to robili. Każdego roku. Skupiali się na pokoju wykutym zamiast na życiach straconych tego dnia. Życia takie jak mojego ojca.

Musiał bronić stada, gdy moja matka zaczęła rodzić, ale nigdy nie wrócił do domu. Znalazła jego ciało. Zmasakrowane. Ślady pazurów zostały wyryte głęboko w jego klatce piersiowej. Nie było wątpliwości, że był to inny zmienny, ale nie było też sposobu, aby dowiedzieć się kto - nie mogliśmy wiele z tym zrobić, nawet jeśli zidentyfikowaliśmy jego zabójcę. To, co wydarzyło się przed Wielką Ofiarą, miało pozostać w przeszłości.

Nawet morderstwo.

"To także ostatnia masakra, jaką mieliśmy w ciągu dwudziestu czterech lat" - zauważyła Rowe. Siedziała skrzyżowana na moim łóżku, jej dzikie, rude włosy wypadały z wiążącego je kucyka. "To musi być coś warte".

Nie. Naprawdę nie było. Nie kiedy zmiennokształtni chodzili po tej sferze tylko przez pięćdziesiąt lat, od czasu otwarcia portalu w Portland. Po tym, jak to się stało, ludzkie rządy rozpadły się. Jak można było się spodziewać, ludzie się zbuntowali, a potem rozpadli. Okazało się, że istniał cały inny świat, o którym nikt nie wiedział. Ten nadprzyrodzony. W dzisiejszych czasach tylko taki istniał. Na całym świecie w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat otworzyło się sześć gigantycznych portali, ale pozostawały one ściśle strzeżone. Niewidoczne dla ludzi. Każdy z nich prowadził gdzie indziej.

Nasz?

Prowadziła do krainy bestii.

Zmiennokształtni przeszli z niej i zmieszali się z ludnością. Moi rodzice byli oboje produktem tej fuzji. Były inne sposoby, w jakie ludzie zmieniali się w zmiennych. Ci, którzy pozostawali zbyt blisko portali, czasami zmieniali się, wchłaniając kawałki magii. Przeciekała do naszego świata jak zagrożenie radioaktywne. Rezultat? Tysiące zmiennokształtnych pojawiło się w ciągu jednej nocy.

Więc nie, biorąc pod uwagę, że nasz gatunek jest na tej ziemi dopiero od około pięćdziesięciu lat, ostatnia masakra sprzed dwudziestu czterech lat nie zrobiła na mnie wrażenia. Nie, gdy wszystko to było bezsensowną przemocą.

Domy mogą rządzić, ale to nie czyni ich mniej skorumpowanymi niż poprzednie rządy.

Moje milczenie przekazało im moją opinię, a Adora prychnęła. "Dannika to Debbie Downer, Rowe, wiesz o tym. Kiedy ona kiedykolwiek patrzyła na jasną stronę?".

Na błazenadę mojej siostry, moje usta wykrzywiły się, próbując ukryć rozbawienie. Nie najłatwiejsza rzecz do zrobienia, kiedy była wszystko stopę od mojej twarzy, wskazując płynny eyeliner w kierunku moich powiek, flicking go o jak czarna magiczna różdżka.

"Nie jestem dołująca, dupku. Po prostu nie lubię upamiętniać dnia śmierci mojego ojca jako jednej wielkiej imprezy. Wiesz, jak bardzo mama przez to cierpiała". Jej usta zacisnęły się i spojrzała w dal. Wstyd sprawił, że jej policzki zaróżowiły się jeszcze bardziej.

Z wyjątkiem Adory, wszyscy zmiennokształtni pawie zostali wymazani w Wielkiej Ofierze. Moja siostra została znaleziona tej samej nocy, kiedy się urodziłam, porzucona w lesie, ale bez szwanku. Nikt nie wiedział, czym ona jest, i ten sekret pozostał bezpieczny w naszej rodzinie.

Moja mama zatrzymała ją, wiedząc, że inaczej nie przeżyłaby. Potem ustąpiła z funkcji samicy alfa stada, by nas wychować. Chociaż Adora była prawdopodobnie starsza ode mnie o kilka dni, uważałyśmy dzisiejszy dzień za nasze wspólne urodziny, ponieważ nie znałyśmy jej.

"Wiesz, że nie chciałam tego w ten sposób," wyszeptała.

Westchnąłem. "Wiem." Teraz rzeczywiście czułem się jak downer, i jackass do buta. "Po prostu nienawidzę tego, że jesteśmy zmuszeni iść do upamiętnienia, ponieważ syn Alpha Supreme wciąż nie znalazł swojego partnera. To niedorzeczne, że zmusza wszystkich niezaspokojonych zmiennokształtnych do uczestnictwa, kiedy nie jest tak, że wkrótce ustąpi. Rozumiem, że Markus musi mieć dziecko - dziedzic ma dziedzica i tak dalej - ale jest jeszcze mnóstwo czasu."

"Wystarczy chwila, by wszystko się zmieniło" - powiedziała łagodnie Adora. Nie ponuro, ale była przemyślana w swojej odpowiedzi. "Nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Dla nas to do bani, ale gdyby coś się stało Najwyższemu Alfa, Markus musiałby być gotowy do zajęcia miejsca ojca - inaczej wszyscy bylibyśmy w głębokim gównie." Władca Domu Ognia i Fluorytu musiał być przygotowany na wszystko. Zawsze istniały schematy w grze, aby odebrać mu władzę. Najwyższy Alfa walczył z tuzinem wyzwań każdego roku, aż stało się jasne, że zawsze wygra. Gdyby coś się stało i Markus przejął władzę, zapanowałby chaos. Ale dzięki temu, że Markus miał dziedzica - a co za tym idzie, koleżankę - oznaczało to, że mógł być wystarczająco potężny, by poradzić sobie z przejściem. Jeśli nie, nikt w naszym domu nie byłby bezpieczny, nie mówiąc już o naszym stadzie. Walka o kontrolę skończyłaby się rozlewem krwi. Nienawidziłem tego, że miała rację, ale i tak przytaknąłem. Zmarszczyła brwi, szczypiąc mnie jedną ręką w podbródek, żeby utrzymać mnie w miejscu. Ups.

"Nie byłabym tak zirytowana, gdyby nie był takim dupkiem," mruknęłam.

"Tak, byłabyś", powiedziała Adora, przywołując mnie do porządku. Z łóżka zaśmiał się Rowe, dźwięk przypominający klekot czarownicy. "Ale on jest douche. Nie usłyszysz ode mnie żadnego argumentu. Czuję się źle dla tego, kto skończy tkwiąc z nim."




1. Dannika (2)

"Ty i ja oboje".

Adora zakapowała eyeliner i dała mi ścisk na ramieniu.

"To jest jedna noc. Tylko kilka godzin, a potem możemy wrócić i obejrzeć kilka odcinków The Vampire Diaries. 'Kay?" Uśmiechnęła się i to było genialne. Moja siostra była absolutnie oszałamiająca z włosami, które zmieniały się w świetle, morfując odcieniami błękitów i zieleni. Ludzie często zwracali uwagę na jej małą, krzywą ramę lub duże, brązowe oczy. Jednak to jej uśmiech podobał mi się najbardziej.

"'Kay" - powtórzyłam, biorąc głęboki oddech.

Sprawdziłam swój wygląd w lustrze, oceniając swój strój. Ta noc była uroczysta, ale dress code nigdy nie był formalny, przynajmniej nie dla zmiennokształtnych. Czarne legginsy z ładną tuniką i butami były proste i gustowne - i pozwalały mi na bycie "wallflower". Nałożyłam szybką warstwę tuszu do rzęs i zwinęłam telefon z łazienkowego blatu. Rowe położyła się z powrotem na moim łóżku, podnosząc nogi do góry.

"Dobrze się czujesz, jeśli będę tu siedzieć?" zapytała. "Mogę wrócić do mojego pokoju, jeśli wolisz". Rowe była jedynym człowiekiem w naszej paczce i częścią bardzo małej liczby, którą nasz Dom zaakceptował. Na samym dole totemu w nowym porządku świata, istniała jako woźnica paczki i worek treningowy przy niejednej okazji.

To była totalna bzdura, że inni mogli ją tak traktować tylko dlatego, że nie miała magii, a prawie wszyscy to przeoczyli. Więcej niż raz, Adora i ja przyjęliśmy uderzenie przeznaczone dla niej. Może i byłyśmy wyrzutkami, ale przynajmniej miałyśmy magię. Mogłyśmy się szybko leczyć. Rowe? Nie za bardzo.

"Idź po to. Jeśli nie wrócę do późna, nie krępuj się i rozbij się tutaj. Na twoim miejscu nie chciałabym wychodzić wieczorem."

Pijani zmiennokształtni? Pijani zmiennokształtni? Złe obyczaje, bo wszyscy byli zbyt zajęci upamiętnieniem w centrum?

Tak, nie. To był przepis na katastrofę, jeśli jeden z dupków z paczki znalazł ją w taką noc jak dziś. Była o wiele bezpieczniejsza tutaj z moją mamą i macochą, Abbey.

"Dzięki, Dannika. Jesteś najlepsza" - powiedział Rowen z przymrużeniem oka, sięgając po pilota.

"Nie, nie jest," Adora zadzwoniła z drugiego końca domu. Obie przewróciłyśmy oczami, a ja błysnęłam jej uśmiechem, zanim zamknęłam za sobą drzwi do sypialni. "Nie wiem, dlaczego Rowe tak nadyma swoje ego", kontynuowała, mówiąc głośno, więc jej głos niósł się. Humor w jej tonie sprawił, że się uśmiechnąłem. "Wszyscy wiemy, kto naprawdę jest najlepszy".

Śmiech moich mam przywitał mnie, gdy wyszłam za róg i weszłam do naszego salonu. Był skromny, ale był właśnie tym, czego potrzebowaliśmy dla naszej rodziny. Granatowa kanapa i leżanka w kolorze węgla były jedynymi meblami we wspólnej przestrzeni. Nie mogliśmy zmieścić więcej. Nie z Novą, moim wilkiem.

Podniosła głowę, gdy weszłam do środka. Jej lodowo-niebieskie oczy miały dokładnie taki sam odcień jak moje, a jej futro było równie srebrne jak moje włosy. Miała osiem stóp długości, od czubka nosa do końca ogona, i prawie cztery stopy wzrostu, była prawdziwym wilkiem alfa i prawowitym dziedzicem tego stada - gdyby nie jeden mały problem.

Nie mogłam się przesiąść.

Kiedy inne maluchy zmieniały się w młode, ja byłem odcięty od niej. Wiedziałem, że tam jest, ale nie wiedziałem jak ją przywołać. Nasza więź została jakoś przerwana.

Ale znaleźliśmy sposób, by ją naprawić, jakkolwiek niekonwencjonalny by nie był.

Nadal nie mogłem się zmienić, ale ona była ze mną zawsze. Druga połowa mojej duszy, powołana do życia z pomocą czarownicy. Nie miałbym tego inaczej, nawet jeśli uczyniło mnie to dziwakiem.

"Och, kochanie," powiedziała mama. "Wyglądasz teraz tak dorośle". Wyczułam smutek w jej głosie, gdy podeszła i objęła mnie silnymi ramionami. Za nią, Adora i Abbey stały przy kuchennym blacie, obserwując nas.

"Nie bardziej niż wczoraj" - przypomniałam jej. Zawsze była bardzo emocjonalna w dniu urodzin swoich córek. Nienawidziłam zostawiać jej, kiedy wiedziałam, że smutek powrócił. Byłam tak wdzięczna, że znalazła siłę, by znów kochać, gdy połączyła się z Abbey. To sprawiło, że było łatwiej, wiedząc, że moja macocha była tu dla niej, kiedy ja nie mogłam być.

"Kocham cię, dziewczynko."

"Ja też cię kocham."

Mama podniosła rękę, kubkując ją wokół mojej szczęki, gdy cofnęła się o kilka centymetrów. Jej ciemnobrązowe oczy patrzyły na mnie, jakby popełniała moją twarz do pamięci. Zawsze tak robiła. To była część tego, dlaczego nienawidziłem opuszczać jej z jakiegokolwiek powodu w moje urodziny. Choć minęło już wiele lat, ten dzień zdawał się co roku cofać ją w czasie. Ból stawał się świeży. Surowy.

To sprawiło, że jeszcze bardziej wkurzyłem się, że zostałem zmuszony do uczestniczenia w tegorocznych obchodach.

"Masz to po swoim tacie" - powiedziała zawadiacko.

"Co?"

"Twoją niezłomność." Poklepała mnie po policzku. "Był lojalny do upadłego, ale i sprawiedliwy. Nigdy nie wydawał się mieć problemu z odróżnianiem dobra od zła, pomimo tego, jak bardzo reszta z nas mogła się z tym zmagać. Byłby tak dumny z kobiety, którą się stałaś ... z tego jak bardzo się o mnie troszczyłaś, nawet kiedy nie powinnaś była tego potrzebować."

Zmarszczyłem się na wodę zbierającą się w jej oczach.

To było dokładnie to, czego chciałam uniknąć, nie dlatego, że mi nie zależało, ale dlatego, że nienawidziłam widzieć jej w takim stanie.

"Mamo", powiedziałam cicho, potrząsając głową. Przyniosłem moją rękę do góry, aby kubek wokół jej palców, ściskając delikatnie. "Zrobiłaś to, co mogłaś."

Abbey podeszła za nią, owijając ramiona mocno wokół mojej mamy. "I zrobiłaś cholernie dobrą robotę," powiedziała. "Spójrz, jak dobrze wypadły nasze dziewczyny. Scott byłby dumny jak cholera, gdyby był tutaj, żeby to teraz zobaczyć". Podczas gdy mówiła do mojej mamy, nawiązała ze mną kontakt wzrokowy, dając mi do zrozumienia, że ją ma. Przypominając mi, że wszystko będzie dobrze.

"Ja po prostu tak bardzo tęsknię za nim czasami", powiedziała przepraszająco moja mama. Odwróciła się, aby przytulić Abbey z powrotem.

"I to jest w porządku. Tęsknota za kimś, gdy go nie ma, to cena, jaką płacimy za miłość."

Adora podeszła, oplatając jedno ramię wokół mamy, a drugie wokół Abbey. Pochyliła się na czubkach palców, by pocałować policzki naszych mam.

"Wrócimy późno. Nie czekajcie na nas" - powiedziała, choć obie wiedziałyśmy, że będą.

"Wy dwie uważajcie dziś na siebie" - powiedziała Abbey, zwracając się do nas przez ramię mojej mamy. Podczas gdy moja mama nie była dokładnie niska, Abbey była dość wysoka. Tylko trochę ponad sześć stóp, mogła łatwo spojrzeć na nas, jednocześnie obejmując moją mamę. "Zostańcie na ziemi niczyjej. Nawet nie myśl o kierowaniu się na północ -"




1. Dannika (3)

"Wiemy", powiedziała Adora.

"Nie przyjmuj niczego od obcych -"

"Wiemy." Moja siostra westchnęła, podczas gdy ja zmrużyłam oczy na naszą macochę. To nie było tak, że nic o tym nie wiedzieliśmy. Dawali nam ten wykład już od ponad dekady.

"Używajcie ochrony i nie zapominajcie o swoich kamieniach fluorytowych -"

"Wiemy!" powiedzieliśmy oboje z ekscytacją. Pierścień z fluorytu na moim palcu nigdy nie opuścił mojej ręki od dnia, w którym mama mi go dała. Oznaczał nasz dom, naszą paczkę w nim, naszą ochronę. Choć moja paczka była czasem do dupy, to i tak była lepsza niż jej brak. "Poważnie, Abbey. Będziemy bezpieczni. Obiecuję," dodałem. Dała nam obu uśmiech, a potem przytaknęła.

"W takim razie bawcie się dobrze i wszystkiego najlepszego, dziewczynki".

Chwyciłam moje klucze z wieszaka przy drzwiach wejściowych, podczas gdy Adora trzymała je otwarte dla Novy, aby wyjść. Mój wilk wyszczerzył się do mojego boku, gdy to robiła, pocieszające pasienie, które przekazywało, że wiedziała, jak bardzo nie lubię wychodzić, i współczuła mi tego.

"Rowe jest w moim pokoju. Jeśli jakieś dupki pokażą się szukając jej dziś wieczorem ..." Utraciłem, ale dostali sedno.

Moja mama prychnęła i podniosła głowę. "Może nie jestem już samicą Alfa naszej paczki, ale nadal mogę postawić wilka na swoim miejscu".

Zerknęłam w górę na Abbey. "Upewnię się, że nie zabije jakiegoś głupiego punka," powiedziała.

Adora prychnęła, a ja tylko skinąłem głową w podziękowaniu.

Podczas gdy Abbey byłaby bardziej onieśmielająca z tych dwóch, gdyby ktoś spotkał je w alejce, moja mama była szalona, jeśli chodzi o ochronę swoich. Jej temperament wybuchał, gdy tylko ktoś spojrzał na nas źle, a to dotyczyło Rowe od pierwszej nocy, gdy ją przyprowadziliśmy. To była połowa powodu, dla którego tak bardzo kochałem Abbey. Wiedziała jak sprowadzić moją mamę na ziemię swoim "spokojnym juju", jak to nazywaliśmy. Ona emanowała spokojem spokojnego jeziora i łagodziła ognistą osobowość mojej mamy, kiedy trzeba.

"Dobra, chodźmyoooo" - powiedziała Adora, delikatnie popychając mnie w stronę drzwi. "Nigdy nie wyjdziemy, jeśli cię nie zmuszę, a ja nie zostanę ukarana przez Alfę Najwyższego za nieposłuszeństwo bezpośredniemu rozkazowi".

"Yep", powiedziałem, idąc za nią. Opuściła tylną klapę na mojej ciężarówce i Nova wskoczyła do środka, chowając się pod płóciennym zadaszeniem. Wsunąłem się na miejsce kierowcy, gdy Adora zamykała klapę. Błyskawicznie wycofaliśmy się z podjazdu, ale kiedy ruszyliśmy w dół drogi, nie mogłem się oprzeć uczuciu, które ogarnęło mnie, gdy spojrzałem w lusterko wsteczne. Księżyc w pełni przemknął tuż nad koronami drzew, malując nasz dom w niesamowitym świetle.

Mówili, że urodziłam się na przeklętym księżycu... . . .ale nigdy nie powiedzieli, jak to wyglądało. Czy świecił tak samo jak dzisiejszy księżyc? Co było w nim innego? Czy to był kolor? Wielkość?

Czy może został przeklęty z powodu uczucia w powietrzu? Niepokój, który osiadł we krwi, stopniowo wsiąkając w nią jak silna trucizna? A może gwałtownie rozbudził magię w nas, wprowadzając ją w szał, któremu nie można było zaprzeczyć?

Pomiędzy tymi opcjami miałem nadzieję, że to po prostu sposób, w jaki wyglądał księżyc, ale coś mi mówiło, że to nie było to.

To było to samo "coś", co dręczyło mnie przez cały tydzień, od dnia, w którym wyszedł rozkaz o obecności. Mówiło mi, żebym nie szedł. Żeby zostać w domu. By uciekać. By być gdziekolwiek poza upamiętnieniem przy pełni księżyca.

Ignorowałem ten głos, nawet gdy szeptał mi, że wkrótce przyjdzie czas na walkę. Na nieposłuszeństwo. By powstać.

Może byłem szalony... a może to było uczucie w powietrzu, wysyłające mi znak ostrzegawczy.

Coś jak przeklęty księżyc.




2. Elias (1)

Rozdział 2

==========

Elias

==========

Nie miałem ochoty uczestniczyć w upamiętnieniu. Zwłaszcza nie w tym. Rok po roku była to ta sama szarada. Wydarzenie, na które przywódcy Domów nalegali co roku, by stworzyć iluzję, że teraz jest nam lepiej niż kiedykolwiek. Że napięcia ustąpiły, a w domach panuje pokój.

To była farsa.

Moje buty stukały o mokry chodnik, kiedy szliśmy, moje ręce wcisnęły się w kurtkę. Deszcz przestał padać wcześniej tego dnia, a chmury rozwiały się, ukazując nawiedzający nas księżyc w pełni.

Ysabeau, moja druga siostra, dotrzymywała mi kroku, obserwując ulice miasta. Zawsze czujna, jej ciemne oczy były ukryte przez okulary przeciwsłoneczne, które często nosiła, niezależnie od pory dnia.

"Wiesz, Dahlia może się mylić", powiedziała, gdy szliśmy, nie odwracając się, by spojrzeć mi w oczy. "Jej przewidywanie może być słabe. Czarownice nie zawsze mają rację."

Huffed. "Ta ma."

Nigdy nie wiedziałem, że Dahlia daje niedokładne odczyty. Nigdy nie słyszałem, żeby coś, co przewidziała, nie przeszło. I nie byłem gotowy na to, co mi powiedziała. Znalezienie mojego partnera. Powiedziała, że wampira. Jednego z moich własnych. To było w moich kartach na dzisiejszy wieczór. Ale to nie było coś, czego chciałam. Co dziwne, los i koledzy mieli w dupie to, czego chciałeś. To wszystko było jakimś wielkim planem, który miał dla nas wszechświat i nie mogliśmy od niego uciec.

Koledzy. Nie mogli tego nazwać tak, jak było naprawdę. Utrata koncepcji wolnej woli, gdy chodziło o znalezienie kogoś, z kim chciało się być. Jaki był sens randkowania lub jakiegokolwiek rodzaju związku, kiedy nie miało znaczenia, czego chciałeś na końcu?

Potrząsnąłem głową. Dziś wieczorem ze wszystkich nocy. Upamiętnienie to miejsce, w którym miałem znaleźć swojego towarzysza.

Ysabeau westchnęła. "Już zabroniłaś wszystkim niezaspokojonym wampirom uczestniczenia w dzisiejszej nocy. To było ciężkie posunięcie. Moglibyśmy po prostu udać się do domu i zamknąć cię w piwnicy czy coś."

Spojrzałem na nią bokiem, gdy szliśmy dalej. Budynek był tuż przed nami. "Nie kusz mnie. Chociaż uważam, że to wydarzenie to żart, to wyglądałoby to źle dla Blood i Beryl. Nie jestem skłonna lekceważyć tych, których straciliśmy."

Ysabeau wzruszyła ramionami, gdy zbliżaliśmy się do centrum kongresowego. Przy wejściu stało dwóch bramkarzy, którzy z czcią zanurzyli głowy, otwierając drzwi. Wiedzieli, kim jestem. Przeszliśmy, po czym zwolniliśmy tempo.

"Trzymamy to krótko dziś wieczorem," powiedziałem. Odgłosy zbierania się nadnaturalnych dotarły do naszych uszu, hałas filtrował korytarz, gdy zbliżaliśmy się do podwójnych drzwi. "Zróbcie obchód, wysłuchajcie przemówienia. Potem idziemy. Im mniej czasu tu spędzę, tym lepiej."

Ysa przejechała palcami przez swoje krótkie czarne włosy, po czym trzasnęła karkiem. "Mam to."

Wielka sala balowa była udekorowana od podłogi do sufitu. Ogień i Fluoryt były gospodarzami tegorocznego upamiętnienia, a ich Alpha Supreme upewniła się, że wszyscy, którzy przybyli, będą o tym wiedzieć. Wysokie stoły były rozrzucone po sali, przykryte przezroczystymi obrusami w każdym odcieniu tęczy. Efektem tego było wypełnienie przestrzeni pryzmatem kolorów. Żeliwne misy stanowiły centralny punkt, a płomienie migotały od małego ogniska, które było zapalone w każdym pojemniku. Serwer przeszedł obok z tacą różnych kieliszków. Chwyciłem dwa, trzaskając nimi o siebie.

"Czuje się bardziej jak impreza niż żałoba", mruknąłem cicho, ustawiając puste szklanki na stole.

"To dlatego noszę wszystko na czarno". Ysabeau skinęła głową w zgodzie, po czym cicho wymamrotała: "Nadchodzi godzina druga". Wysunąłem do niej podbródek, mówiąc jej, żeby sobie poszła. Odwróciła się na pięcie, aby posłuchać rozmowy i przekazać mi wszelkie wiadomości.

Wiedząc, kto się zbliża, zacisnąłem zęby, ciśnienie w mojej szczęce pulsowało. Odwracając się, wysoka, ponura postać zmierzała w moją stronę. Jego długie, białe włosy były spięte w koński ogon, co kontrastowało z kozią bródką, którą utrzymywał krótko i zdrowo przyciętą. Tłusty uśmiech rozprzestrzeniał się na jego twarzy, gdy się zbliżał. Alpha Supreme.

"Elias", powiedział na powitanie. Wyciągnął rękę, by ją uścisnąć. "Co za przyjemność widzieć cię wychodzącego z cienia, by dołączyć do nas dziś wieczorem".

"Mathis," powiedziałem, mój ton równie fałszywy jak jego własny. Zerkając w dół, przeleciałem wzrokiem z powrotem do niego, nie akceptując jego gestu. "Wybacz mi, jeśli nie podam ręki".

Jego oczy zwęziły się na moje prychnięcie, a on sam zwinął rękę w pięść, gdy ją cofnął, wbijając ją do kieszeni. "Wiesz, nie byłem pewien, czy przyjdziesz dziś wieczorem", pomyślał.

Stłumiłem potrzebę przewrócenia oczami. Wyrzucił przynętę, ale nie był w tym dobry. "Mmm? A dlaczego tak jest, Mathis? Byłoby trochę dziwne, gdyby lider Domu nie pojawił się, by uczcić pamięć poległych, prawda?". Celowo rozejrzałem się po wystawnym wystroju, przenosząc powoli wzrok z powrotem na niego. "Nawet jeśli wygląda to bardziej jak ceremonia godowa niż pomnik."

Ciemność zmąciła jego wzrok na chwilę, zanim się uspokoił. Zawsze taki łatwy cel. Ulizał włosy do tyłu, próbując ukryć swoje emocje. "Tak, cóż, nie mogę sobie wyobrazić, że to łatwe dla ciebie być tutaj, w dzisiejszą noc ze wszystkich nocy, zwłaszcza niezamaskowany i w tak niepewnej pozycji." Mathis skubał swój paznokieć, jak próbował mnie dalej zwodzić. "Markus powinien znaleźć jego partnera dziś wieczorem, a on da mi kolejny spadkobierca, kontynuując naszą linię w tym domu. Ty" - przeniósł swoje spojrzenie na moje - "nadal nie masz partnera, a więc nie masz dziedzica". Wyszczerzył się szyderczo. "To smutne."

Inny serwer przeszedł obok, a ja chwyciłem szklankę, odrzucając ją na bok. "Wampir, pamiętasz?" Uśmiechnęłam się, wysuwając lekko kły. "Nie umieramy tak szybko jak twój rodzaj".

Migotanie ognia weszło do jego oczu. "Ach, to prawda. Ale można was zabić."

Podniosłem brew. "Ambitny. Szukasz Krwi i Berylu, by dodać je do swojej kolekcji, Mathis?"

Jego szyderczy śmiech sprawił, że skóra mnie swędziała. "Dobroć, nie. Po prostu zwykła rozmowa. Wskazywanie na fakty." Łyknął swojego drinka, przyklejając ramiona do tyłu w próbie stanięcia wyżej ode mnie. Usta Mathisa wykrzywiły się i był zadowolony, bo myślał, że wygrał naszą wojnę na słowa.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Fałszywy kolega"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



👉Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści👈