Domy krwi

Rozdział 1

==========

ROZDZIAŁ 1

==========

Khel

Nie mogąc się skupić, odłożyłem z obrzydzeniem datapad z raportami. Myśli o zbliżającym się Mocowaniu i tępo pulsujący ból Taina dręczyły mnie.

Wyczułem podejście Lhora na długo przed tym, jak otworzył drzwi do mojego biura. "Wejdź, bracie."

Nie był moim bratem, lecz kuzynem ze strony matki. Mimo to, byliśmy jak braterskie bliźnięta. Lhor zamknął drzwi i rozłożył swoje smukłe ciało na mojej kanapie. Zamknął oczy i westchnął ze znużeniem, po czym skierował swój wzrok na mnie.

Lhor wskazał podbródkiem na datapad. "Myślisz o raporcie?"

Parsknąłem. "Nie mam pojęcia, co tam jest napisane, chociaż przeczytałem to cholerstwo co najmniej trzy lub cztery razy".

Przytaknął, jego wyraz zmienił się na współczucie. "Mocowanie?"

"Tak." Odchyliłem się w fotelu i potarłem dłońmi po twarzy. "Kończy mi się czas. Jutro i w przyszłym miesiącu to moje ostatnie szanse na bycie wybranym, zanim zabiorą nasze ziemie."

Podniosłem się i stanąłem przy dużym oknie z widokiem na mój ryspakowy sad. Rozciągał się on jak okiem sięgnąć. Ta ziemia była w mojej rodzinie od dwunastu pokoleń. Ryspak, owoc bardzo pożądany ze względu na swoje właściwości medyczne i anaboliczne, był w centrum diety Xelixian i stanowił główny eksport naszej planety. Byliśmy właścicielami największej ilości ziemi w Dystrykcie Xelhan - ani w żadnym innym. Nieskażona ziemia oznaczała, że nasze zbiory sprzedawały się po znacznie wyższych cenach. Nie trzeba dodawać, że nasze były bardzo pożądane. Z biegiem lat oferty kupna przybierały coraz mniej przyjazny ton. Nie mogli mnie jednak zmusić do sprzedaży. W końcu to ja byłem generałem armii Xelixian.

Pomimo bycia pierworodnym synem, nie miałem prawa dziedziczyć rodzinnych ziem. Podobnie jak Lhor i zdecydowana większość Xelixiańskich mężczyzn, byłem Skażony. Toksyny gromadziły się pod moją skórą, rozprzestrzeniając się czarnymi żyłkami po całym moim ciele. Średnia długość życia Skażonego wynosiła czterdzieści lat, dlatego też większość z nas wstąpiła do wojska, aby zapewnić sobie lepsze życie i chwalebną śmierć.

Mój ojciec ogłosił mojego młodszego brata, Vahla, swoim spadkobiercą. Jako nieskażony, mógł łatwo znaleźć partnera, by obejść prawa własności. Jednak kilka miesięcy temu Vahl i moi rodzice zginęli w wypadku promu. Śledczy doszli do wniosku, że nie było w tym żadnej winy. Lhor i ja byliśmy ostatnimi krewnymi z prawnym roszczeniem do ziem mojej rodziny, oboje z niewielkimi lub żadnymi szansami na znalezienie partnera, zanim Prawa Własności zmuszą nas do ich utraty.

Odwróciłem się z powrotem, by spojrzeć kuzynowi w oczy. Kanapa skrzypnęła, gdy usiadł.

"Chcę, żebyś również uczestniczył w Mocowaniu".

Oczy Lhora rozszerzyły się. "Chcesz, żebym co?"

"Chcę, żebyś również uczestniczył w Fastening," powtórzyłem spokojnie.

"Nie możesz być poważny! Spójrz na mnie, Khel." Ściągnął koszulę z kapturem. "Od lat nie chodziłem na zewnątrz bez kaptura. Lat!!! Jesteś dziedzicem jednego z największych domów Xelix Prime, szanowanym generałem Pierwszej Dywizji, niezwykle bogatym, a twój Taint nie jest nawet w połowie tak zaawansowany jak mój. Dlaczego, w imię Gharah, jakakolwiek kobieta miałaby wybrać mnie, sierotę bez środków do życia? Wiesz, że kocham cię jak brata krwi i zrobiłbym dla ciebie wszystko, nawet to, jeśli tego zażądasz. Ale dlaczego poddajesz mnie temu upokorzeniu? Dlaczego zmuszać mnie do pokazywania tego torturowanego ciała za nic?". Rozłożył szeroko ramiona i spojrzał w dół na swoją klatkę piersiową.

Pozwoliłem, by moje spojrzenie powędrowało na Lhora. Ciężko oddychał, trzęsąc się z niepokoju. Pod Tainem, Lhor był olśniewająco wyglądającym mężczyzną. Jego Crihnin - podskórny szewronowy grzbiet brwiowy, który wyskalował nasze czoło - był precyzyjnie wyrzeźbiony i elegancki. Jak wszyscy czystej krwi Xelixianie, jego oczy w kształcie migdałów nie miały źrenic, ale ich elektrycznie niebieski kolor był uderzający.

Miał jednak rację. Zaraźliwość zapanowała nad jego ciałem jeszcze bardziej niż nad moim. Jego jasnoszara skóra pokryta była siecią czarnych żył. Na jego twarzy, szyi i klatce piersiowej ciemne plamy wskazywały na pęknięcie niektórych naczyń włosowatych.

Zamknęłam oczy i z westchnieniem spuściłam głowę. "Potrzebujesz uwolnienia".

Lhor parsknął. "Nie pamiętam już, jakie to uczucie. I tak," przerwał mi, gdy otworzyłem usta, by się kłócić, "próbowałem. Nie mogę się już nawet pobudzić, więc zapomnij o uwolnieniu".

Marszcząc się, przytaknęłam i porzuciłam temat. Po kilku sekundach uśmiechnąłem się. "Pokazałeś mi swoją, czy to znaczy, że oczekujesz, że ja pokażę ci swoją?".

Roześmiał się. "Idiota. Mam cię na celowniku." Trzeźwiejąc, Lhor skrzyżował ręce na gołej klatce piersiowej i zapytał ponownie: "Dlaczego mnie o to prosisz?".

Podszedłem do ściany przed biurkiem, gdzie wisiał duży portret mojej rodziny. Przejechałam palcem po twarzy mojej matki.

Bogini, jak ja za nią tęsknię.

"Ponieważ jesteś młodszy ode mnie. Ponieważ, jeśli do przyszłego miesiąca nie uda mi się zapewnić sobie partnera, przeniosę wszystkie tytuły i ziemie na ciebie jako ostatniego uprawnionego krewnego rodziny Praghan". Odrywając wzrok od portretu, stanąłem przed Lhorem. "Gdyby nie twój Taint, zostałbyś okrzyknięty najpiękniejszym mężczyzną w całym Xelix Prime. Jedna z obcych samic może to rozpoznać i przeoczyć twoje Taint. A ja zrobię wszystko, by Zhul Dervhen nie wbił swoich szponów w dziedzictwo naszej rodziny."

Lhor przez chwilę utrzymywał moje spojrzenie, po czym przytaknął. Nienawidził, gdy mówiłem o jego pięknie. Widział siebie jako odpychającą, potworną istotę. Jakże się mylił.

Lhor podszedł do mnie. "Zawsze będę stał przy tobie, Khel. Bez względu na wyzwanie, bez względu na koszty. Jesteśmy krwią."

Położyłem dłonie na jego ramionach, dając im dziękczynny ścisk. Przytuliliśmy się, a ja stuknąłem dwa razy w tył jego ramienia, zanim go puściłem.

Nasi ludzie pomarszczyliby się na ten przejaw czułości. Od czasu Taina, Xelixianie nie dotykali się nawzajem, poza swoimi towarzyszami podczas intymności. Skażenie nie było zaraźliwe. Jednak widoczne oznaki choroby budziły w ludziach odrazę. Lhor pragnął kontaktu fizycznego, nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy. Chciał, aby patrzono na niego i widziano, kim naprawdę jest, ale obawiał się spojrzenia innych ludzi, ponieważ mógł znaleźć w nim obrzydzenie i wstręt.

Lhor podniósł swoją koszulę i założył ją z powrotem, wychodząc. Spojrzałem przez okno i pozwoliłem, by mój wzrok znów powędrował na rozległe sady, starając się zignorować tępy, pulsujący ból Taint. Zamykając oczy, wysłałem cichą modlitwę do Bogini. Nie byłem szczególnie pobożny, ale w tym momencie przyjąłbym każdą pomoc, jaką mógłbym otrzymać.



Rozdział 2 (1)

==========

ROZDZIAŁ 2

==========

Amalia

Odłączyłam swój umysł od sieci kosmoportu, gdy tylko zapaliły się światła. Pozostali jeńcy w ładowni The Revenant - gwiezdnego statku niewolników z Guldanu - obudzili się ze snu. Dupki, które nas pilnowały, miały tu być za dwadzieścia minut ze śniadaniem. Złym pomysłem było nadal być w łóżku, gdy to zrobią. Uznali to za zaproszenie.

Za kilka miesięcy skończyłbym dwadzieścia trzy standardowe lata. Całe moje życie spędziłem na pokładzie Revenanta lub różnych jego wcieleń. Jedynymi wyjątkami było kilka godzin spędzonych podczas lądowania w portach kosmicznych lub na losowych planetach, gdzie Gruuk, mój Guldański mistrz, potrzebował moich umiejętności. Głupia myśl o ucieczce została zniszczona podczas jedynej próby. Gruuk nigdy nie skrzywdził fizycznie mnie ani mojej Nany Mahevy, ale za karę kazał mi patrzeć jak inne niewolnice są torturowane i gwałcone.

Od tego momentu Nana i ja dzieliłyśmy kwatery z jeńcami, choć Gruuk trzymał je w klatkach, aby nie zrobić krzywdy nam, swoim ulubionym pupilom. Miał nadzieję, że więź z tymi samicami odstraszy nas od zrobienia czegokolwiek, co zagroziłoby ich dobru. To był niepotrzebny środek. Bolesne krzyki i beznadziejne błagania samic ukaranych za moją próbę ucieczki pozostawiły trwałą bliznę w psychice piętnastolatki, którą byłam. Nigdy więcej nie będę ryzykować życia innych dla własnej korzyści.

Choć prostokątna ładownia była dość duża, nie wyglądała na szczególnie masywną, gdy dziewięć dużych klatek wyłożono na bocznych i tylnych ścianach. Każda z nich mogła pomieścić nieco ponad tuzin jeńców. Klatki były podzielone na zestawy po trzy, z których każdy miał wspólny prysznic. Mechanizm blokujący uniemożliwiał jeńcom zamianę klatek przez urządzenia czyszczące. Nana i ja nie byliśmy w klatkach. Nasze piętrowe łóżka ustawione były w pobliżu lewej strony wejścia do ładowni. Krótkie, szerokie okna w tylnej ścianie dawały nam widok na nieskończoną przestrzeń na zewnątrz. Ciemnoszare ściany i kratkowana metalowa podłoga dopełniały ponurej przestrzeni, ale przynajmniej była ona czysta - Nana i ja się o to zadbałyśmy - i wolna od rdzy.

W ciągu tej podróży sześćdziesięciu ośmiu niewolników zostało przekazanych nabywcom. Oprócz mojej Nany, w ładowni pozostały tylko trzy inne niewolnice, które dzieliły z nami miejsce. Byli oni zamknięci w klatkach z tyłu i mieli zostać dziś dostarczeni do swoich nowych panów na Xelix Prime, gdy wylądujemy w ciągu godziny. Zgodnie z rozkazami Gruuka, załoga nie mogła zadzierać z niewolnikami, chyba że wymagali uzasadnionych środków dyscyplinarnych. Usprawiedliwionych... Zamknąłeś dziewczynę w klatce wbrew jej woli z zamiarem sprzedania jej jako zwierzęcia jakiemuś zboczeńcowi - co miałaby zrobić? Że powie ci, że jest oszalała z podniecenia? Nie. Próbowałaby cię wypieprzyć i wyrwać stamtąd dupę. Ale kiedy jej się nie udało, a zawsze się udawało, środki dyscyplinarne były uzasadnione. Co za stek bzdur.

Rzuciłem szybkie spojrzenie na jeńców. Ich prycze były ustawione z tyłu klatki. Shannon, rudowłosa kobieta, była już na nogach. Została oszukana przez skorumpowanego agenta programu Alien Mating Program, który pozwalał kobietom - a rzadziej mężczyznom - na znalezienie partnera życiowego na innych światach nękanych problemami z płodnością lub brakiem kompatybilnych partnerów. Zamiast wygodnego życia z dantoriańskim kupcem, na które się pisała, agent sprzedał ją Gruukowi. Była tylko jedną z niezliczonych innych bezbronnych kobiet, które nie miały nikogo, kto mógłby zadać pytanie o ich nagłe zniknięcie.

Aveańskie siostry bliźniaczki Ishin i Balah uosabiały stereotyp nieostrożnego podróżnika. Podczas postoju na stacji Belevar w celu zatankowania paliwa, bliźniaczki poszły na drinka do jednego z wielu barów na stacji. Obudzili się uwięzieni na Revenancie. W przeciwieństwie do Veredian, którzy mogli z łatwością udawać ludzi, gdy ukryte były znaki na naszych nogach i ramionach, jasnoniebieska skóra Avean była oczywistym znakiem rozpoznawczym, podobnie jak ich spiczaste podbródki, wąskie nosy i duże, jasnoniebieskie oczy, w których można było się utopić. Ich przypominające lalki twarze były obramowane miękkimi, srebrzystymi lokami o długości do ramion. Bliźnięta Avean były rzadkością, co prawdopodobnie spodobało się niewolnikom.

W tej chwili jedna z nich po raz kolejny miała ochotę na karę.

Wychodząc z pryczy, chwyciłam swój pusty metalowy kubek przed przejściem do klatki. Podobnie jak Shannon, Ishin skorzystała już z przyległej odświeżarki i szła pod prysznic cząstkowy. Już dwa razy potrząsnęła Balah, by wyciągnąć ją z łóżka, ale Balah wzruszyła ramionami, wtulając się głębiej w swoje łóżeczko. Za piętnaście minut mieli przyjść strażnicy. Nie chciałam być świadkiem kolejnej kary. Podchodząc do krat znajdujących się najbliżej jej głowy, walnąłem w nie swoim kubkiem.

"Wstań, Balah. Ubierz się."

"Przestań, virsha!" Balah zaszkliła się na mnie. "Nie jesteś moją własnością".

"Chcesz być zgwałcona i pobita w swoim ostatnim dniu?" Zapytałem, udając, że nie nazwała mnie właśnie dziwką.

Łóżko skrzypiało, gdy oparła się na przedramieniu, jej ręce pięścią w cienkim, beżowym kocu. "Co to jest dla ciebie? Nie tak, jakby cię to obchodziło".

"Twojej siostrze zależy. Nie chce patrzeć, jak znowu się nad tobą znęcają, a potem sama doznaje przemocy za to, że próbuje cię bronić, bo nie potrafisz wybrać swoich bitew." Wskazałem palcem na Mahevę, która ukradła spojrzenia na nas podczas robienia jej łóżka. "Moja Nana będzie się kurwa przejmować, kiedy będzie musiała uzdrowić was obu, gdy skończą, żebyście mogli być ładni dla swojego nowego pana. Czy twój mały bunt jest wart tego wszystkiego?"

Warknęła na mnie, zrzuciła z siebie koc i wstała z łóżka. Napotkałam wdzięczne spojrzenie jej siostry i odpowiedziałam współczującym uśmiechem. Shannon potrząsnęła głową na Balah. Nienawidziłam być szorstka wobec jeńców. Nienawidziłem zachęcać ich do jeszcze większego podporządkowania się. Nieposłuszeństwo nie było okazywaniem siły, jeśli nie było szans na zwycięstwo - zarabiało jedynie na bezsensowne cierpienie. Wielu miało pretensje do mojej Nany i do mnie za to, co uważali za preferencyjne traktowanie. Nie mieli pojęcia o naszym prawdziwym życiu i o winie, którą nosiliśmy.

Byliśmy Veredianami, rzadkimi ocalałymi przedstawicielami prawie wymarłego gatunku, ponieważ wszyscy nasi mężczyźni zginęli w następstwie naturalnego kataklizmu, który zniszczył nasz świat. Jak wszyscy Veredianie, posiadamy unikalne zdolności psi aktywowane przez dotyk, co uczyniło nas cennymi pupilami Gruuka. Moja Nana była uzdrowicielką. Potrafiła uleczyć każdą ranę, bliznę czy złamaną kość, szybciej niż jakakolwiek nanotechnologia. Ja byłem hakerem i mogłem rozszyfrować, nadpisać i przejąć kontrolę nad wszystkim, co było dostępne przez uplink lub przy użyciu dowolnego rodzaju oprogramowania.



Rozdział 2 (2)

Zrobiłem dla Gruuka wiele okropnych rzeczy, w tym zapewniłem mu dostęp do domów lub statków porwanych kobiet i osłaniałem jego załogę, gdy z nimi uciekali, wyłączając kamery i systemy bezpieczeństwa. Wykonywanie moralnie wątpliwych czynów to jedno. Co innego dzielić pomieszczenia mieszkalne z ofiarami tych czynów. Więc podczas ich pobytu na pokładzie, starałem się pomóc im uniknąć niepotrzebnego bólu. Nie odpokutowało to mojego paraliżującego poczucia winy, ale to było coś.

Nana i ja miałyśmy swój własny odświeżacz i prysznic cząstkowy przy naszych pryczach. Szybko zrobiłyśmy z nich użytek i ubrałyśmy się w nasze standardowe brązowe, niewolnicze sukienki o długości do kolan i ciemne skórzane sandały. Drzwi otworzyły się ze świstem, ukazując Doruka, prawą rękę Gruuka, oraz dwóch innych kolegów z załogi Guldanu. Nienawidziłem Doruka z pasją. Często chciałem, żeby udało mi się zamknąć jego tyłek w przestrzeni, kiedy najmniej się tego spodziewał. Wyraz jego twarzy, gdy otworzył się właz i został pozbawiony kontroli, byłby bezcenny. Parsknąłem wewnętrznie na ten widok.

Gdyby nie ciągła złośliwość na jego twarzy, Doruk byłby przystojny. Guldanowie byli wyższą, szerszą wersją ludzi, ale z rogami i spiczastymi uszami. Ich skóra występowała w tych samych odcieniach, ale włosy tylko czasami były srebrzysto białe, brązowe lub jet czarne. Ich grube rogi zaczynały się tuż nad brwią i opadały na głowę, a ich końcówka unosiła się do góry. Choć zapuszczali włosy na twarzy, większość z nich goli je na rzecz grubych plemiennych tatuaży na twarzach, klatkach piersiowych i ramionach.

Samce zmarszczyły brwi, gdy okazało się, że jeńcy są gotowi, a ich oczy zatrzymały się na Balah. Zwykle jeden strażnik przynosił jedzenie. Dziś obudzili nas wcześniej niż zwykle. Pojawienie się ich trzech, w tym Doruka, oznaczało, że liczyli na odrobinę zabawy i dali sobie trochę luzu w harmonogramie. Balah, ze swoim buntowniczym usposobieniem, prawdopodobnie była ich celem. Ale nie tym razem...

Jak wam się teraz podobam, suki? Uśmiechnąłem się do niezadowolonych Guldanów.

Miękka dłoń Mahevy przycisnęła moją i zmarszczyła ostrzegawczo brwi. Otarłem uśmiech z twarzy. Racja... Prowokowanie Doruka, kiedy był wkurzony? Niezbyt dobry pomysł. Nie ukarałby mnie; Gruuk na to nie pozwalał. Ale Doruk igłowałby jeńców, aż któryś by się odezwał. Wtedy zemściłby się na niej, a mnie zmusiłby do patrzenia.

Zaluk, jeden ze strażników, przywiózł do klatki wózek hovera i przekazał dziewczynom tace z jedzeniem. Maheva i ja pobierałyśmy swoje w mesie.

"Macie dziesięć minut na jedzenie, potem Zaluk przygotuje was do dostarczenia waszemu nowemu panu" - powiedział Doruk do jeńców. Następnie obrzucił mnie ostrym spojrzeniem. Zatrzymałem jego spojrzenie i podniosłem brodę w geście sprzeciwu. "A ty, małe zwierzątko, znaleźliśmy twojego Korletheana. Odbierzemy go, gdy tylko opuścimy tę skałę. Zobaczymy, jak dumny jesteś, gdy on wygina cię i taranuje jego kogut w tej ciasnej małej cipie z ciebie. Będę w pierwszym rzędzie patrząc jak zostajesz umieszczona na swoim właściwym miejscu; na czworakach jak dobra mała suka."

Krew mi zamarzła, gdy wpatrywał się we mnie z uśmiechem, ośmielając się dać mu wargi. Przełknęłam ciężko i trzymałam język za zębami. Z ostatnim lubieżnym spojrzeniem, wyszedł ze swoimi sługusami. To było od dawna. Veredianie osiągali szczyt rozrodczy w wieku dwudziestu dwóch lat, czyli w moim obecnym wieku, choć byliśmy płodni od okresu dojrzewania. Gruuk posiadał wiele twierdz w całej galaktyce, gdzie hodował Veredian z Korletheanami, aby zapewnić sobie narodziny utalentowanego potomstwa, które mógł wykorzystać lub sprzedać. Odosobnieni Korletheanie posiadali potężne zdolności psi, głównie telepatię, telekinezę i przewidywanie, co czyniło ich trudnymi do schwytania i zniewolenia.

Dobrze, że byliśmy gotowi do wprowadzenia w życie naszego planu ucieczki. Nie byłbym w pobliżu wystarczająco długo, by być hodowanym jak zwierzę. Nana wymieniła ze mną ostrożne spojrzenie i ścisnęła moją dłoń. Wyprostowałem ramiona i wyszedłem z ładowni po nasze śniadanie. Jak można było się spodziewać, jeńców już nie było, gdy wróciłem. Nie odprowadzanie ich było wyjściem tchórza, ale to było zbyt trudne.

Wchodziliśmy w atmosferę Xelix Prime i wkrótce zadokowaliśmy w porcie kosmicznym. Za niecałą godzinę wyładujemy nasz ładunek, w tym dziewczyny. Ten czas był już prawie na wyciągnięcie ręki. Położyłem tace z jedzeniem na małym stoliku i Maheva dołączyła do mnie na nasz ostatni posiłek na tym statku.

"Udało ci się włamać do systemów kosmoportu?" Maheva zapytała, gdy tylko usiedliśmy.

"Tak. Mam naszą drogę ucieczki, ale nie będzie to łatwe. Zadokowaliśmy w godzinach szczytu. Wymknięcie się z kosmoportu niezauważone będzie bólem w... uh wyzwaniem."

Rzuciłem jej owcze spojrzenie. Uśmiechnęła się i poklepała mnie po dłoni. Ja i moja niewyparzona gęba...

"Ale nie niemożliwe." Maheva zjadła ustami jajecznicę, po czym gestem nakazała mi schować się do mojego jedzenia. "Jestem bardziej zainteresowany naszymi strojami i oznaczeniami."

Moje oczy skupiły się na plamistym wzorze wzdłuż boku jej ramion. Długie włosy ukrywały oznaczenia na szyi i plecach. Jednak żałosne worki bez rękawów, które służyły jako nasze niewolnicze sukienki nie zrobiły nic, aby ukryć oznaczenia na naszych rękach i nogach.

"Tuż za zatoczką dokującą znajduje się szatnia dla personelu. Musimy tylko do niej dotrzeć. Jestem pewna, że coś tam znajdziemy." Modliłem się do Bogini, żeby schematy nie były przestarzałe.

"A co z Lordem..."

Maheva została przerwana przez otwierające się drzwi. Prawie się posikałem, gdy zobaczyłem w drzwiach wysoką ramę Gruuka. Nie mógł nas usłyszeć.

A mógł?

Jego czarne jak smoła oczy przemknęły po mnie, zanim spoczęły na Nanie. Zwinął między palcami swój fetyszowy medalion z celesium. To był dobry znak i odetchnąłem nieco łatwiej. Jeśli pstryknął paznokciem o krawędź medalionu, mieliśmy poważne kłopoty.

Głęboki dudniący głos Gruuka odbił się echem w pomieszczeniu. "Maheva, dwóch gości wejdzie wkrótce na pokład. Bradok będzie ich operował. Ty będziesz mu asystować".

Noooo!

Nasze plany rozpadały się przed nami. Serce zahuczało mi w piersi na myśl, że nie uciekniemy z tego piekła. Jak to się mogło stać? Dlaczego właśnie teraz? W ciągu siedmiu lat od mojej jedynej próby ucieczki, po raz pierwszy Maheva i ja będziemy jedynymi więźniami na pokładzie, bez niewolników, których można by użyć przeciwko nam. Nigdy więcej nie będzie takiej okazji. Mój niepokój musiał być widoczny, bo Gruuk odwrócił się do mnie. Zmarszczki wiekowe przy jego oczach pogłębiły się, gdy zwęził je na mnie. Szybko wyostrzyłem swoje rysy.




Rozdział 2 (3)

"Coś nie tak, zwierzaku?"

"Nie, mistrzu. Nic złego." Rzuciłem oczy w dół. Gruuk nie żądał uległości, ale był zbyt spostrzegawczy. Jedno spojrzenie w moje oczy i wiedziałby, że coś knuję.

Zerknąłem w górę, by zobaczyć, jak jego oczy skanują pokój, zanim znów spoczną na mnie. Przestał zwijać medalion między palcami. Czułam jego ciężkie spojrzenie na sobie, ale byłam zahipnotyzowana przez jego kciuk powoli okrążający twarz medalionu. Po kilku sekundach, które wydawały się wiecznością, znów zaczął toczyć medalion. Prawie rozpłakałam się z ulgi. Odwrócił się z powrotem do Mahevy.

"Na każdym z nich zostawisz bliznę" - powiedział Gruuk. "Bradok wskaże, gdzie. W przeciwnym razie ulecz ich w pełni. Bądź w ambulatorium za dwadzieścia minut".

"Tak, mistrzu," powiedziała Maheva, jej ton był stonowany.

Gruuk podrzucił medalion w powietrze i złapał go w dłoń, zanim wyszedł. Kiedy drzwi się zamknęły, wydychałem drżący oddech. W moich oczach pojawiły się łzy. Co, do cholery, było ze mną nie tak? Prawie nas wydałem.

Dłoń Mahevy spoczęła na moim ramieniu, jakby szukając wsparcia. Pociągnąłem ją w zaciekły uścisk i schowałem twarz w kręconych pasmach jej miękkich włosów. Byliśmy tak blisko! Chwyciła mnie za garść włosów i mocno przytuliła do siebie. Po kilku chwilach wzięła głęboki oddech i trzymała mnie na wyciągnięcie ręki. Jej oczy wpatrywały się w moje.

"Nic się nie zmieniło, Amalio. Poczekasz piętnaście minut po tym, jak udam się do ambulatorium, a następnie podejmiesz ucieczkę."

Odwróciłam się, przerażona. "Nie wyjdę bez ciebie! Jak możesz w ogóle sugerować...?"

"Amalia," przerwała, kładąc dwa palce na moich ustach, "Wiem, że jesteś przestraszonym dzieckiem, ale to twoja najlepsza szansa na nowy początek. Nie będę cię skazywać na życie, jakie ja miałam".

"Nie możesz oczekiwać, że zostawię cię tutaj!" powiedziałem, machając na pokój.

"Nie tylko oczekuję, Amalio; ja tego żądam". Ton Maheva czuł się zakazany. "Czy nie słyszałaś wcześniej Doruka?"

Wygarnęłam i spuściłam oczy.

"Jak myślisz, co się z tobą stanie, gdy odbierzemy Korlethean?" Delikatnie potrząsnęła moimi ramionami, aby zmusić mnie do spojrzenia na nią. "Wiem, co się stanie, bo przeżyłam to już nie raz. Nie będę powodem, dla którego stanie się to również tobie."

Ciche łzy ściekały po mojej twarzy. "Nie chcę cię zostawić. A co jeśli znowu zostanę złapany?"

"Nie będziesz. Przygotowywałeś tę ucieczkę wystarczająco długo. Nie jesteś już tym bezmyślnym młodocianym, którym byłeś siedem lat temu. Po prostu trzymaj się z dala od władz, dopóki nie będziesz wiedział na pewno, komu możesz zaufać".

Kiedy miałem piętnaście lat, szukałem azylu u władz na Belevarze, ale zamiast tego przekazali mnie prosto do Gruuka. Powinienem był wiedzieć, że kupił ich lojalność już dawno temu. A tutaj, na Xelix Prime, mimo że niewolnictwo było zabronione, Gruuk przez lata bez problemu przemycał niezliczone ilości niewolników. To oznaczało, że przekupił też pracowników ochrony. Nie popełniłbym tego samego błędu dwa razy.

"I upewnij się, że skontaktujesz się z Lordem Praghanem tak szybko, jak to możliwe", powiedziała Maheva.

"Lord Praghan nie żyje, Nana". Otarłem łzy grzbietem dłoni. "Podczas zdobywania schematów kosmoportu zeszłej nocy, zapytałem go, by dowiedzieć się, jak do niego dotrzeć. On i jego rodzina zginęli w wypadku kilka miesięcy temu."

Ramiona Mahevy zwiotczały. "Potem idziesz do Mocowania. Załatwiasz sobie towarzysza, silnego wojownika, który zapewni ci bezpieczeństwo i pokaże ci drogi twojego nowego ludu."

"Ale..."

"Nie, Amalio!" Maheva przerwała. "Nie ma już czasu na dyskusje. Nigdy nie byłaś poza tym statkiem dłużej niż kilka godzin na konkretne misje. Nie wiesz jak żyć w prawdziwym świecie. Potrzebujesz kogoś, kto się tobą zaopiekuje, dopóki nie nauczysz się rozwijać skrzydeł. Nie zapominaj; Gruuk będzie na ciebie polował. Jesteśmy trzy dni przed planowanym przybyciem na Xelix Prime. Gdybyśmy zdążyli na czas, ominęłyby was miesięczne Zapięcia o dwa dni. To znak Bogini, że przybyliśmy jeden dzień przed nim. Masz w nim uczestniczyć."

"Ale wybieranie zupełnie obcej osoby w kolejce jako mojego towarzysza życia..."

"Lepszy obcy, którego wybierasz, niż taki, który jest ci narzucony," powiedziała cierpliwie. "Byłam niewolnicą sześćdziesiąt jeden lat, zmuszoną do rozmnażania się z obcymi. Miałam cztery córki, wszystkie odeszły; twoja matka nie żyje, bliźniaczki zostały sprzedane, a moja najmłodsza zaginęła. Jesteś wszystkim, co mi pozostało, a to nie jest życie dla ciebie".

Wpatrywałam się w piękną twarz mojej Nany. Byłam jej młodszą wersją, z taką samą miedzianą skórą i wyzywającymi plamkami zieleni w naszych jasnobrązowych oczach. Widziałam tę twarz każdego dnia mojego życia. Moja jedyna stała. Moja skała. Nie wiedziałam, jak sobie bez niej poradzę.

Pociągnąłem ją w kolejny miażdżący uścisk, walcząc ze łzami, które groziły, że mnie zadławią. Pieściła moje włosy, szepcząc mi do ucha kojące słowa, ale sama drżała z tłumionych emocji.

"Wrócę po ciebie. Przysięgam, Nana. Jeśli to ostatnia rzecz, jaką zrobię, wrócę po ciebie."

* * *

Zgodnie z oczekiwaniami, wyjście ze statku było łatwe. Nieznany, ogromny obcy świat, który leżał przed nami, stchórzył. Ale przede wszystkim byłem przerażony rozstaniem z jedyną istotą, która kochała mnie bezwarunkowo przez te wszystkie lata, pomimo strasznych rzeczy, które robiłem na rozkaz mojego pana.

Wyczołgałem się z rury startowej kapsuły ratunkowej. Przyczajony w cieniu, oparłem się o właz śluzy. Serce waliło mi jak oszalałe; nie pamiętam, żebym kiedykolwiek był tak przerażony. Niewolnicy zostali już odciągnięci z dala od ciekawskich oczu. Jednak martwienie się o ich los było rozproszeniem uwagi, na które nie mogłem sobie pozwolić. Po drugiej stronie statku załoga Gruuka rozładowywała ostatnie kontenery z jego legalnego handlu z Xelix Prime.

Spoglądając przez krawędź włazu, przyjrzałem się masywnej zatoce dokującej. Było czyste i dobrze zorganizowane, z mnóstwem krzątających się ludzi i starannie zaparkowanymi statkami różnej wielkości. Ciemna działalność Gruuka wymagała, by cumował on w bardziej ustronnej części hangaru. W pobliżu naszego statku znajdował się tylko jeden inny, mały gwiezdny skiff, który stał pusty. Dla kontrastu, centralna część hangaru, w której cumowały inne statki, była całkowicie otwarta i w większości goła. Jego szare ściany wyglądały niemal na białe pod jasnym sufitem i ściennymi lampami. Pomimo dużej ilości ludzi i Xeliksjańskich pracowników dokujących w tym miejscu, dźwięk rozmów był słabym szumem podkreślanym przez brzęk maszyn, syk zwalnianych włazów i lekkie brzęczenie poduszkowców. Dźwięki były jednak dość wyciszone przez odległość. Nasz ustronny zakątek był nad wyraz cichy. Musiałbym zachować szczególną ostrożność.



Rozdział 2 (4)

Kucnąłem i rozpłaszczyłem się o kadłub, gdy Zaluk przekroczył moją linię wzroku. Zatrzymał się przy windzie osadzonej w ścianie przy burcie gwiezdnego skiffa. Tam odebrał hover-carrier przed powrotem do The Revenant. Zapach spalin, choć nie przytłaczający, ukłuł mnie w nos i zwalczyłem chęć kichnięcia. Opierając się o kadłub, wyciągnąłem szyję, by spojrzeć za windę. Był tam szyb konserwacyjny, a za nim drzwi do drugiej rampy, które prowadziły w dół do pomieszczenia dla personelu i drugiego wyjścia. To były moje cele. Mnóstwo metalowych skrzyń i cienistych zakamarków za skiffem dawało osłonę, której potrzebowałem, by dotrzeć do drzwi.

Moją uwagę przykuł pracownik doku zmierzający do szybu konserwacyjnego. Zatrzymał się przy serii skrzyń w pobliżu skiffa. Skradanie się niezauważonym przy tylu ludziach byłoby prawie niemożliwe, ale miałem jeszcze jedną sztuczkę w rękawie. Mój ojciec Korlethean dał mi zmutowaną wersję swojej zdolności przewidywania. W przeciwieństwie do niego, mogłem widzieć tylko wydarzenia w najbliższej przyszłości, czyli w ciągu najbliższych pięciu do dwudziestu minut. Moje działania w czasie poprzedzającym takie wydarzenia mogły wpłynąć na ich wynik. Podobnie jak on, nie mogłem zobaczyć swojej przyszłości bezpośrednio, ale znalazłem obejście.

Używając pracownika doku jako punktu odniesienia, otworzyłem swój umysł. Wkrótce pojawiły się w nim żywe obrazy możliwych przyszłych wydarzeń.

Pracownik wszedł do szybu, kiedy zaskoczył go głośny brzęk. Odwrócił się, by zobaczyć rurę izolacyjną odbijającą się od ziemi. Hałas zwrócił również uwagę Zaluka. Krzyknął w szoku, patrząc w stronę tyłu skiffa. Zaalarmowany Doruk przybiegł, a Zaluk gestem nakazał robotnikowi zająć się swoimi sprawami. Robotnik zawrócił w stronę szybu konserwacyjnego, gdy usłyszał zduszony krzyk i zły chichot Doruka.

"Długo czekaliśmy na twój bałagan, zwierzaku. Ja dostanę cię jako pierwszy".

Odrzuciłem na bok tę wizję i przełknąłem ciężko. Nawet jeśli to się nie wydarzyło, głos Doruka sprawił, że mój żołądek zawiązał się ze strachu. Nie bez powodu Doruk był prawą ręką Gruuka. Był bezwzględny, nieugięty i bez serca. Spojrzałem w górę i zobaczyłem innego pracownika doku wykonującego prace konserwacyjne na podwieszanym wybiegu. Kilka stóp przed nim z krawędzi zwisała rura. Za kilka minut coś miało sprawić, że spadnie. Próba przemknięcia za skiffem nie wchodziła w grę, bo rura mnie zdradzała. A gdybym poczekał aż spadnie i ruszył w stronę łodzi?

Pracownik wszedł do szybu, gdy zaskoczył go głośny brzęk. Odwrócił się, by zobaczyć rurę izolacyjną odbijającą się od ziemi. Hałas przyciągnął również uwagę Zaluka. Widząc spadającą rurę, odwrócił się z powrotem do swojego zadania. Robotnik zauważył coś poza rurą.

"Hej, co robisz ukrywając się tam z tyłu?".

Zaalarmowany Doruk przyszedł zbadać sprawę i zobaczył coś, co najpierw go zaskoczyło, zanim drapieżny grymas wyrył się na jego twarzy. Pobiegł w kierunku tylnej części statku.

Dobra. Czekanie też nic nie dało. Tym razem postanowiłem zablokować Doruka, żeby zobaczyć, co się stanie, gdybym spróbował obejść The Revenant i przemknąć obok skrzyń tuż przy załodze.

Doruk krzyczał na jednego z członków załogi, który źle obchodził się z towarem, gdy głośny brzęk zaskoczył jego i dwóch mężczyzn obok niego. Wyciągnęli szyje, by zobaczyć, co to za zamieszanie. Doruk nagle odwrócił głowę, by spojrzeć przez ramię. Przez chwilę obserwował cienie i skrzynie ustawione przy ścianie. Wzruszył ramionami, odrzucając to, co wydawało mu się, że widział i wznowił upominanie swojego załoganta.

Było!!! Moja bezpieczna droga z dala od statku. W każdym ze scenariuszy nie widziałem, kto zaalarmował tych samców po upadku rury. Ale ponieważ wiedziałem, gdzie będę, gdy każde z tych wydarzeń będzie miało miejsce, można było bezpiecznie założyć, że to ja. Musiałam tylko jak najszybciej przebrnąć przez różne opcje, aż znajdę tę najbezpieczniejszą. A w tej chwili musiałem się ruszyć, bo od upadku tej rury dzieliły mnie sekundy.

Przytulając się do kadłuba, przeszedłem na palcach na drugą stronę statku, gdzie Doruk beształ swojego kolegę z załogi. Głośny huk, po którym nastąpiły krzyki zaskoczenia, dał mi małe okno, którego potrzebowałem. Pospieszyłem za pompy paliwowe i zatrzymałem się, wiedząc, że Doruk patrzy w moim kierunku.

Oceniając nowe scenariusze, podążałem najbezpieczniejszymi ścieżkami, czołgając się lub biegnąc w kucki od jednej osłony do drugiej, unikając kamer, pracowników doków i kolegów z załogi. Starałem się ignorować palący ból mięśni nóg od pozycji kucznej. Dotarłszy do ściany, przejechałem z powrotem na przeciwległą stronę doku. Nie mogłem przejść przez główne wyjście dla załogi, nie dając się złapać. Ale drugorzędna rampa powinna być zamknięta. Planowałem ją zhakować i ustawić kamery monitoringu na pętlę, aby ukryć moje przejście. Następnie wyszedłbym przez drzwi dla personelu tuż przed głównym wyjściem.

Byłem kilka stóp od drzwi rampy pomocniczej, gdy chrzęst wskazał, że przyjechała winda przy szybie konserwacyjnym. Wskoczyłem za stół warsztatowy, lądując boleśnie na biodrze z hukiem. Zimny metal podłogi ugryzł mnie w gołe nogi. Szybko wróciłem do pozycji kucznej w obawie, że moje i tak już napięte mięśnie skurczą się z zimna. Drzwi się otworzyły. Serce waliło mi w piersi. Nie miałam szansy zobaczyć, kto wyszedł, więc nie mogłam się do nich zbliżyć, żeby zobaczyć ich przyszłość. Kroki zbliżały się w moim kierunku, więc odczołgałem się dalej w cień. Żołądek mi się skręcał, ta nowa osoba może zrujnować moją ucieczkę.

Zmusiłem się do uspokojenia. Zablokowany na Doruka, przeszedłem przez kilka scenariuszy, ale każdy z nich kończył się moim pojmaniem. Pracownik wrócił z hover-carrierem i przeniósł kilka skrzyń, za którymi się schowałem, na windę. Nawet gdy transportował pojemniki tam i z powrotem, nie było sposobu, bym przemknął obok niego bez wykrycia. Jeśli cofnęłabym się do The Revenant, nie byłoby żadnej osłony, która pozwoliłaby mi dotrzeć do drugiej rampy, gdy robotnik już ją opuści. Musiałem zrobić coś teraz, zanim wszystkie skrzynie znikną.

Wpadając w panikę, trzęsłem się ze strachu, podczas gdy głos w mojej głowie krzyczał w pętli, że nigdy nie powinienem był próbować ucieczki. Skanując podłogi i ściany, zauważyłem panel kontrolny kilka stóp dalej. Podszedłem do niego, by sprawdzić, do jakich systemów da mi dostęp.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Domy krwi"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści