Sunshine In My Life

Rozdział 1 (1)

Najbardziej na świecie chce odciąć sobie ręce.

W nadgarstku byłoby najlepiej. To puste zmęczenie, które rozciąga się od opuszków palców do łokcia, zniknęłoby na zawsze. Jakie to chore? Musi być coś poważnie - niebezpiecznie - nie tak, skoro może leżeć w nocy na swoim twardym jak skała materacu i myśleć o odcinaniu kończyn i używaniu zakrwawionych kikutów do pisania "HA!" na ścianach. Byłby sceną z horroru.

I byłby wolny. Bo bez rąk jest dla niej bezwartościowy.

Dla Maestro.

Jego matki.

Ale cały ten bezręki dzień wymagałby działania zamiast fantazjowania, a on nie jest w tym zbyt dobry. Nawet głupie drobne rzeczy - jak spontaniczne objechanie lodziarni w drodze ze szkoły do domu i poczęstowanie swojej młodszej siostry podwójnie bitym krówkowym rożkiem, zamiast trzymania się ścisłego harmonogramu, którego wymaga Maestro - są niemożliwe. Nawet nie spróbuje czegoś takiego. Dlaczego? Smak krówki i wolności nie jest tego wart?

Nie.

On po prostu nie jest stworzony do buntu i ryzyka.

Fantazjowanie to wszystko, do czego jest dobry. Chore sny o okaleczeniu, najwyraźniej. Którą rękę by odciął? Prawą? Czy lewą?

To przeraża Becka Kevericha - sposób, w jaki czasami myśli.

Jego cyfrowy zegar wskazuje 5:12. Nadal ciemno. Nadal zimno. Latem zawsze łatwiej jest mu wykręcić się z łóżka, ale teraz, kiedy jesień owinęła gołe, gałązkowe palce wokół wszechświata, jego budzik wydaje się wrzeszczeć w środku nocy. A powinien był wstać dwanaście minut temu.

Aż dziw bierze, że Maestro nie zagrzechotał do jego drzwi, żeby ryknąć na jego lenistwo.

Beck odkleja głowę od poduszek. Chciałby móc się w nich rozpłynąć. Czy on w ogóle spał ostatniej nocy? Nadgarstki bolą go, jakby żonglował blokami cementu. Czy zrezygnował z pracy o jedenastej? O północy?

Jego palce jęczą, to była północ, ty głupcze. Mówią też, żeby nas ogrzać i dać nam odpocząć tego ranka, a nawet mamy zamiar zwinąć się w pięść i uderzyć w ścianę, aż się roztrzaskamy. Jego palce są takie kantowate.

Beck zaciera ręce, dmucha na zdrętwiałe palce i szeroko przeklina wszechświat - bo to szybsze niż bycie konkretnym w kwestii głębi swojego wstrętu do Maestro w tej chwili. Potem podchodzi do obiektu swojej zagłady, swojego życia, swojej wartości.

Zatrzaskuje pokrywę fortepianu.

Pianino Steinwaya jest jedyną chlubą jego pokoju. Nie, żeby było w nim coś jeszcze. Ma łóżko, w którym czuje się, jakbym przytulał kamienie, połamane żaluzje w oknach, szafę z używanymi ubraniami i butami trzymanymi razem taśmą klejącą i nadzieją - i fortepian za dwadzieścia tysięcy dolarów.

Jak mówi Maestro: "Dobry fortepian to cała nadzieja, że mein Sohn poprawi swoją schreckliche music".

Beck spędził w Niemczech tylko malutkie lata, ale pozostał dwujęzyczny z konieczności - musi wiedzieć, kiedy matka posypuje mu na głowę palące obelgi. Chociaż jej wykrzywione usta i spojrzenia również mówią wiele.

Schreckliche znaczy straszny. Okropny.

To podsumowanie Becka.

Jesteś okropnym pianistą. Twoja muzyka nie ma przyszłości. Nie masz talentu. Dlaczego nie grasz szybciej, lepiej, wyraźniej? Dlaczego cały czas trafiasz w złe nuty? Czy robisz to celowo? Areyouplayingbadlyonpurposeyouworthlesslittle-?

'Jesteś do dupy, dzieciaku,' Beck mówi spokojnie do siebie. 'Więc pracuj'.

To jego rutynowa gadka, żeby się zmotywować w zimnej przedświątecznej ciemności. A teraz nuty staccato. Podwójne piąte skale. Ćwiczenia na zdrobniałe siódemki. Zapomniane nuty. Tryle dla jego oblodzonych palców.

Obudzi Maestro - choć pewnie już się obudziła i wścieka się, że zaczął późno - i swoją młodszą siostrę. Obudzi sąsiadów, którzy go nienawidzą, i zacznie wyć miejscowe psy. Otrząśnie sen z chwastów duszących chodnik, z rozbitego szkła z jakiejś pijackiej bójki i z bezdomnych, którzy czają się na zapyziałym, nieprzyjaznym dzieciom osiedlowym placu zabaw.

Do ósmej rano palce Becka będą się czuły jak spłaszczone kluski, a jego powieki będą pokryte cementem.

I cały czas marzy o tym, żeby odpiłować sobie ręce albo nawet uszy.

O wyjściu i nie wracaniu.

Marzy o zupełnej ciszy - wtedy małe jądro muzyki w jego wnętrzu mogłoby zostać pobudzone do życia. W jego głowie jest niewiarygodnie głośno, hałaśliwie, z piosenkami własnego autorstwa. Ale ponieważ Maestro nie będzie miał nic przeciwko temu, pozostaje ono zamknięte.

Zagrajcie muzykę na papierze. Nikogo nie obchodzą piosenki w twojej głowie.

Drzwi jego sypialni otwierają się z trzaskiem i pojawia się jego młodsza siostra, która wyje jak żbik.

Joey to tumblr drutu i plamy po dżemie, ustawiony na maksymalną prędkość i najwyższą głośność. Samo patrzenie na nią jest męczące.

'IT'S FIFTEEN MINUT TILL WE GO', Joey bellows. Uroczyście wierzy, że Beck nie słyszy niczego innego, kiedy gra na fortepianie. Słyszy, tylko nie potrafi wielozadaniowości i odpowiedzi.

Jego cyklon muzyczny zanika i cisza zalewa palce Becka. Ulga. W tym momencie, gdyby Chopin wszedł do pokoju, Beck udusiłby go sznurówką. Nienawidzi tych utworów, których maestro wymaga od niego.

Jest już po ósmej. Nawet się nie ubrał i nie zjadł śniadania.

'Nienawidzę poniedziałków', mruczy i sięga po swoją szkolną koszulę. Przynajmniej kiedy mieszka się w pokoju wielkości schowka na miotły, wszystko jest w zasięgu ręki.

Twarz Joey'a wykrzywia się. 'To nie jest poniedziałek'.

'Każdy dzień to poniedziałek'. Wieczne pasmo poniedziałków - on nadaje się do horroru.

Dwie próby zdobycia guzików zajmują jego obolałym palcom.

Zrobiłam ci lunch," mówi Joey, wspinając się po framudze drzwi. 'Lunch z niespodzianką. Przepyszny lunch niespodziankę.

'To brzmi ... przerażająco'. Beck kuli swoją dziurawą koszulę od piżamy i rzuca ją na jej twarz. Ona daje oburzony pisk i spada z murów.

Aby udowodnić swoją tezę - OK, dobrze, bo Joey uwielbia dobry pokaz teatru - Beck upada na kolana, zaciska ręce i zawodzi jak naćpany morświn. Ona chichocze, zanim on w ogóle zaczyna błagać.




Rozdział 1 (2)

'Nie karz mnie. Proszę. Co takiego zrobiłem, że zasłużyłem na te męki?'

'To nie są męki!' mówi Joey, oburzony. 'Jestem pysznym kucharzem. Nawet jeśli jesteś złym bratem za wczorajsze spóźnienie.

Było to spowodowane tym, że jego nauczyciel angielskiego, pan Boyne, miał wybuch I care-about-your-horrible-grades-so-I'm-going-to-bawl-you-out-to-prove-it, co obejmowało żądanie pokazania Beckowi zrozumienia tekstu. Zrozumienie" oczywiście nie istniało. Stąd Beck spóźnił się po Joey'a.

Przedszkolanka, której twarz przypominała mu kraba królewskiego, pstryknęła mu też o 'obowiązkach'.

'Gdybym był czarownicą, zamieniłbym cię w ropuchę', mówi Joey poufale, 'bo wszyscy się wściekają, gdy musimy po ciebie jechać do miasta, a mama mówi, że niedługo znowu jedziemy'.

Beck krzywi się. Zbliżają się mistrzostwa stanowe, żeby obowiązkowo wszystkich zestresować. O radości. A porażka, z Maestro wiszącym nad jego ramieniem, nie wchodzi w grę.

'Ale kiedyś zamieniłbym cię z powrotem w chłopca', mówi Joey, rozgrzewając się. ''Bo lubię cię, nawet jeśli zawsze grasz w kółko te same nuty, bo mama mówi, że jesteś Schwachkopf-em''.

Beck zakrywa usta. 'OK, uspokój się. Moje delikatne poczucie własnej wartości może znieść tylko tyle. Czy Maestro już pieni się na ustach?

Joey spogląda zza swojej dłoni.

Usuwa ją. 'Przepraszam, że tak często gram tę samą piosenkę. Ja - ćwiczę. Na ten wielki koncert. Ćwicz, bo furia Maestro nie zna granic.

'Pochyl się bliżej', mówi Joey, 'a ja wyszepczę ci do ucha 'wybaczam ci'.

Beck robi to bez zastanowienia. Ale ona skacze na niego, miaucząc jak kotka zrobiona z kaktusów, a Beck pada w plątaninie rękawów koszuli i niedopasowanych guzików.

Jest tylko jego przyrodnią siostrą - Maestro ma skłonność do krótkich związków, które kończą się krzykiem, a ani on, ani Joey nie znali swoich ojców - ale Joey jest kieszonkowym światłem w jego ponurej egzystencji. Musi ją kochać dwa razy mocniej, by wynagrodzić sobie grzech nienawiści do matki.

Śniadanie to płatki kukurydziane z dodatkiem dezaprobaty.

Czy kiedykolwiek był czas, kiedy Mistrz nie witał go olśnieniem?

Siedzi w kącie ich maleńkiej kuchni z wystrojem w kolorze kabaczka, który pewnie wyglądał modnie trzydzieści lat temu. Kogo Beck oszukuje? Ten odcień żółci nigdy nie wyglądał dobrze. Pojedynczy kawałek przypalonego tosta z masłem siedzi obok jej kubka z kawą. Przy stole mogą siedzieć trzy osoby, jeśli nikomu nie przeszkadza obijanie się łokciami, ale jak zwykle jest on zalany kartkami Maestro. Wykłada muzykalność i teorię na uniwersytecie. Beck zastanawia się, jak często jej studenci płaczą.

Beck przemyka obok, wmawiając sobie, że wszystko zrobił dobrze. Nie ma o co wybuchać. Wszystko będzie dobrze - zupełnie dobrze.

Sięga po dwie miski, gdy Joey obija się o jego nogi, paplając o tym, że gdy dorośnie, zostanie szefem kuchni.

'I nazwę moją restaurację -' wciąga głęboki oddech, aby krzyknąć '- JOEY'S GOODEST GRUB'.' Wbija łyżkę w żebra Becka, aby zwrócić jego uwagę. 'To świetna nazwa, prawda?'

'Yow - tak.' Wyrywa jej łyżkę.

Najpierw napełnia miskę Joey'a płatkami kukurydzianymi, co pozostawia go z głównie rozbitym pyłem z płatków. Z mlekiem stanie się to szlamem. Genialne. Stawia miskę Joey'a na jej różowym plastikowym stoliku dla dzieci w rogu, a sam je swoje, opierając się o lodówkę.

Joey rozpoczyna szczegółowy opis tego, jak będzie wyglądał jej fartuch kucharski - coś o tym, że będzie miał kształt jednorożca - którego dokładnie nikt nie słucha.

Beck obserwuje, jak czerwone pióro Maestro biczuje się nad muzyką. Praca uczniów wygląda, jakby coś nad nią zamordowano.

Beck sprawdza plastikową torbę ze swoją zgniecioną kanapką. Joey ma coś z przygotowywaniem swojego lunchu. Wącha go i wykrywa masło orzechowe, sos pomidorowy i - czy to surowe muszle makaronu? Może wolałby nie wiedzieć.

'Spóźnisz się.' Głos Maestro jest głęboki i zgrzytliwy. Nawet jeśli nie ma temperamentu byka, to jest to kobieta onieśmielająca wyglądem. Ma szerokie ramiona, sześć stóp, czarne, kręcone włosy jak szczotka - i długie, pajęcze palce stworzone do gry na fortepianie.

Beck wrzuca do ust ostatnie kleksy z płatków kukurydzianych, a potem biegnie po tornistry. Wrzuca swoją nietkniętą pracę domową i kanapkę, ale więcej czasu poświęca tornistrowi Joey - sprawdza, czy ma w nim czyste ubranie na zmianę, czy jej gumowce są suche, a tęczowa kurtka nie jest zbyt brudna. Grzebień palcem przez jego kręcone włosy i duct-taped buty na nogach, a on jest gotowy.

Joey wyskakuje ze swojej sypialni ubrana w kombinezon z różową czapką na swoich odpornych na szczotkowanie czarnych lokach. Zrywa kurtkę z Becka i tańczy w stronę drzwi. W przedszkolu panuje błogi spokój od zasad ubioru.

Beck od tak dawna nosi tę samą jednolitą koszulę, że wygląda bardziej na różową niż czerwoną.

Już mają biec do drzwi wejściowych, kiedy Maestro tasuje papiery i mówi: "Na słówko, mein Sohn".

Naprawdę? Muszą to robić teraz? Nie mogła po prostu pozwolić im wyjechać za drzwi, z dala od jej włosów, nie rażąc go choć raz rozżarzonym węglem?

Joey kopie drzwi wejściowe swoimi błyszczącymi gumowcami. 'Będę cię tam bił!' krzyczy.

Beck powoli wślizguje się do kuchni, patrząc na brzydką, wyłożoną kafelkami podłogę. Jeśli nie nawiąże kontaktu wzrokowego z tygrysem, to go nie zje, prawda? Któregoś dnia po prostu ucieknie za drzwi, przeciwstawi się jej, choć raz. Zamiast zachowywać się jak posłuszny szczeniak, pogodzony z kolejnym kopniakiem.

'Ja, Mutter?' Używa niemieckiego jako nieśmiałego uspokojenia.

Maestro odkłada czerwone pióro i ugniata jej sękate palce. Wstrząsy rozpoczęły się już tego dnia - wstrząsy, które zniszczyły jej karierę i zamieniły ją w tornado nad Beckiem.

Bolesne, powolne sekundy mijają jak uderzenia w twarz Becka.

Musi się wydostać.

Potrzebuje

do

odejść.

'Obudziłeś się późno,' mówi Maestro. 'Nie pozwalam na Faulheita w moim domu'.




Rozdział 1 (3)

'Nie chciałem być leniwy'. Tak, spał całe dwanaście minut. 'Przepraszam.' Suck up. To jedyny sposób, żeby wyjść z tego żywym.

Maestro prycha. 'Dlaczego nie potrafisz się poświęcić i zaangażować? Czy chcesz, żeby twój postęp stał w miejscu?' Podnosi swój kubek. Drży gwałtownie i kawa rozlewa się po bokach. 'A może to twoja passa nastoletniego buntu?' Szyderczo wymawia słowo 'nastolatka', jakby nigdy nią nie była. Co jest bardzo prawdopodobne. Beck zawsze wyobraża sobie, że wkroczyła na świat jako zgorzkniały gigant, gotowy zdzielić wszystkich pianinem.

'Przepraszam.' Beck opiera się spojrzeniu na drzwi wejściowe, by sprawdzić, jak daleko posunęła się Joey. Nie lubi, żeby przechodziła przez ulicę sama.

'Ja, oczywiście, że jest ci przykro. Mała papuga, która ma do powiedzenia tylko jedno zdanie. Leniwa papuga, która - patrz na mnie, kiedy mówię do ciebie'. Jej chrupiący głos podnosi się, a ona przeciąga się do pionu, więcej kawy ucieka z jej kubka i kapie po nadgarstku.

Nie chce tego robić po raz kolejny. Zamierza się spóźnić.

'Mutter, proszę, mam szkołę'. Beck rzuca okiem na zegar.

Jej ręka pojawia się znikąd i uderza go w twarz. Szok sprawia, że cofa się o krok. Zawsze zapomina, jak szybko ona potrafi się poruszać.

'Nie okazuj mi braku szacunku!' pstryka. 'Szkoła nie jest ważna. Mówię do ciebie. To jest ważne.

Beck nic nie robi.

Jedyną ważną rzeczą w twoim życiu jest fortepian. Jej głos wstrząsa tynkiem sufitu. Fortepian to życie. I za każdym razem, gdy leniuchujesz zamiast ćwiczyć, zawstydzasz mnie. Hańbisz moje imię. Nic z ciebie nie będzie, Sohn, nic! Słuchasz mnie?

'Tak, Mutter.' Beck mówi do swoich butów.

'Czy moja rada to dla ciebie żart? PATRZ NA MNIE, KIEDY MÓWIĘ.

Szyja Becka wyprostowuje się, by spojrzeć w jej gniewne oczy - a ona rzuca kawę prosto w jego twarz.

W jednej chwili Beck myśli, że będzie gorąca, że wypali mu skórę na kościach. Ale jest letnia. Kawa spływa po jego twarzy i moczy włosy, kołnierz koszuli.

Beck krztusi się czymś - na pewno nie jest to skowyt, być może wściekłość - i zaciska ręce za plecami.

'Czy teraz czuje się to jak żart?'

Beck odmawia wytarcia twarzy. Stoi posągowo nieruchomo i ponownie spotyka jej oczy. 'Nie.'

Maestro opuszcza pusty kubek, co jest, jak przyznaje Beck, pozytywnym ruchem, ponieważ nie rozbiła go na jego czaszce, aby zakończyć lekcję.

'Tak to jest,' mówi Mistrz, 'kiedy rzucasz mi w twarz poświęcenie, które dla ciebie zrobiłem. A teraz idź do szkoły, du Teufel.

Ty diabełku.

Nie prosi o zmianę koszuli - nie ma zamiaru stać w pobliżu, gdyby zmieniła zdanie i rzuciła mu kubek w zęby - więc tylko kiwa głową i biegnie do drzwi. Do widzenia, matko, dziękuję, matko, co ja bym zrobił bez twoich pomocnych życiowych rad, matko. Ma ochotę coś skrzywdzić. Ale jedyne, co może zrobić, to zamknąć drzwi wejściowe, cicho, z szacunkiem, i odwrócić się, by uderzyć w ceglaną ścianę.

Ale nie za mocno.

Nie może rozwalić sobie ręki - inaczej naprawdę by go zabiła.

Krew bąbelkuje na jego knykciach, gdy schodzi z podjazdu i dogania Joey'a, który zbiera chwasty i mniszki wzdłuż zniszczonego chodnika.

'To dla mojej nauczycielki', mówi z dumą Joey.

'Jestem pewien, że spodobają jej się te czule zerwane chwasty'. Beck zgina rękę: głupi, głupi, głupi. Ale cieszy się, że jego głos pozostaje równy, miły. Nigdy nie pozwoli, żeby cokolwiek wpłynęło na to, jak traktuje i rozmawia z Joey.

Joey zmarszczyła nos. 'Dlaczego jesteś mokry?'

Beck bierze jej rękę w swoją krwawiącą. 'To był tylko żart', mówi.




Rozdział 2 (1)

Może to żart, to wszystko.

Jego życie.

Ta szkoła.

To miejsce.

Może gdyby to wyśmiał, nie pozwolił, żeby to go dotknęło -

Głupie. Kogo on oszukuje? Nigdy nie będzie inaczej, więc po co się nad tym zastanawiać?

Beck najchętniej porzuciłby Joey'a przy bramie przedszkola - porzucił i uciekł - ale nie chce być takim starszym bratem. Ktoś musi ją wprowadzić do środka, podziwiać jej szafkę ozdobioną błyskotkami i naklejkami z owocami oraz dziewięć dzieł sztuki, które zapomniała zabrać do domu. Zawsze wychodzi z brokatem na rękach. Jest prawie pewna, że brokat to zła substancja, która magnetycznie przyciąga ludzi, którzy najbardziej jej nienawidzą.

Sztuką jest wydostać się z domu, zanim przedszkolanka się pojawi. Zawsze dusi Becka pytaniami, na które nie potrafi odpowiedzieć - lunchbox Joey'a jest niezrównoważony, gdzie są jej owoce; potrzebuje odpowiednich butów do zabawy, gumowce są nie do przyjęcia; spinacze nie są dobrym zamiennikiem spinek do włosów; kiedy ich mama wpadnie na pogawędkę; Joey zachowuje się zbyt agresywnie w stosunku do innych dzieci; czy w domu wszystko w porządku?

Beck wychodzi, zanim kot zdąży się odezwać. Nie chce, żeby ktoś zauważył jego wilgotną koszulę i kawową aurę.

Czy w domu wszystko jest w porządku? Oczywiście. Jego drogi fortepian jest powodem, dla którego jego siostra nie dostaje świeżych mandarynek ani mięsa w kanapkach. Jego matka nie dba o to, by poznać nauczycieli swoich nieznośnych dzieci. On stara się jak może, OK?

Spóźnia się na swoje zajęcia. Spóźnia się, spóźnia się, spóźnia się. Co nikogo nie dziwi. Ale jego szkoła to miejsce, gdzie komórki mózgowe więdną, gdzie nikt nie oddaje prac domowych, a połowa klasy piętnastolatków ledwo potrafi czytać. Nie, naprawdę. On nawet nie jest najgorszy. Potrafi przebrnąć przez podstawy, mozolnie, a podczas gdy wszyscy inni wkręcają się w nauczycieli, Beck pisze muzykę.

Głównie w swojej głowie. Jest do bani w notacji. Ale zamknięcie oczu, oparcie brody na rękach i tworzenie, to jedyny sposób, w jaki udaje mu się przetrwać dzień.

Nie może się przejmować niczym innym. Nie może.

Muzyka w jego głowie to jego kieszeń ulgi, jedyna rzecz, na której mu namiętnie zależy. Cóż, to i Joey. Jeśli rozciągnie się, by przejmować się czymś innym - na przykład tym, co myśli o nim Maestro albo tym, jak zawodzi w szkole, albo tym, co naprawdę chce zrobić ze swoim życiem - zostanie pociągnięty za cienki sznurek. Jego skóra rozejdzie się jak stary papier, a świat zobaczy, że jego szkielet składa się z mrocznych życzeń i makabrycznych marzeń. Będą wiedzieć, że jego serce bije w rytm metronomu Maestro, bo jest zbyt przerażone, by robić to inaczej.

Ale najgorsze?

Zobaczą pustkę w jego wnętrzu.

Bycie pianistą jest wyszyte na jego skórze, ale jego kości są wytatuowane szeptami you fake, you fake.

Angielski jest najgorszą klasą, ponieważ pan Boyne nie chce zrezygnować z żadnego ucznia. Nawet każe Squinty Mike'owi - koleś mógłby dostać okulary i to naprawić, ale co tam - czytać na głos, kiedy ten nie potrafi nawet przeliterować własnego imienia.

Beck bazgrze nuty na swoim arkuszu i czuje, jak jego ołówek zapada się w koleinach na biurku. Ktoś wyrył swoją opinię o szkole czterema literami na całej pokrywie. Ich opinia nie jest tak niepokojąca jak fakt, że mieli w szkole nóż. Beck ma nadzieję, że ten dzieciak skończył szkołę i odszedł. I prawdopodobnie w więzieniu.

'... co dla większości z was będzie dość naciągane', mówi pan Boyne. 'Ale właśnie dlatego parowanie nie jest przypadkowe - nie, Avery, nie będzie zamiany. I Chris, jeśli mógłbyś udawać, że te zajęcia są wystarczająco interesujące, by nie zasnąć, byłbym zobowiązany.

Parowanie? Projekty grupowe? Czy świat chce być dziś okrutny? Beck był tak zajęty byciem mentalnie nieobecnym, że nie ma pojęcia, czym w ogóle jest projekt.

Pan Boyne przechadza się po liniach biurek, wyliczając nazwiska. 'Przesuńcie biurka, jeśli trzeba. Cicho. QUIETLY.'

Dzieci rzucają plecaki i książki, hałas narasta, gdy znajdują swoich partnerów. Większość wykrzykuje pytania lub marudzi na temat swojego meczu.

'Nie wolno się zamieniać, Ellen. Nie ma zamiany, nie, nie ma SWAPÓW. Wszyscy zatrzymują się na minutę, gdy mówię, że NIE MA ZAMIAN. Tak, to dotyczy ciebie, Avery. Pan Boyne kontynuuje odczytywanie imion. Emeka i Abby. Stephanie i Noah. Ajeet i... Nie mogę nawet przeczytać własnego pisma. Oh, Mike. Zamieńcie się miejscami. Zrób to po cichu. Zrób to teraz.

Beck się poci.

Pan Boyne zatrzymuje się przed swoim biurkiem i unosi brew na linie nabazgranych półkrzyżyków i resztek crotchet. Widzę, że jak zwykle interesuje się pan moją klasą, panie Keverich.

Beck żałuje, że nie zwrócił uwagi na tyle, by wiedzieć, dlaczego jest do kogoś przywiązany i skazany na śmierć.

Beck i August. Pan Boyne przechodzi obok.

Beck celowo nie zwraca uwagi na inne dzieci, więc ich imiona i twarze są dla niego splątanym mętlikiem. W niczym nie jest do nich podobny. Nie ma telefonu, nie ma internetu, unika sportu na wypadek, gdyby zranił sobie ręce od fortepianu. A że jest wiecznie zagubiony w swojej głowie, w swojej muzyce, to i tak zrezygnowali z mówienia do niego.

Jest jeszcze zasada Maestro: żadnych przyjaciół, żadnych rozpraszaczy.

'Fortepian uczyni cię kiedyś wielkim', mówi zawsze, 'podczas gdy przyjaciel bierze i bierze i bierze i zostawia cię z niczym'.

Ale kiedy przed jego biurkiem pojawia się wysoka, rozpalona słońcem dziewczyna w koszulce Save The Whales, Beck dokładnie wie, kim ona jest.

Augusta Frey.

Jest typem dziewczyny, która nosi ręcznie robione koszule na wierzch szkolnego mundurka i wygłasza solilokwia na temat żab na drzewach - nie żeby Beck rzeczywiście je słyszał, po prostu słyszał o nich - i ma brudnoblond włosy i nigdy nie nosi butów.

Chwyta zwolnione biurko obok niego i zrzuca z niego swoje książki, z aktualnymi notatkami na temat zadania. Beck ustawia się tak, żeby zerknąć, ale jej pismo jest drobne i ciasne, a on nie potrafi czytać na boki. Albo z przodu.

Obdarza go małym uśmiechem i Beck spogląda w dół. Nigdy nie jest pewien, jak reagować na dzieci z jego klasy. Jeśli się uśmiechnie, mogą pomyśleć, że jest przyjazny, i co wtedy? Będzie musiał nosić tablicę z plakatem z napisem: Jeśli kiedykolwiek zdobędę przyjaciela, moja matka zaknebluje mnie.




Rozdział 2 (2)

Pan Boyne kończy tasowanie miejsc i wraca na przód klasy. Zawsze nosi muszkę z małymi wzorami owoców na niej. Dzisiaj są to banany. Jakże to pasuje.

'W porządku, oczy do przodu. Wszyscy słuchają - co oznacza ciebie, Keverich.'

Beck mruga. Proszę, nie oczekuj od niego, że użyje mózgu. Jest na nogach od piątej, wbijając skale i arpeggia, i zabiłby za dziewięciogodzinną drzemkę.

'Teraz', mówi pan Boyne, 'zostaliście sparowani według umiejętności, lub ich braku. Uczeń, który nie radzi sobie z uczniem, któremu zależy na osiągnięciu sukcesu". Patrzy na wszystkich ostro.

'Ale to nie jest sprawiedliwe!' ktoś biadoli.

'To świetna motywacja do ciężkiej pracy', mówi pan Boyne. 'Albo jeszcze ciężej. Albo, po raz pierwszy w tym roku, do pracy w ogóle. Dostajecie szansę na poprawienie swoich ocen podczas korepetycji. Nikt nie może tego zmarnować.

Usta Becka otwierają się przez przypadek. Zdecydowanie przez przypadek. Od kiedy on się odzywa na lekcjach?

'Ale oblanie,' mówi, 'oznacza, że przede wszystkim próbujemy'.

Snickers. Mroczne spojrzenie pana Boyne. Ciekawe spojrzenie jego przyszłego angielskiego partnera.

Każdy, kto ma coś mądrego do powiedzenia, dostaje wizytę w gabinecie dyrektora. Pan Boyne poprawia swoją muszkę. 'A potem dyrektor porozmawia z twoimi rodzicami'.

Och, jakie to straszne. Jakby ich rodziców to obchodziło. Większość z tych dzieci to ledwo piśmienne duchy. Jednego roku są tutaj, następnego odchodzą do pracy w McDonald's.

Z wyjątkiem Becka, oczywiście. Podczas gdy oni będą walczyć o mało dochodową pracę, on będzie sławnym pianistą.

Wspaniale.

Pan Boyne klaruje gardło, jakby oczekiwał, że klasa się uspokoi. Tak się nie dzieje. Podnosi głos i buja się na piętach, jakby jeśli się wywyższy, to zwrócą na niego uwagę. Nie zwrócą.

'Celem, oczywiście, jest esej. Będzie musiał mieć dwa tysiące słów - czyli po tysiąc - ze szczegółami, cytatami i przykładami".

Przykłady czego?

'Ma być za dwa tygodnie, co daje mnóstwo czasu na poznanie partnera. Możecie się spotkać po szkole albo - o, zorganizujcie to między sobą'.

Czekaj, spotykamy się po szkole? To nie może się zdarzyć. Beck czuje, że jego świat zwęża się w duszności.

'Pamiętaj o temacie! Esej musi być szczegółowym porównaniem dwóch przeciwnych opinii-'

'A co jeśli zgadzamy się we wszystkim?' ktoś krzyczy.

'Wtedy weźcie ślub', mówi pan Boyne bez mrugnięcia okiem.

Klasa chichocze.

'Znajdziecie coś', mówi pan Boyne, 'i pamiętajcie, że hobby i zainteresowania nie są dozwolone. Będziecie przeciwstawiać sobie poglądy polityczne, moralne lub religijne. Przedstawcie mi przekonujący punkt widzenia. Zachowajcie szacunek dla swoich partnerów. Bądźcie inteligentni. Robi pauzę i ponownie pociera swoją muszkę. 'Bądźcie inteligentni, jeśli możecie.'

Pan Boyne wydaje się myśleć, że to już wszystko. 'Teraz mamy dziesięć minut do końca tego okresu, więc poznajcie swojego partnera i zacznijcie omawiać tematy do eseju o kontraście'. Siada za swoim biurkiem, najwyraźniej skończył ze wszystkimi i ze wszystkim. Na zawsze.

Beck ma pytania. Po pierwsze, jak ma znaleźć na to czas? Po szkole? No proszę! A po drugie, kontrastowe opinie polityczne? On nie ma żadnych opinii. Nie ma nic poza fortepianem i bolącymi palcami.

Augusta przeczesuje włosy przez ramię i przesuwa swoje biurko bliżej jego. Następnie siada na nim i opiera brodę na pięści. Reszta klasy wybuchła głośną rozmową - prawdopodobnie bezproduktywną - ale August wydaje się zasłonięta w bańce cichego skupienia.

Skupienia skierowanego na Becka.

To jest takie złe.

'Cześć,' mówi August.

'Beck,' mówi, po czym czuje się głupio, bo pan Boyne wygwizdał imiona wszystkich w całej klasie. Ona będzie wiedziała.

'Co to za skrót? Beckett?

'Coś w tym stylu.' Jego pełne imię to temat, którego nigdy z nikim nie poruszy. Nigdy.

Czy wspomniał, że nigdy?

Grymas Augusta jest jak chytra nimfa drzewna. Beck nie może przestać patrzeć na jej ręcznie zadrukowaną koszulkę. Jak może jej to ujść na sucho, podczas gdy on dostaje zatrzymanie za spóźnienie?

'Wow, uspokój się', mówi August. 'Jestem przytłoczony tymi wszystkimi informacjami, które na mnie rzucasz'.

Beck czuje się osaczony. Co ma powiedzieć? 'To całe zadanie jest głupie'. Czekaj. Czy on to powiedział na głos?

'Nie będę się nie zgadzał.' Augusta pochyla się do przodu na blacie biurka. Jej ręce pokryte są niebieskimi bazgrołami Sharpie, a oczy są skomplikowane jak ocean. Beck postanawia nie patrzeć na nie. Wyciąga pomarańczowy Sharpie i stuka nim o jego biurko. 'Co sądzisz o tatuażach?'

'Jak to jest politycznie?' mówi Beck.

'Moralne.' Augusta odkręca wieczko i dodaje zawirowanie. Pomarańczowy jest prawie stracony na tle jej głęboko opalonej skóry. 'Niektóre miejsca nie zatrudnią cię, jeśli masz tatuaż.'

'To wydaje się - niewłaściwe.'

August wzdycha. 'Zgadzam się. A my nie powinniśmy się zgadzać. Więc twoja kolej - zaproponuj coś, muzykant.'

Beck zamarł. Jak ona - nie mogła. Nigdy nikomu nie powiedział ani słowa o fortepianie i nikt nie przyłapałby go nawet ze słuchawkami. Nie mogła wiedzieć o fortepianie. Chyba że... Patrzy na swój arkusz, zapisany nutami. Odwraca go i kładzie na nim swoją zakrwawioną dłoń.

'Czy uderzyłeś kogoś po drodze?' mówi August.

Gdyby tylko.

'Nie jestem chłopcem od muzyki', mówi sztywno.

Z dźwięków wydawanych przez resztę klasy wynika, że wszyscy inni uważają to za imprezę zapoznawczą. Tylko połowa dzieci ma już wyciągnięte telefony.

'Moglibyśmy skontrastować nasze gusta muzyczne - to też może być moralne'. August kiełkuje zielony Sharpie. 'Wiesz, jak ludzie uważają, że heavy metal jest zły? Cóż, mój tata tak uważa. lekko prycha. Był w zespole rockowym, kiedy był w moim wieku, a teraz uprawia jogę do Brahmsa. Czego ty słuchasz?

'Nic.' Wolałby udusić się struną od fortepianu niż powiedzieć jej, że lubi klasykę. Jaki piętnastolatek przyznaje się do obsesji - z przymusu czy z wyboru, nie ma to znaczenia, gdy jest to całe jego życie - na punkcie muzyki klasycznej?




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Sunshine In My Life"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści