Poszarpana suknia ślubna

Grace Carlisle (1)

==========

GRACE CARLISLE

==========

The Vicarage, Aldhurst Village, Anglia

Styczeń 1942 r.

"Znalazłem to!" zawołał ze strychu głos wielebnego Bena Carlisle. Grace poczuła, jak łapie oddech, gdy przebiegła przez próg plebanii, by zobaczyć, jak schodzi na dół, z długim, płaskim pudłem trzymanym uroczyście w rękach, ze słodko-gorzkim uśmiechem na twarzy.

"Gdzie to było?" odetchnęła.

"Było ukryte w kącie za kilkoma pudłami z książkami". Czarne spodnie i koszula jej ojca były zapchane kurzem, krawędź jego białego kołnierza wikarego rozmazana brudem, ale wciąż wyglądał dobrze jak na prawie pięćdziesiątkę, pomyślała Grace, ze swoją wysoką ramą i ciemnymi włosami srebrzącymi się po bokach.

"Przynieś to do mojej sypialni", powiedziała Grace, gdy ścigała się przed nim, porządkując małe łóżko w rogu, wygładzając kołdrę, którą zrobiła dla niej matka. "Nie mogę uwierzyć, że znalazłeś to po tych wszystkich latach".

Położył pudełko na łóżku. "Zawsze miała nadzieję, że założysz jej suknię ślubną".

Nawet dziesięć lat po jej śmierci, jego oczy wciąż zdradzały żal. Grace martwiła się o niego, siedzącego samotnie w gabinecie, oddalającego się nie tylko od swojej parafii, ale i od świata. Jej ojciec, który już wcześniej przeżywał szok po ostatniej wojnie, był tak pogrążony w żalu po śmierci matki, że Grace musiała przejąć większość jego pracy w parafii, organizując śluby i pogrzeby, piekąc chleby na żniwa i urządzając szopkę na Boże Narodzenie. Brała również udział w jego wizytach parafialnych, opiekowała się chorymi i pogrążonymi w żałobie, pomagała biednym, dopasowując je do swojej pracy u pani Bisgood w wiejskim sklepie. Mieszkańcy byli przychylni jego odosobnieniu, ale Grace martwiła się, co stanie się z parafią, gdy wyjedzie do swojego domu małżeńskiego.

"Więc otwórz to", ponaglał.

Gdy ściągnęła wieko pudełka, blask satyny w kolorze kości słoniowej błyszczał spod niej. "Och, to jest piękne!"

"Wyjmij to", powiedział jej ojciec. "Przyjrzyjmy się temu."

Gdy Grace wyciągnęła z pudełka długość lśniącej tkaniny, chmura kurzu i cząsteczek kaskadowo wzbiła się w powietrze, wybuchł trzepot miękkich skrzydeł, gdy tuzin moli przetoczył się po jej sypialni w snopie późnopopołudniowego słońca.

Ona wypuściła gaz, jej wzrok przesuwa się z wiru z powrotem do sukni, widząc dopasowany gorset ozdobiony lśniącymi perłami. "O Boże, to musi być czysta satyna".

Podczas gdy on pączkował otwarte okno w okapie, aby wypuścić mole, jej ojciec powiedział, "Mam nadzieję, że nie zjadły całej rzeczy."

Grace podniosła sukienkę, aby trzymać ją przy swojej wysokiej, wierzbowej formie, przechodząc, aby zobaczyć siebie w lustrze.

Zaniemówiła.

Suknia była naprawdę wspaniała. Długość satyny w kolorze kości słoniowej sięgała do podłogi, ozdobiona misternym haftem w postaci powłóczystych, splecionych róż, starannie wyszywanych drobnymi perłowymi koralikami, co nadawało jej lśniący, wypolerowany wygląd projektu najlepszego couturiera. Część nad satynowym gorsetem była pokryta koronką, dzięki czemu kości piersi i ramiona były delikatnie widoczne pod spodem. Długie rękawy również były koronkowe, ukazując kolor i kontury skóry pod nimi.

"Ale czy ja temu sprostam?" Ręka Grace powędrowała do jej cienkich, lukrowanych włosów. Przy całej swojej pracy parafialnej, nigdy nie miała czasu, by je odpowiednio ułożyć, nie żeby kiedykolwiek udało się jej zrobić lok. "Mam nadzieję, że Lawrence'owi się spodoba".

W wieku dwudziestu czterech lat prawie straciła nadzieję na małżeństwo, zwłaszcza że miała tak mały krąg przyjaciół i rzadko opuszczała wieś. Była skromna, jej lekka, chłopięca sylwetka podkreślona była tylko przez jej wyższy niż przeciętny wzrost, i miała zwyczaj garbić plecy, starać się być mniejszą, mniej widoczną. Zawsze uważała, że nikt nie chciałby mieć kogoś takiego jak ona, więc z każdym rokiem coraz więcej energii poświęcała pracy w parafii.

Aż do czasu, gdy były wikary, Lawrence Fairgrave, zaproponował.

"Pomyśli, że wyglądasz hipnotyzująco; to samo pomyślałem, kiedy zobaczyłem, że twoja matka ma to na sobie". Jej ojciec stał z tyłu, obserwując ją. "Nigdy nie dowiedziałem się, skąd twoja matka wzięła tak piękną suknię. Przypuszczam, że byłem zbyt zajęty w tych pierwszych dniach życia małżeńskiego, a potem została spakowana na strychu i zapomniałem o niej."

"Jak cudownie będzie wziąć ślub w tej samej sukni co ona! To będzie tak, jakby była tu ze mną przy każdym kroku w przejściu". Grace przyniosła tkaninę do twarzy, wąchając ją w poszukiwaniu perfum matki, jakichkolwiek śladów jej miękkiego ciepła. Było tam, nawet jeśli Grace tylko je sobie wyobrażała.

W zachwycie nad chwilą, żadna z nich nie wspomniała o tym, co oczywiste.

Mole przeżarły duże połacie delikatnej koronki na ramionach, pozostawiając ją zwisającą ze szwów. Jeden z rękawów był trzymany razem tylko przez nici, a części gorsetu były podziurawione, podobnie jak tył długiej spódnicy.

"Nie jest w idealnym stanie, ale jestem pewien, że możesz to naprawić". Śladu wątpliwości nie dało się ukryć za optymizmem jej ojca. "Wystarczy trochę nowej koronki i odrobina czasu oraz umiejętności".

Grace westchnęła. "Trzy rzeczy, których nie mam".

"Dlaczego nie weźmiesz tego do Koła Szycia, zobacz czy mogą pomóc?".

"Są zajęci sprzedażą używanych ubrań, aby zebrać pieniądze na salę wiejską. Jest ona w rozpaczliwej potrzebie remontu teraz, kiedy jest przedszkolem, salą treningową dla Straży Domowej i miejscem spotkań każdej innej grupy wiejskiej."

Zdeterminowany, by uratować ekscytację córki, jej ojciec dokonał inspekcji jednego z rękawów. "Jestem pewien, że znajdą sposób, żeby to załatać". Jego oczy zabłysły na Grace. "Musisz przestać pozwalać swoim wątpliwościom wchodzić w drogę. Idź, przymierz to. Zobaczmy, jak to wygląda. Skoczę na dół i postawię czajnik, podczas gdy ty się przebierzesz."

W ciągu kilku minut Grace zdjęła swoją starą brązową spódnicę i płowy kardigan i wsunęła sukienkę przez głowę, wijąc ją w dół przez jej halkę.

To była jej jedyna szansa na biały ślub, o którym zawsze marzyła. Nazistowskie U-booty patrolujące brytyjskie wybrzeża ograniczyły import do absolutnego minimum, a tkaniny były jednym z pierwszych towarów, które zniknęły. Ludność otrzymała niewielką liczbę kuponów odzieżowych na zakup podstawowych rzeczy, a teraz rząd postanowił, że nowe suknie ślubne mogą być wykonane jedynie z cienkiego muślinu, jeśli można go znaleźć lub pozwolić sobie na niego - a niewielu było na to stać.



Grace Carlisle (2)

Teraz, gdy patrzyła na siebie w lustrze, poczuła, że coś w jej wnętrzu się przesuwa.

"Mamo" - wyszeptała, wyciągając niepewnie rękę w stronę lustra.

Zamiast chudej Grace, odbita w nim kobieta była naprawdę piękna, wizerunek jej własnej matki. Czuła, że stoi bardziej wyprostowana, a jej twarz - zwykle nosząca opiekuńczy wyraz, jakiego oczekuje się od córki pastora - nabrała nowej energii, jakby była kimś wyjątkowym.

Ale potem przeszedł ją dziwny dreszcz i już jej nie było. W lustrze widać było tylko wysoką i wierzbową Grace, zmęczoną i bladą, ubraną w piękną niegdyś suknię, która teraz zwisała z niej, potargana i wyblakła jak fotografia w sepii.

"Och, Grace! Wyglądasz ślicznie!" Jej ojciec wszedł z herbatą i razem patrzyli na jej odbicie.

"Czy widziałaś to?"

"Widzieć co, moja droga?"

"Przez chwilę było tak, jakby mama była tutaj, patrząc na mnie z powrotem".

Uśmiechnął się smutno. "Chciałbym ci powiedzieć, że wyglądasz tak samo jak ona, ale obawiam się, że jesteś po mnie, wysoka i ciemnowłosa. A twoje oczy są jeszcze większe i ciemniejsze niż moje. Ale jesteś nie mniej piękna niż ona."

Sięgnęła w górę i zgarnęła włosy na głowę, czując dreszcz chłodu, gdy odsłoniła swoją długą szyję. "Może jeśli upnę włosy, będę wyglądała bardziej jak ona".

"Miałaby złamane serce, że przegapiła twój ślub, wiesz". Podniósł rodzinne zdjęcie ze stolika obok jej łóżka. Widać na niej było ich troje skulonych pod wisterią w ogrodzie. W centrum znajdowała się roześmiana matka, z ciepłą twarzą w kształcie serca, z jasnymi lokami opadającymi na ramiona. Obok niej, w swojej sutannie, jej ojciec wyglądał na zdrowszego i szczęśliwszego niż teraz - Grace pragnęła, by nadal widziała go tak uśmiechniętego. Grace musiała mieć około czternastu lat, kiedy zrobiono to zdjęcie, była chłopczycą w długich szortach i koszuli z workiem. Ręka spoczywała na czole, blokując promienie słoneczne przed oczami, a ona uśmiechała się, jakby cały świat należał do niej. Czasami chciała, żeby i ona częściej się uśmiechała.

"Nadal trudno mi zrozumieć, jak twoja matka przeszła od bycia taką zdrową kobietą do przykutej do łóżka, a potem, cóż..." Jego słowa zgasły.

"Gruźlica jest taka. Możemy być tylko wdzięczni, że mieliśmy ją tak długo jak mieliśmy." Przełknęła swój własny żal, kładąc ramię wokół ojca. "Przynajmniej wciąż mamy siebie. Dobrze, że na razie nadal będę mieszkać tu w domu z wami, dopóki Lawrence nie dostanie po wojnie własnej parafii."

Gdy tylko wypowiedziano wojnę, Lawrence z obowiązku zapisał się jako kapelan Królewskiej Marynarki Wojennej, a wkrótce potem został wysłany do Portsmouth, by pomagać przy rannych i umierających schodzących ze statków szpitalnych.

Na twarzy jej ojca pojawił się grymas. "To musi być wstrząsająca praca w bazie marynarki".

"Z jego listów brzmi to raczej przytłaczająco. Chciałbym tam być, żeby mu pomóc."

"Jesteś taką wielką pomocą dla wszystkich, Grace". Spojrzał z powrotem na zdjęcie. "Czasami zapominam, że kiedyś, przed śmiercią matki, byłaś taka żądna przygód. Musielibyśmy wysyłać za tobą grupy poszukiwawcze, tylko po to, by znaleźć cię w połowie drogi na drzewie lub pływającą w jeziorze w Aldhurst Manor z Hugh Westcottem."

Jej umysł odpłynął do tych letnich dni, ile zabawy miała z Hugh, bawiąc się w piratów, tworząc prowizoryczne łodzie, które niezmiennie tonęły w jeziorze. "Brakuje mi tych dni. Szkoda, że wszystko się skończyło, on zniknął do szkoły z internatem, a potem do Oxfordu." Jej twarz opadła. "A potem mama umarła. Wszystko zmieniło się tak szybko."

"Czy wiesz, że w ogóle nie widziałam Hugh, odkąd przeprowadził się z powrotem do Aldhurst Manor. Wraz ze śmiercią ojca pomyślałabym, że będzie chciał przedyskutować prowadzenie parafii. Musi podjąć płaszcz, który zostawił mu ojciec".

Grace znalazła kilka spinek, by upiąć włosy, jeden pukiel opornie opadający na bok twarzy. "Ja też go nie widziałam. Słyszałam, że woli zostać w Londynie. Podobno jest wysoko postawiony w Biurze Wojny". Grace nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jej dawna przyjaciółka, teraz ważny polityk, pomyślałaby, że wyrosła na bardzo prostą osobę.

Jakby czytając jej myśli, ojciec uśmiechnął się, patrząc na nią w lustrze. "Nie mogę uwierzyć, jak ślicznie wyglądasz w tej sukience. Masz naturalne piękno, Grace".

Spojrzała na swoje cienkie włosy z powątpiewaniem, ale potem zamieszała się z figlarnym szturchnięciem w niego. "Mówisz tak tylko dlatego, że wyglądam jak ty". Roześmiała się, ale szybko wycedziła. "W każdym razie liczy się to, co jest w środku. Tak właśnie mówi Lawrence. Chce się ze mną ożenić, bo jestem sobą - dobrą córką wikariusza, która będzie dobrą żoną wikariusza." Jej serce wypełniła ulga, przeplatana niejasnym strachem, że reszta jej życia może wyglądać tak samo jak teraz.

"Tylko kilka miesięcy do wielkiego dnia." Ojciec wziął ją za rękę, jakby miał ją poprowadzić do ołtarza, i patrzyli na wizję odbitą w lustrze.

"Trudno mi w to uwierzyć" - mruknęła, ale gdy jej wzrok powędrował na strzępy koronki, dziury i strzępy, poczuła, że jej nastrój spada. "Mam tylko nadzieję, że znajdę sposób, aby naprawić tę sukienkę. Jeśli nie mogę, nie wiem, co zrobię. Lottie zaproponowała mi swoją niebieską sukienkę na ten dzień, ale jest trochę za duża i nie do końca w moim kolorze."

Jej ojciec uśmiechnął się delikatnie. "Cokolwiek założysz, będziesz wyglądać uroczo".

Ale im bardziej patrzyła na siebie w zużytej, białej sukni matki, tym bardziej wiedziała, że to była suknia, którą miała nosić; musiałaby po prostu znaleźć sposób, aby ją naprawić.




Cressida Westcott (1)

==========

CRESSIDA WESTCOTT

==========

Chelsea, Londyn

Styczeń 1942

To był jeden z tych rześkich zimowych poranków, a Cressida Westcott, ceniona couturierka, zatrzymała się, by rozkoszować się jasnym słońcem, zanim weszła do swojego domu projektowego w Chelsea. Okazały, dwuskrzydłowy budynek przy King's Road był domem dla jej prestiżowej marki przez ostatnie dwadzieścia lat i za każdym razem, gdy przechodziła przez drzwi, czuła przypływ dumy. To był jej biznes, jej imperium, jej życie, które zbudowała pomimo przeciwności losu jako kobieta. Włożyła wszystko w jego budowę, czyniąc swoje nazwisko synonimem wyjątkowych sukni wieczorowych w umysłach londyńskiej arystokracji.

"Dzień dobry." Przywitała się z każdym ze swoich sprzedawców po imieniu i szybko przeszła przez szereg sukni w każdym kolorze, od pawiego błękitu i czerwieni granatu do miękkich bursztynów i bladych róż. Podczas gdy style były ograniczone przez nowe zasady rządowe, aby oszczędzać tkaniny, kolor nie był. Nowe mieszane lub syntetyczne tkaniny stawały się coraz bardziej powszechne, nawet w haute couture, a rayon, wiskoza i nowy nylon z Ameryki lśniły bujnie, kusząc wyższe klasy, aby zlecić stworzenie własnej odzieży.

Za sklepem, garderoby i salonik dla klientów ustąpiły miejsca wyłożonym dywanem schodom, które prowadziły do biur, a następnie ponownie do krojowni i warsztatów maszynowych na piętrach powyżej. Miejsce działało jak w zegarku.

"Jakieś nowości dziś rano?" zapytała swoją osobistą asystentkę, wchodząc do swojego biura, zdejmując fedorę i podnosząc najnowszy egzemplarz Vogue'a, który leżał na jej biurku.

"Mamy reklamę na stronie dwudziestej". Jej asystentka wpadła z filiżanką kawy, zwracając uwagę na idealnie dopasowane bladoszare spodnie Cressidy. Uważano je za nieco ryzykowne, ale odpowiednio skrojona para szerokich spodni stawiała ją w czołówce mody damskiej - i na równi z mężczyznami, którzy dominowali w tym zawodzie. Poza tym, wygląd ten świetnie komponował się z jej ostro zaczesanymi na bok brązowymi włosami.

Nie ulegało wątpliwości, że w wieku czterdziestu sześciu lat Cressida Westcott była na samym szczycie swojej gry, mimo wojny.

Przewróciła stronę dwudziestą, na której wysoka modelka miała na sobie pięknie skrojony bordowy żakiet i spódnicę, a na szczycie jej ciemnoblond włosów widniał koordynujący fascynator. "Potrzebujemy więcej tego typu reklam. Zbyt wielu moich stałych klientów uciekło z Londynu z powodu bomb. Musimy przyciągnąć każdą ostatnią księżną, damę i panią, która została w mieście".

"Absolutnie." Jej asystentka zrobiła notatki, zanim zaczęła przeglądać swoje spotkania. "Dziś głównie spotkania z klientami. I pamiętaj, masz lunch z panną Muriel Holden-Smythe w Champton o pierwszej."

Na twarz Cressidy wkradł się uśmiech. Muriel, dziennikarka magazynu "Vogue", zaczęła jako użyteczny kontakt i przez lata stała się swego rodzaju przyjaciółką. Choć Cressida uważała, że przyjaźń jest przereklamowana, nie mogła zaprzeczyć pewnej iskierce podniecenia na myśl o wykwintnym lunchu, podczas którego będą dyskutować o branżowych plotkach.

Tak więc po pracowitym poranku pełnym spotkań z klientami Cressida zebrała swój kapelusz i płaszcz i ruszyła do Champton. Gdy tylko zauważyła Muriel, siedzącą na pierwszym miejscu w tej słynnej francuskiej restauracji, podkręciła swoją fedorę i weszła do środka.

"Cressida!" Muriel stanęła, by ucałować ją w oba policzki, biorąc pod uwagę jej strój. "Takie diabelskie buty! I uwielbiam te spodnie." Sama Muriel miała na sobie czerwono-pomarańczową sukienkę z wiskozy.

"Ależ ta sukienka, Muriel! Jest boska!"

"To jedna z Hartnell'ów. Nazywam ją 'Wildebeest at Sunset'. Nie mogę się zdecydować, czy jest odważnie żywa, czy jaskrawo mosiężna." Muriel roześmiała się i rozejrzała się po innych stołach w poszukiwaniu kogokolwiek, kogo znała, gdy zajęli miejsca. To było miejsce, w którym trzeba być widocznym - dokładnie dlatego zarezerwowała tam ich lunch.

"Bajecznie!" wykrzyknęła Cressida. "Ale myślę, że to może być trochę zbyt ekscentryczne dla mojej klienteli - no, dla tych, którzy zostali, po tych wszystkich bombach". Westchnęła. "Po prostu nie wiem, co robić, moja droga. Połowa moich klientek przeniosła się na wieś, a reszta nie ma co liczyć na suknie, zwłaszcza teraz, gdy modne jest noszenie przez kobiety mundurów przez cały czas. Nie bardzo mogę zacząć je projektować, teraz, prawda?".

"Słyszałam, że coraz więcej projektantów mody podąża za swoimi zdobyczami do hrabstw" - powiedziała lekko Muriel. "Czy wiesz, że Digby Morton zabiera objazdowy pokaz mody do Bristolu?".

"Tak, a Hartnell powiedział mi, że rozważa przeprowadzkę do Oksfordu, ale nie mogę sobie wyobrazić, jak sobie poradzi. Zawsze nazywał to strasznym zaściankiem".

Muriel zapaliła papierosa. "Hartnell jest couturierem królowej; może iść gdziekolwiek chce i robić to znakomicie. Powiedział mi, że ma dość bomb tutaj w Londynie, schodzenia do schronu każdej nocy, radzenia sobie z niebezpieczeństwem i chaosem."

"Trudno go winić. Chociaż, słyszałem, że szanse na to, że rzeczywiście zostaniemy trafieni są strasznie małe. Wezmę swoje szanse, przynajmniej na razie." Cressida zmarszczyła brwi. "Chciałabym tylko, żeby moi klienci byli równie dzielni".

"Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że być może ty również powinnaś rozszerzyć działalność na hrabstwa?" Muriel elegancko stuknęła swoim papierosem o srebrną popielniczkę.

"Naprawdę?" Cressida chichotała. "Ja? Nie wytrzymałabym pięciu minut poza Londynem. Nie sądzę, że postawiłam nawet stopę na wsi, odkąd wyjechałam do Paryża, gdy miałam dwadzieścia lat." Grymasiła. "Nie jestem pewna, czy w dzisiejszych czasach mogłabym spędzić nawet pięć minut poza Chelsea. Życie jest takie proste, odkąd przeprowadziłam się do miejsca tuż przy drodze z mojego domu projektowego. Jest absolutnie idealne, dlaczego miałabym je opuszczać?".

Muriel usiadła z powrotem, jej oczy badały Cressidę. "Miałam cię za bizneswoman, która zrobiłaby wszystko dla swoich klientów. Nie mów mi, że ta sama Cressida, która pracuje całymi godzinami, woli swoje wygody w Chelsea niż trochę czasu w lasku dla dobra swoich klientów?"

"Tu w Londynie wciąż radzimy sobie wystarczająco dobrze. Lady Marley i księżna Kentu wciąż organizują mnóstwo gal charytatywnych. W każdym razie, z mniejszymi zapasami w sklepach z powodu bomb i niedoborów, więcej ludzi przychodzi do couturiers. Czy słyszeliście, że Selfridges zredukował swoją przestrzeń modową do jednego piętra, żeby nie wyglądała tak przerażająco skąpo? Ubrania w oknach są ohydne".



Cressida Westcott (2)

Przyszła kelnerka i przejrzeli dość skromne menu, oboje zamówili zupę, a potem łupacza, wiedząc, że będzie to nieokreślona biała ryba w prowizorycznym sosie. Racjonowanie testowało kucharzy w ten sam sposób, w jaki testowało projektantów, którzy byli teraz zmuszeni do używania mniejszej ilości tkanin, więcej materiałów syntetycznych i absolutnie żadnych metalowych zapięć czy gumek - wszystko to było potrzebne na wojnie.

"Czy słyszałaś o nowym pomyśle Digby'ego Mortona?" Muriel zapytała, gdy już kelnerka odeszła. "On i kilku innych najlepszych projektantów wpadli na pomysł przeprojektowania rządowej odzieży użytkowej tak, aby ludzie rzeczywiście chcieli ją nosić. Nazywa organizację IncSoc, co oznacza Incorporated Society of London Fashion Designers."

"Teraz to jest dobry pomysł! Kiedy rząd zaczął zmuszać fabryki ubrań do masowej produkcji standardowych ubrań, wiedziałem, że to będzie katastrofa. Kto chciałby mieć garderobę wydawaną przez rząd? Nic dziwnego, że są tak niepopularne".

Muriel zapaliła kolejnego papierosa. "Dlatego IncSoc to taki wspaniały pomysł - sposób, w jaki przemysł haute-couture może naprawdę zrobić swoje dla wojny. Zamiast nijakich, jednolitych ubrań użytkowych, które projektują fabryki, możemy nadać im polot i styl - sprawić, że ludzie będą dumni z ich noszenia."

"Ale jak zamierzają przekonać rząd, że wykonają lepszą pracę?"

"Ma się odbyć swego rodzaju konkurs. Wszyscy najlepsi londyńscy projektanci przekażą swoje najlepsze projekty użytkowe, a trzydziestu dwóch najlepszych zostanie wybranych do wielkiego pokazu mody, aby zaprezentować je Zarządowi Handlu. Wiem, że wymyślisz do tego coś bajecznego, kochanie. Powiedz, że się przyłączysz".

"Pomyślę o tym," powiedziała Cressida, biorąc pod uwagę. Uwielbiała konkursy, a było coś kuszącego w projektowaniu szykownych ubrań użytkowych - to był oksymoron, na pewno? Każde ubranie miało ścisłe wymagania, od ilości dozwolonego materiału po liczbę plis i guzików. Żadne ozdoby nie były dozwolone, więc trzeba było wyróżniać się kolorem i techniką. To było ostateczne wyzwanie.

"Och, wejdź na pokład", błagała Muriel. "Jeśli nestorzy londyńskiego świata mody się zaangażują, prasa to pokocha. To podniesie rangę i skłoni naród do poparcia wojny. I pomyśl tylko o podnieceniu, jakie wywołuje wielki pokaz mody. Nie chciałabyś być pominięta, prawda?"

"To brzmi intrygująco. Będę musiała zapytać o to Mortona, kiedy go zobaczę."

Kelnerka przyszła z ich zupą, cienką, białą sprawą, opisaną niezobowiązująco jako "vichyssoise". Spojrzeli na nią błagalnie, ich oczy spotkały się, gdy jeden, a potem drugi zaczął się śmiać.

"Co w dzisiejszych czasach uchodzi za jedzenie!" Cressida wykrzyknęła, biorąc nieśmiały łyk.

Ale Muriel już pytała: "A teraz, Cressido, opowiedz mi o swoim nowym, pięknym domu. Czy skończyłaś już dekorowanie?"

Cressida roześmiała się. "Nawet nie zaczęłam, moja droga. Nie możesz dostać tapety lub farby za miłość lub pieniądze - i zanim zapytasz, próbowałam na czarnym rynku i nawet oni są na wyczerpaniu. Na razie będzie musiał pozostać Edwardian gothic. Ale to idealna lokalizacja, tuż za rogiem od mojego domu mody".

Muriel spojrzała na nią wiedząc. "Idealna, jeśli masz taką obsesję na punkcie pracy jak ty, kochanie. Słyszałam plotki, że odkąd się przeprowadziłaś, jesteś tam jeszcze więcej godzin. To nie może być dla ciebie dobre. All work and no play make Cressida-"

"Ale ja to lubię, Muriel", wcięła się. "To moja pasja. W każdym razie, co innego miałabym robić ze swoim czasem?".

"A co z przyjaciółmi, rodziną, może okazjonalnym beau? Powinnaś cieszyć się swoim sukcesem, rozkoszować się nim. Dlaczego nie zaprzyjaźnisz się i nie przeżyjesz tego tak bardzo, jak tylko możesz? To właśnie robią wszyscy inni z tymi wszystkimi bombami".

Ale Cressida tylko wzruszyła ramionami. "Mam mnóstwo zabawy na swój sposób i więcej przyjaciół niż potrzebuję".

"A ty?"

"Cóż, jesteś ty, a potem jest Morton i Hartnell, Audrey i Cecil - choć on oczywiście jest na kolejnym szczeblu w dół".

"Nie mogę nie zauważyć, że twoi 'przyjaciele' mają tendencję do pokrywania się z twoją pracą; dwie pierwsze są couturierami, Audrey jest redaktorem Vogue'a, a Cecil Beaton jest najlepszym fotografem mody w kraju. Czy kiedykolwiek spotykasz się z ludźmi, którzy nie są w świecie mody?"

"Och Muriel, co u licha miałabym mieć wspólnego z kimś innym?".

"Nic, jak sądzę", Muriel wypuściła salwę śmiechu, a Cressida dołączyła do niej trochę zbyt stanowczo.

Cressida wiedziała, że pracuje za dużo, ale właśnie w ten sposób osiągała sukces. Jej dom projektowy był powodem, dla którego miała pieniądze i prestiż - był środkiem, dzięki któremu mogła żyć tak, jak chciała. Owszem, gdy zaczynała patrzeć przez pryzmat pęknięć, zdarzały się momenty, w których przydałoby się jej więcej towarzystwa, ale zawsze była praca, która odciągała ją od tego. Choć czasem, w środku nocy, odczuwała tę samotność bardzo dotkliwie, wdzierając się w jej żyły z zimną siłą. Ale nigdy nie przyznałaby się do tego Muriel.

"Och, i było coś jeszcze, o co chciałam cię zapytać, kochanie". Muriel wtargnęła w jej myśli. "Czytałam The Times tamtego dnia i była tam wzmianka o śmierci niejakiego Eustace'a Westcotta kilka miesięcy temu. Czy nie był on twoim krewnym?"

Cressida zesztywniała. "Znacznie starszy brat - moje jedyne rodzeństwo i absolutnie podły, jeśli musisz wiedzieć. Wyrzekł się mnie, kiedy opuściłam dom pod koniec ostatniej wojny. Jestem pewna, że już ci o tym mówiłam".

"Przypomnieć mi?"

"Mój narzeczony był jednym z dwóch milionów zabitych na wojnie, a Eustachy umieścił mnie jako jedną z"- postawiła na gruzowy, pogardliwy głos-" 'nieszczęsnych panien przeznaczonych do bycia wstydem dla swoich rodzin i społeczeństwa w ogóle. I tak nigdy nie lubił Jacka, co nie pomagało. Eustachy był moim opiekunem po śmierci naszych rodziców, a kiedy nie wyszłam za mąż, upierał się, że jedynym sposobem na uratowanie mojej reputacji jest pozostanie w domu i bycie towarzyszem dla jego biednej żony i pielęgniarką dla jego dzieci."

Muriel uśmiechnęła się. "A zamiast tego uciekłaś do Paryża z kilkoma innymi debiutantkami i dołączyłaś do cyganerii. Teraz pamiętam." Wydała z siebie skrzekliwy śmiech. "To były czasy bycia w Paryżu. Założę się, że miałaś bal, wszystkie soirées i artystów. Nie powinnam być zaskoczona, jeśli w jakiejś prestiżowej galerii wisi twój akt."





Cressida Westcott (3)

"Teraz to byłoby wymowne". Oczy Cressidy zapłonęły z zachwytu. "Czy wiesz, że tak właśnie zaczęłam projektować, w tamtych czasach modelując w Paryżu? Byłam idealna dla wyglądu flapper, a gdzieś w dole linii przestałam po prostu zakładać to, co kazali mi nosić i zaczęłam mieć własne pomysły."

"Zawsze byłaś opiniotwórcza, kochanie. To jeden z powodów, dla których cię uwielbiam."

"Uwielbiasz mnie, najdroższa Muriel, ponieważ możesz wyciągnąć ze mnie wszystkie najlepsze plotki".

Kelnerka przyszła wziąć ich miski, zupa została skonsumowana bardziej ze strachu przed głównym daniem niż z jakiegoś szczególnego upodobania do smaku.

"Więc, powiedz mi. Pomimo wyobcowania, poszedłeś na pogrzeb swojego brata?" Muriel kontynuował. "Wnioskuję, że odbył się w Katedrze Świętego Pawła".

"Przyznaję, że wślizgnęłam się na tyły, tylko po to, by upewnić się, że naprawdę odszedł. Eustachy nigdy nie wybaczył mi mojego sukcesu, tego, że robiłam to, co kochałam, pomimo jego zakazu. Myślę, że miał do mnie pretensje. Zawsze miał zamiłowanie do wielkiej architektury, ale musiał to odsunąć na bok, by zostać panem dworu. To sprawiło, że był tak strasznie skrupulatny w stosunku do obowiązków rodzinnych, i jeśli to zrujnowało jego życie, to powinno zrujnować życie wszystkich innych."

"A gdzie jest twój wiejski stos? W Kent, prawda?"

"W wiosce o nazwie Aldhurst. To niedaleko od Canterbury".

"Czy widział pan kogoś z rodziny na pogrzebie? Gazeta wspomniała o dwójce dzieci".

"To prawda, miał syna i córkę, mojego bratanka i siostrzenicę. Hugh miałby teraz około dwudziestu pięciu lat. Przypominam sobie, że robi coś dla Biura Wojny. Odziedziczył dwór i jestem pewien, że niewiele się zmieni w jego prowadzeniu".

"Hugh Westcott, to nazwisko brzmi znajomo". Twarz Muriel wykręciła się w zamyśleniu. "Czy to nie on zalecał się do tej socjety, Astrid Fortescue? Jestem pewna, że widziałam zdjęcie tej pary w jakimś okropnym magazynie towarzyskim. A jego siostra to Violet Westcott, prawda? Blond piękność około dwudziestu jeden - więcej uroku niż mózgu, jeśli wierzyć plotkom".

Cressida wykrzywiła się w grymasie. "To brzmi tak, jakbym miała szczęście, że uciekłam, kiedy to zrobiłam. Wyobrażam sobie, że nawet wieczór z nimi byłby śmiertelnie niebezpieczny".

"Czy zostawiono ci coś, część majątku może?".

"Eustachy nigdy by mi nic nie zostawił, nie żebym miał jakikolwiek interes w tym, żeby kiedykolwiek tam wrócić. To było piękne, kiedy byłam dzieckiem, pokryte pnącymi różami i wspaniałymi ogrodami, ale Eustachy zrujnował to dla mnie po śmierci naszych rodziców." Westchnęła. "W każdym razie, brzydzę się opuszczać Londyn za cokolwiek. Nie ma innego miejsca, gdzie wolałabym być, Blitz czy nie Blitz." Spojrzała na swoje dramatyczne spodnie i jaskrawo czerwone buty na wysokim obcasie, uśmiech na jej ustach, gdy jej oczy spotkały się z oczami Muriel. "W każdym razie, po prostu nie miałabym sensu nigdzie indziej".




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Poszarpana suknia ślubna"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści