Nieoczekiwane objawienie

Rozdział 1 (1)

ROZDZIAŁ 1

2 LISTOPADA 2012 R.

WIELKI DZIEŃ

Pobrali się w Święto Zmarłych, el Día de los Muertos, nad czym nikt nie zastanawiał się zbytnio przez wszystkie miesiące planowania, dopóki zmarły teść panny młodej nie pojawił się w samochodzie po ceremonii. Zamanifestował za kierownicą, po czym wyciągnął rękę nad oparciem fotela pasażera, gdy obrócił się twarzą do Martina i Isabel.

"Piękna ceremonia, mijo," powiedział.

Uśmiechy pary zamarły. Wydawało się, że minęła cała wieczność zanim któreś z nich się odezwało, a kiedy już to zrobiło, było to niewiele więcej niż mamrotanie.

Przez całe życie Isabel słyszała historie o duchach, które spędzały ten jeden dzień w roku z rodziną. Jako dziecko budowała ołtarze dla swoich pradziadków, żywe hołdy z otwartych pudełek po butach ozdobionych papierowymi kwiatami i obrazkami religijnych postaci, które wyglądały jak dioramy, które tworzyła w szkole podstawowej. Gdy była nastolatką, jej rodzina gromadziła się wokół grobu prababci, by go posprzątać; pewnego roku matka przyniosła nawet zasilany bateriami odkurzacz do kamienia. "Dziś pamiętamy o naszych zmarłych" - mówiła zawsze jej matka. "Oddajemy im cześć".

Ojciec Martina wyglądał na bardziej roztrzęsionego niż martwego, jakby spóźniał się, bo złapały go korki. Isabel spojrzała na swojego nowego męża w poszukiwaniu wskazówek i zszokowana zdała sobie sprawę, że wyglądał na zirytowanego. Nie bał się, bo szczerze mówiąc jej teść wyglądał nieszkodliwie, tak jak na tych kilku zdjęciach, które widziała. Nie, Martin wyglądał, jakby po prostu wgryzł się w paprykę, która była ostrzejsza, niż się spodziewała.

"Czy wiedziałeś, że tak się stanie?", zapytała.

"Nie, ale to typowe dla niego. Typowe. Tylko ktoś tak bezwstydny pojawiłby się na ślubie bez zaproszenia".

"Martin, proszę!" Nie spodziewała się, że będzie tak niegrzeczny. W ogóle nie spodziewała się niczego z tego, ale jej instynkt, by pozostać uprzejmym i szanować starszych, był głęboko zakorzeniony - nawet bardziej niż jej założenia dotyczące życia i śmierci, najwyraźniej - i dlatego jej wysiłki, by zrozumieć sytuację, szybko zostały zniwelowane przez pragnienie, by wszyscy czuli się komfortowo.

Po raz pierwszy spotkała się ze swoim teściem. Wygładziła swoją białą suknię, która wybrzuszała się w każdy centymetr siedzenia, i wyprostowała welon na ramionach. "Czy nie zamierzasz nas przedstawić?".

Stary człowiek siedział cicho, czekając.

"Nie rozmawiam z nim," powiedział Martin.

"Martin, nie możesz być poważny".

Na to jej teść uśmiechnął się i pochylił w jej stronę, przez małą przestrzeń, która oddzielała przód i tył białego Rolls-Royce'a, którego wynajęli. "On jest, obiecuję ci. Ten rodzaj uporu jest głęboko zakorzeniony w naszej krwi. Isabel, jestem Omar. Choć mam nadzieję, że przynajmniej powiedzieli ci moje imię?".

"Oczywiście. Encantada," odpowiedziała.

W zwykłych okolicznościach pochyliłaby się, by go pocałować, przytulić nawet, ale to nie były zwykłe okoliczności. Nie wiedziała, jakie prawa rządzą zmarłymi. Czy mogli dotykać? Czuć? Trzymać? Omar wyglądał, jakby w każdej chwili mógł przestawić samochód z miejsca parkingowego. Zamiast tego położył swoją dłoń na jej, a ona poczuła nie solidny dotyk, ale wibrujące ciepło, jak delikatny prąd. Jej oczy rozbłysły, ale Martin zadrwił i odwrócił się.

"Omar," powiedziała, pozwalając, by jego imię opróżniło jej płuca. "Czy dołączysz do nas na przyjęciu?". Co za głupia rzecz do powiedzenia.

"Jesteś bardzo miła, że pytasz, Isabel. Dziękuję." Wyszedł z wciąż otwartych drzwi samochodu i zaczął iść w kierunku kościelnych ogrodów. Ani Isabel, ani Martin nie próbowali iść za nim.

Nie wiedziała jak, ale wiedziała, że nie zobaczy go, gdy ona i Martin będą dzielić swój pierwszy taniec lub kroić tort weselny. Przez cały wieczór nie musiała zerkać przez ramię, by sprawdzić, czy jej teść już się pojawił. A ponieważ ostatnią rzeczą, jaką chciała zrobić, było zdenerwowanie swojego nowego męża, zachowywała się tak, jakby nic się nie stało.

Nie mogła zasnąć w noc poślubną. Nowożeńcy kochali się z roztargnieniem, jakby ten akt nie był niczym nowym, a dla nich oczywiście nie był. Nie byli, według standardów Kościoła, dobrymi katolikami. Przed dzisiejszym dniem żadne z nich nie było na mszy od lat, a spali ze sobą na trzeciej i pół randce i używali prezerwatyw, środków antykoncepcyjnych i plemników, czasem wszystkich naraz.

Jeśli nie nowy, to jednak wyobrażała sobie, że ich ślubny seks będzie się czuł inaczej. Mąż i żona, łączący swoje ciała, i po raz pierwszy nie będzie miało znaczenia, czy ktoś ich usłyszy, czy wejdzie, czy prezerwatywa pęknie w ośmiu miejscach. Teraz byli małżeństwem. Byli razem na całe życie.

Martin zmagał się z idealnie okrągłymi guzikami, które wspinały się, jeden niemożliwie blisko drugiego, aż do jej kręgosłupa. Isabel nie zdawała sobie sprawy, dopóki jej suknia nie została rozpięta, jak gorset krępował ją przez cały wieczór. Musiała poświęcić chwilę na złapanie oddechu, a wgłębienia, które gorset pozostawił na jej skórze, teraz odsłoniętej, swędziały.

Chciała kochać się z nim na nowe sposoby, naprawdę chciała, ale bardziej niż tego Isabel pragnęła leżeć obok niego, zamknąć oczy i otworzyć je, by następnego dnia, i następnego, i następnego po nim, Martin wciąż tam był.

Kiedy było już po wszystkim i rozłączyli swoje ciała, nowożeńcy wpatrywali się w sufit. Ona westchnęła. "To było wspaniałe", chciała powiedzieć, ale słowa, które wyszły zamiast tego brzmiały: "Co się stało?".

Martin przyłożył rękę do czoła. "Nie wiedziałem, że on nie żyje."

Nagle dotarło do niej, że ona też nie wiedziała, ale całe spotkanie było tak surrealistyczne, że nie było czasu na przemyślenie logistyki. Od dawna myślała, że ojciec Martina odszedł. To, co Isabel o nim wiedziała, dowiedziała się od Claudii, młodszej siostry Martina. "Mój ojciec opuścił nas wiele lat temu", powiedziała, gdy Isabel po raz pierwszy o to zapytała, podczas przerwy w trzeciej klasie.

"Masz na myśli śmierć czy wyjazd do innego miasta?".

Isabel w wieku ośmiu lat brakowało taktu i tolerancji dla dwuznaczności. Claudia wyglądała na tak zranioną, że Isabel myślała, że ich przyjaźń nie przetrwa do lunchu, ale szybko się otrząsnęła i Isabel postanowiła nigdy więcej nie pytać.




Rozdział 1 (2)

Szukała wskazówek, oczywiście, ilekroć jeździła do domu Claudii. Nigdzie nie było zdjęć ojca i nigdy nie odniosła wrażenia, że jego nieobecność była odczuwana z jakąkolwiek tęsknotą. Najbliżej wyjaśnienia była w dniu, w którym szczególnie uporczywy telemarketer działał mamie Claudii na nerwy.

"Nie wiem, kiedy wróci!" Elda krzyknęła po czwartym telefonie. "Odszedł od nas lata temu, więc twoje przypuszczenia są równie dobre jak moje". Rozłączyła się, wyglądając na zadowoloną z siebie. Isabel wpatrywała się w swoją miskę z płatkami, udając, że nie słyszała.

Lata później Isabel wciąż mogła z łatwością przypomnieć sobie kadencję rodzinnego zaprzeczenia. Kiedy ona i Martin zaręczyli się i zaprosili Eldę na degustację tortu, piekarz zapytał, czy powinni zaczekać również na ojca pana młodego.

"Mój teść nie jest już z nami," powiedziała Isabel.

Czekała, czy Martin ją poprawi; czy może po tych wszystkich latach ślub będzie wystarczającym powodem do zadośćuczynienia. Zapytał o różnice w lukrze i na tym się skończyło.

Tyle że teraz oczy Martina zrobiły się błyszczące, a jego spojrzenie, szerokie, utkwiło w wentylatorze sufitowym, jakby miał nadzieję, że powietrze oszczędzi mu wstydliwych łez. Kiedy wydawało się, że to się nie uda, schował twarz w szyi Isabel i rozciągnął rękę na jej brzuchu.

Nigdy nie widziała go w ten sposób. Wiedziała, że powinna dzielić z nim smutek, ale jakaś część niej czuła się winna. Część jej pomyślała: To właśnie teraz jest inaczej, to właśnie oznacza bycie mężem. Nigdy nie byłoby nikogo innego, z kim Martin mógłby być tak wrażliwy i to sprawiło, że Isabel chciała być silna dla niego.

"Przynajmniej teraz, możesz uzyskać zamknięcie", powiedziała. "Mogło być gorzej. Mógł umrzeć i odejść na zawsze, a ty nigdy byś się nie dowiedziała."

"Nie chcę zamknięcia. Nie chcę go widzieć ani z nim rozmawiać. Po prostu - trzymaj się z daleka, jeśli wróci, ok?" Jego słowa wylądowały gorące na jej skórze. "On wszystko niszczy."

"Nikt niczego nie zniszczył." Przebiegła palcami przez jego włosy, aż zapadł w głęboki sen. Wysuwając się spod niego, wstała, ubrała się i udała się do małego salonu w ich apartamencie dla nowożeńców.

Omar znów tam był, rozciągnięty na kanapie w paisley z rękami na kolanach. Isabel poczuła, jak gazp łapie ją w gardle. "Przestraszyłeś mnie."

Omar wzruszył przepraszająco ramionami. "Boo."

"To nie jest zabawne."

"Trochę jest."

"Czy byłeś tu przez cały czas? Podczas gdy my byliśmy-"

"Boże nie. Nic takiego."

"Ale wiedziałeś wtedy, kiedy wrócić? Jak?"

"Po prostu wiedziałem."

Strzelała mu zdezorientowany wyraz, a po kilku mamrotach i fałszywych początkach, Omar wydawał się znaleźć słowa, aby wyjaśnić. "Kiedy jesteś martwy, wyczuwasz wszystkie rzeczy, których ci brakowało, kiedy żyłeś. Nastroje, czas, stan umysłu danej osoby. Nie ich myśli," dodał szybko. "Ale w pewien sposób jesteśmy bardziej żywi niż kiedykolwiek wcześniej".

Powędrowała bliżej niego. Nie było w tym człowieku nic, co by jej nie intrygowało. Gdy chodziła wokół drewnianego stolika do kawy i pluszowego białego fotela miłosnego, który stał między nimi, życzyła sobie, żeby to był mniej wymyślny hotel, taki, w którym ekspresy do kawy mają indywidualne torebki z mieloną kawą zawinięte w folię. Ale to był ten rodzaj miejsca z dwudziestoczterogodzinną obsługą pokojową. Nawet jeśli ślub odbył się w piątek, żeby obniżyć koszty, przekroczyli budżet, żeby zarezerwować apartament. Wyobraziła sobie, jak tłumaczy personelowi hotelowemu ducha zmarłego człowieka siedzącego w salonie. Prawie ją to rozśmieszyło.

"Co jest takie zabawne?" powiedział Omar.

"Nie śmiałem się".

"Ale twój nastrój się przesunął. Jeszcze przed chwilą byłeś przerażony".

"Nie do końca przestraszony. Zaskoczony." Usiadła naprzeciwko niego. Nawet przy zgaszonym świetle mogła dostrzec jego głębokie rysy skąpane w chłodzie ulicznych latarni, które świeciły przez okna. Teraz, gdy miała chwilę, by się nim zająć, uderzyło ją jego podobieństwo do Martina, a raczej podobieństwo Martina do niego. Miał pełną głowę białych włosów i gęstą, słono-pieprzową brodę. Martin miał czarne włosy i był zawsze czysto ogolony, ale jego policzki zaczynały kłuć po południu. W rezultacie skóra obu mężczyzn wyglądała na grubą; ich ogromne pory nadawały im surowy, zużyty wygląd, który zawsze uważała za atrakcyjny. Omar był nieco niższy od swojego syna, o szerszej budowie. Był idealnym przykładem tego, co było po tym, co było przed Martinem, niemal niesamowitym odzwierciedleniem naturalnej progresji czasu.

Oczywiście, istniała drobna różnica w śmiertelności. Wcześniej w samochodzie była zbyt przytłoczona, by zauważyć, że spokój Omara się zachwiał. Gdy patrzyła na niego bezpośrednio, wydawał się solidny jak każda inna istota, ale gdy tylko odwróciła wzrok, a jego obraz przesunął się na jej peryferia, zacinał się, jak rozmowa wideo przeładowywana przez słabe połączenie.

Miała ochotę obudzić Martina, objąć go i pozwolić, by zakotwiczył ją w ich świecie. Ale oparła się, pamiętając, o co zapytał jej mąż, zanim zapadła w sen.

Męża. Nawet myśląc o tym, czuła się jak objawienie.

Omar skrzyżował nogi, a następnie przesunął kostkę w górę, by spoczęła na jego kolanie.

"Boże, nawet twoje gesty są takie same", powiedziała.

"Czy to dla ciebie zbyt dziwne? Mogę wyjść."

Tym razem nie kłopotała się tłumieniem śmiechu.

"Masz rację. Oczywiście, że jest," powiedział.

"Jedyną rzeczą, która mogłaby być ewentualnie dziwniejsza niż to, że jesteś tutaj, byłoby to, że ja prosiłbym cię o odejście teraz, kiedy jesteś".

"Mam wrażenie, że mój syn by się nie zgodził," powiedział, obniżając głos.

"Mam wrażenie, że masz rację. Ale nie musisz szeptać. Trzęsienie ziemi nie mogłoby go teraz obudzić."

"Sen bardzo szczęśliwego człowieka."

Nie zadała sobie trudu, by z tym polemizować. Na zewnątrz zaczął padać deszcz, ciche krople, które nie stukają w okno, ale syczą, gdy samochody prześlizgują się po nich przez ledwie mokre ulice.

"Nie spodziewałem się, że wrócisz po tym popołudniu".




Rozdział 1 (3)

"Nie planowałam tego. Próbowałem odwiedzić Eldę i Clauditę przed rozpoczęciem przyjęcia, ale nie chciały mnie widzieć."

"To dziwne." Zawsze podejrzewała, że Elda dałaby Omarowi po gębie, gdyby miała okazję. "Nie wydawały się w ogóle zaniepokojone tym wieczorem". Wręcz przeciwnie, Claudia była nietypowo wesoła.

"Cieszę się więc, że nie zepsułam im imprezy".

"Dlaczego nie mieliby się cieszyć, że cię widzą? Dlaczego Martin nie był? Można by pomyśleć, po tych wszystkich latach".

"Czas nie sprawia, że uczucia znikają. Sprawia tylko, że ludzie chętniej odsuwają je na bok. Ale nie oni. Musiałbym umrzeć osiemdziesięcioma śmierciami, zanim ucieszyliby się na mój widok, a nawet wtedy po prostu rozkoszowaliby się szansą zobaczenia, jak umieram osiemdziesiąty pierwszy."

"Wątpię, żeby to była prawda."

"Nie znasz mojej rodziny tak jak ja."

Jego słowa użądliły, choć nie spodziewałaby się tego. Natychmiast, wydawał się tego żałować. "Nie powinienem był tego mówić. To nieczułe z mojej strony, że wskazałem to w dniu twojego ślubu."

"Ale nie zaprzeczasz, że to prawda?"

Omar nic nie powiedział, a Isabel poczuła, jak ostatnia odrobina adrenaliny z tego dnia sączy się z niej. W ciągu zaledwie kilku minut odsłonił jedno ślepe miejsce w ich związku, które przez ostatnie kilka lat ignorowała. Zawsze, gdy Martin udawał, że nieobecność ojca to nic wielkiego, ona udawała, że mu wierzy. Czuła się zakłopotana, jakby przyłapano ją na kłamstwie.

"Wybaczcie mi", powiedział w końcu Omar. Spojrzał na zegar, gdy minutowa wskazówka podrygiwała w kierunku północy. "Ja też nie powinienem był tego mówić. W moim pośpiechu, aby udowodnić punkt, czasami zapominam o moich manierach".

"Nie ma sprawy. Po prostu przypuszczam, że straciłam wszelką okazję, by zrobić na tobie dobre wrażenie. Bardziej lojalna żona nie zadawałaby pytań. Uszanowałaby życzenia męża, żeby z tobą nie rozmawiać."

"Kazał ci nie rozmawiać ze mną?" Omar usiadł, jakby pochlebiony, że jego syn w ogóle o nim mówił. Isabel nie powiedziała nic więcej, bojąc się, że już zdradziła zaufanie Martina.

"Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, nigdy nie byłem pod wrażeniem ludzi, którzy nie zadają pytań," powiedział Omar.

Nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. "Ja też nie. Przepraszam, że jestem tak szczery, ale chodzi o to, że ... prosisz mnie o rozpoczęcie mojego małżeństwa, idąc za plecami mojego męża".

"Proszę, nigdy nie przepraszaj za szczerość".

"Wiesz, co mam na myśli".

"Tak. Z każdą mijającą minutą jestem coraz bardziej dumny z mojego syna".

"Dziękuję," powiedziała Isabel. Wstała i wzięła głęboki oddech, naciągając mocniej szatę. To był rodzaj ciszy, którą uważała za społecznie uniwersalną, ta celowa, ciężka pauza pod koniec wieczoru, kiedy goście zdają sobie sprawę, że czas już iść. Jeśli Omar to rozpoznał, nie dał po sobie poznać. Na jego twarzy pojawił się rumieniec paniki. Odczekała jeszcze chwilę i przeczyściła gardło.

"Przepraszam. Jestem tu jeszcze tylko kilka minut. Nie możemy po prostu porozmawiać?"

Usiadła z powrotem i skrzyżowała ręce na kolanach, siedząc prosto.

"O czym?"

Jej bezpośredniość zdawała się go dezorientować. Być może pytanie było zbyt proste, by odpowiedzieć na nie w prosty sposób.

Uśmiechnął się i musnął jej policzek łaskoczącymi czubkami palców. "Ty mi powiedz. Zapytaj mnie o co tylko chcesz. O wszystko, z czym czujesz się komfortowo."

"W porządku. Dlaczego tu jesteś, Omar?"

"Z tobą? Mówiłem ci. Elda nie chciała mnie widzieć, więc przyszedłem tutaj."

To nie było dokładnie to, co miała na myśli, ale Isabel pozwoliła na to.

"A dlaczego tak jest?"

Wzruszył ramionami. "Musiałabyś zapytać Eldę".

"A co z Martinem?" Jej cierpliwość była na wyczerpaniu.

"Byłam zaskoczona, że w ogóle mnie widział". Omar potrząsnął głową w zdumieniu. "Ale potem znowu, to jest jego dzień ślubu, a ja jestem jego ojcem, mimo że -"

"Nawet jeśli odszedłeś, gdy miał siedem lat?"

"Ach. Co jeszcze ci powiedział?"

"Wystarczająco dużo, żeby było jasne, dlaczego nie chciałby cię tutaj." To nie była do końca prawda. Martin miał sposób odpowiadania na pytania bez odpowiedzi w ogóle lub (jeśli nie mógł tego całkowicie uniknąć) z odpowiedziami na zupełnie inne. Było to urocze, gdy chodziło o błahe sprawy, takie jak to, jak minął mu dzień, ale gdy tylko temat zwrócił się ku jego ojcu lub dzieciństwu, oferował wesołą rodzinną anegdotę w miejsce jakiejkolwiek prawdziwej treści.

"Co jeszcze chciałbyś wiedzieć?" powiedział Omar.

Chciała udowodnić, że zna jego rodzinę bardziej, niż mu się wydawało. Przypomniała sobie jedną z jedynych historii, którymi Martin kiedykolwiek się podzielił, a które obejmowały zarówno jego ojca, jak i matkę.

"Opowiedz mi o czasie, kiedy bawiliście się w chowanego, a on schował się tak dobrze, że nikt nie mógł go znaleźć przez ponad godzinę".

"Co?"

"Miał cztery lata. W szafie? Zdobył wstążkę. Uwielbia opowiadać tę historię".

"Kiedy mieszkaliśmy w małym mieszkaniu na Pecan?"

"Tak, w tym."

"Nie... Jestem zaskoczona, że pamięta. Byliśmy tu tylko cztery lata. Wysłaliśmy po moją rodzinę do Meksyku. Najpierw moi rodzice, a potem mój kuzyn Julio. Nie powinniśmy byli mu pomagać. Od dziecka sprawiał kłopoty i nie wiem, jak wbiłem sobie do głowy, że jako dorosły będzie inny. Byliśmy wtedy naiwni. Myśleliśmy, że przyjazd do tego kraju wszystko zmienia, i może tak jest, ale nie w sposób, którego się spodziewasz. Elda jednak wiedziała. Dlatego nalegała, żebyśmy zaoferowali mu naszą kanapę, ale tylko na miesiąc. Tyle czasu miałby na znalezienie pracy i miejsca, w którym mógłby się zatrzymać. Pewnego dnia pomagał mi naprawić przeciek w łazience, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że będziemy potrzebować innego rodzaju klucza. Ale ja musiałam iść do pracy, więc zaproponował, że mnie podrzuci, weźmie samochód i naprawi zlew. Zgodziliśmy się, że odbierze mnie po zakończeniu mojej zmiany. 

Nie myślałam zbytnio, gdy dawałam mu kluczyki. Godziny później nadal czekam na niego jak głupia. Jadę autobusem do domu, a Elda czeka z koleżanką, ale nie ma Julio. Oczywiście zaczynamy wyobrażać sobie najgorsze. Miał wypadek, albo bójkę, albo dał się naciągnąć i deportować. I nigdy byśmy się nie dowiedzieli. Przecież nie mogliśmy do nikogo zadzwonić, wiesz? Więc po prostu czekaliśmy. W końcu usłyszeliśmy syreny w oddali, a potem naprawdę blisko, a potem znasz ten moment, kiedy robią się wyjątkowo głośne i czekasz, aż przejadą, bo wiesz, że po prostu będą jechać dalej? Nie zrobili tego. Czerwone i niebieskie światła zaczęły migać w naszym salonie, a Martin obudził się zastanawiając się co się dzieje, a my nie mieliśmy pojęcia, ale wiedzieliśmy, że to nie może być dobre. Elda powiedziała: 'Ty zajmij się swoim kuzynem, ja zajmę się naszym synem'. Wychodzę na zewnątrz i widzę, jak Julio zostaje zatrzymany niecałe pięćdziesiąt stóp od wejścia do naszego mieszkania. Poddaje się jednemu z tych testów i oblewa, a ja myślę, że to już koniec, zostanie odesłany z powrotem i może zobaczę go ponownie za kilka miesięcy, jeśli uda mu się zebrać pieniądze na powrót. 

I myślę, że znajdą nas wszystkich i wszyscy zostaniemy odesłani. Więc zatrzymuję się w połowie parkingu i udaję, że idę do automatu po colę. Jakbym go nawet nie znała, moje własne ciało i krew. I on pewnie też mnie nie poznał; był tak pijany, że nie odróżniłby policjanta od klauna. Dostałem swoją sodę, wróciłem do domu i zgasiłem wszystkie światła, i czekaliśmy, aż policjanci i Julio znikną. To było ponad godzinę. Martin był w szafie przez cały czas. Elda spędziła dużą część tego czasu na zastawianiu domu, z nerwów tak mi się wydawało, ale chyba udawała, że go szuka. Powiedziała mi, że w ten sposób chroniła Martina przed prawdą tamtej nocy. Nie wiedziałam o wstążce".




Rozdział 1 (4)

"To ... nie tak wyobrażałam sobie tę historię," powiedziała Isabel. Usiadła z powrotem na kanapie.

"Jak opowiada ją mój syn?"

"To jedno z jego pierwszych wspomnień. Mówi o tym, jakby to był wczesny triumf. Pamięta, jak późno to było. To chyba część tego podniecenia. Dziecko w górę sposób po jego łóżku, a on dostaje się do zabawy w chowanego, a on ustanawia rekord rodziny i dostaje nagrodę."

"Ay, Elda. Zawsze tak dobrze z nim."

"A co z tobą? Byłeś z nim dobry?"

Teraz przyszła kolej Omara, by wstać i zasugerować swoje wyjście. Rozciągnął ramiona, a Isabel zastanawiała się, czy jego kości pękają, czy jego kończyny się męczą, czy też ruch ten był po prostu nawykiem.

"To chyba zależy, kogo pytasz".

"Ja pytam ciebie. Jego zapytam później," powiedziała, unosząc brwi w kierunku sypialni.

Spojrzał na drzwi z tęsknotą. "Myślałem, że jestem. Starałem się być. Ale czasami nasze najlepsze intencje stają się naszymi najgorszymi błędami."

Coś w sposobie, w jaki jego głos podróżował z dala od niej, jakby chciał ukryć to wyznanie, uderzyło ją. To było gorsze niż bezradność; to była niesprawiedliwość - gorsza nawet niż pozbawienie człowieka jego umierającego życzenia. Oto on, pragnący powiedzieć to, czego nigdy nie miał okazji powiedzieć, ale jej niechęć do wysłuchania sprowadziła go do zagadek i zawoalowanych prawd. Chciałaby móc zrobić dla niego więcej.

"Powiedz mojemu synowi, że spróbuję go ponownie w przyszłym roku". Pocałował ją w czoło, miękko jak bryza. Uśmiechnęła się i zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła, jego już nie było.

W tygodniach następujących po dniu ślubu Isabel i Martin odkryli, że życie małżeńskie nie różni się zbytnio od życia przed ślubem, i z przyjemnością mówili ludziom, którzy pytali w kółko: "Jak traktuje cię życie małżeńskie?", że jest tak samo.

"Ale to dobrze, bo inaczej bym się z nią nie ożenił" - mówił Martin po niezręcznej pauzie. Uwielbiał układać ten dowcip, a od czasu do czasu Isabel poprawiała mu humor, sprawiając wrażenie, że jest równie zszokowany jak osoba, która go słyszy, a następnie dołączała do nich w wybuchu śmiechu.

"Jak myślisz, ile czasu minie, zanim ludzie przestaną nas pytać?" powiedział Marcin pewnego wieczoru. Szli do samochodu z mieszkania Claudii, niosąc w połowie skończoną butelkę rumu, którą jej chłopak, Damian, nalegał, aby zabrali do siebie na następny raz. Ku uldze Isabel, goście byli mieszanką nauczycieli ze szkoły Damiana i stewardess, z którymi Claudia pracowała. Zadawali zwykłe pytania, które ludzie zadają, aby się poznać, ale w końcu salon stał się salonem nauczycielskim, podczas gdy przyjaciele Claudii popijali wino i dzielili się historiami o pasażerach w kuchni. Isabel głównie słuchała, śmiejąc się z ich lotniczych żartów, nawet jeśli ich nie rozumiała. Było to o wiele łatwiejsze niż próba prawdziwej rozmowy z Claudią, która trzymała ją na dystans, odkąd ponownie weszły w swoje życie.

"Przynajmniej rok", powiedziała Isabel, zadowolona, że może skierować swoje myśli gdzie indziej. "Albo dopóki ktoś inny nie wyjdzie za mąż. Naprawdę nie mam nic przeciwko temu."

"Znosiłaś mój żart, więc nie wolno ci".

"To było w mojej przysiędze. Znosić głupie żarty męża."

"Jak mogłem to przegapić?"

"Podtekst. Nigdy nie byłeś dobry w podtekstach."

"Rozumiem." Obszedł samochód i teatralnie otworzył dla niej drzwi od strony pasażera. "Tak długo jak gramy dobrego męża i żonę".

Isabel zaśmiała się wchodząc do samochodu, jej nogi lekko zdrętwiały od trzech kieliszków wina. W chwilach takich jak te, podziwiała, że w ogóle są razem. Mimo że znała go od dziecka, Martin często ją zaskakiwał. Połączyli się ponownie dopiero w ciągu ostatnich kilku lat dzięki serii dziwnych spotkań na przyjęciach u wspólnych znajomych, podczas których poczuli iskry zainteresowania w najgorszych możliwych momentach.

Kiedy po raz pierwszy wpadli na siebie, Isabel prawie go nie poznała. Miał szeroką klatkę piersiową i stał kilka centymetrów wyżej od niej, tak że linia jego szczęki znajdowała się na wysokości oczu. Jego ciemne włosy opadały jednym ruchem na czoło, a oczy (które zawsze uważała za zbyt duże w stosunku do jego twarzy) były teraz doskonale podkreślone za okularami w cienkich oprawkach. Wszystko w nim było takie samo, tylko bardziej ustatkowane i wyrafinowane. Cieszyła się, że wyszedł z tego, co ona i Claudia kiedyś potajemnie nazywały jego fazą Kenny'ego G, i przez chwilę zastanawiała się, czy mu to powiedzieć. Zamiast tego postanowiła zapytać o rodzinę.

Stali rozmawiając w wąskim korytarzu dwupokojowego mieszkania przyjaciela, czekając na łazienkę. Zażartował o tym, jak ludzie spędzają połowę związku ukrywając swoje najbardziej podstawowe funkcje ludzkie, a mimo to są doskonale zadowoleni stojąc przed łazienką narzekając na to, jak długa jest kolejka, tak jakby wszystko, co planują zrobić, gdy już dotrą do przodu, to podziwiać kształty płytek. "Albo mydła," powiedziała Isabel. "Zawsze mam nadzieję, że są w kształcie muszli".

Uśmiechnął się i spróbował trzy razy szybko powiedzieć "w kształcie muszli", ale nie mógł. Śmiali się, a drzwi do łazienki otworzyły się i Isabel zrozumiała, że Martin czekał na swoją dziewczynę.

Jakieś cztery miesiące później wpadli na siebie ponownie. Isabel była samotna. Rozpoznała dziewczynę Martina zanim go zobaczyła, a kiedy wzięła pod uwagę długie nogi i szerokie biodra tej kobiety, Isabel zwątpiła, że kiedykolwiek będzie w typie Martina. Powiedziała sobie, że prawdopodobnie nie chciałaby być. Wieczór zakończyli grą w Scattergories, a ona i Martin wywoływali te same odpowiedzi tak wiele razy (Rzeczy, które ludzie wyrzucają: Życie), że stało się to osobistą misją, by prześcignąć się nawzajem.

Kiedy Martin był już singlem i zaprosił ją na kolację i do kina, Isabel od prawie roku spotykała się z jednym z przedstawicieli farmaceutycznych z jej szpitala. Jego zaproszenie zaskoczyło ją do tego stopnia, że źle zrozumiała, iż chodzi o podwójną randkę.

"Richard bardzo chciał wypróbować ich nowe menu" - powiedziała, zbyt późno, by wycofać się ze swojego błędu. Wieczór stał się niezręczny, gdy randka Martina zapytała, skąd on i Isabel się znają.




Rozdział 1 (5)

"Znamy się przez większość życia" - powiedział Martin.

Prawda była taka, że prawie nie znali się; tylko chcieli.

Miesiące po tym, jak w końcu wykorzystali szansę na rozpoczęcie randki, Martin przyznał, że zdecydował, że nie lubi byłego Isabel, zanim jeszcze obie pary skończyły kolację. "Za każdym razem, gdy starałem się nie patrzeć na ciebie, przyłapywałem go na tym, że odwraca wzrok od ciebie. Jakby nie miał pojęcia, co ma."

Ich związek był szaloną, pospieszną rzeczą. Nie było potrzeby przedstawiania jej jego rodzinie; kiedy po raz pierwszy zobaczyła ich ponownie, Elda zachowywała się tak, jakby Isabel była córką, która właśnie wróciła z długiej podróży. Claudia natomiast przywitała ją z obojętnością kogoś, kto nawet nie zauważył, że jej nie ma. Isabel wspomniała o tym Martinowi, a on zapewnił ją, że jego siostra jest po prostu nieco powściągliwa. Nie żeby potrzebowała tego przypomnienia, ale to było coś innego. Zawsze to Elda, a nie Claudia, prosiła o szczegóły z życia Isabel po dziewiątej klasie. Claudia nie ośmieliła się skierować rozmowy w stronę przeszłości i wkrótce ich historia jako BFFs wydawała się prawie nieistotna, nie służąc niczemu innemu, jak tylko temu, by Isabel i Martin mogli rozpocząć swój romans. Zaczęli się spotykać latem i zaręczyli się wkrótce po nowym roku.

"Wiedziałam", powiedziała Claudia, kiedy jej o tym powiedzieli.

"Dzięki." Isabel nie mogła powiedzieć, czy była zadowolona z wiadomości, czy z faktu, że widziała, że to nadchodzi.

"Zawsze miałam nadzieję, że skończycie razem," powiedziała Elda.

Isabel słyszała, jak Martin tłumi śmiech i wiedziała, że oboje myśleli o tym samym: pewnego ranka po tym, jak dziewczynki spały, Elda skarciła Martina za to, że przyszedł do kuchni ubrany tylko w bokserki, odrzucając go, aby się ubrał i nalegając, aby Isabel nie była jeszcze tak łatwo pod wrażeniem cuatro pelos na jego piersi.

"Mamo, zawstydzałaś mnie przed Isabel przy każdej okazji", powiedział Martin.

"To dlatego, że byłaś zbyt młoda, by myśleć o takich rzeczach".

"To nie my je wymyślaliśmy".

W chwilach takich jak te, kiedy Isabel czuła się jak jedyna osoba, która nie zapomniała o przyjaźni jej i Claudii, to zawsze Martin pamiętał.

Ale nie pamiętał wszystkiego.

"Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego twoja siostra i ja przestałyśmy rozmawiać?" zapytała Isabel. Patrzyła, jak reflektory samochodu zmieniają otchłań przed nimi w drogę, jej głowa była ciężka i kołysała się z każdym zakrętem, jaki pokonywał samochód.

"Myślałam, że po prostu się rozeszłyście. Po tym jak zmieniliście szkołę."

Złapała jego wzruszenie w odbiciu okna. "Masz na myśli po śmierci mojego ojca".

"Nie zdawałem sobie sprawy, że to ma coś wspólnego z tym. Przykro mi."

"Nie miałabyś, jak sądzę".

"Co to znaczy?"

"Nic. Po prostu twoja siostra nie uważała tego za coś wielkiego, więc dlaczego ty miałabyś? Teraz to wszystko ma sens."

"Co ma?"

"Sposób, w jaki sobie radzicie. Albo nie radzicie sobie."

Było kilka momentów, podczas miesiąca miodowego i po powrocie do domu, w których Martin milkł, a ona wiedziała, że myśli o swoim ojcu. Za każdym razem pytała, czy chce o tym porozmawiać, a on za każdym razem całował ją w czoło, jakby to ona potrzebowała pocieszenia, i mówił: "Naprawdę nie ma o czym mówić". Pewnego razu, gdy go przycisnęła, mówiąc, że wątpi, by to była prawda, dodał kurtuazyjnie: "Zostawił nas bez słowa. Dlaczego miałbym dać mu więcej niż to?".

"Daj mi więcej niż to", chciała powiedzieć, ale zostawiła to, jak zawsze, na później. Teraz jej frustracja rosła jak roślina pozostawiona w ciemności, kiełkując wysoko, gdy szukała światła.

Oparła się o zagłówek i obróciła twarzą do Marcina. "W naszą noc poślubną, gdy zasnęłaś, wrócił twój ojciec".

"Wrócił? Do naszego hotelu?"

Zatrzymali się na skrzyżowaniu tuż przy frontowej drodze. Samotna gwiazda Teksasu wyryta na ścianie oporowej autostrady wznosiła się nad nimi, a światła pod wiaduktem świeciły na niebiesko, a potem na różowo, oblewając krawędzie twarzy Martina w neon. Po sposobie, w jaki zacisnął usta, mogła poznać, że stara się opanować emocje. Niedowierzanie i złość, być może. Albo poczucie zdrady.

"Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?".

"Czekałem na właściwy moment".

"Jezu, Iza. Czego chciał?"

"Po prostu porozmawiać. Powiedział, że chciałby zobaczyć twoją matkę..."

"Moją matkę?" Zaczął pocierać dłońmi o kierownicę.

"I twoją siostrę też, ale nie wyszło. Więc przyszedł do nas. Tylko ja się obudziłam," dodała, jej głos powłóczył się po stwierdzeniu oczywistości.

Kiedy w końcu wjechali do swojego kompleksu, rzucił jej wyczekujące spojrzenie. "Cóż, co ci powiedział?"

"Nic ważnego. Po prostu ... zapoznaliśmy się ze sobą."

Mały huff uciekł z jego nosa. "Jak miło dla was obu." Wysiadł z samochodu i chwycił kilka rzeczy z bagażnika; wszystko zatrzęsło się, gdy zatrzasnął go. Światła wewnątrz samochodu przygasły, jakby nie wyczuwając już, że Isabel tam jest, a ona pozwoliła sobie, na tę małą chwilę, wtopić się w cichy parking. Widziała, jak Martin spogląda na nią zza drzwi ich domu, ale nie spieszyła się, żeby go dogonić.

Zanim weszła do środka, Martin był już w łóżku z nieotwartą książką na kolanach. Udawał, że nie zauważa, jak się rozbierała, myła twarz i smarowała kremem skórę wokół oczu.

Kiedy w końcu wdrapała się na łóżko, wachlował stronami swojej książki i wzdychał do ich powiewu. "Więc go lubisz?"

Wzruszyła ramionami. "Ledwo go znam."

Spojrzał w dół na swoje kolana i przytaknął, jakby to było coś, co rozumiał. "Moja mama zwykła opowiadać mi historie o moim pra-wujku ze strony jej taty, jak zmarł w noc, kiedy była awaria prądu, bo nie byli w stanie zapłacić rachunku za prąd, i tak, że Dzień Zmarłych i przez lata po, ustawiliby jego ołtarz i włączyli wszystkie światła w domu. Chcieli, żeby był spokojny. Chcieli, żeby wiedział, że wszystko jest w porządku". Martin zaśmiał się, przynosząc dłonie do ust. "Nie wiem, na jaki rodzaj pokoju mój ojciec uważa, że teraz zasługuje. Ale nie dostanie go ode mnie, ani od mojej mamy i siostry. A jeśli myśli, że może użyć ciebie, aby dostać się do nas ..."

"To nie to, co robił" - powiedziała Isabel, skubiąc kłaczki na ich narzucie. "Nikt nie zadzwonił, żeby powiedzieć ci, że umarł?".

"Kto by to zrobił? Kiedy mówię ci, że odszedł, Isa, to tak jakby mógł równie dobrze umrzeć. Od jednego dnia do następnego, faceta nie było. Nic. Teraz to i tak nie ma znaczenia".

Ale miało. "Powiedział, że wróci. Żeby spróbować jeszcze raz z tobą porozmawiać."

Martin się roześmiał. "Miałby więcej szczęścia wracając do życia".

"Więc to tak? Odwróciłbyś go od siebie? Po tym wszystkim, przez co przeszedł, żeby cię zobaczyć?".

"To jest dokładnie to, czego się obawiałem. Dlaczego wciąż o nim rozmawiamy? Dlaczego wszystko musi być o nim?".

"Bo nic nigdy nie jest o nim!" Słowa wystrzeliły z niej. Cisza między nimi zadrżała, nie potrafiąc zamaskować szoku, jaki wywołały. Umieściła jego dłoń w swojej, obracając się na bok, by być bliżej.

"Czy to naprawdę tak wiele, by prosić? Że cię kocham i chcę wiedzieć o tobie wszystko?".

"Nie jestem moim ojcem, Isa. A on nie jest jakimś cheat sheet do tego, kim jestem. Nie mogę uwierzyć, że w ogóle myślisz, że byłabyś potrzebna."

Ta myśl uderzyła ją jako zarówno bolesna, jak i słodka, ale to, że nie wiedziała, jak jej mąż to zamierzał, tylko podkreśliło to, co chciała powiedzieć. Może to właśnie Martin miał na myśli, mówiąc o swoim ojcu. Niektórzy ludzie wprowadzają w życie innych tylko kłopoty, a po ich odejściu wszyscy mają się lepiej.

"Ta cała sprawa jest niedorzeczna", powiedziała w końcu. "Przepraszam, że się nad tym rozwodzę".

Powoli, podniósł grzbiet jej dłoni do swoich ust, dając mu zimne, wilgotne dziobnięcie. "Nie bądź. Tylko obiecaj mi, że nikomu nie powiesz. Nie chcę, żeby moja mama dowiedziała się o nim."

"Myślisz, że on by ją skrzywdził?"

"Nie wiem."

"Czy kiedykolwiek?"

"Nie wiem. Większość ludzi miałaby na to pytanie odpowiedź tak lub nie, ale ja nie mam pojęcia. Uwierzyłabym w to tak czy inaczej."

Z czasem zmusiła się do odepchnięcia wspomnienia o Omarze. Czasami, gdy odpływała w sen, a jej myśli wracały do nocy ślubu, nie była do końca pewna, czy był on wspomnieniem, czy snem. Budziła się i na palcach szła do kuchni, podawała sobie kubek ciepłego mleka, a w telefonie sprawdzała maile i czytała wiadomości z dnia. Ta czynność sprawiała, że czuła się tak, jakby zastępowała jeden rodzaj myśli drugim, bardziej eteryczny z bardziej konkretnym, ale kiedy kończyła, zawsze czuła się niespokojna i niespełniona.

Próbowała znaleźć subtelne sposoby, by zapytać Claudię o jej ojca, ale za każdym razem, gdy Isabel zbierała się na odwagę, by zadzwonić, dostawała jej pocztę głosową. Zadzwoń do mnie, kiedy wylądujesz, pisała do niej, ale Claudia odpisywała tylko: wszystko ok?

Dzwonię tylko, żeby się przywitać.

Dzięki. Super zmęczona możemy porozmawiać u mojej mamy? Ale rzadko to robiły.

Z nadejściem nowego roku Isabel postanowiła skupić się na swoim życiu z Martinem: teraz, w przyszłym roku i w kolejnych pięciu. Stworzyli plany, budżety, cele.

Pewnej niedzieli jechali do kina, kiedy Isabel zobaczyła odręcznie napisany znak "Open House" i krzyknęła do Martina, żeby skręcił w lewo. Prawie przegapiła go wśród morza znaków informujących o najnowszym osiedlu domków jednorodzinnych, które rozpoczęło budowę na terenie, który kiedyś był farmą cytrusów.

"Będziemy tęsknić za filmem" - powiedział Martin, ale było to stwierdzenie, a nie protest.

Młody agent nieruchomości wręczył im ulotki, gdy tylko weszli. Miejsce było reliktem, nietkniętym od początku lat 80-tych, ale miało dobre kości. Czuło się swojsko w sposób, w jaki rozproszone centra handlowe i osiedla z bramkami, które wyrosły w McAllen, nigdy nie mogły. Tu - w tych pożółkłych od słońca ścianach i skośnych sufitach, które sięgały szczytu jak idealny trójkąt na dziecięcym rysunku kredką - miało się dziać życie.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Nieoczekiwane objawienie"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści