Ostrze króla

Rozdział 1 (1)

Rozdział

Jeden

Miałem przy sobie siedemnaście ostrzy, z których każde było w stanie zabić człowieka stojącego przede mną. Stalowe ostrza schowane w moich skórach zadałyby śmiertelny cios, zanim on w ogóle zobaczyłby ruch mojej ręki. Bliźniacze ostrza, które miałem skrzyżowane na plecach, byłyby wolniejsze, ale on był śmiertelnikiem. Nie mógł mnie wyprzedzić.

Każda z moich broni by się nadawała, choć wiedziałem, że jego życie zakończy się na krawędzi krwistoczerwonego sztyletu wydrążonego na moim udzie. Musiałem tylko owinąć palce wokół kościanej rękojeści i wyprowadzić cios.

Ale nie mogłem go zabić, dopóki nie miałem tego, czego potrzebowałem.

"Proszę", wyszeptał przez spuchnięte wargi. Błagalne spojrzenie spotkało się z moim wzrokiem, obramowanym przez czarne oko, którym obdarzyłem go godzinę wcześniej. "Powiedziałem ci wszystko, co wiem!".

"Byłeś bardziej uczynny niż większość ludzi, których przesłuchuję" - powiedziałem zgodnie z prawdą. Wiele z moich celów czekało, aż przeleję połowę ich krwi, zanim zdradzili swoje sekrety. Ten człowiek ugiął się po trzecim uderzeniu. Ledwo drgnął, gdy przykułem go do krzesła.

"Zrobiłbym wszystko dla króla! Wszystko! Tylko mnie puść. Proszę." Jego ostatnie słowo wyszło jako żałosny skowyt. Powinienem był wiedzieć, że ten ktoś jest krnąbrny.

"Król wymaga od ciebie jeszcze tylko jednej rzeczy, zanim rozszerzy swoje miłosierdzie" - odpowiedziałem. Moja prawa ręka spoczęła na białej rękojeści mojego sztyletu.

"Czegokolwiek." Jego głos pękł. Gorące linie łez zalewały jego policzki, gdy kołysał się w przód i w tył.

"Imię." Zrobiłem krok w jego stronę. Zatrząsł się. Jego szerokie brązowe oczy darted z mojej twarzy do mojej ręki i z powrotem.

"Już ci mówiłem. Nazywał siebie Cieniem. Ukrywał się za kapturem swojej peleryny. To wszystko, co wiem!" Pochylił się do przodu, walcząc z linami obwiązanymi wokół jego torsu. Grube żyły naprężały się na jego szyi, pulsując niemal tak szybko jak jego oddech. Wiedział, co się stanie, gdy Ostrze skończy zadawać swoje pytania.

"Nie to imię" - szepnąłem. Nie potrzebowałem więcej informacji dla króla. To imię było tylko dla mnie.

"Jakie imię? Nadam ci dowolne imię" - powiedział. Pot zbierał się wzdłuż rzadkich włosków na jego wardze.

Musiałam to zakończyć. Byłam okrutna.

"Twoje imię", odpowiedziałam.

Nadal wpatrywał się we mnie, ale jego oczy straciły ostrość, gdy osunął się na oparcie krzesła. Przełknął. "Dlaczego?"

Tych chwil nienawidziłem najbardziej. Kiedy determinacja danej osoby topniała i akceptowała ona swój los. Akceptowali, że ich zabiję. Śmierci z zaskoczenia były o wiele łatwiejsze.

Podniosłam delikatną dłoń do jego podbródka i przyciągnęłam jego spojrzenie z powrotem do mojego. Mój brązowy warkocz opadł do przodu i połaskotał jego policzek.

"Co powiesz na imię dla imienia? Ty dasz mi swoje, a ja dam ci swoje". To było wszystko, co mogłam mu zaoferować. Poczucie kontroli w jego ostatniej chwili.

Jego brwi podniosły się, gdy mrugnął do mnie. Dał mi pojedynczy, powolny ukłon.

"Mathias," wyszeptał. "Mam na imię Mathias." Jego oczy prześledziły moją twarz, czekając na moje. Migotanie ciekawości zastąpiło jego zgrozę.

"Mathias..." Powiedziałam, odbezpieczając mój sztylet jednym szybkim ruchem.

"Mam na imię Keera." Jego gardło zostało podcięte, zanim słowa zostały wypowiedziane.

Cień. Nie wiedziałem, kiedy jego imię zaczęło być szeptane w całym Elverath, ale było jasne, że budował reputację. I to nie tylko wśród handlarzy ryb z Mortal's Landing. W całym królestwie słyszałem jego monidło w ściszonych tonach. Wszędzie, gdzie polowałem na wrogów Korony, jego imię pojawiało się w podsłuchanych rozmowach w tawernach i zaułkach. Zawsze z lękliwą czcią, która mnie niepokoiła. Od dawna nikt nie odważył się wystąpić przeciwko królowi - o ile w ogóle ten Cień to robił.

Wyciągnąłem korek od butelki z winem z poprzedniej nocy. Użyłem zębów, wypluwając je na podłogę powozu, który ciągnął mnie do Koratha, stolicy Elverath. Przełknąłem gorzki nektar, gdy woźnica prowadził mnie w stronę zewnętrznych murów okrągłego miasta. Miękki muślin zasłaniał okna, ale wciąż mogłem dostrzec niewyraźne ciała wiszące na kamiennym murze. Śmiertelników, którzy popełnili morderstwo lub zdradę. Halflingów, którzy mieli czelność zignorować rozkaz. Każdego, kto złamał jeden z dekretów. Ich ciała były wieszane, by zgniły. To była preferowana przez króla forma komunikacji. Wiadomość dla wszystkich tych, którzy zastanawiali się, czy mogą przeciwstawić się jego rządom.

Żaden Śmiertelnik nie był ponad Koroną, a Halflingi były zbędne.

Wiedziałem o tym aż za dobrze. Moim zadaniem było tropienie przestępców i wrogów Korony. Niektórzy z nich byli Śmiertelnikami; większość to Halflingi, próbujące wymigać się od służby królowi, ukrywając swoją elficką krew. Ci, którzy wyglądali wystarczająco ludzko, mogli żyć przez lata nie będąc znalezionymi, ale w końcu ich podstęp został odkryty. Wścibski sąsiad mógł nabrać podejrzeń. Ktoś zauważyłby ich szczypiące uszy lub szybszy refleks. Albo, co gorsza, skaleczyliby się i ujawnili bursztynowy kolor swojej krwi. To był znak obrzydliwości. Bycia częścią Śmiertelnika, częścią Elfa.

Przejechałem palcem po krawędzi mojego sztyletu, wiedząc, że w moich żyłach płynie ta sama krew. Wszyscy Halflingowie byli własnością króla, zmuszeni do służby. Ja służyłem mu najlepiej poprzez śmierć.

Nienawidziłem przebywać w stolicy, ale nie mogłem dłużej tego odkładać. Musiałem odbyć jeszcze jedną audiencję u króla, w której powiedziałem mu, że jego wróg został ukarany, ale nazwany tym nieuchwytnym Cieniem. Rybak, którego zabiłem, był trzecią osobą w ciągu tylu miesięcy, która wymieniała sekrety z zamaskowanym zagrożeniem. Żadna z nich nie znała nazwiska. Żadna z nich nie widziała jego twarzy. Część mnie chciała wierzyć, że Cień jest tylko mitem, ale nawet ja raz stanąłem na jego drodze. Cień istniał naprawdę, przybierając czarny płaszcz, ukrywając swoją tożsamość przed tymi, którzy chcieli go zabić.

Ludzi takich jak ja.

Cień nie pozwalał mi spać. Nawet nie cieszyłem się w nocy winem, bo nie mogłem przestać zastanawiać się nad człowiekiem pod kapturem. Jako Królewskie Ostrze byłem najsprawniejszym strzelcem i szpiegiem w grze. To powinno być moje imię, mój płaszcz rzucający strach w oczy chłopów i drobnych lordów, ale teraz szeptano o tej anonimowej postaci.




Rozdział 1 (2)

Nawet król zaczynał zauważać tę gadaninę. Panowie i służba szeptali o Cieniu w całym pałacu. Kurtyzany i pokojówki debatowały, kto kryje się pod tym kapturem. Strażnicy spierali się o motywy Cienia. Wszyscy zastanawiali się, czy człowiek spowity w cień był w ogóle Śmiertelnikiem. Może Cień był bardziej zdradliwy niż się wydawało. Może był dawno zaginionym Elfem szukającym zemsty na Królu za zabicie jego gatunku. Może Mroczne Fae na zachodzie postanowiły w końcu użyć swojej magii przeciwko Koronie. A może był Halflingiem, zmuszonym do zachowania swojej twarzy w tajemnicy lub poniesienia konsekwencji za sprzeciwienie się dekretom.

Prawda była taka, że nikt nie znał odpowiedzi. Nawet armia szpiegów, którą król utrzymywał dobrze wyszkoloną i dobrze finansowaną. Ponieważ byłem szefem tej armii, król zauważyłby, że po raz kolejny wróciłem z pustymi rękami. Moje ramiona drgnęły. Wolałem pracować poza zasięgiem jego wzroku, jak to tylko możliwe. Mieć oczy Korony na głowie było niebezpieczne. Powinienem to wiedzieć jako osoba, którą Korona wysłała po te głowy.

Powóz przejechał przez miasto, docierając do wewnętrznego muru, który chronił pałac. Był to wspaniały twór z białego kamienia, zbudowany tak, jakby same skały rozrosły się w trzy wieże, wyrzeźbiając komnaty dla tych, którzy go zamieszkiwali.

Fae. To one stworzyły ten dom tysiąclecia wcześniej. Była to siedziba Fae Światła, magicznej rasy, która dawno temu wyginęła. Każda z trzech wież była zwieńczona witrażowymi komnatami o sufitach wysokich na ponad trzy piętra. Szkło było oplecione pnączami, które rosły gęsto w świetle dwóch słońc. Kiedy słońca świeciły przez szczyty wież, odcienie złota, fioletu i srebra spływały na ściany zewnętrznych obręczy.

Połowa mojej butelki wina zniknęła, zanim dotarliśmy do bram pałacu. Westchnąłem, słysząc ich powolne skrzypienie, gdy strażnicy popychali żelazne drzwi do przodu. Nie zdążyłbym dokończyć drinka, zanim oczekiwano mnie w sali tronowej. Prawdopodobnie tak będzie najlepiej - moja głowa już pulsowała od poprzedniej nocy.

Strażnik otworzył drzwi do powozu, a ja naciągnęłam kaptur do przodu, osłaniając twarz. Wiedział lepiej, niż zaoferować swoją rękę, by pomóc mi zsiąść. Może i byłam Ostrzem Króla, ale z pewnością nie byłam damą. W Elverath nie uważano mnie nawet za kobietę. Ci, którzy zawracali sobie głowę zwracaniem się do mojego gatunku, nazywali mnie tak samo, jak wszystkie kobiety z elficką krwią - kobietami.

Halflingi miały brudną krew, w oczach króla były po części śmiertelne, a po części zwierzęce. Nazywanie nas po imieniu było tylko kolejnym sposobem, w jaki utrwalił on rozróżnienie między naszym rodzajem. Nasze zniewolenie było dla dobra wszystkich; Halflingi nie były nawet ludźmi. Strażnik cofnął się od drzwi. Żaden śmiertelnik nie odważyłby się dotknąć Halflinga. W dodatku dotykanie mnie było niebezpieczne, skoro byłem szkolony na ponad trzydzieści sposobów, by torturować człowieka, aż będzie krzyczał o śmierć, gołymi rękami.

Cofnął się ponownie, jakby wyczuwając moje myśli. Uśmiechnęłam się, zanim wyskoczyłam z powozu i wylądowałam na ziemi. Sznurówki moich skórzanych butów były pokryte błotem po dniach spędzonych na koniu, a moje ubranie było równie zdezelowane. Pomyślałem o udaniu się do swoich komnat, by się przebrać, ale jeden z królewskich szpiegów czekał przy wewnętrznej bramie, oczywiście po to, by mnie odebrać.

Była to Shade, jedna z elitarnych sił Halflingów, które król wyszkolił, by wykonywały jego polecenia. Kim była, nie byłem pewien i nie obchodziło mnie to. Pod tym kapturem mógł kryć się każdy. Mogła być kimś, z kim trenowałem w Zakonie lub niedawnym absolwentem. Tak czy inaczej, wiedziałem, że nie jest przyjacielem. Nie miałem żadnego. A jeśli już, to na pewno nie wybrałbym Shade'a.

"Król oczekuje twojej obecności" - powiedział chłodny głos spod kaptura, gdy zwolniłem. Miałem więcej wina niż myślałem. Moje ciało wciąż czuło się, jakby było szarpane w powozie.

"Czy nie idziemy tam teraz pieszo?" odgryzłem się. Nie byłem chętny na spotkanie z królem. On nieuchronnie grzechotka na temat spadku handlu, podczas gdy moje kolano spalone o marmurowej podłodze. Powinienem był wypić więcej wina.

Shade nie odpowiedziała, ale wzruszyła ramionami. Zastanawiałem się, czy toczy do mnie oczy. Znów nie mogłem tego stwierdzić. Górna część jej kaptura była przycięta dłużej i zawierała elastyczny pręt, aby utrzymać cień rzucany na jej rysy. Był to ten sam kaptur, który nosiłem ja i został specjalnie zaprojektowany, aby utrzymać nasze tożsamości w tajemnicy. To samo dotyczyło czarnej tuniki i spodni, które oboje nosiliśmy. Kiedy szkoliłam się w Zakonie, powiedziano mi, że mundur ma nas chronić, utrudniać śledzenie poszczególnych Cieni. Myślałem, że to przypomnienie, że nasza tożsamość nie ma znaczenia, tylko nasza służba dla króla. Byliśmy zbędni, tak jak każdy inny Halfling. Może nawet bardziej.

Jedyną rzeczą, która odróżniała nas obu, był mój dodatkowy wzrost i płaszcz. Cienie miały prawo jedynie do kaptura; na pelerynę trzeba było sobie zasłużyć.

Bębniła palcami po skrzyżowanych ramionach. Noga jej się zatrzęsła.

Westchnąłem i podniosłem tempo. Lepiej mieć audiencję za sobą, żebym mógł udać się na nocny spoczynek.

Przed salą tronową stało dwóch strażników. Wyglądali miniaturowo obok wielkich drzwi, które sięgały do spadzistego dachu trzy piętra nad naszymi głowami. Choć białe ziarno pożółkło przez wieki, wyrzeźbione w drewnie gałęzie i liście mieściły duże tafle malowanego szkła. Kolejna relikwia pozostawiona przez Fae Światła, które kiedyś przemierzały te korytarze.

"Oto ona!" Zaschło mi w ustach na głęboki głos króla dudniący z filarów, które wyłożone były w sali tronowej. Zrobiłam sztywny krok na podest. Czułam jego spojrzenie wwiercające się w mój kaptur, ale skupiłam wzrok na ozdobnej stopie jego pozłacanego tronu. Uklękłam przed nim i nie podniosłam się. Żołądek mi trzepotał, choć nie od wina.

"Proszę powiedzieć, jakie wieści z Krainy Śmierci?", powiedział. W jego głosie była wesoła nuta, która sprawiła, że mój puls przyspieszył. Król wziął puchar z tacy obok siebie i podniósł go w moją stronę. Bogaty zapach elfickiego wina wypełnił powietrze. Głowa mi pulsowała, a suchość drapała w gardło. Cokolwiek wypiłem poprzedniej nocy, było końskimi szczynami w porównaniu z kolekcją szlachetnych win króla.



Rozdział 1 (3)

"Twoje założenie było prawidłowe, Wasza Wysokość," powiedziałem. Nadal klęczałam na chłodnej podłodze, ale podniosłam głowę, by spojrzeć na niego i odciągnęłam kaptur. Jego blond włosy błyszczały w świetle z wieżowych okien. Światło słoneczne podkreślało dwie plamy srebra nad jego uszami. Były one jedyną oznaką starzenia się, którą król pozwolił pokazać.

"Handlarz rybami, którego odkryły Cienie, rzeczywiście handlował z przestępcami, jednym z nich był Cień," kontynuowałem, przenosząc ciężar ciała na palce zamiast na kolana. "W końcu był całkiem ugodowy. Dał mi nazwiska wszystkich, z którymi był związany. Będę pewna, że przekażę je do Arsenału, aby Cienie się nimi zajęły."

"Z tego co słyszałem, Arsenal nie słyszał o tobie od miesięcy". Król uniósł grubą brew.

Pochyliłem głowę. Łyk powietrza, który przełknąłem, poczuł się grubo.

"Wybrałaś najlepszych spośród Cieni, by zapanowali nad resztą. Ufam, że pozostałe Mistrzynie dobrze sobie poradziły pod moją nieobecność." Zanurzyłem głowę, mając nadzieję, że to wystarczy, by uspokoić króla. Jako Ostrze byłem szefem Arsenału, a co za tym idzie, Cieni. Ale codzienność była dla mnie męcząca. Po co miałbym zarządzać setkami szpiegów, którzy stacjonowali na całym kontynencie? Albo poligonami po drugiej stronie kanału, wykuwającymi wtajemniczonych w broń dla Korony? Inni członkowie Arsenału byli w tym znacznie lepsi. Tak jak ja byłem lepszy w piciu i zamachach. To była więcej niż uczciwa wymiana.

Król zadrwił i zerknął na mnie znad brzegu swojej filiżanki. Grube rzęsy obramowały zielone oczy, które odmówiły mrugnięcia. Mój oddech się zatrzymał. Szukałem na jego twarzy oznak tego, co miało nastąpić. Lekki uśmieszek lub zaciśnięte usta. Palców zaciśniętych na pucharku. Ale nie było żadnego. Król opanował ukrywanie się pod maską na długo przed tym, jak stałem się jego ostrzem.

"Powstań", powiedział Król przez łyk swojego napoju. Wypuściłem oddech, a moje ramiona opadły z powrotem w stronę podłogi. Stanąłem jednym szybkim ruchem, schodząc z podestu bez słowa. Nikomu nie wolno było stać wyżej niż król.

"Czy udało ci się wtedy zdobyć jego imię? Ta postać Cienia, o której ciągle słyszę?" Odłożył swój puchar z powrotem na tacę. Jego policzki były zarumienione od wina, ale jego twarz straciła ten radosny blask z czasu, gdy weszłam. Moje serce biło mocniej w piersi. Król był znany ze swoich nagłych zmian nastroju. A Król Aemon Skorumpowany był najbardziej niebezpieczny, gdy był rozdrażniony.

"Nie, Wasza Wysokość, nie zrobiłem tego". Moje oczy zwróciły się w stronę szarych linii wyrytych na kafelkach. Nieczęsto zdarzało mi się wracać na dwór ze złymi wieściami. Nie awansowałem na Blade'a dzięki pracy w półśrodkach.

"Chcesz powiedzieć, że znowu pozwoliłeś mu uciec?" To nie Król zadał to pytanie. Głos należał do księcia Damiena, który wszedł od strony tylnych drzwi prowadzących do królewskich komnat. Jego uśmieszek był skierowany w jedną stronę, gdy opierał się o ścianę. Zerknęłam na niego, zauważając, że ściął włosy tak, że blond loki, które zwykle wiązał z tyłu, zmieniły się w miękkie fale przycięte nad uchem. Nowa fryzura u księcia doprowadziłaby młode damy na dworze do szału na długie tygodnie. Damien świadomie przejechał po nich ręką i uniósł na mnie brew.

Przygryzłam wargi, żeby się nie skrzywić.

"Nigdy go nie widziałam, Wasza Wysokość" - odpowiedziałam, walcząc o utrzymanie równego głosu.

"Właśnie. Jaki pożytek ma Ostrze, jeśli nie ma kogo ciąć?". Jego jadeitowe oczy przesunęły się na moje ramię i wiedziałam, że wyobrażał sobie inny rodzaj cięcia.

Odciągnąłem swoje ramiona do tyłu i spotkałem się z jego spojrzeniem prosto w oczy. "Moim zadaniem było zatrzymanie i przesłuchanie handlarza ryb, sire. Zadanie, które wykonałem w połowie czasu, o który prosił król".

"O Cieniu..." kontrargumentował Damien. "Łatwo można było przypuszczać, że chcemy jego śmierci. Myślę, że jesteś po prostu zbyt przerażony po przegranej z nim w Volcar. Może wreszcie spotkałeś swój odpowiednik?" Przemaszerował przez salę i stanął obok ojca.

Zacisnąłem szczękę. Zostałem zaatakowany przez Cień podczas misji zwiadowczej w zachodnim mieście Volcar. Nie spodziewałem się tego, co samo w sobie było rodzajem porażki, ale on mnie nie pokonał. Walczyliśmy przez kilka minut, zanim porzucił walkę skacząc z dachu na jadący poniżej wózek. Uciekł, co oznaczało, że w najlepszym wypadku był remis. Chociaż nie zremisowałem z nikim.

"Kiedy spotkamy się ponownie, to będzie jego koniec" - powiedziałem.

"W takim razie uczyńmy to zadanie oficjalnym. Masz nie wracać do Koratha bez głowy tego Cienia w worku". Damien uśmiechnął się zawadiacko na to polecenie. Mój żołądek się skrzywił.

"Jeśli Korona tak rozkaże" - odpowiedziałam. Mimo że odpychała mnie myśl o zrobieniu czegokolwiek, co zadowoli księcia, chciałam Cienia. Chciałam go pokonać i upewnić się, że zdał sobie z tego sprawę tuż przed tym, jak wbiję mu ostrze w brzuch. Jeszcze jedno niepowodzenie i Król odebrałby mi głowę.

"Korona tego nie nakazuje" - wciął się Król, trzaskając swoim pucharem w ramię tronu. Kropelki wina wystrzeliły w powietrze i spadły na marmurową posadzkę.

"Ojcze, nie bądź absurdalny -"

Król podniósł rękę i uciszył syna. Uśmiechnąłem się.

"Ten Cień jest problemem, ale mamy większe problemy, mój Ostrzu. Mistrzyni Hildegarda poinformowała mnie, że ma powody by sądzić, że Lord Curringham sprzymierza się z Mroczną Fae." Policzki króla były teraz całkowicie czerwone. Jego sojusz z Mrocznymi Fae był w najlepszym wypadku niepewny po kilku próbach ich całkowitego unicestwienia. Po ostatniej z Wojen Krwi, Mroczne Fae zgodziły się podpisać traktat z królem. Nie będą mieszać się w sprawy Korony ani nowo powstałego Królestwa Elverath, a w zamian za to będą mogli przeżyć resztę swojego nieśmiertelnego życia w Faelandzie. Ich liczba malała od wieków, ale teraz, gdy ostatnia samica zginęła, ich gatunek był całkowicie skazany na zagładę.

"Obaj są naszymi sprzymierzeńcami" - szydził Damien. "Z pewnością ten Cień ma większe znaczenie".




Rozdział 1 (4)

"Są moimi sprzymierzeńcami, ale jedynym powodem, dla którego Mroczne Fae nie zbuntowały się przeciwko mojemu królestwu jest to, że nie mają wystarczającej liczby. Nie zamierzam pozwolić draniom na zawieranie układów z moimi własnymi lordami pod moim przeklętym nosem!" Król skrzywił się, oceniając swojego syna.

"Mroczne Fae nigdy nie ruszyłyby się przeciwko tobie," powiedział Damien, machając ręką. "Jesteś ich Królem."

Król podniósł rękę do swojej skroni i potrząsnął głową. "Jesteś głupcem, jeśli wierzysz, że Mroczne Fae kiedykolwiek uznały mnie za swojego króla". Chłodny spokój osiadł w pokoju. Przypominało mi to moment przed najazdem. Tuż przed rozpoczęciem przemocy.

"Jaki pożytek mają z korony?" powiedział Damien wzruszając ramionami. "Ich moce wyblakły. Ich rasa jest skazana na zagładę." Podniósł rękę i studiował swoje paznokcie. Jego ojciec wzdrygnął się.

"Ty, mój synu, żyjesz już dłużej niż jakikolwiek śmiertelnik przede mną, ale twoje dekady są niczym w porównaniu z dekadami Fae. Ja żyję wieki, ale są jeszcze Fae, które żyją blisko dziesięć tysięcy lat. Tak długo jak żyją, zawsze będą zagrożeniem," powiedział Król, jego oczy zmieniły się w szczeliny, gdy prześledził Księcia.

"Z łatwością pokonałeś Elfy. Bez ich mocy, Fae są takie same", upierał się Damien, choć kolor zniknął z jego twarzy. Zrobił krok od złotego krzesła swojego ojca.

"Utrata magii Fae to teoria. Nie mamy nikogo, kto mógłby ją potwierdzić, póki traktat obowiązuje," powiedział Król, kręcąc głową. "A Elfy zostały pokonane, ponieważ były obrzydliwością. Niemagiczne dzieci Fae nigdy nie miały istnieć, więc łatwo było je zabić. Fae nie zostaną tak łatwo wymazane" - powiedział Król ściszonym głosem. Bawił się dużym złotym pierścieniem spoczywającym na jego środkowym palcu. Wyrzeźbiono w nim herb płonącego miecza. Tego samego użył podczas Wojny Krwi przeciwko Elfom, przeklętemu gatunkowi, który ukradł ziemie Fae i ludzi. Król został nagrodzony przez bogów za oczyszczenie ziemi rokiem życia za każdego Elfa, którego zabił. A przynajmniej taką historię kazał opowiadać minstrelom na dworze.

Król przyłapał mnie na wpatrywaniu się w jego pierścień. Wyprostowałam się i odwróciłam w stronę księcia.

"Lord Curringham nie jest zagrożeniem. Jest lordem kwiatów!" Damien chichotał, używając monidła, które nadał lordowi jako okrutny żart. Szczęka króla zawisła luźno, a jego klatka piersiowa uniosła się wyżej.

Nie miałem zamiaru poprawiać członka królewskiego gospodarstwa domowego, ale Damien się mylił. Lord Curringham miał doskonałą pozycję, by być idealnym sojusznikiem dla Fae. Król zdawał się z tym zgadzać.

"Curringham może i jest osiłkiem", powiedział król, "ale daje największe plony ze wszystkich ludzi w królestwie".

"Zbiera kukurydzę i pszenicę" - mamrotał Damien, osuwając się na krzesło obok ojca.

"Tak. Właśnie te rzeczy, które utrzymują to królestwo w stanie wyżywienia," powiedział król, jego knykcie zrobiły się białe. "A teraz, gdy wschodnie sady zawiodły, jego są jedynymi źródłami winvry, jakie nam pozostały". Podniósł swój puchar i chlusnął nim przez pokój.

"Ojcze," powiedział Damien, siadając prosto. W końcu zauważył irytację promieniującą od króla. Jego oczy tańczyły między tronem a mną. "Może powinniśmy odbyć tę rozmowę w cztery oczy".

Król zadrwił. "Jestem pewien, że mój Blade jest już świadomy, że mój syn jest zbyt wielkim głupcem, by zdać sobie sprawę, że samo królestwo, które spodziewa się odziedziczyć, może być przygotowane do upadku". Zamarłam, czując okrutne oczy Księcia wwiercające się w moje ciało. Wziąłem głęboki oddech i wpatrywałem się bezpośrednio przed siebie. Słyszałam, jak moje serce pompuje w piersi, Damien sprawi, że zapłacę za ten komentarz później.

"Mroczne Fae są zbyt słabe, by zaatakować Koronę" - upierał się Damien. Jego głos zmienił się w cichy pisk obok głosu ojca.

"Mroczne Fae uchwalają plany na przestrzeni wieków". Król trzasnął pięścią w podłokietnik tronu. "Nie daj się zwieść ich samozadowoleniu, chłopcze. To jest podstęp, jak każdy inny. Mroczne Fae mogą być nieliczne, ale nie są pozbawione korzyści z czasu. Czekali przez lata - całe życie - aż Korona okaże oznakę słabości. Nie wróży to dobrze, że Cienie usłyszały szepty o takim sojuszu teraz." Król chwycił złoty wisiorek na piersi i ochronnie potarł go między palcami.

"Korona jest tak silna jak zawsze!" powiedział Damien, wyciągając ręce obok siebie. Cofnął je, gdy ojciec rzucił mu zimne, pełne dezaprobaty spojrzenie. Zacisnąłem nadgarstek za plecami i zmusiłem do zamknięcia szczęki. Korona była tak bogata jak zawsze, ale jej mieszkańcy byli głodni. Przy odpowiedniej motywacji, ten niepokój mógł rozprzestrzenić się jak ogień po całym królestwie.

"Czy myślisz, że to przypadek, że Mroczne Fae zaczynają się poruszać właśnie wtedy, gdy Winvra zaczyna szwankować? Z tego, co wiemy, same wysysają magię z gleby" - powiedział król, trzęsąc pięścią. Winvra była jedną z niewielu magicznych roślin, które wciąż rosły w Elverath. Większość rozpoznaje ją po karmazynowych pnączach i czarnych liściach, ale prawdziwa magia tkwiła w jej jagodach. Jagody w kolorze nocy, które mogły tworzyć wszelkiego rodzaju mikstury lecznicze i krwistoczerwone owoce, które mogły zatruć cały stół jedną kroplą swojego soku. Winvra potrzebowała magii, aby rosnąć, magii, której Śmiertelne Krainy nie posiadały. Ale magia w Elverath zanikała od tysiącleci i wydawało się, że teraz zanika jeszcze szybciej.

Król pochylił się do przodu w swoim tronie. Jego oczy były zielonymi szczelinami wpatrującymi się w syna. "Całe królestwo upadłoby, gdyby Lord Curringham sprzymierzył się z Mroczną Fae. Wyjaśnianie ci takiej polityki w wieku dwudziestu lat było dopuszczalne, ale zbliżasz się do trzeciego wieku. Może powinieneś mniej czasu poświęcać na urządzanie przyjęć, a więcej na naukę. Weź stronę z książki swojego brata - dodał król. Policzki Damiena zarumieniły się, a jego wargi ściągnęły się ciasno wokół zębów. Damien nie darzył brata Killiana zbytnią miłością. To właśnie dlatego młodszy książę tak rzadko bywał w domu.

"Tak, ojcze", powiedział Damien przez zaciśnięte zęby.

"Dobrze. Ten Cień staje się uciążliwy, ale musimy zająć się większym zagrożeniem. Zapewnić lojalność Lorda Curringhama, zanim dojdzie do kolejnej katastrofy. Kiedy magia zniknie z jego ziem, nie będziemy mieli już czego zbierać. Pan Kwiatów może bardzo dobrze zmienić cię w Księcia Pauperów, chłopcze - zakończył król.

Palce Damiena chwyciły jego udo tak mocno, że myślałam, iż materiał może się rozerwać. Rozczarowanie jego ojca wzniosło w księciu tarczę buntu, która mocno wywróciła mu oczy. Jedyną rzeczą, której nienawidził bardziej, było bycie porównywanym do brata.

Damien pochylił głowę w pokucie. "Oczywiście, ojcze."

Król potrząsnął głową, zanim zwrócił się w moją stronę. "Oczekuję, że szybko opuścisz moje Ostrze". Wyprostowałem się i przytaknąłem. "Nie chcę dać tym Fae więcej czasu na działanie ich zła nad Curringham," powiedział Król. "Wyjeżdżasz w dniu jutrzejszym".

"Zniknę przed świtem" - odpowiedziałem natychmiast. W stolicy nie było dla mnie nic poza gorącą kąpielą i ciepłym łóżkiem.

"Czy potrzebujesz pomocy Cienia?" zapytał król.

"Nie, Wasza Wysokość. Wolę -"

"Pracować samemu" - dokończył za mnie król. "Niech tak będzie... Ale pracuj szybko. Najpierw Cień, a teraz Fae. Jeśli coś jeszcze zacznie się prześlizgiwać przez szczeliny, być może będę musiał znaleźć innego Ostrza."

Mój oddech się zatrzymał, gdy lodowaty dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie.

"A co z lordem?" zapytałem, zanim zrobiłem swoje wyjście.

"Wolałbym, żeby pozostał przy życiu. Przynajmniej na razie," powiedział król. W jego oczach zalśnił błysk czerwonego światła z zachodzących słońc. "Wiedza o tym, że jego wierność pęka może okazać się przydatna. Jeśli znajdziesz jakikolwiek dowód zdrady, możesz zabić tyle Mrocznych Fae, ile chcesz".

Przytaknąłem. "Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość".




Rozdział 2 (1)

Rozdział

Dwa

Naciągnęłam z powrotem kaptur na twarz, gdy tylko wyszłam z sali tronowej. Tylko kilka osób w pałacu naprawdę widziało moją twarz. Dobry zabójca wiedział, jak przydatna może być anonimowość. Chociaż tytuł Królewskiego Ostrza był wystarczający, by wzbudzić strach w większości i dać spokój głupio nieustraszonym.

Pomaszerowałem w kierunku moich komnat, mając nadzieję, że moje torby już tam dotarły. Zapach końskiego gówna i stęchłego piwa trzymał się moich ubrań. Rozpaczliwie potrzebowałam kąpieli.

"Znowu z pustymi rękami, Keera?" Wszędzie poznałabym ten władczy ton. Tylko jedna osoba zwracała uwagę na używanie mojego imienia zamiast tytułu.

"Piękny dzień, Gerardzie", powiedziałem, podkreślając jej pełne imię tylko dlatego, że wiedziałem, iż nim gardzi.

Drobna Halfling stała za mną, obracając między palcami swoje ulubione ostrze do rzucania. Jej kaptur był lekko naciągnięty na głowę, na tyle, że mogłem zobaczyć jej twarz. Na jej ustach wyrósł uśmiech. Słońce opaliło wysokie punkty jej policzków i płaski nos, pozostawiając płowy odcień jej skóry. To znak jej elfickiego rodu.

Gerarda Vallaqar była również szpiegiem i zabójcą króla. Trenowałyśmy razem w Zakonie, zanim przeszła Próby i stała się Shade. Kiedy ja ukończyłem szkołę, ona już awansowała na Sztylet Króla. To było drugie najwyższe stanowisko w Królewskim Arsenale.

Dzień, w którym zostałem awansowany na Królewskie Ostrze, zaledwie trzy lata po opuszczeniu Zakonu, był wspaniałą zabawą. Gerarda, oczekująca nominacji dla siebie po śmierci mojego poprzednika, głośno zakrzyknęła, gdy król wezwał mnie do siebie. Ubrany w zwykły czarny strój i kaptur, jak reszta Cieni, przyjąłem płaszcz, spięty przy szyi srebrnym mieczem. Płaszcz był symbolem Arsenału Króla, a zapięcie symbolem mojego tytułu w nim.

Gerarda opuściła salę tronową, jej krótkie, czarne włosy opadały jej na ramiona, gdy wybiegała z ceremonii. Gdybym nie był tak zdenerwowany, roześmiałbym się. Gerarda często była niepohamowanie zła jak na tak małą istotę.

"Król może być zmuszony do ponownego rozważenia porządku swojego Arsenału, jeśli jego Ostrze wciąż go zawodzi". Słodycz jej głosu przykryła truciznę jej znaczenia.

"To należy do decyzji króla. Jestem do jego dyspozycji," powiedziałem ostrożnie. Uwięzienie mnie, bym wystąpił przeciwko Królowi, byłoby najprostszym sposobem, by Sztylet stał się Ostrzem.

"Oczywiście, ten Cień może cię zadysponować" - zagaiła. Zignorowałem ją i ponownie zacząłem iść. Nie miałem cierpliwości do jej żartów, przynajmniej nie bez mocnego trunku.

"Wydaje się mieć obsesję na naszym punkcie, prawda?" zawołała za mną.

Zatrzymałem się. "Co masz na myśli?"

"Przechadza się w czarnym płaszczu, twarz ukrywa pod kapturem. Może nie wybrał sobie imienia, ale z tego, co słyszałem, na pewno do niego zachęca. Cień. Cienie. Robi sobie kpiny z Zakonu". Jej oczy rozszerzyły się, gruba linia tuszu wzdłuż rzęs tworzyła iluzję załamania. Gerarda zawsze starała się wtopić w Śmiertelników na dworze.

Zimna fala zrozumienia rozbiła się o moją skórę. Przez wszystkie miesiące gonienia za strzępami informacji o Cieniu, nigdy nie poświęciłem chwili na zastanowienie się nad tym, co próbował powiedzieć.

"On nie wyśmiewa się z Zakonu" - uświadomiłem sobie na głos. "On kpi z Korony".

Gerarda studiowała mnie ze skrzyżowanymi brwiami. Moja szyja napięła się, gdy jej spojrzenie powędrowało w dół mojego ciała i z powrotem na twarz. "Ostrożnie, Keera," ostrzegła chłodno. "Twoje picie może być clouding twój osąd więcej niż zdajesz sobie sprawę".

"Moje picie nie jest problemem." Potarłam skroń, tocząc oczy pod osłoną dłoni.

"Może. Może nie." Jej głos był łagodny. Moje brwi zszyły się ze sobą. Gerarda była czymkolwiek innym niż łagodna. "Ale inicjacja, z którą trenowałam, nigdy nie byłaby zszokowana tym, co powiedziałam. Ona byłaby pierwszą, która by to zrozumiała." Poszła korytarzem, zostawiając mnie z chęcią napicia się czegoś więcej.

Poruszałem się szybko po zamku, korzystając z przejść dla służby pomiędzy skrzydłem królewskim po zachodniej stronie a kwaterami Arsenału po wschodniej, aby uniknąć nieprzyjemnych spotkań. Nieliczni służący, z którymi się zetknąłem, po prostu unikali mojego spojrzenia i schodzili mi z drogi. Wiedzieli lepiej niż zwracać się do członka królewskiego arsenału, a ci, którzy tego nie robili, często byli pozbawieni języka.

Moje komnaty znajdowały się po stronie zamku najbliżej morza, które graniczyło z Korathą. Z mojego balkonu można było dostrzec krawędzie identycznego zamku w miniaturze, który znajdował się na wyspie u wybrzeża. Zakon. Spędziłem dzieciństwo wpatrując się w jego okna, zastanawiając się jak będzie wyglądało moje życie jako Shade w Elverath. Teraz, gdy tylko znalazłem się w pałacu, byłem zmuszony spoglądać na swoją przeszłość. Nic dziwnego, że musiałem się napić.

Właśnie pokonałam trzy piętra schodów, gdy pojawił się u mego boku, udając, że kaszle, jakbym nie wiedziała, że tam jest. Książę Damien jakimś cudem przekroczył próg zamku szybciej niż ja.

Dwie kobiety stały u jego boku, gapiąc się na niego i chichocząc za swoimi jedwabnymi wachlarzami. Nie poznałam żadnej z nich, ale to nie było niezwykłe. Damien miał reputację, że regularnie zmieniał swoje kobiety. Jedna miała ciasno zwinięte włosy, które unosiły się nad uszami. Dla każdego innego wyglądała na Śmiertelniczkę, być może przybyszkę z północnych królestw Śmierci, ale dzięki moim wyostrzonym zmysłom zauważyłem najmniejsze uszczypnięcie przy grzebieniu jej ucha. Była po części Elfką.

Odwróciłem wzrok od jej ucha i napotkałem jej spojrzenie za wachlarzem. Jej oczy były szerokie, a ręka wachlująca jej twarz lekko drżała. Mogłem usłyszeć, jak jej serce bije szybciej. To, że chodziła i śmiała się tak jak teraz, oznaczało, że książę nie znał jej tajemnicy. Nie byłbym tym, który dałby mu znać, że jest Halflingiem.

"Czy zapomniałem o czymś wcześniej, Wasza Wysokość?" zapytałem, mając nadzieję, że nie zauważył krótkiej wymiany zdań między mną a jego eskortą.

Jego usta uniosły się z jednej strony, zanim zasygnalizował, by kobiety nas opuściły. Patrzyłam, jak idą korytarzem, obie spoglądając z powrotem na księcia. Nie mogłam nie zauważyć ich sukien, które były identyczne poza kolorem. Z przodu wyglądały typowo. Pełne spódnice i rękawy, pozostawiające akceptowalną ilość biustu dla damy na dworze, ale ich plecy były nagie, całkowicie otwarte od łuku ramion do podstawy pleców. To było piękne, ale wiedziałem też, że to było zamierzone.



Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Ostrze króla"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści