Sen o ucieczce

Rozdział pierwszy (1)

ROZDZIAŁ JEDEN

CZERWONE DRZWI / NIEBIESKIE DRZWI

BETH

24 kwietnia 2007 r.

Encinitas, Kalifornia

Ojciec wychowywał mnie pod baldachimem plumerii. Były tam te magentowe z pomarańczowymi sercami, które pachniały imbirem. Delikatne żółte z białymi końcówkami, które pachniały cytryną. Głębokie czerwienie, które miały niepowtarzalny zapach winogronowego Kool-Aid. To były moje ulubione jako dziecko. Tata zakochał się w strzelistych drzewach z ich bujnymi kiściami kwiatów podczas podróży na Hawaje w latach 50-tych i spędził sporą część swojego wolnego czasu uprawiając ponad tuzin odmian na naszej prawie akrowej działce w Encinitas.

Stworzył tropikalny raj, tak bujny, że nigdy nie brakowało nam cienia w bezlitosne letnie dni. Byłam pewna, że nowi właściciele, których główną fascynacją była gęsta gajówka tropikalnych kwiatów, dobrze się nimi opiekują. Ale nikt nie pokochałby ich tak jak tata. Kiedy w końcu przekonałem tatę, że jego zwężenie jest na tyle poważne, że mama nie może opiekować się nim w domu, jego jedynym zastrzeżeniem było to, że może przynieść sadzonkę swojej singapurskiej plumerii, aby trzymać ją w swoim pokoju. W jego nowej sypialni unosił się zapach jaśminu i wspomnienia jego najszczęśliwszych chwil z moją mamą.

Znalazłam mu mały prywatny dom opieki. Nie mogłam znieść myśli o umieszczeniu go w jakiejś sterylnej instytucji z dziesiątkami starszych ludzi, którzy wszyscy zabiegali o kilka cennych chwil czasu personelu. Dom miał tylko pięciu mieszkańców, a personel był tak troskliwy, jak tylko mogłam sobie tego życzyć. Prawdę mówiąc, domek z czerwonymi drzwiami nie był podobny do domu, który kochał od tak dawna. To sprawiło, że było to trochę bardziej znośne, w jakiś sposób.

Zostawił za sobą biały domek na ranczu z tealowo-niebieskimi drzwiami dziewięć miesięcy temu, i chociaż mama miała do niego dołączyć, gdy tylko sprzeda dom i wszystko uporządkuje, rak uderzył tak mocno i szybko, że nigdy nie miała na to szansy. W jednej chwili była w kuchni i robiła babki, a w następnej potrzebowała całodobowej opieki w domu opieki. Choroba zabrała ją w ciągu trzech miesięcy. Jedynym pocieszeniem było to, że tata nigdy tego nie widział.

Przeszłam przez te czerwone drzwi, nie potrzebując pukać, z cięciem z azteckiej złotej plumerii zrównoważonej na moim biodrze.

"Hej, dziewczyno" - przywitała mnie Kimberly, główna opiekunka, zmieniając opatrunek na chorej kostce pana Griffitha. Błysnęłam jej uśmiechem. "Pan Blumenthal jest w swoim pokoju. Spodziewał się ciebie przez ostatnią godzinę."

Chichotała, gdy dramatycznie przewracałem oczami. Według taty dojazd z mojego biura na UC San Diego do jego domu opieki w Encinitas zajmował dokładnie trzydzieści pięć minut. I miał rację ... jeśli opuściło się kampus o dziesiątej trzydzieści w nocy. O piątej po południu? Liczyć na dodatkową godzinę, jak stać się częścią świata najwolniej sithering boa constrictor próbuje wend jego drogę na północ na I-5. Boa constrictor, który wypluwa galony na galony szkodliwych oparów w powietrze i jest wyposażony w kilka tysięcy klaksonów samochodowych i jest nadmiernie lubiący ich używać. Mogłem zostać w pracy jeszcze godzinę lub dwie i spędzić ten czas bardziej korzystnie, ale tata byłby zbyt zmęczony, by cieszyć się wizytą, gdybym pojawił się tak późno.

"Najwyższy czas, córeczko!" Tata powiedział z uśmiechem, gdy otworzył drzwi do pokoju o wymiarach piętnaście na piętnaście stóp, który był teraz jądrem jego wszechświata. "Zaczynałem myśleć, że zostałeś zatrzymany na muszce".

"Traffic był morderstwem, więc twoja analogia nie jest całkowicie wyłączona", powiedziałem, całując jego policzek.

"Co tam masz?" powiedział, sprawdzając liście cięcia czubkiem palca. Bujne zielone liście spotkały się z jego aprobatą.

"Gwen przysłała to dla ciebie," powiedziałem, umieszczając sadzonkę - już kwitnącą - na półce okiennej, którą stworzyłem dla jego małej kolekcji plumerii i orchidei. "Dzięki twoim radom jej drzewa mają się wspaniale. Przez wiele miesięcy martwiła się o to, z którego pochodzi ta sadzonka, ale udało się. Pomyślała, że spodoba ci się opieka nad tym facetem".

"Jest piękny," powiedział tata, chwytając swój chodzik, aby mógł się opuścić i wziąć porządny węch. "Ładnie też pachnie".

"Mój Prius pachnie jak skrzynka świeżych brzoskwiń," zgodziłem się.

"Powiedz tej słodkiej dziewczynie Gwen, że jestem zaszczycony mogąc dać mu dom" - powiedział. Gwen była przyjaciółką i koleżanką z wydziału poli-sci na UCSD, która w ciągu ostatnich dziesięciu lat mniej więcej przyjęła mojego ojca jako swojego. Nikt inny nie ośmieliłby się nazwać docenta feministycznej teorii politycznej "tą słodką dziewczyną Gwen" i oczekiwać, że będzie żył, by o tym opowiadać.

"Ucieszy się, gdy to usłyszy" - powiedziałem. Tata rzadko oferował sadzonki swoich własnych śliw, z wyjątkiem najdroższych przyjaciół i rodziny, którzy wykazywali prawdziwe zamiłowanie do ogrodnictwa. Ci, którzy zbyt wiele razy zniżyli się do nazwania ich potoczną nazwą -rangipani- nigdy nie zostali obdarowani sadzonką. Podarowanie komuś kawałka rzeczy, na której pielęgnację poświęciłeś lata swojego życia, to nie lada sztuka. Musisz wiedzieć, że przekazujesz ją w odpowiednie ręce. Nie chodzi o to, żeby być próżnym; chodzi o to, żeby wziąć sobie do serca swoje obowiązki.

"Jak się czujesz, tato?" zapytałem, kiedy on martwił się o umieszczenie nowej rośliny na półce okiennej.

"Gotowy do marszu w Paradzie Róż", powiedział, mrugając. "Tak długo, jak utrzymają paradę w tempie pół mili na godzinę z dużą ilością czasu na przerwy".

"Bardzo zabawne." Otworzyłem jego lodówkę, gdzie tata upewnił się, że zawsze jest skrzynka mojego ulubionego seltzera, podczas gdy on zajął miejsce przy małym stole, który trzymał obok swojego aneksu kuchennego. To był tylko goły zestaw, jaki można znaleźć w hotelu w stylu biznesowym, ale cieszył się niezależnością, robiąc sobie jajka lub kawę, kiedy nastrój się pojawił. W zlewie znajdował się spory stos naczyń, więc odkręciłem kran, żeby je wyszorować.

"Nie przejmuj się nimi, Bethie. Zajmę się nimi, gdy wyjdziesz. Przyjdź z wizytą."

"Mogę odwiedzić i umyć," powiedziałam. "Ale nie wygląda na to, że dużo jadłaś w jadalni. Wszystko w porządku?"




Rozdział pierwszy (2)

"Po prostu nie mam ochoty na pogawędki w tych dniach. Chyba, że z tobą."

"Wiesz, że nie możesz żyć na zupie z puszki i popcornie z mikrofalówki. To nie jest dla ciebie zdrowe. Jesteś lekarzem, wiesz lepiej".

"Nie waż się próbować mnie winić, Bethany Miriam Cohen. Przekraczasz swoje kompetencje. Byłem dentystą. I mogę dać ci moją profesjonalną opinię, że żaden z tego nie jest szczególnie szkodliwy dla moich zębów".

"Bardzo zabawne, tato. Nie powiesz tego, kiedy wszystkie wypadną z powodu niedożywienia".

"Jesteś pewien, że nie schowałeś w tym swoim mieszkaniu potomstwa? Twój wykład nie wygląda na pracę amatora".

"Low blow," powiedziałem, odwracając na chwilę wzrok.

Tata potrząsnął głową. "Przepraszam, dzieciaku. Nie pomyślałem."

"Po prostu odpuść sobie. Jest w porządku."

"Pozwól, że ci to wynagrodzę", powiedział. "Wysusz ręce i pozwól mi zabrać cię do najlepszej restauracji, jaką pokryje mój budżet".

"Jadalnia dziesięć stóp od twoich drzwi?"

"Właśnie ta", powiedział, trzymając się swojej chodziarki jedną ręką i oferując mi swoje ramię drugą, przesadzając dla szarmanckiego efektu. Pocałowałem go w policzek, zanim umieściłem rękę jego sprofanowanego ramienia z powrotem na uchwycie jego chodzika. Jego kręgosłup był tak bardzo pochylony od lat spędzonych na fotelu dentystycznym, że potrzebował obu rąk, by poruszać się po korytarzu, niezależnie od tego, jak bardzo chciałby chodzić bez pomocy.

Trzymałam się blisko niego, nie ufając w pełni chodzikowi, kiedy szedł w kierunku błyszczącego dębowego stołu, którego blizny po bitwie były pochowane pod warstwami wosku do mebli, który Kimberly nakładała dwa razy w tygodniu. Staranne polerowanie sprawiło, że jedzenie miało czasem smak mydła olejowego, ale Kimberly nalegała na utrzymanie formalności w jadalni, do której wszyscy mieszkańcy byli przyzwyczajeni we wcześniejszych latach. Chociaż tata nie przebierał się dokładnie w marynarkę i błyszczące oxfordy, nigdy nie wychodził z pokoju bez pobieżnego spojrzenia w lustro, aby upewnić się, że jego włosy są na swoim miejscu i że wygląda reprezentacyjnie. Zawsze były tam serwetki z materiału i jasne, ciężkie ceramiczne talerze w wesołej mieszance kolorów, które sprawiały, że stół wyglądał tak, jakby mieszkańcy obchodzili jakieś święto drugiej kategorii. Nie była to porcelana Lenoxa i kryształ Baccarat, ale okazywały szacunek dla posiłku.

Rytuał posiłków przyciągnął mnie do tego miejsca, gdy zaczynałem polowanie na obiekt. Nawet gdy tata zabierał mnie do Disneylandu, gdy byłem dzieckiem, trzy razy dziennie siadaliśmy do pełnych posiłków w restauracjach. Żadnego żarcia nieświeżych hot dogów i puszystych precli z wózków. "Miałem wystarczająco dużo trzyminutowych posiłków, które polegały na wciskaniu zimnego jedzenia z puszek, by przetrwać całe życie, dzieciaku". Rzadko wspominał o swoim czasie w służbie, ale kiedy to robił, to zazwyczaj po to, żeby ponarzekać na jedzenie.

"Lasagna wygląda dziś dobrze, tato" - powiedziałam, zachęcając go, gdy Kimberly postawiła przed nim talerz. Mozzarella była idealnie roztopiona, z najsłabszą nutą brązowienia. Chleb czosnkowy wyglądał na maślany, ale nie był zbyt wilgotny. Zerknął na jedzenie ze strzeżonym optymizmem, gdy reszta mieszkańców zajęła swoje zwyczajowe miejsca wokół stołu. Był wśród nich pan Griffith, ten, który pielęgnował paskudną ranę na kostce, a który był zaledwie kilka lat młodszy od taty. Zawsze próbował wciągnąć każdego, kto chciał słuchać, w rozmowę o golfie. Byli też państwo Meyer, urocza para, która po prawie trzech czwartych wieku małżeństwa wciąż była przy sobie. Mieli stały strumień gości - przyjaciół, dzieci, wnuków, a nawet prawnuków. Dzisiejszy wieczór był rzadkością, ponieważ nie mieli gościa lub trzech gości na kolacji.

Byłam jego jedynym dzieckiem, niespodzianką urodzoną prawie dwadzieścia lat po jego ślubie z moją matką. Byłam bezdzietna i teraz samotna, więc byłam jedyną osobą, która odwiedzała go z jakąkolwiek regularnością. Przynajmniej tutaj rodzina innych mieszkańców włączała tatę do swoich wizyt, kiedy ja nie mogłam tam być. Wiedziałam, że to nie to samo co dom, ale to była najbliższa rzecz, jaką mogłam mu dać. Wydawało mi się to marną zapłatą za wszystko, co zrobił dla mnie w życiu, ale przynajmniej był otoczony miłością, a nie zimnym, metalicznym brzęczeniem maszyn, które dręczyło mamę w jej ostatnich dniach. Czasami lepsze musiało wystarczyć.




Rozdział drugi (1)

ROZDZIAŁ DRUGI

LISTY Z POPIOŁÓW

MAX

25 czerwca 1942 r.

Los Angeles, Kalifornia

Mój puls przyspieszył na dźwięk niskiego samolotu nad głową. Spojrzałem w górę, żeby sprawdzić, czy uda mi się zidentyfikować oznaczenia, ale nie byłem na tyle ekspertem, żeby rozszyfrować cokolwiek z takiej odległości. Usta pana Ivey'a ułożyły się w cienką linię, gdy podawał mi resztę za gazetę. Jego oczy zwróciły się w stronę nieba, zamiast mnie uznać. Jego myśli były takie same jak moje: Nasze czy ich? Wszyscy na Zachodnim Wybrzeżu dzielili się tą myślą przez kilka sekund za każdym razem, gdy przelatywał samolot, i tak było od grudnia. Atak na Pearl Harbor był przerażający i nikt z nas nie myślał, że Japończycy na tym poprzestaną. Między nimi a Los Angeles, Sacramento czy Seattle nie było nic, poza całą masą oceanu.

Kioskarz ponownie spuścił oczy, przekonany, że intencje samolotu były prawdopodobnie niewinne. "Paul dostał wypowiedzenie. Będzie jechał."

Paul Ivey był moim kolegą z klasy w szkole średniej i zawsze był dość miłym facetem. Straciliśmy kontakt, kiedy poszedłem do college'u i szkoły dentystycznej, ale słyszałem, że zrobił z szafy stolarskiej niezły fach. "Cóż, możemy mieć nadzieję, że to wszystko się skończy, zanim zobaczy akcję".

Pan Ivey nieco zesztywniał. "To byłaby szkoda. On jest chętny, aby zrobić swój udział. Zaciągnął się do wojska, wie pan. Nie czekał na pobór, jak niektórzy chłopcy."

Oskarżenie wisiało nad moją głową jak czarna jak smoła chmura burzowa. Jesteś młody, jesteś silny, jesteś zdolny... a gdzie twój mundur? Nie mogłem go winić. Ci, którzy mieli dzieci walczące za granicą, żywili urazę do każdego, kto mógł służyć, ale nie zdecydował się. Każdy nowy żołnierz był szansą na szybsze zakończenie wojny i bezpieczny powrót ich chłopców do domu.

"Proszę przekazać Paulowi moje najlepsze życzenia, panie Ivey. Proszę mu powiedzieć, żeby uratował kilku nazistów dla reszty z nas".

Pan Ivey skinął głową, zadowolony. Nie składałem obietnic, że się zaciągnę, ale sugerowałem swoje zamiary. Nie wiedział, co moi rodzice zostawili, żeby zbudować tu życie i dlaczego byli tak nieugięci, żebym nie uciekał do obcego kraju i nie ryzykował życia. Widzieli, jak ich rodzinna Łotwa legła w gruzach po Wielkiej Wojnie, i wyglądało na to, że ich ukochana ojczyzna jest na najlepszej drodze do ponownego przeżycia tego losu. Dali jasno do zrozumienia, że nie chcą, bym brał udział w wojnie, jeśli miałbym wybór. Byłem dorosłym mężczyzną i mogłem podejmować własne decyzje, ale nie mogłem traktować ich życzeń lekceważąco po tych wszystkich ofiarach, które ponieśli w moim imieniu.

Rodziny moich rodziców przyjaźniły się od pokoleń, więc nie było zaskoczeniem, gdy moja mama i tata pobrali się jako nastolatkowie. Razem oszczędzali, pomijali posiłki i pracowali przy każdej dorywczej pracy, jaką mogli znaleźć, aby opłacić podróż do Stanów. Przybyli w 1916 roku i kontynuowali podróż na zachód, aż skończył im się kraj, zatrzymując się dopiero wtedy, gdy znaleźli miejsce, gdzie ich akcenty i religia nie powodowały trzaskania drzwiami w twarz. Ja przyjechałem w następnym roku. Mama szczególnie kochała społeczność; rzucała się w wir każdego wydarzenia społecznego lub charytatywnego, w którym przydałaby się para rąk. Zakład krawiecki taty rozkwitł w dzielnicy, która ich przyjęła, i dobrze nam się tu żyło. Nie mogli sobie wyobrazić, że opuściłem ją dla szukania kłopotów.

Właśnie dlatego, że nie chciałem, aby kłopoty znalazły się tutaj, chciałem dołączyć do Paula i innych w walce. Nie mogłem znieść myśli, że ta mała wersja raju, którą zbudowali moi rodzice i ich przyjaciele, zostanie zniszczona z rąk szaleńców.

Dom moich rodziców znajdował się trzy przecznice na południe, więc zacząłem spacer, z każdym krokiem postanawiając nie kłócić się z nimi na ten temat ponownie. Już kilkanaście razy przedstawiłem im swoją sprawę. Ludzie patrzyli na mnie z góry za to, że nie zaciągnąłem się do wojska i czekałem, aż wezmą mnie do wojska. Nie zaciąganie się mogło zaszkodzić mojej praktyce dentystycznej, zanim jeszcze ruszyła z miejsca. Nie zawracałem sobie głowy bardziej filozoficznymi powodami, by się zaciągnąć. Zatrzymanie ekspansji Hitlera było zbyt mglistym ideałem, by moi rodzice mogli się do niego przekonać. Nawet pogłoski o okrucieństwach wobec ludności żydowskiej w Niemczech i na ziemiach, które najechali naziści, nie wystarczyły, by rozpalić ich zapał. "Te historie nie mogą być nawet w połowie tak złe, jak słyszymy, Max. Ludzie nie znieśliby tego, że ich przyjaciele i sąsiedzi są tak źle traktowani". Próbowałbym się kłócić, ale mama twierdziłaby, że boli ją głowa albo tata kazałby mi zmienić temat.

Chcieli, żebym skończył szkołę dentystyczną przed zaciągnięciem się do wojska, a nawet wtedy nie byli chętni, żebym się zaciągnął, zanim komisja poborowa zmusi mnie do tego. Przypominali mi o poświęceniach, jakie poczynili, by umieścić mnie w college'u i szkole dentystycznej, o tym, jak wciąż dawali mi pokój i wyżywienie, by to wszystko było możliwe, i to zamykało wszelkie argumenty. Próbowałem spojrzeć na sprawy z ich perspektywy, ale z każdym mijającym dniem, każdym nowym ponurym nagłówkiem, stawało się to trudniejsze. Podczas spaceru spojrzałem na pierwszą stronę Los Angeles Times. Brytyjskie postępy w Egipcie. Więcej zniszczeń ze strony Osi i ich przeklętych czołgów. Nic, co mogłoby dać człowiekowi nadzieję, że koniec wojny jest już bliski.

Weszłam do małego domu w stylu hiszpańskim w dzielnicy Fairfax w Los Angeles, który mój tata kupił, gdy miałam sześć lat. Był mniej więcej wielkości pudełka po butach, z dwiema małymi sypialniami, jedną łazienką, kuchnią, kącikiem jadalnym i salonem, który Maist optymistycznie nazwał salonem. To nie było wiele w porównaniu z bogactwem Hollywood, które było praktycznie na wyciągnięcie ręki, ale tata kupił go całkiem nowego, w pocie czoła. Obszywał tysiące par spodni, żeby tylko stać go było na zaliczkę. Sposób, w jaki mama i tata dbali o trawnik ze znaczków pocztowych, poprawiali farbę każdej wiosny i spuszczali kurz z okiennic co tydzień, można było pomyśleć, że są głównymi dozorcami Białego Domu. Powiedziałam Ma, że w całym Los Angeles nie ma drewnianych podłóg, które byłyby lepiej wypolerowane niż te na 967 stopach kwadratowych ich domu. Jedyną rzeczą, która świeciła jaśniej niż one, był jej uśmiech, kiedy prawiłem jej ten komplement.

Nie przywitały mnie zwyczajowe zapachy pieczonego chleba czy duszącego się gulaszu jagnięcego, lecz delikatne dźwięki szlochającej matki. Tata siedział obok niej na sofie, z ramieniem owiniętym wokół niej. Był w domu ze swojego sklepu wiele godzin wcześniej, co nigdy nie zdarzyło się w mojej pamięci. Raz zamknął go na tydzień, kiedy niebezpiecznie zachorował na grypę, a potem na kolejny tydzień, kiedy się urodziłam, ale od tamtej pory nie. Szczycił się tym, że sklep był otwarty od ósmej do piątej, od niedzieli do piątku, bez przerwy. W zimie zamykał sklep o godzinę wcześniej w piątki, kiedy słońce zachodziło przed piątą, żeby nie przegapić szabatu, ale tylko w ciągu czterech czy pięciu tygodni, kiedy było to naprawdę konieczne. Jedyne inne wyjątki dotyczyły świąt. Najczęściej otwierał wcześniej i zostawał do późna, aby pomóc zapracowanym klientom, którzy nie mogli umówić się na przymiarkę w godzinach pracy sklepu.




Rozdział drugi (2)

"Co się stało? Czy mama jest chora?" zapytałam tatę, nie przejmując się pozdrowieniem. Lepiej przemyślałam pytanie, wiedząc, że nie wydawałaby łez na własny rachunek. "Czy ty jesteś chory?"

"Usiądź, bubbeleh," powiedział tata, nazywając mnie endearment z mojej młodości nikt nie użył, odkąd byłem w szkole podstawowej. "Mieliśmy złe wieści".

Usiadłem w fotelu, nad którym zwykle panował tata, a mama podała mi drżącymi rękami pomarszczony list. Pierwsza kartka była w miarę rześka i napisana po angielsku kobiecą ręką. Druga była napisana w jidysz przez mężczyznę i wyglądała, jakby kilka razy przejechały po niej niemieckie pancerniki, zanim trafiła do nas.

Do państwa Blumenthal,

Miałam przyjemność poznać waszego kuzyna Hillela Blumenthala, kiedy służyłam jako pielęgniarka Czerwonego Krzyża w Rydze. Nie da się opisać słowami rozmiarów okrucieństw popełnionych na ludności żydowskiej na Łotwie. Widziałam go pół roku temu w getcie w Rydze i choć był niebezpiecznie niedożywiony, czuł się tak dobrze, jak można się tego spodziewać. Błagał mnie, abym wysłał do Ciebie ten list, ale nie odważyłem się spróbować, dopóki nie wrócę do domu do Szwecji. Przykro mi, że przesyłam Ci tak ponurą wiadomość, ale mam nadzieję, że poznanie prawdy może Cię jakoś pocieszyć. Każdej nocy modlę się za Hillela i za Twoją rodzinę.

Z poważaniem,

Freja Larsson

Odwróciłam się do drugiej kartki i chociaż znałam dość dobrze jidysz, miałam niewiele praktyki w jego czytaniu. Ojciec widział, jak zmagam się z językiem i trudnym piórem, i sam sparafrazował list.

"Hillel mówi, że była masowa egzekucja Żydów, kiedy Niemcy najechali w zeszłym roku. Twoi dziadkowie, ciotki, wujkowie, kuzyni zostali wszyscy zaokrągleni. Hillel został oszczędzony ze względu na swoją szkołę w Moskwie, jak sądzi. Został przeniesiony do getta w Rydze i myśli, że to tylko kwestia czasu, kiedy Niemcy zdecydują, że mogą się obejść także bez niego. Niemiecka armia wyrzuciła Czerwony Krzyż, więc nie planują zawarcia pokoju".

Podałem list z powrotem do Ma, której szlochy stały się głośniejsze, gdy usłyszała wieści wypowiedziane z ust mojego ojca. Martwiła się brakiem listów w ciągu ostatnich kilku lat, ale poczta nigdy nie była niezawodna, nawet przed inwazją Sowietów w 1939 roku. Słyszeliśmy, że Niemcy najechali w zeszłym roku, ale miałem wrażenie, że moi rodzice uważali, że nie mogą być gorsi od Rosjan. Zmartwienie było zmartwieniem i nie miało znaczenia, która armia trzymała bagnety.

Nigdy nie spotkałam nikogo z mojej rodziny na Łotwie, ale moi rodzice mówili o nich tak często, że nie czuli się jak obcy. Nie powiedziałam rodzicom, ale planowałam zabrać ich na wycieczkę do starego kraju, kiedy już moja praktyka się rozwinie, żeby mogli mnie przedstawić mojej dalszej rodzinie. Poświęcili te relacje dla mojego dobra, zanim jeszcze zostałem poczęty, i wydawało się, że to jeden mały sposób, aby podziękować im za możliwości, które mi dali. Ale teraz nie było do czego wracać.

Położyłem list na stoliku, na którym tata stawiał swojego wieczornego drinka, gdy siedzieliśmy razem słuchając wiadomości lub programów radiowych. Przeszedłem przez pokój, uklęknąłem przed rodzicami i wziąłem ich w ramiona. Po raz pierwszy w życiu widziałem, jak mój ojciec rozpływa się we łzach, a ja nie mogłem powstrzymać swoich.

"Chciałbym, żeby to było dla was lepsze", powiedziałem. "Roosevelt sprawi, że ten drań Hitler zapłaci za to wszystko".

"Szkoda, że moja mama nie mogła cię poznać", powiedział tata. "Wyglądasz tak bardzo jak twój dziadek, niech spoczywa w pokoju, że pomyślałaby, że patrzy w przeszłość. Chciałbym, żebyś wiedziała, jak to jest mieć wielkie rodzinne kolacje na szabat. Mieć dom pełen kuzynów na Paschę".

"I tak było. Katzowie, Zieloni, Hirschelowie ... może nie byli krewnymi, ale to rodzina w każdym calu. Daliście mi niesamowite życie."

"I nadal chcesz walczyć, prawda, bubbeleh?" moja matka w końcu zdołała zapytać, opanowując swój głos na kilka chwil.

"Chcę", przyznałam. "Teraz bardziej niż kiedykolwiek".

"Więc idź" - powiedziała Ma, kubkując moją twarz w swoich dłoniach. "Idź i spraw, by ci mamzerim zapłacili za to, co zrobili".




Rozdział trzeci (1)

ROZDZIAŁ TRZECI

KRUSZĄCE SIĘ PUDŁA

BETH

26 kwietnia 2007 r.

Encinitas, Kalifornia

Stanęłam przed drzwiami taty i zatrzymałam się przed pukaniem, mając nadzieję, że uda mi się wypchnąć oddech zaklinowany z boku w mojej piersi. Za każdym razem, gdy ubolewałam nad tym, że nie ma go w salonie i nie odwiedza innych mieszkańców, to właśnie wtedy cieszyłam się, że wycofał się do swojego pokoju. Dało mi to kilka sekund więcej na pozbieranie się. Oddech w końcu uciekł, boleśnie, a ja uderzyłem knykciami w drzwi w mój znajomy wzór - twardy, miękki, twardy, miękki.

"Znowu, Bethie?" powiedział tata, otwierając drzwi do swojego pokoju, perfumy plumerii i orchidei uderzające w mój nos jak fala przypływu.

"Co mogę powiedzieć? Ruch w godzinach szczytu jest moją winną przyjemnością", powiedziałam, pochylając się lekko, aby dać mu buziaka w policzek, gdy pochylał się nad swoim chodzikiem.

"Nie ma to jak zapach świeżych spalin, aby ożywić ducha", zgodził się uroczyście tata. "Wejdź i zajmij miejsce".

Zauważyłem, że nowy wycinek wyglądał bardziej weredycznie niż kilka dni wcześniej. Nawet w wieku dziewięćdziesięciu lat miał dar sprawiania, że rzeczy rosły pod jego opieką. Wziąłem moją seltzer i zająłem miejsce przy jego małym stoliku. Dokładnie naprzeciwko niego, jak przy stole obiadowym, kiedy byłem mały. Wtedy wolałem siedzieć naprzeciwko niego, niż obok niego, żeby ułatwić sobie rozmowę. Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek stracili ze sobą kontakt słowny. Jego pokój nie był zbyt duży, ale i tak miał cztery krzesła, choć rzadko się zdarzało, żeby trzecie było zajęte, a czwarte nigdy. Nie sądziłam, że tata mógłby znieść nie zostawienie miejsca dla niej, bez względu na to, gdzie się znajdowała.

"Wyrzuć to z siebie, dzieciaku. Co się stało?"

"Nic mi nie jest", powiedziałem. "Doskonale w porządku".

"Więc, jeśli jesteś w porządku, dlaczego nie jesteś na zewnątrz ciesząc się pogodą lub robiąc coś ze swoimi przyjaciółmi?"

Miałem zamiar potrzeć skronie i zakopać twarz w dłoniach na kilka sekund, jak to zwykle robiłem przed poruszeniem nieprzyjemnego tematu, ale powstrzymałem się. Nie ma potrzeby, żeby serce taty biło.

"Dostałem telefon od dr Kendricka, tato. Twoje wyniki nie wyglądają dobrze, pomimo nowych leków". Jego ciśnienie krwi, które nie było problemem aż do jego późnych lat osiemdziesiątych i które było dobrze regulowane przez leki aż do teraz, nie reagowało na leki. Jego wyniki wątrobowe też nie wyglądały najlepiej, choć od czasu ostatniego badania nie udało im się ustalić tego trendu. Każdy pojedynczy test był dramatycznie gorszy od tych, które przeprowadzili zaledwie sześć miesięcy wcześniej.

"Czego on oczekuje? Mam dziewięćdziesiąt lat. Czy on naprawdę oczekuje, że w moim wieku coś się poprawi?"

"Nie spodziewa się, że sprawy tak szybko pójdą w dół" - powiedziałem. "Jak na swój wiek, byłeś w niezwykłym zdrowiu podczas ostatniej wizyty".

"Nie powinien marnować swojego zmartwienia na takiego starca jak ja," powiedział.

"On jest geriatrycznym lekarzem pierwszego kontaktu, tato. To jego praca, aby martwić się o starych ludzi. A moją pracą jest martwienie się o ciebie".

Tata siedział w milczeniu przez kilka chwil. "Co jeszcze powiedział?"

Spojrzałem w dół na moje ręce, które chwytały moją puszkę seltzera jak koło ratunkowe. "Sześć miesięcy, może mniej, jeśli twoje liczby się nie poprawią".

"Umarłbym w wieku dziewięćdziesięciu lat" - zastanawiał się tata. "To wydaje mi się dobrym wiekiem. Twoja matka miała osiemdziesiąt trzy. Czułem się niedokończony, jakoś".

"Po prostu nie lubisz nieparzystych liczb," powiedziałem, śmiejąc się mimo siebie.

"To prawda. Osiemdziesiąt cztery lepiej by mi pasowało. Chociaż gdybym był bardziej samolubny, poprosiłbym ją, żeby zrobiła mi przysługę i mnie przeżyła. Zawsze tego oczekiwałem, ale teraz, kiedy wiem, jak to jest, nie życzyłbym jej tego."

Nie mogłem na to nic odpowiedzieć. Dr Kendrick zapytał, co się zmieniło u taty w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, i chociaż poczyniłem kilka błyskotliwych uwag na temat diety i stylu życia, utrata mamy musiała być w centrum uwagi, a lekarz się z tym zgodził. "Ciśnienie krwi i żółtaczkę mogę leczyć, dr Cohen. Złamane serce jest poza moimi kompetencjami, obawiam się."

"Lekarz miał kilka pomysłów na leczenie," zaproponowałem. "Jakieś nowe leki i terapie na zwężenie".

"Bethie . . ."

"Wiem, tato, ale musiałam to wyłożyć."

"Wiem."

"Więc, co teraz? Zaczynamy porządkować wszystkie twoje sprawy?"

"Większość z tego została załatwiona lata temu przez twoją matkę. Moja działka jest obok jej. Plany są już w miejscu z kostnicą. Wiesz, gdzie jest cała papierkowa robota i co robić."

"Nie tylko to, tato. Wiem, co zrobić dla ciebie po. Czy jest coś, o co chciałbyś zadbać przed?"

"Żyłem długo, Bethie. Dostał do podróży i zobaczyć moja córka założyć karierę, aby każdy rodzic zazdrosny. I nawet jeśli nie wziął, dostałem się do prowadzenia cię w dół ołtarza. Nie mogę prosić o nic więcej."

"Pewnie, że możesz, tato. Masz jeszcze trochę czasu. Wykorzystaj go."

Tata myślał przez kilka chwil. "Myślałem o wojnie częściej niż powinienem. Czy mógłbyś przynieść mi moje zdjęcia i pamiątki z magazynu? Może dobrze byłoby je uporządkować. Kiedy wróciłem do domu, wrzuciłem wszystko do pudełka i nigdy więcej na to nie spojrzałem. Prawie rozstawiłem je więcej niż raz, ale twoja matka nigdy mi nie pozwoliła. Kilka kawałków może nadawać się do muzeum, nigdy nie wiadomo."

W połowie spodziewałem się, że poprosi o ostatnią podróż na Hawaje, miejsce, w którym zawsze był najszczęśliwszy. Prawdopodobnie nie zrobiłby dobrze na długiej podróży samolotem, chociaż, i nienawidziłbym, aby jego ostatnia podróż była trudem.

"You got it, Dad. Przyniosę je w sobotę".

"Nie chcę, żebyś spędził tu następne sześć miesięcy swojego życia, Bethie. Jesteś jeszcze młoda. Musisz być na zewnątrz, cieszyć się sobą."

"I do, tato. Obiecuję. Ale chcę to zrobić dla ciebie."

Przegapiłem tę okazję z mamą. Byłam w trakcie rozwodu z Gregiem. Poradziłem sobie z pogrzebem i wszystkim z całym opanowaniem, ale w okresie, kiedy była chora, nie odwiedziłem jej z całą pewnością. Było wiele powodów, by nie jechać do szpitala. Niektóre ważne, inne mniej. W rzeczywistości nie mogłem sobie poradzić z tym wszystkim, co wiązało się z utratą mamy i mojego małżeństwa. Miałem wymówkę za wymówką, aż było za późno, żeby się porządnie pożegnać. Była tak chora, że mogła nie wiedzieć, kim jestem w tych ostatnich dniach, ale byłoby to jakieś zamknięcie. Nie popełniłbym tego samego błędu z tatą.



Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Sen o ucieczce"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści