Zatarte linie

Prolog

----------

Prolog

----------

Pot oblewa moje czoło, gdy w moich żyłach płynie burzliwa rozpacz. Całe moje ciało boli od ciężaru okoliczności, które mnie rozbijają. Trzęsące się nogi sprawiają wrażenie, jakby miały się pode mną ugiąć, ale cofam ramiona, udając pewność siebie, której nie mam.

Moja ręka czuje się ciężka, patrząc na zgrabną czarną broń, gdy moje palce owijają się wokół niej. Odwracając ją, badając chłodny metalowy przedmiot, jestem zalany powagą decyzji, którą mam podjąć. Największej decyzji w moim życiu.

Drżącymi rękoma podnoszę broń, kierując ją wprost na stojącego przede mną zadziornego mężczyznę. Patrząc za nim, widzę poturbowane ciało, co tylko napełnia mnie jeszcze większą wściekłością i zdradą.

"Zamira..." słyszę obok siebie ostrożny głos, ale on nie może mnie powstrzymać. Nikt nie może. To jest moja decyzja, którą muszę podjąć. Taka, do której zostałam zmuszona.

"Zdradziłaś mnie. Zaskoczyłeś mnie. Wziąłeś moje serce i wyrwałeś je z piersi, ale najwyraźniej to nie ma znaczenia. Wszystko było grą, aktem, a ja jestem tu jedynym głupcem." Mój głos wypełnia pokój, krzyki odbijają się echem od ścian. Łzy spływają po mojej twarzy, gdy emocje mnie zalewają. Czuję, że tonę.

Krew pompowana przez moje ciało odbija się echem w moich uszach, podczas gdy ja próbuję skupić się na scenie przede mną. Jak doprowadziłem do takiej sytuacji? Jakich wyborów dokonałem w życiu, które doprowadziły mnie do tego momentu właśnie tutaj?

Biorąc głęboki wdech, zamykając oczy, stabilizuję rękę. Oczyszczając umysł, wiem, co muszę zrobić. Chcieli wiedzieć, gdzie leży moja lojalność; teraz nadszedł czas, aby im to pokazać.

"Zrób to." Jego głos odbija się echem w moim umyśle, wyrywając mnie z głębokich myśli grożących uwięzieniem wewnątrz mojej głowy.

Mój palec unosi się nad spustem, gotowy do przypieczętowania mojego losu na zawsze. Próbując opanować drżącą rękę, mój palec zaciska się, czując opór pod moim dotykiem. Uczucie chłodnego metalu wbijającego się w moją skórę na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Ten moment będzie mnie prześladował aż do śmierci.

To jest mój wybór.

Jedynym wyjściem z tego miejsca jest zrobienie tego.

Moje serce zna właściwą decyzję, ale czy uda mi się ją podjąć?

Biorąc głęboki oddech, naciskam spust, zanim zdążę zmienić zdanie. Broń kopie w mojej dłoni, dając mi znać, że to niestety nie jest szalone złudzenie. Krzyki wypełniają pokój, odbijając się echem od betonowych ścian. Zapach spalonego metalu wypełnia mój nos, gdy powoli opuszczam broń, moja ręka niekontrolowanie się trzęsie, a szczęka drży.

Zrobiłem to.

Zastrzeliłem go.




1. Zamira (1)

----------

Dwa miesiące wcześniej

----------

Ząb przecina moją wargę, gdy jego duża pięść łączy się z moim policzkiem. Miedziany smak krwi wypełnia moje usta, podczas gdy ukłucie pędzi przez moją twarz. Zanim mogę nawet pomyśleć o bólu, but o rozmiarze trzynastu uderza w mój brzuch, powalając mnie na ziemię.

"Musisz się skupić, Z. To już drugi raz w tym tygodniu, kiedy załatwiłem cię ledwie walcząc". Ledwo słyszę głos mojego partnera ponad dźwiękami moich sapnięć. Próbuję odzyskać spokój, ale im więcej powietrza próbuję wciągnąć, tym jest gorzej.

"Wdech przez nos, wydech przez usta". Tak bardzo jak chcę mu powiedzieć, żeby się teraz odpierdolił, ma rację. Zgodnie z jego instrukcjami, wciągam oddech ładnie i powoli, w końcu uspokajając świszczące dźwięki wydobywające się ze mnie.

Lśnię na niego przez spocone pasma blond włosów chaotycznie wypadające z mojego kucyka z walki. "Pieprz się, Matt," pluję. "Siedzimy w tym od kilku godzin, a ty nie pozwalasz mi zrobić sobie przerwy". Rozumiem, dlaczego to robi. Chce, żebym był gotowy na wszystko, kiedy moja misja się rozpocznie. Kocham go za to, ale ostatnio jest trochę przesadny.

"Musisz być na szczycie swojej gry tam. Nie będziesz miał mnie, aby utrzymać cię przy życiu. Myślisz, że jakiś dupek zatrzyma się i da ci przerwę, kiedy poczujesz się zmęczony? Nie - mówi z zarozumiałym uśmiechem, wyciągając rękę, by pomóc mi wstać. Stoję, wykręcając ręce, by przygotować się na kolejną walkę z jego strony. Rzucając w moją stronę ręcznik, gestem nakazuje mi wytrzeć krew wyciekającą z ust.

Śmieję się. "Tak, prawda. To ja zawsze muszę ratować twój tyłek. Stajesz się zbyt zarozumiały dla własnego dobra."

"Co to było? Czy usłyszałem "dobry" i "kutas" w tym samym zdaniu? Teraz to jest wysoce niestosowne. Nie sądzisz, Z?" mówi z przymrużeniem oka.

Oczywiście musi zrobić seksualne innuendo. Jestem prawie pewien, że seksualne to jego jedyne ustawienie. Figlarnie popycham jego ramię, sprawiając, że potyka się z powrotem trochę. "Zamknij się kurwa. Nie chcę myśleć o twoim paskudnym, zakażonym kutasie", drażnię się.

Chichocze głośno. "Byłbyś, gdybyś wiedział, co mogę zrobić z tym potworem", mówi, chwytając jego krocze.

I roll moje oczy na jego lubieżny komentarz, i głowę, aby złapać trochę wody podczas mrucząc, "Gross," pod moim oddechem. Jego śmiech mówi mi, że usłyszał mój komentarz.

Matt i ja znamy się już od prawie trzech lat, a nasz związek nigdy nie był niczym innym niż platoniczny. Niektórzy mogliby uznać sposób, w jaki się ze sobą droczymy, za nieodpowiedni dla kolegów z pracy, ale my staliśmy się bardziej jak rodzina. Jest dla mnie jak starszy brat; ktoś, na kogo zawsze mogę liczyć.

Poznaliśmy się pierwszego dnia w Quantico, kiedy myślałem, że uda mi się pokonać jego zarozumiały tyłek. Okazało się, że się myliłem, ale na pewno próbowałem. To wielki, mięsisty skurwiel. Z łatwością mnie załatwił i nie zastanawiał się nad tym. Ten dzień był upokarzający i bolesny, ale mam z niego jedną dobrą rzecz. Mojego najlepszego przyjaciela. Matt jest teraz wszystkim, co mam. Nie mam rodziny, ani innych przyjaciół; tylko Matt. Podziwiał moją odwagę, by zmierzyć się z kimś dwa razy większym od siebie i od tamtej pory jesteśmy przyjaciółmi.

Biorę napój z mojej wody, zanim stanę przed Mattem w postawie bojowej. "Ok, jestem gotowy. Chodźmy jeszcze raz."

"Nie więcej jeden na jeden, Z. Chodźmy uderzyć w torby lub coś," sugeruje, machając ręką w kierunku najnowocześniejszego obiektu tutaj w biurze terenowym w Cincinnati.

Jego sugestia, że nie mogę już dłużej wytrzymać, frustruje mnie. Wszystko, czego potrzebowałem, to mała przerwa, ale teraz jestem dobry, aby przejść. "Chodź. Nie będzie toreb ani wymyślnego sprzętu walczącego ze mną, jeśli wpadnę tam w kłopoty. To będą duże, burly fuckers jak ty."

Jego miękkie brązowe oczy wyglądają konfliktowo, jakby walczył z samym sobą, ale w końcu wydala z siebie westchnienie. "Dobrze, ale następnym razem, gdy cię zdejmę, to już po nas." Zanim mam szansę odpowiedzieć, szarżuje w moją stronę, biorąc zamach na moją twarz.

Na szczęście mam wystarczająco dużo energii, aby się uchylić. Wykorzystując to, uderzam łokciem prosto w jego nos. Uderzenie spowodowało, że stracił równowagę i potknął się do tyłu, zdezorientowany. Wykorzystując to na swoją korzyść, wstaję i owijam nogę wokół jego nogi. Siła mojej kostki ciągnącej się za jego kolanem powoduje, że się poddaje. Przerzucając cały swój ciężar na niego, sprowadza nas obu na ziemię.

W powietrzu unosi się zapach zwycięstwa.

Uśmiecham się do niego pod sobą. "Nie lekceważ mnie."

Jego klatka piersiowa dudni we frustracji, zanim odepchnie mnie od niego, wstając. Może chcieć pomóc mi trenować, by się chronić, ale wciąż jest tak konkurencyjny, jak w dniu, w którym go poznałem. Każdy inny mężczyzna prawdopodobnie pozwoliłby, żeby chuda, blond dziewczyna go pokonała, ale nie Matt. Kiedy nie poszedł na łatwiznę, bo jestem kobietą, to był dokładny moment, w którym wiedziałam, że będziemy przyjaciółmi na zawsze. Byłam jak każdy inny przeciwnik, którego musiał załatwić.

Chwyta nasze wody i siada obok mnie na macie. Miękkie spojrzenie w jego oczach mówi mi, że już skończył z byciem zbolałym przegranym. "Jesteś na to gotowy?" pyta. Wiem, że mówi o walce, którą mam wytrzymać... od jutra.

Trenowałem do tego dnia od momentu, gdy postawiłem stopę w Quantico. Spędziłem niezliczone godziny, trenując psychicznie i fizycznie do tego. Praca pod przykrywką była misją, do której zostałam stworzona; wiedziałam to od samego początku.

Jutro oficjalnie będę Courtney Thompson, zamiast agentki FBI Zamiry Stone. Będę po prostu jakąś normalną dziewczyną, udającą, że robi normalne rzeczy. Myśl o tym, że kiedykolwiek będę normalna, wywołuje ból w mojej klatce piersiowej, ponieważ jest to coś, czego nigdy nie będę miała. Wybory, których dokonałam w moim życiu, zapewniły mi, że nigdy nie będę miała poczucia normalności, na które kiedyś miałam nadzieję.

"Tak, myślę, że tak." Daję mu uśmiech, mając nadzieję, że moja mała odrobina wątpliwości nie pokazuje.

"Myślisz tak?" pyta figlarnie.

"Wiem, że jestem. Po prostu niespokojny, aby zacząć".

"Masz mój numer zapamiętany, prawda? Na wypadek, gdybyś czegoś potrzebował."

"Tak, mam. Mam nadzieję, że nie będę go potrzebował."




1. Zamira (2)

Chwyta moją rękę, dając jej ścisk. "Mam nadzieję, że nie, ale nigdy nie wiadomo".

Kładąc głowę na jego ramieniu, mój umysł zalewają myśli o tym, jak moje życie zmieni się jutro.

Będę sam.

Coś, czego próbowałem uniknąć od czasu śmierci mojej rodziny.

Będę żyć nowym życiem, mając ograniczoną komunikację z Mattem i szefem Holtem. Będę spędzać dni pod przykrywką w Cincinnati, starając się znaleźć jakikolwiek trop w sprawie ciągu zaginionych ludzi i pieniędzy.

W ciągu ostatnich kilku miesięcy bogaci i uprzywilejowani mieszkańcy Cincinnati zaginęli wraz ze swoimi pieniędzmi. W prawie każdym przypadku ich konta bankowe zostały wyczyszczone, bez śladów oszustwa czy hakowania, zaraz po ich zniknięciu. Absolutnie nie odnaleziono żadnego z ciał. Jakby wszyscy rozpłynęli się w powietrzu.

Moim zadaniem jest znalezienie sprawcy. FBI ma kilku podejrzanych, ale ja mam się do nich zbliżyć i znaleźć wystarczająco dużo dowodów, by zbudować sprawę. Pierwszy na mojej liście jest pewien gorący prawnik, który nazywa się Ross Novak. Jest wysoki, ciemny, przystojny i czarujący. Z mojego doświadczenia wynika, że to właśnie na takich trzeba uważać. To najbrudniejsze, najbardziej podłe istoty. Myślimy, że używa swoich koneksji, by zdobyć więcej pieniędzy dla siebie.

Myśląc o takim człowieku jak Novak, który zrobiłby wszystko, żeby sobie pomóc, kieruję swoje myśli w stronę kogoś, kogo znam, kto jest dokładnie taki sam - mojego byłego. Żołądek skręca mi się z obrzydzenia na myśl o mojej przeszłości. O potworach, z którymi przyszło mi się zmierzyć.

"Boisz się?" Matt pyta, wyciągając mnie z ciemnych myśli, których nie potrzebuję w tej chwili.

"Nie bardzo. Bardziej martwię się, że umrzesz beze mnie tutaj", droczę się, próbując rozjaśnić nastrój.

Jego ręka ściska moją. "Przestań się odchylać. Martwię się o ciebie, Z."

Wzdychając, odwracam głowę, patrząc mu w oczy. Wiem, że nie osądziłby mnie, gdybym powiedział mu, że się martwię, ale nie chcę, żeby próbował mnie namówić do zrobienia tego. "Będzie dobrze, obiecuję."

Uśmiecha się, figlarnie popychając moje ramię, a ja muszę się złapać, zanim posadzę twarz na macie. "Dobrze. Lepiej, żebyś wrócił tutaj ASAP, Z. Przysięgam, potrzebuję cię." Błysk czegoś, czego nigdy wcześniej nie widziałem, błyszczy w jego dużych, brązowych oczach.

Wzruszam ramionami i daję mu największy uścisk, jaki potrafię, wgniatając swoje ciało w jego. Jesteśmy paskudni i spoceni, ale żadne z nas się tym teraz nie przejmuje. To nasza ostatnia chwila razem, zanim pójdę pod przykrywką na bóg wie jak długo. Misja jest wyznaczona na trzy miesiące. Tyle czasu będę tam bez kontaktu z FBI, chyba że wcześniej znajdę to, czego potrzebuję.

Wzdycham, odsuwając się od niego, by wstać, nie pozwalając łzom wypełniającym moje oczy opaść. Boże, Zamira, masz dwadzieścia sześć lat. Weź się w garść.

"Ok, idę pod prysznic, a następnie spotkać się z szefem Holtem, zanim pójdę do domu".

Matt wskakuje na moją drogę, kubkując mój policzek, zmuszając mnie do spojrzenia w jego oczy. "Hej, zadzwoń do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Poważnie. Wiem, że to wbrew zasadom i gówno, ale kurwa zadzwoń do mnie. Słyszysz mnie?"

Myśl o byciu z dala od jedynej rodziny, którą mam w lewo, powoduje, że moje serce boli. "I will. Obiecaj. Zobaczymy się, gdy to wszystko się skończy i będę mógł wrócić do kopania twojego tyłka każdego dnia", droczę się. Dużo żartujemy, ale wiem, że zrobiłby dla mnie wszystko w chwili, gdybym tego potrzebowała.

"W twoich marzeniach, kochanie. A teraz idź pod prysznic, śmierdzisz." On popycha mnie, szturchając mnie, aby przejść. Kiedy odwracam się, żeby odejść, daje mi figlarnego klapsa w tyłek. Nie mogę znieść patrzenia na mojego najlepszego przyjaciela w tej chwili, więc po prostu potrząsam głową na jego szalone wybryki i wychodzę z siłowni.

* * *

Nawet nie zawracając sobie głowy suszeniem włosów, rzucam na parę khaki i czarną koszulę z długim rękawem przed skierowaniem się w stronę biura szefa Holta. Może nie mam żadnej rodziny krwi w lewo, ale Matt i Chief są najbliższe rzeczy do rodziny mam. Byli moim wsparciem od czasu wstąpienia do FBI.

Zawsze byli tutaj, kiedy najbardziej ich potrzebowałam.

Pukając do drzwi, czekam, aż usłyszę jego wymagające, "Wejdź", zanim popchnę je otwarte i wprowadzę się do pokoju.

"Ach, agentko Stone. Myślałem, że zapomniałaś o naszym spotkaniu" - mówi, wpatrując się w dół w plik, który czyta. Zawsze może powiedzieć, że to ja bez patrzenia, jakby miał jakiś dziwny szósty zmysł. Jego głos jest płaski i wydaje się zimny, ale to tylko szef Holt. Wiem, że mnie lubi, ale czasem jego puste spojrzenie każe mi to kwestionować.

"Nie, sir. Po prostu dopadł mnie trening z agentem Davisem. Przepraszam." To zawsze dziwne uczucie nie zwracać się do mojego najlepszego przyjaciela po imieniu.

"Nie pozwól, żeby to się powtórzyło. Zamknij drzwi i usiądź" - mówi, gestem wskazując czarne krzesło przed swoim matowo czarnym biurkiem. Wszystko tutaj jest takie ciemne, istniejące tylko w czerni. Chyba nie wie, że istnieje jakikolwiek inny kolor.

Zaciągam za sobą zamknięte drzwi i zapadam się w fotelu, czekając, aż znów się odezwie.

"Jesteś gotowy?" pyta, w końcu podnosząc wzrok znad swoich akt.

"Tak, proszę pana. Mam moje mieszkanie wszystko ustawione, moje fałszywe ID, mój laptop wydany przez FBI i mój telefon na kartę," potwierdzam.

"Dobrze. Teraz opowiedz mi o planach, żebym mógł się upewnić, że tego nie spieprzysz".

Przerabialiśmy ten plan od tygodni, mógłbym go recytować we śnie.

"Mam prowadzić normalne życie jako Courtney Thompson, kosmetolog, oryginalnie z Jersey, ale przeniosłam się do Cincinnati, żeby być bliżej rodziny. Znajdę podejrzanych i zrobię wszystko, co trzeba, aby się do nich zbliżyć. Kiedy znajdę solidne dowody na to, kto sprawia, że ludzie znikają razem ze swoimi pieniędzmi, wtedy zadzwonię do ciebie i ustawimy aresztowanie" - mruczę.

"Doskonale. Pamiętaj - żadnej komunikacji z nami, dopóki nie będziesz miał czegoś solidnego, co pozwoli ci przypiąć ludzi, którzy to robią. Nie możemy ryzykować, że ta operacja okaże się fiaskiem", szczeka szef.

"Tak, sir."

"A teraz powiedz mi, w jakiej kolejności są nasi podejrzani".

Walczę z chęcią przewrócenia oczami. "Ross Novak, Travis Johnson i James Smith".

"Jesteś gotowy. Ufam ci, agencie Stone. Jest pani silną i utalentowaną agentką. W mgnieniu oka zamkniesz tych przestępców".

Staje i sięga po moją rękę. Podnosząc się z fotela, mocno chwytam jego dłoń w swoją. Troska w jego oczach rozbija twardy wygląd zewnętrzny, który prezentuje na co dzień. Nie chce się do tego przyznać, ale ma miękkie serce dla wszystkich swoich agentów, nigdy nie chce widzieć żadnego z nich w niebezpieczeństwie większym niż to konieczne.

"Bądź ostrożny tam, agent."

Kiwam głową przed wyjściem z biura w kierunku mojego nowego tymczasowego życia.



2. As (1)

Mrożące krew w żyłach krzyki odbijają się od betonowych ścian, a dźwięk krojenia ciała wypełnia moje uszy. Głęboka czerwień karmazynu, pochodząca od szlochającego mężczyzny przede mną, maluje pokój.

Jego głęboko brązowe włosy są w nieładzie, a bladą twarz pokrywają łzy płynące z zamglonych, niebieskich oczu.

Taki słaby. Tak łatwy do złamania.

Dzisiejszą rozrywkę zapewnia nie kto inny jak Jake Martinez. Powinien mieć kartotekę dłuższą niż kalifornijskie wybrzeże, która obejmuje napaść, pobicie i przemoc domową, ale niestety w oczach prawa jest nieskazitelnie czysty. Kolejny dzieciak z funduszem powierniczym, któremu tatuś pomaga wyjść z kłopotów, gdy tylko popełni kolejny błąd.

Jest jedna szczególna zbrodnia, z której się wywinął, a która sprawia, że krew mi się gotuje, napełniając mnie niepohamowanym gniewem. Za które dziś płaci własną krwią.

Jego ramiona opierają się o łańcuchy trzymające ręce nad głową, nogi ledwo trzymają go w górze, a jego ciało drży ze strachu. Kolczaste kajdany wgryzają się w jego skórę, powodując, że krew ścieka po jego odsłoniętym ciele, zatrzymując się tylko po to, by wsiąknąć w pasek jego dżinsów.

Blais metodycznie przesuwa duży metalowy nóż po brzuchu Martineza, nacinając tylko tyle warstw skóry, żeby bolało, ale utrzymując go w przytomności, podczas gdy on błaga nas, żebyśmy przestali. Nie wiem, jak Blais to robi; jest ekspertem w posługiwaniu się nożem i ma dziwnie delikatny dotyk, kiedy tego potrzebuje. Gdybym spróbował zrobić to, co on właśnie zrobił, wnętrzności Martineza leżałyby na podłodze.

Martinez błaga Blaisa, żeby przestał, jego głos pęka z każdym słowem, co sprawia, że Blais wbija nóż głębiej z irytacji.

Blais powoli zlizuje nóż pokryty krwią, rozkoszując się metalicznym smakiem. Oczy Jake'a wyłupują się z głowy, gdy obserwuje ruchy Blaisa. Obrzydzenie przebija z jego twarzy, ale szybko zostaje zastąpione udręką, gdy Blais beztrosko wbija nóż w jego brzuch prosto przez pępek.

"Kurwa! Jezu, człowieku, przestań. Proszę."

Żałosne.

Jest przytomny od nie więcej niż pięciu minut, a już krzyczy jak mała suka. Ciekawe, czy okazał litość Grace Adams, siedemnastolatce, którą zgwałcił i zostawił na śmierć w alejce. Czy zatrzymał się, gdy krzyczała i błagała go, by uratował ją od nieszczęścia, które spowodował? Ciekawe, czy wciąż myśli o łapówkach, które on i jego ojciec dawali, by policja i system sądowniczy przymknęły oko, nie znajdując wystarczających dowodów, by skazać go za porzucenie ledwo oddychającego ciała tej biednej dziewczyny w ciemnej, brudnej alejce.

Tak jest z każdym z tych dupków. Zawsze myślą, że są nietykalni. Że pieniądze wyściełające ich chciwe, brudne kieszenie będą w stanie ich uratować, kiedy tylko znowu coś spieprzą. Myślą, że to czyni ich niezniszczalnymi. Niestety, dla Jake'a Martineza, tym razem nie odejdzie bez konsekwencji.

Tym razem zapłaci krwią, a nie pieniędzmi.

Pieniądze jego tatusia nie mogą go teraz uratować.

"Ahh, chłopcy, co powiecie na to, żeby sprowadzić naszego przyjaciela na dół i dać mu trochę odpoczynku?" Blais mówi ze złośliwością w głosie. Bawi się z Martinezem, próbując zrzucić go z równowagi.

"R-really?" Sceptyczny głos Martineza jest ledwo słyszalny ponad jego ciągłym szlochaniem, czując, że to kolejna pułapka.

Oczywiście, że tak. Blais lubi pieprzyć się z umysłami ludzi tak samo jak lubi bawić się krwią. Theon zbliża się do mężczyzny, opuszczając łańcuchy, gdy Blais chwyta solidne metalowe krzesło, na którym Martinez może posadzić swój tyłek. Ten opada szorstko, sycząc, gdy rozcięcia na jego brzuchu zwijają się.

Theon chwyta ramiona mężczyzny, umieszczając je w metalowych kajdankach przymocowanych do ramion krzesła, utrzymując jego ręce w miejscu. Następnie przenosi się do kostek Martineza, spinając je w miejscu. Chociaż Martinez próbuje walczyć, jego wyczerpane ciało nie może się równać z siłą Theona.

"Oczywiście. Poświęć trochę czasu, może pomyśl o powodach, dla których tu jesteś. Sprawdź, czy jest coś, co chciałbyś nam powiedzieć." Zły grymas Blaisa rozciąga jego twarz, gdy podnosi ciężki, metalowy łańcuch, owijając go ciasno wokół uda Martineza, pozostawiając końce luźno zwisające po bokach.

"Czy wiesz, że w ludzkim ciele jest dwieście sześć kości?" Blais pyta nonszalancko, przesuwając się, by przybliżyć tacę z bronią, w zamyśleniu przeglądając ją, myśląc o tym, co zaplanował.

Theon i ja dzielimy się ciekawym spojrzeniem, ale wiemy lepiej niż przeszkadzać Blaisowi, gdy jest w swoim żywiole.

"Zawsze mówiono mi, że kość udowa boli najbardziej, gdy się ją złamie. To najdłuższa i najsilniejsza kość w ciele, ale w momencie, gdy się łamie" - Blais unosi ręce do góry, zachowując się, jakby łamał gałązkę na pół - "rozdzierający ból wybucha tak mocno, że czujesz go wszędzie... albo tak mi mówiono". Jego prychnięcie z trudem powstrzymuje deprawację, próbującą się z niego wydostać.

Podnosi długi metalowy młotek, patrząc na niego intesywnie. "Ale chcesz wiedzieć, co zawsze myślałem, że byłoby prawie tak samo ekscytujące?" Jego głos szlakuje, drwiąc z Martineza z każdym wypowiadanym słowem.

"W-co zamierzasz zrobić?" Martinez zawodzi, zmagając się z wiązaniami na rękach i nogach.

"Theon, czy mógłbyś spłaszczyć dla mnie ręce naszego gościa". Theon chrząka na żądanie Blaisa, ale chwyta za rękę Martineza, spłaszczając ją o metalowe ramię krzesła.

Martinez próbuje się wyrwać, ale z siłą Theona to na nic. Robię krok do przodu, przechodząc obok nich, opierając dłonie na ramieniu Martineza, by dać mu do zrozumienia, że nigdzie się nie wybiera.

"Czasami rzeczy, które powodują największą ilość bólu, nie wynikają z dużych urazów, takich jak odrąbanie nogi czy ręki..." Blais patrzy na niego uważnie. "...ale mniejsze rzeczy, takie jak ukłucie palca u nogi, złamanie palca. Ból, który jest dokuczliwy, drażniący, coś co czujesz przy każdym ruchu." Uwielbiam Blaisa, ale nawet ja zaczynam się niecierpliwić, że będzie torturował tego człowieka.

"Chyba przetestujemy tę teorię właśnie teraz". Blais szybko chwyta malutkie - prawie minusowe - paznokcie z metalowej tacki, badając je, zanim przesuwa je bezpośrednio pod paznokciem środkowego palca Martineza.




2. As (2)

"Nie, nie, proszę, nie. Przestań." Martinez próbuje zakręcić palcami, ale Theon trzyma je w miejscu.

"Czy przestałeś, kiedy Grace Adams cię o to poprosiła?".

"Ja...nie wiem, o czym mówisz," błaga Martinez, stawiając na niewinny akt.

"Zła odpowiedź." Blais bierze młotek, trzaskając nim w mały gwóźdź, osadzając go tuż pod paznokciem Martineza.

"Kurwa! Przestań, proszę." Krzyczy, patrząc na mały metalowy przedmiot wystający z jego palca.

"Czy poświęciłeś jej jakąkolwiek uwagę, kiedy rujnowałeś jej życie, robiąc z niej kłamcę? Czy czułeś satysfakcję, gdy błagała, by ludzie jej uwierzyli, ale zamiast tego brali twoją stronę? Założę się, że nie spodziewałeś się, że będzie żyła, prawda?".

"Ona tego chciała. Była zdesperowana z powodu mnie." Martinez nie robi sobie żadnej przysługi udając, że nie wiemy, co zrobił.

Blais podnosi kolejny paznokieć, trzaskając nim tuż pod paznokciem swojego palca wskazującego. Krzyczy głośno, szlochając i błagając, żebyśmy to zakończyli.

"Czy myślałeś, że pieniądze tatusia mogą cię uchronić przed poniesieniem jakichkolwiek konsekwencji?" pyta gniewnie Blais.

"Nie mógłbym pójść do więzienia, nie przeżyłbym. Zniszczyłbym dziedzictwo mojego ojca". Jego udręczony krzyk wypełnia pokój, sprawiając, że moje uszy bolą od jego irytującego głosu.

"Tak jak zostawiłeś ją na śmierć w alejce, mając nadzieję, że nie przeżyje?". Blais zatrzaskuje młotek z siłą, wielokrotnie wbijając go w rękę Martineza, słysząc pod nim chrupanie kości.

"Proszę, przestań. Zrobię wszystko. Podaj swoją cenę. Zrobię to." Jest zblazowany, a smarki spływają po jego poplamionej łzami twarzy. Krew pokrywa bok jego czoła, gdzie Theon uderzył go mosiężnymi kastetami. Jego ręka wygląda na zmasakrowaną, z gwoździami wystającymi z dwóch palców, ponieważ puchnie od uderzeń Blaisa. Jego widok sprawia, że zaczynam się garbić.

"Coś?" Wypuszczam niski złowrogi chichot zmuszając jego oczy do poszerzenia.

"Tak, wszystko. Po prostu wypuść mnie, a nigdy nie będę o tym mówić. Nie powiem nikomu, co się stało. Po prostu mnie puść."

Blais patrzy na mnie przez ramię z maniakalnym grymasem rozsianym po twarzy. Wygląda jak czyste zło ze swoimi bladoróżowymi włosami splamionymi krwią. Jego oczy przenoszą się na Theona, który stoi obok trzęsącego się ciała Martineza. To spojrzenie oznacza tylko jedno. Blais nie skończył jeszcze zadzierać z tym człowiekiem, ale dziś wieczorem Blais ma kontrolę nad torturami, więc wszystko, co chce zrobić, zrobi.

"Gdzie trzymasz swoje pieniądze?" pytam spokojnie. Jego ramiona zaczynają się rozluźniać na moje zapytanie, prawdopodobnie myśląc, że robi to z tego miejsca żywy.

"Jeśli...jeśli ci powiem, to mnie puścisz?" Jego głos jest zachrypnięty od wszystkich krzyków, które zrobił. Jego klatka piersiowa wygląda jak deska do krojenia od wszystkich plastrów, które zadał Blais. Martinez jest w ciężkim stanie i nie wygląda na to, że wytrzyma dłużej.

"Zapytam jeszcze raz. Gdzie trzymasz swoje pieniądze?"

"Skąd mam wiedzieć, że mnie puścisz, jeśli ci powiem?". Jego ciało drży ze strachu, a oczy odbijają się nieregularnie między mną a Blaisem. Pewnie czeka, aż powstrzymam Blaisa, ale nie zrobię tego. Nie dziś wieczorem. Blais tego potrzebuje, a ja nie odmówię mu zdrowego rozsądku.

W odpowiedzi Theon ląduje ciosem w szczękę. Nikczemny grymas rozpościera się na jego twarzy, podczas gdy Martinez krzyczy z bólu, przewracając głowę na bok.

Tak to się zazwyczaj odbywa. My ich torturujemy, a oni próbują się targować, ale to nigdy nie działa. Nikt nigdy nie ucieka z tej sali tortur, oddychając, i tak będzie zawsze. Teraz musimy tylko sprawić, żeby ten dupek powiedział nam, gdzie trzyma swoje pieniądze, żebym mógł przestać słyszeć jego irytujący głos.

"Jest sejf. Sejf w moim apartamencie. Mam też kilka zagranicznych kont. Proszę. Podam wam kody i lokalizacje, aby uzyskać do nich dostęp. Tylko mnie puść."

"Masz trzy minuty. Powiedz nam teraz." Spoglądam w dół na zegarek i stukam stopą, aby dać mu znać, że jego czas jest ograniczony. On tylko wpatruje się we mnie z rozdziawioną gębą, nie mogąc nic powiedzieć. Blais upuszcza młot, podnosząc ponownie swój nóż, zacinając go w ramię, zmuszając wysoki krzyk do ucieczki z Martineza. Gęsta, czerwona ciecz tryska z jego ciała, oblewając nóż jeszcze bardziej.

"Nie rób tego, proszę. Proszę, po prostu przestań. Cholera, dobra, daj mi pomyśleć." Jego głos jest pospieszny i spanikowany, gdy próbuje pokonać ból, który czuje. "Mój telefon. Mój telefon ma wszystkie moje konta i hasła zapisane na nim w chronionym pliku. Kod dostępu do mojego telefonu to siedem-sześć-dziewięć-zero-cztery. Hasło do chronionego pliku to...to umm...to..."

Jego głowa kiwa się w górę i w dół od utraty sił z powodu utraty krwi. Jego ciało zmienia kolor na chorobliwie blady od uciekającej krwi.

"Nie, nie, nie. Pobudka, Jakey. Jeszcze z tobą nie skończyłem" - śpiewa Blais, klepiąc Jake'a kilka razy po policzkach, przywracając mu świadomość.

"Jakie jest hasło do chronionego pliku? Masz trzydzieści sekund."

"To jest...kurwa. To puppy lover eighty-seven z wykrzyknikiem na końcu, całe jedno słowo, z pierwszym p w puppy pisanym wielką literą." Wpatruję się w niego pusto, gdy Theon szydzi za nim. Nagle Blais wypuszcza z siebie najgłośniejszy śmiech, jaki kiedykolwiek słyszałam.

"Miłośnik szczeniaków? Stary, jesteś dosłownie szumowiną na Ziemi, a twoje hasło to puppy lover? Kurwa, to najśmieszniejsze gówno, jakie kiedykolwiek słyszałem". Blais ledwo może się powstrzymać między każdym śmiechem, gdy sapie obok Martineza z zakrwawionym nożem wciąż w dłoni.

"Zamknij się, kurwa," syczy Jake przez zaciśnięte zęby.

"Cóż, Jake. Dziękuję za informacje. Wygląda na to, że nie jesteś już dla nas przydatny", mówię z maniakalnym grymasem. Te skurwysyny są takie same. Zagroź ich życiu, a dadzą ci swoje pierworodne dziecko, jeśli tylko poprosisz.

Używając całej siły, jaką jest w stanie wykrzesać, Martinez ciągnie za więzy na swoich ramionach, próbując je rozerwać. Prawdopodobnie wyrwie sobie rękę z gniazdka, zanim uda mu się wyrwać z tych więzów. "Wy skurwysyny. Dałem wam to, czego chcecie. A teraz puśćcie mnie!"




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Zatarte linie"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści