Crystal Ridge

Inne tytuły

KSIĄŻKI KATIE GANSHERT

Sztuka utraty siebie

Złamany rodzaj piękna

Wishing on Willows

Zimowe kwiaty

Życie po




Prolog

========================

Prolog

========================

Zaczęło się trzęsienie ziemi. To na Haiti w 2010 roku. Wszystkie te obrazy w mediach po tym wydarzeniu zrobiły swoje. Całe budynki nie tylko obalone, ale i rozwalone jak zamki z piasku podczas przypływu. Bez życia ciała pozostawione w gruzach. Małe, brązowe dzieci, umazane krwią, pokryte popiołem. Krzyż stojący przed zniszczonym budynkiem kościoła, a na nim biały Jezus, z szeroko rozłożonymi ramionami, oferujący zbawienie.

Camille Gray najdłużej wpatrywała się w ten właśnie obraz. Nie była kobietą bierną. Kiedy była poruszona, była poruszona do działania. I tak - choć sama nigdy nie była na Haiti - zakasała rękawy, zebrała zespół wolontariuszy i pięć miesięcy później zapewniła miastu Crystal Ridge jego własną, ogólnomiejską akcję 5K. W mediach wokół wydarzenia pojawiły się obrazy, które wyraźnie kontrastowały z tymi, które zainspirowały bieg.

Dzieci o jasnych oczach, w koszulkach Hope for Haiti i z szerokimi, szczęśliwymi uśmiechami. Dorośli o różnych kształtach i rozmiarach, jedni, którzy trenowali, a inni, co bardziej oczywiste, nie trenowali, przypinając do swoich czółenek śliniaki. Ogromny baner na mecie na Morton Avenue, tuż przed Pickle Pie Deli. Namioty z wodą i wózki z jedzeniem, zespół na żywo i karetka w pogotowiu, tak na wszelki wypadek.

Tegoroczna 5K zebrała dwadzieścia tysięcy dolarów i pozostawiła Camille z euforycznym uczuciem, jakie towarzyszyło dobrze wykonanej pracy.

Dla wszystkich było to oczywiste. Wyścig musi być kontynuowany.

W następnym roku, kiedy trzęsienie ziemi na Haiti już dawno zniknęło z wiadomości, mieszkańcy Crystal Ridge pobiegli dla Crystal Ridge. Camille - wieloletnia mama z PTA - zebrała inne mamy z PTA i zdecydowała, że pieniądze zostaną podzielone między siedem szkół, które tworzą najwyżej notowany okręg w Missouri. W ten sposób powstał Crystal Ridge Memorial Day 5K, wydarzenie, na które miasto czekało z coraz większą niecierpliwością każdego roku.

Wszyscy, to znaczy oprócz Juanity Fine.

Przyjaciele i rodzina nazywali ją Nitą i często żartowali z ironii jej nazwiska, ponieważ Nita nigdy nie była z niczym w porządku. Najmniej ze wszystkich, hordy ludzi stojących na jej trawniku, rozkładających krzesła na krawężniku i kibicujących ludziom, którzy biegli, aby zebrać pieniądze dla okręgu szkolnego, który wydawał się mieć ich mnóstwo.

Juanita mieszkała w jedynym domu, który pozostał w biznesowej dzielnicy miasta. Był to dom jej ojca przed nią i dom jego ojca przed nim, i nie widziała powodu, aby oddać go deweloperom. Czasami podejrzewała, że doroczny wyścig miejski to nic innego jak podstęp - spisek, by ją przegonić - ponieważ jej dwupiętrowy dom z cegły stał na rogu Morton i Main, gdzie po lewej stronie znajdował się sklep spożywczy, a po prawej kancelaria prawna. I co roku ta kancelaria była jednym z największych sponsorów wyścigu. Co oznaczało, że co roku przed jej domem grała głośna muzyka, a rzesza wolontariuszy rozdawała wodę i dopingowała biegaczy, gdy ci tłoczyli się na jej trawniku. I co roku dzwoniła do miejscowego wydziału policji, żeby złożyć skargę.

Ostatnim razem spędziła dwadzieścia siedem minut, mówiąc policjantce, że Chewbacca zniszczył jej krzewy róż.

Chewbacca.

To była kolejna rzecz. Biegacze ubierali się w kostiumy.

W tym roku Departament Policji Crystal Ridge dostarczył wreszcie Nicie stos jaskrawych pomarańczowych stożków, do których przypięła znaki, na których tłustym drukiem czytała: Stay Off the Lawn!

Planowała usiąść na swojej huśtawce na werandzie i machać laską każdemu, kto ośmieliłby się sprzeciwić tym znakom. Nie dość, że dorośli byli w kostiumach, to jeszcze wielkie pióropusze różowego proszku zanieczyszczały powietrze, zmuszając ją i jej astmatyczne płuca do obserwowania z okna, uderzając w szybę, gdy tylko któryś z gapiów przekroczył linię jej posesji.

Większość z nich ją ignorowała.

Patrzyła więc, coraz bardziej wściekła, jak wolontariusze wzdłuż dwóch podłużnych stołów chwytają plastikową butelkę za plastikową butelką, wyciskając ich zawartość w powietrze, tworząc jaskrawe pufy z waty cukrowej, które padały jak pył z wróżki. Tuż za nimi znajdowały się pistolety na wodę. Młodzi ludzie w opaskach na głowach wymachiwali nimi jak dumni żołnierze, strzelając strumieniami różowej wody do biegaczy. A tuż za nimi maszerował zespół Crystal Ridge - waląc w bębny, gdy maszerowali w szyku. Na szczęście, z dala od niej.

O godzinie 16:22 zbliżyła się gromadka zawodników, każdy ubrany w tęczowe tutu. Nawet chłopcy. W rzeczywistości, dwóch z nich - pełnoletnich, dużych chłopców - nosiło trykoty. Byli szaleni. Wszyscy.

Nita wzdrygnęła się, gdy rozpylony różowy kolor uderzył w jej podjazd.

Dość tego.

Otworzyła drzwi wejściowe, wpuściła do środka kakofonię dźwięków, położyła ręce na biodrach i spojrzała z całą mocą swojej dezaprobaty, jakby to mogło sprawić, że wszyscy się zatrzymają. Ale nikt tego nie zrobił. Nikt jej w ogóle nie zauważył. Ubrani w tutu biegacze nadal biegli. Wolontariusze nadal rzucali w niebo chmury różu. Orkiestra marszowa maszerowała dalej.

Ale wtedy minutnik zmienił się z 4:22 na 4:23 i stało się coś, czego nikt nie mógł zignorować. Wydarzyło się coś, co nigdy wcześniej nie miało miejsca w miasteczku Crystal Ridge, a przynajmniej nie to, co Juanita Fine mogła zapamiętać. Coś, co gotowało się od czasu tego strasznego zebrania miejskiego w lipcu ubiegłego roku.

Zaskakujący trzask przebił się przez hałas jak cofający się samochód. Przez ułamek sekundy, w nieskończonej rozpiętości między dźwiękiem a jego przetworzeniem, Nita myślała, że to już.

Dopóki nie stało się to ponownie.

Tłum się rozproszył. Gapowicze rozdeptali jej szyszki. Stoły się przewróciły. Butelki z różową skrobią kukurydzianą rozpłaszczyły się pod stopami jak zamki z piasku podczas przypływu. I przez cały ten chaos, mrożący krew w żyłach, przerażający krzyk wzniósł się ponad inne.

Jeden, który trwał i trwał i trwał.

Nawet kiedy wszyscy zniknęli i pozostała tylko żółta taśma policyjna i jaskrawa karmazynowa plama na zielonej trawie, Juanita Fine wciąż go słyszała.




Część I

Pierwsze prawo Newtona: Obiekty w ruchu pozostają w ruchu z tą samą prędkością i w tym samym kierunku, o ile nie działa na nie siła zewnętrzna.




Rozdział pierwszy (1)

========================

Jeden

========================

Przed

Wycieraczki skrzypiały o przednią szybę, rozmazując krople deszczu po szkle. Rytmiczny dźwięk wypełnił samochód, gdy Anaya Jones stanęła na biegu jałowym na podjeździe. Ręce drżały jej jak u pradziadka. Mimo że zmarł, gdy była w pierwszej klasie, zawsze pamiętała przesadny sposób, w jaki drżały przy stole, gdy używał srebrnych sztućców.

Przekręciła kluczyk, a wycieraczki zatrzymały się pod kątem trzydziestu stopni. Wszystko, co było słychać, to stukot deszczu, gdy siedziała za kierownicą. Na siedzeniu pasażera leżała otwarta saszetka - nowa, którą dostała od matki przed pierwszym dniem nauczania. Klapa była otwarta, odsłaniając róg wypchanego wewnątrz podręcznika do nauki i błyszczący obrazek, który dostała od ucznia z zajęć plastycznych. Srebrny brokat pewnie w nadchodzących tygodniach obsypałby dno jej tornistra. To nie zniknie. I to też nie.

Drżenie rąk przeniosło się na ramiona.

Anaya podniosła saszetkę, wyjęła z uchwytu do połowy opróżniony kubek z zimną kawą ze stacji benzynowej i wyszła na chłodny deszcz. Drzwi z parawanem skrzypiały na zawiasach, gdy je otwierała. Minęły dobre trzy próby, zanim udało jej się otworzyć zamek.

W środku dom był cichy.

Nadal pachniało wczorajszą kolacją.

Ciotka Trill spała na obwisłej kanapie, czteroletni Abeo zaklinował się między nią a oparciem, śledząc ruchy Anayi szeroko otwartymi oczami. Jej nieskoordynowane próby z kluczem do domu musiały go obudzić.

Przyłożyła palec do ust i na palcach przeszła obok niego do swojego pokoju, gdzie postawiła kawę i saszetkę na biurku i naciągnęła na głowę męską bluzę. Usiadła na brzegu łóżka - jej ciało było jak mokry cement, gdy przyłożyła rękaw do nosa i wdychała boleśnie znajomy zapach - taki, który na zawsze będzie kojarzył się z żalem.

Co się stało, Anaya?

Jej serce zagrzmiało w odpowiedzi na pytanie.

Bił w ciemność jak bęben dżungli.

Drzwi wejściowe się otworzyły.

"Nasze dzieci zasługują na to, żeby chodzić do szkoły, która nie zawodzi". Głos mamy niósł się do jej sypialni. "A jeśli myślą, że mogą nas odrzucić bez walki, to nie wiedzą, co matka zrobi dla swojego dziecka".

Anaya zerknęła przez szparę w drzwiach swojej sypialni.

Mama wróciła do domu rozmawiając przez telefon, jej głos był głośny we wczesnoporannej ciszy. "Nie jesteśmy odpowiedzialni za żadne czesne".

Z jękiem ciocia Trill podniosła w górę pozbawione wyrazu ramię i zatrzepotała powietrzem.

Mama ściągnęła twarz. Taką, która wyraźnie mówiła: to nie jest twój dom. To też nie był. Mieszkanie cioci Trill było odkażane, więc ona i jej najmłodsi zostawali na kilka dni. "To jest dokładnie to, co mówię. Muszą przestrzegać prawa."

Abeo wyskoczył teraz głową do góry. Anaya mogła to zobaczyć ze swojego miejsca w drzwiach.

Mama potarła czubek jego głowy, dała kilka mm-hmm i kilka uh-huhs do kogokolwiek, z kim rozmawiała, po czym pożegnała się.

Ciotka Trill usiadła obok syna, jej twarz wyłożona snem, głowa owinięta jedwabną chustką. "Strasznie walczysz, żeby posłać swojego chłopca do szkoły wypełnionej bandą bogatych białych dzieci".

"Nie obchodzi mnie, czy są różowe z fioletowymi kropkami i bogatsze niż Oprah Winfrey. Nie będę stać z boku i patrzeć jak mój syn wpada przez szczeliny". Mama wręczyła Abeo białą papierową torbę. Po wyrazie jego twarzy można by pomyśleć, że to domowe cynamonowe bułeczki babci, a nie czerstwe ciastka ze szpitalnej stołówki. "Darius potrzebuje wyzwań i musi uciec od tych chłopców".

"I z dala od szkoły jego taty?"

"To już nie jest jego szkoła, Trill".

Żal przyszedł jak fala - nagła, pochłaniająca.

"Anaya!"

Odsunęła się od drzwi, w ciemność swojego pokoju, akurat wtedy, gdy do środka weszła mama. Jej uwaga przeniosła się na łóżko, które nie było rumiane od snu, ale schludnie wykonane. "Jesteś chora?"

"Ból głowy."

Wyraz Mamy złagodniał z wiedzą. Tylko, że tak naprawdę nie wiedziała. "Nie widziałam cię wczoraj".

Wczoraj.

Co za niewinne słowo. A jednak zawisło między nimi, rozdęte wszystkimi emocjami, które się z nim wiązały.

Wczoraj.

Rocznica, której nie powinno się obchodzić.

Mama wystąpiła do przodu i otuliła Anayę uściskiem. Pachniała szpitalnym jedzeniem i wyczerpaniem. "Nic ci nie jest?"

Nie, chciało jej się płakać.

Nie było z nią dobrze.

Coś było poważnie nie tak.

Co się stało, Anaya?

Zadzwonił dzwonek do drzwi.

Mama położyła dłoń na policzku Anyi, marszcząc brwi. "Dziecko?"

"Aye, Anaya!" zawołała ciocia Trill z korytarza. "Marcus stoi pod drzwiami".

Jej żołądek zamienił się w kamień.

"Czy wy znowu się kłócicie, bo on wygląda jak..." Ciotka Trill pokiwała głową do sypialni Anyi. "Cóż, on wygląda zupełnie jak ty".

"Dzięki."

"Muszę się dostać do salonu. Możesz popilnować dla mnie Abeo?"

"Jasne."

"Przebiorę się do pracy," powiedziała Mama, dając Anayi ramię do ściskania.

Anaya przytaknęła, nienawidząc tego, że mama musiała iść do innej pracy. Nienawidząc tępego bólu w jej kostce, który służył jako przypomnienie wszystkiego, co zostało utracone. Bolało jeszcze bardziej, kiedy padało, a właśnie wtedy, kiedy szła robotycznie do drzwi wejściowych, deszcz padał mocniej, zbierając się w kałużach wokół samochodu Anyi.

Marcus stał na frontowym ganku, zwijając między rękami kapelusz. Kiedy podniósł wzrok, jego oczy wyglądały na równie udręczone jak jej dusza. "Tak mi przykro".

Telefon zabrzęczał w ulizanej od potu dłoni Jen Covington, podkręcając jej puls maniakalnie.

Wysiadamy z samolotu.

Przeczytawszy SMS-a nad ramieniem Jen, najlepsza przyjaciółka Jen ścisnęła jej ramię, a dwie dzieliły się zapierającym dech w piersiach spojrzeniem - takim, które obejmowało każdą modlitwę, każdą nadzieję, każdą trudną, niemożliwą emocję odczuwaną w ciągu tych ostatnich trzech lat.

"My", wyszeptała Leah.

I tak po prostu, w oczach Jen pojawiła się powódź łez.




Rozdział pierwszy (2)

To się działo.

Po całej stracie, całym czekaniu i całej politycznej biurokracji, po strasznej niewiadomej i walce o swoje życie, Jen w końcu miała zostać matką.

Nie tylko w teorii. Nie tylko na papierze.

Ale w prawdziwym, realnym życiu.

Kula emocji pęczniała w jej gardle - gorąca i gęsta. Adrenalina płynęła przez jej żyły, zaciskając się na jej szczęce, wprawiając w drżenie mięśnie. Odkąd dwa dni temu Nick przekazał jej wiadomość przez FaceTime, trzymała kawałek swojego serca pod kluczem. Przez ostatnie dwa dni - kiedy Leah dzwoniła, organizowała pociąg do posiłków i przynosiła wiosenne ubrania, które pasowałyby na siedmioletnią dziewczynkę, bo wszystkie ubrania, które kupili na początku, były przeznaczone dla dziecka o wiele mniejszego - Jen przygotowywała się na to, że drugi but spadnie, bo drugi but zawsze spadał. Ale teraz byli tutaj. Tekst Nicka był tego dowodem.

Wysiadamy z samolotu.

W skupisku uroczystości stali mąż Leah i ich dwoje małych dzieci, przyjaciele z kościoła, teściowie Jen i jej matka - jej pełna ekscytacji, zapłakana matka. Nikt nie powiedział nic o dwójce, która zaginęła. Jen nie chciała o nich myśleć i skupiła się na ludziach, którzy byli tutaj, trzymając balony, wymachując ręcznie wykonanymi znakami.

Witaj w domu, Jubilee!

Mając między sobą okrągły, twardy brzuch Leah, nadal ściskała ramię Jen. Trzymała się mocno, podczas gdy Jen przenosiła ciężar ciała z jednej nogi na drugą, jej oddech był płytki w klatce piersiowej, jej pachy były wilgotne od potu, jej umysł wirował od nieuformowanych myśli. Nick i Jubilee przeszli już przez odprawę celną w Dulles. Teraz musieli tylko przejść przez mostek odrzutowy i terminal.

Jej oczy przeszukiwały tłum.

Leah stała na palcach, rozglądając się po podróżnych idących w ich stronę. Starsza kobieta ciągnąca za sobą kwiecistą torbę. Azjatycka para i mała dziewczynka skacząca między nimi z plecakiem Hello Kitty podskakującym na jej ramionach. Mężczyzna na wózku inwalidzkim noszący kaniulę i czapkę z daszkiem Wake Forest, pchany przez dżentelmena o budowie jak linebacker.

Nagle uścisk Leah się zacisnął.

Bo nagle pojawił się on.

Jej mąż.

I była tam ona.

Jej córka.

Ręka w rękę.

Nick złapał wzrok Jen w oddali.

Skupisko rodziny i przyjaciół wokół niej przesunęło się. Podnieśli w górę swoje znaki i zaczęli wiwatować.

Mała dziewczynka podniosła głowę.

Nick wskazał w ich kierunku.

Leah puściła ramię Jen i zakryła jej usta. A Jen, nie mogąc utrzymać własnego ciężaru, opadła na kolana.

Nick szepnął coś do dziewczyny, którą Jen tak rozpaczliwie kochała z daleka przez ostatnie trzy lata. Jubilee zawahała się przez najmniejsze sekundy, a potem pognała w dół terminalu lotniska. Jedną ręką ściskając talię swoich dżinsów, wbiegła prosto w czekające ramiona Jen. Ich ciała zderzyły się, odrzucając Jen do tyłu. Ale ona nie upadła. Zamortyzowała uderzenie, gdy Jubilee owinęła swoje chude ramiona wokół szyi Jen, a swoje chude nogi wokół talii Jen. Ze szlochem wyrywającym się luźno z najgłębszej części jej duszy, Jen stała i przycisnęła małą dziewczynkę do siebie.

Koszmar się skończył.

Jej modlitwy zostały wysłuchane.

Jej córka była w domu.

I Jen nigdy, przenigdy nie pozwoliłaby jej odejść.

To były słowa, które szeptała - raz po raz. Jen wlała je, z całą miłością w sercu, prosto do ucha swojej małej dziewczynki.

Camille Gray położyła dłonie na skroniach i uniosła się, obserwując w lustrze, jak bruzda między brwiami rozciąga się i wygładza. Teraz, gdyby tylko mogła sprawić, że jej twarz pozostanie taka sama.

"Co robisz?" zapytała Paige. Siedziała na dywaniku w łazience w swojej ulubionej kociej piżamie, jej świeżo umyte włosy opadały kaskadami na plecy. Przerwała czesanie pasującej grzywy swojej lalki, układ strojów i akcesoriów American Girl na podłodze wokół niej.

"Podróżuję w czasie, do krainy przed zmarszczkami". Camille pochyliła się bliżej lustra. Nie sądziła, że spędziła życie, marszcząc brwi, a jednak w wieku czterdziestu trzech lat linia wyryła się na jej skórze. Puściła twarz. Bruzda wróciła na swoje miejsce. "Twoja matka się starzeje".

"Nie stary, mamo. Mądra," ćwierknęła Paige.

Camille roześmiała się. Podobnie jak ona, Paige miała długą pamięć. Kiedy w przedszkolu - ponad dwa lata temu - Paige zwracała uwagę na fakt, że Camille jest tam najstarszą mamą, Camille żartobliwie upierała się, że nie jest najstarsza, tylko najmądrzejsza.

Jej córka rozprostowała nogi i podeszła do próżności, po czym położyła ręce na blacie i podniosła się tak, że jej bose stopy zwisały nad kafelkową podłogą. "Twoja sukienka jest ładna".

"Dziękuję, kochanie".

"Twoje kolczyki są po prostu piękne".

Camille uśmiechnęła się do niej, odkręcając szminkę. Paige wyraźnie o coś zabiegała.

"Czy chciałabyś założyć moją tiarę?".

"To może być trochę przesadzone, nie sądzisz?" Camille znów pochyliła się blisko lustra, żeby się nie rozmazać.

Za nimi rozległo się pukanie do drzwi.

Zauważyła swojego męża w odbiciu lustra i zrobiła podwójne ujęcie. Ostatnio często to robiła. Dwa i pół miesiąca temu świętowali czterdzieste siódme urodziny Neila. Kiedy wpadło mu w oko zdjęcie, które Camille pstryknęła, jak zdmuchuje świeczki w swoim ciasteczkowym torcie, zapytał z uzasadnionym przerażeniem: "Czy ja naprawdę jestem taki łysy?".

Nie był.

To był zły kąt.

Ale następnego dnia dołączył do siłowni CrossFit i zmienił się w jednego z tych ludzi, z których kiedyś się nabijali. Kupił nawet koszulkę z jednym z tych żartów CrossFitowych, które mogli zrozumieć tylko ludzie w CrossFit. Neil wszedł w to tak, jakby ćwiczenia i dieta Paleo mogły przywrócić mu gęste włosy. To nie. Przywróciło jednak jego ciało z czasów studiów - to, które miał, gdy on i Camille spotkali się po raz pierwszy, a on był na stypendium wioślarskim w Brown. Transformacja nastąpiła szybko, tak jakby dodatkowe kilogramy, które nosił w środku przez ostatnie dziesięć lat, były niczym więcej niż nowym stylem, który postanowił przymierzyć na chwilę - niefortunnym dodatkiem, który według niego wyglądał dobrze, ale nigdy nie pasował do niego na początku.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Crystal Ridge"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści