Zanim będzie za późno

Rozdział pierwszy

Rozdział pierwszy 

Gdzie ona jest? 

Chowając się w cieniu przed małym białym bungalowem Olivii Cruz, sprawdził zegarek. Była już prawie dziesiąta. Przez ostatnie kilka tygodni Olivia wychodziła z domu w czwartkowe wieczory około piątej i wracała przed dziewiątą trzydzieści. Powinna być już w domu. Chyba że zmieniła swoją rutynę. 

Skrzyżował ramiona i postukał palcem wskazującym w podbródek. 

Może w ogóle nie wracała dziś do domu. Od czasu do czasu spędzała noc w domu swojego chłopaka. Czasami chłopak spał tutaj, ale w czwartkowy wieczór to się nie zdarzało. 

Dał jej kolejne dwadzieścia minut. Gdyby się nie pojawiła, wróciłby do swojego vana. Zostawił pojazd w parku oddalonym o około milę i pobiegał do domu Olivii. Na razie było mu wygodnie i miał dobrą pozycję w pobliżu jej garażu. Sześciostopowy odcinek ogrodzenia na frontowym rogu bungalowu osłaniał śmietnik przed przechodniami i zapewniał mu doskonałą kryjówkę. Wrześniowa noc miała przyjemny trzask. Zerknął za drewniany panel i przeskanował ulicę. Podmiejska okolica była wystarczająco cicha, by usłyszeć delikatne dźwięki nocy. Bryza szeleściła martwymi liśćmi na trawie, a w oddali szczekał pies. 

Światła reflektorów przejechały po asfalcie, gdy samochód skręcił na ulicę. Podniecenie i nerwy rozgrzały jego krew. 

Czy to ona? 

Wziął długi, głęboki wdech pachnącego dymem drzewnym powietrza i kontrolował rytm serca. Studiował swój cel i zaplanował noc z drobiazgową precyzją. Wczoraj zebrał kamery monitoringu, które podłożył kilka tygodni wcześniej. Zaprojektowane, by łapać złodziei kradnących paczki z drzwi, wyglądały jak skały krajobrazowe. Dzięki sześćdziesięciodniowej żywotności baterii i transmisji komórkowej, kamery pozwalały mu na zdalne monitorowanie aktywności Olivii. Kamery i mnóstwo dobrej, staromodnej obserwacji z jego furgonetki i szopy w pustym domu za nią - pozwoliły mu stworzyć dokładny obraz jej codziennej rutyny. 

Nie chciał ryzykować. 

Zbliżał się pojazd. Biały Prius. Samochód Olivii. Była w domu. 

Był włączony. 

Skręcił kark i wyciągnął z kieszeni rękawiczki. Po ich naciągnięciu otworzył lekki plecak biegowy, w którym nosił rolkę taśmy klejącej, długość liny, maskę i nóż. Jego palce prześledziły zarys zakręconej strzykawki w kieszeni piersiowej kurtki. 

Miał wszystko, czego potrzebował. 

Wyciągnął z plecaka maskę i założył ją. W mało prawdopodobnym przypadku, gdyby mu się nie udało, jego tożsamość musiała być chroniona. Przygotował się na każdą ewentualność. Posiadanie planu B było równie ważne jak planu A. Nie mógł dać się złapać. 

Brama garażowa zwinęła się, a wnętrze rozjaśniło się. Prius skręcił na podjazd bungalowu Olivii i wjechał do garażu. Nasłuchując, pochylił się na kulach stóp i czekał. 

Wyczucie czasu było kluczowe. 

Wewnątrz garażu drzwi samochodu otworzyły się, a potem zamknęły. Obcasy Olivii stuknęły o beton. Wyobraził sobie, jak przechodzi przez podłogę do drzwi prowadzących do domu, a następnie jednocześnie otwiera drzwi i sięga po przycisk na ścianie. Zamontowany do sufitu otwieracz drzwi garażowych kliknął i zabrzęczał. Chwilę później drzwi zaczęły się staczać. Usłyszał, jak zamykają się drzwi wewnętrzne. Jak większość ludzi, Olivia weszła do środka, zanim brama garażowa całkowicie się zamknęła. 

Gdy się opuściły, schylił się i przeszedł nad czujnikiem czerwonych oczu do garażu. Nie miał czasu do stracenia. Olivia rozbroiłaby swój system bezpieczeństwa za pomocą pilota z samochodu, zanim weszłaby do domu. Z obserwacji ostatnich kilku tygodni wiedział, że zanim wygrzebie z kieszeni breloczek, wejdzie do kuchni, odłoży torebkę, zdejmie kurtkę i buty. Miał co najmniej sześćdziesiąt sekund na dostanie się do środka, zanim reaktywuje system - gdy on będzie już w domu. Olivia czasami budziła się i przemierzała swój dom w środku nocy, więc wiedział, że nie używała czujników ruchu, kiedy była w domu. 

Odliczając sekundy, szedł w stronę drzwi, jego buty do biegania cicho stąpały po podłodze. Jego palce zamknęły się wokół gałki i delikatnie ją przekręcił. Pchnął lekko i otworzył drzwi na centymetr. Przyciskając oko do szpary, zajrzał do środka. Pralnia była pusta, a z przyległej kuchni sączyło się tylko słabe światło. To była ta część, której nie był w stanie zaplanować. Nigdy wcześniej nie był w jej domu. Znał tylko podstawowy układ pomieszczeń z tego, co mógł zobaczyć przez okna. 

Pchnął drzwi dalej, wsunął się przez otwór, po czym zamknął je bezdźwięcznie za sobą, upewniając się, że powoli zwolnił gałkę. Potem stanął i nasłuchiwał. Z pralni do kuchni prowadziły drzwi. Wyłożone białą boazerią drzwi między pokojami stały otworem. Kilka oddechów później delikatne piknięcie zasygnalizowało reaktywację systemu alarmowego, a on usłyszał, jak Olivia porusza się w kuchni. Zbliżały się kroki, a pot wystąpił mu pod pachami. Zerknął dookoła, szukając miejsca, w którym mógłby się ukryć. Po drugiej stronie pokoju była szafa, ale nie zdążyłby. Bicie serca dudniło mu w uszach, gdy wsunął się za otwarte drzwi pralni, a potem przycisnął plecami do ściany. 

Potem czekał. 

W razie potrzeby mógł ją tu obezwładnić, ale to nie było idealne rozwiązanie. Olivia wyglądała na drapaczkę. Walczyłaby z nim. On wolał szybko i łatwo. 

Jej cień przemknął przez drzwi, a kroki znów się wycofały. Usłyszał dźwięk otwieranej i zamykanej lodówki. 

Zrobił wydech. 

Kolejne drzwi otworzyły się dalej w głębi domu. Olivia szła do swojej sypialni. Przeszedł przez kafelki w kilku krokach i otworzył drzwi szafy. Była pełna ciężkich zimowych butów i płaszczy. Idealnie. Nie otworzyłaby jej dziś wieczorem. 

Wsunął się do środka, by poczekać, aż w domu znów zrobi się cicho. 

Na to, że Olivia pójdzie spać. 

Na idealny moment, by zrealizować swój plan.




Rozdział drugi

Rozdział drugi 

Olivia Cruz wpatrywała się w swoją otwartą szafę. Ostatnią godzinę spędziła na układaniu ubrań na jesień. Technicznie rzecz biorąc, połowa września to wciąż lato, ale w ciągu ostatniego tygodnia pogoda w stanie Nowy Jork stała się chłodna. Liście zmieniały kolor i zaczynały opadać. W zeszłym tygodniu wyciągnęła flanelową piżamę. Dziś wieczorem przeniosła sandały na tylną półkę i ustawiła kilka par butów do kostek z przodu. 

Co teraz? Mogła rozdzielić bluzki według kolorów. 

To głupie. 

Jej szafa była już absurdalnie, bezlitośnie zorganizowana. 

Miała do podjęcia ważną decyzję, a zwlekała z nią od kilku dni. Wycofała się z garderoby i mocno zamknęła drzwi. Sen by pomógł. Ale ostatnio niewiele jej się udawało i ze zgrozą leżała w łóżku, wpatrując się w sufit przez kolejną noc. Rozmasowała guzek niestrawności za mostkiem i ruszyła do łazienki w poszukiwaniu środka zobojętniającego. 

Cotygodniowa kolacja z rodziną odwróciła jej uwagę wcześniej wieczorem. Jej matka podała frijoles negros, ulubione tradycyjne danie kubańskie Olivii. Olivia przesadziła z jedzeniem i w chwili, gdy opuściła dom rodziców w Albany, by wrócić na godzinę do Scarlet Falls, jej badania nad prawdziwą zbrodnią powróciły do jej umysłu i wzburzyły żołądek. 

Żując środek zobojętniający, zastanawiała się nad swoim oszałamiającym odkryciem. Implikacje tego, czego się dowiedziała, jeszcze bardziej zamieszały w jej brzuchu czarną fasolę i ryż. Jako dziennikarka, jej zadaniem było poszukiwanie prawdy, a nie zabawa w sędziego czy ławę przysięgłych. Ale gdyby zdecydowała się na dochodzenie i opublikowanie tej prawdy, inni ludzie mogliby zapłacić cenę za jej rewelacje - być może swoim życiem. 

Jej nowa propozycja książki była już spóźniona, ale sytuacja Olivii wydawała się nie do wygrania. Ignorowanie prawdy było sprzeczne z jej wszystkimi zasadami. Podobnie było z narażaniem innych ludzi na niebezpieczeństwo. 

Ale jak duże było to ryzyko? Czy mogłaby żyć z odpowiedzialnością za śmierć choćby jednej niewinnej osoby? 

Obsesja na punkcie swoich badań przełożyła się na trzy kolejne noce bezsenności. Wystarczyło. Nie musiała podejmować tej decyzji sama. Potrzebowała perspektywy z zewnątrz. Zaniosła leki zobojętniające do sypialni, podniosła telefon z nocnej szafki i sprawdziła godzinę. Jedenasta. Wysłała SMS-a o treści CALL ME IF UR UP do Lincolna Sharpa, swojego... 

Słowo chłopak wydawało się głupie w ich wieku. Ona miała czterdzieści osiem lat. Lincoln miał pięćdziesiąt trzy. Spotykali się od kilku miesięcy, a noc spędzali razem raz lub dwa razy w tygodniu. Zakładała, że ich związek jest na wyłączność, choć nie rozmawiali o tym specjalnie. 

Etykiety nie były ważne dla żadnego z nich, ale kiedy widziała go lub dzwonił niespodziewanie, podniecenie i radość w jej krwi sprawiały, że czuła się jak nastolatka. Poza tym, że go pociągała, szanowała go zarówno osobiście, jak i zawodowo. 

Dlaczego więc zadręczała się swoją decyzją, zamiast zapytać go o zdanie? 

Lincoln posiadał i prowadził prywatną firmę detektywistyczną. Jako emerytowany detektyw policji, jego praktyczne doświadczenie z systemem prawnym i wiedza o zachowaniach przestępczych przewyższały jej doświadczenie. Ceniła jego spostrzeżenia i ufała, że zachowa jej badania w tajemnicy. Gdyby zdecydowała się kontynuować tę historię, i tak zatrudniłaby jego firmę do pomocy w śledztwie. Równie dobrze mogła go wprowadzić na pokład już teraz. 

Burknęła. Niestrawność zaczęła wypalać jej drogę w górę przełyku. Przeżuła drugi antacid, którego kredowy smak oblepił jej usta. Sięgnęła po szklankę wody na nocnej szafce i upiła łyk. 

Kilka sekund później zadzwonił jej telefon, a ona nacisnęła "Odbierz". 

"Czy wszystko w porządku?" Lincoln zapytał zmartwionym tonem. Jej późnonocny tekst był nietypowy. 

"Tak," zapewniła go Olivia. 

"Przepraszam, że znowu przegapiłem kolację z twoimi rodzicami," powiedział. "Zawinąłem swoją sprawę dzisiaj wieczorem. Powinienem być w stanie przygotować kolację w przyszłym tygodniu". 

Nie mówił wiele o pracy, co było w porządku. Rozumiała jego profesjonalizm i doceniała jego potrzebę zachowania poufności klienta. Ale wspomniał, że sprawa wymagała dużej ilości wieczornej obserwacji. 

"Oni rozumieją" - powiedziała. "Zadzwoniłam, bo utknęłam w swoich badaniach i chciałabym poznać twoją opinię. Czy jest pan wolny gdzieś jutro po południu? Mogę przyjść do twojego biura." 

"Jasne." Zainteresowanie rozjaśniło jego głos. "Ile czasu mam sobie zablokować?" 

"Godzina powinna wystarczyć." Rozważyła jego współpracowników. Partner biznesowy Lincolna, PI Lance Kruger, i narzeczona Lance'a, obrońca Morgan Dane, również mogliby zapewnić użyteczny wgląd w dylemat Olivii. Szczególnie pomocne mogłyby być porady prawne Morgana. "Chciałabym poznać również przemyślenia Morgana i Lance'a. Czy mógłbyś sprawdzić, czy są dostępni?". 

"Poczekaj. Pozwól mi sprawdzić ich cyfrowe kalendarze." Linia ucichła na kilka oddechów. "Lance powinien być po południu. Morgan ma spotkanie z klientem o dziewiątej rano. Jej kalendarz jest czysty przez resztę dnia. Co powiesz na to, żebym umieścił cię w miejscu o 13:00?". 

"Doskonale." Olivia opuściła telefon i zrobiła notatkę w aplikacji kalendarza. "W takim razie widzimy się jutro". 

"Wiesz, kiedy wysłałaś SMS-a"- głos Sharpa pogłębił się-"miałem nadzieję, że to był booty call". 

Mały dreszcz popędził przez nią, po czym nastąpiło kolejne beknięcie. Olivia potarła ogień za mostkiem. "Dzisiejszy wieczór nie jest dobry. Zjadłam o wiele za dużo jedzenia mojej matki". 

Parsknął. "To się zdarza. Ona jest niesamowitą kucharką." 

"W dodatku muszę wstać wcześniej, żeby zabrać ją do lekarza." Matka zaproponowała jej kanapę na noc, ale Olivia wolała własne łóżko. 

"Czy wszystko w porządku?" zapytał. 

"Martwi się o separację mojej siostry, a jej ciśnienie krwi wzrosło. Lubi mnie przy niej jako dodatkowy zestaw uszu". 

"Ma to sens. W takim razie widzimy się jutro. Odpocznij trochę i poczuj się lepiej." 

"Dobranoc." Olivia opuściła telefon. 

Zadowolona, że pomoże jej podjąć decyzję, wsunęła się do łóżka i wzięła książkę. O północy nadal nie była senna. Odłożyła książkę i przekierowała swój umysł. Lincoln uczył ją medytacji. Zamykając oczy, skoncentrowała się na oddechu. Wyczarowała w umyśle obraz plaży i zsynchronizowała oddech z falami. Na początku miała problemy z koncentracją, ale w końcu jej ciało poczuło się ciężkie. 

Olivia drgnęła, jej serce zaczęło bić szybciej, pot zwilżył jej koszulkę. 

Co to było? 

Rzut oka na zegar na nocnej szafce powiedział jej, że minęły godziny. Czuła się tak, jakby dopiero co zamknęła oczy, ale musiała zasnąć. Przeskanowała ciemność swojej sypialni. Jej wzrok padł na komodę i krzesło. Czy słyszała coś prawdziwego, czy to był sen? 

Skoncentrowała się, wsłuchując się mocno w dźwięki domu, ale nie usłyszała nic niezwykłego. Grzmot i szum sygnalizowały włączenie się grzejnika. Gorące powietrze wydmuchiwało się z podłogowego otworu wentylacyjnego i poruszało żaluzjami, które wisiały nad jej oknami. 

Alarm nie włączył się. Sięgnęła po komórkę. Było zdecydowanie za wcześnie, by wstawać na cały dzień. Sprawdziła dwukrotnie aplikację systemu bezpieczeństwa w telefonie. Dom był bezpieczny. Musiała wrócić do snu. 

Przesunęła nogi pod kołdrę, zamknęła oczy i próbowała ułożyć się wygodnie. 

Coś zaszumiało. Jej oczy otworzyły się z trzaskiem. Duży kształt pędził w jej stronę. Ciężkie ciało wylądowało na niej, przyszpilając ją do materaca. Masa i rozmiar napastnika sprawiały wrażenie męskich. Szarpała się i próbowała go odepchnąć, ale jej ręce i nogi były uwięzione, bo on ją rozłożył. Była wtulona w kołdrę jak owinięte w folię dziecko. Miała zwężone gardło. Nie mogła krzyczeć. 

Panika przetoczyła się przez jej krwiobieg, gdy wpatrywała się w ciemnego napastnika górującego nad nią. Jego twarz wydawała się zniekształcona, rysy jaśniejsze i bardziej płaskie niż zwykle. Miał na sobie maskę. 

Z przerażeniem rozpoznała w nim Michaela Myersa z filmu "Halloween". 

Błysk przerażenia wstrząsnął jej kręgosłupem. Wdychała, przygotowując się do wydobycia krzyku z zaciśniętego gardła. 

On uderzył ją w twarz. Ból, jasny i ostry, przeszył jej kości policzkowe, ale zniknął w ciągu kilku sekund, gdy adrenalina podskoczyła. Krzyk zamarł w jej piersi. 

Pomachał nożem przed jej twarzą, a potem przycisnął palec w rękawiczce do gumowych warg maski. "Ciii." 

Olivia znieruchomiała. Biorąc pod uwagę ich pozycje, i tak nie mogła się ruszyć, a było mało prawdopodobne, by sąsiad mógł usłyszeć jej krzyk, nie przy jej izolowanych oknach. 

Udawaj, że współpracujesz. Czekać na okazję. 

Instynkt podpowiadał jej, żeby się bronić, ale on wyłączył zarówno jej reakcję ucieczki, jak i walki. Puls odbijał się echem w jej uszach, każde uderzenie serca uderzało w jej piersi. Jej oddechy były szybsze, aż prawie się hiperwentylowała. 

Co on zamierzał zrobić? 

Zdjąwszy swój mały plecak, rzucił go na łóżko obok niej i rozpiął. Wkładając nóż do kieszeni, przeniósł ciężar ciała z kolan na kolana i wyszarpnął jej ręce po kolei spod kołdry. W jednej ze swoich dłoni trzymał oba jej nadgarstki. Próbowała się wyrwać, ale jej nadgarstki były cienkie, a jego chwyt pewny. Wyciągnął coś ze swojej torby, a świeży strach przejechał przez nią. Przełknęła metaliczny smak, kiedy owinął taśmę klejącą wokół obu jej nadgarstków. Kiedy jej ręce były już związane, przyłożył kawałek taśmy do jej ust. 

Z jej oczu popłynęły łzy. Jej nos się zatkał. Nie mogła wciągnąć wystarczająco dużo powietrza tylko przez nos. Miała zawroty głowy. Czy mogła się udusić z zakrytymi ustami? Jej wzrok stał się niewyraźny. Przed jej oczami pojawiły się plamy. 

Musiała kontrolować swój oddech. Głos Lincolna odbił się echem w jej umyśle. Wdech, dwa, trzy, cztery. Przytrzymaj, dwa, trzy, cztery. Wydech, dwa, trzy, cztery. Po trzech cyklach oddechowych jej wzrok się oczyścił. 

Intruz zszedł z łóżka i zerwał koce z jej ciała. Pod flanelowymi spodniami od piżamy i bluzą Olivia zadrżała, walcząc z paniką, która groziła jej osłabieniem. Cokolwiek zamierzał zrobić, musiała być gotowa na reakcję. Jeśli zamierzał ją zgwałcić, musiałby zdjąć z niej ręce, żeby rozpiąć spodnie. Nie wykonał jednak żadnego ruchu w tym kierunku. Zamiast tego związał jej kostki taśmą klejącą. 

Mięśnie Olivii zesztywniały. Gdyby zamierzał ją zabić, już by to zrobił, prawda? 

Podczas gdy ona walczyła z paniką, on wydawał się spokojny. Jego ruchy były sprawne i płynne, wyliczone, jakby po prostu wykonywał jakiś obowiązek. Nie spieszył się i nie wyglądał na podekscytowanego. 

Może po prostu chciał obrabować dom. Zachowywał się niemal profesjonalnie. Rozkwitła w niej nadzieja. Nie obchodziło ją, co zabrał, byle tylko wyszedł. 

Proszę. 

Znów pokazał jej nóż i szepnął: "Nie ruszaj się". 

Zamarła. Stojąc obok łóżka, podniósł jej telefon komórkowy i pilot do systemu bezpieczeństwa, który ustawiła na nocnej szafce. Wsunął oba przedmioty do kieszeni, po czym zapiął plecak i założył go. 

Weź, co chcesz, i idź. 

Olivia trzymała się zupełnie nieruchomo i starała się nie wydawać żadnych dźwięków - starała się, żeby zapomniał, że w ogóle tam była. Nie dałaby mu żadnego powodu, żeby ją skrzywdzić. 

Ale on odwrócił się, by znów stanąć przed nią. Jego oczy były ukryte za ciemnymi otworami w masce. Raczej czuła niż widziała jego spojrzenie. W jej gardle zabrzmiał głęboko skrzek. 

Nie. 

Proszę. 

Pochylił się, złapał ją za ramiona i przyciągnął do pozycji siedzącej na brzegu łóżka. Prawda spłynęła na Olivię jak lodowata woda. Nie był tam dla jej rzeczy. 

Był tam dla niej. 

Nagle jego spokój był raczej przerażający niż uspokajający. Miał zamiar zabrać ją gdzieś indziej. 

Niedawno skończyła pisać książkę o mordercach i porwaniach. Jedna myśl zdominowała jej mózg: nie mogła pozwolić, by zabrano ją w miejsce, gdzie miał czas i prywatność, by zrobić z nią, co tylko zechce. 

Większość ofiar zabranych w drugorzędne miejsce nie przeżywała. 

W tym momencie nie miała nic do stracenia. Musiała walczyć. 

Olivia strzeliła obiema rękami w jego twarz, ale maska chroniła jego skórę. Chwycił za jej nadgarstki. Wyszarpnęła je z jego chwytu i ruszyła na jego oczy. Zamachnął się, co było automatyczną reakcją. Olivia kopnęła obiema nogami, ale miała na sobie tylko skarpetki. Kiedy jej palce uderzyły w jego cięższą kość goleniową, ból przeszył jej stopy. Z ledwie słyszalnym stęknięciem odsunął się na bok, zatrzymując jej stopy między swoimi nogami. 

Ponownie zaatakowała jego twarz, tym razem rozdzierając krawędź maski, próbując zerwać ją z jego twarzy. Jej paznokieć zaczepił się o maskę. Kawałek gumy oderwał się, a ona poszła po miękkiej skórze jego szyi. Paznokcie musnęły jego skórę, a on wzdrygnął się. Jego ciało napięło się, złość po raz pierwszy promieniowała w jego postawie. 

Wyciągnął rękę do tyłu i uderzył ją jabłkiem. Jego pięść spotkała się z jej twarzą. Nawet gdy ból rozkwitł w jej policzku, a wzrok pociemniał, zrozumiała, że się powstrzymał. Mógł ją uderzyć znacznie mocniej. 

Uchylił się i przeciągnął ją przez ramię. Jej ręce i górna część ciała zwisały mu z pleców. Jego mały nylonowy plecak ocierał się o jej twarz. Oliwia zachwiała się, ale przytrzymał ją w miejscu twardą dłonią na jej plecach. Jego ramię wbiło się w jej brzuch, dodatkowo utrudniając jej oddychanie. 

Beznadzieja ogarnęła ją. Nie mogła nic zrobić. 

Była bezradna. 

Obijała się o jego plecy, gdy szedł korytarzem. Znał jej dom. Zbyt dobrze. Jak długo był z nią w środku? 

Przez jej umysł przebiegały szalone myśli. Szli w kierunku garażu. Miał zamiar porwać ją jej własnym pojazdem. 

Kiedy nie pojawiła się w domu matki i Sharp Investigations jutro - nie, dzisiaj - Lincoln zadzwoniłby. Gdyby nie odpowiadała, w końcu przyszedłby jej szukać. Jej torebka i samochód zniknęłyby. Poza zmiętą pościelą nic nie wskazywałoby na to, że została porwana. Musiała zostawić znak, że została porwana. 

Spiłowała ręce w przód i w tył, próbując się uwolnić. Nie udało się. Taśma wbiła się głębiej w cienką skórę jej nadgarstków. Frustracja i desperacja wzbierały w jej gardle i prawie ją zadławiły. 

Lincoln powiedział jej, że musi uaktualnić swój system bezpieczeństwa. Zaoferował nawet, że zrobi to za nią. Nie uważała tego za priorytet i zbyła go. Nie chciała mieć kłopotów, nawet tylko na dzień czy dwa. 

Teraz miała umrzeć. 

Może będzie miała szczęście, a on zabije ją szybko. 

W kuchni chwycił z wyspy jej torebkę i klucze. Używając pilota, wyłączył jej alarm. Następnie wszedł do pralni i zatrzymał się, by otworzyć drzwi prowadzące do garażu. Olivia sięgnęła w stronę ściany i chwyciła obiema rękami listwę wokół drzwi. Trzymała się tak mocno, jak tylko mogła. Z gniewnym szarpnięciem oderwał jej palce od drewnianej listwy. Ból wystrzelił z opuszki palca Olivii, gdy paznokieć się rozdarł. Czy ona krwawiła? Na wszelki wypadek jeszcze raz wyciągnęła ręce do przodu i przetarła palce po jasnobiałej farbie wykończeniowej. W ciemności nie mogła zobaczyć, czy zostawiła ślad. 

Zaniósł ją do garażu, po czym zamknął i zaryglował wewnętrzne drzwi. 

W ostatnim desperackim ruchu wyciągnęła prawy kolczyk i upuściła go na podłogę. Potem zrobiła to samo z lewym. 

Ale to było najlepsze, co mogła zrobić. Położył ją w części ładunkowej swojego samochodu. Prius nie miał bagażnika, tylko klapę. Mogłaby usiąść, ewentualnie zwrócić na siebie uwagę, gdy on będzie prowadził. Zanim jej nadzieje wzrosły, wyciągnął z plecaka linę i zawiązał ją wokół jej szyi. Zaciągnął ją na tyle mocno, że zagłębiała się w jej gardle. Następnie zmusił jej ciało do ciasnego skulenia i zacisnął linę wokół jej kostek i nadgarstków. 

Drgnęła, gdy ostre ukłucie igły uszczypnęło ją w udo. Strach wybuchł świeżo w jej umyśle. Wstrzyknął jej narkotyk. Wkrótce będzie naprawdę bezbronna. 

Coś miękkiego opadło na jej ciało i głowę. Dotknęła tego palcami. Lekka narzuta, którą trzymała nad oparciem kanapy? 

Pojazd przesunął się, gdy zamknął klapę bagażową. 

Olivia pokręciła się, testując ograniczenia. Najmniejszy ruch jej ciała zacieśniał pętlę na szyi. Gdyby spróbowała uciec, udusiłaby się. Musiałaby leżeć spokojnie i czekać, gdzie ją zabierze. Może później udałoby jej się uciec. Ale biorąc pod uwagę, jak łatwo ją złapał, szanse nie były dobre. Zaplanował dzisiejszy wieczór w najdrobniejszych szczegółach. Był przygotowany. 

Trzymała się myśli, że jeszcze jej nie zabił. Zadał sobie wiele trudu, by wziąć ją żywą. Ale dlaczego? 

Strach ścisnął jej żołądek, gdy ogarnęła ją senność. 

Może nie chciała wiedzieć, co jeszcze zaplanował. Nie żeby miała wybór. Cokolwiek miało się z nią stać, była bezradna, by temu zapobiec. 

Ale żaden plan nie był idealny. Nie mogła się poddać. 

Na razie mogła jedynie mieć nadzieję, że Lincoln przyjdzie jej szukać. 

I że dopóki jej nie znajdzie, uda jej się przetrwać.




Rozdział trzeci

Rozdział trzeci 

Obrońca Morgan Dane wprowadziła Lenę Olander do swojego biura. 

Wodnisto-niebieskie oczy kobiety miały czerwone obwódki i były spuchnięte. Brzydko płakała. 

Morgan poczuła się winna. "Czy chciałaby pani kawy lub herbaty, pani Olander?" 

"Nie. Dziękuję." Pani Olander trzymała w obu rękach małą brązową torebkę. Miała na sobie ciemne dżinsy i jasnoniebieski sweter. Wyczerpane, proste włosy okalały jej ramiona, a trzy cale od nasady była wyraźna linia, która wskazywała, że nagle przestała farbować swoje siwe włosy na blond. "Muszę wrócić na farmę przed lunchem. Kennett nie wie, że tu jestem. Nie pochwaliłby tego." 

"Kennett to twój mąż?" zapytał Morgan. 

Głowa pani Olander pochyliła się w napiętym ukłonie. "Lubi swoje posiłki na czas". 

"Posiadacie farmę mleczną, prawda?" Morgan wygooglowała rodzinę. Olander Dairy była średniej wielkości rodzinną komercyjną farmą mleczną. 

"Tak." Wzrok pani Olander krążył po biurze bez skupienia. 

Morgan zamknęła drzwi i gestem wskazała dwa krzesła dla gości, które stały naprzeciwko jej biurka. "Proszę usiąść". 

Pani Olander rozsiadła się w fotelu, jakby każda kość i mięsień w jej ciele bolały. Chociaż była wysoka, miała szerokie ramiona i wyglądała na kobietę po pięćdziesiątce, zachowywała się słabo. Jej górna część ciała wygięła się do przodu, jakby chroniąc swoje ważne organy przed ewentualnym atakiem. 

Morgan okrążył jej biurko i usiadł. "Co cię sprowadza do mojego biura?" 

"Chcę panią zatrudnić". Pani Olander postawiła torebkę na kolanach, jej palce zagłębiły się w brązową skórę jak szpony raptora. Otworzyła torebkę, wyjęła chusteczkę i przetarła oczy, krzywiąc się lekko, jakby były obolałe. "Przepraszam". 

"Nie ma za co przepraszać". Praca Morgana polegała na przeprowadzaniu ludzi przez niektóre z najbardziej traumatycznych okresów w ich życiu. 

Pani Olander prychnęła. "Czy zna pani sprawę Erika?" 

"Znam główne szczegóły". Morgan przewertowała kilka artykułów. 

Kilka tygodni wcześniej, Erik Olander został skazany za zamordowanie swojej żony, Natalie. Proces przykuł uwagę mediów na cały tydzień. 

"Mój syn jest niewinny. Erik nigdy nie zabiłby Natalie. Kochał ją." 

"Został skazany za uduszenie jej sznurem od lampy". 

"On tego nie zrobił. Jakiś mężczyzna włamał się do ich domu i zabił Natalie. To było jak ten film z Harrisonem Fordem". Pani Olander zakreśliła ręką w powietrzu. "Ten, gdzie grał lekarza, który został fałszywie oskarżony o zabicie swojej żony". 

"Uciekinier?" 

"To jest to." Pani Olander przytaknęła. 

"Natalie szukała w bibliotece schronisk dla ofiar przemocy domowej dzień przed swoją śmiercią". 

Fakt, że Natalie korzystała z komputera w bibliotece sugeruje, że jej mąż monitorował jej aktywność w Internecie. 

"Była chora psychicznie". Odpowiedź pani Olander brzmiała jak przećwiczona. 

"U Natalie nigdy nie zdiagnozowano choroby psychicznej", powiedziała Morgan. 

"Nie, ale zawsze była skoczna jak jeleń. Musiała mieć stany lękowe". 

"Prokurator odmalował związek Erika i Natalie jako obraźliwy, a kilku świadków zeznało, że bała się pani syna". 

"Nigdy nie widziałam żadnych siniaków". Pani Olander spojrzała na podłogę i mocno potrząsnęła głową. Czy próbowała przekonać samą siebie? "Miała paranoję". 

Morgan ścigał sprawy dotyczące przemocy domowej. Niektórzy mężczyźni byli bardzo sprawni w niepozostawianiu widocznych śladów, ale nie kłóciła się z kobietą. 

"Zasłużył na sprawiedliwy proces". Czerwone plamy zabarwiły ostre kości policzkowe pani Olander. "Jego prawnik ledwo się starał. Chciał, żeby Erik przyznał się do winy. Teraz mówi, że ma kogoś, kto recenzuje proces Erika, ale wydaje się, że stracił zainteresowanie. Nie odbiera moich telefonów." 

Morgan w artykułach, które czytała, nie widziała nic, co wskazywałoby na to, że sprawa była w jakikolwiek sposób kontrowersyjna. Ława przysięgłych obradowała tylko przez kilka godzin, zanim wydała werdykt o winie. 

"Dlaczego uważasz, że proces Erika był niesprawiedliwy?" zapytała Morgan. 

Prawdopodobnie poradziłaby Erykowi, żeby również przyjął ugodę. Sprawa przeciwko niemu była solidna. Mógł otrzymać dwadzieścia pięć lat zamiast dożywocia. Miał dopiero trzydzieści dwa lata. Miałby jeszcze kilka lat po odbyciu kary. Skazano go na dożywocie bez możliwości zwolnienia warunkowego. 

Pani Olander zacisnęła usta. "Ponieważ przewodniczący ławy przysięgłych nie ujawnił faktu, że była ona ofiarą przemocy domowej". 

"Skąd to wiesz?" Morgan zrobiła notatkę na swoim prawniczym notatniku. 

"Była przesłuchiwana w zeszłym tygodniu". Podbródek pani Olander podniósł się. "Gospodarz programu telewizyjnego wykonał lepszą robotę badając jej pochodzenie niż sąd". 

Sąd nie badał pochodzenia każdego przysięgłego. Potencjalni przysięgli wypełnili krótki kwestionariusz i zostali przesłuchani podczas wyboru ławy przysięgłych w procesie znanym jako voir dire. 

"Bycie ofiarą przemocy domowej nie dyskwalifikowałoby jej automatycznie z zasiadania w ławie przysięgłych" - wyjaśnił Morgan. 

Na ustach pani Olander przeciągnęła się głęboka, przygnębiająca zmarszczka. "Cóż, powinno". Jej oczy zamgliły się. "Jak mogła być sprawiedliwa wobec mojego Erika?". 

Chociaż przysięgli z osobistą historią przemocy domowej mogliby utożsamić się z Natalie, nie było to raczej oczywiste. Sytuacja nie była tak oczywista, jak sądziła pani Olander. Pewnie obejrzała zbyt wiele odcinków "Prawa i porządku". W prawdziwym życiu sale sądowe były o wiele mniej dramatyczne. 

"Przysięgła zostałaby zapytana, czy w jej przeszłości było coś, co czyniłoby ją niezdolną do bycia bezstronną" - powiedział Morgan. 

"Najwyraźniej skłamała". Pani Olander ponownie przetarła oczy chusteczką. "Wyrok skazujący mojego syna powinien zostać obalony". 

"To nie jest takie proste. Nawet gdyby pochodzenie ławnika okazało się podstawą do apelacji, najlepszym możliwym rezultatem dla Erika byłby nowy proces. Sąd nie uwolniłby go tak po prostu." 

Ramiona pani Olander załamały się. "Cóż, powinien. Kobieta ukryła swoje pochodzenie. Jeśli to nie wystarczy, by obalić jego wyrok, to co nim jest?". 

"Nie ma doskonałych ławników," powiedział Morgan. "Jest to zrozumiałe dla sądu. Każda osoba, która służy w ławie przysięgłych, przynosi ze sobą życiowe doświadczenie. Sąd prosi jedynie, aby przysięgli wchodzili do każdej sprawy z otwartymi umysłami i opierali swoje decyzje wyłącznie na dowodach przedstawionych na procesie." 

"To nie jest w porządku!" Pani Olander wypluła słowa. "Jak uprzedzony ławnik może nie być podstawą do apelacji?" 

"Nie powiedziałem, że to nie jest podstawa do odwołania, tylko że nie jest to pewność. Jak dawno temu miała miejsce rzekoma przemoc domowa ławnika?" 

"Nie pamiętam dokładnie". Pani Olander potarła kciukiem mosiężne zapięcie swojej torebki. "Może dwadzieścia lat lub więcej. Jakie to ma znaczenie?" 

"To bardzo dawno temu. Ławniczka mogła naprawdę wierzyć, że może być bezstronna". 

"To niemożliwe." 

Czy pani Olander mówi z osobistego doświadczenia? 

Morgan odpuścił i zmienił temat. "Jaka jest wasza sytuacja finansowa? Obrona Erika musiała być kosztowna". 

"Tak, była." Marszczenie pani Olander prawie spotkało się z linią jej szczęki, a jej opuchnięte oczy były ponure. "A biznes od lat nie jest dobry. Małe gospodarstwa, takie jak nasze, są wyciskane z rynku. Tylko duże operacje mogą przetrwać". 

"Sprzedała pani gospodarstwo." 

Pani Olander przytaknęła. "Wzięliśmy kredyt hipoteczny, aby zapłacić za początkową obronę Erika, ale to nie wystarczyło. Nie mogliśmy nadążyć z nowymi rachunkami za adwokata i dokonać spłat hipoteki. Mamy zaległości we wszystkim. Mieszkaliśmy w tym domu przez dwadzieścia pięć lat, ale prawda jest taka, że krowy ledwo zarabiały na wyżywienie. Musimy się wkrótce wyprowadzić. Myślałem, że będzie mi zależało, ale nie zależy." 

"Apelacje wymagają dużych ilości badań prawnych i pisania długich, zawiłych briefów, co przekłada się na wiele rozliczanych godzin. Apelacja byłaby kosztowna." 

Oczy pani Olander były zrozpaczone. "Mój syn siedzi w celi więziennej i pozostanie tam do końca życia, chyba że coś zrobimy". 

Tak bardzo jak Morgan współczuła, matce dla matki, sprawa nie była dla niej odpowiednia. Otworzyła szufladę biurka i wyciągnęła mały notatnik. Napisała na nim nazwę większej firmy prawniczej w okolicy. Od czasu do czasu odsyłały klientów tam i z powrotem, w zależności od okoliczności. Niektórych klientów lepiej obsługiwał sklep z jednym prawnikiem, jak Morgana. Inni - jak odwołanie Erika Olandera - wymagali pełnego sztabu urzędników. 

Również pozorny brak żalu pani Olander po synowej wydawał się Morganowi nie na miejscu. Wszystko w tej kobiecie było nie tak. Instynkt Morgana mówił, że Erik Olander zabił swoją żonę w napadzie szału, dokładnie tak, jak opisał to prokurator i dowody. 

Wyrwała papier z podkładki i zaoferowała go pani Olander. "Apelacje nie są rodzajem spraw, którymi zwykle się zajmuję. Jestem prawnikiem procesowym. Pani potrzebuje prawnika od spraw apelacyjnych. To inny proces, który wymaga innego zestawu umiejętności. Dostaniesz najwięcej za swoje pieniądze, jeśli zatrudnisz adwokata, który specjalizuje się w apelacjach." 

"Odrzucasz mnie?" Pani Olander wpatrywała się w kartkę papieru, jakby miała ją ugryźć. 

"Tak. Naprawdę potrzebuje pani większej firmy". 

Pani Olander wzięła papier, trzymała go na wyciągnięcie ręki i zmrużyła oczy. Jej twarz opadła. "Oni już powiedzieli "nie". 

Bez wątpienia nie widzieli też nóg w odwołaniu. 

"Przykro mi." Morgan empatyzowała, ale nie mogła zmienić rzeczywistości dla pani Olander. 

Pani Olander położyła papier na biurku Morgan. "Byłaś moją ostatnią nadzieją. Widziałam cię w telewizji. Zawsze wydajesz się taka ... sprawiedliwa." Jej spojrzenie podniosło się, spotykając Morgana. Oczy pani Olander były wypełnione rozczarowaniem, smutkiem i bólem na tyle głębokim, że można w nich wyczuć bliznę na duszy. 

A jednak mówiła o swojej zmarłej synowej niemal z pogardą. Czy instynkt macierzyński zablokował jej uczucia do Natalie? A może sprawa jej syna wyssała panią Olander do tego stopnia, że nie miała już żadnych rezerw emocjonalnych? 

Pani Olander studiowała Morgana przez kilka uderzeń serca; potem jej usta zacisnęły się w bezkrwistą linię. "Co jestem ci winna za twój dzisiejszy czas?". 

"Dzisiejsze spotkanie było bezpłatną konsultacją". Morgan nie chciała niczego od biednej kobiety. 

"Dziękuję." Pani Olander wstała i schowała torebkę pod jedną pachę. "Mogłaś wziąć tę sprawę i nabić ogromny rachunek, ale byłaś ze mną szczera. Doceniam to." 

Odwróciła się i wyszła z biura Morgana sztywnym, bolesnym chodem pobitej kobiety. Potrzebując powietrza, Morgan odprowadził ją na korytarz. 

Drzwi do kolejnego biura były otwarte. Lance siedział za swoim biurkiem. Jednym spojrzeniem objął twarz Morgan i klientki, bez wątpienia odczytując też beznadzieję w mowie ciała pani Olander. 

Morgan odprowadził kobietę wzrokiem do wyjścia. Kiedy zamknęła drzwi i odwróciła się, w jego drzwiach pochylał się Lance. Sześć dwa, blondyn i buła, miał na sobie taktyczne cargo, przyciasną czarną koszulkę i Glocka. Wyglądał bardziej jak członek zespołu SWAT niż PI. Pomimo wyglądu badassa, jego niebieskie oczy były miękkie i zaniepokojone, gdy spotkały się z jej. 

"Czy wszystko w porządku?" zapytał. 

Morgan przytaknęła. Wynajmowała przestrzeń biurową od Sharp Investigations. Ponieważ jej sprawy często wymagały usług śledczego, taki układ był wygodny. Firma PI zajmowała dolną połowę dupleksu. Założyciel firmy, Lincoln Sharp, mieszkał na górze. 

Morgan skierowała się do kuchni na tyłach budynku. Nalała sobie szklankę filtrowanej wody z dzbanka w lodówce. Odwróciła się i oparła o ladę. Okno wychodzące na podwórko było otwarte, a chłodne powietrze wleciało do pokoju, przynosząc ze sobą zapachy spadających liści i dymu drzewnego. 

"Wyglądasz jakbyś potrzebowała czegoś mocniejszego niż woda". Lance odwrócił się i pochylił obok niej. Ich ramiona dotknęły się, jego kontakt uziemił ją jak zawsze. 

Mąż Morgan zginął w Iraku kilka lat wcześniej. Spędziła dwa lata pogrążona w depresji i żalu. W zeszłym roku ponownie połączyła się z Lance'em, z którym spotykała się krótko w szkole średniej. Ich spotkanie przerodziło się w związek pełen miłości i szacunku. Wiosną zeszłego roku poprosił ją o rękę. Każdego dnia była wdzięczna, że dostała drugą szansę na miłość. 

Morgan westchnął. "To był ciężki okres." 

"Czego chciała?" 

Morgan podsumował spotkanie w kilku zdaniach. "Mogłem wziąć tę sprawę. Wymagałoby to maratonu nadgodzin, ale jestem w stanie złożyć apelację. Wynagrodziłbym ją za ułamek tego, co kosztowałby prawnik zajmujący się sprawami apelacyjnymi w dużej firmie". Wątpliwości wkradły się do piersi Morgana. 

Jako była prokurator, wciąż przystosowywała się do bycia po stronie obrony na sali sądowej. Kiedy otwierała swoją praktykę, była sceptyczna. Lata pracy jako prokurator przekonały ją, że prawie wszyscy podejrzani są winni. Ale jej nastawienie się zmieniło. Udowodniła niewinność wielu ludzi, którzy zostali oskarżeni o poważne przestępstwa. Niewiele jest rzeczy gorszych niż pójście do więzienia na dożywocie za morderstwo, którego się nie popełniło. 

"Obaj wiemy, że jest mało prawdopodobne, aby uprzedzenie jednego przysięgłego mogło spowodować uznanie niewinnego człowieka za winnego" - powiedział Lance. "Do skazania potrzeba wszystkich dwunastu przysięgłych. Muszą osiągnąć jednomyślną decyzję." 

"To prawda," zgodził się Morgan. "Czułem się okropnie dla pani Olander, ale nie widziałem, aby apelacja gdziekolwiek się udała". 

"Byłeś z nią szczery. Jesteś prawnikiem procesowym - i to cholernie dobrym. Nie musisz brać każdej sprawy, którą ci zaproponowano. Masz innych klientów." 

"Żaden z nich nie jest w tej chwili zbyt wymagający." 

"Każda sprawa nie musi trafiać na pierwsze strony gazet. Ten licealista, któremu grozi miesiąc więzienia za wandalizm, też potrzebuje twojej pomocy. Musisz słuchać swoich instynktów. Jeśli sprawa nie czuje się dobrze, prawdopodobnie jest powód." 

"Masz rację." Morgan skończyła swoją wodę i postawiła kubek na blacie. "Mam całkowitą kontrolę nad tym, jakich klientów przyjmuję, a rutynowe sprawy są wspaniałe. Nie mam ochoty pracować sto godzin w tygodniu". 

"Cholerna racja." Lance odwrócił się do niej twarzą, kładąc dłonie na jej ramionach. "To najlepsza część bycia samozatrudnionym. Lubię być w domu na kolacji z dziećmi." 

"Ja też. Rodzinne obiady są ważne". 

Dom Lance'a spłonął sześć miesięcy wcześniej. Zamieszkał z rodziną Morgan i zżył się z jej trzema młodymi córkami. Dziewczynki przyjęły go jako swojego przyszłego ojczyma. Lance stał się nawet ulubionym czytelnikiem bajek na dobranoc. Włożył wiele wysiłku, aby zagrać głosem każdą postać, co czasami wysyłało dziewczynki w chichoty, które nie zachęcały do snu. 

Dzieci nie tęskniły za swoim biologicznym ojcem tak jak Morgan. Tylko najstarsze, w wieku siedmiu lat, miało choćby najsłabsze wspomnienia o nim. Morgan cieszyła się, że jej dzieci są szczęśliwe. Myśl o tym, że nie pamiętają ojca, sprawiała jej przykrość, ale zachowała to dla siebie. 

Lance pozwolił, by opuszki jego palców zsunęły się po jej ramionach, aż złapał ją za ręce. "Pobieramy się za nieco ponad dwa tygodnie. Nie mamy czasu na długą i skomplikowaną sprawę". 

"Nie, nie mamy". Morgan odłożyła na bok swoje poranne spotkanie. Zasługiwała na to, by cieszyć się każdą chwilą przedślubnego podniecenia. "Teraz powiedz mi, gdzie jedziemy na nasz miesiąc miodowy. Muszę się spakować." 

"Będzie ciepło." roześmiał się Lance. "I to wszystko, co ci mówię. Reszta jest niespodzianką." 

"To nie fair." 

"Twoja siostra upewni się, że jesteś odpowiednio przygotowany". Uśmiech Lance'a zmienił się w smugę. 

Zanim Morgan zdążyła zaprotestować na temat ich tajnego miejsca na miesiąc miodowy, przez otwarte okno dobiegł ostry, niepowtarzalny dźwięk wystrzału.




Rozdział czwarty

Rozdział czwarty 

Wystrzał posłał rękę Lance'a do jego broni bocznej. Wyciągnięcie broni było odruchem. Schowanie Morgan za sobą było równie automatyczne. Jego mózg wiedział, że nie wymaga ona jego ochrony, ale serce miało to gdzieś. 

Morgan opadła na jedno kolano i schowała głowę poniżej poziomu blatu, z własnym pistoletem w dłoni. Szepnęła: "Czy mógłbyś powiedzieć, skąd padł strzał?". 

Lance potrząsnął głową, podszedł do okna i zerknął przez gzyms. Małe tylne podwórko wydawało się puste i ciche. Sięgnął do góry, zamknął okno i zaryglował je. Potem odwrócił się i wybiegł w kucki z kuchni do przedpokoju. Morgan był tuż za nim. 

"Ostry!" zawołał Lance. 

"Tutaj." Głos Sharpa dochodził z jego biura. Lance i Morgan wślizgnęli się do pokoju. Pierwotny salon w dupleksie, biuro Sharpa miało duże okno, które wychodziło na ulicę. Szef Lance'a, PI Sharp, zerkał przez ramę okna, z bronią w ręku, z ponurą, chudą twarzą. W wyniku ścisłego reżimu ćwiczeń, zielonego i chrupiącego stylu życia oraz czystego uporu pięćdziesięciotrzyletni emerytowany policjant był w lepszej formie niż większość dzieciaków z college'u. 

"Czy mógłbyś powiedzieć, skąd to się wzięło?" zapytał Lance. 

"Stamtąd." Sharp skinął w stronę ulicy. "Widziałeś kogoś z tyłu?" 

"Nie." Lance ustawił swoje ciało po przeciwnej stronie okna. Obsadzona drzewami ulica była pusta. "Czy widziałeś kogoś?" 

"Widzę tylko tego vana zaparkowanego po drugiej stronie ulicy przed firmą księgową". 

Lance skupił się na białym minivanie zaparkowanym przy krawężniku. Światło słoneczne odbijało się od okien. "Nie widzę, czy ktoś jest w środku pojazdu". 

"Czy powinienem zadzwonić na 911?" zapytał Morgan. "Czy jesteśmy pewni, że to nie był pożar samochodu?" 

Chuda twarz Sharpa zmarszczyła się. "Dla mnie brzmiało to jak wystrzał, ale to możliwe." Skierował się do drzwi. "Sprawdźmy to." 

Lance poszedł za Sharpem. Patrząc przez ramię na Morgana, powiedział: "Zostań tu i pilnuj. Ktoś musi być w stanie zadzwonić na policję". 

Przytaknęła i zajęła pozycję przy krawędzi okna. 

W holu Sharp zwrócił się w stronę tylnej części domu. "Wyjdziemy tylnymi drzwiami i okrążymy go". 

W razie gdyby na zewnątrz był strzelec, nie chcieli wychodzić frontowymi drzwiami. 

Weszli do kuchni. Lance sprawdził tylne podwórko. Nadal puste. Ustawił się na pozycji za swoim szefem. Puls Lance'a pulsował mu w gardle, gdy Sharp wymknął się za drzwi. Przekradli się przez tylny ganek i przeskoczyli przez barierkę na boczne podwórko. Poruszając się szybko, przebiegli w cieniu domu do frontowego narożnika. 

Ramię w ramię oparli się plecami o bocznicę. 

Sharp zajrzał za róg. "Wygląda czysto." 

"Przejdę do drzewa przy krawężniku". 

Sharp skinął głową, ustawiając się w pozycji zapewniającej osłonę. 

Lance przeskoczył wokół nisko przyciętego krzewu, a następnie pobiegł w kucki przez frontowe podwórko. Zatrzymał się przy dębie, wciskając plecy w korę i skanując ulicę w obu kierunkach. Nasłuchiwał uważnie, ale adrenalina i echo bicia własnego serca zagłuszały większość zewnętrznych hałasów. 

Jego wzrok padł na minivana zaparkowanego po przeciwnej stronie ulicy. Odbicie słońca zamieniło szyby w lustra. Lance spojrzał z powrotem na Sharpa, a potem wskazał na minivana. Sharp stuknął się we własną klatkę piersiową i wskazał w stronę drzewa. Lance poczekał, aż Sharp przejdzie przez trawnik i dołączy do niego przy drzewie, zanim zaczął biegać po asfalcie. Okrążył furgonetkę, wychodząc na trawnik biura księgowego. 

Z jego pozycji słońce nie odbijało się już od okien pojazdu i Lance miał dobry widok na wnętrze. Jakaś postać była pochylona nad kierownicą. 

Przysunął się bliżej, zaglądając na przednie i tylne siedzenia. Zaokrąglając tył furgonetki, objął jedną ręką oczy i spojrzał przez przyciemnianą szybę. Przestrzeń ładunkowa była pusta. 

Lance skierował się do przodu minivana. Jego wstępna inspekcja skupiła się na poszukiwaniu zagrożeń. Teraz, gdy wiedział, że reszta pojazdu jest czysta, zwrócił uwagę na kierowcę. 

Nawet po usłyszeniu wystrzału, widok ten nadal go szokował. 

Wewnętrzna strona okna kierowcy i przedni róg przedniej szyby były zbryzgane krwią i gore. Lance przesunął się do okna po stronie pasażera, żeby mieć niezakłócony widok. 

To była kobieta, która właśnie wyszła z biura Morgana. W jej skroni, tuż nad prawym uchem, znajdowała się dziura. Jej prawa ręka leżała na siedzeniu obok uda. Jej otwarte palce rozciągały się tuż za siedzeniem furgonetki. Na podłodze leżał Glock 43. 

"GSW. Zadzwoń na 911." Używając obszycia swojej koszulki, Lance spróbował drzwi pojazdu. Zablokowane. Pobiegł do strony kierowcy. Również zablokowane. Wszystkie okna były zamknięte. 

Sharp przebiegł przez ulicę z telefonem przyciśniętym do ucha. Podał dyspozytorowi adres, a potem trzymał telefon z dala od twarzy. "Czy ona może jeszcze żyć?" 

"Wątpię." Ale możliwość, nawet jeśli była to daleka perspektywa, przeważyła nad zachowaniem dowodów. Lance obrócił broń w dłoni i użył kolby do wybicia szyby po stronie kierowcy. Sięgając do wnętrza pojazdu, przycisnął dwa palce do szyi kobiety. "Ona nie żyje." 

Sharp przekazał informację przez telefon, po czym odwrócił się i odszedł kilka stóp dalej. 

Lance odłożył broń, wyjął z kieszeni telefon i zaczął robić zdjęcia. Gdyby pojawiły się pytania dotyczące śmierci, chciał mieć własną dokumentację. Policja nie zawsze chciała się dzielić, a po przybyciu organów ścigania pojazd byłby niedostępny. 

Przykucnął i zmrużył oczy na rozpryski krwi na wewnętrznej stronie okien. Wraz z krwią do szyby przyklejone były kawałki kości i mózgu. Lance schylił się niżej, by lepiej widzieć jej twarz i głowę. Jej oczy były otwarte i puste. Sprawdził szyby po stronie pasażera, ale nie dostrzegł żadnych oznak, że do pojazdu został wystrzelony pocisk. 

Na siedzeniu pasażera siedziała otwarta brązowa torebka. Glock 43 leżący na podłodze był lekkim, kompaktowym 9mm - solidnym wyborem do ukrytego noszenia. Czy kobieta wyjęła pistolet z torebki? 



Lance zmarzł od środka. Pani Olander prawdopodobnie miała przy sobie tę broń podczas spotkania z Morganem. Na chodniku za nim zadrapał but. Odwrócił się, by zobaczyć Morgan stojącą kilka stóp dalej. Potarła ramiona. Jej wąska szara spódnica i jedwabna bluzka niewiele chroniły przed porannym chłodem. Jej długie czarne włosy były zwinięte na karku. 

"Kto to jest?" 

Stanął i zablokował jej widok na ciało. "Kobieta, która właśnie wyszła z twojego biura". 

"Czy wszystko z nią w porządku?" Próbowała rozejrzeć się wokół niego. 

Przesunął się, kładąc rękę na jej ramieniu. "Nie. Nikt nie może nic zrobić. Ona nie żyje." 

Twarz Morgan zamarła w przerażeniu na kilka sekund. Potem potrząsnęła głową. "Nie wiem, dlaczego to jest niespodzianka. Słyszeliśmy wystrzał." 

Była prokuratorem od lat i pracowali razem nad kilkoma sprawami o morderstwo po tym, jak otworzyła własną firmę obrony karnej. Widziała już wcześniej martwe ciała. Nie musiała się osłaniać, ale dla niego było to odruchem. 

Opuścił rękę, a ona przeszła wokół niego. Obserwował, jak stal się, badając ciało i pojazd. Smutek marszczył jej twarz. Morgan nigdy nie straciła empatii. Odmowa zahartowania się na przemoc i jej wpływ na niewinnych czyniła jej pracę trudniejszą, ale dawała jej też pasję do walki o swoich klientów. 

Jej usta spłaszczyły się. "Samobójstwo?" 

"Prawdopodobnie." 

Rzuciła mu spojrzenie. 

"To nie jest twoja wina," powiedział. 

"Wiem." Ale odpowiedzialność była na całej jej twarzy. Serce nie zawsze wierzyło w to, co mówił mu mózg. 

"Mówię poważnie". 

"Zabiła się w ciągu kilku minut od wyjścia z mojego biura". Morgan objęła ją w pasie. "Powiedziała, że jestem jej ostatnią nadzieją, a ja odmówiłam przyjęcia sprawy". 

"To nie jest twoja wina" - powtórzył Lance mocniejszym głosem. 

W oddali zabrzmiała syrena, a on schował telefon do kieszeni. 

Sharp również opuścił swój telefon. Wszyscy trzej odsunęli się o kilka stóp dalej od pojazdu. Patrol policji z Scarlet Falls zaparkował kilka metrów od minivana. 

Oficer Carl Ripton wyszedł na zewnątrz. Lance i Sharp pracowali z Riptonem w SFPD. Carl sprawdził, że ofiara nie żyje, po czym podszedł do Sharpa, Lance'a i Morgana. "Co się stało?" 

"Usłyszeliśmy strzał". Sharp przedstawił Carlowi szybkie podsumowanie odkrycia ciała. 

Carl wrócił do swojego pojazdu patrolowego, aby wykonać telefony. Kilka minut później wrócił z małym notatnikiem i długopisem. Rozdzielił Morgana, Lance'a i Sharpa, wziął od każdego z nich oświadczenie i poprosił, aby poczekali na chodniku. 

"ME jest już w drodze". Carl odzyskał ze swojego pojazdu aparat fotograficzny i zaczął robić zdjęcia i notatki. 

Minęło pół godziny, zanim przybył lekarz sądowy i siostra Morgana, detektyw Stella Dane. Stella i lekarz zbadali ciało i porozmawiali z Carlem. Zespół ME wyładował gurney z tyłu furgonetki. Był już wyposażony w otwarty czarny worek na ciało. Na chodniku gromadziły się okoliczne gapie. Ludzie wyginali szyje, próbując dostrzec ciało. 

Stella zerknęła na gapiów, po czym zwróciła się do Morgana, Sharpa i Lance'a. "Możemy wejść do środka, żeby porozmawiać?" 

"Oczywiście." Sharp poprowadził ich przez frontowe drzwi. "Wyciągnę też dla was nagrania z kamer monitoringu." Skręcił do swojego biura. 

"Doskonale." Stella poszła za Morganem i Lance'em z powrotem do kuchni. 

Stella usiadła przy stole obok siostry i wydobyła z kieszeni mały notes. "Opowiedz mi o swojej klientce". 

"Pani Olander nie była moją klientką," sprostowała Morgan. Szczegółowo opisała swoje spotkanie z panią Olander. Lance potwierdził godziny przyjazdu i wyjazdu pani Olander. 

"Więc nikt nie widział jej po tym, jak wyszła za drzwi", wyjaśniła Stella. 

"To prawda." Morgan przytaknął. 

Sharp wrócił z laptopem i postawił go na stole. "Wszystko jest tutaj." 

Stuknął w klawiaturę, aby obudzić komputer. Ekran ożył, a Sharp kliknął "Play". 

Na ekranie pani Olander wyszła z biura, przeszła przez ulicę i wsiadła do swojego minivana. Gdy tylko zamknęła drzwi pojazdu, jej postać stała się plamą za szybą. Wydawało się, że przez chwilę siedzi nieruchomo. Lance wyobraził sobie, że wpatruje się przez przednią szybę, pełna beznadziei. Potem jej cień się poruszył. 

Cichy rozprysk na wewnętrznej stronie okna sprawił, że wszyscy wzdrygnęli się. Lance'owi wywróciło się w żołądku. Przez kilka uderzeń serca nikt się nie odezwał. 

Sharp przeczyścił gardło, po czym wskazał na ekran. "Obie kamery przed domem faktycznie obejmują minivana, ale ta druga jest pod złym kątem. Wszystko, co widać, to odbicie słońca. Dam ci jednak oba filmy". 

"Czy oglądałeś jeszcze jakieś wideo?" zapytała Stella. "Czy ktoś zbliża się do furgonetki lub z niej wychodzi?". 

Sharp kliknął na "Fast-Forward". "Jak widzisz, na nagraniu nie ma nikogo, dopóki jej nie znajdziemy. W ściągniętym materiale zawarłem cały okres czasu do momentu przybycia Carla". 

"OK." Stella westchnęła i przytaknęła. "To znacznie ułatwia mi pracę". 

Nie robiło się dużo łatwiej niż mając samobójstwo złapane na wideo. 

"Zrobię herbatę." Sharp napełnił czajnik, a następnie zapalił pod nim palnik. Do ceramicznego naczynia wrzucił siatkową kulkę z herbatą. Kiedy czajnik zagwizdał, napełnił garnek i przyniósł go do stołu, wraz z czterema kubkami. 

Morgan się nie sprzeczała, choć Lance wiedział, że wolałaby kawę. Ale w takim razie może miała takie same mdłości jak on. Poza tym wszyscy wiedzieli, że kiedy Sharp przechodzi w tryb matki-kury, nie da się go powstrzymać. Sharp nie był zadowolony z prowadzenia własnego neo-hipisowskiego stylu życia. Chciał go zastawić na wszystkich wokół. 

Sharp nalewał. 

"Dziękuję." Stella dodała do swojej filiżanki łyżeczkę cukru. 

Zadzwonił telefon Sharpa, a on sam usprawiedliwił się, wychodząc z pokoju, by odebrać połączenie. Jego głos zamarł. 

Stella napisała kilka notatek, po czym schowała notatnik do kieszeni. "Biorąc pod uwagę nagranie wideo i inne dowody, śmierć pani Olander wygląda na samobójstwo. Nie widzę żadnych śladów faulu". 

"Kobieta była wyraźnie przygnębiona skazaniem syna" - dodała Morgan, jej głos był wyzbyty poczucia winy. Lance objął jej dłoń swoją, a ona obdarzyła go małym uśmiechem uznania. 

"Dam ci znać, kiedy ME zakończy autopsję i wyda oficjalną przyczynę śmierci". Komórka Stelli zabrzęczała, a ona zerknęła na nią. "Muszę iść. Tak wiele przestępstw. Tak mało czasu." 

"Gdzie jest Brody?" zapytał Lance. 

Stella była jednym z dwóch detektywów w Scarlet Falls. 

"Jest na wakacjach," powiedziała. "On i Hannah piją rum na plaży na Arubie". 

"Dobrze dla nich." Lance wstał, by odprowadzić Stellę do drzwi wejściowych. Mógł zobaczyć Sharpa w swoim biurze, rozmawiającego przez telefon. Niezwykła sztywność jego postawy przykuła uwagę Lance'a. 

Sharp odwrócił się, jego oczy były ponure. 

Coś jest nie tak.




Rozdział 5

Rozdział piąty 

"Weź głęboki oddech". Sharp próbował uspokoić panią Cruz, ale strach w jej głosie chwycił jego wnętrzności jak pięść. 

"Olivia dała mi twój numer w razie nagłego wypadku," powiedziała pani Cruz. "Mam nadzieję, że to wszystko jest w porządku, aby zadzwonić. Nie wiem, z kim jeszcze mogę się skontaktować". 

Nagły wypadek? 

Dół brzucha Sharpa się schłodził. "Co się stało?" 

"Olivia miała tu być kilka godzin temu, żeby zabrać mnie do lekarza, ale nigdy nie przyszła". Pani Cruz mówiła szybciej, pilność przyspieszając jej słowa. "Myślałam, że może miała problemy z samochodem. Mój mąż zawiózł mnie na wizytę. Ale jestem teraz z powrotem w domu, a Olivia nie odbiera komórki ani telefonu domowego." Pani Cruz sapała. "Ona nigdy by o mnie nie zapomniała". 

"Nie, proszę pani. Nie zapomniałaby." Sharp przejechał dłonią po swojej świeżej fryzurze. Możliwości wirowały mu w głowie. Po dwudziestu pięciu latach pracy w SFPD, natychmiast pomyślał o najgorszych scenariuszach. Ale straszenie pani Cruz byłoby bez sensu i okrutne. 

"O której godzinie była pani umówiona dziś rano?" zapytał Sharp. 

"Dziewiąta trzydzieści" - odpowiedziała pani Cruz, podnosząc wysokość głosu. 

Sharp sprawdził godzinę. Jedenasta trzydzieści. "Może miała mieszkanie albo zepsuł się jej samochód". 

"Zadzwoniłaby." Pani Cruz zdmuchnęła jego sugestię. 

"Między tym miejscem a Albany są miejsca ze słabym zasięgiem komórek. Pójdę jej poszukać w tej chwili". 

"Zadzwonisz do mnie, jeśli ją znajdziesz?" prychnęła. 

"Oczywiście. Postaraj się nie panikować. Zadzwonię do ciebie wkrótce." Sharp rozłączył się. Wybrał komórkę Olivii. Połączenie poszło na pocztę głosową. Zostawił wiadomość. Potem wysłał jej SMS-a na wypadek, gdyby była w okolicy ze słabym zasięgiem. Czasami tekst przechodził, gdy nie można było zadzwonić. Mimo że rzadko odbierała telefon domowy - tylko jej matka i telemarketerzy używali tej linii - spróbował i tego numeru. Po trzech dzwonkach odebrała jej cyfrowa automatyczna sekretarka. Tam też zostawił jej wiadomość. 

Wcisnął telefon z powrotem do kieszeni i wrócił do kuchni. Stelli już nie było. "To była matka Olivii". Wyjaśnił jej wiadomość Morganowi i Lance'owi. "Jadę do jej domu. Olivia powiedziała mi o tym spotkaniu wczoraj wieczorem przez telefon. Miała zamiar tam być." 

"Pójdę z tobą". Lance wpadł w krok obok niego. Podeszli do drzwi. 

Furgonetka lekarza sądowego blokowała podjazd do Sharp Investigations. Dwie asystentki z kostnicy kołowały nosze na tył ich pojazdu. Ciało było już zapięte do czarnego worka. 

"Wy dwaj idźcie". Brwi Morgana obniżyły się. "Zostanę tutaj, gdyby Carl czegoś potrzebował. Daj mi znać, jeśli znajdziesz Olivię". 

"Tak zrobię. Dzięki." Sharp wyjął z kieszeni swoje klucze. 

"Ja poprowadzę." Lance skierował się do swojego Jeepa, zaparkowanego przy krawężniku. "Twój samochód jest zablokowany." 

Niechętnie, Sharp poszedł za nim, odkładając kluczyki na miejsce. 

"Morgan jest w środku, jeśli czegoś potrzebujesz, Carl," powiedział Lance w ich drodze obok. 

"Dzięki," zawołał Carl. "Czekam na holownik." 

Z machnięciem na policjanta, wspięli się do Jeepa Lance'a. Lance skierował się wokół furgonetki ME i przejechał krótki dystans do domu Olivii. 

Lance zaparkował przed jej bungalowem, a Sharp szukał oznak, że coś jest nie tak. Ale jej dom wyglądał normalnie. Wysiedli z jeepa. Sharp podszedł do drzwi garażu, osłonił oczy obiema rękami i zerknął w okno. Miejsce w garażu, gdzie zwykle parkowała swój samochód, było puste. Czy wyszła i zapomniała o matce? 

To nie było podobne do Olivii. Pamiętała o spotkaniu poprzedniego wieczoru. Jako jedyna z niezamężnego rodzeństwa, Olivia była pierwszą osobą, do której matka zwracała się o pomoc. Uwielbiała swoich rodziców. 

Lance pojawił się obok niego. 

"Nie ma jej tutaj". Zmartwienie szarpnęło Sharpem. 

Lance przytaknął. "Przejedźmy trasę między tym miejscem a domem jej rodziców". 

Alarm podniósł się w piersi Sharpa. 

"Rozmawiałeś z nią wczoraj wieczorem?" zapytał Lance. 

Sharp pospiesznie wrócił do Jeepa. "Tak. Szła do łóżka. Nie czuła się dobrze." Ostrzeżenie zaswędziało Sharpa w kręgosłupie. 

"Była chora?" zapytał Lance. 

"Tylko jakaś niestrawność." Zadzwoniłaby do niego, gdyby czuła się gorzej, prawda? Czy ich związek był na tym etapie? Nie rozmawiali o żadnym zobowiązaniu. Oboje byli niezależni i ostrożni przed byciem zbyt kurczowym. Oboje byli spaleni w przeszłości i bez romantycznych uwikłań przez jakiś czas. Ona wydawała się tak samo zadowolona jak on, że wszystko dzieje się powoli. 

Ale nagle Sharp poczuł się bardzo samotny. 

"Nie wyprzedzajmy siebie" - powiedział Lance, kierując Jeepa w stronę głównej drogi, która prowadziła z miasta. "Czy nie mówicie zawsze, że jeśli wygląda jak koń i pachnie jak koń, nie idźcie szukać zebry?". 

"Tak." Sharp przeskanował pobocze drogi. Stłumił scenariusze katastrofy wyskakujące w jego umyśle. "Jej samochód nie ma zapasowej opony. Gdyby złapała gumę i zestaw do naprawy opon nie mógł jej naprawić, musiałaby zadzwonić po pomoc drogową. Gdyby nie mogła złapać sygnału komórkowego, musiałaby iść pieszo". 

Ale czy nie znalazłaby telefonu w ciągu trzech godzin? 

"Dlaczego nie zadzwonisz do Morgana?" Lance skręcił w prawo na znaku stopu i przyspieszył. "Namów ją, żeby wykonała zwykłe telefony do wydziałów policji i szpitali między tym miejscem a Albany. To przedwczesne, ale poczujesz się lepiej". 

Dla Sharpa nie wydawało się to przedwczesne. "Dobry pomysł." 

"Czy chcesz, żebym zadzwonił do mojej matki i sprawdził, czy może zlokalizować komórkę Olivii?". Matka Lance'a cierpiała na depresję i stany lękowe i rzadko opuszczała swój dom. Była też geniuszem komputerowym, który często pomagał w ich śledztwach. Znalezienie komórki Olivii bez nakazu wymagałoby jakiegoś nielegalnego włamania, ale Sharp wątpił, by Olivia się skarżyła. 

"Tak" - powiedział. 

Lance rozmawiał z matką, a potem z Morganem przez głośnik, gdy prowadził samochód. Gdy rozmowy zostały zakończone, wjeżdżał już na międzystanową. Sharp usiadł wyprostowany i skupił się na skanowaniu poboczy. Olivia mogła zjechać na pobocze. Były tam rowy, wąwozy i jeziora. Jej samochód mógł być zakopany w podbrusie - albo zanurzony pod wodą. 

Albo zanurzony pod wodą. 

Pusty dreszcz w jelitach Sharpa pogłębiał się w miarę upływu kilometrów bez śladu Olivii. 

Tuż przed domem jej rodziców w Albany, Lance zwolnił Jeepa. "Czy chcesz się zatrzymać w domu jej rodziców?". 

"Jeszcze nie." Sharp nie chciał tracić czasu. 

Lance zawrócił Jeepa. Sharp uważnie obserwował przeciwległą stronę międzystanowej przez całą drogę powrotną do Scarlet Falls. 

Sharp nie widział żadnych samochodów porzuconych na poboczu ani przerw w listowiu, które wskazywałyby, że samochód zjechał z drogi. Rowy były puste. 

Gdzie ona jest? Potarł środek klatki piersiowej. Oczami wyobraźni widział Olivię, jej ciemne oczy błyszczące złośliwością, ubraną w kobiecy prochowiec i buty na spiczastym obcasie, które uwielbiała. 

Lance zjechał z międzystanowej na rampę, która prowadziła do Scarlet Falls. "Gdzie chcesz teraz jechać?" 

"Z powrotem do domu Olivii". Sharp bał się zadzwonić do jej matki i powiedzieć jej, że nie znalazł żadnego śladu po niej. 

Telefon Lance'a zabrzęczał na konsoli. "To moja mama." Przełączył rozmowę na głośnik. "Cześć, mamo. Jesteś na głośniku w samochodzie. Sharp też tu jest." 

"Witaj, Sharp." Głos Jenny Kruger dotarł przez głośnik samochodu. "Próbowałam namierzyć GPS w telefonie Olivii, ale nie ma sygnału". 

"Nic?" Zaniepokojenie Sharpa rosło. 

"Nie," powiedziała Jenny. "W ogóle nie ma sygnału. Przykro mi. Ostatnią aktywnością zarejestrowaną na jej numerze był telefon do ciebie o jedenastej wieczorem ubiegłej nocy. To połączenie zostało wykonane z jej domu." 

Brak sygnału oznaczał, że bateria telefonu Olivii została usunięta lub zniszczona, albo telefon był poza zasięgiem komórek. 

Lance zaparkował przed domem Olivii. Sharp wyskoczył z pojazdu i pospiesznie wszedł na spacer. 

Lance pospieszył się, żeby go dogonić. Prawie przy drzwiach wejściowych złapał Sharpa za ramię. "Weź to powoli". 

"Coś jest nie tak." Sharp zrobił pauzę i wziął wdech. Pusty ucisk w jego piersi nasilił się. 

"W takim razie podejmij środki ostrożności". Lance dokopał się do kieszeni swoich karagów i zaoferował Sharpowi parę rękawiczek. "Nie chcemy zniszczyć dowodów." 

Niechętnie, Sharp wziął je i wciągnął na ręce. Nie chciał myśleć o tym, że w domu Olivii popełniono przestępstwo. 

Lance był kimś więcej niż jego partnerem; był najbliższą rzeczą, jaką Sharp miał do syna. Kiedy Lance miał dziesięć lat, jego ojciec zniknął. Sharp był detektywem ze Scarlet Falls przydzielonym do tej sprawy. Nie odnalazł wtedy ojca Lance'a, a kiedy odkrył, że matka Lance'a cierpi na paraliżujące stany lękowe i nie jest w stanie poradzić sobie ze zniknięciem męża ani z wychowaniem syna, Sharp wkroczył, by pomóc. 

W tym czasie on również sięgnął dna, po rozwodzie i śmierci swojego partnera na służbie. W końcu Lance i jego mama stali się rodziną Sharpa. Przez następne dwie dekady umawiał się na randki, ale nie pozwolił nikomu zbliżyć się do siebie - aż do Olivii. 

Kto by pomyślał, że reporterka wkradnie się do jego serca? 

Ale ona to zrobiła. 

Przełknął strach i otworzył drzwi wejściowe Olivii kluczem, który dała mu kilka tygodni wcześniej. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Lance poszedł za Sharpem korytarzem do kuchni. System alarmowy zabrzmiał. Sharp wbił kod dezaktywacyjny do panelu. 

"Możesz zobaczyć historię systemu?" Lance spojrzał przez ramię Sharpa. 

Sharp wciskał przyciski i czytał ekran. "O drugiej trzynaście dziś rano alarm został dezaktywowany i ponownie uzbrojony jako Away". Przeszedł na środek kuchni, jego krytyczne spojrzenie przeskanowało pomieszczenie. "Gdzie mogła pójść w środku nocy?" Jego nieznajomość jej aktualnej pracy odczuwał dotkliwie. 

"Czy kiedykolwiek wcześniej wymknęła się tak późno w nocy?" 

"Nic mi o tym nie wiadomo." Ale wtedy Sharp nie był z nią każdej nocy. Spędzali razem kilka nocy w tygodniu. Potem każde z nich wycofywało się do swoich prywatnych przestrzeni. 

"Czy zadzwoniłaby do ciebie, gdyby zamierzała spotkać się z kimś tak późno?". 

"Najwyraźniej nie." Sharp pominął swoją irytację. Olivia nie była mu winna telefonu przed wyjściem. Nie powiadomiłby jej, gdyby musiał pracować w środku nocy. 

Sharp przeszedł się po kuchni. "Badała nowe tematy do kolejnej książki. To wszystko, co wiem." 

Musiał stawić czoła faktom. Sypiał z Olivią od miesięcy, a mimo to wiedział o niej bardzo niewiele. 

Wczorajszy telefon był pierwszym sygnałem, że była skłonna podzielić się z nim swoimi badaniami. Spali razem, ale swoją pracę zachowywali dla siebie. 

"Gdzie trzyma swój telefon, klucze i torebkę, kiedy jest w domu?" Lance okrążył kuchnię, skanując powierzchnie. 

"Na wyspie." Sharp wskazał. Kwadratowe szkło z recyklingu było puste. "Przez większość czasu nosi ze sobą telefon z pokoju do pokoju. W środku nocy byłby na jej nocnej szafce." 

Skierował się w stronę korytarza. Lance trzymał się blisko. Weszli do sypialni Olivii. Przykrycia leżały na podłodze. 

"Olivia zawsze ścieli łóżko, gdy tylko wstaje". Sharp czuł, że jego głos pęka, i uważał, żeby nie dotknąć żadnej z powierzchni. Na wypadek, gdyby dom Olivii był miejscem zbrodni, musiał zachować dowody. 

Słowa miejsce zbrodni zlewały strach w jego wnętrzu. 

"Może się spieszyła" - powiedział Lance. Morgan i Lance mieszkali z trójką dzieci, dwoma psami, nianią, dziadkiem Morgana i pozornie niekończącym się ciągiem projektów remontowych. Dla nich chaos był bardziej normalny niż porządek. Ale Olivia rozkwitała dzięki organizacji. 

"Olivia lubi mieć wszystko schludne i zorganizowane". Sharp wyszedł z sypialni. Na pozór dom wyglądał tak, jak się spodziewał. Wszedł do drugiej sypialni, którą przekształciła w biuro. Jej laptop siedział na środku biurka. Podniósł pokrywę. Był zabezpieczony hasłem. "Mam klucz do jej domu i kod do jej systemu bezpieczeństwa, ale nie podzieliła się hasłem do laptopa". 

Ich profesje wymagały od nich zachowania pewnego poziomu poufności. Sharp z pewnością nie podzielił się z Olivią żadnymi informacjami o klientach. W ciągu ostatnich pięciu lat z dziennikarki stała się pisarką kryminałów. Ale w głębi duszy nadal była reporterką, co wzbudzało jego niepokój. 

Lance wrócił przez kuchnię do drzwi, które prowadziły do pralni. "Sharp! Tutaj." 

Sharp pospieszył, by dołączyć do niego w wąskim korytarzu. Lance wskazał na drzwi. "Czy to garaż?" 

Sharp przytaknął. Jego wzrok podążył za palcem wskazującym Lance'a do ciemnoczerwonej smugi na białej listwie wokół drzwi. 

"To może być krew," powiedział Lance. 

"Jest tylko jeden sposób, aby to sprawdzić. Czy masz zestaw RSID w swoim samochodzie?" Sharp zapytał, jego twarz rysowała się mocno. 

Zestaw Rapid Stain Identification Kit wykryłby obecność ludzkiej krwi. 

"Nie," odpowiedział Lance. "Ponieważ nie jesteśmy już policjantami. Nie robimy wymazów i nie zanieczyszczamy dowodów. Zadzwonię do Stelli. Ona się tym zajmie. Zadzwonię też do Morgan. Ona może zauważyć rzeczy, których my nie zauważyliśmy." 

Lance cofnął się, żeby wykonać telefony. 

Sharp kucnął i długo przyglądał się listwie wokół drzwi. Drobne zadrapania porysowały drewno. Jego wzrok powędrował wzdłuż drzwi. Coś tkwiło w miękkiej masie uszczelniającej wokół ramy. To było jasnoróżowe. Złamany paznokieć był osadzony w jasnobiałej masie uszczelniającej. 

Serce Sharpa ścisnęło się, gdy przypomniał sobie kolor paznokci Olivii, gdy dwie noce wcześniej głaskała jego nagą klatkę piersiową. 

Jasny róż. 

Jego klatka piersiowa zacisnęła się, a on przycisnął do niej dłoń. 

"Ostry!" Lance złapał go za ramię. 

"Nic mi nie jest." Gestem wskazał na paznokieć. 

Lance zbadał szczelinę, po czym wyprostował się, jego twarz była ponura. "Morgan niedługo tu będzie. Stella nie odebrała swojego telefonu. Zostawiłem wiadomość. Czy chcesz zadzwonić do SFPD?" 

"I powiedzieć im co?" zapytał Sharp. "Że Olivia opuściła jedno spotkanie, nie pościeliła łóżka i złamała paznokieć wychodząc z domu? Obaj wiemy, że to nie wystarczy, aby rozpocząć sprawę zaginięcia." 

Wybiegł do Jeepa Lance'a po latarkę. Dotykałby jak najmniej, ale nikt nie mógł go powstrzymać przed szukaniem wskazówek. 

Kiedy wrócił do pralni, Lance zaznaczył żółtymi karteczkami samoprzylepnymi miejsca, w których znajdowała się krew i złamany paznokieć. 

Sprawdził drzwi do garażu. "Śmiertelny rygiel jest zablokowany, co oznacza, że albo został zamknięty od wewnątrz, albo użyto klucza". Przekręcił martwy rygiel i wszedł do garażu. Był równie uporządkowany jak reszta domu Olivii. Jej rower stał w stojaku przy ścianie. Naprzeciwko pustego miejsca, gdzie zaparkowała samochód, na tablicy z kołkami nad małym stołem roboczym zorganizowano kilka podstawowych narzędzi. Beton był zamieciony do czysta. Sharp poświecił latarką na podłogę. Żadnych śladów stóp. 

"Myślałem, że lubi uprawiać ogród". Lance przeskanował przestrzeń. "Tu nawet nie ma ziemi". 

"Z tyłu jest szopa na doniczki, gdzie trzyma brudne rzeczy". Coś błyszczącego przykuło uwagę Sharpa. Pochylił się. 

"Co to jest?" zapytał Lance. 

Sharp rozpoznał mały diamentowy ćwiek jako jeden z podstawowych elementów biżuterii Olivii. "Kolczyk." 

Lance przykleił notatkę do betonu w pobliżu kolczyka. 

Sprawdzając podłogę przed postawieniem każdej stopy, Sharp szukał w spiralnym wzorze. Zauważył błysk metalu w pobliżu podstawy drzwi napowietrznych, gdzie znajdował się hatchback Priusa Olivii. "Tu jest drugi kolczyk". 

"Może wyciągała coś dużego z tyłu samochodu i strąciła kolczyki" - zasugerował Lance. 

"Nie wiem." Sharpowi się to nie podobało. "Mógłbym kupić jej zgubienie jednego kolczyka, ale dwóch? I złamanie gwoździa na framudze drzwi?". 

Wrócili do domu. Sharp potarł swój splot słoneczny. Za nim strach zwinął się w ciasny kłębek. 

Gdzie ona jest?




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Zanim będzie za późno"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści