Zniszcz mnie

Część I

Część I 




Prolog

Prolog     

Las na skraju granic miasta Mounts Bay w Kalifornii jest znany z tego, że jest nawiedzony. 

Dzieciaki z miejscowego liceum od pokoleń szepczą o ciałach zakopanych w płytkich grobach, czekających aż wilki je zwęszą i wykopią na pożywienie. Jeszcze więcej jest legend o duszach, które spacerują wśród strzelistych sekwoi. Jest cicho, nie cicho, ale w porównaniu z wszechobecnymi dźwiękami ruchu ulicznego i ludzkiego doświadczenia, jest to niesamowite i dodaje do nawiedzonego uczucia. 

Chociaż nie wierzę w duchy, czuję dusze, które tu przebywają. 

Prawdopodobnie to tylko moja świadomość winy daje mi heebie-jeebies, gdy patrzę na zwłoki mojego przeciwnika. Jego krew jest wciąż świeża na moich dłoniach, zimna i zbita, a ja wycieram ją bezużytecznie w dżinsy. Moje ubranie jest tak samo poplamione jak moje ręce, nawet moja twarz jest pokryta czerwonymi plamami po jego zakończeniu życia. Wyglądam jak coś z horroru, co jest w porządku, biorąc pod uwagę, że właśnie rozwaliłem czaszkę mężczyzny kamieniem, podczas gdy cały tłum ludzi patrzył na to w chorej fascynacji. Nie ma osoby, która odważyłaby się wydać jakikolwiek dźwięk. Klub trzyma ich za języki. 

Nie boję się, że mnie złapią. 

Jestem mały jak na swój wiek. Lata braku bezpieczeństwa żywnościowego odcisnęły swoje piętno i byłem najmłodszym uczestnikiem Gry w tym sezonie. Nic z tego jednak nie ma znaczenia; wygrałem. Pokonałem trzydziestu mężczyzn i nastoletnich chłopców, aby odebrać zwycięstwo i łupy w tej wojnie. 

Potykam się w kierunku mężczyzn na obwodzie ringu bojowego. Wszyscy są zamaskowani na czarno, mają twarde spojrzenia na twarzach i czarny atrament wyryty na policzkach. Moje ręce drżą na myśl o noszeniu tych samych znaków. Znaki Dwunastu. Ale ja na nie zasłużyłem. Zasłużyłem na prawo, by stanąć z nimi i być jednym z nich. 

Być wolnym. 

"Gratulacje, wygrałeś Grę", mówi Szakal, a ja drżę na zimny ton jego głosu, tak niepodobny do ciepła, które zwykle mi okazuje. 

Kiwam głową. Chcę mieć to już za sobą. Chcę gorącego posiłku i jeszcze gorętszego prysznica. 

"Witamy w Dwunastce. Zastępujesz Jastrzębia. Kim chcesz być?" 

Wolnym. Domyślam się, że jastrząb jest dobrym uosobieniem wolności, ale dziwnie się czuję przyjmując imię zmarłego, jakbym wchodził do jego łóżka z jeszcze ciepłą pościelą. Rozglądam się po innych mężczyznach, którzy tworzą Dwunastkę. Ich imiona są tym, czym są znani na ulicach, czym ich gangi okrywają się jako ochroną i ostrzeżeniem. Ja też mogłabym to mieć. Mógłbym uczynić siebie królową własnego imperium. Mogłabym rządzić ulicami i nigdy więcej nie chodzić głodna. 

Mogłabym uciec od cyklu ubóstwa, w którym zostawiła mnie moja matka. 

Moje oczy lądują z powrotem na Szakalu, a ja podnoszę brodę, aż nie czuję już, że patrzę na niego. 

"Jestem Wilk."




Rozdział 1

Rozdział 1     

Chłopak na stojaku jest tak cudowny, że trudno patrzeć bezpośrednio na jego twarz. 

Zamiast tego patrzę na jego ręce, jak mocno zaciskają się tam, gdzie spoczywają na jego kolanach. W pokoju są dziesiątki innych nastolatków, ale nie mogę odwrócić od niego wzroku na długo, zanim znów mnie do niego przyciągnie, jak ćmę do oszałamiającego płomienia. Ma szerokie barki i duże ramiona, jakby ćwiczył więcej niż regularnie. Jego ręce są duże i silne. Podoba mi się ich wygląd. Im bardziej na nie patrzę, tym bardziej wyobrażam sobie, jak czułyby się na mojej skórze. Wyobrażam sobie, jak głaszczą moje ramiona, szyję, obejmują moją twarz i przyciągają mnie do swojej klatki piersiowej, odchylając moją głowę do tyłu. Na mojej skórze pojawia się rumieniec. Kim jest ten facet? Jakim cudem sam jego widok zamienił mnie w bełkotliwą gafę? 

Mogę spojrzeć na jego szyję bez oblania się potem, a w miarę jak proces się przeciąga, udaje mi się dostrzec tatuaż na jego szyi. Słowa "honor przed krwią" są umieszczone pod jego brodą, czarny tusz kontrastuje z jego bladą skórą. Musi być gangsterem, ale to wcale nie pasuje do jego uczciwego wyglądu. Wygląda tak, jakby nigdy w życiu nie przepracował ciężkiego dnia. Jego piaszczyste włosy są artystycznie potargane, a nos prosty i nieokrzesany. Tatuaż pod szczęką to jedyna sugestia, że nie jest rozpieszczonym modelem. Kiedy sędzia odczytuje jego sprawę, mówi, że facet jest w moim wieku, a żaden piętnastolatek nie robi sobie takiego tatuażu, jeśli nie jest już na ulicy. 

Kiedy zauważam Rolexa na jego nadgarstku, zdaję sobie sprawę, że musi być dilerem narkotyków. To jest jak zimny kubeł lodu na moje pożądliwe ciało. Handlarze narkotyków to szumowiny, a ja nie chcę go już podziwiać. Robię wszystko, co w mojej mocy, aby uciec od narkotyków i ludzi, którzy nimi handlują. Nie ma znaczenia, jak bardzo pociągał mnie ten facet. Odwracam wzrok i opieram się przyciąganiu jego oszałamiającego wyglądu. 

Budynek sądu, w którym jesteśmy uwięzieni, to przerobiony zabytkowy budynek, który został zbudowany przez skazańców. Dzielnica Mounts Bay jest na tyle mała, że postępowania sądowe odbywają się dwa razy w tygodniu. Wszystkie sprawy dziecięce odbywają się tu rano, a po południu wprowadzani są dorośli. Moja sprawa miała się rozpocząć pół godziny temu, ale piękny sprzedawca kłóci się wojowniczo z sędzią i zajmuje więcej niż przydzielony mu czas. 

Co za kutas. 

Jego kartoteka nie jest wspaniała, ale nie jest też brutalna, co sprawiło, że poczułam się nieco lepiej, patrząc na niego. 

Kradzież samochodu. Włamanie i wejście. Złamanie nakazu pracy. 

Najwyraźniej nie jest to jego pierwszy raz w tym budynku. Zerkam na niego ponownie, nie mogę się powstrzymać, i widzę, jak znudzone i niewzruszone są jego oczy, jakby to wszystko było taką niedogodnością dla niego i jego czasu. Chcę przewrócić oczami, ale po raz kolejny jestem zafiksowany. 

"Jesteś gotowy, dzieciaku?" Mój pracownik socjalny przerywa moje gapienie się i zaczynam się dziwić. Patrzy na mnie, jakbym znowu był kruchy, a ja nie wiem, jak jej powiedzieć, że jestem z łatwością najsilniejszą osobą w tym pokoju. Nie przeżywa się tego, co ja, nie stając się kuloodpornym. Na dowód tego mam pięć szpilek trzymających jedną z moich nóg razem. 

Jestem Wilkiem z Mounts Bay i mogę przetrwać wszystko. 

Gangsterski dzieciak schodzi z trybuny, a teraz moja kolej. 

Gdy schodzi po schodach, krzyżują się nasze drogi. Zmuszam się, by spojrzeć na niego w górę. Jego twarz to maska bezinteresowności i apatii, ale oddech więźnie mi w gardle, gdy widzę jego oczy. Lodowato niebieska głębia wciąga mnie do środka, a ja czuję, że tonę. On jest zły. Dobrze to ukrywa, ale patrzy na mnie i widzę w jego oczach płonące doły piekieł. Ten facet jest o krok od bycia mordercą. Przechodzą mnie dreszcze. Nie powinnam uważać tego za atrakcyjne ani podniecające. Ale, kurwa, uważam, że tak. To moje przekleństwo za bycie wiernym zwolennikiem Szakala. 

On zdaje się nie zauważać mnie tak, jak ja zauważam jego, i to ma sens. Nie jestem oszałamiająca. Nie jestem najwspanialszą dziewczyną w pokoju. Staram się tylko przetrwać, prześlizgnąć się pod radarem i dotrwać do dorosłości. Przyjmuję postawę. 

W przeciwieństwie do niego nie jestem tu, by bronić się przed własnymi błędami. 

Gdybym był, prawdopodobnie zostałbym zamknięty. Rzeczy, które zrobiłem, żeby się tu dostać, żeby mieć szansę na wolność, będą się za mną ciągnąć do końca życia. Ale to nie ma znaczenia. Akt po akcie, cegła po cegle, zbudowałem swoją drogę tutaj i teraz dostanę to, dla czego tak wiele poświęciłem. 

Upominam się o swoją wolność. 

Czas odłożyć pustą, zimną skorupę, którą musiałam się stać, by przetrwać. Nie wiem, kim będzie nowa wersja mnie samej, ale jestem gotowa, by się o tym przekonać.       

* * *  

Dwa miesiące później 

"To twoja ostatnia szansa na złożenie jakichkolwiek próśb ze strony państwa, zanim zostaniesz oficjalnie wyemancypowana i zdana na siebie". 

Heather ma na mnie wywiniętą brew, jakbym była gęsta za to, że nie mam nic do powiedzenia, ale szczerze mówiąc, jestem rozdarta między strachem przed pożegnaniem się z nią a chęcią jej odejścia, żebym mogła zacząć moje nowe życie. 

Stoimy przed Hannaford Preparatory Academy, a budynek góruje nad nami jak upiór. Wygląda bardziej jak zamek niż szkoła, a wokół budynku znajdują się szczere do bólu wieżyczki i niekompletna fosa. W ogrodach stoi brązowy posąg lekkiego jeźdźca. Szkoła została zbudowana w 1800 roku i może poszczycić się wieloma prezydentami i politycznymi geniuszami jako absolwenci. Program pozaszkolny obejmuje program jeździecki i drużynę pływacką na poziomie olimpijskim. Ma prawie doskonały wskaźnik akceptacji college'u przez studentów, którzy chodzili po tych korytarzach, a lista oczekujących na przyjęcie była materiałem na legendę. Samo patrzenie na budynek sprawia, że czuję się tak onieśmielony, że rozważam powrót do samochodu. 

Na myśl o powrocie do mojej starej szkoły po kręgosłupie przebiega mi mrowienie i wracam do mojego pracownika socjalnego. Huh, były pracownik socjalny teraz. Mrowienie zmienia się w dreszcz i przejmuje mnie, pomimo ciepła wciąż w powietrzu. 

"Nic mi nie jest. Rozumiem wszystkie moje prawa, zrobiłam obowiązkowe porady i jestem gotowa być dużą dziewczynką na świecie." 

Parsknęła, po czym wręczyła mi akta mojej sprawy i formularze zapisu do centrali. Jest typem brutalnej kobiety, w ogóle nie macierzyńskiej, i myślę, że właśnie dlatego tak dobrze się dogadujemy. Dziwnie jest myśleć, że już jej nie zobaczę. Przyzwyczaiłem się do słuchania pocieszających południowych tonów jej głosu. 

"Nie jesteś gotowy na to gówno, dzieciaku. Zostawiłam ci linię alarmową na kartce w twoich aktach, gdybyś miał kłopoty, ale teraz jesteś poza moim spisem. Staraj się dobrze radzić w swojej wymyślnej szkole i trzymaj się z dala od ulic." 

Co za promienna deklaracja pewności siebie. Myślę o tym, żeby ją uściskać, ale postanawiam się nie zgodzić, a zamiast tego robię jej małą falę. Wsiada z powrotem do samochodu i patrzę, jak odjeżdża. Przez sekundę czuję przypływ paniki w klatce piersiowej, ale szybko odpycham to od siebie. To nie ma znaczenia, że jestem teraz sama. Nie potrzebuję nikogo poza sobą. Jeśli moje dotychczasowe życie coś mi udowodniło, to to, że jestem wystarczająco silna, by przetrwać wszystko. 

Kiedy samochodu nie ma już w zasięgu wzroku, chwytam małą saszetkę, w której mieszczą się wszystkie moje rzeczy i ruszam w górę brukowanej ścieżki w kierunku głównego budynku. Jest tu jak w bajce i gdybym wierzyła w takie rzeczy, to pewnie czułabym się jak dobry omen. 

Wszędzie pełno jest studentów. Cały teren tętni życiem nastolatków, a ja otrzymuję tonę ciekawskich spojrzeń. Staram się nie dać tego po sobie poznać, gdy podchodzę do biura. Kiedy już to robię, uginając się pod ciężarem mojej torby, drzwi zostają otwarte przez grupę nastolatków i widać, że są blisko spokrewnieni. Wszyscy są ciemnowłosi, niebieskoocy, a ich rysy twarzy wyglądają, jakby zostały wyrzeźbione z marmuru przez mistrza sztuki. Starszy chłopak uśmiecha się do recepcji, a pozostała dwójka, chłopak i dziewczyna, patrzą na niego przygnębiająco, ze szklistymi oczami i całkowicie znudzeni. Żaden z nich nie poświęca mi nawet jednego spojrzenia. 

"Yvette, naprawdę nie obchodzi mnie, jaka jest twoja polityka, nie dzielę się z Ash. Umieść Avery'ego z nim. I tak są złączeni w biodrze". 

Recepcjonistka, bujna kobieta, która jest co najmniej po czterdziestce, rzuca mu stanowcze spojrzenie, ale on wyraźnie ma to gdzieś. Jego ramiona są szerokie i napięte pod marynarką. Wygląda, jakby był opanowany i gotowy do ataku. Przyciskam plecy do ściany z przyzwyczajenia, lekcji wyniesionej lata temu. Kiedy w pokoju jest niebezpieczeństwo, nie zostawia się pleców bez ochrony. 

"Panie Beaumont, jak pan dobrze wie, jest to sprzeczne z polityką szkoły, aby istniały pokoje koedukacyjne, nawet wśród rodzeństwa". 

Szydzi na nią i wypluwa: "Nie dzielę się. Komu mam wypisać czek? Dasz mi pokój jednoosobowy." 

Wyśmiewam się z tego, ale wtedy Yvette wyciąga księgę rachunkową, a on wręcza mi błyszczącą czarną kartę kredytową. To moja pierwsza wskazówka, jak naprawdę popaprany jest kodeks moralny tej szkoły. 

"A kim, dokładnie, jesteś?" mówi dziewczyna, Avery, a ja zaczynam się dziwić, kiedy zdaję sobie sprawę, że mówi do mnie. 

"Lips. Lips Anderson. Jestem świeżo upieczonym studentem." 

Uśmiech tańczy wokół krawędzi jej pomalowanych ust, ale jej oczy nie są rozbawione. 

"Jaki zwyrodnialec nazywa swoje dziecko Lips?" ciągnie chłopak i, o dziwo, sprawia to, że czuję się jakby pozbawiony kości. Obraca się twarzą do mnie, a ja jestem porażona jego widokiem. To znaczy do momentu, kiedy widzę obrzydzenie na jego twarzy. Patrzy na mnie, jakbym była chorobą weneryczną. Postanawiam mu nie odpowiadać i odsuwam się od ściany. Przechodzę obok grupy i układam wszystkie swoje papiery na biurku, udając pewność siebie, mimo że jestem trochę roztrzęsiona. Czy cała szkoła jest pełna wspaniałych, bogatych dupków? Starsze rodzeństwo spogląda na mnie nosem, po czym odwraca się na pięcie i wychodzi, prawdopodobnie by znaleźć swój nowy pokój jednoosobowy. Recepcjonistka ignoruje mnie i zwraca łagodne oczy na pozostałego chłopca. 

"Tak mi przykro. Założyłam, że będziesz chciał dzielić się z bratem, Ash. Czy ty też chcesz jedynkę? Mam wolne w dormach dla chłopców". 

Uśmiecha się, a cała jego twarz się zmienia. Mój oddech łapie się w piersi i biorę pod uwagę. Ten chłopak potrafi używać swojego wyglądu jako broni i bardzo wyraźnie o tym wie. 

"Właściwie to wolałbym dzielić się z panem Arborem i panem Morrisonem, jeśli to możliwe? Wiem, że jest kilka pokoi trzyosobowych, a my jesteśmy chyba najlepszymi kandydatami na naszym roku, żeby bunkrować się razem." 

Yvette rumieni się i potyka o swoje słowa. Szybko bierze jego przynętę i trudno nie przewrócić oczami. 

"Och, pokoje trzyosobowe nie są dla chłopców twojego pokroju czy postury. Są dla niższych rodzin". 

Niższych rodzin? Słodki Boże, no to zaczynamy. Zakładam, że skoro moja rodzina jest tak niska, będę w cholernej piwnicy. To mi odpowiada. 

"Nalegam. Muszę mieć na nich oko i upewnić się, że nie powtórzy się sytuacja z zeszłego roku." Mrugnął okiem, a Yvette prawie zamarła. 

Zerkam i widzę, że Avery obserwuje całą wymianę zdań ze stopioną furią w oczach. Przez chwilę myślę, że jest wkurzona na swojego brata, a potem wyciąga delikatnie rękę i zaciska ją. On nie patrzy na siostrę, ale daje jej rękę szybko ścisnąć. Nie podoba jej się, że jest zmuszany do flirtowania z tą kobietą; jest dla niego opiekuńcza. 

"Czy w akademikach dla dziewczyn są dostępne single?" Jego głos powraca do rysowania. Yvette sprawdza jakieś papiery przed sobą i uśmiecha się. 

"Avery jest już w jednym z singli. Są dwie wolne i wsadziłam ją prosto do niej. Twoja bliźniaczka zadzwoniła do mnie wcześniej i... wyraziła swoje pragnienia." 

Jej wahanie wydaje się całkowicie nie na miejscu, a kiedy patrzy na Avery, w jej oczach jest strach. To też notuję i odkładam informację na bok. 

"Uroczo. Dziękuję, Yvette." 

Bliźniaczki odchodzą z kolejnym spojrzeniem w moją stronę, a potem Yvette odwraca się, by rzucić mi raz okiem. 

"Zakładam, że jesteś stypendystką?" Jeezu, gdybym tylko wyglądała jak Ash, może zostałabym lepiej przywitana. Uśmiecham się mimo jej tonu i oferuję jej swoją rękę do uściśnięcia. 

"Eclipse Anderson. Wolę jednak Lips." 

Ignoruje moją dłoń, rzuca mi twarde spojrzenie i bierze moje papiery. 

"Uczniowie stypendialni to już garstka, a teraz mamy wyemancypowanego ucznia? Ostrzegę cię, że ta szkoła jest utrzymywana na najwyższym poziomie moralności i będzie się od ciebie oczekiwać wzorowego zachowania", mówi, jakby nie była właśnie gorąca i ciężka nad nastolatkiem. 

Upewniam się, że moja twarz jest maską grzecznego posłuszeństwa i przytakuję jej. Nie da się przetrwać w rodzinie zastępczej tak dobrze jak ja, nie będąc w stanie trochę skłamać. 

"Zostajesz również umieszczony w jedynce. Było trochę zdenerwowania z powodu twojego zakwaterowania wśród innych uczniów." 

"Zdenerwowanie?" Podnoszę brwi na jej ton. 

"To są dziewczyny z bardzo prestiżowych rodzin i mają pewne poważne obawy co do dzielenia się z dziewczyną o twojej... reputacji." 

Co do diabła? "Czym dokładnie jest moja reputacja?" 

"Mieliśmy wcześniej kilka wpadek z dziewczynami z Mounts Bay High, co doprowadziło do wprowadzenia ścisłych zasad dotyczących tego, jak nasi uczniowie spędzają czas poza Hannaford. Istnieją obawy o bezpieczeństwo uczniów i ich mienia." 

Rumienię się szkarłatem i zaciskam zęby tak mocno, że mogę je złamać. Już mam powiedzieć tej kobiecie, gdzie ma wsadzić swoje opinie, kiedy drzwi do gabinetu dyrektora otwierają się i wychodzi pan Trevelen. Jego oczy rozświetlają się, kiedy mnie zauważa, i wypuszcza długi wydech. 

Pan Trevelen był odpowiedzialny za przyznawanie stypendiów i osobiście przeprowadził ze mną wywiad pod koniec mojego ostatniego roku szkolnego. Siedział w domu opieki, w którym tkwiłam, i wysłuchał całej historii mojego życia, jakby faktycznie zależało mu na tym, żeby mi pomóc. Nawet z moimi świetnymi ocenami, zostałam odrzucona na inne stypendia z powodu mojej sytuacji życiowej i historii rodziny, więc wiedziałam, że wyszedł dla mnie na prostą. 

"Panno Anderson, co za ulga, że dotarła pani tu bezpiecznie! Miałem pewne obawy po tym, jak samochód Akademii został odrzucony przez twojego opiekuna". 

Uśmiecham się i ponownie reguluję pasek torby na moim ramieniu. 

"Myślę, że chciała być po prostu wścibska i zobaczyć szkołę z bliska". 

Cała posesja szkoły była otoczona ekstrawaganckim ogrodzeniem, a ozdobna brama była elektryczna. Dostałem kartę wstępu, którą teraz oddałem panu Trevelenowi. 

"Nie będę miał jej tego za złe," mówi z przymrużeniem oka, "Wygospodarowałem trochę czasu z mojego harmonogramu tego ranka, aby odprowadzić Cię do Twojego akademika, a następnie oprowadzić Cię po nim. Większość twoich rówieśników będzie już wiedziała gdzie iść, ponieważ ukończyli tydzień orientacyjny tutaj na wiosnę. Nie chciałabym, żebyś się zgubiła". 

Yvette rzuca mi kolejne spojrzenie, ale uśmiecham się do niej słodko i chwytam swoje torby, by podążyć za dyrektorem za drzwi. 

Przynajmniej mam kogoś po swojej stronie.       

* * *  

Mój pokój jest malutki. 

Znajduje się na końcu korytarza w akademiku dla dziewcząt. Musiałam przejść obok wszystkich innych dużych i luksusowych apartamentów, żeby się do niego dostać, więc wiem, że musi to być przerobiona szafa. Niektóre z pozostałych dziewcząt snują się po wspólnych pomieszczeniach i prychają za rękami, gdy przechodzę obok, jakby to było takie zabawne, że mam ten pokój. 

Po raz pierwszy w życiu mam pokój dla siebie. 

Te rozpieszczone bachory nie mają pojęcia, co przeżyłem, a mieć pokój, w którym ledwo mieści się moje łóżko, nie jest trudno. Łóżko jest podwójne, co jest kolejnym pierwszym, i jest mała szafa, która i tak zmieściłaby dziesięć razy więcej ubrań niż posiadam. Czuję, jak głupi uśmiech kłuje się na moich wargach, i zwalczam chęć piskania. 

Mam swój własny pokój w najlepszej szkole w kraju. 

Będę w tym roku wbijać gwoździe, a potem co drugi rok, aż skończę szkołę. Pójdę do college'u z Ligi Bluszczowej na kolejne stypendium, a potem zostanę... właściwie jeszcze tego nie ustaliłam. Wciąż badam, jaka jest najlepiej płatna branża i czy mogłabym tam pracować przez czterdzieści lat, nie mając ochoty się zabić. 

Rozpakowuję się i chowam swoje torby. Schodzę na ręce i kolana i stukam cicho, aż znajdę odpowiednią drewnianą deskę do podciągnięcia. To dość łatwa praca z moim nożem, a kiedy jest już gotowy, wsuwam w szczelinę maleńki sejf, który przyniosłem ze sobą. Używam kilku starych koszul, aby wypchać przestrzeń i ukryć pustą szczelinę przed innymi, którzy mogliby pomyśleć o stukaniu w nią, a następnie przesuwam drewno z powrotem nad nią. To, co mieści sejf, jest warte więcej niż moje życie. 

Na moim telefonie czeka sms i nie muszę na niego patrzeć, żeby zobaczyć, że to Matteo. Jest jedyną osobą, która ma mój numer i, tak naprawdę, jest ostatnim kawałkiem mojego dawnego życia, jaki mi pozostał. Po moim kręgosłupie przebiega ten sam lodowaty palec strachu, gdy czytam jego tekst. 

To miasto nie czuje się tak samo bez ciebie. Wróć wkrótce do domu. 

Prycham, ale niewiele mogę mu powiedzieć bez jakichś konsekwencji. 

Matteo D'Ardo był kolejnym przybranym dzieckiem, starszym ode mnie o cztery lata. Poznaliśmy się w szkole, a on wziął mnie pod swoje skrzydła jeszcze zanim moja mama zmarła i trafiłem do systemu. Był niebezpieczny. Bardziej niebezpieczny niż którykolwiek z tych bogatych dzieciaków mógłby być. Oni udają w swojej bezpiecznej bańce, ale Matteo był Szakalem. Posiadał więcej niż moje rodzinne miasto, posiadał cały stan. W pewnym sensie należał też do mnie. 

Informuj mnie na bieżąco. Wrócę na imprezę i testy następnego lata. 

Kiedy oferta stypendialna dotarła do domu opieki, w którym mieszkałam, podjęłam decyzję o odłożeniu na bok mojego życia w Mounts Bay, w Kalifornii, i podjęciu szansy na lepsze życie. Szkoła publiczna, którą opuściłem, miała reputację szkoły kształcącej dilerów narkotyków, gangsterów i samotne matki. Jeśli nie udało mi się w Hannaford Prep, moje opcje były ograniczone. Nie chciałam iść za Matteo. Nie chciałam zadowolić się zdesperowanym życiem. 

Wciskam telefon do tylnej kieszeni i kieruję się w dół do jadalni. Szepty podążają za mną i jest to przerażające jak cholera. Jest całkiem jasne, że nie tylko nie jestem mile widziany, ale inni uczniowie aktywnie niechętnie mnie tu przyjmują. Zastanawiam się, co dokładnie zrobili inni studenci Mounts Bay, aby pozostawić takie wrażenie. 

Jadalnia to długie pomieszczenie, które przypomina szeroki korytarz. Znajduje się w centrum budynku, więc nie ma okien, a pomieszczenie jest oświetlone jedynie przez masywne żyrandole. Jest tu tylko miejsce na jeden, rozciągnięty drewniany stół, przy którym z łatwością mogłoby zasiąść dwieście osób. Hannaford jest bardzo ekskluzywna, ale wiem, że musi tam uczęszczać więcej uczniów. Na dalekim końcu siedzą już jedzący nauczyciele, ale wszędzie są luki. Logistyce czasu posiłków poświęcam tylko chwilę zastanowienia, zanim pójdę stanąć w kolejce. Słyszę więcej bzdur, które się o mnie mówi. Jedna dziewczyna mówi nawet, że przespałam się z panem Trevelenem, żeby dostać stypendium, a ja odwracam się, żeby dać jej odpowiednie olśnienie. Arogancja w tym pokoju jest zdumiewająca. Muszę zbudować tarczę ochronną na to wszystko. Muszę się uodpornić, żeby przeżyć tutaj swój czas. 

Jedzenie wygląda niesamowicie i nakładam je na swój talerz. Jestem zbyt chudy, taki, który staje się chudy tylko po latach niedoboru jedzenia, i oblizuję wargi na myśl o jedzeniu trzech dużych posiłków dziennie. 

Kiedy moja taca jest już pełna, zaczynam szukać miejsca, które nie jest otoczone przez rzucających się w oczy uczniów. Ląduję na dalekim końcu, blisko nauczycieli, bez innych uczniów w odległości dziesięciu krzeseł ode mnie. W zasadzie jest idealnie. 

Do czasu, gdy otwierają się dalekie drzwi i wchodzą do środka. 

Bliźniacy są otoczeni przez faceta tak wspaniałego, że jestem oszołomiona, i zajmuje mi to sekundę, aby zdać sobie sprawę, że to facet z sądu w zeszłym miesiącu. Wygląda absolutnie druzgocąco w swoim mundurze, a dziewczyny pienią się na lewo, prawo i centrum zarówno nad nim, jak i Ash. Avery patrzy na nie wszystkie spode łba. Zauważam, że wszyscy nauczyciele patrzą na nią jak na tykającą bombę zegarową z ich nazwiskiem. Interesujące. 

Obserwuję ich dyskretnie podczas jedzenia, subtelna sztuka inwigilacji to coś, co wyniosłem z czasów, gdy byłem w Szakalu. Ash trzyma dwa talerze, a kiedy Avery wybiera jedzenie, on napełnia jeden dla niej. To słodkie, jak blisko siebie są, jak bez wysiłku dbają o siebie nawzajem. Drugi chłopak śmieje się i żartuje z nimi obojgiem, ale jego śmiech jest mroczny i pokręcony, jakby nabijał się ze wszystkiego wokół. 

Kiedy kończą, kierują się do stołu i po sali zapada cisza. Praktycznie widzę, jak uczniowie modlą się, żeby z nimi usiąść, jakby to miało w jakiś sposób podnieść ich status społeczny. Ta szkoła jest taka dziwna. 

Avery prowadzi chłopców, żeby usiedli po drugiej stronie stołu i kilka miejsc niżej ode mnie. Oszałamiający chłopak wyciąga dla niej krzesło. Wiem, że nie mają zamiaru się do mnie odzywać, więc łatwiej jest mi schować głowę i jeść, słuchając skrawków rozmów wokół mnie. 

"Morrison zacznie w połowie semestru; wciąż jest w Europie i robi swoje". 

"Szczęście, że dostajemy odprysk od wszystkich rewelatorów małego gówna. Jeśli będę musiał znaleźć jeszcze jedną parę koronkowych majtek upchniętych w jego framudze drzwi, przejdę na emeryturę z miejsca". 

Wyraźny język ze strony nauczyciela wywołuje u mnie uśmiech, ale nie patrzę, by sprawdzić, który z nich to powiedział. Co to za szkoła? Kręcę głową i staram się skupić na swoim obiedzie. Nigdy w życiu nie jadłam tak pysznego jedzenia i już tylko dla tego nie mogę się doczekać kolejnych czterech lat. 

"Widzę dziurę z drugiego końca stołu. Zamawiam ci nową, więc przełknij swoją bezużyteczną dumę," mówi Avery i nawet z szorstkością słów, jej głos jest o wiele milszy, kiedy nie jest skierowany na mnie. 

"Nie potrzebuję, kurwa, nowego. To oświadczenie projektowe. Zostaw to, Floss", mówi drugi chłopak i mimo że przeklina ją, słyszę czułość. Czuję też, jak Avery się denerwuje. 

"Nie nazywaj mnie tak tutaj. A jedyne stwierdzenie, jakie wygłaszasz, to 'zbyt biedny, żeby się przejmować'. Chcesz powtórki z zeszłego roku?" 

To już drugie odniesienie do czegoś, co wydarzyło się w zeszłym roku, jakie usłyszałem, i teraz jestem zainteresowany, żeby dowiedzieć się, o co im chodzi. Zerkam w górę i przez przypadek nawiązuję kontakt wzrokowy z gorącym chłopakiem. Utrzymuję go przez sekundę, a potem odwracam wzrok, bo nie chcę wyglądać, jakbym bała się jego uwagi, mimo że zaczynam się pocić w jego ogólnej bliskości. Opanuj się. 

"Kim jest ten nowy dzieciak?" 

"Lips." Avery rozciąga moje imię, a brzmi ono tak młodo, że pochodzi od niej. Obaj chłopcy prychają, a ja przewracam oczami tam, gdzie nie mogą zobaczyć. Ash podsumowuje opinię o mnie, do której doszedł już cały pokój. 

"Kogo to obchodzi, ona jest śmieciem Mounty". 

Gdyby tylko to było prawdą.




Rozdział 2

Rozdział 2     

Jeśli jesteś w najlepszych klasach w Hannaford, zaczynają się one o 7 rano, co wydaje mi się okrutną i niezwykłą torturą. Po co karać osoby osiągające wysokie wyniki? 

Śpię jak zabity, a i tak mam ochotę roztrzaskać mój alarm o ścianę. 

Udaje mi się wstać i wyglądać po ludzku w moim rześkim uniformie. Udaje mi się nawet wycisnąć trochę makijażu, żeby spróbować ukryć ciemne plamy pod oczami. Nie muszę dawać innym dzieciakom więcej amunicji. 

Moje stypendium opłaca dokładnie trzy mundurki codzienne, dwa komplety dresów sportowych i formalny mundurek do reprezentowania szkoły na imprezach towarzyskich. Oznacza to, że muszę bardzo uważać na to, co dzieje się z tymi ubraniami, bo sama szkolna spódnica kosztuje więcej niż miesięczne zakupy spożywcze. 

Jadalnia jest w zasadzie pusta, więc siadam blisko drzwi i wpycham sobie śniadanie do ust. Chciałabym mieć czas, żeby delektować się puszystą jajecznicą i chrupiącym bekonem, ale mam poważny deficyt czasu. Odkurzam je, a po drodze chwytam jabłko. 

Moja pierwsza klasa jest historią i z ulgą widzę plan siedzeń wywieszony na drzwiach. Jestem z tyłu i dzielę miejsce z uczniem płci męskiej, Harleyem Arburem. Avery siedzi przy biurku przed nami, a Ash nie jest w klasie, co jest świetne, bo nie chcę być nazywana śmieciem o tak wczesnej porze. Trudniej jest opanować mój temperament. 

To jak cios w brzuch, kiedy zdaję sobie sprawę, że ten super gorący facet ma na imię Harley i teraz muszę dzielić z nim biurko trzy razy w tygodniu. Pachnie niesamowicie, jak bergamotka i goździki, a ja się na niego za to złoszczę. Nigdy tak naprawdę nie zwracałam uwagi na facetów. Nie interesuje mnie bycie pukniętą i porzuconą jak moja mama. W Mounts Bay było to dość łatwe. Wszyscy chłopcy w mojej klasie mieli ten powiew desperacji, który towarzyszy nastoletnim hormonom i biedzie. Wszyscy w tej szkole żyli poniżej granicy ubóstwa i wszyscy chodzili głodni. Nie mogłem patrzeć na żadnego chłopaka bez wyraźnego wrażenia, że chcą uciec od ponurej dziury, jaką było ich życie. Dodatkowo, wszyscy wiedzieli, że jestem związana z Matteo. Wszyscy trzymali się ode mnie z daleka. 

Żaden z chłopców w Hannaford nie jest zdesperowany. Wszyscy mają środki, żeby tu być, nigdy o nic nie walczyli, a ja szybko się przekonałam, że z pieniędzmi przychodzi wygląd. Nie mówię, że tylko bogaci ludzie są atrakcyjni, wiem, że tak nie jest, ale wszyscy oni mogą sobie pozwolić na dbanie o siebie i pokazywanie się z jak najlepszej strony każdego dnia. Nie ma ani jednej dziewczyny, którą widziałam, a która nie wyglądałaby na wyskubaną, wypielęgnowaną i napompowaną na centymetr swojego życia, a wszyscy faceci mają Rolexy, ułożone włosy i drogie wody kolońskie. 

Harley krzywi się, gdy widzi mnie przy biurku, ale siada i metodycznie opróżnia swoją torbę. Jego pismo jest znacznie schludniejsze niż moje, a on już ma notatki z podręcznika, który nam przydzielono. Wszystko to kłóci się z obrazem gangstera, jaki miałem w głowie, a moje brwi są uniesione, gdy biorę to wszystko do ręki. On może być po prostu osobą do pokonania w tej klasie. 

"Nazywasz się Eclipse?" Jego głos ocieka jadem. Pieprzeni bogaci chłopcy. 

"Co mogę powiedzieć, moi rodzice byli hipisami." To nawet nie jest bliskie prawdy, ale to łatwe kłamstwo, które powtarzałem sto razy. To o wiele łatwiejsze niż powiedzenie, że moja mama pewnej nocy rozmawiała z księżycem i postanowiła zadedykować mu imię swojego nienarodzonego dziecka. Taka historia spotyka się z pustymi spojrzeniami, albo co gorsza, domyślają się, że musiała być naćpana. Ciekawe, ile dzieci może powiedzieć, że spędziło pierwsze trzy tygodnie życia na detoksie od heroiny na OIOM-ie? Szczęściarz ze mnie. 

"Nieważne, Mounty. Nie oszukuj moich notatek. Widzę, że je oglądasz. Nie dzielę się, nie chcę pracować w zespole, nie pomagam ci kurwa". 

Śmiech wyrywa się z mojej piersi w szoku. Nie patrzy na mnie; jego oczy pozostają przyklejone do frontu klasy. 

"Nie potrzebuję twojej pomocy. Dlaczego miałbym potrzebować pomocy od jakiegoś gangsterskiego dzieciaka? Ukradłeś ostatnio jakieś samochody? Co ty do cholery robisz w tej szkole?" Mówię, a słowa wyszły ostrzejsze niż zamierzałem. 

Szok pojawia się na jego twarzy, ale znika tak szybko, jak się pojawił. Odwraca się i patrzy na mnie z tak intensywną odrazą, że aż przełykam. Moje instynkty przetrwania są najwyraźniej źle ulokowane, odkąd tu przybyłam. Kto by pomyślał, że szkoła pełna bogatych dupków może być równie zmienna jak Mounts Bay High? Muszę pamiętać, że nie jestem tu wilkiem. Jestem na samym dole drabiny, bez przyjaciół, bez sojuszników, bez nadziei. 

"O czym ty, kurwa, mówisz?". Oczywiście nie rozpoznał mnie, dlaczego miałby pamiętać, że mnie tam widział? Pamiętam go tylko dlatego, że jest, cóż, całkowicie ślinotokowy. 

"Byłem w sądzie, aby uzyskać moją emancypację w zeszłym miesiącu. Musiałem siedzieć i słuchać wszystkiego o twoich letnich zajęciach." 

Odsuwa się od biurka szorstko i odwraca się do mnie. Od razu zauważam, że jest znacznie większy ode mnie. Jego ramiona są szerokie i wypełnione, jakby znał się na siłowni. Słowa wytatuowane pod jego szczęką migoczą, gdy jego mięśnie zaciskają się mocno w furii. 

"Słuchaj, ty mała suko". 

"Harley. Zajmę się tym. Skup się na swojej pracy w szkole." Moja głowa zatrzaskuje się na głos Avery, ale ona nawet nie zadała sobie trudu, żeby na nas spojrzeć. Co do diabła? Zajmij się tym, jakbym nawet nie była osobą? 

Harley się waha, jakby wolał sam urwać mi głowę, ale wtedy do sali wkracza nauczycielka i lokuje się z powrotem przy biurku. Zerkam dookoła, by zobaczyć szerokie oczy w każdym kierunku. 

Świetnie. 

Właśnie wkurzyłam jednego z samców alfa w szkole. 

Pani Aurelia przedstawia się, a następnie wręcza każdemu uczniowi quiz. 

"Lubię zaczynać rok wiedząc, co moi uczniowie już wiedzą, więc nie poruszamy przypadkowo starych tematów. Każdy, kto nie uzyska 80 procent lub więcej, zostanie przeniesiony do niższych klas, ponieważ nie będziemy mieli czasu na pokrycie starszych przedmiotów." 

Co najmniej pół tuzina uczniów jęczy. Przeglądam strony i z ulgą stwierdzam, że znam wszystkie odpowiedzi. Moją największą obawą przed przyjazdem do Hannaford było to, że będę miała zaległości dzięki edukacji w szkole publicznej. Spędziłem całą przerwę letnią czytając wszystkie moje podręczniki. 

Mam wszystkie trzy strony wypełnione w mniej niż trzy minuty. Harley patrzy na mnie, gdy odkładam długopis, ale kończy mniej niż minutę później. 

Pani Aurelia zbiera nasze prace i ocenia je, podczas gdy my czekamy na resztę klasy. Harley wertuje swoje notatki, jakby oceniał się z pamięci, a ja jestem zmuszony do wpatrywania się w klasę w milczeniu. Jest całkiem jasne, że co najmniej czterech studentów będzie miało szczęście pozostać w klasie, panika jest łatwa do odczytania w ich postawie, gdy pochylają się nad swoimi pracami. 

"Ojej, panie Arbour" - mówi pani Aurelia, a głowa Harleya zatrzaskuje się, by na nią spojrzeć. Jego oczy są szerokie. 

"Dostał pan 99 procent, przy czym tylko jedno pytanie było złe. Bardzo dobry wynik." 

Wydycha, a potem jego oczy się zwężają. "Co jest w tym złego?" 

"Wiem, że lubisz być najlepszy w klasie. Panna Anderson dostała 100 procent. Nie sądzę, że kiedykolwiek wcześniej zostałeś pokonany w mojej klasie, więc mam nadzieję, że jesteś na wyzwanie." 

Jeśli myślałem, że wyglądał na wściekłego, kiedy nazwałem go gangsterem, to było to nic w porównaniu z jego twarzą teraz. Avery odwraca się, by się do mnie uśmiechnąć, ale jest to uśmiech drapieżnika, który zidentyfikował swoją ofiarę. Zgroza pozostawia ślad lodu w dół mojego kręgosłupa. 

Może popełniłam błąd, przychodząc do Hannaford.       

* * *  

Lunch to piekielne doświadczenie, a ja rozpaczliwie pragnę zjeść na zewnątrz w promieniach słońca na trawie. 

Mój żołądek dudni głośno na wszystkie pyszne zapachy dochodzące ze stołów bufetowych i po raz kolejny wypełniam swój talerz po brzegi. Długi stół jest gwarny i przepełniony studentami, a ja nie mam wyboru i muszę zająć pierwsze wolne miejsce, które znajdę. Dziewczyna po mojej lewej stronie rzuca mi twarde spojrzenie i odwraca się do mnie plecami. Chłopak po mojej prawej stronie krzywi się na mnie i próbuje zerknąć w dół mojej koszuli. Uderzam go łokciem, mocno, a potem zaczynam jeść. Hałas w pokoju jest głośny i ogłuszający, więc kiedy nagle cichnie do szeptów, patrzę w górę. 

Facet z biura, starszy dzieciak z Beaumont, stoi przed grupą pierwszaków siedzących na końcu stołu, niezbyt daleko od miejsca, w którym siedzę. Jest flankowany przez czterech innych uczniów, którzy wszyscy się uśmiechają. 

"Przesuń się." 

Świeżaki patrzą na siebie, a potem jeden z nich, chłopak, którego wcześniej nie widziałem, mówi: "Jeszcze nie skończyliśmy. Musicie poczekać." 

Wszystkie szepty ustały. 

W pokoju można by usłyszeć spadającą szpilkę; nawet pracownicy kuchni milczą. 

"Wstawaj. Wstań", mówi ponownie, ale facet wpatruje się w niego pusto. Rumieniec na jego twarzy zdradza go. 

"Pozwól, że wyjaśnię ci, jak to działa. Jestem Beaumontem. Moja rodzina to stare pieniądze, tak stare, że nigdy nie wyschną. W rzeczywistości podcieram tyłek większą ilością pieniędzy niż twoja żałosna mała rodzina kiedykolwiek zrobiła, i mam powiązania, aby nie tylko zrujnować twoje życie, ale zakończyć je. Jeśli każę ci się ruszyć, to się ruszasz". 

Wszyscy świeżo upieczeni uczniowie stają jednocześnie i ruszają. Facet, który zabrał głos, chwyta swoją tacę i udaje mu się oddalić o jeden krok, zanim Beaumont spoliczkuje tacę i przykryje go swoim lunchem. Syczy, gdy gorąca zupa rozpryskuje się na jego twarzy i w dół jego munduru. 

"W tej szkole istnieje wyraźna hierarchia, a ty jesteś na samym dole. Nie zapominaj, kurwa, o tym." 

Nikt nie porusza się, aby pomóc facetowi, a ja widzę wściekłe łzy dobrze w jego oczach. Personel kuchenny zaczyna dawać znaki dzieciakom w kolejce, żeby się przesunęły, ignorując sytuację dziejącą się przed nimi. 

Pieprzone bogate dzieciaki. 

Skupiam się ponownie na moim jedzeniu, z tym, że teraz słyszę rozmowę starszych dzieci, ponieważ siedzą tak blisko mnie. 

"Jak bliźniaki się zadomowiły? Przy okazji myślę o tym, żeby zerżnąć twojego brata". Podoba mi się ten grymas na jego twarzy. To będzie jak pieprzenie wściekłego, miniaturowego ciebie". 

"Jesteś taką dziwką, Harlow. Upewnij się, że dobrze ci płaci." 

Dziewczyna tylko się śmieje, jakby cieszyła się, że ten nadęty kutas mówi o niej, jakby była nikim. 

"Może zrobię go zaraz po tym, jak zrobię ciebie, żeby zobaczyć, kto lepiej pieprzy". 

Grupa znowu się śmieje i zaczynają straszną zabawę w porównywanie swoich podbojów, głośno i szczegółowo. Żuję szybciej, żeby wyjść z pokoju. Nie chcę przyciągać ich uwagi. Nie mogę jednak powstrzymać się od słuchania ich. 

"Chcę zerżnąć Morrisona, tylko po to, żeby powiedzieć, że go miałam. Joey, namów swoją siostrę, żeby mnie z nim zaciągnęła. Słyszałem, że ona jest strażniczką do wszystkich trzech tych chłopców". 

Joey, który jest starszym z rodzeństwa Beaumont, szydzi. 

"To mała cipa, tak jak była mama. Nie masz tam szans; zawsze zakładałem, że pieprzy ich wszystkich. Spodziewam się, że zostanie zapukana przez Ash i będą mieli trzygłowe, kazirodcze dziecko. Ojciec byłby taki dumny." 

Znów klekotali, a ja wstałem z moim talerzem, zbyt chory, by dalej jeść. Co za wspaniały facet, żeby mieć brata. To znaczy, bliźniaki nie wyglądały na wybitne istoty ludzkie, ale nikt nie zasługuje na rodzeństwo, które mówi o nich tak źle, i to w tak publiczny sposób. 

Wychodzę z jadalni, aby przejść do mojej następnej klasy, i staram się ignorować spojrzenia i szepty.       

* * *  

Akademiki dla dziewcząt nie mają indywidualnych prywatnych łazienek, więc musisz korzystać z gigantycznej wspólnej łazienki. 

To gorsze niż bycie w domu grupowym. 

Udaje mi się wejść i wyjść spod prysznica, zanim któraś z pozostałych dziewczyn wejdzie do łazienki, i chowam moją torbę z kosmetykami pod pachą, gdy wracam do pokoju. Jestem ubrana w stare bokserki i starą koszulkę zespołu, którą uwielbiam. 

Każda dziewczyna w moim akademiku zatrzymuje się i patrzy jak przechodzę obok. 

Nie rozumiem, jakie mają ze mną problemy. Z pewnością bycie na stypendium nie oznacza, że jestem wrogiem, a jednak nie miałem ani jednej studentki, która próbowałaby ze mną miło porozmawiać. To jest męczące. 

Gdy otwieram drzwi, słyszę głos Avery'ego i zatrzymuję się na sekundę. 

"Kurwa, żałosne." 

Odwracam głowę, żeby na nią spojrzeć. Opiera się o swoją własną ramę drzwiową po drugiej stronie korytarza od mojego pokoju. Widzę, że jej pokój jest co najmniej cztery razy większy od mojego i umeblowany luksusowo. Nie mogę się powstrzymać od zazdrości, nawet gdy jej oczy są utkwione w mojej koszuli. Zerkam w dół, ale nie ma w niej żadnych dziur ani plam. Co ona ma przeciwko koszulkom zespołu? 

"Jeśli myślisz, że to zwróci jego uwagę, jesteś jeszcze bardziej głupią dziwką Mounty niż myślałam". 

"Czyją uwagę? To moja piżama; nie chcę pokazywać jej facetowi". 

Ona wpatruje się we mnie przez sekundę, zanim się uśmiechnie. Jest uderzająco piękna, ale z jej ustami skręconymi w szyderczy grymas, myślę, że wygląda na starszą niż piętnaście lat. 

"Jesteś całkowicie pozbawiony pojęcia. Nawet lepiej." 

Widzę błysk i mrugam sowio. Zrobiła mi zdjęcie telefonem, a potem wycofała się do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. 

Te bogate dzieciaki mnie załatwią. 

Kiedy już jestem bezpiecznie za swoimi zamkniętymi drzwiami, padam na łóżko i jęczę. Lepiej, żebym skończyła z niesamowitą karierą za znoszenie tej szkoły. 

Sprawdzam swój telefon i widzę, że Matteo znowu napisał do mnie SMS-a. 

Czy już wywołujesz piekło? 

Przygryzam wargę. Chociaż zawsze byłam nastawiona na naukę i zawsze byłam najlepsza w swoich klasach, w mojej ostatniej szkole miałam reputację suki. Nie to, że byłam łobuzem, po prostu miałam dużo złości z powodu mojego życia domowego. 

Moja mama była uzależniona od narkotyków i z tego powodu zaniedbywała mnie. 

Ciężko jest przyznać się do tego na głos. Czuję, że nie musiała mnie zbytnio kochać, skoro wszystkie nasze pieniądze na jedzenie wydawała na heroinę, kokę, metę, pigułki, cokolwiek, co wpadło jej w ręce. Nie chciałem przyznać, że moje życie stało się łatwiejsze po jej śmierci. Muszę być najgorszym dzieckiem na świecie, żeby tak myśleć, a jednak to prawda. W rodzinie zastępczej nigdy nie musiałem się martwić, czy w nocy będzie jedzenie na stole. 

Przyznaję, jedzenie było gówniane i nigdy nie było go dość. 

Mama powiedziała mi, że mój ojciec trafił do więzienia w innym stanie za handel narkotykami, co oznaczało, że w zasadzie zostałem pozostawiony sam sobie. Myślę, że świetnie poradziłem sobie z tym, że nie zmieniłem się w beznadziejnego dupka i pewnego dnia zostanę lekarzem, inżynierem czy inną karierą, która będzie opłacalna. Wtedy już nigdy nie musiałbym się martwić o jedzenie. 

Więc byłem znany z tego, że miałem mądry język i byłem zły przez cały czas. To działało na moją korzyść z Matteo. 

Zdecydowanie nie jestem już w Kansas, Toto. 

Uśmiechnęłam się, gdy nacisnęłam "wyślij". Matteo wysłał mi taką samą wiadomość dzień po tym, jak wyprowadził się z domu opieki. Wtedy tak bardzo pragnęłam, by móc się stamtąd wyprowadzić razem z nim. W domu opieki był dla mnie jak koc bezpieczeństwa. Coś bezpiecznego, do czego mogłam wrócić. Powiedział mi, kiedy zaakceptowałam stypendium, że będę musiała do niego wrócić, kiedy skończę szkołę, że nie wolno mi się od niego oddalać. To sprawiło, że poczułam się pożądana, w mroczny, pokręcony sposób. 

Nigdy wcześniej tego nie czułem. 

Wracaj więc do domu, młody. Dobrze się tobą zaopiekuję. 

Uśmiechnąłem się i potarłem kciukiem po ekranie. Jakże pragnęłam, by życie było tak proste. Jakże bym chciała, żeby nie stał się potworem. 

Muszę ułożyć sobie życie, nie możemy wszyscy być Szakalem. 

Szakal. Jego imię na ulicach. Wiedziałem, że jest zamieszany w różnego rodzaju kłopoty, i starałem się nie myśleć o tym zbyt mocno. 

Ten Szakal chce tylko, żeby jego Wilk był bezpieczny i przy nim. Nie zapominaj o tym, będąc w tej wielkiej, posażnej szkole. 

Po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz. Dlaczego to zawsze brzmiało bardziej jak groźba niż obietnica?




Rozdział 3

Rozdział 3     

Pierwszy raz, kiedy mam prawdziwą przerwę od Avery'ego i Harleya, ma miejsce podczas study hall. Jest to jedyna wymagana jednostka, która jest elastyczna co do lokalizacji, a ja wybieram pójście do biblioteki. 

Biblioteka jest ogromna i wygląda niejasno wiktoriańsko. Dział beletrystyki jest o jedną trzecią większy od działu literatury pięknej i literatury źródłowej, a bibliotekarki to same matrony z ciasnymi, siwymi bułkami na głowie. W tym pomieszczeniu czuję się najbardziej nie na miejscu w tej szkole. Przechodząc przez drzwi, czuję się jak brudne dziecko i po tygodniach nadal się krzywię. 

Nie mam laptopa, z którego mogłabym spokojnie korzystać w moim pokoju, a w bibliotece jest wybór komputerów, z których można korzystać, jedyny nowoczesny luksus. Docieram tam wcześnie i wybieram biurko w kierunku tylnej części pomieszczenia. Jeden z bibliotekarzy kiwa na mnie głową w podziękowaniu, ale nie oferuje żadnej pomocy, gdy zmagam się z technologią. Moja poprzednia szkoła miała tylko jeden komputer w bibliotece, i była to gloryfikowana maszyna do pisania. Dostęp do Internetu był ograniczony, a uczniowie zazwyczaj nie zawracali sobie głowy korzystaniem z niego. Tutejsze komputery były zaawansowane technologicznie, skomplikowane i moim zdaniem wymagały dużego nakładu pracy. Chyba dobrze pasowały do populacji studentów. 

Zadzwonił dzwonek i sala zaczęła wypełniać się uczniami. Dziewczyna, którą rozpoznaję z mojej klasy biologii, podchodzi do mojego biurka i uśmiecha się słodko, zanim zajmie miejsce naprzeciwko mnie. Kiedy reszta miejsc jest już zajęta przez uczniów, grupa pierwszaków niechętnie zajmuje pozostałe miejsca przy moim stole. Nie zaszczycam ich nawet spojrzeniem i zamiast tego skupiam się na swoim zadaniu. 

Skupiam się na badaniach przy komputerze, kiedy w moją stronę podsuwa mi się kartka papieru. 

Widziałam twoją kłótnię z Harleyem na historii. Nie powinnaś wkurzać Avery'ego i chłopaków . Reszta z nas nauczyła się tej lekcji w gimnazjum. 

Spoglądam na nią, a potem na resztę stołu, ale nikt nie zwraca na nas uwagi. Bazgrzę odpowiedź i przesuwam ją z powrotem. 

Gdybym zawsze robiła to, co powinnam, nie byłoby mnie w tej szkole. 

Uśmiecha się i zgrabnie wraca. W bibliotece nie jest do końca cicho, studenci rozmawiają dookoła nas, więc nie jestem pewna, po co robimy to z notatkami, ale na razie będę się bawić. 

Mam na imię Lauren. Gdyby nie wprowadzili zakazu mówienia do ciebie przez resztę z nas, już bym do ciebie podeszła. Wiem, jak to jest być nową dziewczyną w szkole. 

Jak, do cholery, zakazują innym uczniom rozmawiać z ludźmi? Za kogo oni się, do cholery, uważają? Jestem na tyle zła, że chwytam ołówek tak mocno, że drży mi ręka. 

Co się z tobą stanie, jeśli się do mnie odezwiesz? 

Przygryza wargę, zanim przesuwa papier z powrotem. 

Wtedy dodadzą mnie do listy i zrobią ze mną to, co zamierzają zrobić z tobą. Przepraszam, jestem przerażona Avery'm. 

Lista? To była przenośnia, czy ta psycholożka Avery rzeczywiście tak metodycznie organizowała swoje rządy terroru? Wypuszczam głębokie westchnienie i kiwam głową na Lauren. Chyba nie winiłam jej, ani żadnej innej osoby z naszej klasy. Widziałam, co Joseph zrobił z innymi pierwszakami. Samemu było mi dobrze, ale czasem trudno było patrzeć na innych uczniów, którzy spacerowali, rozmawiali i śmiali się razem, i nie żałować, że nie mam z kim porozmawiać. 

Daję jej skinienie głowy i zgniatam kartkę w dłoni, wyraźny znak, że rozmowa się skończyła. Ona daje mi smutny uśmiech i wraca do pracy nad swoim własnym zadaniem domowym. 

Próbuję skupić się na swojej pracy, ale jestem cała rozpalona i rozdrażniona. Nienawidzę tego rodzaju znęcania się. Wolałabym, żeby po prostu przyszli na mnie z pięściami, żebym mogła się odpowiednio bronić. Szepty i intrygi są denerwujące, ale wtedy myślę o życiu w domu i Matteo. Może nauka tego politycznego gówna nie jest takim strasznym pomysłem. 

Może pomoże mi to kiedyś przetrwać Szakala.       

* * *  

Gdy mija kilka pierwszych tygodni, dowiaduję się czegoś bardzo ważnego. 

Harley i Avery są na każdych moich zajęciach oprócz chóru i razem z Ash mają duży wpływ na naszych kolegów. 

Wieści o mojej kłótni z Harleyem szybko się rozeszły i uczyniły mnie jeszcze większym pariasem niż mój status stypendysty. Nikt nie próbuje ze mną rozmawiać, ani podczas zajęć, ani podczas posiłków. Myślę, że próbują sprawić, że poczuję się na tyle gównianie, że odejdę, ale mało kto wie, że cieszę się ciszą. 

Na początku roku zapisałam się na kilka zajęć pozalekcyjnych, żeby zdobyć punkty i podbić moje podania na studia. Najmniej cieszę się na korepetycje, zwłaszcza teraz, gdy wkurzyłam Harleya. Mijają trzy tygodnie, zanim dostaję maila od szkolnego administratora z informacją, że ktoś się zapisał i że mam się z nim spotkać w bibliotece podczas trzech moich sal lekcyjnych. Jęczę, ale zgadzam się na to. Kiedy widzę, kim jest ten uczeń, zaczynam myśleć, że to pułapka. 

Ash Beaumont. 

Najwyraźniej kogoś wkurzyłem w poprzednim życiu. 

Czeka przy wyznaczonym biurku w bibliotece, jego książki i przybory rozłożone wokół niego. Wygląda tak klasycznie, jakby był grecką fantazją, a ja muszę sobie przypomnieć, że jest kutasem, zanim z nim usiądę. Szyderstwo, którym mnie obdarza, pomaga uspokoić moje hormony. Mogę go podziwiać z daleka, ale witriol, którym pluje do mnie na co dzień, dowodzi, jak bardzo potrzebuję trzymać go na dystans. 

"Oh, goody. Dostaję do spędzenia trzy godziny w tygodniu ze śmieciami", rysuje, a ja zgrzytam zębami. 

"Jeśli chcesz pomocy z zadaniami, to tak, utknąłeś ze śmieciami". 

Szczerzy się do mnie, a to nie jest miłe. 

Wyciągam moje własne prace szkolne i dostaję całkowitą radość z jego krytyki na to, co wydaje się być każdym aspektem mojego życia. Robię co mogę, żeby to zignorować, ale nie jestem najbardziej cierpliwą osobą. 

"Twoje pismo jest okropne. Dlaczego obgryzasz paznokcie? Przez nie wyglądasz jak chłopiec? Nie powinieneś się garbić; możesz faktycznie mieć przyzwoitą półkę i nikt tego nie zauważy, jeśli będziesz cały skulony -". 

"Możesz się zamknąć i powiedzieć mi, w czym potrzebujesz pomocy?" Syczę na niego. Uśmiecha się, jakby wiedział, że trafił prosto w sedno. Kurwa, szkoda, że nie spotkałem go w Mounts Bay. Zniszczyłbym go z wyliczonym spokojem i grymasem na twarzy. Miałbym Matteo za plecami i mógłbym go wykończyć na kreatywne i przebiegłe sposoby. Moglibyśmy zrobić z tego prawdziwą grę. Ale zamiast tego jestem w Hannaford i jak na razie wkurzyłem już jednego chłopaka Avery'ego. Nie mogę naciskać, dopóki nie poznam terenu. Muszę trzymać swoje karty blisko piersi, dopóki nie poznam najlepszego sposobu na ich rozegranie. 

Pokazuje mi swoją pracę domową z matematyki, a następnie zaczyna po cichu rozwiązywać zadania. Obserwuję go podczas pracy i od razu zdaję sobie sprawę, że coś jest nie tak. Nie potrafię tego określić, ale sposób, w jaki patrzy na kartkę, sprawia, że nie stara się znaleźć odpowiedzi. To jest wkurzające. 

"Czy możesz przynajmniej lepiej udawać, że próbujesz? Jeśli nie zamierzasz traktować tego poważnie, wykorzystam ten czas na naukę zamiast tego." 

Rzuca mi spojrzenie. Jego oczy są przenikliwe, jakby próbował dobrze przyjrzeć się temu, co dzieje się pod moją skórą. Jestem przyzwyczajona do takiego patrzenia, ale to niepokojące, że dostaję je od bogatego dzieciaka z Hannaford. Dlaczego miałby wiedzieć cokolwiek o mnie? Za cztery lata przestanę istnieć w jego życiu, a on przejmie rodzinne imperium warte miliard dolarów. Tak, sprawdziłem Beaumontów. Miliarderzy. Na myśl o takich pieniądzach robiło mi się niedobrze. 

"Dostaniesz kredyt tylko wtedy, gdy zrobisz to właściwie. Dam znać pracownikom biura, jak mało zależy ci na pomocy innym studentom". 

"Dlaczego miałbym ci pomóc, skoro nie będziesz się starał?". 

Odchyla się na krześle i składa ręce. Jest szczuplejszy niż Harley, ale nadal jest dużo większy ode mnie. Przeszywa mnie dreszcz. Boże, jestem załamany. 

"Bo jesteś Mounty trash i potrzebujesz kredytów. Ja nigdy nie mógłbym pracować ani jednego dnia w moim życiu, a i tak będę cię wykładniczo przewyższał." 

Zaciskam zęby. Nienawidzę go. Nawet jeśli jest wspaniały. 

Nadal się kłócimy i walczymy na drodze przez wszystkie jego prace domowe. Mówi mi, że potrzebuje pomocy z każdego przedmiotu, a kiedy godzina się zmniejsza, mogę poczuć smak mojej wolności. Drzwi do biblioteki otwierają się i wchodzi Avery, kierując się do naszego stolika. 

Świetnie. 

Przygotowuję się, zakładając, że jest tu dla mnie, ale ona nawet nie spogląda w moją stronę. Jej oczy są wlepione w Ash. 

"O co chodzi z tym, że zaczynasz bójki z Joey'em?" 

Jest łagodniejsza w stosunku do Ash niż do kogokolwiek innego, jakby był jakąś cenną rzeczą, z którą trzeba się ostrożnie obchodzić. Nie wygląda mi na takiego, zwłaszcza, że patrzy na nią ze spojrzeniem. To wyraźnie nie jest skierowane do niej. Traktuje ją z taką samą niesłabnącą troską. 

"Pieprzyć Joey'a. Wie, że Harley jest poza zasięgiem, a mimo to wciąż po niego przychodzi. Ja go kurwa wykończę, Floss." 

Jej oczy migoczą na mnie, kiedy ją tak nazywa, ale nie ciągnie go do góry. Ma ręce na biodrach i patrzy na niego jak na niegrzeczne dziecko, które musi zdyscyplinować. 

"Czy możesz się opanować? Tutaj jest o wiele trudniej zminimalizować szkody niż w niższych klasach. Mam dużo na głowie, jak na razie." 

"To on jest tym, który jest kutasem. Nie mogłem siedzieć z kciukiem w dupie, kiedy oni zaczęli się zajmować Harleyem, prawda? Nie wiem, dlaczego wydaje im się, że będą w stanie nas pokonać. Wręczamy im ich własne tyłki od czasów gimnazjum." 

Wraca do swojej pracy domowej, ale jeśli myśli, że ona odpuści, to jest srodze rozczarowany. 

"Nie mówiłam, że powinieneś! Następnym razem zadzwoń do mnie." Długimi, smukłymi palcami tuli za ucho idealny czarny lok. Sprawia, że czuję się tak cholernie niewyrafinowany i niezdarny. Przestaję na nią zupełnie patrzeć. 

"Więc powinienem po prostu sprawić, że będziesz walczył ze wszystkimi naszymi bitwami? Powinienem ukrywać się za twoją spódnicą, kiedy nasz wielki, zły brat nas obserwuje? To nie tak działa." Część jego chłodnej postawy ślizga się, a ja widzę wściekłość płonącą w jego oczach. 

"Nie, pozwól mi się tym zająć, żebym miał mniej do roboty. Kiedy pozwolisz mu się do ciebie dostać, zamienia się to w większy problem, a potem spędzam tygodnie na sprzątaniu tego. Czy naprawdę chcesz włożyć więcej na mój talerz, Ash?" błagała. 

"Pieprzyć go. Nie sprzątaj tego, spalę go i wszystkich, którzy zdecydują, że są po jego stronie." Zaczyna się pakować, a ja idę za jego przykładem. Polityka rodzinna to nie moja rzecz i chcę się stąd wydostać, zanim Avery przypomni sobie, że siedzę tu i słucham ich. 

"Nie mogę się doczekać powrotu Morrisona. Potrzebuję zdrowego sojusznika w tym miejscu", jęczy Avery, a Ash szydzi z niej, wchodząc na stół, by przerzucić rękę przez jej ramiona. 

"Jeśli myślisz, że on jest zdrowy, to nie jesteś tak mądra, jak ci się wydaje, Floss". 

Wychodzą razem. Nawet nie raczy podziękować mi za pomoc. 

Pieprzone bogate kutasy.       

* * *  

Moją pierwszą wskazówką, że coś nie jest w porządku jest cisza, która zapada wokół mnie, gdy idę do swojego pokoju. 

Właśnie skończyłem z Ash w bibliotece i muszę się przebrać przed kolacją. Korytarz, który prowadzi do mojego pokoju jest tak cichy, że słyszę, jak dudni mi w brzuchu. Próbuję to zignorować, iść starannie odmierzonymi krokami, jakby nic mnie nie obchodziło, ale mam ochotę warknąć coś chrapliwego na nich wszystkich. 

Docieram do drzwi i zastaję Avery'ego stojącego w drzwiach, uśmiechającego się do mnie, którego całe ciało aż krzyczy z zadowolenia. 

Gdy tylko otwieram drzwi, czuję jej zapach. Wodnisty smród szczyn. 

Mocz jest na wszystkim w moim pokoju. 

Na każdym. Single. Rzeczy. 

Krztuszę się, gdy drzwi otwierają się całkowicie i wtedy słyszę, jak zaczyna się śmiech. To nie jest tylko Avery. Wszystkie dziewczyny z naszego piętra się śmieją. Wszystkie brały udział w tym obrzydliwym wybryku. Biorę głęboki oddech, przez usta, żeby nie zemdleć od smrodu, a potem zamykam się w swoim pokoju. 

Znajduję rękawiczki schowane w apteczce, a następnie zabieram się do pracy, rozbierając pościel i układając wszystkie ubrania, które mogę uratować. Moje trampki można uratować, ale trzy książki, które przyniosłem ze sobą są zniszczone. Na szczęście zabrałem ze sobą wszystkie moje podręczniki na korepetycje, na wszelki wypadek, gdybym ich potrzebował, ponieważ były one łatwo droższe niż wszystko inne w pokoju razem wzięte. 

Przeciągam wszystkie nasiąknięte szczynami pościele do małej pralni i całkowicie ignoruję gapiące się spojrzenia dziewczyn. 

Widać, że myślały, że to mnie zatrzęsie, może nawet złamie. Nie ma na to szans. 

Po uruchomieniu wszystkich pięciu pralek siadam na podłodze w pralni, żeby zacząć od odrabiania lekcji. Nie ma mowy, żebym zostawił swoje rzeczy na wierzchu, a teraz muszę zainwestować w jakieś poważne okucia do moich drzwi. 

Pieprzyć te małe bogate dzieciaki, rzucające się w oczy i zachowujące jak zwierzęta. Nigdy, przez cały mój pobyt w rodzinie zastępczej, nikt nie bawił się własnymi szczynami. Bardzo staram się nie myśleć o tym, jakie choroby są przenoszone przez mocz i staram się pamiętać, że te dzieciaki mają dostęp do opieki, więc powinny być czyste. 

Powinno być. 

Skończyłam pracę domową z dwóch klas, kiedy wchodzi Avery, niosąc pojedynczą kartkę papieru. Stoi nade mną z pogardą w oczach i szyderstwem na pomalowanych ustach. 

"Skończyłeś już?" 

Wiem, że nie chodzi jej o moje prześcieradła wirujące w pralce. Odwracam się z powrotem do mojej pracy domowej. 

"Nope." Wyskakuję 'p' obcesowo i nawet nie patrzę na nią. Upuszcza papier, a ten ląduje u moich stóp. Czytam tytuł i wyśmiewam się z niej. 

"Nie wychodzę. Myślisz, że twój mały dowcip może mnie stąd przegonić? Wszystko co pokazuje to to, że jesteś obrzydliwy i zdesperowany". 

Śmieje się jak dzwoneczki, ale wszystko co słyszę to odłamki szkła, którymi będzie władać, żeby mnie dźgnąć. 

"Nigdy w życiu nie byłem zdesperowany, Mounty. Nie muszę być. Ale ty jesteś. I jeśli nie odejdziesz, zobaczę, jak bardzo mogę cię zdesperować." 

Co do cholery było problemem tej dziewczyny? Co ja jej zrobiłem, że tak się zachowuje? Czy bogaci ludzie naprawdę tak bardzo nienawidzą biednych? 

Podnoszę gazetę, a potem utrzymuję z nią lodowaty kontakt wzrokowy, gdy rozdzieram ją na pół. 

"Nie krępuj się spierdalać, Beaumont." 

Uśmiech nie opuszcza jej twarzy, gdy wyskakuje z pokoju, jej szpilki klikają na podłodze z twardego drewna. Czuję, jak w zakamarkach mojego mózgu pojawiają się palce migreny. Jak to się stało, że udało mi się przebrnąć przez uzależnioną od narkotyków matkę, nieobecnego ojca, opiekę zastępczą, szkołę publiczną w złej dzielnicy, a teraz jestem nagradzana za swoje wysiłki Avery Beaumont? 

Głęboki, ciemny głos szepcze do mnie: to kara dla Wilka. Poddaję się lekkiemu wstrząśnieniu i wracam do pracy. 

Dopiero po dwóch godzinach mój pokój wraca do normy. Szczyny przesiąkły przez deski podłogowe, musiałem też wyszorować mój mały sejf. Muszę poprosić personel sprzątający o wybielacz i oczyszczacze powietrza, bo zapach się utrzymuje, ale w końcu nie czuję go już i udaje mi się zasnąć około północy.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Zniszcz mnie"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści