Ognista ucieczka

Prolog

==========

Prolog

==========

----------

Carmen

----------

Bobby znów patrzył na mnie ze zmarszczką. Nie wiedziałam, dlaczego tu był. Nie żeby był moim szefem czy coś. Był tylko cztery lata starszy ode mnie, ale zawsze gdy ja lub moi koledzy z miotu, Christopher i Enit, wpadali w kłopoty, zawsze dzwonili do Bobby'ego. Nie, nie Enit. Ona nigdy nie wpadała w kłopoty.

To nie było tak, że my i Bobby byliśmy spokrewnieni, ale prawdopodobnie miało to coś wspólnego z polityką stada i faktem, że Bobby był następnym alfą stada Nîso. Więc oto siedział obok mnie na twardych plastikowych krzesłach na zewnątrz biura dyrektora Pea.

Wymachiwałam nogami w powietrzu, jakby nic mnie nie obchodziło. Wciąż było mi mało jak na dwanaście lat i nikt nie pozwalał mi o tym zapomnieć.

"Dlaczego to zrobiłaś, Myszko?"

Zakręciłam nosem. Chciałam, żeby nie nazywał mnie tak, jakbym była jeszcze dzieckiem. "Zasłużył na to."

"Ale dlaczego? Wiesz, co panna Pea powiedziała o bójkach. To natychmiastowe zawieszenie." Tak, Bobby był zmartwiony. Nie sądziłem jednak, że panna Pea mnie wyrzuci.

Odwróciłem się i spojrzałem na ciemne oczy Bobby'ego, a moja klatka piersiowa poczuła się zabawnie, ale nie byłem pewien, czy to dlatego, że moja ręka wciąż bolała od uderzenia Josha w twarz, czy dlatego, że podobał mi się sposób, w jaki krew tryskała z jego nosa, czy dlatego, że Bobby miał najciemniejsze, najładniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziałem.

Tak, to pewnie był ten zakrwawiony nos.

Bobby robił to, że czekał na moją odpowiedź z cierpliwym wyrazem twarzy. Lubiłam myśleć o tym, że to jego przyszła twarz Alfy. Na mnie przestało to działać lata temu.

"Josh ścisnął mojego cycka. Uderzyłam go w twarz. Wtedy wydawało się to sprawiedliwe."

Całe ciało Bobby'ego zesztywniało. "Co zrobił?" Warknięcie w jego głosie sprawiło, że miałam ochotę warknąć, ale schowałam głowę, patrząc na niego spod rzęs. Nie odpowiedziałam jednak, bo właśnie wtedy drzwi się otworzyły i wszedł mój tata.

Cóż, jeden z moich ojców. Miałam ich siedem i żaden z nich nie był moim prawdziwym ojcem. Ale i tak ich kochałem, a oni kochali mnie.

Odetchnęłam z ulgą, a potem moja twarz rozciągnęła się w grymasie. To był Lucius. Dzięki Bogu.

Bobby wstał i podszedł do Luciusa, jego ciało wciąż trzymało się mocno. Rok temu miał gwałtowny wzrost i teraz był prawie tak wysoki jak Lucjusz. Mruknął coś niskim głosem, a ja wytężyłem słuch.

Cokolwiek Bobby wyszeptał, sprawiło, że wargi Luciusa się podkręciły, a on sam uderzył Bobby'ego w plecy. "Zajmiesz się tym?"

"Tak, Sir."

Lucius skinął raz głową. "Dobrze."

Z tym kroczył w moją stronę, z małym uśmiechem na twarzy. Jego spiczaste zęby błyszczały w ostrym świetle jarzeniówek. Czy wspominałem, że większość moich rodziców była wampirami? Ale nie ja, ja byłam zmiennokształtną wilczycą. To było skomplikowane.

"Co za psoty teraz knujesz, Carmen?" Nie powiedział tego tak, jakby psoty były złą rzeczą.

"Uderzyłam chłopaka w twarz".

"Sprawiłaś, że krwawił?"

Uśmiechnęłam się. "Tak."

Zmarszczył lekko, jego oczy nudziły się w moje. "Czy zranienie go sprawiło, że poczułeś się lepiej?"

Wzruszyłam ramionami. Lucius nie osądziłby mnie, gdyby odpowiedź była twierdząca. Był najbardziej krwiożerczym z moich ojców, a jego reputacja wystarczyła, by najpotężniejsze istoty się go bały. Nie żebym kiedykolwiek widziała to z pierwszej ręki. Moja mama, Raine, skopałaby mu tyłek, gdyby tak bardzo przysięgał źle przy nas.

Ocenił mnie przez chwilę dłużej, po czym stanął prosto. "Dobra. Chodźmy porozmawiać z twoim dyrektorem."

Jakby przywołane, drzwi do gabinetu dyrektora otworzyły się i wyszła z nich panna Pea. Spojrzała na Luciusa i całe jej ciało stanęło w stanie podwyższonej gotowości. Tak, Lucius miał taki efekt.

"Lucjuszu, nie wiedziałam, że to ty dzisiaj zejdziesz".

Tak, Lucjusz przerażał pannę Pea. To znaczy, chyba rozumiem. Nie był do końca zdrowy na umyśle. Ale kochał Raine z czymś graniczącym z obsesją, a co za tym idzie, kochał też resztę z nas. Chronił nas z gwałtownością, która prawdopodobnie była przerażająca dla innych, ale to był jedyny powód, dla którego kiedykolwiek spałem w nocy.

"Niestety, wszyscy inni są zajęci. Uznali, że poradzę sobie z jedną wizytą w szkole bez zabijania kogokolwiek," zażartował, ale nawet jego żarty zawierały nutę śmierci. Twarz panny Pea była blada, a ja zacisnąłem usta, by powstrzymać grymas. Założę się, że żałowała, że nie dała mi teraz po prostu aresztu.

Widziałam moment, w którym panna Grochola usztywniła swój kręgosłup, bo wkleiła na twarz grzeczny uśmiech. "Proszę, wejdź. Jestem pewna, że to będzie szybkie."

Tak, bo nikt nie chce spędzać zbyt długo w zamkniętym pomieszczeniu z pradawnym wampirem. Gabinet dyrektora był dużym, dobrze oświetlonym pomieszczeniem, a meble były jasne i nowoczesne. Lucius poczekał, aż usiądę, a potem usiadł na krześle obok mojego.

Panna Pea wzięła głęboki oddech. "Carmen zaatakowała dziś fizycznie innego ucznia na placu zabaw i zgodnie z zasadami obowiązującymi w Akademii, będzie musiała zostać zawieszona".

Przełknęłam ciężko i spojrzałam na Luciusa. Jedyną oznaką, że nawet ją usłyszał, było malutkie marszczenie między brwiami. "Rozumiem. A dla tego drugiego dziecka? Tego, który dotknął moją córkę bez jej zgody? Co dostanie?"

Sugestia, że zdecydowanie powinien dostać jakąś karę, albo zamiast tego dostanie śmierć, wisiała ciężko w powietrzu. Oparłem się pragnieniu, by się uśmiechnąć. Kolor ponownie odpłynął z twarzy panny Pea. Jej oczy skierowały się na moje.

"Czy to prawda?"

Wzruszyłem ramionami. "Zajęłam się tym. To wy robicie z tego wielką sprawę."

Panna Pea uszczypnęła mostek swojego nosa. "Słuchaj, w świetle okoliczności, jestem skłonna wypuścić Carmen z ostrzeżeniem. Porozmawiam również z drugim uczniem." Spotkała się z oczami Luciusa, co było naprawdę odważne z jej strony. Generalnie szanowałem pannę Groszek. Nie przyjmowała żadnego gówna. "Nie będzie potrzeby podejmowania dalszych działań przez pana, sir". Aw, żadnej śmierci i zniszczenia dla drogiego starego taty dzisiaj. Oczy panny Pea przesunęły się z powrotem na mnie. "Carmen, proszę, jeśli to się powtórzy, daj znać jednemu z nauczycieli. To nie będzie tolerowane w żadnej sytuacji, ale nie będzie też przemocy. Czy mamy jasność?"

Przytaknęłam, bo byłam całkiem pewna, że każdy w tym pokoju będzie wiedział, że kłamię, kiedy powiem: "Yep."

Potrząsnęła na mnie głową. Tak, problem z panną Pea? Była telepatką. Mentalnie przeprosiłam i stanęłam. Lucjusz pozwolił mi najpierw opuścić biuro, a potem odprowadził mnie do drzwi budynku Akademii.

"Powinieneś wrócić do zajęć. Zobaczymy się w domu dziś wieczorem. Wierzę, że X gotuje jakąś rzecz z rostbefu. Później porozmawiamy o twojej skłonności do przemocy. Mam wskazówki."

Uśmiechnąłem się. "Dzięki, że przyszedłeś i masz moje plecy", powiedziałem miękko i zrobiłem coś, co rzadko robię. Wystąpiłam do przodu i przytuliłam go. Stał sztywno, bo Lucjusz nie był przytulaczem, ale w końcu ścisnął mnie z powrotem mocno.

"Zawsze."




Rozdział 1 (1)

==========

1

==========

----------

Carmen - sześć lat później

----------

Oparłam brodę na dłoni, siedząc przy długiej ladzie w Bert and Beatrice's Diner. Enit robiła łabędzie origami ze swojej serwetki, a Christopher rozmawiał o jakimś grunge'owym zespole rockowym z jednym z naszych ojców, Texem. Tex był niewidomy, ale miał prawdziwe zamiłowanie do muzyki. Nauczył mnie i moje rodzeństwo grać na gitarze i pianinie, gdy mieliśmy osiem lat.

Mój drugi tata, X, próbował prześcignąć Enita w origami, ale wszystkie jego łabędzie kończyły się tak, że wyglądały jak śmierć na drodze. Potrafił zabić człowieka w mgnieniu oka lub przeprowadzić operację, ale składanie papieru najwyraźniej go przerastało.

Beatrice przyniosła największy talerz frytek, jaki kiedykolwiek widziałem, a ja się ożywiłem. Uśmiechnęła się szeroko do nas, a ja nie mogłem pomóc, ale uśmiechnął się z powrotem.

"Jak się mają moje małe, słodkie dzieci? Głodne, mam nadzieję? Bert jest z tyłu i smaży kilka z tych steków tomahawk, które widział w tym programie kulinarnym, tylko dla was trzech."

Ogromne steki z dupy? Tak, to wystarczyło, aby pobudzić każdą dziewczynę, ale szczególnie wilka zmiennokształtnego. Enit obdarzył ją słodkim uśmiechem, a ja przewróciłem oczami. Kochałem Enit. Oddałbym życie i wyrwał gardło każdej osobie, która tak bardzo zraniła jej uczucia. Ponieważ była zmiennokształtną Omegą, to było niemalże wyhodowane w moim DNA, aby ją chronić.

Ale czasami była zbyt doskonała, a życie w cieniu mojego brata Alfa i mojej siostry Omega było jak bycie duszonym z obu stron. Byłem tylko nudną, starą betą. Nie mieliśmy nawet kapitalizacji. Domyślne ustawienie. Zwykła, codzienna, nic specjalnego, beta.

Chwyciłem garść frytek i wepchnąłem je do ust. Beatrice pocałowała Enita w policzek i przejechała dłonią po moich gładkich brązowych włosach. Gdybyśmy mieli babcię, Beatrice byłaby nią. Nawet moi rodzice zachowywali się ostrożnie w pobliżu Beatrice.

"Czy wasza trójka jest podekscytowana rozpoczęciem Akademii w tym roku?".

Byłem wystarczająco stary, aby pamiętać, kiedy Akademia Eden została zbudowana po raz pierwszy. Miałbym tylko sześć lat, ale Enit, Christopher i ja byliśmy jednymi z ich pierwszych uczniów podstawowych. Byliśmy zdecydowanie częścią pierwszej klasy, która przeszła przez całą naszą edukację w Akademii.

To był całkiem fajny układ, naprawdę. To była normalna szkoła K-12, ucząca przeciętnych przedmiotów szkolnych, ortografii, matematyki, nauk ścisłych. Gówno, które każdy musiał znać, niezależnie od tego, czy byłeś preternaturalny czy po prostu człowiekiem.

Ale kiedy skończyłeś ostatni rok, poszedłeś na dodatkowe cztery lata w Akademii. To tam uczyli cię tego, co musisz wiedzieć jako nadnaturalny w świecie wypełnionym ludźmi i każdą odmianą nadnaturalnych znanych Bogini Księżyca. Od wampirów i zmiennokształtnych jak moi rodzice, do ludzi z dodatkowymi zmysłami i zdolnościami. Do prawdziwych, szalonych półbogów, takich jak współzałożyciele szkoły, Locke i Layla. Nazywali się Offspring i byli w połowie bogami. Jak prawdziwe bóstwo. To gówno rozwalało mi umysł za każdym razem, gdy o tym myślałem.

Enit uśmiechnął się do Beatrice. "Cóż, na pewno jestem podekscytowany."

Parsknąłem, a Christopher szturchnął mnie łokciem. "Jeszcze cztery lata szkoły? Oczywiście, zapisz mnie."

X chichotał z drugiej strony stołu, łapiąc garść frytek i jakoś je wdychając. "Nauka nadnaturalnej polityki w Akademii uratuje ci tyłek. Zapytaj matki, nie chcesz się potykać w tym szambie na oślep. Nie wszystko można rozwiązać za pomocą pięści".

Teraz przyszła kolej na prychnięcie Texa. "Jasne, Executioner."

O tak, więc dwóch moich ojców należało do najbardziej przerażającej drużyny najemników w społeczeństwie wampirów. To oni uśmiercali wściekłe wampiry. Jak skończyli tutaj, będąc lekarzem i zastępcą szeryfa, wciąż rozwalało mi umysł.

Wiedziałam jednak, że X odnosi się do mojego sekretu. Tej, której nie znali nawet moi koledzy z miotu. Do diabła, tylko Lucius i X wiedzieli, a to dlatego, że Lucius doniósł na mnie te wszystkie lata temu, a oni zdecydowali, że jeśli chcę być krwiożerczym psycholem, to przynajmniej będę odpowiednio wyszkolonym krwiożerczym psycholem.

Drzwi wejściowe do knajpy otworzyły się, a w pomieszczeniu zapanowała cisza.

"Kto, kurwa..." wyszeptał Krzysztof, a ja pstryknąłem głową.

Tak więc, Dark River nie dostawało całej masy gości, biorąc pod uwagę fakt, że byliśmy na środku pieprzonego pustkowia. A już na pewno nie dostawaliśmy takich gości jak ci, którzy stali teraz w drzwiach.

Niepokój łaskotał mnie w dół kręgosłupa, gdy próbowałem je wszystkie ogarnąć, moje spojrzenie powędrowało z powrotem do moich ojców. Tex był spięty, jego głowa przechylona lekko na bok, jakby próbował czytać pokój używając tylko swojego słuchu. Tex był niewidomy, ale nie dało się tego poznać.

Jeśli spojrzeć na X'a, wydawał się całkowicie zrelaksowany, a jego zadowolony z siebie grymas na twarzy spoczywał tam, jakby nic go nie obchodziło. Ale znałem go na tyle dobrze, że wiedziałem, iż jest gotowy przeskoczyć stół i zadać ból.

Odwróciłem się z powrotem, wtulając Enit mocniej między mnie a Christophera. Piękna kobieta o złotych włosach była otoczona przez czterech mężczyzn. Nie, to nie byli mężczyźni, to byli pieprzeni motocykliści. Na ich naszywkach widniał napis Damnation MC wokół stylizowanej głowy konia. Z tyłu stał jeszcze jeden facet, jego ciemne oczy chłonęły wszystko, jasne smugi siwizny spływały mu ze skroni. Wyglądał na nieco starszego od pozostałych chłopaków, ale hej, nie miałbym nic przeciwko nazywaniu go tatusiem.

Między nimi wszystkimi siedziała dziewczyna, która musiała być w moim wieku, jej wygląd był tak podobny do starszego faceta, że musiała być jego córką. Miała długie ciemne włosy, ciemne oczy i uśmiech, który mówił, że nie znaczy absolutnie nic dobrego.

Od razu mi się spodobała.

Stąpali w stronę lady, ich ciała były napięte. Ogromny, pieprzony facet pokryty tatuażami obserwował całe pomieszczenie, jakby mógł nas wszystkich zabić, gdybyśmy wykonali jeden niewłaściwy ruch. X stał, odchodząc od budki i prostując się do pełnego wzrostu.

O cholera.

Chciałem stanąć, pobiec po Luciusa albo Walkera, albo Sędziego, albo kogoś, kto mógłby przemówić X do rozsądku, zanim wdał się w bójkę z facetem, który dosłownie zamienił moją krew w lód.




Rozdział 1 (2)

Wspiąłem się na nogi, ale wtedy przykleiły się do podłogi. Bo gdy ładna dziewczyna się poruszyła, za nią stał facet.

Ja pierdolę.

Jak święty bad boy, wet dream, take me now 'cause I am done, fuckness. Mogłam jęczeć, a Krzysztof warknął.

Spuściłam oczy, a głowa każdego z tych nieznajomych obróciła się w moją stronę. Łącznie z tym gorącym bad boyem z poutem opadającym na majtki.

Kolejny ogromny skurwiel wystąpił do przodu, przysięgam, że ten był równie duży, może większy od wytatuowanego faceta, jego oczy biegały między mną a Krzysztofem. Zmarszczył się. Czy myślał, że Krzysztof mnie karci?

Spojrzałem w górę, dałem mu mrugnięcie i uśmiechnąłem się.

Beatrice, błogosławiąc ją, wystąpiła zza lady, a moje oczy wróciły do gorącego chłopaka z ciałem.

Obserwowałam go, jak przyglądał się sali. Był młody, może w wieku Bobby'ego? Zdecydowanie trochę starszy ode mnie. Mogłem dostrzec tatuaże zerkające spod rękawa jego skórzanej kurtki, a jego czarna koszula nosiła te same insygnia, co kroje motocyklistów.

Wróciłem do rozmowy, kiedy odezwała się kobieta. "Zatrzymałem się tylko na coś do jedzenia w drodze do Akademii".

Podniosłem się. Jechali do Akademii? Cóż, następne cztery lata właśnie stały się bardziej ekscytujące, chociaż facet wyglądał zbyt staro, by się zapisać.

Beatrice przytaknęła, jej twarz była przyjazna. "Oczywiście. Chodźcie, zaprowadzę was do jednej z budek z tyłu."

Wszyscy weszli do środka, a ja zdałem sobie sprawę, że nie byli wszyscy skuleni wokół dziewczyny. Nie, oni wszyscy stali wokół innego dzieciaka, młodszego od nas wszystkich.

I on był...

Cholera, chyba był...

"Aniołem", szepnęła Enit.

Dzieciak z płomiennie czerwonymi włosami miał pieprzone skrzydła. Wielkie biało-niebieskie skrzydła. "Święty Jezu", szepnąłem, gdy przechodził obok, a dzieciak - przysięgam, że miał najwyżej trzynaście lat - spojrzał na mnie i mrugnął. "To właściwie Madoc". Hotie potrząsnął głową i szturchnął go dalej, ale Madoc nie skończył. Machnął brwiami. "A on jest Sammie. Na wypadek, gdybyś chciała wiedzieć." Dał mi tandetny grymas, a ja przechyliłem wyimaginowany kapelusz na niego w podziękowaniu.

Tak, będziemy się spotykać w pobliżu, Sammie.

Duży, wytatuowany facet przeszedł obok X, a cały pokój wstrzymał oddech. Obejrzeli się nawzajem, a ja otrząsnęłam się z moich przepełnionych żądzą myśli, by znów przygotować się do biegu po pomoc.

Ich spojrzenie zakończyło się, gdy X uśmiechnął się. "Jak twoje tatuaże, kolego."

Duży facet przeciągnął powoli oczy w dół ciała X'a, podziwiając również jego tatuaże. Przynajmniej wydaje mi się, że to były jego tatuaże. Kiedy spojrzał z powrotem w górę, zmarszczył brwi. "To Goliath."

X szybko przebiegł wzrokiem również po ciele drugiego chłopaka. "Założę się, że tak."

Um, czy oni teraz, kurwa, flirtowali?

Facet z uczciwą opaską na oczach gwizdał, a ten, no, Goliat? Może? Mrugnął i odszedł.

Co tu się do cholery działo? Ogarnąłem całą tę grupę, a kiedy spojrzałem na Krzysztofa i Enita, zrozumiałem, że nie jestem jedyny. Nie wiedziałem, kim są ci goście, ale zamierzali wstrząsnąć gównem.

Trudno było mi się doczekać.




Rozdział 2 (1)

==========

2

==========

----------

Sammie

----------

Dzika, pieprzona Kanada była niesamowicie głośna. To znaczy, byłem przyzwyczajony do przebywania w odizolowanych, wiejskich miejscach, ale ta Akademia wyniosła to gówno na wyższy poziom. Mogłem usłyszeć krzyki ptaków i wrzaski dzieci, a dźwięk wiatru przez drzewa był niemal ogłuszający.

Odwróciłem się od okna i rozejrzałem się po wszystkich skrzynkach. Cara grała na swoim telefonie, a Madoc jakimś cudem znalazł w tym całym badziewiu swoją konsolę do gier i podłączył ją do telewizora.

Ten dom miał być naszym miejscem z dala od domu przez następne pięć lat. Już teraz było mi cholernie żal. Mogłem być w mieście, klepać w Damnation. Trigger śmiałaby się w dupę, gdyby zdała sobie sprawę, że zrezygnowałam z bycia Prospektem, żeby niańczyć go przez pół dekady.

Mimo to wiedziałem, że nie mógłbym spokojnie myśleć, że są tu sami. Cara w ciągu miesiąca kazałaby im, kurwa, prowadzić zamach stanu przeciwko administracji.

Dzięki Bogu nasz najlepszy przyjaciel i Lew Alfa, Bohdie, przybył dziś wieczorem, aby pomóc mi zachować zdrowy rozsądek i złagodzić niektóre z bardziej impulsywnych zachowań Cary. Przyleciał samolotem, ale jego lot miał się odbyć dopiero późno.

"Powinniśmy odstawić to gówno" - mruknąłem, a Cara westchnęła, upuszczając telefon na stolik do kawy. Rodzice dopiero co wyszli, a Cara już wyglądała, jakby planowała sposoby na pełne wykorzystanie swojej wolności.

Pieprzyć mnie.

"Madoc." Mała gówniara mnie zignorowała. "Madoc, mówię poważnie. Rusz dupę i pomóż. Niedługo tu będą."

Tak, to sprawiło, że podskoczył. "Kiedy przybędą?"

Jakbyśmy ich przywołali, pojawiły się trzy Anioły, a także moja ciotka Hope i kuzynka Attica. Nie przez krew, ale byli rodziną. Rodzina była tym, co tworzyłeś, a nie krwią, która płynęła w twoich żyłach.

Mieli dziwną historię, ale zdziwiłbyś się, jak szybko Anioły i Diabeł stały się prozaiczną częścią twojego życia. Mefistofeles robił świetną sałatkę ziemniaczaną, a Gusion zawsze trochę płakał, jeśli za bardzo się upił. Byli po prostu częścią rodziny, ale mieli skrzydła, potrafili czytać w myślach i zaciągnęliby cię do samych wnętrzności piekła, gdybyś ich wkurzył.

Hope uśmiechnęła się, podchodząc, by uściskać nas wszystkich, zaczynając od mnie. Nie mogłam się powstrzymać od głupkowatego uśmiechu, który jej odwzajemniłam. Ciocia Hope była taka, sprawiała, że czułeś się szczęśliwy, nawet nie próbując. A Attica? Była w zasadzie jej miniaturową wersją.

"Sammie!" pisnęła, wciągając mnie w uścisk.

"Hej, dzieciaku." Potargałem jej czerwone włosy, gdy wspinała się po całej Carze. Była najsłodszą małą rzeczą, o tak czystym sercu, a ja tupnęłabym każdego małego skurwiela, który ją skrzywdził.

Azriel, były Anioł Śmierci, huffed. "Jak najbardziej powinieneś. Powierzamy ci nasze serce." Czytanie w myślach było czasem prawdziwą suką.

Więc, bez presji czy coś. Attica spojrzała na Azriela i przewróciła oczami. "Tato, nic mi nie będzie. Poza tym, wy i wujek Luc jesteście dosłownie, jak myśl od nas. Dusicie mnie." Przewróciła oczami, a ja przysięgam na Boga, stałem tam gryząc się w język, żeby się nie roześmiać. Miała ich owiniętych wokół swojego małego palca. Trzy z Piekielnych Upadłych Aniołów, dosłownych Książąt Podziemi, a ona postawiła ich na swoim miejscu.

Widzisz, jak można nie kochać tego dziecka?

"Obiecuję, że się nią zaopiekuję, panowie".

"Wiemy, że tak będzie, Sammie. Nie zostawilibyśmy jej tutaj, gdybyśmy mieli wątpliwości" - zaśmiał się Gusion, najmniej onieśmielający z mężów Hope. Był również dziadkiem Madoca. Tak, to było mylące. To była cała sprawa. Chyba tak się działo, kiedy żyłeś naprawdę długo - twoja historia miała tyle zwrotów akcji, że czasem sama się zakręcała.

Mephistopheles skrzyżował ręce i zmarszczył brwi. "Głosowałem na homeschooling".

Hope roześmiała się, przytulając Madoca mocno. "Będziesz się opiekował Atticą, prawda Madoc? Oboje potrzebują okazji, by żyć jak normalne dzieci, a to jest idealne miejsce. Sammie i Cara będą się nimi opiekować i będą miały siebie nawzajem."

Po kilku kolejnych zrzędzeniu, dostali Attica posortowane, popping w i z rzeczy do jej pokoju. Poręczna, cholerna sztuczka. Przyjechaliśmy SUV-em, wioząc wszystkie rzeczy, których potrzebowalibyśmy, żeby wygodnie tu mieszkać.

Hope miała jednak rację. Mieliśmy szczęście. Akademia Eden dała nam własny dom, więc dzieciaki nie musiały mieszkać w akademikach, a ja nie musiałem mieszkać na miejscu w tym strasznym jak pieprz mieście.

Cóż, większość z nich była przerażająca. Z wyjątkiem tej dziewczyny. Wcale nie była przerażająca. Była cholernie piękna. Długie ciemnobrązowe włosy, oczy tak cholernie niebieskie, że przysięgam, że mogłaby mnie nimi ciąć jak laserami. Uśmiechała się do mnie jakby znała wszystkie moje sekrety, i do diabła, może tak było.

Kiedy facet obok niej, jej chłopak, brat czy kimkolwiek, kurwa, był, warknął na nią, byłem tak bliski przejścia tam i wepchnięcia mu broni między zęby, dopóki nie przeprosił. Cain też. Jeśli była jakaś rzecz, której nie znosiliśmy w Damnation MC i w naszej rodzinie, to było to bicie kobiet, fizycznie lub słownie.

Potem uśmiechnęła się i mrugnęła do Caina, a moja klatka piersiowa zrobiła to dziwne uderzenie. I mój kutas też.

Ktoś odchrząknął, a ja spojrzałem w górę i wpatrywałem się prosto w atramentową czerń oczu Mefistofelesa. Cholera, musiałem pamiętać o towarzystwie, które utrzymywałem.

Gusion znów się roześmiał i trącił łokciem Mephistophelesa. "Zostaw go w spokoju, Memphis. Wolno mu fantazjować o ładnych dziewczynach".

Moje policzki zarumieniły się, a ja podniosłem pudło do przeprowadzki i przetrząsnąłem je w głównej sypialni. Jedną rzeczą, której nauczyłem się jako człowiek w świecie nadprzyrodzonym, było to, że zawsze będę na dole łańcucha pokarmowego, ale chrzanić to. To nie były zawody na szczyt. Z aniołami i nieśmiertelnymi istotami nie można było wygrać. Wszystko, co mogłeś zrobić, to stać na swoim miejscu, ufać swoim instynktom i wiedzieć, kiedy się odciąć i uciec.

Skoro mowa o bieganiu, to ja w tej chwili umierałem. Rzuciłem na parę bluz i zbiornik, sznurując na moich Nikesach.




Rozdział 2 (2)

W domu panowała błoga cisza, gdy wszyscy zabrali się do pracy. Weszłam do pokoju Attica. Jakimś cudem, było już zen jak cholera, a ona ledwo się wprowadziła. Ten dzieciak był jak chodzący środek uspokajający.

"Hej, ciociu Hope? Idę tylko pobiegać, podczas gdy ty jesteś tutaj, aby zająć się tym wszystkim... tym." Wskazałem pokój, ale miałem na myśli coś więcej. Miałem na myśli Madoc dwa pokoje dalej, a Carę na dole.

Przytaknęła, jej normalny mały uśmiech w miejscu na jej twarzy. "Jasne, że tak, Sammie. Właściwie, pozwól mi przejść z tobą na dół."

Odsunąłem się, żeby mogła zejść po schodach pierwsza. Kiedy spotkałem ją na dole, zatrzymała mnie dotykiem na moim łokciu. "Słuchaj, Sammie, wiem, że to duża odpowiedzialność i wbrew temu, co mówią chłopcy, nie wszystko spoczywa na tobie. Masz prawo mieć swoje życie. Jesteś ich opiekunem przez najbliższe jakkolwiek wiele lat, a nie ich więźniem. I oni też nie są twoimi więźniami. Baw się dobrze, dobrze? Są nastolatkami, nie maluchami; są w stanie być sami przez kilka godzin bez nadzoru na terenie Akademii. Poza tym, to dobre dzieci. Nie dopuszczą się zbyt wielu psot". Oboje spojrzeliśmy na drzwi Cary. "No, w każdym razie większość z nich. Ale masz tyle szans na kontrolowanie tego jednego, co szansa płatka śniegu w piekle."

Chichotałem, bo nie myliła się. Cara zawsze miała swój własny umysł, a ja już dawno temu nauczyłem się, że nie mogę trzymać jej w klatce. Mogłam jedynie złagodzić szkody.

"Mam to, ciociu Hope."

Przycisnęła mnie do swojego boku, jakbym nie stała o całą stopę wyższa od niej. "Idź biegać, póki jeszcze czuję się winna za wyładowanie na tobie dwóch preteensów".

Potrząsnąłem głową i wyszedłem za drzwi mojego tarasu. Kompleks Akademii Eden był całkiem fajny, naprawdę. Ogromny budynek w centrum był w zasadzie nieprzeniknioną fortecą. Musiał kosztować fortunę, ale był dziwną mieszanką kamienia i odbijającego światło szkła, dzięki czemu tak łatwo wtopił się w krajobraz. Wszystkie domy były usytuowane pod strzelistymi drzewami, które musiały mieć setki lat, choć nie wiem jak udało im się zbudować domy bez uszkodzenia korzeni i pni drzew.

Jedyną oznaką, że to miejsce było w ogóle zamieszkane, był olbrzymi dom w rogu, choć nawet on był surowo bogaty. Masywna chata z bali z gankiem i dwoma piętrami. Szaleństwo.

Rozciągając się trochę, zacząłem powolny jogging w dół podjazdu, ale szybko skręciłem na ścieżkę, która kierowała się w stronę drzew. To było niewiele więcej niż ścieżka dla dzikich zwierząt, ale podobał mi się jej spokój.

Pozwoliłem sobie zgubić się w biegu, biorąc w różnych częściach związku, ale nie skupiając się na niczym. Po prawej stronie znajdowało się duże boisko sportowe, a obok niego coś, co wydawało się być w pełni działającą farmą, pełną różnych rodzajów upraw i zwierząt.

Przebiegłem wzdłuż linii ogrodzenia, przyglądając się staremu, zziajanemu koniowi, który nonszalancko żuł mnie. Zasalutowałem mu i pobiegłem z powrotem w stronę lasu.

Przebiegłem obwód, bo lubiłem wiedzieć, gdzie jest linia graniczna. Zauważyłem, że w rogu każdej części linii ogrodzenia stała mała wieża strażnicza, w komplecie ze strażnikami w środku. Ci ludzie poważnie traktowali swoje bezpieczeństwo. Zasalutowałem jednemu ze strażników, a on spojrzał na mnie długo i mocno, zanim pomachał.

Osłabłem na torze, gdy zauważyłem innego biegacza przede mną. Musiał być oddalony o sto jardów, ale zatrzymał się, kiwając głową na bok w wyraźnie zwierzęcym ruchu, a potem obrócił się, aż dostrzegł mnie. Kontynuowałem bieg, bo nie chciałem wydać się podejrzany. W takim razie na pewno był jakimś supe.

Miałam ochotę mentalnie spoliczkować samą siebie. Oni wszyscy byli tutaj supe. Ja byłem tym dziwnym, choć raz. Byłem człowiekiem w związku z innymi. Kiedy się zbliżyłem, poczułem moc płynącą od tego faceta, nawet jako człowiek.

Dorastałem w otoczeniu supów. Sera, moja matka, z braku lepszego tytułu, była Nefilim - pół Aniołem, pół człowiekiem. Judasz, Kain, Salomon i Goliat byli cholernymi Czterema Jeźdźcami Apokalipsy. Sam diabeł zbudował fort na naszym podwórku. Nadprzyrodzone gówno mnie nie przerażało, ale jak na człowieka miałem całkiem niezłe wyczucie. Ten facet był potężny, ale jego maniery były zwierzęce. Obstawiałem, że to zmiennokształtny, Alfa zdecydowanie. Moi najlepsi przyjaciele byli zmiennokształtnymi lwami i niedźwiedziami, więc znałem smak ich mocy.

Spojrzał na mnie w górę i w dół. "Jesteś nowa."

Zwolniłam kroku, aż stanęłam naprzeciwko niego. W bezpiecznej odległości, ale nie na tyle daleko, by być obraźliwym. Spotkałem jego oczy i szybko je spuściłem, protokół zmiennokształtnego odbębniony we mnie przez niedźwiedzią Alfę, która miała w dupie formalności, ale wciąż upewniała się, że wszyscy je znamy.

"Yep."

"Nie nadprzyrodzony. Człowiek z dodatkową zdolnością?"

"Nie. Po prostu zwykły człowiek."

Zmarszczył się. "To nie może być prawda. Nie zapisujemy normalsów."

Wzruszyłem ramionami. Nie poprawiłem go, że nie byłem dokładnie zapisany. W pewnym sensie przyszedłem jako pakiet, ponieważ Cara nie chciała, żeby Madoc przyszedł sam, a Cara dostała to, czego chciała. Mój ojciec nie mógł ufać Carze, że nie spali tego miejsca doszczętnie, bo była kim była, więc zawarli umowę. Azriel osobiście odwiedził administrację Akademii, by upewnić się, że zarówno Cara, jak i ja zapiszemy się do Attica, a kto odmówił byłemu Aniołowi Śmierci?

Nikt.

Byłem za stary na ich program Akademii, więc uczyniłem siebie bardziej opłacalnym, upierając się, że mogę udzielać korepetycji ze szkolenia z broni. I mogłem. To, czego nie wiedziałem o broni czy mieczu, nie musiało być znane. Mogłem zabić człowieka tak samo łatwo długopisem, jak i ostrzem.

Moi rodzice upewnili się, że wiem jak, ale potem zapewnili, że nigdy nie będę musiał użyć tej wiedzy. Doceniałem to. Cara i ja, widzieliśmy już wystarczająco dużo. W końcu dostanę się do Damnation i może wtedy będę mógł wykorzystać swoje talenty. Do tego czasu nauczyłbym preternaturalnych z pazurami, jak używać noża. Wydawało się to zbędne, ale nieważne.

Facet przede mną wystawił rękę. "Fair enough. Hej, jestem Bobby. Alpha-Heir w Pakiecie Nîso."




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Ognista ucieczka"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści