Alpha głęboko mnie pochłonął

Rozdział 1

Prolog

Moje życie nie było usłane tęczami i słońcem. Niewielkie światło, które mogłem uzyskać, zawsze było daleko poza moim zasięgiem. Wymykało się, aż nadzieja na dotarcie do tego światła została mi odebrana. Ale wtedy pojawił się on.

A może powinienem powiedzieć, że natknąłem się na jego terytorium? Xavier Knight. Okrutny przywódca, alfa stada Crimson Moon.

Miał mnie wykończyć, zabić, jak mówiły wszystkie plotki, które słyszałam. Ale oszczędził mnie. Nie wiedziałam, dlaczego zrobił to tamtego dnia. Dopóki stopniowo mi tego nie pokazał.

Xavier Knight był moim partnerem.

Co nie powinno być możliwe. Byliśmy zupełnie innymi istotami. Ale pragnienie jego dotyku i sposób, w jaki nie mogłam mu się oprzeć, udowodniły, że to rzeczywiście było nasze przeznaczenie.

Ale ja miałam tajemnicę, za której zachowanie umarłabym, a on miał bestię, o której kontrolę walczył.

W odpowiednim czasie zakocham się w bestii, ale w odpowiednim czasie mój sekret również zostanie ujawniony.

" Zamierzam cię głęboko pochłonąć Auroro" - Xavier położył się na mnie.

***

《 Perspektywa Aurory 》

Zadrżałam, zwijając się w kłębek na moim prowizorycznym łóżku. To wszystko były używane ubrania członków stada, których już nie chcieli mieć. Uplotłam je pod sobą, mając nadzieję, że ochronią mnie przed zimnem podłogi.

Przez lata spałam w ten sposób. Teraz miałam siedemnaście lat i chociaż byłam bardzo niska jak na swój wiek, ubrania pode mną nie były wystarczające dla mojej długości.

Moje zęby szczękały, uderzając o siebie nieprzyjemnie. Zacisnęłam dłonie i przycisnęłam je do klatki piersiowej, zaciskając mocno oczy. Nigdy nie mogłam spać spokojnie.

Być może miało to coś wspólnego z brakiem ciepła w moim małym pokoju, który kiedyś był szafą. A może był to brak wilka we mnie. Gdybym była taka jak oni, może nie zamarzłabym w nocy na śmierć.

Ale nie byłam taka jak oni, bestie, które zmieniają się w szpony i ostre zęby. Byłam dziewczyną o dziwnych rysach. Nikt tak naprawdę nie wiedział, kim jestem. Nawet ja sama.

Stare drzwi do mojego pokoju otwierają się gwałtownie. Drewno uderza o przeciwległą ścianę, a ja krzywię się z powodu ostrego dźwięku.

Otwieram oczy i mrugam, gdy znajoma sylwetka wchodzi do mojego pokoju. Serce mi wali, wiedząc, dlaczego tu przyszła. Moje ciało wciąż bolało od pracy, którą obdarzyła mnie zaledwie kilka godzin temu.

W pokoju nie było światła, więc nie można było zobaczyć, czy jej twarz jest napięta ze złości. Ale wiedziałem, że tak. Gniew był jedyną rzeczą, którą zdawałem się wywoływać u wilków ze stada. Przypuszczam, że nie bycie jednym z nich było jednym z wielu powodów.

"Wstawaj! Gomery syczała tonem, który zawsze wywoływał we mnie strach. Wzdrygnęłam się na dźwięk jej głosu i protestu mojego ciała, gdy podniosłam się na nogi.

"Jest czwarta piętnaście, a ty wciąż leżysz w łóżku! Głos Gomery skrzeczał, zakłócając cztery ściany mojego pokoju i moje uszy.

Czwarta piętnaście rano? Kiedy ja poszłam spać?

"Przepraszam, że nie wiedziałam - zaczęłam przepraszać, wiedząc, że jeśli tego nie zrobię, z każdą sekundą będzie coraz bardziej wściekła."Daruj sobie, dziewczyno. Masz pracę do wykonania. Trzeba pozmywać naczynia i ubrania". Gomery podchodzi do mnie. Sapię z bólu, gdy jej cienkie, długie palce wbijają się w moją skórę głowy, gdy szarpie moją głowę do przodu.

"Pospiesz się. Alfa chce, by jego ubrania wyschły do południa. Popycha moją głowę i każe mi wyjść z małego pokoju. Serce wali mi w brzuchu.

Alfa Raphael był przywódcą stada Crystal River. Podobno jego siostra, Genieve, natknęła się na mnie w lesie, kiedy byłam dzieckiem. Byłam zupełnie sama, owinięta wokół mojego maleńkiego ciała jedynie kocem z wyszytym imieniem "Aurora".

Przynajmniej tak mi powiedzieli. Na początku wierzyłam, że wszystko musiało być tęczowe i słoneczne, dopóki Genieve nie umarła, a ja zostałam obwiniona o jej śmierć.

W dniu jej śmierci zawsze przypominają mi o tym, jak przeze mnie zginęła. Ich ukochana Beta została zamordowana przez nieokiełznane wampiry, które szukały mnie. Nikt nie wiedział dlaczego, ale najwyraźniej szukały dziecka o dziwnych rysach.

Nie pamiętam Genieve ani tego, ile miałam lat, gdy spowodowałam jej śmierć. Historia, którą recytowali, nigdy nie wydawała się kompletna. Była bardziej zagadkowa niż kostka Rubika.

____________

Plecy bolą mnie od wielogodzinnego przebywania w tej pozycji, nogi drętwieją od długiego stania, ręce bolą, palce sztywnieją. Talerz, który szorowałem, wyślizguje mi się z rąk i wpada do zlewu.

Dźwięk pękającego talerza sprawił, że serce zabiło mi boleśnie.

To był ostatni talerz, który musiałam umyć. Ostatni, ale moja niezdarność sprawi, że zapłacę za to cenę.

"Ty niekompetentna dziewczyno. Czy jest coś, co możesz zrobić dobrze?!"

Pochyliłam głowę, moje serce łomotało boleśnie. "Przepraszam." Jęknęłam i rozpłakałam się, gdy jej palce chwyciły moje jasnoróżowe włosy i szarpnęły je mocno.

"Natychmiast na zewnątrz! Wiesz, że Alpha Raphael nie lubi, gdy krew dotyka jego podłóg. Gomery mruknął ze złością i odepchnął mnie. Potykam się i kiwam głową, wiedząc, że nie uda mi się wybrnąć z tej sytuacji.

Ugryzłam się w język, zataczając się w stronę tylnych drzwi i wychodząc na podwórko. Wilki nie przychodziły tu zbyt często, wolały raczej las od frontu. Najwyraźniej tutejsze drzewa nie były wystarczająco bujne. Ale lepiej było nie myśleć, że to była przyczyna.

Moje bose stopy drapały trawę pode mną, gdy szedłem. Usłyszałam za sobą Gomery'ego i zesztywniałam, wiedząc, co zaraz nastąpi.

Wiedziałam, że jestem dla nich nikim, zwykłą dziewczyną, której Beta nigdy nie powinna była przyjąć. Niektórzy chcieli mnie zabić w chwili jej śmierci, ale zamiast tego Alfa chciał mnie wykorzystać jako niewolnicę. Najwyraźniej codzienne tortury i przepracowanie były zdecydowanie lepszą karą niż szybka śmierć.

Nie pamiętam zbyt wiele z mojego dzieciństwa, nie żeby było co wspominać. Ich okrucieństwo tego dopilnowało. Jedyne, co pamiętam, to szorowanie podłóg przed ukończeniem dziewiątego roku życia.

Krzyknęłam, gdy polizanie skóry na moim ramieniu przyniosło mi ból. Rozerwało mi skórę, a ja szybko wytarłam krew, modląc się, by nie spadła na ziemię. Niektórzy mówią, że byłam czarownicą, a inni, że człowiekiem przeklętym przez boginię księżyca.Wiedziałem, że nie jestem. Wiedziałem, że nie jestem żadnym z nich.

Jęknęłam, gdy skóra ponownie polizała moją skórę. Tym razem pozostawiła czerwoną smugę na moim ciele, ale na szczęście nie rozerwała go. Nie mogłam się szybko wyleczyć, tak jak oni i cieszyli się z tego faktu.

Kolejne uderzenie sprawiło, że upadłam na kolana. Trawa marszczy się pod moimi kolanami, gdy zakrywa je moja podarta, brudna sukienka. Głośny dźwięk wrony wysoko nad moją głową sprawił, że podniosłam wzrok. Patrzę, jak czarna wrona swobodnie szybuje po niebie.

Gdy kolejne liźnięcie skóry spadło na moje ramię, łza spłynęła mi z oka. Pewnego dnia zapragnęłam być wolna jak ta wrona. Pragnąłem uczucia wolności od tego okropnego miejsca. "Pewnego dnia", wyszeptałem, wycierając krew spływającą po moim ramieniu i mając nadzieję, że ani jedna kropla nie dotknęła ziemi.

Następny rozdział


Rozdział 2

《 Punkt widzenia Aurory 》

Słońce brutalnie uderza w moje plecy, gdy wkładam suche ubrania do miski. Nie jadłam od rana i głód powoli pożerał mnie żywcem.

Byłem spocony, obrzydliwy i potrzebowałem prysznica. Wiedziałam jednak, że dopóki nie skończę swoich obowiązków, nie będę mogła zrelaksować się pod strumieniem wody. Westchnęłam, wrzucając ostatnie ubrania Alfy Rafaela do umywalki.

"Hej Aurora!"

Odwróciłam się i uśmiechnęłam do Cassandry. Była jedynym wilkiem, który nie patrzył na mnie z obrzydzeniem i była moją jedyną przyjaciółką. Była córką omegi i również została sklasyfikowana jako omega. Omega była na samym dole łańcucha rankingowego w wilczej społeczności, ale ponieważ nikt nie wiedział, kim jestem, przypuszczam, że byłam na samym dole w tym stadzie.

"Potrzebujesz dzisiaj pomocy?" Jej ładne, brudne blond włosy powiewają nad jej ramieniem, gdy podchodzi do mnie. Mimo że źle ją traktowali, Cas nigdy nie pokazała, jak bardzo czuła się zraniona ich słowami. Szydzili z niej, że jest najsłabszym wilkiem i traktowali ją jak brud. Tak jak traktują mnie.

Zachichotałam, a słońce ogrzało moją twarz. "I znowu mają cię ukarać jak ostatnim razem? Ile razy będą cię karać z mojego powodu?"

Wzrusza ramionami, a jej szkliste, niebieskie oczy tańczą z rozbawieniem, gdy jest obok mnie. "Może leczę się trochę wolniej niż większość wilków, ale poradzę sobie z kilkoma ciosami. Poza tym Gomery jest zajęty drzemką w salonie. Nic się nie dowie.

Uśmiechnęłam się, ocierając pot z czoła. "Wciąż nie. Mogę sama zająć się obowiązkami Cas. Nie musisz cierpieć razem ze mną.

Cassandra wzdryga się i szybkim ruchem wyrywa mi umywalkę z ręki i wkłada ją do swojej. Odwraca się szybko, zanim zdążyłem zaprotestować. "Jaką byłabym przyjaciółką, gdybym pozwoliła ci cierpieć samemu? Chrząknęła, podnosząc miednicę do pasa i ruszyła w stronę pakowalni.

Moje usta chciały zaprotestować, ale moje ciało poczuło ulgę, gdy miednica nie spoczywała już na mojej talii. Niewiele ubrań zostało z ostatniej wyprawy, ale poprzednie naprawdę dały mi w kość.

"Cas przynajmniej poczekaj!" szepnęłam, wiedząc, że usłyszy dzięki wzmocnionemu słuchowi, którym zostały obdarzone wilki.

Jej szkliste, niebieskie oczy zabłysły, gdy odwróciła się, by wbić we mnie swój dziecinny język. "Więc mógłbyś odzyskać basen? Nie ma szans."

Westchnąłem i poszedłem za nią do domu. Była to raczej rezydencja z mnóstwem pokoi, w których mogło mieszkać ponad sto wilków. Stado Crystal River było dużym stadem. Zawsze musiałam gotować dla ponad czterystu wilków, czasami zostawały talerze, więc nadal nie mogłam określić dokładnej liczby wilków tutaj.

Kiedy weszliśmy do kuchni, zaskoczył nas widok Alice, Becki i Livii wylegujących się na stołkach otaczających niekończącą się wyspę kuchenną. Kuchnia była jednym z największych pomieszczeń w domu. Biorąc pod uwagę, ile gęb musieli nakarmić, to też była dobra rzecz.

Cassandra zwolniła, jej kroki były niemal niezdecydowane. Zaschło mi w gardle, gdy jasnobrązowe oczy Alice padły na moją sylwetkę. Szybko spuściłem głowę. "Hej, spójrz, wybryk natury jest tutaj. Jej chorobliwie słodki głos kpił."Hej elfie, mój młodszy brat chciał dostać zabawkę na Boże Narodzenie w zeszłym roku. Był bardzo rozczarowany, gdy twój cukrowy tatuś Mikołaj się nie pojawił". Livia zachichotała.

Livia była przekonana, że jestem elfem z powodu moich spiczastych uszu i raczej niskiego wzrostu 4'9. Nie mogłam nim być. Ponieważ elfy nie istnieją. Przynajmniej nie w tym świecie.

"Zawsze zastanawiałem się, dlaczego ciągle wygląda na zmęczoną, teraz już wiem. Aurora lubi godzinami obciągać staruszkowi. Następnym razem przynajmniej daj mu przerwę, żeby mógł upuścić prezenty dla dzieci". Nosowy śmiech Becki zgrzytnął mi w kościach.

Ich drwiny były zawsze takie same. Codziennie te same słowa. Myślałem, że przynajmniej tym razem będą trochę bardziej kreatywni.

Wiedziałam, że nie mogę powiedzieć tego na głos ani patrzeć na nich z innymi emocjami niż strach. Zacisnęłam więc dłonie przed sobą i odwróciłam od nich głowę.

"Auroro, słyszałaś kiedyś o prysznicu? Śmierdzisz jak psia dupa." Alice warknęła, a jej przyjaciółki ryknęły śmiechem.

Zamrugałam, siła ich słów dotarła do mnie tak, jak zwykle. Zacisnęłam dłonie i chwyciłam część mojej brudnej, podartej sukienki. Wcześniej była biała, ale to było lata temu. Teraz jest poplamiona brudem i krwią. Była brudna i nie była prana od jakiegoś dnia.

"Nie przejmuj się nimi Auroro. To tylko smutne, małe suczki." Cas mruknęła przede mną. Jej głos był miękki i uspokajający.

"Jak nas nazwałaś, pieprzona dziwko!?" Głos Alice niemal wstrząsnął ścianami, gdy warknęła.

Oboje z Casem zamarliśmy. Cassandra odwróciła się do mnie i posłała mi spanikowane spojrzenie. Przełknęłam grudę w gardle i odwróciłam głowę, by spojrzeć na Alice i jej przyjaciół. Oczy Alice były złote, znak jej obecnego wilka.

Warknęła, wyszczerzając ostrzegawczo zęby i spojrzała na Cassandrę. "No dalej głupia omega, powtórz co właśnie powiedziałaś. Nalegała, by Cas wpadł w jej pułapkę.

Livia kręci swoje kruczoczarne włosy między palcami, chichocząc na widok przerażonych twarzy Cassandry i mnie. "Sprawisz, że się zesrają Alice. "

Alice była córką gamma Michaela, co oznaczało, że miała wyższą rangę. Cassandra i ja nie mogłyśmy dorównać jej sile. Nawet gdybyśmy walczyły razem.

"Aurora jest dobra w sprzątaniu gówna, więc jestem pewna, że nie miałaby z tym problemu. Becka prychnęła.

"Co tu się dzieje? Głośny głos Gomery rozbrzmiał przez ściany kuchni, natychmiast uciszając wszystkich.

Złoto w oczach Alice zniknęło, gdy Gomery weszła do kuchni. Gomery była jedną ze starszych w stadzie, co oznaczało, że była szanowana. Była również ciotką Alfy Rafaela, więc jej obecność wymagała szacunku.

Paskudne spojrzenie Gomery pada na Cassandrę i mnie, a jej rysy zaciskają się w gniewie. Serce mi wali. "Ty, dziewczyno!" Splunęła, a jej stopy tupnęły po kuchennej podłodze, gdy ruszyła w naszą stronę. "Czy nie ostrzegałam cię, żebyś nie wtykała nosa tam, gdzie nie należy?

Ramiona Cassandry opadają, a ona pokazuje szyję w poddaniu. "Chciałam tylko pomóc mojej przyjaciółce. Mamrocze cicho, mocno ściskając palcami umywalkę."Chciałam tylko pomóc mojej przyjaciółce". Livia zakpiła nisko. Becka i Alice zachichotały.

Spojrzenie Gomery zmieniło się w zabójcze, gdy przygwoździła Cassandrę ciężarem swojego spojrzenia. "Chcesz pomóc omegom? W porządku. Złóż wszystkie ubrania, które zostały dziś wyprane i umieść ubrania Alfy w jego szufladzie przed dwunastą trzydzieści.

Cassandra westchnęła z przygnębieniem, ale skinęła głową. "Jak sobie życzysz.

"Zanim wyjdziesz, posprzątaj wszystkie łazienki przed dzisiejszą kolacją - dodał Gomery kwaśnym głosem, który ostrzegał przed karą, jeśli Cassandra będzie marudzić.

Cas posyła mi przepraszający uśmiech i kiwa głową na słowa Gomery'ego przed wyjściem z kuchni.

Wściekłe spojrzenie Gomery'ego skupiło się na mnie, a ja wstrzymałam oddech. "A ty. Ty będziesz dziś gotować kolację dla stada. Sama. Jej ostrzeżenie było jasne. Jeśli zaprotestuję, z pewnością zostanę surowo ukarana.

Poprzedni rozdział

Następny rozdział


Rozdział 3

"Ow." Skrzywiłam się, przyciągając palec do klatki piersiowej i trzymając go mocno. Zapomniałam, że patelnia jest wciąż gorąca i głupio dotknęłam jej bez rękawic kuchennych.

"Och, czy mała elfka poparzyła sobie palec? Jakie to przykre." warknęła Alice.

Niestety wciąż tam były. I byli piekielnie zdeterminowani, by obrzucać mnie obelgami za obelgami. Przez lata udało mi się zablokować ich tak bardzo, jak tylko mogłam. Przyznaję jednak, że ich słowa wciąż kaleczyły moją zbroję.

Zacisnęłam usta i podeszłam do zlewu. Odkręciłam kran i puściłam zimną wodę na mój pulsujący palec. Ich chichot sprawił, że zacisnęłam zęby.

"Nic dziwnego, że zostawili ją w lesie, gdy była dzieckiem. Kto chciałby mieć córkę dziwadło, która tak wygląda?". Słowa Becki sprawiły, że moja klatka piersiowa zacisnęła się nieprzyjemnie, a głowa odwróciła się w jej stronę.

Jej ładne rysy przybrały wyraz obrzydzenia. "Nie patrz na mnie, dziwolągu! krzyknęła.

Oderwałem od niej wzrok i zakręciłem kran. "Nienawidzę, kiedy patrzy na mnie tymi swoimi dziwnymi oczami. Przyprawiają mnie o dreszcze." Mruknęła do swoich przyjaciół.

Przełknęłam gulę w gardle, wycierając dłoń w ręcznik kuchenny. Większość wilków w stadzie nigdy nie mogła spojrzeć mi prosto w oczy. Mówiły, że kolor moich oczu był przerażający i nigdy wcześniej nie widziały czegoś podobnego. Najwyraźniej uważali, że będę ich nawiedzać w snach, jeśli będą się na mnie zbyt długo gapić.

Podniosłam czystą, błyszczącą, srebrną łyżkę i spojrzałam na swoje odbicie w stali nierdzewnej. Moje jasnozielone oczy zderzyły się z oczami mojego odbicia. Moje tęczówki miały kolor jasnej, miętowej zieleni, ale nie to ich przerażało. To był kolor moich źrenic. Miały kolor lawendy.

Były otoczone długimi ciemnymi rzęsami. Kolor moich oczu kontrastował z jasnoróżowymi włosami. Zagryzłam dolną wargę. Chyba rozumiem, dlaczego uważają mnie za dziwadło. Wzdychając, wróciłam do przygotowywania kolacji, a trzy wilki szydziły ze mnie przy każdej nadarzającej się okazji.

________________

Gotowanie dla setek wilków było kłopotliwe i bardzo męczące. Ale udało mi się.

Uśmiechnąłem się po wyjęciu z piekarnika ostatniego klopsa. Z westchnieniem położyłam patelnię na kuchence. Słodki aromat mięsa i przypraw sprawił, że mój żołądek burczał z głodu.

"Dalej dziewczyno, nakryj szybko do stołu. Kolacja zaczyna się za pół godziny. zażądała Gomery, wchodząc do kuchni z napiętymi z niezadowolenia rysami twarzy.

Przytaknęłam, przełykając ślinę. Umierałam z głodu, ale nie chciałam prosić Gomery o pozwolenie na jedzenie. Wiedziałam, że i tak by mi nie pozwoliła.

Po cichu poszłam za nią do ogromnej jadalni. Było tam ponad dziesięć stołów, które były bardzo długie i kończyły się pod ścianą. Wokół nich stało wiele krzeseł, ale wiedziałam, że nigdy nie będę miała luksusu usiąść na jednym z nich.

Były one przeznaczone dla członków stada i chociaż byłam w nim od wielu lat, nie byłam uważana za jedną z nich.

Gomery nagle zawirowała i sprawiła, że cofnęłam się o krok w szoku. Jej oczy przykuły mnie z ciężkim obrzydzeniem. "Śmierdzisz dziewczyno." Podniosła nos, by pokazać swój niesmak.Moje oczy płoną, gdy ze wstydem opuszczam głowę. "Przepraszam." Przeprosiłam. Moje oczy płonęły przez kremowe kafelki i pragnęłam wypalić dziurę, aby uciec z tego miejsca.

"Nieważne. Po prostu idź do pracy, zanim Alfa i Luna tu dotrą. Splunęła i przeszła obok mnie. Jej ramiona celowo ocierają się o moje, a ja się zataczam.

Zacisnęłam usta, by stłumić szok i w końcu westchnęłam z ulgą, gdy nie wyczułam jej już w pokoju. Przeszukując wzrokiem pokój, strach osiadł mi w żołądku. Miałem wiele do zrobienia w tak krótkim czasie.

________

Powoli postawiłem miskę gorącej zupy przed jednym z wilków. Chrząknęła i posłała mi zdegustowane spojrzenie. "Sam twój zapach wystarczy, bym stracił apetyt".

Spuściłem wzrok i odmówiłem odpowiedzi. Miała rację. Śmierdziałam, ale nie aż tak, by patrzeć na mnie z taką odrazą.

"Słyszałaś?" Kolejny wilk odwrócił jej uwagę ode mnie.

"Co?"

Właśnie miałem się odwrócić i odejść, zanim imię na jej języku przykuło moją uwagę.

"Xavier Knight zlikwidował zeszłej nocy kolejne stado. Obawiam się, że jesteśmy następni na liście. Wilczyca wyszeptała, mając oczy szeroko otwarte ze strachu.

Xavier Knight był alfą stada Crimson Moon. Po przejęciu stada po wiadomości o nagłej śmierci ojca, Xavier zmienił się z tajemniczego syna alfy Kyle'a w okrutnego, bezlitosnego alfę.

Bycie przerażonym przez wielu było niedopowiedzeniem. Jego imię, gdy zostało wypowiedziane, wywoływało strach w kościach wielu osób, mrożąc je ze strachu.

"Nie wymawiaj jego imienia tak głośno. Jeśli Alfa cię usłyszy, odetnie ci język".

Nie było tajemnicą, że alfa Raphael nienawidził alfy Xaviera z pasją. Zabronił członkom swojego stada wypowiadania imienia "drania", który zabił jego pierwszą Lunę.

"Stacie, boję się. Jest bezlitosny i słyszałam, że zabija nawet kobiety i dzieci, kiedy przejmuje ich stada."

"Alfa Raphael nigdy nie straci swojego stada na rzecz tego kundla. Więc nie ma się czego obawiać".

Nie mogłam winić wilczycy za strach. Ja też boję się słynnego Alfy. Jeśli to, co mówią, jest prawdą, a on jest bezlitosny i żądny krwi. Jestem pewna, że byłabym pierwszą, którą by zabił. Praktycznie byłabym dla niego bezużyteczna.

Moje policzki rozgrzały się, gdy wilki zwróciły na mnie uwagę. Warknęły paskudnie. "Dlaczego wciąż tu stoisz?"

"Przepraszam." Prychnęłam i odeszłam od nich.

Miałam zamiar wrócić do kuchni, zanim Gomery mnie zatrzymał. Odwróciłam się. "Tak?" zapytałam cicho.

"Przynieś obiad dla Alfy i Luny. Nie pozwól, by gorący talerz wyślizgnął ci się z palców, jak ostatnim razem. Gomery ostrzegła, zajmując miejsce przy stole. Widok jej siedzącej na krześle i czekającej na ciepły posiłek wzbudził we mnie zazdrość.

Byłam taka głodna. W tym momencie mogłabym zjeść wszystko.

Ale zamiast wyrazić swój głód, po prostu skinęłam głową i zrobiłam, co mi kazano. Gdybym tego nie zrobiła, zostałabym surowo ukarana.

Powstrzymywałam krzyk bólu, gdy gorąca płyta parzyła moje ciało. Wiedziałam, że muszę przełknąć płacz i udawać, że mnie to nie rusza, gdy zaniosłam talerze Alfie i Lunie. Usiedli przy własnym stole, na oczach całego stada.Kiedy wyczuli, że się zbliżam, górne wargi Luny Lisy wygięły się w grymasie nienawiści, a alfa Rafael spojrzał na mnie.

Alfa Raphael był mężczyzną, który zbliżał się już do czterdziestki, a Luna Lisa nie była daleko w tyle. Byli partnerami drugiej szansy i odnaleźli się dobre siedem lat temu, rok po tym, jak pierwsza partnerka alfy Rafaela została zamordowana przez Xaviera. W ciągu tych siedmiu lat Luna Lisa nie zdołała spłodzić potomka dla Alfy i wyglądało na to, że czas nie był ich przyjacielem.

Delikatnie położyłem przed nimi talerze, czując ulgę, że ciepło zniknęło z moich palców. "Smacznego, Alfa, Luna. Ukłoniłem się.

"Spierdalaj mi z oczu." Ryknął.

Poprzedni rozdział

Następny rozdział


Rozdział 4

Zamknęłam oczy pod strumieniem prysznica. Woda była lodowata, ponieważ wszyscy zużyli już całą ciepłą wodę. Ale nie obchodziło mnie to, w końcu mogłam wziąć prysznic.

Było późno, prawdopodobnie około północy, a może później. Nie chciało mi się sprawdzać czasu.

Westchnęłam, przeczesując palcami jasnoróżowe włosy. Chciałabym mieć inny kolor, bardziej powszechny i nie tak rzadki. Zamrugałam. Chciałam, żeby moje oczy też były powszechne, a nie takie "dziwaczne". Odetchnęłam i przesunęłam dłonią po ciele.

Byłam drobna i prawie nie miałam bioder. Moje piersi były małe w porównaniu do piersi wilczycy. Mój brzuch był bardzo płaski, ale prawdopodobnie miało to związek z brakiem jedzenia w środku. Podczas gdy wilczyce były obdarzone soczystymi krągłościami i obfitymi piersiami, ja, kimkolwiek byłam, byłam przeklęta jedynie małymi piersiami, płaskim tyłkiem i brakiem bioder. Równie dobrze można by mnie pomylić z patykiem.

Umyłam ciało mydłem i wyjrzałam przez okno. Księżyc kpił ze mnie, a wycie patrolujących wilków ostrzegało, że jeśli kiedykolwiek spróbuję uciec z tego miejsca, zginę. Oderwałem wzrok od księżyca i skupiłem go na ścianie, którą oświetlał blask księżyca.

Nie zapaliłam światła. Lubiłem brać prysznic, gdy było ciemno, a jedynym źródłem światła był blask białego satelity, do którego wyją wilki, gdy osiąga szczyt. Mimo że nie byłem jedną z tych bestii, wciąż fascynował mnie księżyc. Zawsze wydawał się taki spokojny i poza zasięgiem.

Zmyłam pianę z mydła i zakręciłam kran. Jednym z powodów, dla których lubiłem brać prysznic w nocy, była nieobecność wilków. Zawsze szydziły z mojego ciała i nieistniejących krągłości. Świadomość, że nigdy nie zostanę przez nie zaakceptowana, była bolesna.

Sięgnęłam po mój stary ręcznik, który widział lepsze dni. Prysznic był wspólny, co oznaczało, że byliśmy zmuszeni brać prysznic w obecności innej osoby. Nienawidziłam tego i zawsze czekałam, aż było zbyt późno w nocy, a wilki spały lub były ze swoimi kolegami.

____________

Po ubraniu się w moje poszarpane ciuchy zszedłem na dół tak cicho, jak tylko mogłem. Wiedziałem, że niektóre wilki prawdopodobnie już wstały i wyczuły mój zapach, ale modliłem się, by nie wyszły ze swoich pokoi i nie doniosły na mnie alfie Raphaelowi za to, że nie byłem w mojej małej komnacie o tej porze.

Nie byłabym w stanie zasnąć, gdybym nic nie jadła, nie żebym kiedykolwiek mogła spać. Ale przynajmniej nie słyszałabym nieprzyjemnego dźwięku burczącego brzucha. Wchodząc do pustej kuchni, starałam się jak najbardziej uspokoić bicie serca.

Westchnienie brudnych talerzy przelewających się w zlewie sprawiło, że mój żołądek się napiął. Wiedziałam, że to ja dostanę zadanie umycia ich przed następnym obiadem i kolacją. Kości w moich palcach już protestowały z powodu bycia używanymi. Oparłam się o zimne kafelki, żałując, że nie mam pary skarpetek, by ogrzać stopy.

Ogromna koszula, którą miałem na sobie, nie pomagała moim zimnym kościom. Miała wiele dziur i nie mogłam sobie przypomnieć, który Lykanin ją wyrzucił. Albo w którym roku wyciągnęłam ją ze śmietnika.Grzebię w lodówce w poszukiwaniu talerza, który Cas zwykle dla mnie zostawia. Zawsze chowa go z tyłu i umieszcza wielkie kartony z mlekiem, aby zablokować jego widok przed innymi. Cassandra zawsze zostawiała dla mnie połowę swojego jedzenia, wiedząc, że Gomery i Alpha nigdy nie pozwalają mi jeść podczas kolacji.

Będąc częścią stada, mimo że w najniższej randze, nadal mogła jeść ze stadem, tylko przy ostatnim stole i na samym końcu.  Uśmiechnęłam się z ulgą, gdy mój wzrok padł na mały talerz z wieloma kawałkami pieczeni, którą wcześniej ugotowałam.

Nie byłam zawiedziona, że nie zostawiła dla mnie zupy, bo wiedziałam, że nie miała takiego przywileju. Cieplejsze i zdrowsze posiłki były tylko dla wyższych rangą.

Wyjęłam zupę z lodówki, nie przejmując się tym, że brudzę sobie palce. Jęknęłam, gdy soki z mięsa dotarły do moich kubków smakowych. Mój żołądek skurczył się, gdy szybko go napełniłam.

Gdy kontynuowałam zagłębianie się w pieczeń, mój wzrok padł na okno z widokiem na las. Wilki nigdy się tam nie zapuszczały. Miałam przeczucie, że to dlatego, iż krążyły plotki, że to terytorium Alfy Xaviera. Mówiono, że jeśli nie jest się zbyt ostrożnym, można przez przypadek natknąć się na jego terytorium i w kilka sekund stracić głowę.

Podniosłam czyste palce do szyi i skrzywiłam się. Uwielbiam mieć szyję na ramionach, więc nie odważyłabym się próbować uciec w ten sposób.

Usłyszałam wycie wilków i oderwałam wzrok od okna. Zawsze brzmiały lepiej i nie bez powodu uważano je za bestie. Odłożyłam brudny talerz do zlewu, uważając, by nie naruszyć innych talerzy i nie sprawić, że spadną na ziemię i się roztrzaskają.

Ale w tym momencie coś ostrego dotyka mojego palca i przebija go. Serce mi wali, gdy cofam palec i patrzę na skaleczenie. Krew już wypłynęła i groziła rozlaniem się na podłogę.

Wepchnęłam go pod zlew i szybko odkręciłam kran. Jak wspomniał Gomery, Alpha Raphael nie przepadał za krwią na swoich podłogach. Wolałby, żebyś wykrwawił się na zewnątrz, na podwórku. Coś, na co nie mogłem sobie pozwolić.

Upewniłam się, że woda zmyje wszelkie ślady mojej krwi i modliłam się, by zapach miedzi nie był wyczuwalny. Zamykając kran, ostatni raz wyjrzałam przez okno, po czym przyłożyłam palec do klatki piersiowej i skierowałam się do mojego małego pokoju. Moje ciało zadrżało, wiedząc, że będzie tam zbyt zimno, aby znaleźć odpowiedni sen.

Poprzedni rozdział

Następny rozdział


Rozdział 5

《 Punkt widzenia Aurory 》

Podniosłam się na nogi i natychmiast tego pożałowałam. Ból był zbyt nieznośny, ale wiedziałam, że mam coś do zrobienia, jeśli nie chcę zostać surowo ukarana.

Wyszedłem z mojego małego pokoju, odwracając wzrok od wilków, które chodziły po korytarzach. Biła od nich pewność siebie, coś, czego mi brakowało.

Schodząc na dół, weszłam do kuchni, gdzie przywitała mnie ogromna sterta brudnych naczyń. Był tam tylko jeden Lykanin, Peter, który był jednym z patrolujących wilków. Najwyraźniej był dobry w lokalizowaniu czegokolwiek.

Kiedy weszłam do kuchni, jego oczy podniosły się znad telefonu i padły na mnie. Nie spojrzał na mnie z obrzydzeniem, ale uśmiechnął się, po czym wrócił do telefonu.

Ciemne loki Petera opadały mu na czoło, a jego szerokie ramiona przygarbiły się ze zmęczenia, gdy przesuwał kciukiem po ekranie telefonu. Musiał być, byłam pewna, że był jednym z wilków patrolujących zeszłej nocy.

Odrywając od niego wzrok, podeszłam do brudnych naczyń, palce już protestowały przeciwko myciu tych setek talerzy i szkła. Zrobiłabym wszystko, żeby odpocząć, ale wiedziałam, że to nie będzie możliwe.

Moje palce właśnie chwyciły jeden z brudnych talerzy, gdy rozległ się jego głos. Pieczeń wydawała się całkiem niezła zeszłej nocy, prawda?"

Moje usta rozchyliły się, a twarz zapłonęła czerwienią. Obróciłam się dookoła, uważając, by nie strącić żadnych przedmiotów przez mój nagły ruch.

Peter podnosi wzrok znad ekranu telefonu i spogląda na mnie z rozbawieniem. "Następnym razem, gdy będziesz podjadać o północy, postaraj się nie patrzeć na las. Nigdy nie wiadomo, który wilk się czai".

Mój żołądek opada, a serce wali. Zamierzał powiedzieć Gomery'emu i Alpha Raphaelowi. Tym razem oskórują mnie żywcem i nakarmią moimi zwłokami całe stado.

Oczy Petera opadły na moją klatkę piersiową i nagle poczułam się nieswojo. "Uspokój się Auroro, twoje serce jest gotowe wybuchnąć z twojej klatki piersiowej.

"Przepraszam, proszę, nie mów...

"Nie powiem. Nie powiem Gomery'emu ani Alfie. "Peter uspokaja mnie, odrywając wzrok od mojej klatki piersiowej.

Jestem zdezorientowana jego słowami i intencjami.

Jakie były jego prawdziwe intencje? Dlaczego nie poinformował Gomery'ego lub Alfy?

To była dobra okazja dla wilków, by zobaczyć, jak Gomery biczuje mnie za zjedzenie jedzenia, którego nie powinienem był jeść.

Spojrzałam na Petera i nie potrafiłam go odczytać. Owszem, nie był jednym z wilków, które ze mnie szydziły lub celowo mnie popychały, ale nigdy wcześniej ze mną nie rozmawiał. Nigdy nie odezwał się ani słowem, ani nie spojrzał w moją stronę. Prawdę mówiąc, zawsze zachowywał się tak, jakbym nigdy nie istniała. Dlaczego więc teraz?

"Dlaczego nie chcesz?" wyszeptałam, bojąc się, że przekroczyłam swoje granice. Wilki potrafią być bardzo okrutne, wiedziałam to z pierwszej ręki. On był jednym z patrolujących wilków, zakładam, że potrafił być brutalny, gdy tego potrzebował.

Peter wzrusza ramionami i wraca do przeglądania swojego telefonu. "Nie mam ochoty.

Jego odpowiedź była bardzo myląca. Podczas gdy on przewijał swój telefon, ja próbowałam odczytać go ponownie. Nie mogłam. "Patrolowałeś las. Słowa wyleciały mi z języka, zanim zdołałam je powstrzymać. Musiał być, to by wyjaśniało, jak mnie widział zeszłej nocy. Miałem przed sobą te lasy.Ugryzłam się ostro w język, gdy niebieskie oczy Petera wpatrzyły się w moje.

Nie wygląda na rozgniewanego czy zirytowanego moimi słowami, jego oczy niczego nie zdradzają. "Byłem." brzmiała jego przycięta odpowiedź.

Ale moja głupia gęba kontynuowała, nie rozumiejąc, że w każdej chwili rozgniewanie Petera może doprowadzić do mojego upadku. "Myślałam, że wilki z Crystal River nie patrolują tych części lasu?

"Nie patrolujemy. Jego uszczypliwy ton dał mi do zrozumienia, że jeśli zadam więcej pytań, będzie mi przykro. Przytaknęłam więc, ugryzłam się w język i odwróciłam się, by rozpocząć swoje obowiązki.

Lepiej, żebym pilnowała swoich spraw

____________

Punkt widzenia Cassandry

Zataczam się, gdy Alice celowo mnie mija, a jej ramiona boleśnie zderzają się z moimi. "Suka." Warknęła, odchodząc. Podnoszę palce do ramienia i pocieram delikatne miejsce.

Nie ma klasy jak na wilka, mówi mój wilk z irytacją.

Nie, nie ma - odpowiedziałam, zgadzając się z jej stwierdzeniem. Wiele z nich w tym stadzie nie ma.

Bycie najniższym rangą sprawiało, że ci, którzy byli lepsi, mieli przewagę. Wilki powinny być jednością, stadem, za które można oddać życie. Ale to stado nie było niczym takim. Będziesz miał szczęście, jeśli oszczędzą ci spojrzenia. Jeśli nie masz rangi, jesteś nikim.

Westchnęłam i ruszyłam w stronę gabinetu Alfy. Mój tata potrzebował renderingów domków, które Alfa Raphael miał zacząć budować po zachodniej stronie terytorium. Miałam je odebrać, ponieważ to on miał się dziś zająć mamą, a ja obowiązkami domowymi.

Mama nie czuła się najlepiej, nie wyglądała też najlepiej. Jej zapach nie był wyczuwalny, a zapach jej wilka powoli zanikał. Widziałam to w oczach taty, gdy tylko na niego spojrzałam, wiedział. Wiedział, że nie zostało jej dużo czasu.

"Możemy znaleźć inny sposób, Raphael. Wciąż jest nadzieja." Głos Luny Lisy przebił się przez drzwi.

"Mogę począć Rapha, potrzebuję tylko więcej czasu." Błagała. Przez dobrą minutę nie było żadnej odpowiedzi.

Zatrzymałem się, cofnąłem o kilka kroków i oparłem o ścianę. Wiedziałem, że podsłuchiwanie Alfy i Luny nie było dobrym pomysłem, ale coś mi mówiło, że powinienem. Nie jestem pewien, dlaczego, ale słuchałem dalej i modliłem się, by Alfa nie wyczuł mojej obecności ani nie usłyszał bicia mojego serca.

Odetnie nam uszy i wydłubie oczy, jeśli zobaczy Cas - jęknęła Ro ze strachem.

Cicho, powiem mu, że przyszłam tylko po renderingi. Nie będzie niczego podejrzewał.

"Nie ma nadziei, Liso! Inne stada uważają, że jestem zbyt słaby, by nie spłodzić potomka! Próbujemy od lat, a ty, kurwa, nie złapałeś mojego nasienia". ryknął alfa Raphael.

Dźwięk jego bestii przyprawił mojego wilka o mdłości. Wiedziała, że gdyby przyłapał nas na podsłuchiwaniu, nie moglibyśmy się z nim równać, ponieważ jego siła przewyższała naszą.

"Nie rób z tego mojej winy, Raphaelu! krzyknęła Luna Lisa. Wzdrygnęłam się słysząc frustrację w jej głosie.

"Więc czyja to wina? warknął Raphael Alfa. "To ty masz problem Liso, nie ja."

Co za dupek - mruknęła Ro, a ja nie mogłam się z nią bardziej zgodzić."Nie rozumiem, dlaczego ona? Dlaczego spośród wszystkich w tym stadzie wybrałeś właśnie ją, by nosiła twoje nasienie?" zawodziła Luna Lisa.

"Ona jest dziwadłem i nie jest taka jak my, twój dziedzic może okazać się słaby jak ona. Luna Lisa nadal wyrażała swój gniew i rozczarowanie.

Kogo miała na myśli?

"Wszystko ci się pomyliło, Liso. Robię to dla nas. Nadszedł czas, by Aurora wniosła swój wkład w stado. Nadszedł czas, by odwdzięczyła się za dach nad głową. Torturowanie jej nie wystarczy, zmuszenie jej do noszenia wilczego szczenięcia zniszczyłoby ją. Ból, który poczuje, będzie niezwykły i bardziej bolesny niż to, przez co ją przeszliśmy".

Serce mi się ściska, a żołądek opada słysząc jego słowa. Planował wykorzystać Aurorę. Chciał zmusić ją do noszenia jego nasienia. Był chorym draniem.

"To wciąż zły pomysł Raphaelu, ona jest słaba. Twój spadkobierca byłby uważany za bardzo słabego." Luna Lisa próbowała przebić się przez Raphaela Alfa. "Są inne niezaspokojone wilki, które mógłbyś zmusić do przyjęcia twojego nasienia.

"Mój spadkobierca będzie miał krew Alfy. Nie będzie uważany za słabego. Chcę, by to Aurora nosiła moje potomstwo. "Alpha Raphael splunął.

"Jesteś draniem Raphaelu! Chcesz tylko wsadzić swojego kutasa w tę pieprzoną sukę, prawda? Widziałem, jak na nią patrzysz. Mówisz, że tylko po to, by cierpiała? Brudny kłamco-

Nie mogłam już słuchać, mój żołądek skręcał się z niepokoju, gdy jego słowa docierały do mnie. Nie mogłam pozwolić, by zrobił to Aurorze, już wystarczająco wycierpiała z jego ręki. Zmuszenie jej do noszenia jego wilczego szczenięcia zniszczyłoby ją, ponieważ nie jest wilkiem.

Tak czy inaczej, nie zasługiwała na to. Zasługiwała na wolność i szczęście.

Czując, że robi mi się niedobrze, a renderingi dawno zostały zapomniane, odwróciłem się i szybko odszedłem. Musiałem uratować Aurorę przed tym strasznym losem. Jak najszybciej.

Poprzedni rozdział

Następny rozdział


Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Alpha głęboko mnie pochłonął"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści