Gdzie zderzają się prawda i fikcja

Rozdział pierwszy (1)

ROZDZIAŁ JEDEN

Honolulu. 17 lipca. W południe. Czas hawajsko-aleucki.

Zabójca miał na sobie tylko Speedo, a jego chude ciało było posmarowane kremem przeciwsłonecznym, który sprawiał, że pachniał jak pieczony kokos. Nazywał się Doric Thane i siedział na szezlongu przy basenie, który wychodził na Waikiki. Po jego prawej stronie, w oddali, znajdowało się międzynarodowe lotnisko w Honolulu. Za nim hotelowa wieża stała na tle wulkanu Diamond Head, a blade dzieciaki z pływakami wokół swoich pyzatych ramion pływały głośno w przesadnie chlorowanym basenie. Na jego kolanach leżał zamknięty MacBook, a na stoliku obok zimny koktajl z lawy. Podrapał się mimowolnie po zasklepionej bliźnie po postrzale na brzuchu i westchnął z zadowoleniem.

Thane otworzył MacBooka i szczegółowa symulacja panelu sterowania kokpitu samolotu wypełniła jego ekran. Fotorealistyczna animowana grafika wyglądała identycznie jak rzeczywisty panel kontrolny w kokpicie samolotu TransAmerican Flight 976, który w tej właśnie chwili przygotowywał się do odlotu z Honolulu wypełnionego spalonymi słońcem turystami w krzykliwych koszulach aloha i szortach na desce, zmierzającymi z powrotem do Cleveland.

Kapitan Avery Jenkins przeszedł przez swoją listę kontrolną przed lotem. Miał odrobinę siwizny na skroniach, która przekazywała stabilność, doświadczenie i mądrość. To były cechy, które każdy pasażer chciał widzieć w pilocie i z jakiegoś głupiego powodu, plamy siwizny obdarzyły go tym wszystkim. Zaczął więc farbować włosy na lata przed tym, jak siwizna pojawiła się naturalnie. Jenkins miał na tym locie nowego pierwszego oficera, Billy'ego Shoopa, który zajmował się wprowadzaniem współrzędnych do systemu zarządzania lotem. Shoop był na tyle młody, że regularnie dostawał karty w barach i wyglądał, jakby miał na twarzy poparzenia drugiego stopnia. Kapitan dostrzegł w Shoopie ślady swojego młodszego ja i to sprawiło, że ogarnęła go lekka tęsknota.

"Pierwszy layover na Hawajach?" zapytał Jenkins.

Shoop przytaknął. "Skąd wiedziałeś?"

"Szczęśliwy traf. Pozwól mi podzielić się małą kapitańską radą. Następnym razem, gdy tu będziesz, nie zasypiaj na plaży".

"Ja nie. Jestem bardzo jasną skórą. Poparzę się, jeśli ktoś wyceluje we mnie latarkę".

"W takim razie lepiej zabierzemy cię z powrotem do Ohio, zanim wybuchniesz w płomieniach" - powiedział Jenkins. "Zabierasz nas w górę. Uzyskajmy zgodę na pchnięcie".

"Tak jest, sir." Shoop połączył się przez radio z wieżą. "Honolulu Ground, TransAmerican 976 prosi o push clearance z Gate 4".

Kontroler ruchu lotniczego odpowiedział od razu, jego głos był tak płaski i pozbawiony emocji jak automatyczne nagranie. "TransAmerican 976, masz zgodę na wypchnięcie. Powiadom, gdy będziesz gotowy do kołowania".

Pięć mil na południe, z szezlonga w Diamond Head Tradewinds Resort, zamachowiec studiował odczyty na żywo na konsoli kontrolnej samolotu na ekranie swojego MacBooka. TransAmerican Flight 976 odchodził od bramki.

Doric Thane uśmiechnął się. Zabawa miała się właśnie zacząć.

TransAmerican Flight 976 kołował na pas startowy, a pierwszy oficer Shoop sumiennie czekał na sygnał z wieży.

"Masz zgodę na natychmiastowy start na pasie 8R" - powiedział kontroler. "Przy odlocie lećcie w kierunku 140".

Pas startowy znajdował się na rafie, która wskazywała na kurorty wzdłuż Waikiki, więc kontrolerzy zawsze nakazywali odlatującym samolotom, bez względu na to, dokąd zmierzały, natychmiastowe skierowanie się na południe, aby uniknąć buczenia plaży i zniszczenia tropikalnego spokoju dla turystów.

"Zrozumiałem. TransAmerican 976 dopuszczony do startu na pasie 8R, kierunek 140," potwierdził Shoop, po czym spojrzał na kapitana po oficjalne potwierdzenie.

"Masz samolot," powiedział Jenkins.

"Mam samolot". Shoop usiadł prosto w fotelu, pewny siebie i chętny, i popchnął dźwignie ciągu do przodu i włączył automatyczną przepustnicę.

Samolot pognał w dół pasa startowego, nabierając prędkości. Shoop cofnął boczny drążek i samolot zaczął się wznosić w niebo z prędkością dwóch tysięcy stóp na minutę w kierunku Diamond Head w oddali, gdzie Doric Thane siedział na swoim szezlongu, z palcami ułożonymi nad klawiaturą MacBooka na kolanach.

Asasyn wystukał kilka klawiszy, inicjując autopilota na swojej konsoli kokpitowej, zatrzymując wznoszenie i zmieniając kurs lotu na 090. Miał kontrolę nad lotem. Załoga kokpitu była teraz tak samo bezsilna jak pasażerowie. Równie dobrze mogli zamówić drinka, zjeść kilka orzeszków i cieszyć się jazdą.

Kapitan Jenkins natychmiast zauważył, że samolot leci równolegle do Honolulu po ich lewej stronie, zamiast skręcić w prawo w kierunku otwartego morza. Ale to nie było wszystko, co było nie tak. Wysokościomierz pokazywał, że wyrównują się na wysokości dwustu stóp, podczas gdy powinni się wznosić.

"Co robisz?" Jenkins zapytał Shoopa. "Kierunek to 140".

"Wiem o tym," powiedział Shoop, zmagając się ze swoim sidestickiem. "Ale drążek nie reaguje".

Powód tego był oczywisty. Kapitan zobaczył, że na tablicy przyrządów zapaliła się zielona lampka autopilota, wskazująca, że system został aktywowany. Westchnął z irytacją na nieostrożność dzieciaka. "To dlatego, że przypadkowo włączyłeś autopilota".

Zadręczając się, Shoop nacisnął przycisk autopilota na swoim bocznym sterze, aby wyłączyć system. Ale lampka pozostała włączona.

Rzucił kapitanowi przerażone spojrzenie. "Nie chce się wyłączyć".

"TransAmerican 976, skręć natychmiast na 140," krzyknął mu do ucha kontroler, trochę życia w głosie teraz. "Wypoziomowałeś się. Powtarzam, skręć na 140".

Jenkins chwycił swój sidestick i również uderzył w przycisk rozłączenia. Ale autopilot nie odłączył się, a jego sidestick również nie reagował. To nie miało żadnego sensu. Poczuł, że serce wpada mu do żołądka jak worek z piaskiem.

Thane widział w oddali samolot, kierujący się w jego stronę jak posłuszny pies wracający do swojego pana. Wpisał nowy kurs: 010 stopni.

Kapitan i pierwszy oficer mocno pociągali za boczne stery, rozpaczliwie oczekując odpowiedzi, kiedy samolot w niewytłumaczalny sposób skręcił na wschód w kierunku wieżowców hoteli w Waikiki i rozpoczął szybkie, równomierne schodzenie. Akcja ta znaczyła dla Jenkinsa więcej niż niespodziewana i przerażająca zmiana nawigacyjna. To był zimny dotyk niewidzialnej ręki.




Rozdział pierwszy (2)

"Powiedz wieży, że mamy sytuację awaryjną" Jenkins nakazał Shoopowi i nadal uderzał w przycisk autopilota, podczas gdy on zmagał się z sidestickiem. "Mam samolot."

Kapitan nie mówił, że odzyskał kontrolę. Stwierdzał, że teraz tylko on próbuje pilotować samolot. To potwierdzenie uniemożliwiało dwóm osobom jednoczesne próby pilotowania samolotu.

Ale to właśnie się działo.

"Mayday, Mayday. TransAmerican 976 ogłasza stan zagrożenia" - powiedział Shoop, jego głos się łamał. "Nie mamy kontroli nad samolotem".

"Ale ktoś jest," powiedział Jenkins.

Shoop spojrzał na niego, zdumiony. "Co masz na myśli?"

"Wyrównaliśmy poziom przed zakrętem. To jest decyzja, a nie usterka komputera".

Kapitan miał w tej kwestii rację.

Samolot zmierzał prosto do Waikiki. Thane mógł to zobaczyć z miejsca, w którym siedział. Tak samo jak turyści na szezlongach wokół niego. Turyści podnosili się na nogi, wpatrując się w niebo. Nawet dzieci w basenach zaczynały zdawać sobie sprawę, że coś jest bardzo nie tak. Wszystkie oczy były wpatrzone w samolot. Nikt nie zauważył tego, co znajdowało się na ekranie MacBooka asasyna. Stuknął w strzałkę w górę na swojej klawiaturze, zwiększając prędkość samolotu do 350 węzłów.

Teraz ludzie na plaży Waikiki mogli zobaczyć i usłyszeć samolot nadlatujący szybko i nisko, zaledwie sto stóp od ziemi. Tysiące ludzi na piasku uciekało w czystym przerażeniu, nie mając pojęcia, gdzie się udać. Thane widział z daleka tę masową panikę. Przypominało mu to czasy, kiedy był dzieckiem i lubił wrzucać zapalone zapałki do mrowisk.

W kokpicie samolotu Shoop został zamrożony widokiem szybko zbliżającej się przed nim panoramy Honolulu. Ale dla kapitana Jenkinsa czas zwolnił, a jego umysł się oczyścił, nawet gdy rozgorączkowany kontroler ruchu lotniczego krzyczał mu do ucha "Pull up! Pull up!" do ucha, a alarm wysokościowy zawodził. Skupił się na problemie. Autopilot kontrolował samolot. Ktoś miał kontrolę nad autopilotem. Jak mógł go zatrzymać? Odpowiedź była tak prosta.

Zabij technologię.

Jenkins uderzył w szereg przycisków, wyłączając wszystkie systemy komputerowe samolotu. System powrócił do sterowania ręcznego i wtedy leciał staromodnym samolotem typu stick-and-rudder. Czuł, że sidestick ożywa w jego dłoni jak zaskoczone, wkurzone zwierzę.

"Mam samolot!", krzyknął.

Jenkins cofnął drążek, podnosząc samolot do stromego wznoszenia. Ale nie widział przed sobą żadnego błękitnego nieba. Jedyne co widział to dwudzieste piętro Hyatt Regency. Było już za późno.

Kadłub przeleciał przez sam środek hotelu w ogromnej kuli ognia, a skrzydła samolotu zostały ścięte przez sąsiednie budynki. Reakcja łańcuchowa eksplozji wybuchła, gdy płonące wraki i przewrócone budynki rozprzestrzeniły zniszczenie w głąb lądu. Masywna, kipiąca chmura ognia, szkła i gruzu rozprzestrzeniła się we wszystkich kierunkach, pokrywając plażę i wysyłając ludzi do wody w daremnej próbie ucieczki przed zniszczeniem.

Ziemia pod Doric Thane zatrzęsła się, jakby dawno umarły wulkan Diamond Head miał zaraz wybuchnąć. Wśród otaczających go ludzi wybuchła panika, którą uważał za głupotę, bo oczywiście znajdowali się w bezpiecznej odległości od katastrofy i chmury śmierci. Zamiast tego powinni byli świętować swoje szczęście.

Asasyn zamknął swojego MacBooka, schował go pod jednym ramieniem i poderwał się na nogi, obserwowany przez nikogo pośród wszystkich bezsensownych krzyków i płaczu. Podniósł swój koktajl i z zadowoleniem odkrył, że nie stracił on swojego chłodu. Odszedł swobodnie, plecami do przerażonych turystów i rzezi, i wypił swoją lawę. Była zimna i słodka.

Tak się zabija ludzi.




Rozdział drugi (1)

第二章

西雅图,华盛顿。7月17日。太平洋标准时间下午3:00。

剪裁无懈可击的汤姆-福特燕尾服像第二层皮肤一样适合克林特-斯特拉克的肌肉发达、六英尺高的身躯,没有显示出缝在衬里的两把刀和绞刑的痕迹。他是参加国际航运巨头马丁-洪的巨大湖滨庄园后院草坪上的花园派对的200名客人之一。他们都是为了纪念洪的55岁生日。斯特拉克在那里是为了确保雄哥没有庆祝他的五十六岁。

"雄哥可能是世界上最大的性奴役团伙的头目,但你不得不佩服他美丽的家和它的风水,"肯尼-吴说,他是斯特拉克在当地的联系人,也是为他争取到派对邀请的人。吴的燕尾服对他瘦骨嶙峋的身体来说太大了,使他看起来像一个可笑的穿得太多的稻草人。"看到房子是如何藏在山坡上并面向水面的吗?这为气运创造了一条畅通无阻的道路。"

斯特拉克的目光落在一个美丽的亚洲女人身上,她穿着一件白色的连衣裙,她可能根本就没穿衣服。"气?"

"积极的生命力。"

"很高兴知道,"斯特拉克说,并从一个路过的服务员那里拿起两个满满的香槟酒杯。"再见了,吴。"

"你要去哪里?"

斯特拉克把头转向那个女人。"为我的气创造一条畅通无阻的道路。"

伊恩-鲁德洛朗读完他的书,微笑着,为最后一句话感到高兴,也为自己能聪明地写出这句话而高兴。他站在一个摇摇晃晃的讲台上,旁边的桌子上摆满了他最新的克林特-斯特拉克惊悚小说《死不忘本》的精装本,以及《纽约时报》畅销书系列中前六本的平装本。他的书的封面上都有他的持枪动作英雄的剪影,背景是爆炸、国际地标、跑车和巨乳的美女。

他在西雅图,这是为他的新书进行的为期十天的六城市宣传之旅的第一站。今天他要在一家波西米亚风格的书店演讲,那里每个人都散发着大麻的味道,只有8个人来参加他的签名会。伊恩并不关心低投票率的问题。他是在带薪休假。

"Myślę, że ten fragment podsumowuje istotę Clinta Strakera i to, co czyni go tak atrakcyjnym zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet" - powiedział Ian do swojej publiczności, która siedziała rozproszona wśród czterech rzędów krzeseł przed nim. "Jakieś pytania?"

Odezwał się młody chłopak w wyblakłej bluzie University of Washington. "Jak wiele łączy cię z Clintem Strakerem?".

"Czy to nie jest oczywiste?" Ian zapytał publiczność. "Spójrzcie na mnie".

Tak też zrobili. To, co zobaczyli, to facet po ciemnej stronie trzydziestki z miękkim ciałem kogoś, kogo pomysłem na ćwiczenia było chodzenie do McDonalda zamiast korzystania z drive-through. Jego prawe ramię było w niebieskim gipsie i zablokowane pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, ale nie nosił temblaka. Zamiast tego po prostu zaczepił prawy kciuk w szczelinie nad jednym z zapiętych guzików swojej rozpiętej koszuli, żeby podtrzymać ciężar złamanego ramienia. Miał na sobie modnie wyblakłe dżinsy i białe Nike'i. Dla kontrastu Clint Straker był fizycznie doskonały, wysoki na sześć stóp weteran sił specjalnych, który świetnie wyglądał we wszystkim, a gdy nie miał na sobie nic, można go było pomylić z modelem Dawida Michała Anioła. Był szpiegiem do wynajęcia, geniuszem dedukcji i niepowstrzymaną maszyną do zabijania, która nie salutowała żadnej fladze ani nie walczyła za żadną polityczną czy religijną ideologię poza swoim osobistym kodeksem moralnym.

"Clint Straker może pokonać trzech ninja używając jedynie serwetki jako broni," powiedział Ian. "Ale ja nigdy w życiu nikogo nie uderzyłem i jestem kompletnym klutzem. Kilka tygodni temu przypadkowo wysadziłem swój dom."

Co było dużym powodem, dla którego cieszył się, że jest w trasie książkowej. Przez jakiś czas miał mieszkać z walizki i wolał to robić na koszt wydawcy, a nie swój własny. Kiedy był w trasie, płacili za jego zakwaterowanie i posiłki, też. To był słodki układ, a czas był idealny. Zastanawiał się, czy jest sposób na przedłużenie trasy o kolejny tydzień lub dwa.

"Więc skąd się wziął Clint?" zapytał młody człowiek.

"Z nędzy i desperacji. Byłem na trzecim roku pracy jako scenarzysta w serialu telewizyjnym "Hollywood & the Vine-".

Ledwie słowa wyszły z jego ust, gdy ktoś przerwał i zaintonował głębokim głosem spikera: "Pół człowiek, pół roślina, cały glina".

Niektórzy się roześmiali, a potem wydawało się, że wszyscy w sklepie zaczęli śpiewać piosenkę przewodnią programu, która była w zasadzie refrenem "I Heard It Through the Grapevine" Marvina Gaye'a z zupełnie innym tekstem.

Ooooh, słyszeliście o tym gliniarzu Vine

A plant who can't stand crime

You get caught, you're gonna do time ...

Kochanie, kochanie tak...

Ian uśmiechnął się dobrodusznie i spojrzał na tył sali, aby zobaczyć, jak ta nowo znaleziona uwaga gra z Vince'em, zgarbionym brodatym kierownikiem sklepu i Margo, dwudziestokilkuletnią "eskortą autora" z krótko przyciętymi, głęboko czarnymi włosami, która została wynajęta przez jego wydawcę, aby wozić go po Seattle. Vince wyglądał, jakby wyrwano go z drzemki, ale Margo była zajęta pisaniem SMS-ów, najwyraźniej nieświadoma tego, co się dzieje.

Ianowi nagle zależało na tym, żeby zdobyć uwagę Margo. Była szczupła i bez biustu w retro tie-dyed T-shirt, podarte dżinsy i klapki. Nie była w jego typie, nie żeby ją odrzucił, gdyby się na niego rzuciła, ale była swego rodzaju barometrem. Płacono jej za okazywanie zainteresowania nim, a jeśli była znudzona, nie mówiło to wiele o tym, jak jego występ wypadł wśród ludzi, którym nie płacono za bycie tam.

Ian kontynuował swoją historię, którą opowiadał już tysiące razy. Zwykle wywoływała u niego duży śmiech i mnóstwo sympatii.

"Pisałem dla krzewu z odznaką. To było miażdżące dla duszy. Uciekłem więc w pełen akcji świat Clinta Strakera i zanim się zorientowałem, miałem powieść. Sprzedałem książkę, odszedłem z serialu, a moja kariera wydawnicza nabrała rozpędu".




Rozdział drugi (1)

ROZDZIAŁ DRUGI

Seattle, Waszyngton. 17 lipca. Godzina 15:00 czasu pacyficznego.

Nienagannie skrojony smoking Toma Forda pasował na muskularną, sześciostopową ramę Clinta Strakera jak druga skóra i nie zdradzał śladów dwóch noży i garoty wszytych w podszewkę. Był jednym z dwustu gości na przyjęciu w ogrodzie na tylnym trawniku ogromnej posiadłości nad jeziorem, należącej do międzynarodowego magnata żeglugowego Martina Hunga. Wszyscy byli tam, aby uhonorować Hunga w jego pięćdziesiąte piąte urodziny. Straker był tam, aby upewnić się, że Hung nie będzie obchodził swoich pięćdziesiątych szóstych.

"Hung może być przywódcą największego na świecie pierścienia niewolnictwa seksualnego, ale musisz podziwiać jego piękny dom i jego feng shui" - powiedział Kenny Wu, lokalny kontakt Strakera i człowiek, który zapewnił mu zaproszenie na przyjęcie. Smoking Wu był o jeden rozmiar za duży na jego kościste ciało i sprawiał, że wyglądał jak absurdalnie przesadzony strach na wróble. "Widzisz, jak dom jest schowany w zboczu wzgórza i zwrócony w stronę wody? To tworzy niezakłóconą ścieżkę dla chi".

Wzrok Strakera padł na piękną Azjatkę w białej sukience tak prześwitującej, że równie dobrze mogła nie mieć na sobie nic w ogóle. "Chi?"

"Pozytywna siła życiowa".

"Dobrze wiedzieć," powiedział Straker i odebrał dwa pełne kieliszki do szampana od przechodzącego kelnera. "Do zobaczenia, Wu."

"Gdzie idziesz?"

Straker przechylił głowę w stronę kobiety. "Stworzyć niezakłóconą ścieżkę dla mojego chi".

Ian Ludlow skończył czytać na głos ze swojej książki i uśmiechnął się, zadowolony z ostatniej linijki i z siebie za to, że był na tyle mądry, by ją napisać. Stał na chwiejnej mównicy obok stołu zastawionego egzemplarzami w twardej oprawie najnowszego thrillera Clinta Strakera, The Dead Never Forget, oraz egzemplarzami w twardej oprawie poprzednich sześciu tytułów z jego bestsellerowej serii New York Timesa. Na okładkach wszystkich książek widniała sylwetka jego uzbrojonego bohatera akcji na tle wybuchów, międzynarodowych zabytków, sportowych samochodów i pięknych kobiet z ogromnymi cyckami.

Był w Seattle, pierwszym przystanku w sześciomiejskiej, dziesięciodniowej trasie reklamowej swojej nowej książki. Dziś przemawiał w księgarni w stylu boho, gdzie wszyscy cuchnęli chwastami, a na podpisanie umowy przyszło tylko osiem osób. Ian nie przejmował się niską frekwencją. Był na płatnym urlopie.

"Myślę, że ten fragment podsumowuje istotę Clinta Strakera i to, co czyni go tak atrakcyjnym zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet" - powiedział Ian do swojej publiczności, która siedziała rozproszona wśród czterech rzędów krzeseł przed nim. "Jakieś pytania?"

Odezwał się młody chłopak w wyblakłej bluzie University of Washington. "Jak wiele łączy cię z Clintem Strakerem?".

"Czy to nie jest oczywiste?" Ian zapytał publiczność. "Spójrzcie na mnie."

Tak też zrobili. To, co zobaczyli, to facet po ciemnej stronie trzydziestki z miękkim ciałem kogoś, kogo pomysłem na ćwiczenia było chodzenie do McDonalda zamiast korzystania z drive-through. Jego prawe ramię było w niebieskim gipsie i zablokowane pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, ale nie nosił temblaka. Zamiast tego po prostu zaczepił prawy kciuk w szczelinie nad jednym z zapiętych guzików swojej rozpiętej koszuli, żeby podtrzymać ciężar złamanego ramienia. Miał na sobie modnie wyblakłe dżinsy i białe Nike'i. Dla kontrastu Clint Straker był fizycznie doskonały, wysoki na sześć stóp weteran sił specjalnych, który świetnie wyglądał we wszystkim, a gdy nie miał na sobie nic, można go było pomylić z modelem Dawida Michała Anioła. Był szpiegiem do wynajęcia, geniuszem dedukcji i niepowstrzymaną maszyną do zabijania, która nie salutowała żadnej fladze ani nie walczyła za żadną ideologię polityczną czy religijną poza swoim osobistym kodeksem moralnym.

"Clint Straker może pokonać trzech ninja używając jedynie serwetki jako broni," powiedział Ian. "Ale ja nigdy w życiu nikogo nie uderzyłem i jestem kompletnym klutzem. Kilka tygodni temu przypadkowo wysadziłem swój dom."

Co było dużym powodem, dla którego cieszył się, że jest w trasie książkowej. Przez jakiś czas miał mieszkać z walizki i wolał to robić na koszt wydawcy, a nie swój własny. Kiedy był w trasie, płacili za jego zakwaterowanie i posiłki, też. To był słodki układ, a czas był idealny. Zastanawiał się, czy jest sposób na przedłużenie trasy o kolejny tydzień lub dwa.

"Więc skąd się wziął Clint?" zapytał młody człowiek.

"Z nędzy i desperacji. Byłem na trzecim roku pracy jako scenarzysta w serialu telewizyjnym "Hollywood & the Vine-".

Ledwie słowa wyszły z jego ust, gdy ktoś przerwał i zaintonował głębokim głosem spikera: "Pół człowiek, pół roślina, cały glina".

Niektórzy się roześmiali, a potem wydawało się, że wszyscy w sklepie zaczęli śpiewać piosenkę przewodnią programu, która była w zasadzie refrenem "I Heard It Through the Grapevine" Marvina Gaye'a z zupełnie innym tekstem.

Ooooh, słyszeliście o tym gliniarzu Vine

A plant who can't stand crime

You get caught, you're gonna do time ...

Kochanie, kochanie tak...

Ian uśmiechnął się dobrodusznie i spojrzał na tył sali, aby zobaczyć, jak ta nowo znaleziona uwaga gra z Vince'em, zgarbionym brodatym kierownikiem sklepu i Margo, dwudziestokilkuletnią "eskortą autora" z krótko przyciętymi, głęboko czarnymi włosami, która została wynajęta przez jego wydawcę, aby wozić go po Seattle. Vince wyglądał, jakby wyrwano go z drzemki, ale Margo była zajęta pisaniem SMS-ów, najwyraźniej nieświadoma tego, co się dzieje.

Ianowi nagle zależało na tym, żeby zdobyć uwagę Margo. Była szczupła i bez biustu w retro tie-dyed T-shirt, podarte dżinsy i klapki. Nie była w jego typie, nie żeby ją odrzucił, gdyby się na niego rzuciła, ale była swego rodzaju barometrem. Płacono jej za okazywanie zainteresowania nim, a jeśli była znudzona, nie mówiło to wiele o tym, jak jego występ wypadł wśród ludzi, którym nie płacono za bycie tam.

Ian kontynuował swoją historię, którą opowiadał już tysiące razy. Zwykle wywoływała ona u niego duży śmiech i mnóstwo sympatii.

"Pisałem dla krzewu z odznaką. To było miażdżące dla duszy. Uciekłem więc w pełen akcji świat Clinta Strakera i zanim się zorientowałem, miałem powieść. Sprzedałem książkę, odszedłem z serialu, a moja kariera wydawnicza nabrała rozpędu."




Rozdział drugi (2)

Pieniądze za książki nie były tak dobre jak pieniądze za telewizję, ale był samotnym facetem bez większych kosztów ogólnych, zwłaszcza teraz, gdy jego dom był w popiele, i lubił mieć kontrolę nad własnym twórczym życiem. Nie musiał już pisać niczego, czego nie chciał, a to było warte niewielkiego spadku dochodów. Jedyne rzeczy, których nie lubił w byciu autorem zamiast scenarzystą telewizyjnym, to pisanie w pojedynkę i kupowanie własnego lunchu.

Puszysta kobieta na widowni, ubrana w bluzkę, która wyglądała jak ręcznie utkana z konopi, podniosła rękę. "Jak złamałeś rękę?"

"Chciałbym móc powiedzieć, że zrobiłem to robiąc coś bohaterskiego, jak na przykład chwytając samobójczynię tuż po tym, jak zeskoczyła z wiaduktu autostrady i trzymając się jej, dopóki nie pojawiła się straż pożarna" - powiedział Ian. "Ale prawda jest taka, że spadłem z roweru. To właśnie dostaję za usunięcie kółek treningowych".

Mógł powiedzieć z wyrazu twarzy kobiety, że nie była rozbawiona. W rzeczywistości wyglądała na rozczarowaną nim.

"Naprawdę nie jesteś Clintem Strakerem," powiedziała.

"Nikt nie jest."

Margo spojrzała w górę na jego uwagę i wydawało się, że jej się to podoba. To go ucieszyło, dopóki nie uświadomił sobie, jak żałosne było to, że pragnął jej uwagi lub aprobaty. Doszedł do wniosku, że to tylko dowodzi, że bez względu na to, jak wielki sukces odniósł - a odniósł, według każdej miary - zawsze będzie tylko kolejnym niepewnym siebie pisarzem.

Ian podpisał książki dla ośmiu klientów i wyszedł z księgarni z Margo pięć minut później. W normalnych warunkach zostałby, aby złożyć autograf na każdej książce, na wypadek, gdyby ktoś mógł później kupić kopię. Ale był praworęczny i nie było łatwo podpisywać z ręką w gipsie, a kierownik nie poprosił go o to, co nie było zbyt zachęcające.

Margo odwiozła Iana do jego hotelu w centrum miasta wynajętą Impalą, która wydawała się śmiesznie ogromna dla ich dwójki. Wydawało się też, że to nieodpowiedni samochód dla niej. Uderzyła go jako kobieta typu VW Beetle. A może Mini Cooper, gdyby miała pieniądze, których najwyraźniej nie miała, bo inaczej wydawca zwróciłby jej koszty benzyny i mil, żeby mogła go wozić po Seattle, a nie wyłożyłby na wypożyczenie samochodu. Może nawet nie miała samochodu.

"To było rozczarowujące," powiedział Ian. "Zwykle przyciągam większy tłum".

"To nie była twoja wina," powiedziała Margo. "Union Bay to raczej księgarnia literacka".

"Moje książki nie są literackie?"

"To powieści szpiegowskie," powiedziała.

"To nie znaczy, że nie są fikcją literacką. Somerset Maugham, Joseph Conrad, John le Carré i Graham Greene wszyscy napisali powieści szpiegowskie".

"W twojej ostatniej książce Clint Straker uwiódł agentkę wroga i dał jej orgazm tak intensywny, że zapadła w śpiączkę na trzy dni".

"Uważał, że jest to bardziej humanitarny sposób zepchnięcia jej na boczny tor niż zamach" - powiedział Ian. "Myślę, że to pokazuje jego literacką głębię charakteru".

"Z pewnością tak jest," powiedziała.

Nie był pewien, jak to odebrać, ale cieszył się, że przeczytała książkę i pamiętała scenę seksu. A potem poczuł się głupio, że tak się czuł. Coś w niej zmieniło go w niezręcznego nastolatka. Pewnie dlatego, że od wieków nie zaliczył żadnej wpadki, a przebywanie w pobliżu jakiejkolwiek kobiety sprawiało, że głupio chciał wywrzeć pozytywne wrażenie.

Margo podjechała pod wejście do hotelu Sheraton na rogu Szóstej Alei i Pike Street i zaparkowała samochód przed drzwiami.

"Spotkam się tu z tobą jutro o dziesiątej rano na twoim podpisywaniu w księgarni Crime of Your Life", powiedziała. "Czy chcesz zatrzymać samochód na resztę dnia?".

"Nie, nie, ty go weź. Myślę, że zostanę w środku i będę pisał, może skorzystam z room service - chyba, że chciałabyś do mnie dołączyć."

Margo rzuciła mu twarde spojrzenie. "Nie jestem tego rodzaju eskortą".

Ian poczuł, że jego twarz rumieni się z zażenowania. "Nie sugerowałem - to znaczy, nie sugerowałem, że będziemy w moim pokoju. Chodziło mi o to, że zjem z tobą gdzieś, co nie jest w moim pokoju, jeśli ty też będziesz chciał jeść."

Uśmiechnęła się, rozbawiona jego dyskomfortem. "Żartowałam. Doceniam zaproszenie, ale mam psy na spacerze i pewnie są gotowe pęknąć."

"Nie chcielibyśmy tego," powiedział Ian, sięgając przez siebie lewą ręką, aby otworzyć swoje drzwi. "Dzięki za zabranie mnie dzisiaj. Do zobaczenia jutro."

Zsunął się z siedzenia, zamknął drzwi biodrem i patrzył, jak odjeżdża. Czy rzeczywiście było to niewinne nieporozumienie, czy też proponował jej, żeby podeszła do jego pokoju? Nie był do końca pewien. Może prześwitywała jego desperacja. Mając to na uwadze, wszedł do holu i skierował się prosto do baru, żeby sprawdzić, czy są tam jakieś kobiety, które skoczyłyby na szansę przespania się z autorem bestsellerów New York Timesa. Ale gdy zbliżył się do baru, wyczuł w powietrzu napięcie niczym ładunek elektryczny. Dziesiątki ludzi stały i wpatrywały się w zamontowane na ścianach telewizory, z których wszystkie były nastawione na CNN. Na ekranach pojawiały się apokaliptyczne obrazy zniszczeń w Waikiki i dziesiątki rannych na plaży. Ian zatrzymał się tuż przy barze i złapał część raportu anchormana Wolfa Blitzera.

Tysiące osób jest rannych, setki obawiają się śmierci. Nikt w tym momencie nie wie, czy katastrofa TransAmerican 976 była wynikiem awarii mechanicznej, błędu ludzkiego, czy celowego działania. Ale podobieństwa do 9/11 są niemożliwe do zignorowania i głęboko niepokojące.

Ian potrząsnął głową i wycofał się z baru, ogarnięty szalonym strachem, że ktoś może się zakręcić, rozpoznać go i wrzasnąć na szczycie płuc:

"Jesteś za to odpowiedzialny!".




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Gdzie zderzają się prawda i fikcja"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści