Skradziona księżniczka Heila

Prolog (1)

==========

PROLOG

==========

Rotacja Księżyca - XI, Cykl 5018

Wziąłem głęboki oddech, starając się uspokoić bijące serce, bijące gwałtownie o moją klatkę piersiową. Czekając na sygnał, niepokój i oczekiwanie narastały wraz z upływem sekund. To była moja szansa, by w końcu uzyskać wolność. Zerknęłam w lewo, patrząc w górę na moją najlepszą przyjaciółkę - Lily. Lily była dla mnie jak rodzina.

Kiedy po raz pierwszy przybyłam do placówki, trudno było mi się dostosować. Pamiętam tylko mojego pluszowego misia w jednej ręce i rękę mojego nowego właściciela w drugiej, gdy szliśmy w kierunku szklanych, obrotowych drzwi. Dopiero co się obudziłem, niebo nade mną było czarne jak smoła, a otoczenie spowite ciemną mgłą. Ledwo widziałem swoje stopy stąpające po grząskim brudzie, gdy szliśmy. Jedyne promienie światła pochodziły z konstrukcji przede mną. Mój Właściciel powiedział, że na zewnątrz jest niebezpiecznie, ale wewnątrz placówki jesteśmy bezpieczni.

Ufałem mu. Nie rozumiałam dlaczego, ale miałam wrażenie, że znam go od jakiegoś czasu. Po prostu nie mogłam poskładać kawałków do kupy, dlaczego. Wyjaśnił, że upadłem i uderzyłem się w głowę podczas zabawy, więc mogłem doświadczyć utraty pamięci. Taka sytuacja musiała przyczynić się do tego, że nie zapamiętałem go jako swojego opiekuna. Niezależnie od tego, nie miałem żadnych obaw, gdy wchodziliśmy do środka.

Na środku szerokiego wejścia stała dziewczyna. Jej jasne pomarańczowe włosy i błyszczące bursztynowe oczy rozświetlały pomieszczenie, czyniąc ją centrum uwagi. Była chuda, ubrana w prostą czerwoną sukienkę, która komplementowała jej bladą, białą skórę. Nie okazywała żadnych emocji; jej oczy były puste i przerażały mnie. Schowałem się pod nogą mojego właściciela, próbując się przed nią ukryć. Chichotał na moje przerażenie.

"Makoto, to jest Lily. Ona też tu mieszka. Przywitaj się." Przedstawił, gestem dłoni wskazując na dziewczynę stojącą przed nami.

Wysunęłam głowę, by się na nią gapić. Moje oczy stały się szerokie, gdy zobaczyłem, jak najpogodniejszy uśmiech tworzy się na jej twarzy, rozjaśniając jej wygląd jeszcze bardziej. Podniosła rękę w moją stronę.

"Witaj, nazywam się Lily Milton. Zostańmy przyjaciółmi." gestykulowała.

Podniosłam szybkie spojrzenie na mojego Właściciela, jego uderzające czerwone oczy przeszywały moje, gdy się uśmiechał.

"Go along." zachęcał. Na jego polecenie, podszedłem do niej, przytulając mojego misia do piersi.

"Mako..." szepnęłam, umieszczając swoją dłoń w jej.

Była moją pierwszą przyjaciółką tutaj i nigdy nie mogłam prosić o nikogo innego. Teraz stałyśmy tu, obok siebie, czekając na rozpoczęcie rebelii. Posiadanie jej obok mnie w tej właśnie chwili pomagało mi zachować kontrolę. To, co mieliśmy zrobić, zmieniłoby wszystko.

Lily zauważyła moje spojrzenie, odwzajemniając je uśmiechem. Jej bursztynowe oczy odzwierciedlały jej niepokój, ale też pokazywały przebłysk determinacji. Jej ciepła dłoń chwyciła moją, ściskając lekko.

"Będzie nam po prostu dobrze. obiecała Lark. Już dwa razy zwiadowali tunel. Wkrótce będziemy bezpieczni. Dorośli się tym zajmą." wyjaśniła. W odpowiedzi przytaknąłem.

Lily była dojrzała jak na dziesięć cykli i brała udział w planowaniu tej misji. Będąc jedynym zmiennokształtnym feniksem, władającym żywiołem ognia na wyciągnięcie ręki, była ważnym atutem w razie kłopotów. Musiałem po prostu zaufać jej osądowi.

Ale to nie znaczyło, że ja też nie byłem zdolny do pewnych rzeczy. Byłem obecnie najsilniejszy w naszej kategorii, silniejszy nawet od Lily. Byłem ośmiocylindrowy, nosząc w sobie zarówno ducha demona, jak i anioła, co czyniło mnie wyjątkowym przypadkiem.

Bogowie Gwiezdnego Światła, nasi boscy opiekunowie, pobłogosławili nas, zmiennokształtnych, duchem przy narodzinach, niektórych silniejszym od innych. Jeśli obdarzono cię dwoma duchami zmiennokształtnych, byłeś poza błogosławieństwem. Osobnik posiadający trzy duchy był niezwykle rzadki. Nie odnotowano jeszcze nikogo, kto miałby więcej niż trzy duchy.

Naukowcy doszli do wniosku, że osoba zdolna do noszenia czterech lub więcej duchów albo oszalała z mocy, albo miała różne problemy psychiczne.

Duchy znajdowały schronienie w umyśle i miały swoje własne osobowości. Może nie były uprzywilejowane, aby przejąć pełną kontrolę nad swoim gospodarzem, ale miały wystarczającą jurysdykcję, aby mieć kontrolę nad tymi, z którymi dzieliły swoją przestrzeń. Osoba posiadająca trzy lub więcej duchów musiałaby przeprowadzić energiczny trening i medytację, aby nauczyć swoje duchy współistnienia w harmonii.

Uczyłem się też alchemii i magii przywoływania dzięki Elaine, dziewczynie naszego Właściciela. Była ona niezwykle silnym magiem z jakiegoś odległego kraju. Nasz Właściciel powiedział mi, że jestem zbyt wyjątkowy, by się zmarnować i chciał mieć pewność, że nauczę się wielu rzeczy. To przyniesie mu korzyść i sprawi, że będzie szczęśliwy, przynajmniej tak mi powiedział.

Syk rozdarł powietrze, odbijając się echem od ścian lochu. Prawie podskoczyłem na puste wołanie.

"To musi być sygnał." szepczę, patrząc jak zmiennokształtni podnoszą broń w powietrze, pędząc do przodu. Prawie się potykam, gdy Lily ciągnie mnie do przodu, wartko idąc w stronę lewego korytarza, podążając za innymi zmiennokształtnymi, którzy biegli przed siebie, z bronią gotową do konfrontacji.

Dotarcie na najwyższe piętro placówki zajęło dziesięć minut i dziewięć kondygnacji schodów.

Struktura składała się z dziesięciu pięter. Miałem zaszczyt zwiedzić tylko trzy z nich; centrum testów eksperymentalnych na siódmym piętrze, ogólne pomieszczenia sypialne na szóstym i mój pokój, który znajdował się na tym samym piętrze, co pokój naszego Właściciela na ósmym. Wyjaśnił kiedyś, że chciał, aby jego korytarze mieszkalne, biuro i sala konferencyjna znajdowały się blisko głównego poziomu, aby usprawnić prowadzenie interesów, choć nie miałem pojęcia, czym się zajmuje.

Patrzyłem, jak starsi zmiennokształtni w pośpiechu przekraczają drzwi, biegnąc w kierunku ostatniego punktu kasowego. Zaparliśmy się przez drzwi, sekundy dzielące nas od drzwi prowadzących do wejścia. Moje stopy przykleiły się do ziemi, gdy poświęciłem chwilę na wpatrywanie się w niebieskie metalowe drzwi.

"Makoto? Chodźmy, nie mamy czasu." podkreśliła Lily, ciągnąc mnie za rękę. Miałam wszelkie intencje, aby uciec, ale moje ciało było zamrożone w miejscu.




Prolog (2)

Lily odwróciła się, by spojrzeć na mnie bezpośrednio, jej wyraz twarzy na przemian był zirytowany i zdezorientowany. Nie winiłem jej za to. Prawdopodobnie wyglądałem jak jeleń w świetle reflektorów, wpatrując się w drzwi prowadzące do mojej długo oczekiwanej wolności.

"Ja...Um...to tylko..." Słyszałam, jak mój głos drży ze strachu, gdy próbowałam wymyślić sposób na wyjaśnienie nagłego, rozdzierającego wnętrzności uczucia trwogi. To nie mogło być takie proste... takie łatwe? Ze wszystkich, znałem Właściciela najlepiej. Widziałem zarówno jego ciepłą, jak i ciemną, bezlitosną stronę. Nie było mowy, żeby siedział z założonymi rękami i patrzył jak wszyscy uciekamy.

"Lily, myślę...może to jest pułapka?" szepnąłem, sięgając drugą ręką, aby objąć jej.

"Po prostu czuję....my spirit's too...coś jest nie tak. Jest za cicho." zasugerowałem, wpatrując się w cementową podłogę.

Kiedy nie usłyszałem odpowiedzi, spojrzałem z powrotem w górę, aby zobaczyć oczy Lily świecące jasnym pomarańczowym kolorem, jak sprawdzała nasze otoczenie. Zmarszczyła brwi, gdy jej oczy wróciły do normy. Poszła w kierunku drzwi, zostawiając mnie stojącego samotnie na środku pokoju.

"Nie ma się czego bać. Ja i mój feniks niczego nie wyczuwamy. Może ja wejdę pierwsza? Wrócę po ciebie i wyjdę. Zostań tutaj, zrozumiano?" rozkazała.

W odpowiedzi po prostu skinąłem głową. Miałem złe przeczucia, ale jeśli Lily powiedziała, że to bezpieczne, nie będę się dłużej wtrącać. Jak zawsze mówił Właściciel; "Rób co ci każą, a nic złego ci się nie stanie".

Lily pociągnęła ciężkie metalowe drzwi, szybko prześlizgując się przez małą przestrzeń, zanim się zatrzasnęły. Jedyny widok, jaki miałem na to, co czekało za drzwiami, to środek pokoju, który wyglądał na pusty. Kiedyś dostąpiłem zaszczytu pójścia z naszym Właścicielem do wejścia do obiektu, by przywitać jakichś gości, jakiś cykl temu. Wyglądało to tak samo, ze zmianą dywanu z poprzedniego bordowego koloru na kremowy róż. Czułem, że moje palce zaczynają się trząść, gdy próbowałem pozostać nieruchomo.

Minęło już pięć minut i nadal nie było Lily. Coś musi być nie tak. Lily by mnie nie opuściła.

Wziąłem głęboki oddech, gdy ścigałem się w stronę drzwi. Czułem, że moje duchy demona i anioła są na skraju mojego umysłu, czekając, by przejąć kontrolę w razie potrzeby. Z trudem udało mi się otworzyć ciężkie drzwi, zrobiłam wystarczająco dużo miejsca, żeby moja mała klatka mogła się przez nie wślizgnąć, drzwi zatrzasnęły się za mną.

Poczułem, jak moje ciało wstrząsnęło się, gdy nagła fala dźwięków odbiła się od ścian. Szybko założyłem ręce na uszy, upadłem na kolana i skrzywiłem się. Krzyki w najróżniejszych odmianach odbijały się echem po całym pomieszczeniu, zgrzytanie metalu i dźwięk łamania kości. Mój wzmożony słuch był przekleństwem, nasilone dźwięki przeszywały moje bębenki. Odwróciłem głowę, żeby zobaczyć, w co wszedłem, ale byłem zszokowany sceną, która rozwijała się przede mną.

Krew była wszędzie. Od wierzchu ścian po podłogi. Wpatrywałam się w kremowo-różowy dywan, który teraz był przesiąknięty krwią i fragmentami ciała. Czułam, jak żółć w moim gardle próbuje się wydostać. Z pewnym wysiłkiem udało mi się ją powstrzymać, używając dłoni do zakrycia ust, gdy tłumiłam knebel.

Lily! Gdzie ona jest?

Moja głowa latała tam i z powrotem, moje oczy szukały mojej najlepszej przyjaciółki. W ciągu kilku sekund zauważyłam jej rude włosy za wilczym zmiennikiem, który zaciekle wyrywał głowę jednemu ze strażników.

Jakby wyczuła moje myśli, Lily odwróciła głowę, a jej oczy - te bursztynowe oczy - rozszerzyły się ze strachu.

"Makoto! Wynoś się stąd!" krzyknęła.

Obserwowałam, jak przywołała falę ognia, bogate płomienie okrążyły jej ramiona, zanim wypłynęły na masę strażników pochodzących z bocznego wejścia po jej prawej stronie. Ich agonalne krzyki odbijały się echem, odbijając się od ścian, gdyż wkrótce stali się popiołem.

Odepchnąłem się, stając, dłonie zaciskając w pięści. Nie zamierzałem zostawić Lily w tym szaleństwie. Już miałem pozwolić mojemu demonowi przejąć kontrolę, gdy groźny śmiech wypełnił powietrze.

Wszyscy zamarli. Znałem ten śmiech. Wszyscy znali ten wywołujący strach dźwięk. Klaskanie wypełniło teraz cichy pokój. Usłyszałem, jak drzwi za mną się zamykają, a klaskanie stało się o wiele głośniejsze, gdy rozeszło się echem po zamkniętym pomieszczeniu. Obejrzałem się przez ramię, żeby zobaczyć Właściciela i Jeffreya.

Właściciel był ubrany w idealny biały garnitur, bordowy podkoszulek z pasującym jedwabnym krawatem. Miał pięć-jedenaście lat i ciemnoczerwone oczy. Jego krótkie rude włosy były ułożone w ulizaną fryzurę, a lewy złoty kolczyk był wyeksponowany. Miał władcze usposobienie. Jego wygląd nosił w sobie ciężar władcy, jak król stojący przed swoimi sługami. Jego obsesja na punkcie perfekcji i czystości była reprezentowana przez jego białą garderobę, z dodatkiem czerwieni dla błysku koloru. W ciągu moich dwóch cykli bycia tutaj, nie widziałem jeszcze, by nosił coś innego. Nie wiedziałam, jakiego ducha posiadał, ale był on potężny. Jego wiedza na temat magii przewyższała nawet najstarszego zmiennokształtnego, do tego stopnia, że zastanawiałem się, ile lat ma nasz Właściciel. Nikt nie wiedział i wszyscy zbyt baliśmy się pytać. Nieważne, moc, która zalała pomieszczenie, gdy wszedł, wystarczyła, by sprawić, że skóra zaczęła się kłuć, wywołując dreszcze ze strachu.

Jeffrey, jego drugi dowódca, miał sześć stóp, ubrany był w typowy czarny garnitur, ręce trzymał za plecami. Jego długie srebrne włosy były związane w schludny koński ogon. Nosił czarne spiczaste buty, a jego biały krawat był schowany w kamizelce. Jego fiołkowe oczy wyglądały na matowe i prześladujące. Był dla mnie zagadką, zawsze pojawiał się w momencie, gdy nasz Właściciel potrzebował jego pomocy. Określiłbym go jako lokaja, ale takie określenie nie do końca pasowało do jego kwalifikacji. Lojalne partnerstwo lepiej by go opisało. Wiedziałem na pewno, że Jeffrey nie jest zobowiązany do bycia u jego boku. Stał obok Właściciela z własnymi przekonaniami, co mnie przerażało. Kto chciałby pomóc komuś takiemu jak Właściciel? To nie był człowiek, którego znałem dwa cykle temu, człowiek sprzed Elaine.

Patrzyłem, jak Właściciel kończy oklaski, poświęcając chwilę na obejrzenie sceny.

"Odchodzę, aby mieć relaksujący wieczór i wrócić do tej uroczej rozrywki. Boy oh boy, czy to nie jest zaskakujące? Nigdy bym nie przypuszczał, że skorzystacie z okazji do ucieczki. Dbam o was wszystkich, prawda? Myślę, że oglądanie tego jest tak przejmujące, prawda Jeffrey?" Sarkazm kapał z każdego słowa, jak gęsta melasa.



Prolog (3)

"Tak jest. Czy mam się ich pozbyć?" Zapytał, jego ramiona opadły do boków. Miał na sobie kremowobiałe rękawiczki, jego prawa ręka wznosiła się do lewej, gotowa do usunięcia jedwabnego materiału, kiedy Właściciel podniósł rękę, sygnalizując mu, żeby się zatrzymał.

"Nie, nie Jeffrey. Może pobawimy się w "Hide and Seek"? Myślę, że to byłoby cudowne." Odpowiedział, klaszcząc w dłonie.

Na jego polecenie bramy wejściowe rozpadły się, blokując wyjście. Właściciel spojrzał w moją stronę, wyraźnie oceniając mój czysty wygląd, szeroki uśmiech formujący się na jego spierzchniętych ustach.

"Dlaczego nie jestem zaskoczony? Jedyną osobą z was, która nie walczy jest moja ukochana Makoto. Oczywiście, ona nigdy by mnie nie zdradziła." oznajmił.

Jego dłoń wylądowała na moim ramieniu powodując, że zadrżałam prostując swoją postawę. Uderzyła we mnie fala mocy, powodując, że zachwiałem się na nogach. Jak mogli być tak ślepi, by myśleć, że uda im się uciec przed kimś tak potężnym jak on?

Zamknąłem oczy, czekając aż ból mnie sparaliżuje. Jednak nic się nie działo. Otworzyłam oczy i zerknęłam na niego. Uśmiechał się do mnie z góry. Przysięgam, że w tych czerwonych oczach widziałam nutkę ulgi, może nawet życzliwości? Minęła zaledwie sekunda, zanim podniósł wzrok z powrotem na tłum przed nim.

"Makoto będzie pierwsza, która ucieknie z tego pokoju. Każdy inny, kto będzie w stanie przetrwać następujące wydarzenia i dotrzeć do mojego biura, zostanie oszczędzony. Takie są moje zasady. Dotrzyj do mojego biura, wygrywasz. Możecie się domyślać, co się stanie, jeśli tego nie zrobicie." wyjaśnił. Poczułam jak jego ręka opuszcza moje ramię i delikatnie popchnął mnie w stronę drzwi, Jeffrey przytrzymał je otwarte.

"A teraz idź, mój mały lisku." Szepnął.

Rzuciłem okiem na Lily. Zrobiła szybkie skinienie głową, zapewniając mnie, że dogoni. Nie potrzebowałem innych zapewnień. Wybiegłam prosto za drzwi.

"LET THE GAMES BEGIN!" Głos Właściciela odbił się echem za mną, gdy za nim podążyły odgłosy krzyków i zgrzytów broni.

Biegłam tak szybko, jak tylko moje małe nóżki mogły mnie unieść. Sale były teraz czarne jak smoła, tylko alarmowe światła błyskały czerwonymi promieniami. Głos rozbrzmiał w głośnikach, ostrzegając wszystkich, że rozpoczęto blokadę. Nikt nie może wejść ani wyjść. Wszyscy znaliśmy protokół.

Poczułam, że ktoś jest blisko za mną. Zerknąłem przez ramię, by zobaczyć Lily niezbyt daleko za sobą. Uśmiechnąłem się, bo ogarnęło mnie poczucie ulgi. Tak się cieszyłem, że była bezpieczna. Obie skręciłyśmy w prawo na końcu korytarza, pędząc w stronę jadalni.

W ciągu minuty dotarłyśmy do prywatnego gabinetu Właściciela. Wiedziałem, co właściciel zaplanował.

Właściciel miał dwa biura; swoje zwykłe biuro i prywatne. Drań wiedział, że tylko niewielka część z nas wie o tym, że ma on prywatny gabinet, a co dopiero, że wie, gdzie on się znajduje. Po cichu modliłem się do bogów Starlight, aby ci, którym się nie udało, nie doświadczyli zbyt wiele bólu przed śmiercią.

Lily szybko otworzyła drzwi, wprowadzając mnie do środka. Kiedy już wszedłem, zamknęła drzwi, zanim oboje znaleźliśmy się na środku pokoju, padając na ziemię. Potrzebowałem chwili, żeby złapać oddech, kładąc rękę na piersi. Czułem, jak moje serce gwałtownie wali w piersi, gdy adrenalina wciąż wzbierała. To nie mógł być koniec. Zawsze był jakiś haczyk, kiedy Właściciel grał w swoje gry.

"Lily!" zawołałem, przytulając ją. Odwzajemniła mój uścisk, szczotkując moje włosy kojąco, jak kontynuowała kołysanie mnie.

"Jest w porządku, shh. Będzie nam dobrze. Możemy otrzymać małą karę, ale wszystko się ułoży, dobrze?" Zapewniła mnie, wyciągając się z uścisku, aby spojrzeć na mnie w dół.

Wzięłam głęboki oddech i przytaknęłam, ocierając swoją poplamioną łzami twarz. Nie mogłam się teraz załamać. Musiałem być silny dla Lily. Nie pozwoliłbym, żeby zmiennokształtni, którzy stracili życie, zrobili to na próżno. Przetrwałybyśmy to i jakoś znalazłybyśmy inne wyjście. Dla nich. Dla nas wszystkich.

Piętnaście minut później ja, Lily, Raphael i czterech innych zmiennokształtnych stało w dużym biurze. Wszyscy ustawiliśmy się obok siebie, ja w środku, Lily po mojej prawej, a Raphael po lewej.

"Przepraszam." Raphael wyszeptał, jego głowa zwisała nisko w porażce. Patrzyłem, jak potrząsał głową w kółko, przeklinając pod swoim oddechem. Musiał naprawdę wierzyć, że wszyscy uciekniemy, bez szwanku.

Słyszałem, jak inni zmiennicy szczękają zębami i ciężko oddychają. Zmiennik po lewej stronie krwawił na całej gładkiej, białej podłodze wyłożonej kafelkami.

Całe biuro było tematycznie biało-czerwone; od białej narożnej kanapy po białą jak kość słoniowa półkę na książki po naszej lewej stronie. Biurko przede mną było z czystego białego marmuru, trzymało replikę naszej placówki i kilka folderów, które były zgrabnie ułożone po jednej stronie, a po drugiej mała czerwona lampka. Krzesło było aksamitnie czerwone, pasujące do zasłon, które wisiały na kryształowym pręcie.

Usłyszałem jak drzwi się otwierają, moje ciało wyprostowało się, gdy przepłynął przeze mnie niepokój. Dłoń Lily chwyciła moją, ściskając ją mocno. To było to, przynajmniej nie wszyscy zginęli. Ze stu zmiennokształtnych pozostało tylko siedmiu. To chyba lepsze niż żaden.

"Gratulacje, dobra robota." Zaśmiał się Właściciel, klaszcząc w dłonie. Patrzyłem, jak przechadza się do biurka, zajmując miejsce w swoim aksamitnym fotelu, wzdychając. Zauważyłam plamy krwi na jego już nie idealnie białym garniturze.

"Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że zorientujecie się, które biuro miałem na myśli. Powinniście byli widzieć miny innych, gdy drugie biuro się zamknęło, a z ukrytych otworów w ścianach zaczęły wylewać się węże. To było genialne hahaha. Jak mówimy, wszyscy są skuci i torturowani, powoli."

Zerknąłem na boki, by zobaczyć blade cery pozostałych zmiennokształtnych, gdy rzeczywistość zatopiła się w nich. Chociaż życie tutaj było czasem żywym piekłem, wszyscy byliśmy rodziną. Teraz nasza rodzina umierała. Torturowana z powodu jednego błędu, próby uzyskania wolności. To chyba prawda, co mówią: Wolny plus głupi równa się WOLNOŚĆ.

"Jeffrey, upewnij się, że po zakończeniu segmentu torturowania, ich krew zostanie odsączona i że nadal żyją podczas tego procesu". Kontynuował. Wpatrywałem się w Właściciela, szeroko otwierając oczy. On nie może być poważny. Właściciel pociągnął za krawat, rozluźniając kołnierz, gdy wypuścił westchnienie.




Prolog (4)

Moje ciało zachwiało się, kolana ustąpiły, powodując upadek na ziemię. Nie mogłam znieść takiej ilości przelanej krwi.

"Aww, moja Makoto. Nie płacz moja mała lisiczko." Usłyszałam skrzypiący odgłos krzesła, po którym nastąpiły kroki.

Nadal szlochałam niekontrolowanie, gdyż łzy spadały na podłogę. W ciągu kilku sekund zostałam podniesiona i ukołysana w jego ramionach. Ramiona człowieka, który zamordował prawie całą moją rodzinę. Chciałam się odepchnąć, odmówić takiego komfortu. Nie chciałam jego litości. Wiedziałam jednak, że jeśli zachowam się w ten sposób, doprowadzi to tylko do większego rozlewu krwi. Dość tego było.

"Shh, mały. Ciii. Wiem, nie powinnaś była być świadkiem takiego rozlewu krwi. Raphael powinien był wiedzieć, co się stanie, planując tę szaradę z Lark i innymi zmiennokształtnymi. Już, już. Nie martw się, to już prawie koniec." zadrwił, delikatnie pocierając moje plecy.

Już prawie po wszystkim. Co miał przez to na myśli? Zerknąłem na Lily, jej oczy były szerokie ze strachu.

"Chodźcie teraz, Zwycięzcy." ogłosił Właściciel.

Wciąż niosąc mnie w ramionach, Właściciel zrobił sobie drogę do drzwi, Jeffrey otworzył je i przytrzymał, pozwalając nam wyjść. Uniosłem lekko głowę, obserwując jak pozostali idą tuż za nim. Praktycznie czułem ich rozpacz.

Właściciel zaniósł mnie do małego pokoju, podczas gdy reszta pozostała na zewnątrz w korytarzu. Były tam trzy krzesła, które zajmowały większość miejsca, lada pełna przycisków i solidne szklane okno, odsłaniające pusty pokój po drugiej stronie. Posadził mnie na środkowym fotelu, zajmując swoje miejsce po mojej prawej stronie. Kilka sekund później przybył Jeffrey, zamykając za sobą drzwi, zajmując swoje miejsce po mojej lewej stronie.

"Co się dzieje?" przypadkowo zapytałem na głos. Właściciel wypuścił niski śmiech.

"Nie martw się mój drogi mały lisie. Chcę dać ci lekcję. Wiem, jaką masz intuicję. Wiedziałeś, że to się stanie, ale nie powiedziałeś mi o tym. Wiem, wiem, nie chciałaś zranić ich uczuć, prawda?" Zapytał, patrząc na mnie z surowym spojrzeniem na twarzy. Szybko przytaknęłam.

"Widzisz, jesteś taką dobrą dziewczyną. Rozumiesz mnie. Wiesz, że nie lubię tego robić. Oni są jak moje dzieci. Żaden Ojciec nie chce karać swojego dziecka. Ale co ja ci zawsze mówiłem?" zapytał.

"Rób co ci każą, a nic złego ci się nie stanie". szepnęłam, spuszczając głowę ze wstydu.

"Tak, dokładnie. Kazałem wam się zachowywać, kiedy mnie nie było i zobaczcie, co wszyscy zrobiliście? Oczywiście, nie uczestniczyliście i stąd dlaczego siedzicie tu obok mnie, a nie po tamtej stronie." Stwierdził, z radością. Podniosłem głowę, by zobaczyć jego wyciągniętą rękę, wskazującą na szklankę przede mną.

Odwróciłem głowę i zgasiłem. W ciągu kilku sekund wystrzeliłam z fotela, pędząc w stronę szyby. Nie, nie, nie, to nie może się dziać! Trzasnęłam rękami o szybę.

"LILY!!! LILY!" Słyszałam jak mój głos w kółko wykrzykuje jej imię, świeży strumień łez potoczył się po moich policzkach, jak obserwuję wydarzenie przed sobą.

Lily i inni byli ustawieni w szeregu, łańcuchy wokół ich nadgarstków i kostek. Zostały rozebrane do bielizny. Do pomieszczenia weszło czterech strażników, trzymających w rękach różne rodzaje broni. Od siekiery do wielu kul kolczastych, strażnicy starannie umieścili broń na czarnym stole znajdującym się w rogu pokoju. Następnie stanęli na baczność, z wyprostowanymi rękami po bokach, czekając na rozkazy. Właściciel zignorował mój krzyk, wstał i podszedł do interkomu, naciskając palcem na czerwony przycisk.

"Spójrzcie, co tu mamy. Moi zwycięzcy! Smuci mnie, że niektórzy z moich najlepszych shifterów stoją przede mną. Nie rozumiem, co zmotywowało was do tego aktu buntu, ale musi on zostać wyeliminowany. Nie mogę pozwolić, byście skażali czyste, niewinne umysły, takie jak Makoto tutaj." Podkreślił, głaszcząc swój podbródek.

"ZABIŁEŚ MOJĄ ŻONĘ!" Raphael krzyknął, jego brązowe oczy jarzyły się purpurą. Zaśmiał się, gdy jego ciało zatrzęsło się, padając na ziemię w agonii. Znak na jego klatce piersiowej uniemożliwiający mu - któremukolwiek z nich - działanie przeciwko Właścicielowi.

"Tsk tsk, Raphael. Nadal jesteś zły z tego powodu. Muszę przyznać, że nie jestem zaskoczony. Demony trzymają urazę. Twoja żona znała zasady i je złamała. Dostała to, na co zasłużyła." Zakpił, biorąc głęboki oddech przed kontynuowaniem.



"Nikt z was nie może mi się przeciwstawić. Znaki lojalności na waszych piersiach uniemożliwiają wam to. Zgłosiłem się do was! Śmiało, próbujcie walczyć ze mną. Jedynie zranicie się próbując. Mój znak nie pozwoli wam mnie skrzywdzić. Czy nie zgodziliście się mi służyć? Zabrałem was wszystkich z nędznego życia, które kiedyś wiedliście. A jednak tak odpłacacie mi, waszemu panu? Buntem. Takie czyny naprawdę ranią moje serce." Skarżył się, przyciskając dłoń do czoła, potrząsając nią z boku na bok. Wziął głęboki oddech, jego ramiona rozłożyły się szeroko.

"A teraz twoja nagroda za wygraną w grze w chowanego. Moi wierni strażnicy, nie krępujcie się zrobić z tymi głupcami co tylko chcecie. Bijcie ich do woli. Nie obchodzi mnie czy są żywi czy martwi. Dajcie im nauczkę, żeby następnym razem pomyśleli, zanim sprzeciwią się moim rozkazom. To chyba nie ma teraz znaczenia. Jeśli umrą, w następnym życiu nie będą mi nieposłuszni!" Roześmiał się, gdy jego palec nacisnął zielony przycisk.

Rozległ się dźwięk ping, sygnalizujący strażnikom rozpoczęcie pracy. Stałem tam bezradnie, trzaskając pięścią o szybę. Musiałem coś zrobić, cokolwiek. Czułem jak moje anielskie i demoniczne duchy napierają na mój umysł. Chciały w jakiś sposób pomóc. Wiedziałem, że nie mogę się jeszcze w pełni przemienić, ale mogą przejąć kontrolę i dokonać pewnych zniszczeń.

Mój demon wystąpił, przejmując kontrolę. Zanim, mogła nawet rzucić zaklęcie, poczułem coś zimnego i twardego przyciśniętego do mojej głowy. Zamarliśmy. Mój demon przesunął naszą głowę w lewo, spoglądając w górę na marszczącego się Jeffreya, który kręcił głową z dezaprobatą.

"Do. Nie. przeszkadzać. Demon. Wiesz równie dobrze jak ja, że gdybym chciał zabić twojego gospodarza, mógłbym to zrobić." zagroził. Usłyszałem odgłos kliknięcia i wiedziałem, że musiał zdjąć zabezpieczenie z trzymanej broni.




Prolog (5)

Pistolety były jego ulubioną bronią, widziałem jak używał srebrnej broni do zabijania pozostałych nieudanych eksperymentów po naszych sesjach próbnych.

Mój demon warknął, ale wycofał się, oddając mi kontrolę. Zadygotałem, moje ciało drżało od wymiany. Z trudem utrzymywałem się w pionie, gdy zaatakowała mnie fala zawrotów głowy. Tymczasowa zamiana ciał z duchem wymaga sporo energii, zwłaszcza jak na mój wiek. Znów usłyszałem śmiech Właściciela.

"Jesteś taki zadziorny, mały lisie. Uwielbiam tego twojego demona. Jest taki rozrywkowy. A teraz patrz na moją karę. Myślę, że twój mały przyjaciel zasługuje na tyle od ciebie, nie sądzisz?" Oświadczył, stawiając nogi na blacie.

Kontynuowałam walenie w szklaną ścianę w kółko, aż moje małe dłonie zaczęły robić się purpurowe. Lily wpatrywała się wprost na mnie. Jej bursztynowe oczy wypełniły się łzami, gdy strażnik nieustannie ją biczował.

W ciągu godziny czterej zmiennokształtni byli martwi, pozostawiając krwawiącą Lily i okaleczonego Raphaela. Jego strażnik czerpał przyjemność z cięcia każdej z jego kończyn, jedna po drugiej, zaczynając od palców u nóg i pracując w górę. Bycie zmiennokształtnym czasami oznaczało szybsze gojenie, ale jeśli nie miało się anielskiego ducha, nie można było po prostu odrastać części ciała. Nie byliśmy nieśmiertelni, istniały granice.

Patrzyłem, jak biczowali Lily przez piętnaście minut z rzędu; jej plecy były poszarpane, zanim pozwolili sobie ją zgwałcić.

Byłam zmuszona patrzeć na każdą sekundę, jedynym sposobem na okazanie mojego cierpienia było moje powtarzające się tłuczenie o szkło. Musiałam patrzeć na cierpienie mojej najlepszej przyjaciółki, bo byłam w takim samym położeniu jak oni. Ograniczony do tego człowieka przez znak lojalności.

"Dlaczego nie skończymy tego? Jestem po prostu głodny." powiedział Właściciel. Pokręciłem głową, gdy nacisnął interkom.

"Skończcie je obie." Rozkazał, zanim stanął i spojrzał na mnie.

"Dam ci przywilej oglądania śmierci twojego przyjaciela. To najmniejsze, co możesz zrobić, aby ją uhonorować. Wiem, że mi się nie sprzeciwisz, Makoto. Mój mały, przebiegły lisie. Takie walki są daremne i dobrze o tym wiesz. Więc usiądź tam i zobacz, jakie są skutki nieposłuszeństwa wobec mnie. Wyryj to w swoim umyśle jako stałe przypomnienie. Kiedy to się stanie, idź do swojego pokoju i śpij. Będę cię potrzebował rano".

Z tymi ostatnimi słowami wyszedł z pokoju, Jeffrey podążając za nim. Nie był poważny.

Strzał rozbrzmiał w pokoju, powodując, że moje ciało podskoczyło. Przywróciłam wzrok i zobaczyłam martwego Raphaela, krew teraz swobodnie płynęła z jego otwartej głowy.

Lily leżała na kolanach, z opuszczoną głową. Krew kapała z jej ran. Kontynuowałam swój bezradny atak na szkło.

"LILY, NOO, ja...nie mogę cię stracić! Lily, Lily." Nie mogłem nawet rozpoznać mojego szaleńczego głosu, jego wysokości o dwie oktawy wyższej.

Zaczęłam hiperwentylować, gdy stojący za nią strażnik podszedł do stołu. Patrzyłam, jak podnosi siekierę, badając ją przez chwilę, zanim się odwrócił.

W tym momencie czas zwolnił. Lily podniosła powoli głowę, jej matowe teraz bursztynowe oczy wpatrywały się w moje niebieskie. To miała być nasza ostatnia chwila razem. Patrzyłem jak powoli się uśmiecha, odsłaniając swoje zepsute, zakrwawione zęby.

"Makoto..." Ledwo słyszałem ją przez grube szkło, nawet z moim nadwrażliwym słuchem.

"Lily, nie, przepraszam, przepraszam! Nie zostawiaj mnie! Już nigdy nie będę zła. Będę przestrzegał zasad. Nie będę sikał po twojej stronie łóżka ani kradł twoich ulubionych książek. Nie zostawiaj mnie Lily." zawołałam, błagając, łzy toczyły się po moich zarumienionych policzkach.

"Mako...zaopiekuj się nią dla mnie? Czy możesz to zrobić? Nie umieraj. Przetrwaj to...bądź dobra beze mnie...Phoenix cię ochroni, kay?"

Co to znaczy, że Phoenix mnie ochroni? Opiekować się kim?

"Lily co -" Zaczęłam, ale moje słowa zatrzymały się w gardle, gdy uderzyła we mnie nagła fala ciepła. Nawet z oddzielającą nas szybą, ciepło było silne i wilgotne. Wszyscy strażnicy cofnęli się, gdy z małego ciała Lily buchnęły płomienie. Patrzyłem, jak jej znaki ożywają, ich żywy żółty blask pojawia się na jej zranionym ciele, gdy rozbłysły, a płomienie nadal wznosiły się do sufitu. W ciągu kilku sekund wyłoniła się forma. Zaniemówiłem, gdy spojrzałem w górę, by zobaczyć wielkiego feniksa.

Była przepięknie boska. Od jej majestatycznego biegu, do wielu odcieni czerwieni, pomarańczy i żółci, które tworzyły jej fizyczne ciało. Miałem okazję rozmawiać z nią dwukrotnie. Szczerze kochała Lily i była mądra, pełna wiedzy. Zrozumiałam, co Lily właśnie popełniła.

W świecie zmiennokształtnych były dwie rzeczy, które mogły się wydarzyć, gdy otrzymałeś ducha. Można było albo przyjąć taki dar dany od bogów Starlight, albo go wypuścić.

Uwolnienie ducha było najbardziej zbrodniczym czynem jaki mogłeś popełnić. Odrzucałeś dar bogów Starlight, przez co stawałeś się niegodny czyjejkolwiek życzliwości.

Osoba taka zostaje albo wygnana, albo w przypadku, którego byłem kiedyś świadkiem, zostaje zabita po dniach tortur. Duch, który zostaje uwolniony, wraca do Starlight, gdzie bogowie podarują go nowemu gospodarzowi.

Nie mogłem uwierzyć, że Lily wypuściła swojego feniksa na wolność. Feniks wrzasnął, dźwięk był przeszywający. Zacisnąłem dłonie na uszach, próbując przygłuszyć dźwięk. Obserwowałem, jak inni strażnicy robią to samo, kuląc się od dźwięku i ciepła. Zanim się zorientowałem, strażnik z toporem był za Lily, jego ręka powoli się podnosiła, przygotowując się do zadania ostatecznego ciosu.

Nasze oczy połączyły się jeszcze raz, jej wcześniej bursztynowe oczy, były teraz matowym brązem. Ostatnie, zabłąkane łzy spłynęły po jej policzkach, gdy jej usta uformowały mały uśmiech.

"Żegnaj Makoto...kocham cię."

Usłyszałem swój krzyk, gdy topór opadł, odłączając jej głowę od reszty jej małego ciała. Moje oczy śledziły jej głowę, gdy spadła na ziemię, tocząc się po łuku. Wpadła na szybę, zatrzymując się przede mną. Matowe, pozbawione życia oczy Lily wpatrywały się prosto w moje.

Wszystko zamilkło, jakby mój mózg nagle się wyłączył. Stałem tam, wpatrując się w głowę Lily.

Mogłem sobie przypomnieć wszystkie dobre chwile, które dzieliliśmy, jak i te złe. Byłem tricksterem, który zawsze chodził powodując psoty i kłopoty, ale ona zawsze podążała za mną, biorąc winę na siebie. Jeśli coś zepsułam, przyznawała się do tego. Jeśli zasłużyłem na karę, ona zajęłaby moje miejsce i ją otrzymała. Była moją tarczą, siłą i obrońcą. Czuwała nade mną w ciągu dnia, słuchała mnie wieczorami, gdy dzieliłem się swoimi nieszczęściami i smutkami, i koiła mnie do snu, gdy nocą pochłaniały mnie koszmary. Teraz byłam tutaj, wpatrując się w jej pozbawione życia oczy, jej dusza dawno odeszła. Moja najlepsza przyjaciółka nie była już niczym więcej, tylko wspomnieniem.

Musiałabym żyć dalej bez jej ciepłych uścisków i przytulania, jej żywiołowego śmiechu, który sprawiał, że moje serce rozkwitało z radości i zadowolenia. Jednej osoby, z którą zawsze mogłam porozmawiać i wyjawić swoje niepewności i lęki. Dziewczyna, którą ceniłam jak siostrę, teraz była jedną z gwiazd, ale nie mogłam pogodzić się z takim losem.

Czy ona wiedziała, jak bardzo ją kochałam? Jak ważne było jej istnienie w moim? Była moim światłem wśród ciemności, moim powietrzem, którym oddychałem, gdy czułem, że się duszę. Dlaczego nie zgłosiłem się na ochotnika, by zająć jej miejsce? By ofiarować siebie, by mogła żyć. Gdybym to zrobił... czy ona nadal by tu była?

Trzasnąłem ręką o szybę.

"Powrót..." wykrztusiłem. Nie padła żadna odpowiedź, rozpalając we mnie falę gniewu.

"Nie możesz mnie zostawić. Obiecałeś, że zawsze będziesz u mojego boku. Dlaczego cię tu nie ma? Kłamałeś!" krzyknęłam. Ból był niczym w porównaniu z bólem serca, który mnie pochłaniał. Krzyczałam i rzucałam się o szybę, gdyż nadal szlochałam, niekontrolowanie.

"Lily!!! Ja...przepraszam." Zawodziłam, osuwając się na ziemię, w porażce.

Leżałam tam, wypłakując swoje serce, ból nie ustawał. Skuliłem się w kłębek, odcinając się od otaczającego mnie świata. Dlaczego bogowie zabrali mi Lily? Oddaj ją...błagam. Modliłem się w kółko w swojej głowie. Wiedziałem, że takie życzenie nigdy nie stanie się rzeczywistością.

Usłyszałem delikatny głos odbijający się echem w mojej głowie, natręctwo skłoniło mnie do otwarcia oczu.

"Nie bój się dziecko. Bogowie przemówili. Przyjmij moją moc. Pochłaniaj ją, władaj nią i kształtuj ją na swoje zawołanie. Jestem twój, tak jak ty jesteś mój. Będę chronić lub niszczyć zgodnie z twoją wolą. Niech bogowie Gwiezdnego Światła chronią twoje dziecko. Daj ci siłę i lepszą przyszłość niż moja piękna Lily. In stars, we trust." Głos ogłosił.

Moje oczy zrobiły się szerokie, gdy spojrzałam na feniksa, którego skrzydła rozłożyły się szeroko, wznosząc się na szczyt sufitu. Zrobił łuk, po czym zanurkował prosto w stronę szyby - prosto na mnie.

Poczułem uderzenie, gdy Feniks rzucił się na mnie. Moje ciało wygięło się w łuk, próbując krzyczeć, ale żaden dźwięk mnie nie opuścił. Pochłonęło mnie ciepło, palące uczucie, które sprawiło, że moja krew się zagotowała. Ból był najgorszy, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem, nigdy nie wytrzymałem tego z moimi dwoma żyjącymi duchami. Czułem, jak moje ciało się zawiesza, gdy próbowałem oddychać, łapiąc powietrze. Nie mogłem już tego wytrzymać.

Pomyśleć, że jeszcze przed chwilą moja jedyna prawdziwa przyjaciółka kazała mi żyć, a teraz nie żyła. Czy dołączę do niej w gwiazdach?

Z tą ostatnią myślą poczułam, jak moja świadomość zanika, jak moje oczy cofają się, gdy mój świat pogrążył się w ciemności.

"In stars, we trust". Ostatnie słowa, które usłyszałem, zanim mój świat pogrążył się w czerni.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Skradziona księżniczka Heila"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści