Moja dziewczyna

Rozdział 1 (1)

==========

Rozdział 1

==========

To "Niech to szlag, Luna" sprawiło, że uchyliłam powiekę.

Ale to dudniący, głęboki głos, który je wypowiedział, sprawił, że skierowałam wzrok w stronę mężczyzny stojącego jakieś dziesięć stóp dalej.

Mężczyzny, który trzymał ręce na biodrach i marszczył czoło.

Na mnie.

Gdybym miał zgadywać, dlaczego to właśnie ja byłem szczęśliwym zwycięzcą, który odrzucił te usta, to być może dlatego, że miałem zamknięte oczy przez... Zerknąłem na mój stary, ale wierny zegarek G-Shock... ostatnie dwadzieścia minut.

Kogo ja oszukałem? Założyłbym się o wszystkie moje pieniądze, że właśnie dlatego.

Kiedy zobaczyłem go tego ranka pochylonego nad otwartą maską ciężarówki GMC z lat 50-tych, z odrobiną białej koszuli pod kombinezonem, wiedziałem, że był w złym nastroju. Nie żeby ktokolwiek był w dobrym nastroju w piątkowy poranek, ale... mężczyzna patrzący na mnie był zawsze w złym nastroju, kiedy nosił biel. To był fakt.

Na pewno nie pomogło to, że kiedy przyniosłam mu filiżankę kawy tego ranka, zapytał mnie: "Zdecydowałaś się?".

I jak za każdym razem, gdy zadawał to samo pytanie, udzieliłem mu tej samej odpowiedzi, którą zawsze miałem i miał. "Ach, nie."

Można by przypuszczać, że po siedmiuset razach zadawania tego samego pytania i otrzymywania tej samej odpowiedzi, w końcu zaczął oczekiwać mojej odpowiedzi, ale po tym wszystkim nadal go to irytowało.

I chociaż nie było to całkowicie poza normą, żeby on - mój szef, jeden z moich dwóch szefów, jeśli chcesz być techniczny - powiedział "Do diabła, Luna", nie było to też powszechne. Nie lubiłam pakować się w kłopoty. Moi przyjaciele mówili więcej niż kilka razy, że jestem uczulona na to, by ludzie byli na mnie źli lub rozczarowani. To było przekleństwo, którego nie udało mi się zrzucić, niezależnie od tego, ile razy działało na moją niekorzyść.

Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie obdarzyć uśmiechem mężczyzny z rękami na biodrach i zmarszczką na twarzy. Myślałem o mrugnięciu do niego, bo wiedziałem, jak bardzo mruganie go irytuje, ale nie zrobiłem tego. W końcu był to dzień białej koszuli, a ja musiałam oszczędzać energię tam, gdzie mogłam, skoro zostało mi jeszcze co najmniej osiem godzin do powrotu do domu na weekend.

"Tak?" Poszedłem z jako odpowiedź do jego boga, Luna zamiast co zrobiłem? Nie zrobiłem nic złego, mając zamknięte oczy przez kilka minut.

...technicznie.

Ripley zwęził oczy, udaje mu się skierować spojrzenie wyłącznie na mnie, ignorując pozostałych siedmiu pełnoetatowych pracowników siedzących wokół pokoju przerw, gdzie co piątek odbywaliśmy nasze cotygodniowe spotkania. O dziewiątej rano, dwie godziny po tym, jak zwykle przychodziłem do pracy, każdy pracownik Cooper's Collision and Customs wlókł się do środka, żeby posłuchać, jak nasi szefowie omawiają takie rzeczy, jak nadchodzące projekty, bieżące projekty, aktualizacje statusu, problemy, skargi, kłótnie o to, kto przesadził z odświeżaczem powietrza w łazience.

Nie było to zabawne i nie było tajemnicą, że przebrnęliśmy przez spotkanie tylko dlatego, że nam zapłacono. Wystarczająco trudno było nie zasnąć w każdy poranek w ciągu tygodnia pracy, ale w piątek, kiedy do weekendu pozostało już tylko kilka godzin, a do tego dochodziło jeszcze gorąco wywołane przez tyle siedzących wokół ciał? Było prawie niemożliwe, żeby nie zamknąć oczu.

Pozostawanie na nogach do północy, żeby obejrzeć straszny film z Lily, też nie pomagało, ale kiedy poprosiła, nie byłem w stanie znaleźć w sobie tego, żeby jej odmówić. Nasz wspólny czas się kończył i wiedziałem, że pewnego dnia będę żałował, że nie wykorzystałem każdej okazji, by się spotkać. Nauczyłam się tej lekcji z moimi dwoma siostrami.

Ale byłam całkiem pewna, że mężczyzna patrzący na mnie w tym momencie nie wiedział ani nie dbał o nic z tego, a jego następne słowa to potwierdziły.

"Czy nie rozmawialiśmy o tym, że zdrzemniesz się podczas naszych spotkań?" Ripley wyciągnął pytanie tonem, który nie był do końca miły.

Nie żeby kiedykolwiek naprawdę był.

Trzymałem jedno oko na nim, ponieważ pozostałem w tej samej pozycji, w której byłem, kiedy mnie zawołał - pochylony nad stołem z łokciem posadzonym na nim, podbródek podparty na otwartej dłoni. Zamiast zamkniętych oczu, miałem tylko jedno otwarte. Zachowałem uśmiech na twarzy, gdy powiedziałem mu odpowiedź, której obaj byliśmy całkowicie świadomi, "Tak, rozmawialiśmy o tym". Na wszelki wypadek, gdyby zapomniał, co dokładnie powiedział, przypomniałem mu. "Powiedziałeś mi, że nie."

Bo miał. Luna, musisz przestać chodzić spać podczas tych cholernych spotkań. Jeśli chcesz się zdrzemnąć, poczekaj osiem godzin, aż wrócisz do domu, jasne? Odbyliśmy tę rozmowę za zamkniętymi drzwiami, z panem Cooperem - człowiekiem, który mnie zatrudnił, moim pierwotnym szefem i właścicielem, a od trzech lat współwłaścicielem Cooper's Collision and Customs - obecnym.

Dostałem jego wiadomość i uszanowałem ją.

Mój szef, przynajmniej ten, który się na mnie gapił, nie zareagował fizycznie na moją odpowiedź. Nawet nie mrugnął, gdy potwierdził to, co oczywiście obaj wiedzieliśmy, "Tak. Dokładnie to samo powiedziałem."

Obok niego, ale zawieszony werbalnie, pan Cooper zakasłał, ale nie powiedział ani słowa. Nie wziąłem tego do siebie. Podsłuchałem wystarczająco dużo ich kłótni, by wiedzieć, że zajęło im wystarczająco dużo czasu, by dojść do tego punktu w ich relacjach zawodowych - nie zgadzać się ze sobą, ale nie kłócić się o to przy nas. Byłam pewna, że nie jestem jedyną osobą, która nie tęskniła za tamtym etapem naszego życia w CCC. Przez jakiś czas wszyscy opanowaliśmy siedzenie w bezruchu i wpatrywanie się w ścianę, udając, że jesteśmy gdzie indziej.

Ja zdobyłem ten doktorat już dawno temu.

"I nikomu nie płaci się za drzemkę podczas naszych spotkań", zakończył Rip, jakby to nie był zdrowy rozsądek, ręce wciąż na biodrach. Ta szorstka twarz, która wciąż była ukształtowana w formę bicza, w jakiś sposób dodała niewerbalny akcent "nawet ty" do końca jego wypowiedzi, jakbym spodziewał się jakiegoś specjalnego traktowania.

Nie miałem i nigdy nie miałem, mimo tego, co sobie myślał, gdy miał zły humor. To... nawet nie ty... byłem tylko... ja. Pracownik, który przychodził wcześniej niż wszyscy inni, zostawał później niż wszyscy inni, a w ciągu ostatnich dziewięciu lat tylko kilka razy odwołał się z pracy. Osoba, która nigdy nie odmówiła dodatkowych godzin.




Rozdział 1 (2)

Ale to był i zawsze był mój wybór, by robić te wszystkie rzeczy, i wiedziałem o tym. Dlatego trzymałam usta zamknięte. Mogłam powiedzieć "nie", gdy pytali. To była moja decyzja, żeby zostawać do późna i przychodzić w weekendy za każdym razem.

Nie skaczesz z mostu, nie łamiesz nóg, a potem obwiniasz przyjaciela, który cię ośmielił, za to, dlaczego jesteś w szpitalu.

Branie odpowiedzialności za swoje czyny i nie obwinianie innych ludzi za rzeczy, które sam na siebie sprowadziłem, było jedną z niewielu pozytywnych lekcji, jakich nauczyłem się od mojej rodziny, nawet jeśli było to coś, czego nie próbowali nauczyć mnie celowo.

Szybko odrzuciłam tę myśl. Niektóre rzeczy i ludzie byli tak kwaśni, że nawet myślenie o nich mogło zniszczyć. Zamierzałem wybrać bycie szczęśliwym, a to oznaczało nie myślenie o starym gównie. Dzisiejszy dzień miał być dobry, tak samo jak jutrzejszy, i następny, i następny.

To właśnie dzięki tej myśli utrzymałem uśmiech na twarzy i pozwoliłem, by zagościł on na wpatrującym się we mnie mężczyźnie. Trzeba było o wiele więcej niż Rip w białej koszuli, żeby mnie zmusić do marszczenia brwi lub zranić moje uczucia. Potrzeba było o wiele więcej niż myślenie o pewnych ludziach przez całą sekundę, żeby to zrobić.

Chodziło o to, że: Byłam zmęczona. Zamknęłam oczy. Wyzwał mnie od tego. Nie było się czym denerwować.

"Luna," Rip wypowiedział moje imię tym śmiesznie niskim głosem, który zaskoczył mnie całkowicie, gdy usłyszałam go po raz pierwszy. "Rozumiemy się? Żadnych pieprzonych drzemek podczas spotkania. To nie jest takie trudne do zdobycia, prawda?".

Z kilku krzeseł w dół ktoś prychnął, ale z brzmienia wiedziałem, kto to był, więc nie zawracałem sobie głowy marnowaniem czasu nawet patrząc w tamtym kierunku, a tym bardziej nie pozwalając, by jego rozbawienie z powodu postawienia mnie na nogi mnie zaniepokoiło.

Nadal trzymałem kąciki ust wysoko na twarzy, gdy skinąłem tylko raz w stronę szefa. Rozumiałam go głośno i wyraźnie. Rozumiałam też spojrzenie, jakim pan Cooper obdarzał go ze swojego miejsca po lewej stronie Ripley. Nie miał prawa przeklinać na mnie, ani na nikogo z nas w sklepie. To było coś innego, o czym dwaj właściciele jednego z najlepiej prosperujących warsztatów samochodowych w Houston w Teksasie spędzili mnóstwo czasu, rozmawiając w biurze, kiedy nie wiedzieli, że podsłuchuję....

Co było cały czas.

Nie żeby o tym wiedzieli.

Przynajmniej miałem nadzieję, że nie wiedzieli, ale to nie było tak, że byli subtelni czy skryci w tej kwestii.

* * *

Wszystko zaczęło się trzy lata temu.

Cooper's Collision and Customs był rodzinnym biznesem, który został założony przez ojca pana Coopera w latach czterdziestych. Sklep odnosił sukcesy przez całe życie, kiedy dostałem swoją pracę, prawie sześć lat przed tym dniem, który wprawił wszystko w ruch. Każdy pracownik w CCC był uczciwie opłacany, dostawał wypłatę co drugi tydzień, a pan Cooper był - i nadal jest - najlepszym szefem na świecie. Moim zdaniem, był jednym z najlepszych ludzi na całym świecie i wątpię, by ktokolwiek, z kim pracowałem, mógł się z tym nie zgodzić.

Pewnego dnia, wszystko było normalne. Mieliśmy jednego szefa. Było nas dziesięciu. Wszystko było w porządku. A następnego dnia dotarłem do pracy, zignorowałem klasycznego Forda pickupa zaparkowanego na maleńkim parkingu dla klientów, a potem podsłuchałem znajomy głos pana Coopera i dużo głębszy w biurze o siódmej rano, rozmawiający o tym, jak zamierzają podzielić zyski i dokąd przeniesie się firma.

To mnie cholernie zszokowało. Nie byłem pewien, jak to mogło mnie nie zszokować. Podział zysków? Przeniesienie biznesu, który był w tym samym miejscu przez ostatnie osiemdziesiąt kilka lat? Sklep zawsze był zajęty. Wszystko wydawało się być w porządku.

Szczerze mówiąc, nawet teraz, wciąż nie rozumiałem, dlaczego pan Cooper zdecydował się wziąć kogoś innego do obsługi swojego biznesu.

Słuchałam ich rozmowy tak długo, jak tylko mogłam, zanim odeszłam, by udawać, że nic się nie stało, mimo że część mnie wariowała na myśl o tym, co oznaczała ich rozmowa. Dopiero kilka miesięcy później, miesięcy, w których trzymałem usta zamknięte na wypadek, gdybym nie podsłuchał poprawnie, kiedy pan Cooper zrzucił bombę na wszystkich podczas piątkowego porannego spotkania.

"Mam wielką nowinę", powiedział nam wszystkim ten anioł. Byłem prawdopodobnie jedyną osobą, która zauważyła, jak bardzo trzęsły mu się wtedy ręce, ponieważ nikt inny nie poruszył tego tematu później. "Przenosimy sklep".

Wszyscy naraz zaczęli mówić, ale pan Cooper ignorował ich i mówił dalej.

"Od lat potrzebujemy więcej miejsca. Jest nam za ciasno. Wszyscy zdajecie sobie z tego sprawę. Przeprowadzamy się do obiektu o powierzchni czterdziestu tysięcy stóp kwadratowych....". Powiedział jeszcze kilka innych rzeczy, których nie mogłem sobie przypomnieć, gdy siedział tam, z rękami włożonymi do kieszeni swoich wytartych dżinsów. Wtedy, i tylko wtedy, wziął wielki oddech i zrzucił prawdziwą bombę na wszystkich - wszystkich oprócz mnie, przynajmniej. "To nie jest jedyna rzecz, która rośnie albo. Mając więcej miejsca, możemy obsłużyć więcej interesów."

Wszyscy przestali mówić w tym momencie, a ja po prostu siedziałam tam z rękami między moimi udami, ściskając wargi razem, gdy mój żołądek robił salto ze świadomością, że nie wyobrażałam sobie tej rozmowy miesiące temu.

"Lucas Ripley dołączy do zespołu", powiedział pan Cooper, człowiek, którego wszyscy kochaliśmy, prawie jakby nie był pewien tej wiadomości. A może tylko sobie to wyobrażałem. "Będzie współwłaścicielem firmy Cooper's i od tej pory będzie się rozwijał i zajmował częścią restauracyjną biznesu". Przełknął ciężko, skrzyżował ręce na piersi i zapytał: "Jakieś pytania?".

Na szczęście dla mnie, wszyscy byli zbyt zajęci wzmianką o przeniesieniu sklepu, rozszerzeniu działalności i nowym właścicielu, aby zauważyć, że nie zadałem ani jednego pytania.

Nikt z nas nie zastanawiał się, kim jest Lucas Ripley ani dlaczego dołącza do biznesu.

A następnego dnia, kiedy dotarłem do pracy i znalazłem półznajomą ciężarówkę zaparkowaną tuż obok pięknie odrestaurowanego Mustanga pana Coopera, szybko zorientowałem się, do kogo należał ten samochód. Ponieważ przez te wszystkie lata, kiedy pracowałem dla pana Coopera, nikt inny poza nim i mną nie pojawił się tak wcześnie.




Rozdział 1 (3)

Nikogo.

A kiedy wszedłem do budynku i przeszedłem obok biura, żeby udać się do miejsca, w którym spędzałem większość czasu na malowaniu, robieniu karoserii czy detali, nie byłem całkowicie zaskoczony, kiedy zastałem pana Coopera za biurkiem, rozmawiającego z mężczyzną siedzącym po drugiej stronie.

Mężczyzna był ogromny, a koszula z długim rękawem, którą miał na sobie w środku lipca, była w zasadzie drugą skórą. Zakrywała wszystko od nadgarstków aż po obojczyki, ukazując jedynie kilka centymetrów wytatuowanej skóry na szyi. Może, pomyślałem, była to jedna z tych koszul, które utrzymują człowieka w chłodzie.

Kiedy zatrzymałem się tuż przy drzwiach, zauważyłem, że nawet z profilu mężczyzna miał najbardziej zrzędliwą, wredną twarz, jaką kiedykolwiek widziałem w życiu. Nie byłam pewna, jak to wyjaśnić, ale tak było. I był wprost cudowny.

I mam na myśli po prostu cholernie męski. Jakby tylko testosteron i cokolwiek innego było w człowieku.

Widziałam wspaniałych mężczyzn na wolności od czasu do czasu. Widziałam ich w sieci nawet częściej. Ale ten jeden, ten, który instynktownie wiedział, że będzie moim nowym szefem, ten siedzący na krześle połykający je w całości z ramionami i górną częścią ciała, która należała do zawodowego zapaśnika, musiał pobić większość tych mężczyzn, których widziałam w przeszłości. Nie był tym, nad czym śliniłyby się moje siostry. Nie wyglądał jak model. Jego kości policzkowe były szerokie, struktura kości kwadratowa, a jego usta nie były nawet dokładnie pełne. A jednak spakowane razem stanowiły niezapomnianą twarz.

Oszałamiająca twarz.

I od razu wiedziałem, że jego twarz i te bicepsy wielkości ud i przedramiona wielkości łydek, które były zakryte przez obcisłą koszulę z długim rękawem, będą mnie prześladować.

I to mnie zaskoczyło.

Potem przez chwilę mnie to zirytowało, bo pomyślałam o tym, jak bardzo nie chcę mieć nowego szefa. Gorący czy nie. Kochałam pana Coopera i wiedziałam, na czym z nim stoję. Dzięki niemu czułam się bezpiecznie. Ten nowy mężczyzna był obcym, z którym nie byłam pewna, co zrobić. Nie miał być tylko kimś, z kim mogłabym swobodnie pracować.

Patrząc na to z perspektywy czasu, nie mogłem wtedy wiedzieć, jak bardzo Lucas Ripley będzie mnie prześladował w przyszłości. Nie miałem pojęcia, kiedy wszedłem do tego pokoju, aby się przedstawić, co będzie mi winien.

I na pewno nie wiedziałem, jak bardzo ten dług będzie go dręczył dzień w dzień.

To, co wiedziałam i pamiętałam, to jak stanęłam w drzwiach oryginalnego biura Cooper's Collision and Customs i pomachałam i uśmiechnęłam się do dwóch mężczyzn w środku.

"Luna," pan Cooper przywitał mnie natychmiast, szczerząc się tak szeroko, że gdybym nie znała go tak dobrze, nie zauważyłabym, jak bardzo spięte były jego ramiona. "Dzień dobry."

"Dzień dobry, panie Cooper," odpowiedziałam, zanim zwróciłam uwagę na olbrzymiego mężczyznę siedzącego po drugiej stronie biurka.

Ogromny mężczyzna spojrzał na mnie, spojrzał z powrotem na pana Coopera, a potem w końcu zerknął w moim kierunku. Ta twarz, wyglądająca na wredną z powodu napięcia wzdłuż linii szczęki i stałego wcięcia między brwiami, nie zmieniła się ani trochę. Nie uśmiechnął się do mnie, ani nawet nie próbował wyglądać przyjaźnie. On po prostu... patrzył.

W mgnieniu oka to spojrzenie zmieniło się w olśnienie.

A moje serce zrobiło to, co zawsze robiło, gdy spotykałem kogoś, kto nie chciał mnie lubić - sprawiło, że reszta mnie chciała, żeby ta osoba mnie lubiła, ten mój być może nowy szef.

To było kolejne przekleństwo, z którego nie potrafiłem się otrząsnąć nawet po tych wszystkich latach; potrzeba bycia lubianym. Realistycznie rzecz biorąc, wiedziałam, że mogę i przetrwałabym, gdyby ktoś nie był fanem Luny Allen, ale... zawsze próbowałam. Mogłabym obwiniać za tę potrzebę tych ludzi, o których nie zamierzałam myśleć, gdybym kiedykolwiek pozwoliła sobie o tym pomyśleć.

Ale nie zrobiłem tego.

"Cześć," powiedziałam, robiąc krok do przodu i natychmiast wyciągając rękę między nami. "Jestem Luna."

A pan Cooper, będąc panem Cooperem, powiedział: "Ripley, to jest Luna Allen. Ona robi wszystkie nasze farby i pomaga dużo z karoserii i szczegóły, jeśli potrzebujemy jej. Luna, to jest Ripley, mój... partner biznesowy."

Całkowicie odebrałem jego wahanie przy nazywaniu nowego człowieka swoim partnerem biznesowym, ale nie myślałem o tym zbyt wiele. Zwłaszcza, że mój nowy szef nie spieszył się z podniesieniem ręki z miejsca, w którym spoczywała na jego udzie i zsunął swoje długie palce i szeroką dłoń na moją, ściskając ją przez chwilę, po czym równie szybko ją puścił. Jego oczy zwęziły się tylko trochę, ale ja to zauważyłem i to tylko wyzwoliło we mnie tę potrzebę jeszcze bardziej.

"Miło mi pana poznać", powiedziałam mu, cofając rękę.

Mój najnowszy szef przyglądał mi się uważnie; jego oczy - o odcieniu gdzieś pomiędzy nierealnym błękitem a zielenią - przesunęły się jeszcze raz na pana Coopera, zanim wróciły do mnie.

Nie byłam przygotowana na pytanie, które niemal natychmiast padło z jego ust. "Masz wystarczająco dużo lat, żeby tu pracować?" zapytał w sposób, co do którego byłam prawie pewna, że było najbliższą rzeczą do dudniącego głosu, jaki kiedykolwiek słyszałam osobiście.

Nie mogłem się powstrzymać od spojrzenia na mojego długoletniego szefa, ale to dlatego, że zapytał w zasadzie o to samo tuż przed zaoferowaniem mi pracy, kiedy miałem siedemnaście lat. Uśmiechnęłam się więc jeszcze szerzej, kiedy zwróciłam swoją uwagę z powrotem na mężczyznę z tatuażami w ciemnych kolorach, które sięgały aż do jego szczęki. "Tak."

Nie przegapił ani chwili, a te niebiesko-zielone oczy, które wydawały się wyskakiwać pod krótkimi, ale super podkręconymi czarnymi rzęsami, zwęziły się ponownie. "Jak długo tu pracowałeś?"

Ja również nie przegapiłem bitu. "Sześć lat."

To dostało mi mrugnięcie, zanim ten głęboki, zgrzytliwy głos zapytał: "Co wiesz o farbie?".

Co ja wiem o farbie?

Prawie straciłem uśmiech wtedy, ale udało mi się nie. Nie był pierwszą osobą, która zadała mi takie pytanie. Byłam jedną z niewielu kobiet, które spotkałam, a które zajmowały się lakierowaniem samochodów. Jako dziecko, nigdy bym nie pomyślał, że malowanie samochodów i części jest tym, co skończę robiąc dla życia - a tym bardziej, że urosnę do miłości i będę całkiem cholernie dobry w tym, jeśli mówię tak sobie - ale życie było szalone w ten sposób.




Rozdział 1 (4)

Powiedziałem więc temu człowiekowi, który popełniał ten sam błąd, który popełniali również wszyscy, których kiedykolwiek spotkałem, prawdę. "Wiem wszystko o farbie". I uśmiechnąłem się do niego, bo nie byłem zarozumiały. Po prostu mówiłem mu prawdę, i nie przegapiłem sposobu, w jaki pan Cooper uśmiechnął się, gdy to robiłem.

Nowy człowiek ponownie zamrugał i jego głos stał się jeszcze niższy, gdy podniósł grube, ciemnobrązowe brwi na mnie. "Co wiesz o karoserii?" strzeliłby następny, odnosząc się do aktu naprawiania mniejszych lub większych fizycznych niedoskonałości lub uszkodzeń pojazdu.

Nadal udało mi się utrzymać uśmiech na twarzy. "Prawie tyle samo." Nie wiedział tego wtedy, ale pan Cooper zaczął mnie od karoserii, zanim przeniósł mnie do farby lata temu. Byłem w tym całkiem dobry.

Ale ten człowiek, który stał się moim nowym szefem, spojrzał na pana Coopera siedzącego po drugiej stronie biurka przez chwilę, zanim zwrócił swój wzrok na mnie i zapytał ściszonym głosem, o którym nie byłem pewien, co myśleć: "Co wiesz o klasycznych samochodach?".

I, cholera.

Nawet ja zerknąłem na pana Coopera, ale on był zajęty patrzeniem na drugiego człowieka, żeby zobaczyć, że chcę jego uwagi i wsparcia. Więc powiedziałem pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy. "Trochę. Nie wszystko, ale nie nic."

Mężczyzna, którego uważałam za wspaniałego chwilę wcześniej, przycisnął do siebie te nie cienkie, ale nie pełne usta. Potem zapytał, "Czy umiesz spawać?"

Czy umiem spawać? Zwęziłam na niego oczy. "Czy to jest test?"

Ten człowiek, którego ledwo poznałem, nie zawahał się powtórzyć swojego pytania dokładnie w ten sam sposób, w jaki je przedstawił.

I wiedziałem, wiedziałem, że mnie testuje. Więc wzruszyłem ramionami i powiedziałem mu prawdę. "Znam podstawy".

Te usta wykręciły się na bok, gdy to duże, barczyste ciało odchyliło się do tyłu na krześle, na którym siedział. Podbródek pokryty ciemnobrązowym zarostem z domieszką srebrzystej szarości przechylił się o cal wyżej niż był chwilę wcześniej, a to potwierdzało, że nadal próbował mnie przetestować. "Gdybyś wykonywał pracę nad ciałem i znalazł ołów, co byś zrobił?".

Kątem oka widziałem, jak pan Cooper westchnął i zakrył oczy ręką. To był pierwszy z wielu, wielu razy, kiedy patrzyłem, jak robi to samo przez następne trzy lata, ale to już inna historia.

Na szczęście - i już wtedy wiedziałem, jakie miałem szczęście, że znałem odpowiedź, bo byłem prawie pewien, że zwolniłby mnie, gdybym tego nie zrobił - powiedziałem mu właściwą odpowiedź. "Nie można spawać nad ołowiem. Trzeba go wypalić."

Mężczyzna odchylił się do tyłu w swoim fotelu, skrzyżował ręce na swojej ogromnej klatce piersiowej i powiedział, całkowicie poważnie, całkowicie protekcjonalnie - w ten sam sposób, w jaki robił to sto razy przez następne kilka lat - "Zrobisz to".

Zrobię.

I tak było.

* * *

To było lata temu, i od tego czasu dowiedziałem się, jak radzić sobie z Lucasem Ripleyem, lub Ripem, lub Ripleyem, jak kazał nam go wtedy nazywać.

Więc kiedy zapytał mnie, czy go rozumiem, czy nie w kwestii jego polityki dotyczącej drzemki, powiedziałem jedyną rzecz, jaką mogłem mieć. "Rozumiem." I powiedziałem to mniej więcej tak szczęśliwie, jak tylko mogłem, nawet wiedząc, że moja odpowiedź miała zamiar zirytować go jeszcze bardziej niż już był.

Ale życie polegało na małych rzeczach, a uzyskanie wzrostu z Ripa bez dokładnego wkurzania go było grą, w którą lubiłem grać bardziej niż powinienem. Raz na jakiś czas, jeśli sytuacja była odpowiednia, a on miał na sobie swoją marynarską koszulkę, mogłem wydobyć z niego uśmiech. A przy naprawdę rzadkich okazjach, mogłam wykraść z niego szybki półuśmiech, który zniknął w mgnieniu oka później.

A jeśli moje małe serduszko westchnęło z powodu tego podstępnego uśmiechu, to nie był to nikt inny, jak tylko mój interes.

I mojego rodzeństwa.

I mojej najlepszej przyjaciółki.

Ale to było właśnie to.

Nie pozwoliłam sobie na zbyt wiele myśli, by skłonić go do zrobienia wyrazu, który nie byłby skrzekiem, lekką irytacją czy przewróceniem oczami. Zdecydowanie nie zamierzałam myśleć o jego pustej twarzy, którą mogłam w pewnym sensie kochać i nienawidzić jednocześnie. Nope.

Ale tak czy inaczej.

Wystarczyły dwa dni pracy w CCC, aby zapytał - ze zrzędliwym spojrzeniem - czy zawsze się uśmiecham. Ale to pan Cooper odpowiedział mu, że tak. Bo tak było.

W tym momencie w pokoju przerw jednak, otworzyłem moje drugie oko i full-on uśmiechnął się do mężczyzny noszącego koszulę z długim rękawem, prawie turtlenek, który przylegał do każdego ogromnego mięśnia na jego klatce piersiowej baryłkę. "Ale ja nie spałem. Słyszałem wszystko, co mówiłeś" - skończyłem wyjaśniać.

Nie zdziwiłem się, gdy mężczyzna, który szczerze mówiąc z biegiem lat stawał się tylko bardziej atrakcyjny, nawet gdy marszczenie między jego brwiami pogłębiło się, a bruzdy obejmujące jego usta stały się bardziej wyraziste, przesunął to prawie czterdziestoletnie ciało w moją stronę jeszcze bardziej. "Tak? Co ja powiedziałem?" próbował rzucić wyzwanie.

Czasami potrafił być takim wrzodem na tyłku; naprawdę zasługiwał na to, żebym z nim zadzierał. Ktoś musiał.

Nieco z boku pan Cooper spojrzał w sufit i przysięgam, że zaczął wypowiadać z ust początek Ojcze Nasz. Dwóch z siedzących przy stole chłopaków zaczęło mruczeć pod nosem. Wyłapałem, że od jednego z nich wyszła nuta "mikromanagażującego dupka", i Rip też musiał, bo jego oczy natychmiast rozbiegły się po pokoju, jakby szukał tego, kto to powiedział.

Ostatnim razem, gdy to zrobił, dwie osoby wyleciały z pracy, a ja je polubiłem.

"Najpierw mówiłeś o tym, że przerwy na lunch trwają za długo" - wymamrotałem. "Potem mówiłeś o tym, że odkurzacz warsztatowy musi być opróżniony po użyciu, bo to nie twoja praca".

Wtrącenie musiało zrobić sztuczkę, żeby zapomniał o tym, co robił, bo zdążyłam powiedzieć tylko kilka słów, zanim wróciłam do bycia w centrum jego przeważnie niechcianej uwagi. A to dlatego, że miał na sobie tę białą koszulę, a ja zwykle miałem 40-procentowy wskaźnik sukcesu w wychodzeniu z rozmów, w których on nie zgrzytał na mnie w białe dni. W dni z szarą koszulą było to około 70 procent. W dni z koszulą marynarską było około osiemdziesięciu pięciu. W dni marynarki wiedziałem, że mogę go poklepać po plecach i nie dostać nawet bocznego spojrzenia. Te dni były moimi ulubionymi.




Rozdział 1 (5)

Zrobiłem mój uśmiech poszerzyć i nawet podniósł moje brwi na niego, mając nadzieję na najlepsze. "Czy to jest wystarczająco dobre, czy chciałeś, żebym spróbował dać ci powtórkę słowo po słowie tego, co powiedziałeś? Bo prawdopodobnie mogę, szefie." Mógłby przyssać się do tych faktów.

Ta twarz, na którą zerkałem częściej, niż miałem w tym interes, nie zmieniła się ani trochę. Nawet nie mrugnął. Z drugiej strony, powinien wiedzieć, że nie kłamałem. Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że Rip ufał komukolwiek w sklepie. Nawet panu Cooperowi, jeśli podsłuchane przeze mnie kłótnie coś znaczyły, a musiały. Ostatnim razem, kiedy przebywałem w pobliżu ludzi, którzy tak bardzo się kłócili, szczerze się nienawidzili.

Pozwoliłem, by moje usta cofnęły się tak, że mogłem pokazać mu zęby, wymuszając na nim wielki, sztuczny uśmiech, a obok mnie mój współpracownik parsknął.

Mój szef - ten szef - nadal nie był rozbawiony.

Ale nie powiedział ponownie "Niech to szlag, Luna", więc zamierzałam uznać to za zwycięstwo.

"Jak już mówiłem," Rip w końcu kontynuował po może dwóch sekundach wpatrywania się we mnie ze swoją pozbawioną wyrazu twarzą, zwracając swoją uwagę z powrotem na środek pokoju i wyganiając mnie ze swojego ciągu myśli - miał w tym dużo praktyki - "tylko dlatego, że mamy ekipę sprzątającą, która przychodzi, nie oznacza, że masz prawo zostawić bałagan. Nikt nie jest tu po to, by być czyjąś pokojówką czy opiekunką do dzieci."

Zakrywając dłonią usta, ukryłem ziewnięcie i zerknąłem na współpracownika siedzącego po mojej prawej stronie, wpatrującego się pusto w ścianę. Czterdziestopięciolatek oddychał ciężko, ale stabilnie, jego usta były na tyle luźne, że wiedziałem, że zasnął z otwartymi. Po mojej lewej stronie mój drugi współpracownik, trzydziestolatek, który pracował w sklepie prawie tak długo jak ja, podrygiwał nogą. Zauważywszy, że patrzę w jego stronę, uśmiechnął się do Ripa, kręcąc przy tym głową. Jezu - wymamrotał.

W takich chwilach naprawdę przypominałem sobie, jakie miałem szczęście, że mam tę pracę, jakie szczęście, że prawie wszyscy faceci, z którymi pracowałem, byli mili i dobrze mnie traktowali.

Przynajmniej teraz byli.

Musiało minąć sporo czasu, zanim CCC zwolniło lub odeszło z pracy, aż do momentu, gdy znalazło się wśród pracowników, ale nie mogłam być bardziej szczęśliwa. Ta praca, kiedy miałam siedemnaście lat, była jedną z ostatnich, o które próbowałam się ubiegać. Prawie tego nie zrobiłem. Ogłoszenie o pracy w warsztacie mechanicznym nie było tym, na co liczyłem. Ale w tym momencie mojego życia, kiedy poznałem pana Coopera, dał mi dwa wyjścia: pracować dla niego lub... nie.

Wybrałam pracę, bo kiedy masz siedemnaście lat i dwieście dolarów, nie masz pojęcia, co mógłbyś zrobić ze swoim życiem, po prostu wiesz, że nie możesz wrócić do tego, co miałeś wcześniej, a ktoś daje ci szansę... pierwszą prawdziwą szansę, jaką ktokolwiek ci dał...

Nie możesz odmówić.

Byłem winien panu Cooperowi wszystko. Naprawdę. Zmienił moje życie bardziej niż ktokolwiek inny mógłby lub chciał, a ja dziękowałem mu codziennie przez lata. Byłem pewien, że wtedy nie miał pojęcia, co ze mną zrobić, ale zaoferował mi pracę, dał mi dom, dał mi szansę walki, a wszystko od tamtej pory było historią.

Mój telefon zawibrował w kieszeni, a ja wsunąłem rękę do środka, żeby go wyciągnąć akurat w momencie, gdy Ripley zaczął mówić coś o większej efektywności czasowej. Nie spuszczałam z niego wzroku, gdy stał tam, z tymi walecznymi ramionami skrzyżowanymi na piersi, i ustawiłam go na szczycie mojego uda. Nie miałem zamiaru dać się złapać z tym na zewnątrz, zwłaszcza nie po tym, jak już go rozdrażniłem tak wcześnie. Przed nami był jeszcze cały dzień.

Nie spuszczałem wzroku z szefa, gdy odblokowywałem ekran z pamięci mięśniowej. Rip wciąż trwał, jego uwaga snuła się po pokoju, jakby upewniał się, że nikt z nas nie zasnął na nim. Zerknąłem w dół i zobaczyłem, że dostałem nowego SMS-a z numeru, który nie był zapisany na mojej liście kontaktów. Myślałam, że to na pewno jedna z moich sióstr, ale tak nie było. Nie pozwoliłem sobie na rozczarowanie z tego powodu.

Jednym okiem patrząc na Ripa, otworzyłem wiadomość i przeczytałem ją tak szybko, jak tylko mogłem.

210-555-1230: TU JULIUS THOMAS. MUSZĘ Z PANEM POROZMAWIAĆ TAK SZYBKO JAK TO MOŻLIWE. PROSZĘ ZADZWONIĆ W NAJBLIŻSZYM CZASIE.

Julius Thomas? Nie znałem nikogo o tym nazwisku. Ten sam numer dzwonił do mnie wczoraj, ale zignorowałem go i pocztę głosową, którą zostawili. To był numer z San Antonio... ale nikt nie powinien stamtąd dzwonić.

Zapłaciłem wszystkie rachunki. Zapomniałem zapłacić rachunek za prąd na czas, ale spóźnił się tylko dwa dni. Założę się, że to pewnie oszust. Frajerzy.

Wsunąłem telefon z powrotem do kieszeni, skupiając uwagę na mężczyźnie, który wciąż rozmawiał z tyłkiem opartym o ladę. Przesunąłem spojrzenie na pana Coopera, który był tam, słuchając Ripa z zabawnym wyrazem twarzy, którego nie rozpoznałem. Choć raz nie była to frustracja.

Nie byli nawet w środku kłótni, kiedy dotarłam do pracy tego ranka.

W momencie, gdy zaczęłam próbować zrozumieć, co oznacza wyraz twarzy pana Coopera, chrapnięcie z mojej lewej strony sprawiło, że przesunęłam stopę i kopnęłam mojego współpracownika, Miguela. Wessał szorstkie chrapanie, jego całe ciało napięło się, gdy całkiem mocno się obudził.

"Sukinsyn", wyszeptał, gdy usiadł nieco bardziej wyprostowany. "Dzięki, Luna."

Nie pozwoliłbym żadnemu z nich wpaść w kłopoty, jeśli mógłbym pomóc, i oni o tym wiedzieli. Nawet ten po drugiej stronie pokoju, który dostał kopa od Ripa łapiąc mnie z zamkniętymi oczami. Uwielbiałam to miejsce. Lucas Ripley czepiający się mnie od czasu do czasu czy nie, kochałem to miejsce i ludzi, którzy tu pracowali. Byłem kochany, miałem dom, miałem pracę i był piątek. Niewiele więcej było mi potrzebne.

I bardziej niż czegokolwiek, dzisiejszy dzień miał być dobry. Kiedy miało się tyle dobrych rzeczy i tylu dobrych ludzi w swoim życiu, jak mogłoby być inaczej?

"Zanim zakończymy poranne spotkanie", nagły głos pana Coopera uświadomił mi, że przez ostatnie kilka minut całkowicie się wyłączyłam. "Jest jeszcze jedno ogłoszenie, którym muszę się podzielić".



Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Moja dziewczyna"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści