Staw czoła ciemności

Rozdział 1 (1)

==========

Maluję Willowi paznokcie, gdy prosi mnie o rozmowę ze swoją zmarłą babcią.

"Czy nie rozmawialiśmy z nią w zeszłym tygodniu?" Nie podnoszę wzroku z pracy, gdy maluję warstwę gorącego różu. Paznokcie Willa są krótkie i łamliwe od nerwowego żucia, więc wymaga to dodatkowego wysiłku, aby wyglądały dobrze.

"To już chyba miesiąc". Jej głos jest niezdecydowanym szeptem. "Katrell, proszę? Chcę jej powiedzieć o konkursie."

Kończę drugą warstwę, zanim spojrzę na nią w górę. Oczy Willa przeszukują moje, wypełnione ostrożnym podnieceniem. Zawsze była taka - rozpaczliwie pełna nadziei, ale jednocześnie oczekująca, że ktoś ją zmiażdży.

Will jest duży. Nie tylko ciężki, ale fizycznie imponujący. Pięć stóp dziesięć, ogromne ramiona, które mogłyby kogoś zranić, gdyby chciała. Ale siedzi ze skulonymi ramionami, jakby starała się zajmować jak najmniej miejsca. Jak niedźwiedź, który nie wie, że został wypuszczony z klatki.

Pochylam się do przodu i dmucham delikatnie na jej paznokcie. Zrobię to dla niej. Przywoływanie nie jest trudne, a Will nigdy nie prosi o wiele. Przynajmniej ma kogo przywoływać. Moją jedyną rodziną jest mama; nie mam żadnych ciotek, kuzynów ani zmarłych babć. Will ma całą masę martwych ludzi, z którymi może rozmawiać. Czasami zastanawiam się, co jest lepsze - martwa rodzina czy brak rodziny w ogóle.

Opieram się z powrotem na rękach i studiuję twarz Willa. Patrzy w dół, ma ściągnięte brwi, ręce zaciśnięte mocno wokół kolan. Mokry lakier połyskuje w świetle lampy. Nie mogę pozwolić, żeby Clara, jej babcia, widziała ją w takim stanie. Duchy potrafią być wredne, kiedy chcą, a ja nie potrzebuję, żeby Clara prześladowała mnie przez tydzień, bo myśli, że zdenerwowałam Willa. Czas rozładować napięcie. "Mam wrażenie, że jedynym powodem, dla którego trzymasz mnie w pobliżu, jest to, że mogę rozmawiać z twoją babcią".

Will przewraca oczami, a jej ramiona rozluźniają się, tylko trochę. "Nieważne. Wiesz, że to nie jest prawda."

"Wtedy to dlatego, że sprawiam, że twoje paznokcie wyglądają jak gorące gówno". Uśmiecham się, gdy ona się śmieje. Jej ramiona rozluźniają się jeszcze bardziej.

"Z naciskiem na część o gównie". Will delikatnie potrząsa jej dłonią, wciąż chichocząc. "Conrad wygląda lepiej niż to".

Mój pies podnosi łeb ze swoich masywnych łap, a jego gruby ogon grzmi o dywan. Jesteśmy w pokoju Willa, więc Conrad spał na psim posłaniu, które kupili mu rodzice. Zawsze jesteśmy w pokoju Willa. Kremowe ściany, płótna Will'a pomalowane farbą w sprayu i miękki dywan czują się jak drugi dom. O wiele lepiej niż w mojej przeciekającej łazience i używanym materacu bez ramy łóżka. Conrad ziewa i rozciąga się, faworyzując swoją prawą tylną nogę, a następnie robi linię do Willa.

"Nie," Will ostrzega, pochylając się do tyłu, ale jest już za późno-Conrad macha językiem na jej paznokciach, pozostawiając smugi różowego lakieru w górę jej dłoni.

Śmieję się, gdy Will podskakuje, klnąc pod nosem, a Conrad odwraca się do mnie. On spodnie i lizać moją twarz, szlak śliny rozciągające się od mojego podbródka do mojej świątyni. "Boże, Conrad! Jesteś taki obrzydliwy. Odejdź." Wycieram twarz rękawem mojego swetra, chichocząc.

On nie słucha; zamiast tego siada obok mnie i kładzie swoją ciężką głowę na moim ramieniu, jego psi oddech wafting do mojego nosa. Konrad jest mieszanką mastifa, ma płowe futro, klapnięte uszy i podgardle oraz głęboko brązowe oczy. Starzeje się, a dłuższe spacery sprawiają, że kuleje. Przytulam się mocno do jego szyi, a on znów próbuje polizać mój podbródek. Ten olbrzymi, głupi kundel jest jedną z jedynych rzeczy, które mam, a które są tylko moje. Wezmę go, ślinę i wszystko.

Will grymasi, gdy pociera dłonią o spodnie od piżamy. "Myślałem, że wyszkoliłeś go, żeby tego nie robił".

Uwalniam Konrada z uścisku i całuję jego mokry nos. "On nie może nic na to poradzić. On kocha swoją ciotkę Will." Will wygląda na niezrażonego, więc kontynuuję. "Nie bądź na niego zły. Naprawię twoje paznokcie przed poniedziałkiem, obiecaj. Nie mogę mieć ich wyglądających źle w szkole."

Will przesuwa się trochę, nie patrząc mi w oczy. Jej ramiona znów są napięte. "Co do szkoły...Dlaczego wczoraj się spóźniłaś? Czy Gerald-"

"Nie." ucinam ją, uśmiech znikający z mojej twarzy w jednej chwili. Nie chcę nawet myśleć o chłopaku mojej mamy, z jego przekrwionymi oczami i zjełczałym oddechem. Wgryzam się palcami w pluszowy dywan. "Po prostu zaspałem. I nie spóźniłam się do pracy, co naprawdę się liczy".

"Wyrzucą cię ze szkoły, wiesz o tym".

"Dobrze." Skończyłem szesnaście lat kilka tygodni temu, więc mam jeszcze tylko jeden rok, aż będę mógł rzucić szkołę. Jedyną rzeczą, która mnie powstrzymuje jest Will; brakowałoby mi widywania jej codziennie na lunchu. To, i większość miejsc pracy nie daje pełnego etatu nieletnim. Nie mogę nawet skłamać co do mojego wieku - mam okrągłą, dziecięcą twarz, która zniszczyła każdy fałszywy dowód osobisty, jaki próbowałem zrobić.

Will ma swoją pełną dezaprobaty minę "wiem, że pieprzysz głupoty, Katrell", więc zmieniam temat. "Dlaczego chcesz rozmawiać z Clarą, znowu? O konkursie?"

Will zaczyna odpowiadać, ale przerywa nam dzwonek mojego telefonu. Kiedy wyciągam go z kieszeni kurtki, żołądek mi kwaśnieje. Gerald.

Will i ja wpatrujemy się w telefon, aż przestaje brzęczeć. Natychmiast zaczyna znowu. Kiedy zatrzymuje się po raz drugi, następuje chwila przerwy... i znów zaczyna.

Wyciszam dzwonek, pięść zaciskając na telefonie tak mocno, że bolą mnie knykcie. Will obserwuje mnie z żałosnym wyrazem twarzy, gdzieś pomiędzy niepokojem a strachem.

Telefon przestaje wibrować w mojej dłoni. Wyskakuje powiadomienie o poczcie głosowej.

Will potrząsa głową. "Po prostu zostaw to", mówi. Ona praktycznie błaga.

Nie mogę tego zostawić. Nazwij to chorobliwą fascynacją lub wstrętem do siebie, ale zawsze słucham jego poczty głosowej. Odtwarzam je na głos.

"Cholerna dziewczyna nigdy - gdzie jesteś? Huh? Nie było cię od kilku dni." Jest pijany; jego słowa są zamazane, a głos gruby. "Przestaniesz mnie ignorować, Katrell. Kiedy wrócisz, załatwimy twój problem z brakiem szacunku." Następuje głośny trzask, jakby trzasnął ręką o stół, i poczta głosowa się kończy.

Will spotyka moje oczy, jakby chciał coś powiedzieć, więc chwytam plecak. Nie chcę myśleć o Geraldzie. Przychodzę do Willa, żeby od niego uciec, ale on zawsze wisi nade mną jak cień. Jest jak żywy duch - ciotowata twarz i postać na skraju mojej wizji, zerkająca na mnie. Tyle że duchy nie mogą cię skrzywdzić. Gerald może zrobić o wiele gorzej niż obserwować mnie z kąta mojego pokoju. "Porozmawiajmy z babcią, tak?"



Rozdział 1 (2)

"Trell-"

Chwytam mój zeszyt, poobijany spiralny, który wziąłem ze zgubionych i znalezionych w szkole. "Jestem pewien, że tęskni za tobą. Minęło trochę czasu."

"Trell, myślę, że nie powinieneś iść jutro do domu -"

"Proszę, ja zacznę. To co zwykle?" Nie czekam na jej odpowiedź. Otwieram zeszyt i zaczynam pisać list, który pozwoli nam porozumieć się z Clarą, która zmarła, gdy Will miał pięć lat.

Nie wiem zbyt wiele o swoich mocach. Mama nie ma żadnych specjalnych zdolności i nikt nie wie, kim jest mój tata, więc od lat się tym zajmuję. Na początku widziałem tylko duchy kątem oka. W nocy cieniste postacie bez twarzy unosiły się na skraju mojego łóżka i w kątach pokoju. Czasami dotykały mojego ramienia lub barku - ich dotyk był ciężki i ciepły, jak prawdziwa ręka. Potem Will pomógł mi odkryć umiejętność pisania listów. Pracownik socjalny Willa chciał, żeby napisała list do babci, aby pomóc jej "odpuścić", ale ona nie mogła tego zrobić. Zgłosiłam się na ochotnika i to było to - pierwsze pojawienie się Klary. Potem nie widziałam już duchów, ale mogłam rozmawiać z kimkolwiek chciałam poprzez listy.

Komunikowanie się ze zmarłymi nie jest wielkim problemem. Już nie. Kiedy po raz pierwszy odkryłam tę umiejętność cztery lata temu, było to straszne; dostawałam dreszczy, jakbym miała grypę, i byłam tak wyczerpana, że nie mogłam się ruszyć. Ale było warto. Nie pobieram opłat za Will, ale szybko zorientowałem się, że ludzie lubią rozmawiać ze swoimi zmarłymi krewnymi i zapłacą mi za pomoc w tym. To łatwa praca - piszę list, prosty, w którym piszę, dlaczego klient chce rozmawiać ze zmarłymi poddanymi, i proszę ich o stawienie się. Podpisuję się na dole swoim nazwiskiem i bam - możemy rozmawiać z duchem.

Zaczynam od mojego zwykłego otwarcia: Ja, Katrell Davis, zmuszam cię do odpowiedzi na moje wezwanie. Will mówi, że jestem zbyt dramatyczna, ale hej, to działa. Bazgrzę szybką wiadomość, wspominając o Willu i konkursie plastycznym, i podpisuję się swoim imieniem. Atrament zmienia kolor na pomarańczowy, jak zwykle, a potem list staje w płomieniach. Upuszczam go i papier spala się, zanim uderzy w dywan. Z dymu unosi się upiorny wizerunek babci Willa. Pełnowymiarowy, ledwie półprzezroczysty. Jakby naprawdę tu stała. Duchy były tylko oderwanymi głosami, kiedy zaczynałem, ale z biegiem lat się poprawiłem. Praktyka czyni mistrza i takie tam.

Babcia Willa, Clara, mruga ze zdziwienia. Jest wysoka, podobnie jak Will, ale jej rama jest cienka i wiotka. Will powiedział mi kiedyś, że Clara była kiedyś okrągła i pulchna, ale rak zjadł ją, aż nic z niej nie zostało. Pomimo raka, teraz jej głowa jest pełna luźnych, białych loków. Nie wiem, w czym została pochowana, ale zawsze pojawia się w letniej zielonej sukience i czerwonej szmince. Na widok swojej wnuczki zrywa się do błyskotliwego uśmiechu. "Wilhelmina! Chodź tu, dziecko. Jak się masz?"

"Dobrze, Nana", odpowiada Will, uśmiechając się do Clary. To jest jedyny moment, kiedy ramiona Willa w pełni uwalniają się z ich ciasnego węzła.

Siedzę z tyłu, podczas gdy oni rozmawiają. Will opowiada Clarze o konkursie plastycznym, do którego przystąpiła, a Clara pyta o szkołę i przybranych rodziców Willa. Milczę, bo mogę rozmawiać z Clarą tylko przez jakieś dziesięć minut, zanim rozdzierający ból głowy zmusi mnie do zerwania połączenia. Kilka nieszczęśliwych duchów przerwało mi połączenie w połowie zdania, bo ból okazał się zbyt silny.

Staram się nie podsłuchiwać, kiedy Will i inni moi klienci rozmawiają, ale nie mogę nie podsłuchiwać ich rozmów, kiedy są tak blisko. Marszczę czoło, kiedy Will mówi, że unikała lekcji jazdy ze swoim przybranym ojcem, Allenem. Dlaczego nie pozwala mu się uczyć? Rozumiem, że to dziwne, bo nie jest jej prawdziwym ojcem, ale od jej adopcji minęły już cztery lata. Zabiłabym za tatę, który uczyłby mnie różnych rzeczy. Mam tylko Geralda i jego niewyraźne krzyki. Ale jeśli historia mojej mamy z mężczyznami ma coś do powiedzenia, nie będę musiała się z nim długo użerać.

Kiedy moja głowa zaczyna pulsować bólem, Clara zwraca się do mnie. Zazwyczaj jej miła twarz jest spokojna i opanowana, ale dzisiaj jest zgarbiona w trosce. "Katrell, posłuchaj. Mam coś ważnego do powiedzenia".

"Tak?" Siedzę nieco bardziej wyprostowana. Duchy prawie nigdy ze mną nie rozmawiają.

Oczy Clary są ciemne z powagą. "Nie kontaktuj się ze mną więcej".

Wymieniam oszołomione spojrzenie z Willem. "Co?"

"Jesteś na rozdrożu". Clara wykręca ręce, jej oczy rzutkami do Willa, a potem z powrotem do mnie. "Płoniesz już od dłuższego czasu. To cię pochłania, ale jeszcze tego nie zauważyłeś. Ale wkrótce będzie to oczywiste dla wszystkich."

Wpatruję się w Clarę, nie mogąc się odnaleźć. Dlaczego ona jest taka kryptyczna? Była jasna, mówiąc Willowi, żeby umył się za uszami, bo wie, że Will jest leniwy.

"Co ty..."

"Nie wyjaśniam tego dobrze", jęczy Clara. Jej postać migocze, gdy ból w mojej głowie gwałtownie się nasila.

Trzymam jedną rękę do mojej skroni, zaciskając zęby. "Pospiesz się, Clara."

"Nie ma czasu", ponagla Clara. Znów migocze, jak płomień na świecy, krawędzie jej ciała stają się przezroczyste. "Nie kontaktuj się ze mną, dopóki nie skończy się spalanie. To ważne - w ogóle nie pisz więcej listów. Bądź ostrożna, Katrell. Jeśli nie będziesz, spalisz nie tylko siebie, ale wszystkich i wszystko wokół".

Z tymi słowami Clara znika.

Will i ja siedzimy w ciszy przez kilka zszokowanych sekund, gdy mój ból głowy słabnie. Konrad marudzi i szturcha mnie w ramię.

"Cóż," mówię powoli, wciąż wpatrując się w miejsce, gdzie zniknęła Clara, "to brzmi jak coś, czym nie powinniśmy się martwić".

"To zdecydowanie brzmi jak coś, czym należy się martwić," kontruje Will. Jej oczy są rozciągnięte szeroko, jak u zaskoczonego jelenia. "Co miała na myśli? Jak długo to ma trwać? Zaraz, czy to był ostatni raz, kiedy miałem okazję z nią porozmawiać?".

"Spokojnie," mówię, starając się brzmieć bezinteresownie pomimo mojego pulsującego serca. Nie chcę, żeby Will się tym martwiła, bo doprowadzi się do ataku paniki. Sam sobie z tym poradzę, jak zawsze. "To prawdopodobnie tymczasowa rzecz, cokolwiek, o czym mówiła. Jest w porządku."

"Ale..."

"Chodźmy do łóżka," proponuję, chwytając śpiwór, którego zawsze używam spod łóżka Willa. Obserwuje, jak go rozkładam i kładę się. Jej usta układają się w napiętą linię.

"Dobrze", mówi w końcu. Uśmiecham się do niej - wygrałem. "Ale rozmawiamy o tym jutro".

"Deal." Nie mam zamiaru rozmawiać o tym z Willem już nigdy więcej.

Mówimy sobie dobranoc, a ja osiadam na swoim zwykłym miejscu, przestrzeni obok łóżka Willa. Kładę głowę na poduszce, mój ból głowy już minął, a Conrad wtula się pod jedno ramię.

Mimo że jest ciemno, mimo że normalnie śpię jak kamień, rzucam się i obracam przez wiele godzin, a mój żołądek skręca się ze zgrozy. Obraz Clary płonie za moimi powiekami. Co to znaczy spalić wszystko?



Rozdział 2 (1)

==========

Idziemy z Konradem do domu następnego dnia, zastanawiając się, co Klara miała na myśli mówiąc o spaleniu. Cóż, ja myślę o spalaniu. Conrad nie myśli o niczym poza jedzeniem i drapaniem po brzuchu.

Duchy zwykle nie mówią zagadkami; to coś nowego. Czasem mówią o przyszłości, ale zawsze wprost. "Weź jutro parasol" albo "nie jedz jedzenia u Tony'ego, bo się zatrujesz". Nigdy nie było to coś takiego. Jak długo będzie trwało to "wypalenie"? Czy teraz naprawdę wszystkie duchy są poza zasięgiem?

Krzyżuję ramiona, drżąc przed niezwykłym chłodem Alabamy. Will wyglądała wczoraj wieczorem na spanikowaną, kiedy zapytała, czy jeszcze kiedykolwiek porozmawia z Clarą. Moje listy są ostatnim połączeniem, jakie ma ze swoją dawną rodziną. Muszę to rozgryźć, i to szybko; mam trzech klientów zależnych od tego, że w tym tygodniu przywołam dla nich duchy, ale Clara powiedziała, żeby się z nikim nie kontaktować. Potrzebuję pieniędzy z tego listu. Ktoś musi wkrótce zapłacić rachunek za światło, inaczej będziemy w ciemności.

Conrad szarpie mój plecak, marudząc. Przewracam oczami i sięgam po jego wypchaną owieczkę, jego ulubioną zabawkę. Jej wełna jest trwale szara, a oba oczy zostały odgryzione lata temu. Conrad szarżuje przed siebie, ogon jak smuga, i czeka, aż go rzucę. Podrzucam zabawkę w powietrze, a on skacze, łapiąc ją w swoje masywne szczęki. Obraca się w powietrzu raz przed lądowaniem na nogach z hukiem. To jedyna sztuczka, jaką zna. Kocham Conrada, ale nie jest najbystrzejszym psem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Czasami boi się własnego ogona. Śmieję się, gdy biegnie z powrotem do mnie i szturcha moją rękę, błagając o więcej.

"Nie, nie więcej. Muszę myśleć o tych sprawach związanych z duchami, a ty mnie rozpraszasz".

Conrad huffs. Znowu wpada w krok obok mnie, ale tym razem jest wolniejszy. Biodro mu przeszkadza; trzyma tylną nogę wysoko nad ziemią. Głaszczę go po głowie, marszcząc czoło. Jego stara kontuzja ostatnio się pogłębia, a wycieczka do weterynarza jest niemożliwa. Będę musiał dać mu trochę aspiryny dla dzieci, kiedy wrócimy do domu. I dowiedzieć się, co to jest to "pieczenie". I w końcu zająć się Geraldem. Jezu, zawsze jest coś.

"Jak myślisz, chłopcze, co miała na myśli mówiąc o spalaniu?" pytam Konrada. Macha ogonem w odpowiedzi, jego szczęki zacisnęły się wokół jagnięcia, a ja drapię go za uszami.

Conrad i ja przeskakujemy przez tory kolejowe, nieoficjalny podział między moją dzielnicą a resztą Mire. Przejście pieszo z domu Willa do mojego zajmuje dziesięć minut. Wypielęgnowane krzewy i idealnie skoszone trawniki powoli rozpływają się w zakratowanych sklepach monopolowych i opuszczonych domach. Mężczyźni palący na swoich schodach patrzą na mnie bez zainteresowania. Nikt ze mną nie zadziera. Wiedzą, że nie mam im nic do zaoferowania.

Z jednego domu zostały tylko gruzy. Plotka głosi, że Marquis spalił go w zeszłym roku, ponieważ właścicielka, pani Jean, nie mogła uregulować swoich długów. Cóż, to nie do końca plotka - każdy zna cenę wejścia na złą stronę Marquisa, największego dilera narkotyków w Mire. Pani Jean ma szczęście, że jeszcze żyje.

Pocieram czubek głowy, przypominając sobie zapach gorących grzebieni przejeżdżających po włosach. Dom pani Jean był prowizorycznym salonem fryzjerskim, miejscem, gdzie w gorące sobotnie popołudnia dzieciaki tłoczyły się w jej salonie. Mama zabierała mnie tam, żeby wyprasować włosy i poplotkować z innymi rodzicami. Lubiłam panią Jean, ale miałam dość tego, że mama marnuje czterdzieści dolarów co dwa tygodnie, więc zgoliłam wszystkie włosy. Teraz są krótkie i kręcone, ale do opanowania. I co miesiąc jesteśmy bogatsi o osiemdziesiąt dolarów.

Kiedy docieram do domu - malutkiej kamienicy z dwiema sypialniami, wyblakłą ceglaną fasadą, kruchymi schodami i nieszczelną łazienką, której jeszcze nie udało mi się naprawić - jestem wykończona i chciałabym wrócić do Willa. Zostałam u niej w domu przez cały dzisiejszy dzień, niedzielę, unikając jej pytań o Clarę i pomagając jej rozpocząć nowy projekt artystyczny, dzięki czemu mogłam uniknąć Geralda. Powinien już pracować na swojej zmianie w Wendy's. Powinien.

I pet Conrad i on lizać moje ramię w ramach wsparcia. "W porządku, Con. Zaczynamy."

Conrad przechyla głowę na jedną stronę, jego brązowe oczy szukają moich. Szturcha moją nogę swoim mokrym nosem. Dread wiruje w moim żołądku. Jestem tuż przed drzwiami, ale nie wchodzę do środka.

Zamiast tego siadam na ganku, uważając, żeby nie trafić na łatę z luźnego betonu, i chwytam za telefon. Ignoruję tekst Willa "Czy będziemy rozmawiać o Nanie?" i wyciągam zdjęcie mojego dziecka. Na ekranie pojawia się Honda Civic za 4,100 dolarów, którą znalazłam na Craigslist trzy tygodnie temu. Jasnoniebieski, sto tysięcy mil, gotowy, żebym go wziął. Tylko za gotówkę, co jest pewnym problemem, ale mogę się tam dostać. Dlatego po szkole pracuję w gównianej pracy przy hamburgerach.

Will śmieje się ze mnie, że mam obsesję na punkcie tego samochodu, ale ona tego nie rozumie. Will ma szesnaście lat od pięciu miesięcy i nie interesuje ją jazda samochodem. Nie jest zainteresowany nauką ani niczym. To mnie rozwala, bo umiem jeździć od jedenastego roku życia. Will mówi, że jazda "sprawia, że jest niespokojna".

Może i tak, ale ona nie dostrzega większego obrazu. Samochód to wolność. Samochód to dotarcie do pracy trzydzieści minut wcześniej i zarabianie trzech dolarów i sześćdziesięciu trzech centów więcej dziennie, co daje osiemnaście dodatkowych dolarów tygodniowo. Być może uda mi się zdobyć kolejną pracę i po prostu skłamać o tej drugiej, żebym mogła pracować na pełen etat po zakończeniu szkoły. Samochód zmieni moje życie.

Gdybym miał samochód, mógłbym stąd odjechać.

"Dobra", mówię na głos, stojąc. Konrad patrzy na mnie i ziewa. Nie mogę siedzieć tutaj i mope na zawsze. Muszę przynajmniej sprawdzić, co u mamy. Wkładam baranek Conrada do plecaka. "Jeśli zacznie jakieś gówno, wyjdziemy. Ok?"

Conrad nic nie mówi, więc klepię go po głowie i odblokowuję drzwi.

Całe napięcie w moim ciele rozpływa się, gdy zapach słodyczy uderza w mój nos. Mama piecze. Nigdy nie piecze, kiedy Gerald jest w pobliżu. Na razie bezpiecznie.

"Czy to ty, kochanie?" Mama woła z kuchni, plecami do mnie.

"Tak." Otwieram drzwi mojej sypialni, aby zrzucić mój plecak, a Conrad darts wewnątrz. On flops na moim materacu i rozciąga się na drzemkę. Uśmiecham się i kieruję się do kuchni.

Mama myje naczynia, mydło pływające w małych bąbelkach wokół niej. Jej włosy są związane w niechlujny kok, pierzaste luźne kosmyki obramowują jej chudą twarz, a ona ma na sobie swój ulubiony różowy szlafrok. Choć szlafrok zaczyna blaknąć, uzupełnia kolor jej skóry. Mama nie dała mi swojej ciepłej, średnio brązowej karnacji; jestem jasnoskóra, albo "wysoko żółta", jak często szydzi Gerald. Jakby był za daleko.



Rozdział 2 (2)

Mama patrzy na mnie podczas pracy, uśmiechając się. "Jak było w domu Willa?"

"Dobrze." Myślę przelotnie o wiadomości Clary, ale wyrzucam ją z pamięci. "Niedługo weźmie udział w konkursie plastycznym. Co powinna, skoro..."

"Dobrze dla niej" - ucina mnie mama, co jest jej irytującym nawykiem. Skupia się na szorowaniu ciasta na ciasteczka ze szklanego naczynia. "Dlaczego nie spróbujesz wziąć udziału w czymś takim?".

Wzruszam ramionami. "Nie ma czasu. Gotta work."

"Cóż," mówi mama, spłukując ostatnie naczynie i odwracając się do mnie twarzą. "Praca jest ważniejsza. Możesz rysować w swój wolny dzień."

Trochę się wiercę, moje spojrzenie wędruje do ciasteczek stygnących na kuchence. Mama wie, że nie umiem rysować. Zawsze byłam dobra w pisaniu listów. Pisanie zawsze było moją rzeczą. Nie opowiadania, ale poezja. Zawsze nonfiction. Chociaż odkąd zaczęłam pracować trzydziestogodzinne tygodnie, nie miałam czasu na ćwiczenia. "Tak, chyba tak." Sięgam po ciastko, ale mama smaga mnie ręką.

"Nie proszę pani", mówi, wciąż się uśmiechając. "Te nie są dla ciebie".

Pocieram moją szczypiącą rękę, opierając się chęci przewrócenia oczami. Nie musiała mnie tak mocno uderzyć. "W porządku. Dla kogo są?"

"Wścibski, prawda?" Mama śmieje się i wyciąga z półki miskę Tupperware. "Jeśli przyniesiesz mi trochę składników, zrobię ci je".

"Dostaję wypłatę w przyszłym tygodniu, więc lepiej nie blefuj".

Żartuję, ale mama ma podekscytowany wyraz twarzy. "Cieszę się, że dostaniesz wypłatę tak szybko!"

Niepokój zwija się w moich jelitach. Kiedy mama jest podekscytowana pieniędzmi, to nie jest dobra rzecz. "Dlaczego się cieszysz?"

"To nie ma znaczenia. Ważniejsze jest to, że kiedy Gerald wróci do domu, musimy mieć spotkanie rodzinne".

Nie mogę stłumić jęku. "Daj spokój, mamo -"

"Możesz z nim porozmawiać przez kilka minut, to cię nie zabije". Kiedy nie odpowiadam, jej wyraz łagodnieje. Dotyka mojej twarzy, jej ręce wciąż są wilgotne od naczyń. "Wiem. Po prostu zaufaj mi. To ty i ja, jak zawsze. Ale czasami musimy robić rzeczy, których nie chcemy robić, żeby przetrwać. Rozumiesz."

Rozumiem. Gerald nie jest pierwszym chłopakiem i na pewno nie będzie ostatnim.

Mama chwyta z tacy ciasteczko i podaje mi je. Łyka brwi, na jej twarzy pojawia się rozbawiony grymas. "A teraz, czy będziemy się zachowywać?"

Wzdycham, wypycham pytania z mojego umysłu i biorę ciasteczko. "Tak."

"Dobrze. A teraz idźcie, mam coś do zrobienia." Mama zaczyna pakować ciastka, jej plecy znów do mnie. "Później porozmawiamy więcej, dobrze?".

Stoję tam przez kilka niepewnych sekund, ale kiedy się nie odwraca, wzdycham i idę do swojego pokoju. Konrad podnosi głowę, kiedy wchodzę, język mu się wysuwa. Siadam obok niego na moim materacu bez ramy łóżka, a on pokrywa mnie pocałunkami i psim ślinotokiem.

"Przynajmniej cieszysz się, że mnie widzisz". Daję mu ciastko, a on je zjada jednym kęsem.

Podnoszę zeszyt, w którym piszę listy. Jest cienki, zużyłem prawie wszystkie strony. Próbuję napisać wiersz, tak jak kiedyś, ale mój mózg wiruje. Słowa Clary przewijają się przez mój umysł, ale szybko zastępują je słowa mamy. Jesteśmy ty i ja. Ale Gerald też tu jest. Czy ona nie jest tym zmęczona? Zostają najwyżej kilka miesięcy, a Gerald jest na trzecim miesiącu, więc powinien być już na wylocie. A jednak jesteśmy tutaj, mamy "spotkania rodzinne". Moja jedyna rodzina to mama i Conrad. Bazgrzę na pustej kartce, coś podobnego do bólu zwijającego się w mojej piersi. Czy nie możemy być tylko ja i ona, choć przez chwilę? Dlaczego to nie wystarczy?

Nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Słyszę dźwięk, którego się obawiałem - otwieranie drzwi wejściowych i ciężkie kroki. Mama woła powitanie i odpowiada jej męski głos.

Gerald jest w domu.




Rozdział 3 (1)

==========

Konrad skomli i szturcha mnie w bok. Głaszczę go nieszczęśliwie, pióro zaciśnięte w mojej prawej dłoni.

"Już dobrze, chłopcze" - mówię mu, ale tak naprawdę mówię do siebie. "Może o tym zapomni".

"Katrell," woła stłumiony głos Geralda. "Wejdź tutaj. Teraz."

I to by było na tyle.

Drapię za uszami Conrada. Oblizuje mój podbródek, jego brązowe oczy są współczujące. Kręcę głową. Równie dobrze mogę mieć to już za sobą.

"Chodź, chłopcze. Chodźmy."

Gerald stoi w kuchni, ręce złożone. Mama siedzi przy stole, tupperware z ciastkami otwarte i w połowie puste. Dorównuję postawie Geralda i patrzę na niego, nacisk Conrada na moje nogi pociesza mnie.

"Czego chcesz?"

Oczy Geralda zwężają się. Jest wysoki, więc myśli, że jest zastraszający, ale ma chude ciało zarośniętego dwunastolatka i twarz jak dzik, więc rozśmiesza mnie bardziej niż cokolwiek innego. "Chcę, żebyś uważał na swoje usta".

Mama podskakuje od stołu, uśmiechając się. "Dobrze, wy dwaj, porozmawiajmy o tym. Spokojnie, proszę?"

Wzruszam ramionami, paznokcie wbijają mi się w przedramiona. Wystarczy, że przez to przejdę i będę mogła wrócić do swojego pokoju. Mogę to zrobić. "Słucham."

Gerald staje bardziej wyprostowany, zerkając na mnie. "Najpierw porozmawiamy o tym, że mnie nie szanujesz. Dlaczego nie odbierasz, gdy dzwonię?".

Przewracam oczami, zanim mogę się powstrzymać. "Może jestem zajęty?" Może nie mam czasu na słuchanie jego gówna?

Gerald zgrzyta zębami. "To było ważne."

"Ach tak?" Nie mogę powstrzymać szyderstwa w moim głosie. "Co więc było takie ważne?"

"Gerald." Głos mamy niesie ostrzeżenie. "Teraz nie jest czas-"

"Musieliśmy wiedzieć, kiedy ostatnio dostałeś wypłatę," mówi Gerald. "Coś się wydarzyło."

Cała odraza i irytacja zamienia się w strach. Odwracam się do mamy, panika wzbiera w mojej piersi. "Co on ma na myśli? Co się stało?"

Mama wzdycha, wciąż się uśmiechając, jakby to było jakoś zabawne. "Powiedziałam mu, że sama z tobą porozmawiam..... To nie jest nic wielkiego. Małe niepowodzenie. Brakuje nam w tym miesiącu, ale zwrócę ci pieniądze".

"Co?" Panika wkrada się do mojego gardła. "Co masz na myśli? Jak bardzo brakuje?"

"Nie martw się o to, problemy dorosłych", mówi mama, śmiejąc się. "Po prostu w tym miesiącu potrzebuję trochę więcej niż zwykle, wtedy będzie dobrze. A ty możesz po prostu zrobić kilka dodatkowych listów, prawda?".

Cholera. Mama nie wie o złowieszczym ostrzeżeniu Klary. Wie o mojej mocy (jak mogłaby nie wiedzieć? Rodzice zauważają, kiedy ich dzieci zaczynają widzieć duchy), i o listach, które robię, ale staram się nie rozmawiać o tym z nią zbyt często. Nigdy mi nie powiedziała, ale myślę, że to ją przeraża. Teraz to już nieistotne. Nie mogę robić listów, a teraz nie wydaje się najlepszym momentem, by jej o tym powiedzieć.

"Mamo, musisz mi powiedzieć, jak bardzo. Co się stało? Czy to znowu światła?"

"Hej," mówi Gerald, zaskakując mnie. On glaring nadal, jego pięści zaciśnięte u jego boków. "Powiedziała, że to sprawa dorosłych ludzi".

"Nie rozmawiam z tobą", pstrykam. Odwracam się z powrotem do mamy. "Ile? Starczy nam na czynsz, prawda?"

"Hej." Gerald robi krok w moją stronę. "Mówisz do mnie teraz".

Odwracam się, mając nadzieję, że moja twarz wyraża każdą odrobinę obrzydzenia, którą czuję.

Jego oczy, przekrwione i rozszerzone, patrzą na mnie w górę i w dół. On też wydaje się być mną zdegustowany. "Masz problem z brakiem szacunku, Katrell. Nie będziesz mówić do swojej mamy w ten sposób, ani do mnie. I nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Dlaczego nie odebrałaś, kiedy zadzwoniłem?"

"Bo nie muszę odpowiadać przed tobą, Geraldzie".

Oczy Geralda zwężają się. Zaokrągla się na mamę, jego nozdrza trzepoczą jak u wściekłego konia. "Słyszysz to? Słyszysz, jak ona mówi do mnie? I do ciebie?"

"Katrell," mówi mama, kąciki jej ust wywinięte. "Masz go na uwadze, w porządku? Wiesz, że on nie chce nic złego."

Frustracja narasta w mojej piersi. Gerald jest tu od trzech miesięcy, je nasze jedzenie, spieprzył naszą łazienkę, a ja muszę go słuchać? Po co?

"Idę do swojego pokoju", mówię przez zaciśnięte zęby. Napiszę sms do mamy, żeby nie mógł się wtrącać. Szturcham Conrada kolanem, ale Gerald podchodzi bliżej, niewygodnie blisko.

"Nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać" - warczy. "Musisz powiedzieć mi i swojej mamie, gdzie chodzisz o każdej porze nocy -".

"Co cię to obchodzi?" Frustracja jest teraz w moim gardle, bulgocze z moich ust. "Nie muszę odbierać telefonu, jeśli nie chcę. Płacisz za to? Czy płacisz za cokolwiek? Dlaczego nie pokrywasz nas, jeśli brakuje nam w tym miesiącu?".

"Katrell." Głos mamy niesie ze sobą ostrzeżenie. Już się nie uśmiecha.

Frustracja sięga szczytu mojej głowy. Kiedyś, posłuchałabym mamy i wycofała się. Ale jeśli nauczyłam się czegoś od chłopaków mamy, to tego, że tacy właśnie są mężczyźni. Już w pierwszym tygodniu można powiedzieć, jakim będą człowiekiem. Niektórzy są mili i chcą cię przekupić biżuterią, słuchawkami czy przyborami szkolnymi. Lubię takich, ale od dawna nie widziałam takiego. Gerald to ten drugi typ. Typ, który chce cię złapać za szyję i złamać, jeśli im na to pozwolisz. On mnie uderzy - wiem to. Widzę, jak się napina, słyszę gniew w jego głosie. Ale wiem, że to nie ma znaczenia, co zrobię. Próbowałam wszystkiego - schować się tak, żeby mnie nie widzieli, uciekać, próbować ich zadowolić - ale rezultat jest zawsze taki sam. Jeśli ktoś chce cię uderzyć, to właśnie to zrobi. Więc teraz nie uciekam, nie płaszczę się, nie błagam. Teraz, jeśli i tak mają zamiar zrobić mi piekło, robię wszystko co w mojej mocy, aby dać im piekło w zamian.

Gerald zaciska szczękę tak mocno, że małe żyłki na jego czole wybrzuszają się. "Słuchaj, masz problem z postawą. I ty to naprawisz, albo ja naprawię to za ciebie".

Krzyżuję ramiona, mój podbródek pochylony. Ostatnim razem, gdy mnie uderzył, jego cios był żałosny. Ledwie pozostawił siniaka. Gerald mnie nie przeraża. Nie jest nawet najgorszy w długiej passie nieudacznych chłopaków mamy. Ale może być najbrzydszy.

"Spierdalaj, Gerald."

Gerald sięga do pasa swoich spodni tak szybko, że ledwo rejestruję, co się dzieje. Conrad skomle i przyciska brzuch do podłogi. Mama sapie i sięga po moje ramię. Gerald szczerzy się, jego oczy są matowe i zwężone, i trzyma coś pod światło.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Staw czoła ciemności"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści