Zakochaj się w skomplikowanych

Rozdział pierwszy

Później

Hixon

HIX ROLLED do swojego gołego tyłka na boku łóżka, stawiając stopy na podłodze.

Cholera...

Co to było?

Nie jest dobrze.

Nie jest dobre.

Bo to było dobre.

Było niewiarygodnie dobre.

Na tę myśl poczuł jej ruch w łóżku. Usłyszał jej niskie miauczenie. Czuł zapach jej przeklętych perfum.

Pudrowe, kwiatowe i słodkie, ale to nie było nic z tego, co do niego docierało.

Było w nich piżmo, które czyniło to wszystko seksownym.

Dodaj to do zapachu seksu w pokoju. Ślad jej na nim (czyli coś więcej niż tylko jej perfumy). Ciemność, która go otaczała przecięta jedynie światłem księżyca i odległym światłem ulicznym, przez co nie widział praktycznie nic. To oznaczało, że miał do dyspozycji tylko pozostałe zmysły, Hix czuł jak napina się jego żołądek, ramiona, szczęka.

Wszystko po to, by odeprzeć jej przyciąganie.

Musiał się stamtąd wydostać.

Podniósł się na nogi, mamrocząc: "Muszę iść".

Było szybkie uderzenie ciszy, zanim usłyszał jej miękkie, zaskoczone, "Przepraszam. Co?"

Sięgnął po swoje szorty, podciągając je na nogi, powtarzając, "Gotta go".

Nastrój w pokoju się zmienił. Ospałe, ciepłe uczucie post-really-freaking-great-coitus migotało do niczego, gdy coś cięższego zaczęło się sączyć.

"Iść?" zapytała.

Boże, potrafiła go rozwikłać jedną sylabą.

Więc, tak.

To była prawda.

Idź.

Musiał iść.

I zrobić to zanim poczuje więcej jej zapachu. Usłyszał więcej tego głosu w jakikolwiek sposób, który na niego spłynął - tak jak był wcześniej i na pewno tak, jak brzmiał właśnie wtedy, z drżeniem bólu.

Zdecydowanie nie mógł na nią patrzeć.

Nie w jej łóżku, w pościeli pomiętej, bo tak ją ułożyli, w ubraniach porozrzucanych po całym pokoju, bo je tam wrzucili, w masie jej włosów, bo jego palce w nich tkwiły.

Nic z tych rzeczy.

Ale też po prostu nie patrząc na nią w ogóle.

"Idź", chrząknął, lokalizując swoje spodnie pięć stóp od miejsca, gdzie były jego szorty i rozrywając je w górę nóg.

Słyszał jej ruchy w łóżku, wyczuwając, że siedziała w nim, a nie z niego wstawała, co było dobre. Gdyby kobieta zrobiła coś więcej, a wystarczyło mu to zwizualizować w głowie, zawróciłby.

"Ja... cóż..."

To było wszystko, co powiedziała.

Ale to było zbyt wiele. Teraz każda sylaba wydawała się pokrywać jego skórę, śpiewać do niego, wabiąc go z powrotem.

Jezu.

Co to było?

I cholera, minęło sporo czasu.

Ale tak długo jak to było, nigdy nie był tym facetem.

Facetem, którym właśnie miał zamiar być.

Jak ten facet grał w takie gówno jak to?

"Dzięki", mruknął.

Kolejny szybki beat ciszy przed powiedziała w głosie, który był niski i oszołomiony, "Dzięki?"

"Tak." Wzruszył koszulą na ramionach i nie zawracał sobie głowy guzikami. Po prostu rzucił okiem w jej stronę, nie patrząc na nią naprawdę, nawet jak schylił się, aby oznaczyć swoje buty i skarpetki z podłogi, wdzięczny, że wszystkie były w niechlujnym stosie, nie wdzięczny, że jej koronkowy stanik był z nimi splątany. "To było świetne," zakończył.

Kiepskie, człowieku, kiepskie. I totalny kutas, pomyślał.

Czucie pokoju poszedł oszołomiony, i ospały ponownie, tym razem z czymś, co nie czuł się dobrze w ogóle.

"Tak", powiedziała miękko do jego pleców. "Świetnie."

Odwrócił się w jej stronę, skąpał oczu w górę łóżka, zauważając w wymuszony niejasny sposób, że była w górze na ręce, trzymając arkusz do jej klatki piersiowej, jej włosy spadające w dół jej ramion, bogaty, miodowy, słoneczny blond z niego wykonane ciemne w marginalnym świetle, nawet jak jej druga ręka została podniesiona, wyciągając przód włosów z jej twarzy.

Yup.

Nie dobrze, że na nią spojrzał.

"Później," powiedział.

"Racja." Było ugryzienie do tego. Gorzkie i kolczaste. "Później."

To sprawiło, że Hix zrobił pauzę, słysząc to w jej tonie.

I sprawiło, że popełnił błąd.

Spojrzał przez cienie w jej oczy.

Nie mógł do końca zobaczyć, ale czuł, że one również są gorzkie i kolczaste.

"Nie martw się o zamykanie za sobą drzwi," powiedziała, teraz każde słowo, które z niej wyszło, było lodowate. "Jak wiesz, w tym mieście nie ma przestępczości".

O tak.

Wiedział o tym.

Ale to nie zmieniało sytuacji.

"Musisz się zamknąć", powiedział cicho.

Ostro przechyliła głowę na bok. "I to jest moje zrozumienie, że musisz iść".

"Greta-"

Opuściła rękę z włosów i długi, gruby kosmyk wpadł jej do lewego oka, jeszcze bardziej zacieniając twarz w taki sposób, że czuło się, jakby zrobiła od niego ogromny krok w tył.

Nie.

Tego też nie musiał widzieć.

"Bud. Proszę."

Jej słowa nie były błaganiem.

To była pogarda.

I tak.

Musiał się stamtąd wydostać, zanim narobił więcej szkód.

Mimo to...

"Zamknijcie się za mną," rozkazał.

"Zrozumiałem, szeryfie."

"Masz sposób, aby odzyskać swój samochód z klubu?" zapytał.

"Nie martw się o mnie, kochanie. Mam sposób na wiele rzeczy" - ciągnęła.

Wszystko w porządku.

Byłaby dobra. Ruszyłaby do przodu.

Teraz on mógł już skończyć.

Zrobił zwrot, by odejść, ale skręcił w prawo z powrotem i znów złapał jej spojrzenie.

"Było świetnie, Greta," powtórzył prawdę tonem, którego tym razem nie dało się nie zauważyć, że miał na myśli.

"Tak, Hixon. Genialne." Jej słowa były ucięte i choć wiedział bez wątpienia, że zgadza się z tym, co powiedział, jej ton nie podzielał jego odczuć.

Gdy się zawahał - w cienistej ciemności nie mógł zobaczyć, jak jej oczy zwężają się, ale przysiągłby, że czuł, jak to robią - skończyła, podkreślając, jak bardzo skończyła, gdy dała mu swoje: "Na razie".

Podniósł podbródek, odwrócił się z powrotem do drzwi i wyszedł na zewnątrz swój tyłek.

Założył skarpetki i buty tuż przy jej drzwiach wejściowych i zapiął koszulę, zanim wyszedł.

O tej godzinie nikt by się nie obudził, ale to nie miało znaczenia.

W tym momencie Hix nie myślał o tym, co przebiegnie przez umysły ludzi, jeśli zobaczą go wychodzącego z domu bardzo wczesnym rankiem z rozpiętą koszulą.

W tym momencie, Hix myślał tylko o co przebiegłby przez umysły ludzi o Grecie gdyby zobaczyli, jak wyszedł z domu w bardzo wczesnym poranku z jego rozpiętą koszulą.

Usiadł w swojej ciężarówce przy krawężniku i czekał, aż zobaczy jej postać, zacienioną od minimalnego światła przebijającego się przez zasłonę nad oknem w jej drzwiach wejściowych i będzie wiedział, że zamknęła się bezpiecznie w środku.

Dopiero wtedy Hix odjechał.




Rozdział drugi (1)

Tedium

Hixon

W drodze do pracy w poniedziałek zadzwonił telefon Hixa.

Wyciągnął go z kieszeni na piersi i zerknął na wyświetlacz.

Natychmiast pożałował, że nie musi odebrać połączenia.

Ale nawet jeśli nie była już jego żoną, mieli trójkę dzieci. Te dzieci przychodziły do niego po szkole tego popołudnia na ich tydzień z nim, więc musiał odebrać ten cholerny telefon.

"Tak?" odpowiedział.

"Ładnie", odpowiedziała kwaśno Hope.

To go zirytowało.

Zawsze go to drażniło.

Nawet wcześniej.

Ale widząc, że to był daleki od pierwszego razu, kiedy odebrał telefon od niej w ten sposób (kiedy prowadził samochód, głównie, ale także kiedy był w grubym gównie, nawet zanim rozwiodła się z jego dupą), odkąd rozwiodła się z jego dupą, to zirytowało go teraz o wiele bardziej niż wcześniej.

Choć od dawna wiedział, że Hope lubi rzeczy tak, jak ona je lubi.

Tylko jak ona je lubiła.

Więc nie przejmowała się zbytnio tym, jak często musiała przekazywać dokładnie to, co jej się podobało.

Nie obchodziło go to, kiedy byli razem, bo rodzice nauczyli go, że w małżeństwie, aby zasłużyć na dobro, bierze się złe i znajduje sposób, aby sobie z tym poradzić.

Z tym, że był czas, bardzo długi, kiedy uważał tę cechę za dobrą. Jego kobieta wiedziała czego chce i nie cofała się.

Nie myślał już w ten sposób.

"W samochodzie w drodze do pracy, Hope," powiedział jej. "Wiesz, że nie jestem duży na rozmowy przez telefon i jazdy, a ty wiesz, dlaczego". I wiedziała. W czasach, gdy mieszkali tam, gdzie działo się gówno, widział różne nieprzyjemne rezultaty, gdy ludzie byli bardziej zainteresowani tym, co działo się w ich uchu, niż tym, co działo się na drodze. "Z dziećmi wszystko w porządku?"

Ona zignorowała jego pytanie, aby zauważyć, "Można dostać samochód, który ma swój telefon podłączony prawo do niego, więc masz lepszy strzał na zrobienie niemożliwe. To jest multitasking."

Na jego pensji, jak myślała, że mógł to zrobić i ustawić dom, w którym mógł zakończyć wychowywanie swoich dzieci w czasie, kiedy je miał, nie miał pojęcia.

Hope dostała nowe samochody.

Hix miał swoje Bronco od ostatniego roku studiów.

Innymi słowy, miał go od dwudziestu lat.

To też mu nie przeszkadzało. I nadal nie przeszkadzało. Ford Bronco był najlepszym pojazdem, jaki kiedykolwiek pojawił się na drogach. Wymieniłby ją, gdyby umarła śmiercią, z której nie mógłby jej przywrócić, i ani sekundy wcześniej.

Hope nie dała mu szansy na odpowiedź, nawet jeśli nie miał zamiaru tego robić.

Oznajmiła: "Musimy porozmawiać".

Bajecznie.

To był jej refren już od tygodni.

Trzech z nich.

W rzeczywistości zaczęło się to około godziny po tym, jak usiedli w tym pieprzonym pokoju ze swoimi pieprzonymi prawnikami i podpisali te pieprzone papiery.

"Powtórzenie", odgryzł się. "Z dziećmi wszystko w porządku?"

"Są w porządku," wróciła. "Ale musimy porozmawiać".

"Czy chodzi o dzieci?" naciskał.

"Nie, Hix. Nie chodzi. Są rzeczy do omówienia, które nie dotyczą dzieci."

Bardzo się myliła.

"Już nie."

"Boże!" trzasnęła. "Dlaczego jesteś taki?"

"Nie wiem, Hope," odpowiedział, robiąc skręt na parking przy boku wydziału szeryfa. "Może, biorąc pod uwagę, że podpisałem papiery rozwodowe trzy tygodnie temu, mam prawo być taki, jaki chcę".

Jak zawsze, Hope wytrwała. "Są rzeczy, które trzeba powiedzieć".

"Myślę, że powiedziałeś je wszystkie, kiedy podpisałeś swoje nazwisko w linii obok mojego".

"Hix-"

Skończył parkowanie i wyciął silnik, mówiąc: "Prawdopodobnie zobaczymy się na meczu jutro wieczorem".

"Nie mogę z tobą o tym rozmawiać na meczu Corinne".

Wpatrywał się przez przednią szybę w czerwoną cegłę, która była stroną wydziału i zapytał, nie po raz pierwszy, dlatego zrobił to z westchnieniem, "Chcesz mnie naprowadzić na to, co 'to' jest?".

"Chciałabym. Osobiście", odpowiedziała, również nie po raz pierwszy. Wtedy nagle jej gra się zmieniła. Słyszał to w jej głosie, kiedy kokietowała, "Lunch dzisiaj. Mój poczęstunek."

"Chyba, że coś się dzieje z dziećmi, nie rozmawiamy, Hope. Więc to rozumie się samo przez się, że nie będziemy mieli lunchu".

"Ile czasu minie, zanim się z tym pogodzisz i wpuścisz mnie z powrotem?".

Hix czuł, jak jego podbródek powoli przesuwa się z powrotem na szyję w tym samym czasie, gdy jego oczy mrugały równie powoli.

Pogodzić się z tym?

Chryste.

I wpuścić ją z powrotem?

Poważnie?

"Rozwiodłaś się ze mną, Hope," przypomniał jej cicho.

"Pamiętam, Hix."

"Czy pamiętasz tę część, w której wielokrotnie dzieliłem się przez rok, w którym byliśmy w separacji, że tego nie chcę?" zapytał.

"Czy możemy o tym porozmawiać? Twarzą w twarz?"

To był Hix ignorujący ją teraz.

"Nie chciałem tego. Nie dla dzieci. Nie dla naszej rodziny. Nie dla mnie czy dla ciebie. Nie dla nas."

"Hixon-"

"Było nam dobrze. Byliśmy szczęśliwi."

"Nie byłam szczęśliwa," powiedziała miękko.

"Wyraziłaś to wystarczająco jasno", powrócił.

"Kochanie, czy możemy...?"

Kochanie?

O cholera nie.

"Masz coś do przekazania o dzieciach, możemy porozmawiać. Przez telefon. Chyba, że złapiesz Mamie na wstrzykiwaniu heroiny. Wtedy możemy porozmawiać twarzą w twarz."

"O mój Boże! Ona ma trzynaście lat!"

Miała.

Jezu, jak jego dziecko mogło mieć 13 lat?

Nie zapytał o to swojej byłej żony.

Stwierdził: "Teraz muszę się zbierać do pracy".

"Nie mogę ci uwierzyć".

"Dbaj o siebie, Hope".

Z tym, rozłączył się życząc sobie, aby to był ostatni raz, kiedy miał do czynienia z takim telefonem od swojej byłej żony, ale wiedząc, że tak nie będzie.

Nie był zaskoczony, gdy ta myśl się spełniła, gdyż oddzwoniła do niego, gdy kładł rękę na klamce drzwi wejściowych do wydziału.

Odrzucił połączenie, otworzył drzwi, wszedł do środka, zatrzymał się i wziął do ręki swój wydział.

Jego biuro było z tyłu, duże okno na pokój.

Dyspozytornia była po prawej stronie, za kuloodporną szybą, którą wstawiono, zanim tam trafił z nieznanych powodów, bo praktycznie każdy w tym hrabstwie miał broń, ale apokalipsa zombie musiałaby uderzyć, zanim ktokolwiek użyłby jej w komisariacie. Jedynymi rzeczami bardziej świętymi dla Nebraskanów były kościoły, cmentarze i Tom Osborne Field na Memorial Stadium.




Rozdział drugi (2)

Najprawdopodobniej dlatego, że mieli nadwyżkę w budżecie.

Jedna kobieta pracująca w tym pokoju. Reva. Pracowała na zmiany w dni powszednie.

Przed nim stała długa, wysoka, stara, niklowana, poobijana drewniana lada, która wciąż lśniła troską i wiekiem.

Recepcja. Nikt tam nie pracował. Każdy zastępca, który widział, że ktoś wchodzi, brał to na siebie.

Za recepcją, za dziwnymi wahadłowymi półdrzwiami, tak jak w programach telewizyjnych, cztery biurka. Dwa na dwa, obok siebie i ustawione w stos.

Za ścianą po prawej stronie, za dyspozytornią, ich jeden pokój przesłuchań, jeden pokój obserwacyjny, szatnia, zabezpieczony skarbiec, który był pomieszczeniem z amunicją, i ich obszar przetwarzania, gdzie robili odciski palców i robili zdjęcia.

Dwie cele, które mieli, znajdowały się z tyłu, naprzeciwko jego biura, w większości otwarte na pokój. Otwarte, oczywiście, nie licząc krat.

Nic dziwnego, że jedna zastępczyni przy swoim biurku wyglądała, jakby nie miała nic do roboty.

Było tak dlatego, że nie było nic do roboty.

To hrabstwo żyło w bańce, która sprawiała, że Hix zastanawiał się, dlaczego wszystkie dziewczyny nie nosiły halek pod spódnicami, skarpetek i butów do siodła, a wszyscy chłopcy nie mieli pomady we włosach i dżinsów podwiniętych w szpic.

W tym hrabstwie ludzie zostawiali klucze w samochodach i nie otwierali drzwi domów.

W tym hrabstwie większość firm była zamknięta w niedzielę, ponieważ wtedy szło się do kościoła, a potem do domu na czas rodzinny, niedzielny obiad, a jeśli był sezon, piłkę nożną.

To było hrabstwo Cleavers.

To było niesamowite.

Hix miał takie odczucia wobec rodzinnego miasta Hope od chwili, gdy dwadzieścia lat temu postawił w nim stopę, by spotkać się z jej matką i ojcem.

Nie chciał się tam przeprowadzać z Indianapolis, ale ona chciała tam wychowywać swoje dzieci (a także chciała mieć matkę blisko, żeby mogła jej podrzucić dzieci, kiedy będzie chciała zająć się czymś innym). Więc kiedy zaczęli je mieć, zaczęła się do niego dobierać. I w czystym stylu Hope, nie odpuszczała.

Na tym, Hix się wstrzymał.

To trwało dziewięć lat.

Potem, zanim Shaw zdążył się zbytnio zakorzenić w szkole i przyjaciołach, których poznał, a Hix widział, jak się sprawy mają w szkołach publicznych w mieście i nie bardzo mu się to podobało, poddał się.

To było siedem lat temu.

Jego chłopak miał teraz siedemnaście lat. Corinne, jego drugie dziecko, pierwsza dziewczyna, piętnaście, szesnaście lat w styczniu. Mamie, jego dziecko, trzynaście lat.

Hope była zachwycona przeprowadzką.

Hix i jego dzieci nudzili się na całego. Żadnego muzeum dziecięcego. Żadnych Coltów. Żadnych 500. Żadnego Monument Circle oświetlonego na Boże Narodzenie. Żadnego parku Eagle Creek. Żadnych kolacji na specjalne okazje w St. Elmo Steak House. Żadnych weekendowych wycieczek do Dunes lub wynajmowanych domków nad jeziorem Shafer, ani rodzinnych wypraw do Chicago na mecz Cubs, a potem na najlepszą pizzę znaną człowiekowi.

Po prostu cała masa Nebraski wypełniona polami uprawnymi z domami na farmie, lub ranczami z domami na ranczu i okazjonalnymi miasteczkami, które nigdy nie byłyby na tyle aroganckie, żeby rozważyć ogłoszenie się miastem.

To miejsce było tam, gdzie gliniarze miejscy udawali się po złej sprawie, która wykręcała ich w taki sposób, że nie byli w stanie zmierzyć się nawet z możliwością kolejnej.

Albo gdzie gliniarze z metra szli, żeby stracić rozum.

Z nudów.

Było kilku pijaków, którzy robili głupie gówno, bo byli pijani. Było kilka dzieciaków, które robiły głupie gówno, bo były dziećmi. Były szepty o przemocy domowej lub znęcaniu się nad dziećmi, których nikt nie zgłaszał, bo "to się tu nie zdarza", ale jeśli wymknęło się spod kontroli, zainteresowani szli do swojego pastora, a nie szeryfa.

Była trawka.

To wszystko.

Ostatnia podejrzana śmierć zakończyła się samobójstwem, a było to dwadzieścia trzy lata temu.

A jedynym elementem przestępczym był człowiek, który miał ekipę prowadzącą laboratorium mety, do którego Hix nie mógł znaleźć żadnego legalnego powodu, żeby zrobić nalot. Nie wspominając o tym, że były szeryf miał z nim umowę, że może produkować swoje gówno w ich okręgu, ale nie może go sprzedawać w ich okręgu.

Układ, którego kryminalista trzymał się do dziś.

Powód pierwszy, dla którego Hix nie mógł znaleźć legalnego pretekstu do najazdu na jego laboratorium.

A kiedy szeryf odszedł na emeryturę dwa lata po tym, jak Hix i Hope wrócili do domu, a Hope nie przestała go namawiać do startu, wystartował w wyborach na szeryfa bez sprzeciwu i wygrał.

W ostatnich wyborach był przeciwny. Zastępca z sąsiedniego hrabstwa wprowadził się i próbował zająć się Hixem.

Hix zdobył 98% głosów.

To dlatego, że hrabstwo McCook nie lubi zmian. Ostatni szeryf sprawował swój urząd przez trzydzieści trzy lata. Poparł Hixa w pierwszych wyborach, kiedy nie musiał, i w drugich, kiedy tylko tak jakby chciał.

Hix mógł się urodzić i wychować jako Hoosier, ale Hope była Cornhuskerem do szpiku kości, nawet jeśli skończyła spieprzony stopień (a więc nie ukończyła studiów) w Purdue (jej trzecia i ostatnia nadzieja).

Nebraskanie po prostu grali w ten sposób, jeśli twoja mama wypchnęła cię na ich ziemię, ale zdecydowanie, jeśli oboje twoi rodzice, i wszyscy ich rodzice, uderzyli do Lincoln po swoje wyższe wykształcenie.

I krewni Hope'a mieli, i ona też miała, pierwszą próbę.

Ale kiedy Hix był już na tyle dorosły, że zrezygnował z chęci zostania superbohaterem, potem pilotem myśliwca, po czym uznał, że zadowoli się astronautą, spoważniał.

To było dokładnie w tym czasie, kiedy miał jedenaście lat, siedział na tym parkingu w samochodzie z mamą, a ten gadzi, roztrzęsiony mężczyzna zapukał w okno.

Zrobiła się zabawna, kazała mu zamknąć drzwi, zamknęła swoje w samą porę, gdy facet sięgnął po klamkę, i odjechała, a mężczyzna krzyczał za nimi.

Nigdy nie zapomni, jak blada była jej twarz i jak mocno trzymała się kierownicy, gdy wiozła ich do domu, powtarzając, że wszystko jest w porządku. Rozpadła się dopiero za drzwiami swojej sypialni, gdy jego tata wrócił do domu, a zrobiła to nie wiedząc, że Hix siedział na zewnątrz, nasłuchując.




Rozdział drugi (3)

Po tym wszystkim, Hix chciał być tylko gliną.

Nie chodziło o to, żeby coś zmienić. Nie chodziło o naprawianie krzywd.

Chodziło o znalezienie złych facetów i sprawienie, by zapłacili za zmuszanie kobiet, lub kogokolwiek, do bycia tak cholernie przerażonym.

Ale teraz, jako szeryf hrabstwa McCook w Nebrasce, nie robił nic.

Jeśli jego zastępcy wrzucili pijaka do zbiornika, ten wysychał, a oni go wypuszczali. On spieprzył i dostał za kierownicą, Hix siedział w sali sądowej miesiące później, podczas gdy ich sędzia powiatu dał mu lub jej wykład w odpowiedzialności i klapsa na nadgarstku, nawet jeśli ten wykład był powtarzany ... wielokrotnie.

To dlatego, że ten sędzia był zawsze związany w ten czy inny sposób z pijakiem.

To po prostu nie byłoby zrobić, aby Dziękczynienie niewygodne.

Zapomnij o tym z dzieciakami, które się wygłupiają. Wszystkie bardziej bały się swoich rodziców niż Hixa i jego zastępców.

I znowu nie chodziło o to, że dzieciaki w jego hrabstwie jeżdżą nowymi samochodami, mają najnowsze smartfony, noszą designerskie ubrania i szukają ecstasy lub Rohypnolu, żeby lepiej się bawić w nocy na mieście.

Jeśli wpadli w kłopoty, mogło ich nie być w domu, by pomóc w pracy na polu.

Więc tata lub mama załatwiali ich w taki sposób, że Hix nigdy więcej ich nie widział, chyba że na szkolnym wydarzeniu, gdzie dbali o swoje maniery, wszystkie "tak, proszę pana" i "nie, proszę pani", i widział, jak otwierają drzwi swojej randki, żeby mogła wsiąść do samochodu.

Rozumiał, że to było niezrównoważone, że wydawało mu się, że brakuje mu przestępczości.

Ale to nie było to.

Tęsknił za tym, żeby czuć się istotnym.

Miał czterdzieści dwa lata, ale czuł się jak stary wyjadacz, który nie ma nic lepszego do roboty niż odwrócić tabliczkę na drzwiach tak, żeby nie było na niej napisu Open. Było na nim napisane: "Wyjazd na ryby".

W Indianie było wiele miejsc do łowienia ryb, a jeśli chciałeś coś z tego mieć, to jechałeś do Wisconsin i tam łapałeś naprawdę dobry towar.

Hix nienawidził wędkowania.

Nie dzielił się tym w tamtych stronach, ani tym, że nie był też wielkim fanem polowań.

Obserwował, jak jego syn gra w piłkę nożną. W roku szkolnym obserwował syna na pierwszej bazie szkolnej drużyny baseballowej.

Obserwował też, jak jego córka gra w siatkówkę, a potem robi sobie przerwę przed uderzeniem sezonu piłkarskiego.

A jego dziecko obserwował, jak tańczy.

Poza tym, teraz, kiedy nie miał już żony i miał rodzinę tylko co drugi tydzień, siedział przy biurku i słuchał, jak jego zastępcy pytają go, jak sobie poradzić z panią Schmidt oskarżającą sąsiada, pana Christensona, o kradzież pomidorów z jej ogrodu. Ćwiczył na siłowni. Spotykał się ze swoimi chłopcami w Outpost, żeby złapać mecz lub trzy. I oglądał tony telewizji.

A w ostatnią sobotę poszedł do Dew Drop na Country Road 65 i słuchał jak Greta śpiewa.

Pomiędzy występami, po tym jak kupił jej drinka, rozmawiali.

Gdy skończyła, odwiózł ją do domu.

A potem kochał się z nią.

Nie pieprzył jej.

Kochał się z nią.

Zaczęło się inaczej, gorąco, ciężko, mokro, desperacko.

Potem, z jakiegoś powodu, to się zmieniło.

Nie, nie z jakiegoś powodu.

On znał powód.

Skubnął zębami jej ucho, a ona odwróciła głowę, odsuwając jego usta, i w świetle księżyca zobaczył jej twarz.

Wyglądała na podnieconą. Było mu gorąco i podniecał się tym, że sprawił, że tak wyglądała.

Ale też się uśmiechała.

Podobało jej się to, co zrobił, jak się poczuła, wszystko, co zrobił i jak się poczuła.

Ale też po prostu go lubiła.

A jemu się to podobało.

Nie miał kobiety od czasu, kiedy Hope powiedziała mu, że chce, żeby odszedł, a kiedy przekonywał, że popełnia ogromny błąd, dla niej, ich dzieci, ich rodziny, jego, ich, a ona nie odpuszczała, odszedł. Przez rok rozłąki, cały czas myślał, że ją odzyska i nie zamierzał przekręcić tej szansy w żaden sposób.

Ale nawet gdyby to była tylko jego ręka i wiele dobrych wspomnień, które mógłby jeszcze ulepszyć w swojej głowie, z Gretą, bez względu na to, ile czasu minęło, odkąd był w kobiecie, robił to powoli. Nie spieszył się. I zabrał je obie tam, gdzie był tylko z jedną kobietą w swoim życiu.

Jego żona.

I było lepiej niż kiedykolwiek z Hope.

O wiele lepiej.

Ponad wszystko, co wiedział, że może się zdarzyć.

Wiedział też dlaczego.

Ponieważ Greta o wspaniałym głosie, wspaniałych włosach, pięknej twarzy i obfitych krągłościach wiedziała, co też lubi.

Ale to, co lubiła, nie polegało na zdobywaniu tego, czego chciała.

Chodziło o dawanie.

A Hix nigdy tego nie miał. Nie w ten sposób. Nie w pełni. Czyste. Chodziło o to, że ona podniecała się dawaniem mu, nawet jak on podniecał się dawaniem jej.

Ani razu w jego małżeństwie. Ani razu w żadnym związku.

On dawał.

Nie dostawał.

Z wyjątkiem dzieci, które dawały mu wszystko, czego potrzebował, po prostu oddychając.

To też mu się podobało. Kochał swoją żonę i był typem mężczyzny, który uważał, że to jest jego zadanie, aby zrobić wszystko, aby dać żonie to, czego potrzebowała, czego chciała, co czyniło ją szczęśliwą.

Nie znał innej drogi, bo nie chciał jej mieć.

Dopóki nie miał innego sposobu.

"Szefie?"

Kiedy Bets go zawołał, Hix zdał sobie sprawę, że stoi tuż przy drzwiach nie ruszając się z miejsca.

Cholera.

Przysunął się do wahadłowych półdrzwi i zamachnął się przez nie, i jak zwykle w przypadku Bets, radząc sobie z nią w jedyny sposób, w jaki zmusiła go swoim gównem do radzenia sobie z nią.

Trzymał jej oczy tylko tak długo, jak było to konieczne, by powiedzieć: "Mornin'".

Przeszedł środkowym przejściem między biurkami, gdy odpowiedziała, "Mornin'. Udany weekend?"

Przeszedł tuż obok niej, mrucząc, "Yup."

I miał, po raz pierwszy od około roku i trzech tygodni.

Albo przynajmniej miał dobry sobotni wieczór.

Dopóki jej nie spieprzył.

Poszedł do swojego biura, potem do biurka, rzucił na nie swój telefon i okrążył je, uderzając w przycisk uruchamiający komputer.




Rozdział drugi (4)

Jego biurko stało z boku pokoju, plecami do ściany, za którą znajdowały się cele.

Zrobił to, ponieważ nie chciał, aby jego biurko było skierowane w stronę okna. To sugerowałoby jego zastępcom, że ma ich na oku. Nie chciał też, aby jego plecy były zwrócone do okna, nie dlatego, że nie chciał, aby jego plecy były zwrócone do drzwi, to okno też było kuloodporne. Ponieważ nie chciał, żeby jego zastępcy widzieli ekran jego komputera lub obserwowali go, kiedy nie był świadomy.

Więc było na boku. Mieli swoją prywatność, tak jak i on.

Stał już za biurkiem, zamierzając posadzić swój tyłek na krześle, kiedy z drzwi naprzeciwko niego dobiegł głos Betsa.

"Słyszałem, że trafiłeś na Dew Drop".

Kolejna rzecz, której nie lubił w małych miasteczkach w niezbyt zaludnionych hrabstwach.

Nie mając wiele innego do roboty, każdy wtrącał się w sprawy innych.

I bez dużo inny skupić się, każdy dostał się w każdy inny's biznes.

Ale z nim, z jakiegoś powodu, jeszcze zanim został szeryfem, wszyscy uważali, że to on jest ich sprawą. Jego, Hope i ich dzieci.

Gorzej, że to Bets uderzył w jego drzwi z samego rana w poniedziałek, dzieląc się tym.

Cholera.

No to się zaczyna, pomyślał.

Weszła do środka i Hix pokonał z powrotem westchnienie.

"Byłam tam kilka razy. To całkiem fajne" - zauważyła.

Przed ostatnią sobotą był tam tylko raz, lata wcześniej, na nocnym wypadzie z Hope.

I Bets miała rację. Dew Drop było fajne. Na odludziu, mnóstwo miejsc do parkowania, bo wszystko wokół było polem, budynek wyglądał jak rudera.

A to dlatego, że w tamtych czasach była to chata, do której nieliczni Afroamerykanie w hrabstwie McCook i jego okolicach, a także nieliczni inni mieszkańcy, którzy znali się na rzeczy, mogli pójść posłuchać jazzu lub bluesa granego i śpiewanego przez wędrownych artystów, którzy nigdy nie przegapili szansy na zrobienie czegoś swojego w nadziei na zdobycie sławy.

Ale też nigdy nie przegapiliby szansy, by dać kierownictwu Dew Drop okazję do zarobienia na okładce.

W hrabstwie McCook było wiele osób, które cieszyły się szacunkiem jego mieszkańców.

Ale była tylko garstka, która miała szacunek okazany Gemini Jonesowi.

Ten człowiek był czwartym pokoleniem w swojej rodzinie, które posiadało i zarządzało tą chatą.

I może to była rudera za dawnych czasów, ale teraz, gdy wchodziłeś, miałeś klasyczne różowo-niebieskie oświetlenie, pluszowe półokrągłe kabiny, stoliki przed małą, intymną sceną z maleńkimi lampami w bordowym odcieniu i długimi różowymi obrusami, napoje podawane w szklankach z łodygami lub ciężkich kuflach ustawionych na grubych serwetkach koktajlowych w kolorze morskiego błękitu. Piwo podawano tylko z beczki. A gdy tylko usiadłeś, na stole przed tobą stawiano małą miseczkę z podgrzanymi migdałami i nerkowcami.

Gdyby ten klub znajdował się w jakimkolwiek mieście w jakimkolwiek kraju zachodniego świata, byłby fajny jak diabli i popularny.

Zamiast tego, znajdował się na środku pustkowia w Nebrasce i był fajny jak diabli. Ale klientela była cienka na ziemi, więc nawet jeśli był popularny, jak najlepiej może być, tłum był tylko zdrowy, a nie to, co ten klub zasługiwał -heaving.

"Yup, jest fajnie", zgodził się Hix, nie siedząc, tylko patrząc w oczy Bets.

Wykonała ruch swoim ciałem, który, gdyby pozwolić na jego pełnię, kazałby jej przeciągnąć palcem buta po podłodze.

Hix ponownie westchnął.

Bets przemówiła.

"Słyszałem, że mają nową piosenkarkę".

Dobra, nie było nawet ósmej rano, a on miał zły dzień.

Ale nawet jeśli nie był, to to gówno musiało się skończyć.

To gówno to Bets, która się w nim podkochuje.

Miała to zanim jego żona się z nim rozwiodła. Ale kiedy usłyszała, że Hope go wyrzuciła, zaczęła się podniecać.

Nawet wcześniej, nie była dobra w ukrywaniu tego. Kiedy przekonała się, że ma szansę, nie zawracała sobie głowy.

Jego dwaj zastępcy - jeden w sposób sympatyczny, drugi w sposób dupkowaty - tak głęboko przeżywali możliwość czegoś, co było niemożliwe, że odbiło się to od niej.

Jego druga kobieta zastępca, Donna, nie myślała o tym zbyt wiele.

Nie zrugała. Rzucała spojrzenia, potem brała Bets na bok i urządzała pogawędki, a kiedy to nie skutkowało, korzystała z każdej nadarzającej się okazji, żeby podzielić się, jak tylko mogła, że Bets nie robi łaski siostrzanemu środowisku stróżów prawa.

Hix miał nadzieję, że Donna, weteranka przy głównie debiutantce Bets, przebije się. A tymczasem postawił sprawę bardzo jasno na wszelkie możliwe sposoby, nie będąc przy tym dupkiem.

To nie działało.

A teraz Bets wiedział, że załatwił sobie coś od Grety, co oznaczało, że inni też wiedzieli, co nie czyniło go szczęśliwym.

Ale jej chodzenie do jego biura z samego rana w poniedziałek, żeby poruszyć ten temat na swój irytujący sposób, sprawiło, że był mniej zadowolony.

Wszystko to popchnęło go do deklaracji: "Racja, zastępco, musimy to wyjaśnić".

Obserwował, jak jej ciało idzie w miejscu, jak jej skupienie na nim poszło ostre.

"Been tryin', aby wyjaśnić rzeczy w sposób, który nie spowodowałby szkody," podzielił się. "Ponieważ nie otrzymujesz tej wiadomości, obawiam się, że będę musiał być bardziej bezpośredni".

"Hix-" zaczęła, zaczynając wyglądać na spanikowaną.

"W tej chwili jestem szeryfem," przerwał jej.

Jej oczy zrobiły się szerokie, a on patrzył jak przełyka.

Wiedział dlaczego, wszystkie powody.

Jednym z nich był fakt, że to on był szeryfem, więc nie czuł potrzeby, by wmuszać to w gardło swoim zastępcom. Nazywali go Hix. On zwracał się do nich po imieniu. O ile nie była to oficjalna sytuacja, w której musieli zakomunikować obywatelom, którym służyli, że mają przechlapane, tak właśnie było. Byli zespołem. On był ich przywódcą. Wiedzieli o tym i nie potrzebowali przypomnień.

Aż do teraz.

Nie przestawał na nią patrzeć.

"Trzy rzeczy dzieją się tutaj, które sprawiają, że ta jedna rzecz, którą chcesz, aby się wydarzyła, jest czymś, co nigdy nie nastąpi."

Podniósł rękę, palec wskazał w górę, a on go wymamrotał, zanim opuścił rękę i kontynuował.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Zakochaj się w skomplikowanych"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści