Desperacka walka

Rozdział 001 - Good Morning Brother (1)

==========

Rozdział 001 - Good Morning Brother

==========

Oczy Zoriana gwałtownie wystrzeliły w górę, gdy z jego brzucha wybuchł ostry ból. Całe jego ciało drgnęło, wyginając się o przedmiot, który na niego spadł, i nagle był szeroko rozbudzony, bez śladu senności w jego umyśle.

"Dzień dobry, bracie!" irytująco wesoły głos zabrzmiał tuż nad nim. "Rano, rano, RANO!!!"

Zorian olśnił swoją młodszą siostrę, ale Kirielle tylko uśmiechnęła się do niego policzkowo, wciąż rozłożona na jego brzuchu. Nucąc do siebie z oczywistą satysfakcją, kopała figlarnie nogami w powietrzu, studiując gigantyczną mapę świata, którą Zorian przykleił do ściany obok swojego łóżka. A raczej udawała, że studiuje - Zorian widział, że obserwuje go uważnie kątem oka, szukając reakcji.

To właśnie dostał za to, że nie zamknął drzwi na klucz i ustawił podstawowy obwód alarmowy wokół swojego łóżka.

"Odejdź", powiedział jej w najspokojniejszym głosie, jaki mógł zmusić.

"Mama powiedziała, żeby cię obudzić", powiedziała rzeczowo, nie ruszając się ze swojego miejsca.

"Nie tak, nie zrobiła tego", mruknął Zorian, przełykając swoją irytację i cierpliwie czekając, aż opuści gardę. Przewidywalnie, Kirielle stała się wyraźnie wzburzona po zaledwie kilku chwilach tego udawanego braku zainteresowania. Zanim zdążyła wybuchnąć, Zorian szybko chwycił ją za nogi i klatkę piersiową i przerzucił przez krawędź łóżka. Upadła na podłogę z hukiem i oburzonym wrzaskiem, a Zorian szybko poderwał się na nogi, by lepiej zareagować na wszelką przemoc, z jaką mogłaby zdecydować się na odwet. Zerknął na nią i prychnął pogardliwie. "Na pewno będę o tym pamiętał następnym razem, gdy zostanę poproszony o obudzenie cię".

"Śmiertelna szansa na to," ripostowała wyzywająco. "Zawsze śpisz dłużej niż ja".

Zorian po prostu westchnął w porażce. Cholerny mały imp, ale miała rację w tej kwestii.

"Więc...", zaczęła podekscytowana, skacząc na nogi, "jesteś podekscytowany?".

Zorian obserwował ją przez chwilę, gdy odbijała się po jego pokoju jak małpa na kofeinie. Czasami chciał mieć trochę tej jej bezgranicznej energii. Ale tylko trochę.

"O czym?" Zorian zapytał niewinnie, udając ignorancję. Wiedział oczywiście, co miała na myśli, ale ciągłe zadawanie oczywistych pytań było najszybszym sposobem na sfrustrowanie jego młodszej siostry, by porzuciła rozmowę, której wolałby nie prowadzić.

"Powrót do akademii!" marudziła, wyraźnie świadoma tego, co robił. Musiał nauczyć się kilku nowych sztuczek. "Nauka magii. Możesz mi pokazać jakąś magię?"

Zorian wypuścił długo cierpiące westchnienie. Kirielle zawsze traktowała go jak towarzysza zabaw, mimo że robił wszystko, by jej nie zachęcać, ale zwykle pozostawała w pewnych niewypowiedzianych granicach. W tym roku była wręcz niemożliwa, a matka nie reagowała na jego błagania, by ją powstrzymać. Powiedziała, że przez cały dzień tylko czytał, więc to nie było tak, że robił coś ważnego. Na szczęście przerwa letnia dobiegała końca i mógł wreszcie uciec od nich wszystkich.

"Kiri, muszę się spakować. Może dla odmiany pójdziesz dokuczać Fortovowi?"

Spojrzała na niego nieszczęśliwie, a potem podniosła się, jakby coś sobie przypominając, i wybiegła z pokoju. Oczy Zoriana rozszerzyły się, gdy zdał sobie sprawę z tego, co zamierzała zrobić o sekundę za późno.

"Nie!" krzyknął biegnąc za nią, tylko po to, by drzwi łazienki zatrzasnęły się na jego twarzy. Wbił się w drzwi w frustracji. "Cholera, Kiri! Miałeś cały czas na świecie, aby pójść do łazienki, zanim się obudziłem!"

"Sucks to be you," była jej jedyną odpowiedzią.

Po rzuceniu kilku przekleństw w stronę drzwi, Zorian wrócił do swojego pokoju, żeby się ubrać. Był pewien, że będzie w środku przez wieki, choćby po to, żeby mu dokuczyć.

Szybko przebrał się z piżamy i założył okulary, po czym rozejrzał się po swoim pokoju. Z zadowoleniem zauważył, że Kirielle nie grzebała w jego rzeczach przed obudzeniem go. Miała bardzo rozmyte pojęcie o (cudzej) prywatności.

Pakowanie nie zajęło Zorianowi dużo czasu - szczerze mówiąc, nigdy się nie rozpakował i wróciłby do Cyorii tydzień temu, gdyby myślał, że matka na to pozwoli. Właśnie pakował swoje przybory szkolne, gdy z irytacją zorientował się, że brakuje niektórych jego podręczników. Mógłby spróbować zaklęcia lokalizującego, ale był całkiem pewien, że wie, gdzie się skończyły. Kirielle miała zwyczaj zabierania ich do swojego pokoju, bez względu na to, ile razy Zorian mówił jej, żeby trzymała swoje lepkie paluszki z dala od nich. Opierając się na przeczuciu, dwukrotnie sprawdził swoje przybory do pisania i, jak się okazało, zostały one znacznie uszczuplone.

Zawsze tak się działo - za każdym razem, gdy wracał do domu, Kirielle robiła nalot na jego przybory szkolne. Pomijając problemy etyczne związane z włamaniem do pokoju brata w celu kradzieży jego rzeczy, co ona robiła z tymi wszystkimi ołówkami i gumkami? Tym razem specjalnie kupił dodatkowe z myślą o siostrze, ale to wciąż było za mało. W szufladzie nie mógł znaleźć ani jednej gumki, a kupił ich całą paczkę przed powrotem do domu. Dlaczego Kirielle nie mogła po prostu poprosić matki, żeby kupiła jej jakieś książki i długopisy, tego Zorian nigdy nie rozumiał. Była najmłodszą i jedyną córką, więc matka zawsze chętnie ją rozpieszczała - lalki, które namówiła matkę, żeby jej kupiła, były pięć razy droższe niż kilka książek i stos ołówków.

W każdym razie, choć Zorian nie miał złudzeń, że kiedykolwiek jeszcze zobaczy swoje przybory do pisania, naprawdę potrzebował tych podręczników. Mając to na uwadze, pomaszerował do pokoju siostry, ignorując ostrzeżenie "Nie zbliżać się!" na drzwiach, i szybko znalazł brakujące książki w ich zwykłym miejscu - sprytnie ukryte pod łóżkiem, za kilkoma wygodnie umieszczonymi pluszakami.

Po spakowaniu się zszedł na dół, aby coś zjeść i zobaczyć, czego chce od niego matka.

Chociaż jego rodzina myślała, że po prostu lubi spać, Zorian miał powód, by późno wstawać. Dzięki temu mógł w spokoju zjeść swoje jedzenie, bo wszyscy inni zdążyli już zjeść śniadanie. Niewiele rzeczy denerwowało go bardziej niż ktoś próbujący nawiązać rozmowę podczas jedzenia, a to był właśnie czas, kiedy reszta jego rodziny była najbardziej rozmowna. Niestety, tego ranka ten spokój wydawał się nieosiągalny. Nie zdążył nawet skończyć zejścia do kuchni, kiedy matka rzuciła się na niego, znajdując w nim coś, co jej się nie podobało.




Rozdział 001 - Good Morning Brother (2)

"Chyba nie masz zamiaru wyjść tak wyglądając, prawda?" zapytała.

"Co w tym złego?" zapytał Zorian. Miał na sobie proste brązowe spodnie i czystą białą koszulę. Trochę zwykłe i utylitarne, ale niewiele różniące się od strojów, które nosili inni chłopcy w podobnym wieku, gdy szli do miasta. Wydawało mu się to po prostu w porządku.

"Nie możesz wychodzić tak wyglądając" - powiedziała jego matka z długo cierpiącym westchnieniem. "Jak myślisz, co ludzie powiedzą, gdy zobaczą cię w tym ubranego?".

"Nic?" próbował Zorian.

"Zorian, nie bądź taki trudny," trzasnęła na niego. "Nasza rodzina jest jednym z filarów tego miasta. Jesteśmy pod obserwacją za każdym razem, gdy wychodzimy z domu. Wiem, że nie dbasz o takie rzeczy, ale pozory są ważne dla wielu ludzi. Musisz zdać sobie sprawę, że nie jesteś wyspą i nie możesz decydować o sprawach, jakbyś była sama na świecie. Jesteś członkiem tej rodziny, a twoje działania nieuchronnie odbijają się na naszej reputacji. Nie pozwolę, byś przynosił mi wstyd, wyglądając jak zwykły pracownik fabryki. Wróć do swojego pokoju i włóż odpowiednie ubranie".

Zorian powstrzymał się przed przewróceniem oczami tylko na tyle długo, by odwrócić się do niej plecami. Być może jej poczucie winy byłoby bardziej skuteczne, gdyby to był pierwszy raz, kiedy próbowała je na nim zastosować. Mimo to nie warto było się kłócić, więc przebrał się w droższy zestaw ubrań - bardziej kolorową koszulę z delikatnego, farbowanego lnu, który preferowała jego matka, oraz bardziej wyszukaną marynarkę z guzikami z kości słoniowej i innymi rzeczami. To była przesada, biorąc pod uwagę, że cały dzień spędzi w pociągu, ale matka skinęła głową z aprobatą, gdy zobaczyła go schodzącego po schodach. Kazała mu się obrócić i przez chwilę pozować jak pokazowe zwierzę, po czym orzekła, że jest "całkiem przyzwoity". Poszedł do kuchni i, ku jego irytacji, matka poszła za nim. Wyglądało na to, że dziś nie ma jedzenia w spokoju.

Ojciec na szczęście był na jednym ze swoich 'wyjazdów służbowych', więc Zorian nie będzie miał z nim dzisiaj do czynienia.

Wszedł do kuchni i zmarszczył brwi, gdy zobaczył, że na stole czeka już na niego miska z kaszą. Zazwyczaj sam robił sobie śniadanie i tak mu się podobało, ale wiedział, że jego matka nigdy tego nie akceptowała. To był jej pomysł na gest pokoju, co oznaczało, że zamierzała poprosić go o coś, co mu się nie spodoba.

"Pomyślałam, że przygotuję dziś coś dla ciebie, a wiem, że zawsze lubiłeś kaszę" - powiedziała. Zorian powstrzymał się od wspomnienia, że nie lubił jej od około ósmego roku życia. "Spałeś jednak dłużej niż myślałam, że będziesz. Zrobiło się zimno, gdy na ciebie czekałam."

Zorian przewrócił oczami i rzucił nieco zmodyfikowane zaklęcie "podgrzewania wody" na kaszę, która natychmiast wróciła do przyjemnej temperatury.

Zjadł śniadanie w milczeniu, podczas gdy matka długo rozmawiała z nim o sporze dotyczącym upraw, w który zamieszany był jeden z ich dostawców, tańcząc wokół każdego tematu, który chciała poruszyć. Bez wysiłku wyłączył ją. Była to praktycznie umiejętność przetrwania dla każdego dziecka w rodzinie Kazińskich, ponieważ zarówno matka, jak i ojciec mieli skłonność do przedłużających się wykładów na każdy możliwy temat, ale tym bardziej dla Zoriana, który był czarną owcą rodziny i przez to poddawany takim monologom częściej niż reszta. Na szczęście jego matka nie pomyślała o jego milczeniu, ponieważ Zorian zawsze był tak cichy, jak to tylko możliwe przy swojej rodzinie - wiele lat temu nauczył się, że jest to najłatwiejszy sposób na dogadanie się z nimi.

"Matko," przerwał jej, "właśnie obudziłem się przez Kiri skaczącą na mnie, nie miałem okazji pójść do łazienki, a teraz ty mnie dręczysz podczas jedzenia. Albo przejdź do rzeczy, albo poczekaj kilka minut, kiedy skończę śniadanie".

"Znowu to zrobiła?" zapytała jego matka, rozbawienie oczywiste w jej głosie.

Zorian przetarł oczy, nic nie mówiąc, zanim ukradkiem wbił jabłko z miski na stole, gdy matka nie patrzyła. Było wiele irytujących rzeczy, które Kirielle robiła raz po raz, ale narzekanie na to matce było stratą czasu. Nikt w tej rodzinie nie był po jego stronie.

"Och, nie bądź taki," powiedziała matka, zauważając jego mniej niż zadowoloną reakcję. "Ona jest po prostu znudzona i bawi się z tobą. Bierzesz wszystko zbyt poważnie, tak jak twój ojciec".

"Nie jestem taki jak mój ojciec!" upierał się Zorian, podnosząc głos i zerkając na nią. To był powód, dla którego nienawidził jeść z innymi ludźmi. Wrócił do swojego śniadania z nowym zapałem, chcąc skończyć to jak najszybciej.

"Oczywiście, że nie jesteś," powiedziała matka zwiewnie, przed nagłym przełączeniem tematu. "Właściwie, to przypomina mi o czymś. Twój ojciec i ja wybieramy się do Koth, by odwiedzić Daimena."

Zorian zagryzł łyżkę w ustach, by powstrzymać się od złośliwego komentarza. Zawsze było to Daimen to, Daimen tamto. Bywały dni, kiedy Zorian zastanawiał się, dlaczego jego rodzice mają jeszcze trójkę dzieci, skoro tak bardzo kochali swojego najstarszego syna. Naprawdę, jechać na inny kontynent tylko po to, żeby go odwiedzić? Co, mieli umrzeć, jeśli nie widzieli go przez rok?

"Co to ma wspólnego ze mną?" zapytał Zorian.

"To będzie przedłużona wizyta," powiedziała. "Będziemy tam przez około sześć miesięcy, większość z nich spędzimy podróżując z jednego miejsca do drugiego. Ty i Fortov będziecie oczywiście w akademii, ale martwię się o Kirielle. Ma tylko dziewięć lat i nie czuję się komfortowo zabierając ją ze sobą."

Zorian zmrużył wewnętrznie oczy, w końcu łapiąc, czego od niego chciała. Do diabła. Nie.

"Matko, mam piętnaście lat," zaprotestował.

"No i?" zapytała. "Twój ojciec i ja byliśmy już małżeństwem, kiedy byliśmy w twoim wieku".

"Czasy się zmieniają. Poza tym, większość dnia spędzam w akademii," odpowiedział Zorian. "Dlaczego nie poprosisz Fortova, żeby się nią zajął? Jest o rok starszy i ma własne mieszkanie."

"Fortov jest na czwartym roku", powiedziała surowo jego matka. "W tym roku kończy studia, więc musi się skupić na ocenach".

"To znaczy, że powiedział nie," podsumował głośno Zorian.




Rozdział 001 - Good Morning Brother (3)

"A poza tym...", kontynuowała, ignorując jego uwagę, "jestem pewna, że jesteś świadomy, jak nieodpowiedzialny potrafi być czasem Fortov. Nie sądzę, żeby nadawał się do wychowywania małej dziewczynki."

"A czyja to wina?" Zorian mruknął cicho, głośno upuszczając łyżkę i odsuwając od siebie talerz. Może Fortov był nieodpowiedzialny, bo wiedział, że matka i ojciec po prostu zrzucą swoje obowiązki na Zoriana, jeśli tylko będzie wystarczająco długo grał głupka. Czy nigdy nie przyszło jej to do głowy? Dlaczego to na niego zawsze spadał obowiązek zajmowania się małym impem? Cóż, nie zamierzał się tym obarczać! Jeśli Fortov był zbyt dobry, by zajmować się Kirielle, to Zorian również!

W dodatku ta mała gaduła bez wątpienia doniosłaby matce o wszystkim, co zrobił, bez chwili zastanowienia. Najlepszą rzeczą w uczęszczaniu do szkoły tak daleko od domu było to, że mógł robić co chciał, a jego rodzina nie była mądrzejsza, i nie było mowy, żeby z tego zrezygnował. Naprawdę, to była tylko przejrzysta sztuczka jego matki, żeby go szpiegować, żeby mogła go pouczać o dumie rodzinnej i właściwych manierach.

"Nie sądzę, żebym się do tego nadawał," kontynuował Zorian nieco głośniej. "Powiedziałeś zaledwie kilka minut temu, że jestem wstydem dla rodziny. Nie chcielibyśmy skorumpować małej Kiri moją beztroską postawą, prawda?".

"Ja nie..."

"Nie!" krzyknął Zorian, odcinając matkę, zanim ta zdążyła się inaczej wykłócić.

"Och, miej to po swojemu," skrzywiła się z rezygnacją. "Ale naprawdę, nie sugerowałam-"

"O czym ty mówisz?" Kirielle zawołała zza niego.

"Rozmawialiśmy o tym, jakim zgniłym bachorem jesteś," odparł Zorian.

"Nie, nie byliście!"

Zorian tylko przewrócił oczami i podniósł się z fotela, zamierzając pójść do łazienki, tylko po to, by znaleźć wściekłą młodszą siostrę blokującą mu drogę. Naprawdę, co się z nią dzisiaj działo?

Na szczęście właśnie w tym momencie rozległo się pukanie i cała trójka odwróciła się ze zdziwieniem do drzwi domu, osadzonych w dalekiej ścianie pokoju.

"Ja to zrobię," mruknął Zorian po krótkiej przerwie, wiedząc, że Matka zażąda, by jedno z nich otworzyło drzwi i że Kirielle w najbliższym czasie nie ruszy się ze swojego miejsca. Kiedy chciała, potrafiła być bardzo uparta.

W ten sposób Zorian znalazł się na miejscu, w którym wpatrywał się w przyglądającą się mu kobietę o starannie przyciętych brązowych włosach, ubraną w garnitur w kolorze khaki, najwyraźniej drogiej marki, i trzymającą w ręku grubą książkę.

Kobieta rzuciła mu oceniające spojrzenie, dopasowując okulary. "Zorian Kazinski?"

"Uh, tak?" odpowiedział, niepewny jak zareagować na ten rozwój wydarzeń.

"Jestem Ilsa Zileti, z Królewskiej Akademii Sztuk Magicznych Cyorii. Jestem tu, aby omówić wyniki twojej certyfikacji."

Zorian mógł poczuć jak krew odpływa z jego twarzy. Wysłali prawdziwego maga, żeby z nim porozmawiał!? Co on zrobił, żeby to uzasadnić!? Matka miała zamiar obedrzeć go żywcem ze skóry!

"Nie ma pan kłopotów, panie Kaziński," powiedziała, uśmiechając się z rozbawieniem. "Akademia ma zwyczaj wysyłania przedstawiciela do studentów trzeciego roku, aby omówić różne interesujące ich sprawy. Wyznaję, że powinnam była odwiedzić pana wcześniej, ale w tym roku byłam nieco zajęta. Masz moje przeprosiny."

Zorian wpatrywał się w nią przez kilka sekund.

"Czy mogę wejść? Zawsze czułem się dość niezręcznie stojąc na schodach..."

"Huh? Oh!" powiedział Zorian. "Proszę wybaczyć moje maniery, panno Zileti. Proszę wejść, proszę wejść."

"Dziękuję," przyjęła grzecznie, wchodząc do domu.

Po szybkim przedstawieniu matki i siostry, Ilsa zapytała Zoriana, czy ma gdzieś, gdzie mogliby prywatnie omówić sprawy szkolne. Matka - równie bystra, co nieznośna - szybko zdecydowała, że musi iść na targ w mieście, zabierając ze sobą Kirielle. Zorian został sam w domu z magiem, który szybko rozrzucił różne papiery na kuchennym biurku.

"A więc, Zorian," zaczęła. "Wiesz już, że zdałeś certyfikację".

"Tak, dostałem pisemne zawiadomienie," powiedział Zorian. "Cirin nie ma wieży magów, więc zamierzałem odebrać odznakę po powrocie do Cyorii".

Ilsa po prostu podała mu zapieczętowany zwój. Zorian oglądał zwój przez kilka sekund, a następnie próbował złamać pieczęć, aby móc go przeczytać. Niestety, pieczęć była dość trudna do złamania. Nienaturalnie wręcz.

Zmarszczył brwi. Ilsa nie dałaby mu zwoju w taki sposób, gdyby nie sądziła, że ma zdolność do jego otwarcia. Jakiś test? Nie był nikim strasznie wyjątkowym, więc to musiałoby być coś dość łatwego. Jaką umiejętność posiadał każdy świeżo mianowany mag, która...

Och. Prawie przewrócił oczami, gdy zrozumiał, o co chodzi. Skierował trochę many do pieczęci, a ta natychmiast złamała się w połowie, pozwalając Zorianowi w końcu rozwinąć zwój. Był on napisany bardzo staranną kaligrafią i wyglądał na jakiś dowód jego tożsamości jako maga pierwszego kręgu. Zerknął na Ilsę, która skinęła głową z aprobatą, potwierdzając Zorianowi, że właśnie zdał jakiś test.

"Tak naprawdę nie musisz odbierać odznaki, dopóki nie skończysz szkoły," powiedziała. "Odznaka jest dość droga i nikt nie będzie cię o nią niepokoił, chyba że planujesz otworzyć sklep lub w inny sposób sprzedawać swoją magiczną wiedzę. Jeśli ktoś cię o nią zapyta, po prostu skieruj go do akademii i wszystko wyjaśnimy."

Zorian wzruszył ramionami. Chociaż zamierzał oderwać się od rodziny, wolał poczekać do ukończenia studiów, a to było za dwa lata. Poinstruował ją, żeby kontynuowała.

"To jest łatwa część zakończona, wtedy. Teraz...," zaczęła przeszukiwać kieszenie swojego kombinezonu, jakby czegoś szukając, "zapisy mówią, że przez ostatnie dwa lata mieszkałeś w mieszkaniach akademii. Zakładam, że zamierzasz to kontynuować?"

Zorian skinął głową w samą porę, by Ilsa wyciągnęła dość dziwny klucz, który niezwłocznie mu wręczyła. Obrócił go w jednej ręce i zbadał. Zorian wiedział, jak działają zamki, a przy odrobinie czasu potrafił nawet wyłapywać prostsze, ale nie mógł zrozumieć, jak ten klucz miał działać - nie miał "zębów", które pasowałyby do bębenków wewnątrz zamka. Pod wpływem przeczucia skierował do niego trochę many, a na powierzchni metalu natychmiast zapaliły się nikłe, złote linie. Spojrzał na Ilsę z niemym pytaniem.



Rozdział 001 - Good Morning Brother (4)

"Mieszkanie dla trzecich lat działa inaczej niż jesteś przyzwyczajony," powiedziała mu. "Jak zapewne wiesz, teraz, gdy jesteś certyfikowanym magiem pierwszego kręgu, akademia jest upoważniona do uczenia cię zaklęć pierwszego kręgu i wyższych. Ponieważ będziesz miał do czynienia z wrażliwymi materiałami, wymagane jest większe bezpieczeństwo, więc przeniesiesz się do innego budynku. Zamek w twoich drzwiach jest uzależniony od twojej many, więc będziesz musiał skierować trochę swojej osobistej many do klucza, tak jak zrobiłeś to przed chwilą, zanim się otworzy."

"Ach," powiedział Zorian. Bezczynnie obracał klucz w dłoni, zastanawiając się, jak dokładnie zdobyli jego sygnaturę many. Coś do zbadania później, przypuszczał.

"Normalnie wyjaśniłbym ci szczegółowo, co to znaczy być studentem trzeciego roku w magicznej akademii Cyorii, ale słyszałem, że masz pociąg odjeżdżający wkrótce, więc dlaczego nie przeskoczymy od razu do głównego powodu, dla którego tu jestem: twojego mentora i przedmiotów do wyboru. Później możesz mnie zapytać o wszystko, co chcesz wiedzieć."

Zorian ożywił się na to, zwłaszcza na wzmiankę o "mentorze". Każdy trzeci rok otrzymywał mentora, z którym spotykał się raz w tygodniu, który miał uczyć studentów w sposób niemożliwy do osiągnięcia w standardowej klasie i pomagać im w osiągnięciu ich maksymalnego potencjału. Wybór mentora mógł zaważyć na karierze magicznej lub ją przerwać, więc Zorian wiedział, że musi wybierać ostrożnie. Na szczęście popytał wśród starszych uczniów, aby dowiedzieć się, którzy z nich są dobrzy, a którzy źli, więc pomyślał, że będzie w stanie zdobyć przynajmniej jednego ponadprzeciętnego.

"Więc z jakich mentorów mogę wybierać?" zapytał Zorian.

"Cóż, właściwie obawiam się, że nie możesz," powiedziała Ilsa. "Jak już mówiłam, miałam dotrzeć do ciebie wcześniej. Niestety, wszyscy mentorzy z wyjątkiem jednego wypełnili swój limit uczniów w tym momencie."

Zorian miał złe przeczucia... "A ten mentor to?"

"Xvim Chao."

Zorian jęknął, zakopując twarz w dłoniach. Ze wszystkich nauczycieli, Xvim był powszechnie uznawany za najgorszego mentora, jakiego można było dostać. To po prostu musiał być on, prawda?

"Nie jest tak źle," zapewniła go Ilsa. "Plotki są w większości przesadzone, i przeważnie rozsiewane przez uczniów niechętnych do wykonywania takiej pracy, jakiej profesor Xvim wymaga od swoich podopiecznych. Jestem pewna, że utalentowany, pracowity student, taki jak ty, nie będzie miał z nim żadnych problemów."

Zorian parsknął. "Przypuszczam, że nie ma szans na przeniesienie do innego mentora, prawda?"

"Nie bardzo. W zeszłym roku mieliśmy naprawdę dobrą zdawalność, a wszyscy mentorzy są w tym momencie zawaleni uczniami. Profesor Xvim jest najmniej obciążony z dostępnych mentorów."

"Mój, zastanawiam się dlaczego," mruknął Zorian. "W porządku, w porządku. A co z przedmiotami do wyboru?"

Ilsa wręczyła mu kolejny zwój, ten odpieczętowany, zawierający listę wszystkich zajęć do wyboru oferowanych przez akademię. Był długi. Bardzo długa. Można było zapisać się praktycznie na wszystko, nawet na rzeczy, które nie miały ściśle magicznej natury: rzeczy takie jak zaawansowana matematyka, klasyczna literatura i architektura. To było do przewidzenia, naprawdę, ponieważ magiczna tradycja Ikosian zawsze była nierozerwalnie związana z innymi intelektualnymi dążeniami.

"W tym roku możesz wybrać do pięciu, ale nie mniej niż trzy przedmioty do wyboru. Byłoby o wiele wygodniej dla nas, gdybyś zrobił to teraz, abyśmy mogli sfinalizować plany w weekend przed rozpoczęciem zajęć. Nie bądź zbytnio onieśmielony samą wielkością listy. Nawet jeśli wybierzesz coś, co nie przypadnie ci do gustu, możesz zmienić przedmiot na inny podczas pierwszego miesiąca szkoły."

Zorian zmarszczył brwi. Było wiele przedmiotów do wyboru i nie był pewien, które z nich chce wybrać. Już i tak został olany w dziale mentorskim, więc naprawdę nie mógł sobie pozwolić na spieprzenie sprawy. To zajmie trochę czasu.

"Proszę nie odebrać tego w zły sposób, panno Zileti, ale czy miałaby pani coś przeciwko, gdybyśmy zrobili krótką przerwę, zanim pójdziemy dalej z tym tematem?".

"Oczywiście, że nie," powiedziała. "Czy coś się stało?"

"Wcale nie," zapewnił Zorian. "To tylko to, że naprawdę muszę iść do łazienki."

Prawdopodobnie nie jest to najlepszy sposób na zrobienie pierwszego wrażenia. Kirielle miała tak zapłacić za postawienie go w tej sytuacji.

Zorian podążał w milczeniu za rodziną, gdy weszli na dworzec Cirin, ignorując żywiołowe powitanie Fortova przez jego "przyjaciół". Przeskanował tłum na peronie w poszukiwaniu znajomych twarzy, ale, co było do przewidzenia, wyszedł z pustymi rękami. Tak naprawdę nie znał aż tak wielu ludzi w swoim rodzinnym mieście, o czym rodzice uwielbiali mu przypominać. Czuł na sobie wzrok matki, gdy bezskutecznie szukał pustej ławki, ale odmówił spojrzenia w jej stronę - odebrałaby to jako pozwolenie na rozpoczęcie rozmowy, a on już wiedział, że zapyta go, dlaczego nie dołączył do Fortova i jego przyjaciół.

Bo to niedojrzałe osły, tak jak Fortov, właśnie dlatego.

Westchnął, patrząc z irytacją na puste tory kolejowe. Pociąg był spóźniony. Nie miał nic przeciwko czekaniu jako takiemu, ale czekanie w tłumie było czystą torturą. Jego rodzina nigdy by nie zrozumiała, ale Zorian nienawidził tłumów. Nie była to żadna namacalna rzecz, naprawdę - raczej duże skupiska ludzi rzutowały na niego jakąś obecność, która ważyła się na nim nieustannie. Przez większość czasu było to irytujące, choć miało swoje zastosowania. Rodzice przestali zabierać go do kościoła, kiedy zorientowali się, że wciąganie go do małej sali wypełnionej ludźmi powoduje zawroty głowy i omdlenia w ciągu kilku minut. Na szczęście dworzec nie był obecnie na tyle zatłoczony, by wywołać tak intensywne efekty, ale Zorian wiedział, że długotrwała ekspozycja zbierze swoje żniwo. Miał nadzieję, że pociąg nie będzie jechał zbyt długo, bo nie miał ochoty spędzić reszty dnia z bólem głowy.

Głośny śmiech Fortowa wyrwał go z tak ponurych rozmyślań. Jego starszy brat nie miał takich problemów, to pewne. Był wesoły, towarzyski i miał uśmiech, który mógł rozświetlić świat. Ludzie, którymi się otaczał, byli nim wyraźnie zachwyceni, a on sam wyróżniał się wśród nich na pierwszy rzut oka, mimo że miał taką samą szczupłą budowę jak Zorian. Po prostu miał wokół siebie ten rodzaj obecności. Pod tym względem był podobny do Daimena, tyle że Daimen posiadał rzeczywiste umiejętności, które wspierały jego urok.



Rozdział 001 - Good Morning Brother (5)

Zaśmiał się, kręcąc głową. Zorian nie wiedział na pewno, jak Fortov został przyjęty do rzekomo elitarnej instytucji, jaką była magiczna akademia Cyorii, ale podejrzewał, że ojciec obsmarował kilka palm, by Fortov się dostał. Nie chodziło o to, że Fortov był głupi, a raczej o to, że był leniwy i zupełnie nie potrafił się skupić na zadaniu, nieważne jak krytycznym. Nie żeby większość ludzi o tym wiedziała, oczywiście. Chłopak był czarujący jak diabli i bardzo sprawny w zamiataniu swoich niedoskonałości pod metaforyczny dywan.

Jego ojciec zawsze żartował, że Fortov i Zorian mają w sobie po połowie Daimena: Fortov miał jego urok, a Zorian jego kompetencje.

Zorian nigdy nie lubił poczucia humoru ojca.

Gwizdek przeszył powietrze, a pociąg wjechał na stację z głośnym piskiem metalowych kół hamujących o tory. Oryginalne pociągi były maszynami napędzanymi parą, która unosiła dym gdziekolwiek się pojawiła i zużywała niebotyczne ilości węgla, aby utrzymać się w ruchu, ale ten był napędzany nowszymi techno-magicznymi silnikami, które zamiast tego zużywały skrystalizowaną manę. Czystsze, tańsze i wymagające mniejszej konserwacji. Zorian mógł faktycznie poczuć manę promieniującą z pociągu, gdy się zbliżał, choć jego zdolność wyczuwania magii była zbyt słabo rozwinięta, by zdradzić mu jakiekolwiek szczegóły. Zawsze chciał rozejrzeć się po maszynowni jednego z nich, ale nigdy nie mógł wymyślić dobrego sposobu, by podejść do operatorów pociągu.

Ale to była myśl na inny czas. Pożegnał się krótko z matką i Kirielle i wszedł do pociągu, by znaleźć sobie miejsce. Celowo wybrał pusty przedział, co było zaskakująco łatwe do znalezienia. Najwyraźniej, mimo zgromadzonego tłumu, niewielu z nich jechało tym właśnie pociągiem.

Pięć minut później pociąg wydał kolejny, drażniący uszy gwizd i rozpoczął swoją długą podróż w kierunku Cyorii.

Rozległ się ostry trzask, po którym rozległ się dźwięk dzwonka.

"Teraz zatrzymuje się w Korsie" - odbił się echem zdezelowany głos. Ponownie rozległ się dźwięk trzasku. "Powtarzam, teraz zatrzymuje się w Korsie. Dziękuję."

Głośniki zaprotestowały po raz ostatni, zanim zamilkły.

Zorian wydał długie westchnienie irytacji i otworzył oczy. Nienawidził pociągów. Nuda, upał i rytmiczne odgłosy uderzeń sprzysięgły się, by uczynić go sennym, ale za każdym razem, gdy w końcu zapadał w sen, był niegrzecznie budzony przez spikera. Zorian zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie po to jest spiker - by obudzić pasażerów, którzy przespali swój cel podróży - ale nie było to mniej irytujące z tego powodu.

Wyjrzał przez okno i zobaczył dworzec kolejowy jak każdy inny. W rzeczywistości był całkowicie identyczny jak pięć poprzednich, aż do niebieskiego konturu na wielkiej białej tablicy z napisem "Korsa". Najwyraźniej budowniczowie stacji pracowali obecnie na jakimś szablonie. Patrząc na peron stacji, mógł dostrzec duży tłum ludzi czekających na pociąg. Korsa była ważnym ośrodkiem handlowym i mieszkało tu wiele świeżo upieczonych rodzin kupieckich, które wysyłały swoje dzieci do prestiżowej akademii w Cyorii, by zostały magami i mogły się zadomowić wśród dzieci innych wpływowych ludzi. Zorian życzył sobie, by żaden z jego kolegów nie dołączył do niego w przedziale, ale wiedział, że to jałowe marzenie. Było ich zbyt wielu, a poza nim jego przedział był zupełnie pusty. Zrobił wszystko, co mógł, aby wygodnie ułożyć się na swoim miejscu i ponownie zamknął oczy.

Pierwszą osobą, która dołączyła do niego w przedziale była pulchna, nosząca okulary dziewczyna w zielonym golfie. Obdarzyła go pobieżnym spojrzeniem i w milczeniu zaczęła czytać książkę. Zorian byłby zachwycony tak miłą towarzyszką podróży, ale wkrótce weszła grupa czterech innych dziewczyn i zajęła pozostałe cztery miejsca dla siebie. Nowe osoby były bardzo głośne i miały skłonność do chichotów, a Zorian miał wielką ochotę wstać i znaleźć sobie nowy przedział. Resztę podróży spędził na zmianę patrząc przez okno na niekończące się pola, które mijali i wymieniając zirytowane spojrzenia z zieloną turkusową dziewczyną, która wydawała się być podobnie zirytowana wybrykami innych dziewczyn.

Wiedział, że zbliżają się do Cyorii, gdy na horyzoncie dostrzegł drzewa. Na tej trasie tylko jedno miasto znajdowało się tak blisko Wielkiej Puszczy Północnej, a pociągi w inny sposób unikały zbliżania się do tak niechlubnego miejsca. Zorian podniósł swoją torbę i poszedł stanąć przy wyjściu. Chciał wysiąść jako jeden z pierwszych i w ten sposób uniknąć tłoku, jaki zawsze panował przy Cyorii, ale spóźnił się - przy wyjściu był już tłum, gdy się zbliżył. Oparł się o pobliskie okno i czekał, przysłuchując się ożywionej rozmowie trzech pierwszorocznych studentów obok niego, którzy z podnieceniem opowiadali sobie o tym, jak zamierzają rozpocząć naukę magii i nie tylko. Rany, ależ byli rozczarowani. Pierwszy rok to była tylko teoria, ćwiczenia medytacyjne i uczenie się, jak uzyskać stały dostęp do swojej many.

"Hej, ty! Jesteś jedną z wyższych klas, prawda?"

Zorian spojrzał na rozmawiającą z nim dziewczynę i stłumił jęk irytacji. Nie miał ochoty angażować się w rozmowy z kimkolwiek, a tym bardziej z nadmiernie rozentuzjazmowaną grupą pierwszoroczniaków. Od rana siedział w pociągu, matka zrobiła mu paskudny wykład, bo nie zaproponował Ilsie czegoś do picia, gdy była w domu, a on nie miał nastroju na nic.

Mimo to, co miał zrobić? Po prostu stać i nic nie mówić?

"Przypuszczam, że można mnie tak określić," powiedział ostrożnie.

"Czy możesz nam pokazać jakąś magię?" zapytała niecierpliwie.

"Nie," odpowiedział Zorian płasko. Nawet nie kłamał. "Pociąg jest odgrodzony, aby zakłócić kształtowanie mana. Mieli problemy z ludźmi wzniecającymi pożary i dewastującymi przedziały."

"Och," powiedziała dziewczyna, wyraźnie rozczarowana. Zmarszczyła brwi. "Kształtowanie many?" zapytała ostrożnie.

Zorian uniósł brew. "Nie wiesz, co to jest mana?" Była pierwszoroczna, owszem, ale to był elementarz. Każdy, kto przeszedł przez szkołę podstawową, powinien wiedzieć przynajmniej tyle.

"Magia?" próbowała kulawo.

"Ugh," chrząknął Zorian. "Nauczyciele by cię za to oblali. Nie, to nie jest magia. To jest to, co zasila magię - energia, moc, którą mag kształtuje w magiczny efekt. Więcej o tym dowiesz się na wykładach, jak sądzę. Podsumowując: bez many nie ma magii. A ja w tej chwili nie mogę użyć żadnej many."

To było mylące, ale nieważne. Nie było mowy, żeby tłumaczył podstawy zaklinania jakiemuś przypadkowemu pierwszoroczniakowi, zwłaszcza, że powinna już znać te rzeczy.

"Um, w porządku. Przepraszam, że przeszkadzam w takim razie."

Z wielkim piskiem i puszczaniem pary, pociąg zatrzymał się na dworcu Cyorii, a Zorian wysiadł z niego tak szybko, jak tylko mógł, przepychając się obok zaskoczonych pierwszoroczniaków wpatrujących się w widok przed nimi.

Stacja kolejowa w Cyorii była ogromna, co było jeszcze bardziej oczywiste przez fakt, że była zamknięta, przez co wyglądała bardziej jak gigantyczny tunel. Właściwie to cały dworzec był jeszcze większy, ponieważ znajdowały się tam jeszcze cztery "tunele" takie jak ten, plus wszystkie obiekty pomocnicze. Nigdzie na świecie nie było nic podobnego i praktycznie każdy był osłupiały, gdy zobaczył to po raz pierwszy. Zorian też był, gdy pierwszy raz tu zszedł. Uczucie dezorientacji było potęgowane przez samą liczbę ludzi, którzy przechodzili przez ten terminal, czy byli to pasażerowie wchodzący i wychodzący z Cyorii, pracownicy kontrolujący pociąg i rozładowujący bagaże, kioskarze wykrzykujący nagłówki gazet, czy bezdomni żebrzący o drobne. O ile wiedział, ten masowy przepływ ludzi nigdy tak naprawdę nie ustał, nawet w nocy, a ten dzień był szczególnie pracowity.

Spojrzał na olbrzymi zegar wiszący u sufitu i stwierdzając, że ma mnóstwo czasu, kupił sobie chleb w pobliskiej piekarni, a następnie obrał kurs na centralny plac Cyorii, zamierzając zjeść nowo nabyte jedzenie, siedząc na brzegu tamtejszej fontanny. Było to miłe miejsce na relaks.

Cyoria była ciekawym miastem. Była jednym z najbardziej rozwiniętych i największych miast na świecie, co na pierwszy rzut oka było dziwne, ponieważ Cyoria znajdowała się niebezpiecznie blisko dzikich terenów zamieszkanych przez potwory i nie miała korzystnych warunków handlowych. Tym, co naprawdę nadało jej rozgłos, była ogromna okrągła dziura po zachodniej stronie miasta - prawdopodobnie najbardziej oczywiste wejście do lochu i jedyna znana studnia mana rangi 9. Absolutnie ogromne ilości many tryskające z podziemi sprawiły, że miejsce to stało się nieodpartym magnesem dla magów. Obecność tak ogromnej liczby magów sprawiła, że Cyoria nie przypominała żadnego innego miasta na kontynencie, zarówno pod względem kultury mieszkających tam ludzi, jak i, co bardziej oczywiste, architektury samego miasta. Wiele rzeczy, które byłyby zbyt niepraktyczne, by zbudować je gdzie indziej, były tutaj rutynowo wykonywane i stanowiły inspirujący widok, jeśli udało się znaleźć dobre miejsce, z którego można było obserwować miasto.

Z kolei duża liczba szczurów skupionych na dole schodów, do których się zbliżał, była znacznie mniej inspirująca. Zdawały się zauważać jego podejście, ich liczne oczy śledziły go, nienaturalnie skupione i skoordynowane. Zamarł w miejscu, jego przerażenie na ten widok gwałtownie wzrosło. Ich zachowanie było wystarczająco dziwne, ale jego serce naprawdę przyspieszyło, gdy zwrócił uwagę na ich głowy. Czy to... czy ich mózgi były odsłonięte!? Przełknął ciężko i zrobił krok do tyłu, powoli wycofując się z klatki schodowej, zanim odwrócił się i uciekł w pełnym sprincie. Nie był pewien, czym są, ale to zdecydowanie nie były normalne szczury.

Przypuszczał jednak, że nie powinien być tak zszokowany. Miejsce takie jak Cyoria przyciągało nie tylko magów. Magiczne stworzenia wszystkich ras znajdowały takie miejsca równie nieodparcie. Cieszył się tylko, że szczury go nie ścigały, bo nie miał nic w kwestii zaklęć bojowych. Jedynym znanym mu zaklęciem, które można było użyć w takiej sytuacji, było zaklęcie "spook animals", ale nie miał pojęcia, jak skuteczne byłoby ono wobec tak wyraźnie magicznych stworzeń.

Nieco roztrzęsiony, ale wciąż zdeterminowany, by dotrzeć do fontanny, próbował okrążyć zgromadzenie szczurów, przechodząc przez pobliski park, ale szczęście nie było dziś po jego stronie. W momencie, gdy zbliżył się do jednego z małych mostków, przez które musiał przejść, aby przedostać się przez park, jego myśli przerwało niewątpliwe zawodzenie. Ktoś płakał na moście, głośno, a bogate doświadczenie Zoriana z Kirielle mówiło mu, że to prawdopodobnie mała dziewczynka.

Z pewnością, gdy wszedł na most przed sobą znalazł małą czarnowłosą dziewczynkę wypłakującą oczy i blokującą ścieżkę. Zorian zatrzymał się na sekundę, by przyjrzeć się sytuacji i nie znajdując żadnego oczywistego powodu jej cierpienia, powoli podszedł, by zobaczyć, w czym tkwi problem.

Przypuszczał, że mógłby po prostu przepchnąć się obok niej i zostawić ją tam, by się wypłakała, ale nawet on nie był aż tak zimny.

Dziewczyna nie wycofała się na jego ostrożne podejście, więc Zorian po prostu kucnął obok niej i spróbował zwrócić jej uwagę łagodnym powitaniem. To... nie działało zbyt dobrze. Ona po prostu dalej płakała, ignorując jego słowa. Odezwał się głośniej, pytając ją, co się stało. To przyniosło odpowiedź, ale jej próby mówienia były tak zniekształcone przez jej płacz i duszenie się, że Zorian nie zrozumiał ani słowa z tego, co powiedziała.

W końcu zajęło mu pięć pełnych minut, by uspokoiła się na tyle, by wyjaśnić, co się stało. Prawdopodobnie istniał lepszy sposób na uspokojenie płaczącego dziecka niż spokojne powtarzanie, że nie może jej pomóc, dopóki nie powie mu, co się stało, ale Zorian postanowił grać bezpiecznie. Szturchnięcie jej w żebra kilka razy i powiedzenie jej, żeby przestała być taką beksą, zadziałało na Kirielle, ale czuł, że to ryzykowny manewr na nieznanym dziecku, które dopiero co poznał.

"T-the b-bike!" wymamrotała w końcu między czkawką. "It f-fell in!" zawodziła.

Zorian zamrugał, próbując to zinterpretować. Najwyraźniej zdając sobie sprawę, że nie ma sensu, dziewczyna wskazała na potok płynący pod mostem. Zorian spojrzał przez krawędź mostu i, jak się okazało, dziecięcy rowerek był do połowy zanurzony w błotnistej wodzie.

"Huh," powiedział Zorian. "Ciekawe jak to się stało?"

"Wpadł do środka!" powtórzyła dziewczynka, wyglądając jakby miała się znowu rozpłakać.

"W porządku, w porządku, nie ma potrzeby na wodotryski. Wyciągnę ją, dobrze?" powiedział Zorian, spoglądając na rower spekulatywnie.

"Pobrudzisz się", ostrzegła cicho. Zorian mógł stwierdzić z jej tonu głosu, że miała nadzieję, że i tak go wyciągnie.

"Nie martw się, nie mam zamiaru brodzić w tym błocie," powiedział Zorian. "Obserwuj."

Wykonał kilka gestów i rzucił zaklęcie "lewituj przedmiot", powodując, że rower szarpnięciem wynurzył się z wody i wzbił w powietrze. Rower był o wiele cięższy niż przedmioty, z którymi zwykle ćwiczył, i musiał lewitować go o wiele wyżej niż był przyzwyczajony, ale nie było to nic poza jego możliwościami. Chwycił rower za siodełko, gdy był wystarczająco blisko i umieścił go na mostku.

"Tam," powiedział Zorian. "Jest cały zabłocony i mokry, ale nie mogę ci tam pomóc. Nie znam żadnych zaklęć czyszczących."

"O-Okay," przytaknęła powoli, ściskając swój rower, jakby miał wylecieć jej z ręki w chwili, gdy go puści.

Pożegnał się z nią i wyszedł, decydując, że jego relaksujący czas przy fontannie po prostu nie był przeznaczony. Pogoda zdawała się pogarszać dość szybko - ciemne chmury wisiały złowieszczo na horyzoncie, zwiastując deszcz. Postanowił po prostu dołączyć do rozproszonego szeregu uczniów zmierzających w stronę akademii i mieć to już za sobą.

Z dworca do akademii było daleko, bo dworzec znajdował się na obrzeżach miasta, a akademia tuż obok Dziury. W zależności od tego, jak sprawny fizycznie byłeś i jak dużo bagażu musiałeś ciągnąć, mogłeś dotrzeć tam w godzinę lub dwie. Zorian nie był szczególnie sprawny fizycznie, co wynikało z jego chudej sylwetki i zamknięcia w sobie, ale celowo spakował się lekko w oczekiwaniu na tę podróż. Dołączył do korowodu studentów, który wciąż wyruszał z dworca w kierunku akademii, ignorując okazjonalnych pierwszoroczniaków zmagających się z nadmiarem bagażu. Współczuł im, ponieważ jego bracia-dupki również nie ostrzegli go, aby ograniczył bagaż do minimum, co oznaczało, że był taki sam jak oni, gdy po raz pierwszy dotarł na stację kolejową, ale nie mógł nic zrobić, aby im pomóc.

Pomijając groźbę deszczu i pecha, czuł się ożywiony, gdy zbliżał się do terenów akademii. Czerpał z many otaczającej Hole, uzupełniając zapasy many, które wydał na lewitowanie roweru tej dziewczyny. Akademie magów są prawie zawsze budowane na szczytach studni many, aby wykorzystać ten efekt. Obszar z tak wysokim poziomem many jest idealnym miejscem dla niedoświadczonych magów do ćwiczenia zaklęć. W każdej chwili, gdy zabraknie im many, mogą uzupełnić jej naturalną regenerację, czerpiąc jej zapasy z samego otoczenia.

Zorian wyjął jabłko, które wciąż nosił w kieszeni i lewitował nim nad dłonią. Nie było to właściwie zaklęcie, a jedynie manipulacja surową maną - ćwiczenie kształtowania many, które miało pomóc magom w poprawieniu ich zdolności do kontrolowania i kierowania magicznymi energiami. Wyglądało to na tak prostą rzecz, ale Zorian potrzebował dwóch lat, by w pełni ją opanować. Czasami zastanawiał się, czy jego rodzina ma rację i czy rzeczywiście za bardzo skupił się na nauce. Wiedział na pewno, że większość jego kolegów i koleżanek z klasy ma o wiele słabszą kontrolę nad swoją magią i nie wydaje się, żeby to ich zbytnio hamowało.

Odrzucił konstrukt many trzymający jabłko w powietrzu i pozwolił mu spaść na swoją dłoń. Kropla deszczu spadła na jego dłoń razem z jabłkiem. Wkrótce za nią podążyła kolejna kropla deszczu, rozpryskując się na jego okularach.

Żałował, że nie ma jakiegoś zaklęcia chroniącego przed deszczem. To, albo parasol. Jedno i drugie sprawdziłoby się równie dobrze, z tym, że parasol nie wymagał kilkuletniego treningu, aby go używać.

"Magia może być czasem takim zdzierstwem" - powiedział ponuro Zorian.

Wziął głęboki oddech i zaczął biec.

"Huh. A więc istnieje zaklęcie chroniące przed deszczem," mamrotał Zorian, obserwując krople deszczu rozpryskujące się na niewidzialnej barierze przed nim. Wyciągnął rękę ponad krawędź bariery, a ona przeszła bez przeszkód. Wycofał swoją mokrą rękę w bezpieczne miejsce bariery i podążał za granicą tak daleko, jak widziały to jego oczy. Z tego co mógł stwierdzić, bariera otaczała cały teren akademii (co było nie lada wyczynem, gdyż teren akademii był dość rozległy) w ochronnej bańce, która powstrzymywała deszcz - i tylko deszcz - przed przeniknięciem przez nią. Najwyraźniej akademia znów zmodernizowała swoje osłony, bo nie miały tej funkcji, gdy ostatnio padało.

Wzruszając ramionami, odwrócił się i ruszył w stronę budynku administracyjnego. Szkoda, że bariera nie wysuszyła cię, gdy ją przekroczyłeś, bo on był przemoczony. Na szczęście jego torba była wodoodporna, więc jego ubrania i podręczniki nie były w niebezpieczeństwie. Zwalniając do spokojnego spaceru, studiował kolekcję budynków, które tworzyły akademię. Oddziały nie były jedyną rzeczą, która została zmodernizowana; całe miejsce wyglądało... ładnie, z braku lepszego określenia. Każdy budynek był świeżo pomalowany, stara ceglana droga została zastąpiona znacznie bardziej kolorową, klomby były w pełnym rozkwicie, a mała fontanna, która nie działała od lat, nagle zaczęła funkcjonować.

"Ciekawe, o co w tym wszystkim chodzi" - mruknął.

Po kilku minutach kontemplacji uznał, że niewiele go to obchodzi. Dowie się prędzej czy później, jeśli będzie to miało jakiekolwiek znaczenie.

Budynek administracji był, co było do przewidzenia, w większości pusty od studentów. Większość z nich chroniła się przed deszczem, zamiast naciskać jak Zorian, a ci, którzy nie mieszkali na terenie akademii, nie mieli powodu, by tu dziś przychodzić. Dla Zoriana było to idealne rozwiązanie, gdyż oznaczało, że może szybko skończyć tutaj pracę.

'Szybko' okazało się być pojęciem względnym. Dwie godziny trwały przepychanki z dziewczyną pracującą w administracji, zanim załatwił wszystkie niezbędne formalności. Zapytał o plan zajęć, ale powiedziano mu, że nie jest jeszcze gotowy i że będzie musiał poczekać do poniedziałku rano. Jakby się zastanowić, Ilsa wspomniała o tym samym. Zanim wyszedł, dziewczyna dała mu książkę z zasadami, z którymi studenci trzeciego roku mieli się zapoznać, zanim wysłała go w drogę. Zorian bezczynnie przeglądał ją w poszukiwaniu pokoju 115, po czym schował ją do jednej z bardziej ukrytych przegródek w plecaku, by nigdy więcej do niej nie zajrzeć.

Mieszkanie zapewnione przez Akademię było dość okropne i Zorian nie miał z nim przyjemnych doświadczeń, ale było darmowe, a mieszkania w Cyorii miały bardzo zawyżone ceny. Nawet dzieci szlachty często mieszkały na terenie akademii, a nie we własnych mieszkaniach, więc kim był, żeby narzekać? Poza tym, mieszkanie tak blisko sali wykładowej skracało czas podróży każdego ranka i stawiało go blisko największej biblioteki w mieście, więc zdecydowanie były tego dobre strony.

Godzinę później uśmiechnął się do siebie, wchodząc do dość przestronnego pomieszczenia. Ucieszył się jeszcze bardziej, gdy zorientował się, że ma własną łazienkę. Z kabiną prysznicową, nie mniej! To była mile widziana odmiana od dzielenia ciasnego, małego pokoju z niewybrednym współlokatorem i poruszania się po jednej wspólnej łazience z całym piętrem. Jeśli chodzi o meble, w pokoju było łóżko, szafa, zestaw szuflad, biurko i krzesło. Wszystko, czego Zorian potrzebował, naprawdę.

Zrzucając swój bagaż na podłogę, Zorian przebrał się z mokrych ubrań, po czym z ulgą położył się na łóżku. Miał jeszcze dwa dni do rozpoczęcia zajęć, więc postanowił odłożyć rozpakowywanie do jutra. Zamiast tego pozostał bez ruchu na łóżku, zastanawiając się przez chwilę, dlaczego nie słyszy kropel deszczu uderzających o szklaną płaszczyznę okna obok łóżka, zanim przypomniał sobie o barierze przeciwdeszczowej.

"Muszę się nauczyć to rzucać" - mruknął.

Jego kolekcja zaklęć była w tej chwili bardzo ograniczona, składała się z około dwudziestu prostych zaklęć, ale miał plany, aby to naprawić w tym roku. Jako certyfikowany mag pierwszego kręgu miał teraz dostęp do części biblioteki akademii, do których wcześniej nie miał dostępu, i planował je przeszukać w poszukiwaniu zaklęć w nich zawartych. Poza tym, tegoroczne zajęcia miały być znacznie bardziej skoncentrowane na praktycznym rzucaniu zaklęć teraz, gdy udowodnili, że są do tego zdolni, więc powinien nauczyć się wielu ciekawych rzeczy na zajęciach.

Zmęczony długą podróżą Zorian zamknął oczy, zamierzając uciąć sobie krótką drzemkę.

Obudziłby się dopiero następnego dnia rano.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Desperacka walka"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści