Nadciągające konsekwencje

Rozdział pierwszy Gloria

Rozdział pierwszy

Gloria

Przygotowuję się do sesji zdjęciowej, kiedy słyszę wiadomość, że Isaak został aresztowany. Przez długą chwilę to do mnie nie dociera. Moje ciało reaguje przed umysłem, ostrzegając mnie długim rwaniem po kręgosłupie, gdy podsuwam czerwone buty siedzące pod damską orchideą pantofelkową w miękkim, zielonym otoczeniu ogrodu zimowego.

Wtedy jego nazwisko przenika do mojego mózgu. Isaak Margolis. Podnoszę głowę i patrzę na radio, jakby miało mi pokazać jego dawno zapomnianą twarz. Moje serce zatrzymuje się, jakby szykując się do ponownego zdruzgotania, po czym znów zaczyna bić z mocnym hukiem.

Isaak.

Przez te wszystkie lata czekałem, aż spadnie drugi but. Teraz spada jak meteor na mój świat, kiedy wreszcie odprężyłem się w tym bogatym, zwyczajnym życiu wypełnionym muzyką i moimi zdjęciami na Instagramie oraz comiesięcznymi obiadami w Russian Tea Room z malejącą liczbą byłych stewardess, które znam od ponad pięćdziesięciu lat.

Zapadam się w krzesło nieopodal stołu, moje nogi są zbyt chwiejne, by mnie podtrzymać, i słucham, jak spiker BBC wyjaśnia, że podejrzany złodziej dzieł sztuki i fałszerz został zgarnięty przez Interpol we Florencji na zakończenie trwających od dziesięcioleci poszukiwań zaginionych dzieł sztuki. Świat sztuki jest zelektryzowany, bo znaleziono u niego Pissarro, który zaginął od czasów sprzed II wojny światowej.

Przez cały ten czas. Cały ten czas. Przez długie chwile pozwalam, by panika, żal i tęsknota huczały w moich żyłach, emocje przepełniały mnie w sposób, o którym zapomniałem. Myślę o twardej, długiej twarzy i pięknych dłoniach Isaaka, myślę o naszej wspólnej historii - o naszych matkach, które w czasie wojny cierpiały zarówno prozaiczne, jak i niewyobrażalne tortury; o naszym pragnieniu zrzucenia tej historii i życia bez obciążeń. Myślę o pożądaniu, o niebieskim trzasku powietrza, gdy znaleźliśmy się w odległości kilku stóp od siebie.

Myślę o bardzo realnej możliwości, że spędzę w więzieniu coraz mniejszą liczbę moich dni.

Myślę o jego ciele. Jego szorstkim głosie. O połączeniu, które łączyło nas od pierwszych chwil, kiedy się poznaliśmy. Tak dawno temu, a jednak, w pewnym sensie, tak niedawno jak ostatniej nocy. Pamięć jest dziwna w ten sposób.

Stoję, biorę uspokajający oddech.

I zastanawiam się, ile mam czasu?




Rozdział drugi Willow (1)

Rozdział drugi

Willow

Jadąc pociągiem do Glorii w deszczowy lutowy wieczór, drżę w mojej kwiecistej sukience i cienkiej kurtce, ubraniach, które sprawdziły się w LA, ale nie są dobre w taką pogodę. Moja szyja jest zimna nawet pod włosami i będę musiała zaopatrzyć się w szalik. Nie coś z pływającego jedwabiu, ale prawdziwy szalik, dziergany i gruby. Trochę mi wstyd, że jestem tak naiwnie niedopasowana.

Nie żebym miała duży wybór. Mam przy sobie wszystko, co posiadam.

Moja ciotka Gloria zadzwoniła wczoraj, żeby poprosić mnie o opiekę nad domem, podczas gdy ona odlatuje do drugiego domu jednego ze swoich starych kumpli z TWA. Przez ostatnie kilka lat robiłam to dość często, pilnując mieszkania i jej kotów, ale tak naprawdę chodzi o szklarnię na dachu i setki roślin, które pielęgnowała przez ponad dwie dekady.

Nie sposób wyrazić, jak wielką ulgę przyniósł jej telefon. Mój ostatni koncert skończył się z kaprysem, a ja zbyt długo korzystałam z kanapy, dzięki mojemu byłemu dupkowi, który zamknął mnie w swoim domu w Malibu po wielkiej kłótni. Kiedy mój album upadł, nie miał już dla mnie żadnego pożytku, czego powinnam się spodziewać, ale to bolało. Teraz mam 549 dolarów w gotówce po tym, jak wczoraj kupiłam obiad na lotnisku LAX i ukryłam się na tyłach Panda Express, żeby go zjeść, i powiedzieć, że mam ogon między nogami, byłoby wielkim niedopowiedzeniem. "Midnight Train to Georgia" działa na pętli w moim umyśle, Gladys Knight śpiewa swoją żałobną piosenkę o rezygnacji. LA okazało się zbyt wiele dla mnie też.

Czy ja się poddaję? Ta myśl przyprawia mnie o ból pod żebrami, ale szczerze mówiąc, mam trzydzieści pięć lat. Jak długo jeszcze mogę żyć jako wędrowny muzyk? Do tej pory myślałem, że będę latał po niebie jak moja matka. Naprawdę w to wierzyłem, a to jest równie żenujące jak sama porażka.

Nie porażka, mówi wieczna cheerleaderka w mojej głowie. Tylko niepowodzenie.

Jakkolwiek by nie było. Coraz trudniej jej wierzyć. Dowody są całkiem przytłaczające w przeciwnym kierunku.

Pociąg się zatrzymuje, a ja czuję przypływ ulgi na znajomy widok płytek metra, które w świetle fluorescencyjnym wyglądają na słabo zielone. Ludzie wysiadają. Ludzie wsiadają. Blond nastolatka z zaskakującym tatuażem w kształcie anime na szyi; kobieta w niebieskim hidżabie trzymająca za rękę zuchwałego malucha; niezwykle wysoki, łysy biały mężczyzna w meloniku; para zmęczonych Latynosów w średnim wieku z torbami zakupów na kolanach.

Czuje się dobrze. Witamy. Nic nie mówi o domu bardziej niż ta mieszanka narodów. LA też jest dziką mieszanką, ale wszyscy są tak rozproszeni, że bardziej pracuje się z patchworkową kołdrą niż z gulaszem. Ulga przebiega w górę mojego kręgosłupa, a ja rozluźniam nieco swój uchwyt na torbie Johnny'ego Was na moich kolanach, tote, który kupiłem, gdy album ukazał się po raz pierwszy, świętując sukces.

Haftowana torba jest teraz wypełniona po brzegi moimi ziemskimi dobrami. Mam na sobie ręcznie robione buty kowbojskie, które kiedyś należały do mojej matki, a teraz stały się moim znakiem rozpoznawczym. Szkoda, że nie mam legginsów, ale zapomniałam, jak zimny będzie lutowy deszcz. Znakiem rozpoznawczym przybysza z zewnątrz, turysty. Nie jestem ani jednym, ani drugim.

Na stacji metra przy 72. i Broadwayu wysiadam i wspinam się po schodach, by powitać lejący deszcz. To też jest uczucie jak w domu. Czasami słońce w Kalifornii zaczyna być uciążliwe. Skulona w moim płóciennym płaszczu, z deszczem kapiącym na tył sukienki, trzymam futerał na skrzypce blisko piersi i spieszę do domu, który latem jest jedną z najładniejszych ulic w okolicy. Kiedy docieram do sześciopiętrowego przedwojennego budynku, jestem już przemoczona do suchej nitki.

Jorge, krzepki, podstarzały portier, wita mnie radosnym okrzykiem. "Willow! Gdzie jest twój zimowy płaszcz? Dlaczego nie masz parasola?"

Jestem roztrzęsiona i wyczerpana. "Wiem." Ściskam jego ramię. "Porozmawiamy, ale jestem wymazany".

"Jasne, jasne. Ona jest tam na górze, czeka na ciebie."

Kiwam słabo głową. Moje buty stukają po marmurowym wejściu i wciskam przycisk starej windy. Została ulepszona, ale nadal jest wolna i malutka. Zawozi mnie na ostatnie piętro, numer sześć. W korytarzu pachnie kolacją - mięsem i aromatami, a nawet nutą pieczonego chleba - z drugiego mieszkania. Burczy mi w brzuchu. Mam nadzieję, że zrobiła zakupy.

Jorge musiał zadzwonić, bo zanim docieram do drzwi, otwierają się i ciotka otwiera ramiona. Ma na sobie turkus, oczywiście, bo to jej charakterystyczny kolor. Dzisiaj jest to jedwabny caftan z nadrukiem pawich piór, mocno przepasany, aby pokazać jej drobną talię. "Willow," mówi. "Jesteś przemoczona! Gdzie jest twój parasol?"

"Zapomniałem, że mogę go potrzebować" - mówię tkliwie. W rzeczywistości, nie pamiętam, kiedy ostatnio posiadałem parasol.

"Wejdź, wejdź", mówi uprzejmie. "Idź pod prysznic w tej chwili".

Pod odłamkami światła padającymi w łatach na wytarty, niegdyś bajeczny parkiet, upuszczam torbę i skrzypce i wyplątuję się z butów. Odwracam je do góry nogami, żeby osuszyć się na grubym plecionym dywaniku, który Gloria trzyma w tym celu. Woda kapie z końcówek moich włosów. "Zrobisz herbatę?" pytam.

"Absolutnie." Wyprodukowała gruby ręcznik, w kolorze żywego różu, ponieważ nie widzi sensu posiadania czegokolwiek, co nie jest w jakiś sposób wypełnione życiem. Wycieram twarz, a jeden z kotów przychodzi potykając się radośnie, aby mnie przywitać. Jest ładna, czarno-biała, z długimi włosami i żółtymi oczami. "Witaj, Eloise!" mówię, sięgając w dół, aby pogłaskać jej ogon. Ona trills.

"Sam powiedział, że będzie jutro", mówi Gloria. "Miała dziś wieczór z okazji wydania nowej aplikacji".

Sam to moja starsza siostra, odnosząca olśniewające sukcesy projektantka gier, która uważa mnie za nieznośnie śmieszną. Pojawi się tylko z obowiązku i prawdopodobnie nie będzie szczególnie wesoła, ale nigdy tak naprawdę nie przezwyciężyłam swojego uwielbienia dla bohatera, a część mnie i tak będzie zadowolona z jej wizyty. "Powiedziała 'soiree', prawda?" pytam sucho.

"Nie, oczywiście, że nie." Macha w kierunku mojej sypialni. "Załatwmy ci gorący prysznic. Jesteś głodna?"

"Głodna."

Ona szczerzy się. "Oto moja dziewczyna. Na co masz ochotę?"




Rozdział drugi Willow (2)

"Reuben od Blooma".

"Zaraz to zgłoszę". Poklepała mnie po ramieniu, po czym podniosła moją torbę. "Dobry Boże. Co tu masz?"

Wszystko, chcę powiedzieć. "Nie każdy potrafi spakować do torebki ubrania na cały rok" - mówię, nawiązując do jednego z jej wielu talentów. Ponieważ była stewardesą TWA w latach siedemdziesiątych, jest zadziwiająco dobra w pakowaniu. Biorąc na ramiona moje skrzypce, wychodzę za nią z foyer do korytarza, który biegnie wzdłuż budynku, ze wschodu na zachód i aż do końca, gdzie otwiera drzwi do mojej narożnej sypialni. Okna na zachód i południe pokazują zapadający zmierzch, światła rozświetlające się na żółto, niebiesko i czerwono aż po horyzont. W środku znajduje się moje łóżko z baldachimem, obwieszone moskitierą, kiedy byłam nastolatką, oraz obraz Faerie Queene w błękitach i zieleniach, który zajmuje dużo miejsca na jednej ścianie. Zdjęcia mnie na różnych zawodach wiszą obok kopii okładki mojego albumu, która znajduje się obok najsłynniejszej okładki mojej matki.

Dom.

To słowo tak samo brzemienne w skutki jak każde inne, które znam, ale to miejsce jest jednym z moich ulubionych na świecie. Tutaj mogę pozwolić, aby przestrzeń mnie uziemiła, przytrzymała, dała mi trochę czasu, aby dowiedzieć się, co jest dalej w moim bałaganie życia.

Reuben jest najwspanialszą rzeczą, w jaką zagłębiłem się od miesięcy. Każdy na świecie myśli, że wie, jak zrobić dobry Reuben, ale nie wiesz, jeśli nie jadłeś prawdziwego, z prawdziwym pastrami z delikatesów, gdzie robiono je autentycznie od pokoleń, a następnie ułożono je ze świeżą, chrupiącą kapustą kiszoną i serem szwajcarskim, a wszystko to grillowane na prawdziwym żytnim chlebie. Nigdy nie zależało mi na dressingu, który Gloria zapamiętała.

"To jest oszałamiająco pyszne" - zarządzam po kilku kęsach. Odkładam kanapkę z powrotem do jej papierowego opakowania i wycieram palce, czując, jak poczucie domu i komfortu rozszerza się, pogłębia, rozprzestrzenia się po moim ciele.

"Chciałabym mieć twój metabolizm", mówi po raz chyba milionowy, i to też jest pocieszające. "Twoja matka była taka sama. Mogła jeść wszystko."

"Szczęście w losowaniu", mówię i przesuwam chipsy w jej stronę. Uwielbia je, ale zje tylko dwa. "Wyglądasz na sprawną i szczęśliwą".

Odwraca głowę od małego telewizora, gdzie na półce słabo oświetlonej kuchni gra dwudziestoczterogodzinny kanał informacyjny. To jest nowy nawyk. "Przepraszam, nie zwracałam uwagi", mówi i wyłącza go pilotem.

"Czy coś się dzisiaj wydarzyło?"

"Nie bardzo." Rozchyla stopę pod kafeterią. Jej paznokcie u nóg są w kolorze cukierkowej czerwieni. "To tylko hałas".

Kiwam głową. Zastanawiam się, czy była samotna, ale to nie jest w jej charakterze. Przez całe moje życie była bardzo pewna siebie i swoich potrzeb i doskonale potrafiła je zaspokoić. Proponuję jej kolejny żeton, a ona bierze go z roztargnieniem. "Gdzie tym razem idziesz?" pytam.

"Przepraszam?"

podnoszę brwi. "Twoja podróż? Czy to nie dlatego tu jestem?"

"Oh. Tak. Dani wybiera się na wyspy i zaprosiła mnie, żebym zatrzymała się w jej pensjonacie".

"To brzmi dobrze. Luty w tropikach."

"Tak." Jej spojrzenie dryfuje z powrotem w stronę telewizora i zauważam, że nie odłożyła pilota.

"Czy wszystko w porządku, ciociu?" pytam.

"Oczywiście!" Ponownie wydaje się, że się skupia, nalewając świeżą herbatę do mojej filiżanki z jednego z dzbanków, które zebrała w swoich podróżach po świecie. Ten jest zielony emaliowany z białymi liśćmi, i wiem, że wybrała go dla zielonej herbaty celowo. "Tęskniłam za tobą, kochanie. Opowiedz mi o wszystkim."

Ale mogę powiedzieć, że wciąż nie jest ze mną naprawdę. Coś jest zdecydowanie nie tak.




Rozdział trzeci Sam (1)

Rozdział trzeci

Sam

Przyjęcie z okazji wydania Duchów Ganymede odbywa się w Hops and Heads na Brooklynie, skórzanym lokalu maskującym się jako hiperpub, żeby wszyscy podstarzali chłopcy-cudotwórcy mogli się upewnić, że nadal są fajni. Jestem tam tylko dlatego, że Tommy Gains, projektant, jest jednym z moich najstarszych przyjaciół w branży i osobiście zadzwonił, żeby mnie zaprosić.

Nienawidzę takich koncertów, ale wypolerowałam się i założyłam żółtą sukienkę z baku z paskiem, która czyni cuda dla mojego pudełkowatego ciała, oraz kilka obcasów, dzięki którym stoję o całą głowę wyżej od większości chłopaków. Odkąd skończyłam trzynaście lat, ludzie pytali, czy jestem modelką. Nie dlatego, że jestem piękna, bo nie jestem; to po prostu jedyna rzecz, jaką mogą sobie wyobrazić, że kobieta o wzroście pięć stóp jedenaście mogłaby robić, zwłaszcza jeśli ma "mocne" rysy, jak ja, śmiały nos i ciężkie brwi oraz superszerokie usta, które dają mi śmieszną liczbę zębów, kiedy się uśmiecham, jak Jerry Hall do dwunastej potęgi. Robię to praktyką, aby nie uśmiechać się i zapłacił optometrystę, aby dopasować mnie z kilkoma parami okularów geek-girl, rogowe obręcze i okrągłe druty i kilka bardzo uroczych par kolorowego akrylu. Samo założenie pary okularów daje kobiecie dodatkowe pięćdziesiąt punktów intelektu. Jako kobieta w konkurencyjnej dziedzinie gier komputerowych i aplikacji do gier, potrzebuję wszelkiej pomocy, jaką mogę uzyskać.

Hałas jest frenetyczny, a elektroniczny beat dudni przez pokój, nie za głośno, nie za miękko. Moim celem jest znaleźć Tommy'ego, dać mu cios w ramię i wyjść. Nie chcę widzieć politowania w oczach tych, którzy wiedzą, co się dzieje z moją firmą, a także nie chcę udawać tego u tych, którzy nie wiedzą.

Będę zmuszony do obu tych rzeczy, oczywiście. Im szybciej mi pójdzie, tym mniej będę cierpiał.

Jedną z rzeczy, która zaskakuje mnie, gdy toruję sobie drogę przez tłum w pubie, jest to, jak wiele kobiet jest w pokoju. Od czasu Gamergate w 2014 roku duże firmy jawnie rekrutują kobiety i zapraszają je do kręgu, co doprowadziło do większej liczby kobiet w programach studiów i pokazania się na sztabach. Kilka z nich mnie zauważa, podaje mi podbródek.

Jedna uszata dziewczyna z tęczowymi końcówkami w swoich długich włosach kołysze się, a jej usta się otwierają. "O mój Boże! Sam Janssen! Jesteś całym powodem, dla którego jestem w tej dziedzinie. Uwielbiałam Boudiccę, kiedy byłam małą dziewczynką".

Kiedy byłam małą dziewczynką. "Dziękuję. Jak masz na imię?"

"Ashley Madrid."

"Miło cię poznać." Podaję jej rękę i zaczynam przechodzić obok niej, ale ona ma trochę zgrzytów i porusza swoim ciałem trochę, aby mnie tam zatrzymać, wysuwając skądś kartę, taką, którą wciska w moją dłoń.

"Słuchaj, wiem, że jestem nikim, ale poważnie chciałabym z tobą porozmawiać. Tylko kawa?"

"I'm kind of-"

"Stażowałabym u ciebie za darmo, za cokolwiek. Przynosiłabym ci herbatę, biegała na posyłki czy co tam chcesz, tylko po to, żeby zobaczyć jak pracujesz."

Trudno się oprzeć takiemu chwytowi, z jej wielkimi brązowymi oczami pełnymi nadziei i pewności, że Wielkie Rzeczy czekają. "Może", mówię i chowam kartę do kieszeni. "Pomyślę o tym."

Ona robi mi ukłon namaste. "Dziękuję. Życzę miłej nocy. Widziałem Ashera przy stole z przekąskami, jeśli go szukasz."

Asher.

Szczęście i smutek mieszają się razem. Asher jest moim najstarszym przyjacielem, moim dawnym partnerem biznesowym i jedną z osób, które kocham najbardziej na świecie. Kiedyś pojawilibyśmy się tu razem, zabawiając się nawzajem złośliwymi uwagami. "Dzięki."

Powinienem się odsunąć, ale jakaś starożytna część mnie robi linię do stołu z przekąskami.

Zanim do niego dotrę, wpadam na Jareda Maloneya, dużego faceta z niewielką ilością włosów na głowie i krzaczastą blond brodą, żeby to nadrobić. Jego dżinsy są na czasie, a koszulka w paisley jest do bólu modna, ale niezależnie od tego, ile zarabia, nigdy nie ukryje to jego nieszczęśliwego dorastania. Jego głos jest zawsze odrobinę za głośny i nie szanuje przestrzeni osobistej.

"Samantha!" mówi, używając pełnej formy mojego imienia, mimo że nikt w naszym świecie tego nie robi. Wiem, że robi to, aby przypomnieć mi, że jestem kobietą. "Właśnie pani, którą chciałem zobaczyć".

Pani. "Jak się masz, Jared?" mówię bez fleksji.

"Bardzo dobrze, dziękuję".

"Dobrze, dobrze." Patrzę przez jego ramię, aby sprawdzić, czy mogę szpiegować Ashera. Z pewnością uratowałby mnie, gdyby zobaczył, że stoję tu z Jaredem, który ma jeden główny motyw, który zaczyna się w ... trzy, dwa, jeden:

"Właśnie zdobyłem nagrodę trochę pamiątek Billie Thorne - plakat z jej pierwszego koncertu w CBGB".

Moja uwaga się odwróciła. "CBGB?"

"Grała tam." Łyka delikatnie swoje piwo. "Nie wiedziałeś?"

"Muszę przyznać, że nie." Nie ma ratunku w zasięgu wzroku. Czasami samo poddanie się jego pragnieniu zachwycania się ulubioną gwiazdą rocka, moją matką, wystarczy, by kupić trochę dobrej woli. I za całą swoją nędzę, jest bardzo potężnym facetem w moim świecie, znanym z agresywnych przejęć i hucznych wykupów. Nie mam wątpliwości, że jestem na jego liście nadchodzących przejęć. "To brzmi jak niezła nagroda".

"Tak", mówi. Opowiada mi piosenki, które zagrała na koncert, ludzi w jej zespole w tamtym czasie. To było wcześnie, na pewno, zanim zrobiła album, który wysłał jej gwiazdę w górę, Midnight Morning. "Znalazłem zdjęcie", mówi i przewija swój telefon, jeden palec w powietrzu, aby przypiąć mnie w miejscu. "Oto ono." Obraca telefon dookoła.

To moja matka w wieku dwudziestu lat, chuda i wciąż blond, jej włosy we wstążkach na ramionach, jej sutki wystające z koszulki, siedem naszyjników na szyi, jej ręce pełne bransoletek. W jej prawej ręce pali się papieros. Jest punkowa, hipisowska i piękna - i nigdy wcześniej nie widziałem, jak bardzo moja siostra Willow jest do niej podobna. Rok czy dwa po tym ujęciu ścięła włosy i przefarbowała je na czarno, zmieniając się w Billie Thorne zamiast Billie Janssen.

"Świetne, prawda?" mówi Jared i znów na nią patrzy.

Czuję się przeszyta, widząc ją tak młodą. Nietkniętą. Przez chwilę, kiedy byłam bardzo mała, wyrosła z czarnego pixie. Wspomnienie przemyka mi przez umysł, ja przeczesująca jej włosy przez ramiona, gdy siedzi na podłodze. Całkowicie zbyt znajome poczucie straty narusza moje mury i muszę wziąć głęboki oddech, żeby się cofnąć, wpatrując się w tłum, żeby nie mógł nic odczytać.



Rozdział trzeci Sam (2)

Daję skinienie głową. "Tak."

"Masz szczęście, że ją znałeś", mówi i wiem, że ma to na myśli najszczerzej. "Była jedną z najlepszych singer-songwriterów, którzy kiedykolwiek żyli".

"Była zdecydowanie czymś". Ćpunką, zagubioną duszą, tak naprawdę nigdy nie była matką.

Upuszcza telefon do kieszeni i patrzy na mnie. Jestem natychmiast czujny, jego język ciała przekazuje coś, co moje ciało odbiera, ale mój umysł powoli rozpoznaje. "Sam."

Podnoszę brwi. "Jared."

"Słyszę plotki."

Kurwa. Oto jest. "O czym?"

"Boudicca ma kłopoty."

Odwracam się na wzmiankę o mojej firmie, gotowa do ucieczki, teraz pilnie szukająca znanej mi twarzy. "Nie mówię o tym".

Dotyka mojego ramienia. Po prostu go dotyka, tuż nad łokciem. "Chcę pomóc."

Sadzam stopy, furia wzbiera przez mój kręgosłup, usztywniając go. "Pomóc? Nie masz na myśli przejęcia?"

"Nie, nie, nie! To nie tak." Rozkłada rękę na piersi. "Przysięgam na Billie Thorne, że nigdy bym tego nie zrobił".

O dziwo, wierzę mu. A może po prostu jestem na tyle zdesperowany, żeby brać pod uwagę jakąkolwiek możliwość. "Co w takim razie?"

"Chciałbym usiąść i porozmawiać z tobą o firmie. Mam kilka pomysłów."

Prawdopodobnie zamierza zaoferować kupno Boudicca, gdzie zostanie wchłonięta do masywnej marki, jaką jest Arrakis, jego firma zajmująca się grami. Nawet myśl o tym tworzy gwiazdy wściekłości za moimi oczami. A przecież Boudicca ma kłopoty. Czekam.

"Kolacja, jutro?"

Coś musi być zrobione, a ja nie muszę mówić "tak" na wszystko, co powie. "Jasne." Natychmiast moja skroń zaczyna boleć.

"Poproszę mojego asystenta o przesłanie szczegółów".

Stoję tam w tłumie, gdzie nie znam już wystarczająco dużo graczy, czując się 150 lat starszy, has-been w wieku 40 lat. Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie tak właśnie czuła się moja matka, kiedy po raz ostatni wyruszyła w trasę, po nieudanym albumie i pół tuzina pobytów na odwyku z powodu nałogu heroinowego, który zaczął się prawdopodobnie mniej więcej w czasie, kiedy zrobiono to zdjęcie w CBGB.

Daj mi jeszcze jedną szansę. To nie jest modlitwa, bo nie wierzę w Boga, ale może coś go słucha.

Podchodzę do baru. Głęboko tęsknię za piwem, ale od wieków nie mogłem go pić, a w najlepszych czasach nie jestem wielkim pijakiem. Po prostu nigdy nie widziałem sensu. Ale teraz potrzebuję czegoś, co złagodzi ten ból głowy. "Wódka z limonką, proszę".

Barman, z mięśniami wyskakującymi spod rękawów koszuli, mówi: "Kobieta, która wie, czego chce". Nalewa drinka i podaje go z przymrużeniem oka. "Na zdrowie". Jego akcent jest irlandzki. Jest naprawdę gorący, a ile czasu minęło od...

Nie. Nie może mieć trzydziestu lat, a ja jeszcze nie zaczęłam uwodzić chłopców. "Dzięki." Podnoszę szklankę i staję twarzą w twarz z pokojem, obiecując sobie, że muszę tylko raz zrobić rundę, znaleźć Tommy'ego i wynieść się w cholerę. Biorę łyk i stoję, przeszukując pokój w poszukiwaniu moich punktów wejścia.

"Nie spodziewałem się, że cię tu zobaczę", mówi znajomy głos w moim uchu.

"Asher!"

Uśmiecha się swoim wielkim, szczęśliwym, powitalnym uśmiechem. Jego okulary nie są fałszywymi receptami, ale korygują bardzo poważną krótkowzroczność, którą zawsze twierdził, że jest znakiem genialnego umysłu. Jego włosy są dzikie jak zawsze, luźne czarne loki, których nigdy nie kłopocze się okiełznać produktem, a pod nimi znajduje się najbardziej powitalna twarz na planecie.

Zanim zdąży postawić swoją gardę, rzucam się do uścisku i zanim zdąży się opamiętać, odwzajemnia uścisk. Pachnie świeżym powietrzem i mydłem Safeguard oraz nutą cynamonu, która całkowicie go naznacza. "Tak dobrze cię widzieć", mówię, wdychając. Uczucie.

On nie od razu puszcza, co biorę za znak nadziei. Jego ramiona są ciasne, a ja czuję gęstość jego torsu. "Ditto." Rozłącza się. "Myślałem, że ty i Tommy odpadliście kilka lat temu".

"Tak było." Zamieścił bezmyślnie seksistowski komentarz o kobiecych graczach na mediach społecznościowych, a ja pokroiłam go na drobne kawałki. "A potem to przepracowaliśmy". Rzucam mu równe spojrzenie, próbując użyć telepatii, by powiedzieć, że właśnie to chcę, by się z nami stało. Lekko uderzam go w ramię i nawet jak to robię, myślę, że to głupie. "Jak się masz?"

"Dobra. A ty?"

"Wspaniale."

Potem stoimy tam zalani oceanem rzeczy. Rzeczy, o których nie możemy rozmawiać. Nasza długa przyjaźń, nasza nieudana noc, nasz zepsuty związek. "Jak twoja mama?" Pytam.

"Miała grypę, ale już jest w porządku. Powinieneś pójść do niej. Tęskni za tobą."

"To było po prostu zajęte." Kłamstwo, ale tak bardzo tęskniłem za tym, jak było ostatnim razem, gdy odwiedziłem Deborę, że po prostu nie mogę tego zrobić. To podkreśliło całą pustkę echa, które jest moje życie te dni. "Zrobię to wkrótce."

"Jak Gloria?"

Daję mu pół uśmiechu. "Ona jest Glorią. Jej konto na Instagramie ma teraz dwieście pięćdziesiąt tysięcy followersów. Jest influencerką w dobrej wierze."

Śmieje się, pokazując swoje duże białe zęby. "To wspaniale. Przekaż jej moją miłość."

"Powinieneś sam to zrobić. Wiesz, że ją kochasz. Willow też jest w domu."

"Zostać?"

"Wątpliwe. Znasz Willow."

On przytakuje. "Ona jest wolnym duchem."

Obraca się, aby podnieść swoje piwo z baru. Ściskamy się, aby pozwolić trio dwudziestokilkulatków na zamówienie drinków. "Czuję się jakbym miał dziewięćdziesiąt siedem lat w tym pokoju," mówi.

"Prawda? Kiedy staliśmy się starszym pokoleniem?" Kręcę głową. "Dziewczyna, która grała Boudicca, kiedy była 'małą dziewczynką', zaproponowała, że będzie stażystką".

"Ow. Ale też, to dobra rzecz, prawda?"

"Wziąłem jej kartę. Nad czym teraz pracujesz?"

"Nowa gra," mówi i naśladuje zapinanie ust. "Jest na tym etapie embrionalnym".

"Rozumiem."

"Ty?"

"Kilka rzeczy", kłamię. Mój biznes jest w kłopotach całkowicie dlatego, że mam deficyt pomysłów, odkąd Asher opuścił firmę. "Nadal pracuję nad aplikacją AI. Po prostu nie mogę jej do końca dopracować".

"Coś, o czym chcesz porozmawiać?"

Spoglądam w górę. Jego znajome brązowe oczy spotykają się z moimi. W nich widzę cierpliwość i życzliwość, cechy, których nie doceniałem przez całe życie. "Nadal czuje się jak irytująca, potrzebująca dziewczyna. Przeciwieństwo tego, do czego zmierzam."

Chichocze. "To kwestia czasu, prawda? Trening."

"Tak, prawdopodobnie." Popijam mojego drinka i myślę o milionie sposobów na wyrażenie tego, jak okropne jest życie bez niego. Wybieram najprostsze zdanie. "Tęsknię za tobą, Asher."

"Ja też, Sam".

"Czy nie możemy czasem zjeść lunchu albo nawet tylko kawy? Pójść do kina?" Często spędzaliśmy sobotnie wieczory oglądając anime, nawyk, który zaczęliśmy już w podstawówce, na długo zanim anime stało się modne. Zmierzam do lżejszej nuty. "Ciężko jest namówić dorosłych, żeby zaczęli oglądać anime".

Pochyla głowę. "Nie. Jeszcze nie jestem."

Przełykam. Daj sobie minutę, żebym nie brzmiał tak intensywnie emocjonalnie, jak się czuję. "To jest szalone. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi od trzydziestu lat. Jak mam po prostu iść po kolejną?".

"Nie wiem." Jego usta wykręcają się z żalem. "Ja też jestem samotny".

"Więc dlaczego-"

Jego szczęka ustawia. "Nie. Przepraszam."

"'Kay." Jeśli nie wyjdę stąd, zrobię wielką scenę, a to nie przyniesie mi ani mojemu biznesowi nic dobrego. "Muszę iść."

Łapie mnie za ramię. "Przykro mi, Sam. Chciałbym móc."

"Ja też."

Odchodzę.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Nadciągające konsekwencje"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści